Wycofujemy się

1
wulgaryzmy

VVVVKampania wrześniowa dobiegała końca. Zawodowa armia nie prowadziła działań strategicznych, a znaczna jej część nigdy nie wzięła udziału w walce, przydzielona do ewakuacji „ważnych dla funkcjonowania państwa instytucji i osób”. Weterani z Iraku i Afganistanu ładowali ciężkie skrzynie NBP do samolotów, eskortowanych później przez flotę F-16 lub zabezpieczali przejazdy kolumn wiozących kamarylę ku granicy. Reszta zawodowego korpusu Wojska Polskiego, rzucona do obrony Warszawy poddała się siódmego dnia wojny, okrążona pod Bydgoszczą. Główny ciężar walki z najeźdźcą przyjęła Grupa Armii R, podzielona na czterdzieści cztery dywizje i siedem Samodzielnych Grup Operacyjnych. Oddziały te, w sile pół miliona ochotników i rezerwistów desperacko broniły zajętych pozycji i wiązały znaczne siły wroga szaleńczą, niemal samobójczą taktyką wojny podjazdowej.
VVVVNajchwalebniejsze nawet bohaterstwo tego pospolitego ruszenia nie mogło zmienić losów kampanii. Trzydziestolatkowie, nagle wyrwani z ciepłych objęć żon i dzieci, uzbrojeni w kałasznikowy musieli polec w nierównej walce z regularną, świetnie wyszkoloną i wyposażoną armią. Po dwóch tygodniach desperackiej obrony, znakomita większość z nich znalazła się w niewoli i od tej pory dogasający opór stawiały małe, najwyżej kilkunastoosobowe grupki, tworzące się spontanicznie po rozbiciu większych oddziałów. Ich poświęcenie najczęściej wieńczyła żołnierska śmierć i tylko nielicznym udało się przetrwać w lasach do narodzin dojrzałej partyzantki lub przedrzeć za granicę.
VVVVJedna z takich grupek, po upadku Jeleniej Góry wydostała się z miasta i od kilku dni ukrywała się w lesie. Było ich czterech, razem mieli sto lat, cztery kałasznikowy, dwa granaty, prowiant na trzy dni i świadomość, że z każdą godziną sytuacja zmienia się z krytycznej w beznadziejną. Drogi obstawione były przez wciąż napływających żołnierzy wroga.
VVVVNadchodził wieczór. Od wczesnego południa nie słyszeli ani jednego strzału - świadomość, że w okolicy nikt już nie stawia oporu przygnębiła wszystkich. Milczeli. Wiedzieli, że nie mogą ukrywać się bez celu w lesie. Dotychczasowe próby ustalenia wspólnego planu nie powiodły się, chociaż w grę wchodziło tylko kilka opcji: poddanie się, powrót do domów i zatajenie udziału w wojnie obronnej, lub przebicie się za granicę.
VVVVSiedzieli wokół grubego pnia, na którym ktoś położył karabin i mapę. W półmroku wszyscy wyglądali jednakowo; te same mundury i twarze, upodobnione dwutygodniowym zarostem i brudem. Wokół panowała cisza głębokiego lasu. Najmłodszy z nich, Wegan, drobny rudzielec z bystrym spojrzeniem, nerwowo stukał bagnetem w lufę karabinu. Do tej pory nie zabierał głosu, stwierdzając jedynie, że dostosuje się do większości, zaskoczył więc rozpoczęciem tematu:
VVVV- To co robimy?
VVVVPo tym pytaniu przedwojenny student medycyny pochylił głowę, jakby palnął jakieś głupstwo; był chorobliwie nieśmiały, lecz kwadrans po ogłoszeniu mobilizacji, stał już w miejscu zbiórki ochotników.
VVVV- Poddajmy się - zdecydowanie odpowiedział Damian, postawny, zawsze wyprostowany były strażnik miejski, i przenikliwym wzrokiem spojrzał na przygarbionego dryblasa, który natychmiast wycedził:
VVVV- No i zagrają cię, kurwa, w Katyniu 2 – Siwy, historyk, mówił śmiertelnie poważnie – trzeba spierdalać do siebie i się nie wychylać.
