Latest post of the previous page:
No, przede wszystkim kolega autor przytoczonego dzieła wykazał się dużą pomysłowością na polu fabularnym. Myślę o napisaniu podobnej powieści, tyle że pójdę o krok dalej, u mnie z opiekunem podróżować będzie dziewczynka.32
W obliczu tego, o czym wspominała Ignite wcześniej, należałoby sprawdzić, czy Autor jest w stanie zrozumieć swoje błędy i poprawić je, czy też nie. I w zależności od tego, można by było określić go mianem grafomana lub nie. Ale tak się zazwyczaj nie dzieje. Mało kto potrafi (a przede wszystkim chce!) wytłumaczyć, dlaczego to porównanie:Pilif pisze:to raczej przykłady niezgrabności warsztatowej, nie grafomanii.
jest złe.Jego twarz wyglądała jak surowy befsztyk naznaczony piętnem czasu
Wykpić łatwiej, więc kpimy. Tłumaczenie jest męczące. Nazwiemy gościa grafomanem i polecimy mu uprawianie ogródka. Roślinki mu polecimy, nie drogę rozwoju. Bo to piekielnie trudne - odkryć, co mogłoby danej osobie pomóc - jakie ćwiczenia, jakie metody. Ale zarazem będziemy twierdzić, że "grafomanem jest ten, który się nie rozwija". A może brak mu wskazówek? Niby wskazówki są dostępne dla każdego - dobra literatura dostarcza wskazówek. Może więc grafomanem jest ten, kto z tych wskazówek nie umie samodzielnie korzystać? Ale wiecie... Większość ludzi nie umie czytać książek w taki sposób, żeby nauczyć się pisać. Po prostu nie wiedzą, jak takie czytanie powinno wyglądać. Ci z widocznym talentem robią to instynktownie i uczą się instynktownie. Ale większość nie. A jeśli takiemu "grafomanowi" się te metody pokaże? I jednak się nauczy?
Strasznie łatwo powiedzieć komuś: "Milcz, skoro nie mówisz pięknie". Nieporównanie trudniej nauczyć, jak sprawić, by bełkot zmienił się w piękną mowę.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
33
Pisanie wymaga pewnego talentu, a nie wyłącznie umiejętności rzemieślniczych. Tu nie widać nijakiego talentu, to grafomania czystej wody. Znaczy brak talentu + brak krytycyzmu wobec własnego tekstu ( i być może brak umiejętności rozróżniania tekstu dobrego od złego). Bo przecież można było porównać ten kawałek z innymi podobnego rodzaju, tylko lepszymi, popytać ludzi itp.Thana pisze:Bo to piekielnie trudne - odkryć, co mogłoby danej osobie pomóc - jakie ćwiczenia, jakie metody.
Nie będziemy. Nie myThana pisze:Ale zarazem będziemy twierdzić, że "grafomanem jest ten, który się nie rozwija".

Pewnych rzeczy nie można nauczyć. Można sprawić, że ktoś zacznie mówić normalnie, a nie bełkotać, ale poprawność językowa, a pisarstwo to dwie różne rzeczy. Każdego nauczysz stać na rękach, ale aby wykonać potrójne salto, trzeba już mieć talent. Grafoman to ktoś, kto owego talentu nie ma, ale nie zdaje sobie z tego sprawy. Można pisać poprawnie, a grafomańsko.Thana pisze:Strasznie łatwo powiedzieć komuś: "Milcz, skoro nie mówisz pięknie". Nieporównanie trudniej nauczyć, jak sprawić, by bełkot zmienił się w piękną mowę.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
dr Samuel Johnson
34
Mimo, że jest to męczące, bardzo Cię proszę, żebyś wytłumaczyła. Zobaczmy jakie konstrukcje urodzą się z podczas tłumaczenia.Thana pisze: Mało kto potrafi (a przede wszystkim chce!) wytłumaczyć, dlaczego to porównanie:jest złe.Jego twarz wyglądała jak surowy befsztyk naznaczony piętnem czasu
Wykpić łatwiej, więc kpimy. Tłumaczenie jest męczące.
