A mnie bardziej ciekawi inna kwestia: Czemu?
Rzadko coś tutaj pisze, choć większość czytuję, a jak już napisze to albo jestem nazywany (nie dosłownie) chamem, albo ignorowany. Jednak sprawa... a patrząc przez pryzmat forum można by rzec "afera", wydawania ze (nie-współ) finansowaniem natchnęła mnie do pewnej refleksji, albo raczej zapaliła w mej chorej głowie lampkę przy pytaniu "LEO why?"
Wiem, że to nie ładnie, nie wypada i w ogóle, ale mój wewnętrzny głos jest jakiś taki "nonkonformistyczny" (często myślę [albo raczej mam nadzieję], że nie tylko mój, tylko nikt inny swojego głosu nie ujawnia

), każe mi skupiać się na innych kwestiach, przy czym jest bezkompromisowy. Dlatego strasznie mnie nurtuje czemu ktokolwiek zdecydował się na wysłanie swojej książki, swojej ciężkiej pracy, do (nie)wydawnictwa evanart?
Ja rozumiem, że większość z nas, uczestników tego forum (oprócz promila któremu już się to udało), marzy, pragnie, chce, potrzebuje wydać swoją książkę - sam mam tak samo, choć jeszcze jej nie napisałem - ale dlaczego tam, dlaczego tak. Przecież na pierwszy rzut oka ich strona internetowa wygląda jak zwykłe domowe badziewie trzynastolatka i to sprzed 15 lat. Jakim cudem można uwierzyć, że ktoś kto nie potrafi przyzwoicie obrobić i wypromować swojej strony internetowej może to samo zrobić skutecznie z naszą książką. Ja rozumiem, że ludzie są ufni wobec siebie. Sam, gdy ktoś napastuje mnie z puszką w którą rzekomo zbiera na chore dziecko, nie pytam skąd, jak, dla czego i nie proszę o stosowne papiery. Gdy menel prosi mnie o złotówkę na tanie wino, nie pytam go czy aby przypadkiem nie chce za to kupić jedzenia. Ale bez przesady, nie trzeba być geniuszem, żeby zwęszyć gówno.
Po drugie to dla mnie trochę brak szacunku do siebie, a przede wszystkim do swojej pracy i książki. Jak można określić dziwkę która płaci za to by mężczyźni korzystali z jej usług? Grafo... tzn (brzydką)nimfomanką? Albo chce wydać, bo wierze, że to jest dobre, albo jestem jak uzależniony ćpun, który wie, że to gówno i się nie sprzeda, ale musi wydać, choć by musiał w tym celu zabić babcie i zabrać jej emeryturę.
Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że człowiek który chce pisać musi być trochę inteligentny, trochę patrzeć szerzej, trochę wytyczać inne drogi, a przy tym wszystkim znać swoją wartość i wartość swoich słów. A ta cała afera wygląda mi jak pospolity przekręt na wnuczka... kto i dlaczego pada ofiarą takich wałków? Wszyscy wiemy.
Ja rozumiem, że jest kryzys (choć dla mnie "normalne" jest, że gdy jest źle, wszyscy - "wydawcy" również - zmieniają się w padlinożerców), że nie wydają debiutantów, że dno i kanał. Ale gdym miał 10 tys (czy ile tam ludzie płacą, żeby ich "wydymali"), a nie 10 tyś długów to już dawno spróbował bym innej drogi. Ba! Nawet z debetem zamierzam jej spróbować. Nie wyjdzie... trudno, wiem, że niepowodzenie ma 90% szans na powodzenie

Ale chociaż pretensje będę mógł mieć do siebie: że za głupi byłem na to wszystko, a nie, że głupi byłem i byle burak mnie wydymał.
Nie chce by to wszystko brzmiało jak tłumaczenia gwałciciela: "bo ona miała spódniczkę i mnie sprowokowała", ale jak można było dać się tak wydymać bez mydła?