VVVV- Weź, i tak cię wyłapią albo podkablują – Damian wiedział, że życzliwych nie zabraknie, a przy tym naiwnie wierzył w dekret o amnestii.
VVVVObaj mieli świadomość tragicznego wyboru, jakiego nie mogli odwlekać. Umilkli, czekali na głos Przemka, najbardziej doświadczonego, nieformalnego dowódcy. Ten wysoki, barczysty brunet starannie ukrywał pod hełmem długie włosy, źle widziane w wojsku nawet teraz. Przymrużonymi oczami obserwował kolejną kłótnię. Dobrze wiedział, że obaj mają rację; jako ochotnicy są spaleni, a poddanie się oznaczało niemal pewną zsyłkę lub śmierć na miejscu. Przed wojną był maszynistą, dobrze znał sieć kolejową i początkowo zamierzał to wykorzystać, jednak zbyt gęste nasycenie wrogich sił uniemożliwiało dotarcie do torów.
VVVV- Musimy przekroczyć granicę – powiedział bez emocji.
VVVV- Ocipiałeś? – Siwy zerwał się na równe nogi – podobno odkąd Unia nas odcięła, Niemcy bez ostrzeżenia strzelają do uciekinierów, a czeskiej granicy pilnują te skurwysyny!
VVVV- Zajebią nas po drodze! Nie ma szans – wtórował Damian.
VVVVWegan obserwował towarzyszy w skupieniu, zwłaszcza Przemka, który odpalił papierosa, zrzucił czyjś karabin z pieńka i rozłożył mapę, oświetlając ją kolejową latarką.
VVVV- Tu jesteśmy, a tu jest czeska granica - wskazał dwa punkty i czarnym paznokciem wyżłobił linię.
VVVV- To nie ma sensu – Siwy nachylił się nad mapą.
VVVV- Ja nie idę – napuszył się Damian.
VVVV- Skończyłem dyskusję – mruknął Przemek, jakby odpowiadał na pytanie o godzinę.
VVVVWyciągnął kompas, odwrócił się plecami i powiedział:
VVVV- Tam – wskazał – tam jest granica, wypalę tylko...
VVVVZapadła cisza, słychać było skwierczenie niknącego papierosa.
VVVV- A to mój paszport – Wegan przeładował kałasznikowa i stanął przy Przemku. Niespodziewana reakcja świadczyła o żądzy walki; jako jedyny miał pełne magazynki – nie strzelił dotąd ani razu.
VVVV- Zostajemy – Damian odpowiedział za siebie i Siwego.
VVVVPrzemek wyrzucił niedopałek i pożegnał się z nimi. Siwy próbował jeszcze coś perswadować, lecz Przemek zdecydowanym krokiem ruszył we wskazanym przez kompas kierunku, a za nim Wegan.
VVVVPo kilometrze marszu Siwy z Damianem dogonili ich, by wspólnie przedzierać się do granicy. Szybka zmiana decyzji wynikała z przerażenia, jakie ogarnęło mieszczuchów osamotnionych nocą w środku lasu. Zanim jednak podjęli decyzję, pokłócili się, dając ujście zżerającej ich od początku wojny złości. Najwyraźniej nie chcieli tego uzewnętrzniać i godnie powitali towarzyszy:
VVVV- Jak zginąć, to razem! – zawołał Siwy.
VVVV- Razem na szlaku bojowym! – wtórował Damian.
VVVVPonownie w komplecie, szli w kierunku granicy, w całkowitym milczeniu. Nad ranem dotarli do skraju lasu. Pięćset metrów przed nimi, na wąskiej drodze zobaczyli posterunek kontrolny. Między lasem a szosą rozciągało się zaorane pole, z wysoką miedzą, zaczynającą się przy linii drzew, a kończącą przy posterunku. Dwóch wartowników stało po obu stronach przegradzających drogę zasiek z drutu kolczastego. Kilkanaście metrów dalej stał mały dżip; z otwartych okien wydostawał się papierosowy dym.
VVVVSytuacja stała się beznadziejna, partyzanci musieli cofnąć się i spróbować przejść drogę w innym miejscu, o podjęciu walki nie było mowy. Stali przybici niepowodzeniem, zdawali sobie sprawę z konsekwencji spowolnienia, nastroje wyraźnie pogorszyły się. Zmęczeni całonocnym marszem postanowili odpocząć.