35
Można przyjąć i taką definicję, Navajero, ale to nie zmienia istoty rzeczy. Ponieważ bywają ludzie, którzy na początku piszą źle, ale z czasem się rozwijają. Jak stwierdzić, że dana osoba do tej kategorii na pewno nie należy? Talent, czyli to, że ktoś jest w stanie tu i teraz wykonać to salto (ale akurat przy tym tekście mu nie wyszło), widać od razu. Natomiast nie da się ze stuprocentową pewnością powiedzieć, że ktoś inny tego salta nie będzie w stanie wykonać w przyszłości.Navajero pisze:Każdego nauczysz stać na rękach, ale aby wykonać potrójne salto, trzeba już mieć talent. Grafoman to ktoś, kto owego talentu nie ma, ale nie zdaje sobie z tego sprawy.
W sporcie można ocenić możliwości ciała - ktoś nie ma warunków fizycznych i wiadomo, że czegoś nie zrobi nigdy. Ale pisanie to nie jest sport. Umysł ma nieprawdopodobne możliwości rozwoju - znacznie większe niż ciało. Trudno przewidzieć, czego w nim w ogóle nie ma, a co jest, ale tkwi głęboko uśpione. Zapewne istnieją tacy, którzy nigdy nic dobrego nie napiszą. Tylko że to się da stwierdzić dopiero po fakcie. Zanim tekst powstanie, nigdy nie wiesz, jaki będzie. Jedyne, co można powiedzieć z całą pewnością, to: "ten napisany już tekst jest zły" i wyjaśnić, dlaczego zły. Natomiast jeżeli próbujemy z tego faktu wyciągnąć wniosek, że następny tekst danego autora również będzie zły, to popełniamy grzech pychy. Powiedzieć autorowi: "Jesteś grafomanem i nigdy nie napiszesz nic dobrego" to postawić się w roli wszystkowiedzącego. Tak naprawdę tego nikt nie wie - nawet ów autor. Bywa, że dobry autor zaskakuje badziewiem, a zły - nagłym skokiem do przodu.
Dlatego uważam, że primum non nocere i nie mamy prawa nikogo odsyłać do ogródka. Być może ten ktoś przez całe życie będzie pisał i jednak na koniec okaże się, że był grafomanem i tego salta nie zrobił. Trudno. Życie to ryzyko. Jakie mamy prawo decydować, czemu ktoś powinien poświęcać swoje życie? Niech sam decyduje, czy chce próbować do końca świata, czy woli szukać satysfakcji gdzie indziej.
Grafoman to taka etykietka, którą można komuś przypiąć na podstawie jakiegoś własnego przekonania, ale nie pewności. Natomiast z całą pewnością istnieją grafomańskie, czyli po prostu złe, teksty. Ale nawet jeśli ktoś napisał pięćdziesiąt takich złych, to wciąż nie można wykluczyć, że pięćdziesiąty pierwszy będzie dobry. Tak samo, jak nie można wykluczyć, że pięćdziesiąty pierwszy tekst dobrego pisarza będzie kichą.

[ Dodano: Nie 01 Gru, 2013 ]
Porównanie ma pomagać wyobraźni odbiorcy. Wyobraźmy sobie zatem surowy befsztyk. A teraz połączmy ten wyobrażony obraz z pierwszym członem porównania: twarz jak surowy befsztyk. Jaką twarz widzimy? Niepokrytą skórą. Płat czerwonego, krwawego mięsa z oczami, nosem, ustami. Może jest to twarz poparzona czy pokryta wrzodami do tego stopnia, że ten befsztyk przypomina. Ale ten befsztyk jest na dodatek naznaczony piętnem czasu. Co to znaczy? Stary po prostu. Co się dzieje ze starym mięsem? Puchnie, cuchnie i zaczyna się rozkładać. Zatem twarz ta wygląda nie tylko jak kawał krwawego mięsa, ale także jak kawał mięsa, które się rozkłada. Tu już trochę zaczynamy się gubić, bo surowe mięso wygląda nieco inaczej, niż rozkładające się mięso, a nie zapominajmy, że to wciąż na dodatek ma być twarz! Coraz trudniej utrzymać taki obraz w wyobraźni, prawda? Porównanie nie działa, bo nie potrafimy "zobaczyć" rzeczy opisywanej. Nawet gdyby była mowa tylko o befsztyku starym. Niestety, zamiast zwykłego starego befsztyka mamy tu naznaczenie piętnem czasu - czyli styl wysoki w zestawieniu z surowym befsztykiem (styl niski). Takie zestawienia zawsze wywołują efekt humorystyczny. Dlatego nie potrafimy przyjąć tego porównania, niczego nam ono nie przybliża, a jedynie rozśmiesza.siso pisze:Mimo, że jest to męczące, bardzo Cię proszę, żebyś wytłumaczyła.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
36
Dziękuję za wyjaśnienie.