VVVVZ daleka zobaczyli kolumnę trzech samochodów; między dwoma wojskowymi dżipami, Damian rozpoznał pancerne BMW 7. Niewątpliwie zbliżał się ktoś ważny i Przemek postanowił obserwować rozwój sytuacji.
VVVVNa widok pojazdów, wartownicy wyrzucili papierosy, a z wozu wysiadło dwóch żołnierzy, wszyscy zaczęli poprawiać mundury i czyścić buty o tył nogawek. Jeden z nich głośno mówił do pozostałych, a następnie wyszedł nieco do przodu i dał sygnał do zatrzymania, wartownicy trzymali broń gotową do strzału. Pierwszy wóz stanął przy dowódcy patrolu, który po chwili zasalutował i kazał ściągnąć zasieki. Kolumna, mimo otwartej drogi nie ruszała. Po chwili z ostatniego dżipa wysiadło kilku żołnierzy i jeden z nich otworzył drzwi limuzyny.
VVVVPrzemek zobaczył niskiego, krępego oficera w białym, galowym mundurze.
VVVV- Przecież to marszałek Jeremienko! – wyrwało mu się z gardła, nieomal za głośno.
VVVVSiwy potwierdził, mieli przed sobą prawą rękę Łukaszenki. Marszałek był znany w Polsce; w ostatnich tygodniach nie było wiadomości, w których nie komentowanoby jego buńczucznych wypowiedzi. Patrzyli jak rozmawia z wartownikami.
VVVV- Nie zamierzam skończyć w fabryce azbestu, jak Sosabowski – wypalił nagle Przemek i nie czekając na sprostowanie Siwego, dodał. – Zdejmujemy go.
VVVVSiwy zaczął straszyć konsekwencjami zabicia jednej z najbardziej wpływowych osób świata, upierając się, że sami nie mają prawa o tym decydować.
VVVV- A kto, jak nie my? – odpowiedział Przemek. – Może prezydent w Londynie, tak? Oszukano nas, ale teraz decyzja jest nasza. Idziemy!
VVVVTowarzysze bez słów ruszyli za nim, sprawnie podczołgali się do krzaków, rosnących w połowie pola. W tym czasie Jeremienko osobiście polewał wódkę do szklanek. Przy blokadzie panowało niedozwolone rozluźnienie, jakie często dopada, gdy zwycięstwo przychodzi zbyt łatwo.
VVVV- Strzelamy do Jeremienki, musi zginąć, potem... Wycofujemy się – głos Przemka zadrżał.
VVVVWiedzieli, że za chwilę odgłosy strzelaniny zwabią śmierć i nie przejmowali się, po kogo przyjdzie. Wymienili pożegnalne spojrzenia. Wycelowali w stojącego tyłem marszałka. Przemek nacisnął spust jako pierwszy, po nim rozległy się kolejne strzały. Jeremienko i stojący najbliżej żołnierz upadli. Pozostali ukryli się za samochodami i otworzyli ogień zaporowy. Siwy i Damian już parę sekund wcześniej przełączyli kałasznikowy na ogień ciągły. Zginęli pierwsi. Przemek strzelał rzadko, śmierć wślizgnęła się przebitym hełmem, kilkanaście sekund po towarzyszach. Wegan, który do tej pory strzelił tylko raz, leżał sparaliżowany widokiem przeszywanych kulami przyjaciół. Nagle przypomniał sobie rozkaz i zaczął czołgać się w kierunku lasu. Poczuł w nodze nieznany ból, który na moment przerwał forsowny odwrót. Kolejny strzał zatrzymał go na zawsze. Białorusini, niepewni sytuacji, jeszcze chwilę masakrowali ciała partyzantów gęstym ostrzałem, zanim padł rozkaz wstrzymania ognia.
VVVVMarszałek Jeremienko zginął na miejscu, sekcja zwłok stwierdziła „trzy potencjalnie śmiertelne rany postrzałowe”, dochodzenie wykazało, że pochodziły z karabinów Przemka, Wegana i Siwego. Ciała partyzantów Białorusini wywieźli w nieznane miejsce, nigdy nie odnaleziono ich szczątków. Pozostała legenda o czwórce bohaterskich ochotnikach.

2
Pomysł dobry, ale na początku nie wiadomo z kim trwa wojna. Dopiero gdy pada Katyń 2 coś świta, że to ci ze wschodu nie wysiedzieli na miejscu i zaczęli. Sytuacja wyjaśnia się jednoznacznie przy generale Jeremienko. Proponuje wstawić gdzieś przy początku jakieś zdanie o białoruskim blitzkriegu.
Ja też pisząc nie wyłapuje pewnych błędów, mam cały obraz w głowie i wszystko zdaje się logiczne. Dla tego nie dostrzega się pewnych niuansów.
Można się spierać teoretycznie, czy Białoruś może samodzielnie pokonać Polskę. To moim skromnym zdaniem przy obecnej władzy grozi nam klęska w konfrontacji z Haiti, nie mówiąc już o jedynej brygadzie z Litwy. Można mieć armię lwów, jeśli jednak dowodzą barany...
Nieposłuszeństwo jest podstawą wolności, posłuszni muszą być niewolnicy.
Nam patriotom szabla i być może mogiła. Wam niewolnicy kajdany i zasłużone knuty.

3
Hej,
to sprawnie napisany tekst, tylko zupełnie pozbawiony emocji. Przypomina reportaż, zapis dokumentalny z pola walki. Być może takie było założenie, nie wiem - mnie to jednak nie przekonuje. Ja lubię, gdy tekst wywołuje emocje, tu tego nie ma, jest płasko.
Pomysł jest fajny, tylko niewykorzystany. Mogłeś wkręcić czytacza, że rzecz dzieje się 1939 (np lekką stylizacją) - miałbyś potem twist i wielkie bum! Tymczasem już w pierwszym akapicie wspominasz Afganistan i wszystko jest jasne. Trochę szkoda.
Postacie są fajne (udało ci się je zróżnicować - to plus w takim krótkim tekście), dialogi przyzwoite (Katyń 2 ;) ). Czyli wracamy do początku: sprawnie, ale bez żadnych emocji.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

4
Ciekawe opowiadanie, sprawnie napisane i o tym co lubię, czyli powstaniu legendy o zwykłych ludziach (zdaje się, że to ochotnicy, co potwierdza posiadanie AK). Choć bardzo mi przeszkadza fakt, że nie ma wyjaśnienia kto i przede wszystkim dlaczego. Zwłaszcza w czasach współczesnych, wojna jeden na jeden, jakoś zdaje mi się wątpliwa. (Poza tym ja nie wierzę, iż wojska Białoruskie dałyby radę same przeprowadzić taki blitzkrieg w innym przypadku niż całkowite zaskoczenia, a temu zdajesz się przeczyć. Przy tym okazując dowódców polskich jako głupców.)

Powołana rezerwa (a co dopiero ochotnicy) tocząca regularną bitwę z wrogą armią zawodową, bez wsparcia własnej? Eeeee, serio?
I takie dwa śmieszki
Trzydziestolatkowie, nagle wyrwani z ciepłych objęć żon i dzieci, uzbrojeni w kałasznikowy musieli polec w nierównej walce z regularną, świetnie wyszkoloną i wyposażoną armią.
Siwy zaczął straszyć konsekwencjami zabicia jednej z najbardziej wpływowych osób świata,
O ile przy pierwszym mam wątpliwości, czy na pewno Białoruś zaatakowała sama, a ty po prostu nie powiedziałeś o jej sojusznikach (zapewne Rosji), to przy drugim spadłem z krzesła, rechocząc :)
Niestety nie zdołałem zrozumieć, co chciałeś osiągnąć nawiązaniami do IIWŚ. Jeśli to było dla ciebie ważne, to niestety okazałem się zbyt mało domyślny, lub po prostu nie posiadam odpowiedniej wiedzy.
-Może jak będę dużym chłopcem, ludzie będą mnie prosić o pomoc.
-Albo żebyś się przesunął.