Z takim mięsem to jednak potrafi być całkiem różnie. Wysuszone biedzie wyglądało całkiem inaczej, niż mięso świeże. Suszenie wymaga czasu. Befsztyk to niby nie jest mięso suszone, ale tutaj mamy do czynienia z pewną abstrakcją. Tak więc, po przeczytaniu tego zdania miałem następujące odczucia: twarz przypominająca mięso niegdyś surowe, a obecnie wysuszone. Być może jest to twarz bez skóry właśnie, lub ze skórą tak zdeformowaną czy poparzoną, że nawet nie przypomina już skóry. Stara twarz, wysuszona, do tego poorana zmarszczkami - czyli z nałożonym nań "piętnem czasu".
Porównania tego typu, gdzie wspomniany przez Ciebie "styl niski" miesza się ze "stylem wysokim", w moim odczuci absolutnie nie nadają się do mierzenia zwykłą miarą pochodzącą z naszej rzeczywistości. Nie czytałem tamtego dzieła (jeszcze), dlatego ciężko mi powiedzieć, jak bardzo się ono z szarą rzeczywistością mija (lub jak mało), ale samo to zdanie, wyjęte z kontekstu, przywodzi na myśl coś niesamowitego, na pewno nie powszechnie dostępnego w naszym świecie.
Problem z grafomanią, po analizie niniejszej dyskusji, zdaje się być znacznie głębszy, niż by się wydawało. Właściwie zasadza się on na tych samych fundamentach, co całe to forum. Weryfikowanie poprawności czegokolwiek możliwe jest tylko wówczas, gdy to "coś" poddawane weryfikacji operuje w środowisku o jednoznacznie zdefiniowanych zasadach. Tak, niestety, nie jest w literaturze. I nigdy nie będzie. Możemy sobie jedynie badać teksty na poziomie najniższym, czyli ortograficznym czy stylistycznym. Tam reguły jeszcze występują. Powyżej już nie.
Spójność, powiecie. Każdy tekst wymaga spójności. Gdy jej zabraknie, staje się niepoprawny. Staje się... grafomanią? A co z groteską? Co z wysoką abstrakcją? Co z poezją? Widział kto kiedyś spójność w sztuce innej niż klasyczna?
Na jakiej podstawie można arbitralnie odnieść się do sensu zdania wyrwanego z kontekstu, bez znajomości tego kontekstu? Skąd wiesz, że kwestia poprawności tego porównania nie jest przemycona gdzie indziej w treści? Możesz to wiedzieć, być może czytałaś. A jeśli nie czytałaś, to czy nie przemawia przez Ciebie zwykła chęć doszukania się na siłę PRAWDY? Wielkiej, pięknej, objawionej?
Z mojego własnego podwórka też mogę jeden przykład zacytować. "Pora (roku) prawie zimowa". Nie spodobało się tutaj, uznano to za niepoprawne. Pokazałem to kilku ludziom z bliższego lub dalszego otoczenia. Żaden z nich nie miał trudności z wyobrażeniem sobie takiej pory. Dla ułatwienia: mamy możliwość obserwować ją nawet teraz, wystarczy wyjrzeć przez okno.
Wracając do sedna rzeczy - ocena tekstu poprawnego składniowo, stylistycznie, bez błędów, możliwa jest tylko w pewnym, bardzo ograniczonym zakresie. Zakres wyznacza poziom abstrakcyjnego myślenia odbiorcy. Wszelkiej maści teorie o poprawnościach porównań można sobie spokojnie między bajki włożyć, bo ludzie mają różną wrażliwość na te same słowa. Język zaś żyje i nieustannie ewoluuje. Dlatego wciąż najbardziej odpowiednią definicja grafomanii jest ta z Nonsensopedii.
Z takim mięsem to jednak potrafi być całkiem różnie. Wysuszone biedzie wyglądało całkiem inaczej, niż mięso świeże. Suszenie wymaga czasu. Befsztyk to niby nie jest mięso suszone, ale tutaj mamy do czynienia z pewną abstrakcją. Tak więc, po przeczytaniu tego zdania miałem następujące odczucia: twarz przypominająca mięso niegdyś surowe, a obecnie wysuszone. Być może jest to twarz bez skóry właśnie, lub ze skórą tak zdeformowaną czy poparzoną, że nawet nie przypomina już skóry. Stara twarz, wysuszona, do tego poorana zmarszczkami - czyli z nałożonym nań "piętnem czasu".