5
nie chcem, ale muszem:
Gulo_Albus pisze:Ja też pisząc nie wyłapuje pewnych błędów, mam cały obraz w głowie i wszystko zdaje się logiczne. Dla tego nie dostrzega się pewnych niuansów.
Nie. Nigdzie nie popełniłem błędu, wszystko jest na swoim miejscu, widzisz Pilif radzi dokładnie coś innego. Znowu dostaję więc sprzeczne rady, ale ok, to znowu nowa wiedza.
Thug pisze:(zdaje się, że to ochotnicy, co potwierdza posiadanie AK).
gdybyś uważnie przeczytał tekst, nie musiałoby Ci się zdawać
Thug pisze:Zwłaszcza w czasach współczesnych, wojna jeden na jeden, jakoś zdaje mi się wątpliwa.
taki wariant jest opracowany przez Sztab WP, i zakłada odparcie sił białoruskich pod Łodzią, i jeśli znasz choć trochę geografię, to rozumiesz, że generałowie Wojska Polskiego zakładają, że w tym czasie w stolicy może nie rządzić Hania, ale komisarz generał Aleksiej "Wieszatiel 2" Jebiewdenko. Poza tym kiedy dzieje się akcja?
Thug pisze:Powołana rezerwa (a co dopiero ochotnicy) tocząca regularną bitwę z wrogą armią zawodową, bez wsparcia własnej? Eeeee, serio?
gdzie to wyczytałeś? nie ma regularnej (walnej, otwartej) bitwy w wydaniu Grupy Armii R- wyraźnie jest napisane o taktyce wojny podjazdowej, szaleńczej i samobójczej, i tylko wiążącej siły wroga
O ile przy pierwszym mam wątpliwości, czy na pewno Białoruś zaatakowała sama, a ty po prostu nie powiedziałeś o jej sojusznikach (zapewne Rosji),
no raczej,
Thug pisze:to przy drugim spadłem z krzesła, rechocząc
przykro mi, ale w pewnych kwestiach nie jestem w stanie Ci pomóc.
mogę natomiast wyjaśnić coś, co powinieneś złapać w locie, a co Cię przerosło:
rozumiem, że śmieszy Cię marszałek Jeremienko jako jedna z najbardziej wpływowych osób świata, hm, ok, najprościej jak się da: to naturalne, że marszałek (być może głównodowodzący, prawa ręka dyktatora) jest taką osobą (w czasie wojny) bo:
1. nie wiesz kiedy dzieje się akcja, być może za dziesięć lat, więc jeśli w op jest napisane, że jest jedną z najbardziej wpływowych osób świata, to znaczy, że jest jedną z najbardziej wpływowych osób świata. (po to Siwy- straszący konsekwencjami- jest w op historykiem; to sygnał, że orientuje się w tym co się dzieje, tu nie ma przypadkowości)
2. z natury rzeczy taka osoba staje się bardzo ważna i jej śmierć może mieć przeróżne konsekwencje (których nie wymieniłem w op, bo uznałem za oczywiste); jego następca może zaostrzyć kurs, albo po jego śmierci do władzy dostanie się grupa oficerów przeciwna wojnie
3. ktokolwiek ma trochę rozumu, potwierdzi Ci, że np. za dziesięć lat Białoruś może mieć broń atomową (już teraz sporo się o tym mówi), więc zupełnie oczywistym jest, że kody do jej uzbrojenia znajdują się przy marszałku- a ktoś, kto może odpalić bombę atomową, jest jedną z najbardziej wpływowych osób świata, zwłaszcza w czasie konfliktu,

mam nadzieję, że wystarczy, z resztą op nie jest o wojnie polsko- białoruskiej, ale o tym, jak ludzie stają się bohaterami, po cichu bez patosu i wzniosłości, więc jakby wątek wojny jako takiej, jest tu służebny wobec historii opisanej czwórki