Porównania tego typu, gdzie wspomniany przez Ciebie "styl niski" miesza się ze "stylem wysokim", w moim odczuci absolutnie nie nadają się do mierzenia zwykłą miarą pochodzącą z naszej rzeczywistości. Nie czytałem tamtego dzieła (jeszcze), dlatego ciężko mi powiedzieć, jak bardzo się ono z szarą rzeczywistością mija (lub jak mało), ale samo to zdanie, wyjęte z kontekstu, przywodzi na myśl coś niesamowitego, na pewno nie powszechnie dostępnego w naszym świecie.
Problem z grafomanią, po analizie niniejszej dyskusji, zdaje się być znacznie głębszy, niż by się wydawało. Właściwie zasadza się on na tych samych fundamentach, co całe to forum. Weryfikowanie poprawności czegokolwiek możliwe jest tylko wówczas, gdy to "coś" poddawane weryfikacji operuje w środowisku o jednoznacznie zdefiniowanych zasadach. Tak, niestety, nie jest w literaturze. I nigdy nie będzie. Możemy sobie jedynie badać teksty na poziomie najniższym, czyli ortograficznym czy stylistycznym. Tam reguły jeszcze występują. Powyżej już nie.
Spójność, powiecie. Każdy tekst wymaga spójności. Gdy jej zabraknie, staje się niepoprawny. Staje się... grafomanią? A co z groteską? Co z wysoką abstrakcją? Co z poezją? Widział kto kiedyś spójność w sztuce innej niż klasyczna?
Na jakiej podstawie można arbitralnie odnieść się do sensu zdania wyrwanego z kontekstu, bez znajomości tego kontekstu? Skąd wiesz, że kwestia poprawności tego porównania nie jest przemycona gdzie indziej w treści? Możesz to wiedzieć, być może czytałaś. A jeśli nie czytałaś, to czy nie przemawia przez Ciebie zwykła chęć doszukania się na siłę PRAWDY? Wielkiej, pięknej, objawionej?
Z mojego własnego podwórka też mogę jeden przykład zacytować. "Pora (roku) prawie zimowa". Nie spodobało się tutaj, uznano to za niepoprawne. Pokazałem to kilku ludziom z bliższego lub dalszego otoczenia. Żaden z nich nie miał trudności z wyobrażeniem sobie takiej pory. Dla ułatwienia: mamy możliwość obserwować ją nawet teraz, wystarczy wyjrzeć przez okno.
Wracając do sedna rzeczy - ocena tekstu poprawnego składniowo, stylistycznie, bez błędów, możliwa jest tylko w pewnym, bardzo ograniczonym zakresie. Zakres wyznacza poziom abstrakcyjnego myślenia odbiorcy. Wszelkiej maści teorie o poprawnościach porównań można sobie spokojnie między bajki włożyć, bo ludzie mają różną wrażliwość na te same słowa. Język zaś żyje i nieustannie ewoluuje. Dlatego wciąż najbardziej odpowiednią definicja grafomanii jest ta z Nonsensopedii.
37
O, rany! To aż tyle musiałeś, Siso, napisać, żeby powiedzieć : "Jeśli mnie nazwiecie grafomanem, to ja się tym nie przejmę?". 

Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
38
Próba zdefiniowania grafomanii w sposób prosty i jednoznaczny jest dość trudna, ponieważ na literackim drzewku rosną owoce przeróżne, zatem jakiekolwiek kategoryczne twierdzenia natychmiast skutkują odgrzebaniem w pamięci czegoś, co uchyla się od nakreślonej reguły. Przez to dywagacje mają tendencję do ciągłego skręcania w boczne uliczki (często ślepe) no i traci się w ten sposób spojrzenie syntetyczne.
Mnie się z grubsza wydaje, że tekst literacki to rodzaj komunikatu, składającego się z nośnika (język) i treści (fabuła, emocje, psychologia, głębia, myśl). Z grafomanią mamy do czynienia wtedy, kiedy następuje JEDNOCZESNE nadużycie w OBU składowych komunikatu. Najczęściej w postaci nadmiaru, przesady, nieumiarkowania, ale również nieporadności, banału, ewidentnie widocznej głupoty.