6
Nie musisz, ale chcesz i to bardziej niż ja, więc jedziemy.
Nie. Nigdzie nie popełniłem błędu, wszystko jest na swoim miejscu,
Interesujące, więc skoro zakładasz, że nie popełniłeś żadnego błędu i wszystko jest jak ma być, po prostu ideał, to po co tu dawać? Publikuj!
Ale skoro jesteś tutaj, to troszkę cię "zwiąże walka podjazdową".
gdybyś uważnie przeczytał tekst, nie musiałoby Ci się zdawać
"Jedna z takich grupek", wydostała się z miasta, po jego upadku. Upadek mimowolnie wskazuje mi, że miasta broniono, stoczono bitwę, a mówisz tu, że podobno ochotnicy i rezerwiści toczyli tylko walkę podjazdową. Rozumiesz wątpliwość? Poza tym, miedzy rezerwą a ochotnikami wyczuwam różnicę, choćby umiejętności. Co powinno mieć znaczenie dla owej legendy, która potem powstała.
Taki wariant jest opracowany przez Sztab WP, i zakłada odparcie sił białoruskich pod Łodzią, i jeśli znasz choć trochę geografię, to rozumiesz, że generałowie Wojska Polskiego zakładają, że w tym czasie w stolicy może nie rządzić Hania, ale komisarz generał Aleksiej "Wieszatiel 2" Jebiewdenko. Poza tym kiedy dzieje się akcja?
Zacznę od kiedy. Co najmniej kilka lat po wprowadzeniu w Polsce regularnej armii i do dziesięciu, góra piętnastu lat do przodu, od dziś.
Nie wiem skąd masz ów wariant Sztabu Monu. Jestem ciekaw, więc prosiłbym o linka do twojego materiału źródłowego. Chętnie dowiem się z niego, czemu Łódź jest lepsza od Wisły. Tylko tu tracono najważniejsze siły na obronę Warszawy.
nie wiesz kiedy dzieje się akcja, być może za dziesięć lat, więc jeśli w op jest napisane, że jest jedną z najbardziej wpływowych osób świata, to znaczy, że jest jedną z najbardziej wpływowych osób świata.
Wyżej jest kiedy. Co zaś tyczu się tego, że jak tak jest napisane, to tak jest. Wiesz, można napisać w trzech zdaniach w opku, iż Czechy podbiły Europę i połowę USA. Twoje prawo, w twojej historii może tak być, co jednak nie znaczy, że mnie to nie będzie bawić, jeśli nie zrobisz nic by to uwiarygodnić w moich oczach. A własnie tak jest z tym tutaj.
Punkt drugi jest dziwny, bo zdawało mi się, iż nie twierdziłem, że marszałek nie jest ważny. tylko że bawi mnie nazwanie go jednym z najważniejszych na świecie.
ktokolwiek ma trochę rozumu, potwierdzi Ci, że np. za dziesięć lat Białoruś może mieć broń atomową (już teraz sporo się o tym mówi), więc zupełnie oczywistym jest, że kody do jej uzbrojenia znajdują się przy marszałku- a ktoś, kto może odpalić bombę atomową, jest jedną z najbardziej wpływowych osób świata, zwłaszcza w czasie konfliktu,
Dobra, dla ciebie nie mam ani trochę rozumu, bo uznaje Białoruś za marionetkę. USA czy WB, ani nawet Rosja nie pozwoli Łukaszence na posiadanie broni jądrowej. Dla Amerykanów każdy z takową bronią, jest potencjalnym obecnym lub przyszłym zagrożeniem. Nawet my. Choć ich politycy zwykle patrzyli na teraz niż na przyszłość, pod koniec prac zwrócą na Mińsk nie swe spojrzenie, a pazury. Rosja woli by marionetka pozostała marionetka, a gdyby ci posiadali broń atomową, to nie byłoby już tak oczywiste, prawda? Nic nie słyszałem o owych pracach nad bronią atomową na Białorusi, słyszałem tylko o planie postawienia Rosyjskiej bazy rakietowej na ich terenie.
Jednak zakładając, że Łukaszenko ma własną bron jądrową i ów marszałek ma kody. Co by oznaczało, że Łukaszenko mianował złą osobę. Marszałek na terenach gdzie trwają walki partyzanckie, w małej obstawie? Na dodatek osoba posiadająca cześć kodów uzbrajających głowice w czasie wojny nie siedzi na stanowisku, tylko jeździ po zajmowanym kraju?
Plus w tekście nie masz o tym ani słowa, jest to dodane w komentarzu, wiec wybacz, ale dla mnie jako czytelnika liczy się co tam zobaczę, a nie co jest w twojej głowie.
desperacko broniły zajętych pozycji i wiązały znaczne siły wroga szaleńczą, niemal samobójczą taktyką wojny podjazdowej.
A. Broniły zajętych pozycji. Czyli nie tylko walka podjazdowa.
B. Główny ciężar zmagań z najeźdźca był na nich. Nie na Armii Warszawskiej toczącej z pewnością zacięty bój. Dziwne określenie, jak na kogoś, kto ma unikać niezaplanowanych i dłuższych starć.
C.Wiążą siły wroga. Walka podjazdowa ma raczej polegać na błyskawicznym atakowaniu mniejszych jednostek/zaplecza/zaopatrzenia. Atak i zniszczenie jak największych sił wroga i wycofanie się nim pojawi się zagrożenie w postaci wsparcia z głównych sił. W przypadku współczesnego pola bitwy rezerwa unikałaby walki z regularnymi żołnierzami, za cel biorąc właśnie owe zaopatrzenie i jednostki z wrogiego poboru. O ile w ogolę podjęła takie działania
Walka podjazdowa jest co prawda niebezpieczna bez odpowiedniej organizacji, bo odziały mogą pójść w rozsypkę podczas wycofywania lub własnie zostaną związane walka z liczniejszymi siłami, a wiec będzie regularna bitwa, aż do momentu coraz bardziej wątpliwej w tym momencie ucieczki lub podania się armii R.

Wróćmy jednak do tej ciekawej taktyki. Samotną Polskę zaatakowała Białoruś wraz z Rosją, jak wnioskuje po tym "no raczej". Pomińmy reakcje naszych sąsiadów, bo na podstawie tego co mi dajesz, nie mam nic by ją zrozumieć. Przyjmuję, że taki atak nie przyszedł z zaskoczenia. Koncentracja sporych sił, pobór, organizacja zaplecza, czy choćby same plany w wysokich kręgach. Spore szanse, że ktoś coś zauważy. Bo chyba uczymy się na przeszłości, prawda?
Wróćmy jednak do ataku. Działania ewokacyjne pokazują, że atak jednak był co najwyżej uznawany za możliwy. Broń atomowa odpada, bo w twoim opowiadaniu Polacy nie wznowili badań nad nią. Użycie jej przez agresorów to poważny problem polityczny i ekologiczny, wiec tego nie robią bez potrzeby.
Jak sądzę, ze mogłoby to wyglądać?
Pierwsza cześć działań wojennych to powietrze. W przypadku konfliktu z Rosją, obecnie, jest to kwestia godzin, nim agresor opanuje niebo. Może u ciebie mocno zmodernizowano wyposażenie, ale nic na to nie wskazuje. Mimo to u ciebie znalazły się jakieś F-16, które mogą eskortować drogocenny ładunek. Dziwne.
Zakładając, co nie jest takie oczywiste na współczesnym polu bitwy, że jednocześnie trwa natarcie sił naziemnych. Polskie siły pancerne były wykorzystane do ataku, puki jest on możliwy (W zależności jak wygląda rozdzielenie sił nieprzyjaciela. Obecnie raczej nie zakłada się szerokiego frontu ataku, a skoncentrowane uderzenia armii) lub byłby rozdzielone pomiędzy odziały mające bronić określonych pozycji jeśli takie określono. Albo, co najbardziej prawdopodobne, wysłano do miejsca zgrupowania sił jako obwody o czym dalej. Gdy wróg ma kontrole nad niebem, siły naziemne, a zwłaszcza jednostki zmechanizowane, tracą swobodę działania i możliwości kontruderzeń. Znana mi polska taktyka na wypadek agresji potężniejszego przeciwnika, zakłada rozproszenie sił tak, by brygada odpowiadała za jakieś 50-60 km kwadratowych. Ma ona na tym obszarze rozpoznać wroga, niszczyć jego patrole i wysunięte odziały za pomocą zasadzek i pułapek oraz dążyć do wyeliminowania dowództwa co jest punktem głównym. Gdy nie jest możliwe dalsze powstrzymywanie wroga lub jest to możliwe tylko przy ogromnym ryzyku, cofniecie się i kontumacja działań. Mają to robić regularne, przeszkolone siły! Tak długo, aż nie będzie możliwe rozbicie bądź powstrzymanie sił ofensywy za pomocą zbieranych obwodów bądź wsparcia sił sojuszniczych. W przypadku, gdy to przestaje być możliwe, ma nastąpić odwrót do krajów sprzymierzonych wraz z jednoczesnym utworzeniem zorganizowanej partyzantki.
Tyle ze znanej mi teorii. Może błędnej, ale wolałbym usłyszeć to od Grimzona niż ciebie :)

U ciebie nastąpił atak. W opowiadaniu nie ma nic na temat Rosji. Wiemy za to, że walka jest przegrana i to dość. szybko. Siły powietrzne ocalały.
Regularne siły w większości nie podjęły nawet walki. Zamiast tego wysłano na pewną śmierć rezerwistów, by próbowali robić to czym mieli się zająć przeszkoleni i wyspecjalizowani żołnierze. Dowództwo naczelne i regionalne porzuca swoje siły na pastwę losu, nie wycofuje ich, gdy dalsza walka jest błędem, nie organizuje punktów zbornych ani drogi ewakuacji dla wciąż walczących. Partyzantka chyba musi formować się sama. A wszystko to w obliczu walki z Białorusią, mającą marszałka, który lubi ryzyko i w świecie, gdzie inne kraje nie patrzą w przyszłość. Bez odpowiednich wyjaśnień można to przedstawić jako komedie, nie sądzisz?
No cóż, mówisz: to przyszłość. Widać to ma wszystko wyjaśnić czytelnikowi.