W kwestiach językowych możliwe jest wyszlifowanie warsztatu do poziomu przyzwoitości, lecz to jeszcze nie pasuje grafomana na pisarza, bo talent językowy, swoboda poruszania się w nim - jest darem danym nielicznym.
W odniesieniu do treści istotny jest mądry dystans do siebie i rzeczywistości (taki, który nie zabija uczuć, emocjonalnej temperatury), będący wypadkową czasu i intensywności przeżyć (różnego rodzaju, w sumie chodzi o doświadczenie) w dowolnych kombinacjach. Dla grafomanii charakterystyczny jest brak owego dystansu, powodujący bezrefleksyjne przelewanie na papier owoców swojej myśli w skali jeden do jednego, bez jakiegokolwiek krytycyzmu wobec własnych poczynań.
Do tego dochodzą cechy uzupełniające, takie jak: pozorna łatwość pisania, ocierający się o chorobliwość przymus wewnętrzny (sam w sobie nie jest kryterium – wielu znakomitych pisarzy tak miało), nieprzemakalność na opinie innych, mentalny błogostan i wiele innych, które nieco zaciemniają obraz, sprawiając, że epitetu „grafoman” używa się łatwo, w rozmaitych kontekstach, instrumentalnie, przez co nacechowany jest wybitnie negatywnie.
Czy rzeczywiście warto wyciągać do wszystkich piszących, których twórczość jest jednoznacznie grafomańska pomocną dłoń, bacząc na nieistnienie żelaznych reguł, determinujących poziom przyszłych dzieł?
I tak, i nie. Z czysto humanistycznego punktu widzenia, pewnej empatii, ważnej w relacjach międzyludzkich – tak. Biorąc pod uwagę (tu górnolotnie) jakość tworzonej na naszych oczach kultury – nie.
Natomiast z całą pewnością można, (jeśli ktoś ma wystarczający zasób wiedzy, sił i energii) wpatrywać się w grafomańskie teksty. Wiedza jest potrzebna, żeby umieć właściwie ocenić. Bo tam, gdzie choćby błyśnie iskra, puści zajączka diamentowy okruch talentu, można mieć jeszcze nadzieję. Litościwy guru (ach, gdzież takiego szukać?) za pomocą cierpliwego objaśniania i zadanych ćwiczeń może ową iskrę rozdmuchać. Ponosząc spore ryzyko, niestety. :-)
Mnie się z grubsza wydaje, że tekst literacki to rodzaj komunikatu, składającego się z nośnika (język) i treści (fabuła, emocje, psychologia, głębia, myśl). Z grafomanią mamy do czynienia wtedy, kiedy następuje JEDNOCZESNE nadużycie w OBU składowych komunikatu. Najczęściej w postaci nadmiaru, przesady, nieumiarkowania, ale również nieporadności, banału, ewidentnie widocznej głupoty.
W kwestiach językowych możliwe jest wyszlifowanie warsztatu do poziomu przyzwoitości, lecz to jeszcze nie pasuje grafomana na pisarza, bo talent językowy, swoboda poruszania się w nim - jest darem danym nielicznym.
W odniesieniu do treści istotny jest mądry dystans do siebie i rzeczywistości (taki, który nie zabija uczuć, emocjonalnej temperatury), będący wypadkową czasu i intensywności przeżyć (różnego rodzaju, w sumie chodzi o doświadczenie) w dowolnych kombinacjach. Dla grafomanii charakterystyczny jest brak owego dystansu, powodujący bezrefleksyjne przelewanie na papier owoców swojej myśli w skali jeden do jednego, bez jakiegokolwiek krytycyzmu wobec własnych poczynań.
Do tego dochodzą cechy uzupełniające, takie jak: pozorna łatwość pisania, ocierający się o chorobliwość przymus wewnętrzny (sam w sobie nie jest kryterium – wielu znakomitych pisarzy tak miało), nieprzemakalność na opinie innych, mentalny błogostan i wiele innych, które nieco zaciemniają obraz, sprawiając, że epitetu „grafoman” używa się łatwo, w rozmaitych kontekstach, instrumentalnie, przez co nacechowany jest wybitnie negatywnie.
Czy rzeczywiście warto wyciągać do wszystkich piszących, których twórczość jest jednoznacznie grafomańska pomocną dłoń, bacząc na nieistnienie żelaznych reguł, determinujących poziom przyszłych dzieł?