I tak na koniec, żeby nie było, iż nic konstruktywnego nie mówię.
Trzydziestolatkowie, nagle wyrwani z ciepłych objęć żon i dzieci, uzbrojeni w kałasznikowy musieli polec w nierównej walce
Wiesz, ja jestem pierwszak jeśli chodzi o pisanie. Tego drewna, z którym wojujesz pewnie nie pojmę zbyt prędko, ale wydaje mi się, że to jest jego przykład.

No cóż, rozpisałem się bardziej niż zamierzałem. Ale chyba tego chciałeś.
-Może jak będę dużym chłopcem, ludzie będą mnie prosić o pomoc.
-Albo żebyś się przesunął.

7
Ok, wtrącę się.

Przeczytanie powyższych komentarzy utwierdziło mnie w przekonaniu, że główną wadą tekstu jest albo niedoinformowanie, albo przeinformowanie czytelnika. Ogólnie widzę tu dwa wątki: przebieg wojny i losy czwórki bohaterów.
Pierwszy wątek wywołał dyskusję na temat prawdopodobieństwa pewnych wydarzeń oraz, co ważniejsze, o tym, co w opku jest, a czego nie ma. A tutaj tekst powinien bronić się sam. Teoretycznie wszystkie informacje w ten czy inny sposób są podane lub przynajmniej zasugerowane, ale czytelnik nie powinien potrzebować analizy zdania po zdaniu, żeby zrozumieć realia. Ma po tekście płynąć i widzieć wszystko oczami wyobraźni. Tu stawiam zarzut niedoinformowania.
Drugi wątek jest moim zdaniem bardziej udany, ale, jeśli jest tak, jak mówisz, czyli:
op nie jest o wojnie polsko- białoruskiej, ale o tym, jak ludzie stają się bohaterami, po cichu bez patosu i wzniosłości, więc jakby wątek wojny jako takiej, jest tu służebny wobec historii opisanej czwórki
, to wątek służebny za bardzo przebija spod głównego. Widać to najlepiej po tym, jak się ludzie tej Twojej wojenki czepiają. Tu diagnozuję przeinformowanie. Gdyby to była po prostu jakaśtam wojna, ogólnie zarysowana na zasadzie kto z kim i dlaczego, czytelnik bardziej by się skupił na przesłaniu opka niż na szczegółach militarnych.

8
W zasadzie, nie powinienem komentować postu pod tekstem, ale chciałbym się odnieść do tego:
Articuno pisze:Teoretycznie wszystkie informacje w ten czy inny sposób są podane lub przynajmniej zasugerowane, ale czytelnik nie powinien potrzebować analizy zdania po zdaniu, żeby zrozumieć realia. Ma po tekście płynąć i widzieć wszystko oczami wyobraźni. Tu stawiam zarzut niedoinformowania.
Tak ogólnie, to tekst powinien mieć konstrukcję zaplanowaną przez autora - nawet jeśli proporcje są zaburzone, to ma być to świadomy zabieg, nie efekt popłynięcia myśli żwawych a swobodnych. Nieumiejętność zachowania odpowiednich proporcji to częsty błąd popełniany przez młodych pisarczyków. Objawia się w następujący sposób: początek tekstu to szczegółowy opis świata,bohaterów do szóstego pokolenia wstecz itd, po czym następuje zawiązanie akcji w dwóch akapitach i druzgoczący finał.

Nie można w krótkim tekście poświęcić 50% na opis świata (zwłaszcza na początku), bo nie wystarczy nam czasu na przedstawienie reszty (bohaterów, konfliktu). Trzeba wierzyć czytaczowi, że potrafi wyłapać szczegóły, podawane przez autora we wtrąceniach narracyjnych, pojedynczych zdaniach.
Dlatego uważam, że Smoke i tak zrobił dużo, by to czytanie ułatwić. Wg mnie wystarczająco przynudził na początku :)
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”