I tak, i nie. Z czysto humanistycznego punktu widzenia, pewnej empatii, ważnej w relacjach międzyludzkich – tak. Biorąc pod uwagę (tu górnolotnie) jakość tworzonej na naszych oczach kultury – nie.
Natomiast z całą pewnością można, (jeśli ktoś ma wystarczający zasób wiedzy, sił i energii) wpatrywać się w grafomańskie teksty. Wiedza jest potrzebna, żeby umieć właściwie ocenić. Bo tam, gdzie choćby błyśnie iskra, puści zajączka diamentowy okruch talentu, można mieć jeszcze nadzieję. Litościwy guru (ach, gdzież takiego szukać?) za pomocą cierpliwego objaśniania i zadanych ćwiczeń może ową iskrę rozdmuchać. Ponosząc spore ryzyko, niestety. :-)
39
Zastanawiające jest, że jedna metafora wymaga bloku tekstu, który broni jej zasadności (lub bezzasadności - w sumie pozostało to nierozstrzygnięte).
Równie zastanawiające, że z reguły teksty o głębi filozoficznej tak wielkiej, że uzasadniają istnienie twarzy jak befsztyk i mackowatych pająków, nie przypadają ludziom do gustu. A co do książki, z której podane cytaty pochodzą, to po recenzjach sądzić można, że ta nie jest wyjątkiem.
I możemy tutaj wejść w analizę sztuki, płaszczyzn rzeczywistości i stwierdzić, że masowy odbiorca głupim jest. Ale tu już wypływa kwestia tego jak odbieramy literaturę. Nieuchronnie zmierzamy też do wzniesienia się na poziom wszystko, co robi Artysta, jest Sztuką, a Artystą jest każdy, kto ma ochotę się tak nazwać.
Zaś co do wypowiedzi Thany - z jednej strony, zgoda. Masa beznadziejnych tekstów nie wyklucza, że któryś z kolei będzie dobry. Tylko że z pisaniem jest trochę jak z grą na instrumentach. Ja też się latami uczyłam gry na pianinie. Wiem, który klawisz uderzyć i z jaką nutą się łączy. Ale słoń mi po prostu na ucho nadepnął, więc to, co robię, z muzyką ma niewiele wspólnego, bo ani utworu nie potrafię zinterpretować, ani nic własnego nigdy nie skomponuję.
No i grafoman tak właśnie... małpuje pisanie. Nic mu w duszy nie gra, tylko w klawiaturę bębni.
Niemniej - zgoda. Nie da się od razu, ani na podstawie jednego tekstu, ani na podstawie n tekstów ocenić, że ten jest grafomanem, a ten nim nie jest.
Chociaż można mieć już uzasadnione podejrzenia
Równie zastanawiające, że z reguły teksty o głębi filozoficznej tak wielkiej, że uzasadniają istnienie twarzy jak befsztyk i mackowatych pająków, nie przypadają ludziom do gustu. A co do książki, z której podane cytaty pochodzą, to po recenzjach sądzić można, że ta nie jest wyjątkiem.
I możemy tutaj wejść w analizę sztuki, płaszczyzn rzeczywistości i stwierdzić, że masowy odbiorca głupim jest. Ale tu już wypływa kwestia tego jak odbieramy literaturę. Nieuchronnie zmierzamy też do wzniesienia się na poziom wszystko, co robi Artysta, jest Sztuką, a Artystą jest każdy, kto ma ochotę się tak nazwać.
Zaś co do wypowiedzi Thany - z jednej strony, zgoda. Masa beznadziejnych tekstów nie wyklucza, że któryś z kolei będzie dobry. Tylko że z pisaniem jest trochę jak z grą na instrumentach. Ja też się latami uczyłam gry na pianinie. Wiem, który klawisz uderzyć i z jaką nutą się łączy. Ale słoń mi po prostu na ucho nadepnął, więc to, co robię, z muzyką ma niewiele wspólnego, bo ani utworu nie potrafię zinterpretować, ani nic własnego nigdy nie skomponuję.
No i grafoman tak właśnie... małpuje pisanie. Nic mu w duszy nie gra, tylko w klawiaturę bębni.
Niemniej - zgoda. Nie da się od razu, ani na podstawie jednego tekstu, ani na podstawie n tekstów ocenić, że ten jest grafomanem, a ten nim nie jest.
Chociaż można mieć już uzasadnione podejrzenia

Ostatnio zmieniony ndz 01 gru 2013, 13:17 przez Cerro, łącznie zmieniany 1 raz.
40
Teoretyzujesz strasznie. Problem w tym, że grafomania to istotnie pojęcie nieostre ( i tu masz rację). Natomiast o ile trudno zdefiniować grafomanię jako taką, łatwo zaopiniować czy konkretny tekst jest grafomański czy nie. Tu wystarczy odrobina literackiego smaku/ obycia/ oczytania. Teoria, że ktoś, kto z regularnością metronomu produkuje grafomańskie teksty, nagle napisze niegrafomański, do mnie nie przemawia. Oczywiście - i czysto teoretycznie - istnieje taka możliwość. Ale to raczej obszar teorii prawdopodobieństwa niż literatury. Znam wielu grafomanów i żaden z nich nie został pisarzem, choć kilku udało się wydać drukiem swoje prace ( bynajmniej nie w systemie POD), a nawet odebrać hołdy od kumpli z zaprzyjaźnionego portalu ( to właśnie ci grafomani, którzy potrafią posługiwać się w miarę normalną polszczyzną). Niestety, na ich dzieła ( a raczej "dzieła") nikt nie zwrócił uwagi i są oni nadal zapoznani, choć często bardzo aktywni jako krytycy/ recenzenci, biadający nad upadkiem polskiej literatury, która musi być do niczego, skoro przegapiła takie perełki jak ich teksty... Niemniej jednak z g..na bata nie ukręcisz. Nie da rady i już. Można ( na jakiś czas) z kiepskiego pisarza zrobić pisarza popularnego, albo zmieszać z błotem/ ignorować dobrego pisarza. Ale nikt nie jest w stanie zrobić gwiazdy z totalnego grafomana. Na razie. Bo niedawno ktoś podał na sb link do "twórczości" panienki piszącej w tempie karabinu maszynowego pozycje w stylu "Wybzykana przez pterodaktyla", cieszące się ponoć pewną popularnością. Więc w przyszłości, kto wie?Thana pisze:Dlatego uważam, że primum non nocere i nie mamy prawa nikogo odsyłać do ogródka.
Edit - literówka.
Ostatnio zmieniony ndz 01 gru 2013, 13:19 przez Navajero, łącznie zmieniany 2 razy.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
dr Samuel Johnson
41
W dziejach filozofii było co najmniej kilka osób, których twórczość przez wiele lat była uznawana przez licznych przedstawicieli ich środowiska naukowego za przeciętną (Kant) lub nawet słabą (Hegel, Husserl); później ci autorzy zaczęli wyrażać swoje przemyślenia w taki sposób, że ich prace stały się "hitami". Np. Kant wydał swoje pierwsze znaczące i oryginalne dzieło, Krytykę czystego rozumu, dopiero wtedy, gdy zbliżał się do sześćdziesiątego roku życia.
Wielu autorów - czy to filozofów, czy literatów - wykłada przed czytelnikami kolejne, "szare" słowa schematyczną do bólu metodą - niczym robotnik kostkę brukową na ulicy. Niewielu jest w stanie utkać ze swoich myśli i ich zapisu kolorowy, oryginalny dywan. Do tego trzeba talentu, ale on może objawić się w różnym wieku.
Wielu autorów - czy to filozofów, czy literatów - wykłada przed czytelnikami kolejne, "szare" słowa schematyczną do bólu metodą - niczym robotnik kostkę brukową na ulicy. Niewielu jest w stanie utkać ze swoich myśli i ich zapisu kolorowy, oryginalny dywan. Do tego trzeba talentu, ale on może objawić się w różnym wieku.
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett
Double-Edged (S)words
Double-Edged (S)words
42
Nie, nie musiałem tyle napisać. Bo i tak mnie ktoś nazwie, a ktoś inny nie. Takie życie. Mam się tym przejmować? A po co?
Chyba jednak odbiegłaś nieco od tematu
Teraz to może i ja odbiegnę nieco, bo właśnie niechcący zerknąłem na Twoja stopkę, Thana, i muszę powiedzieć, że jest to idealny wręcz przepis na stworzenie grafomanii właśnie. Zaś komentarz "piotra", drugi z góry, to szkolny przykład forumowego sarkazmu chyba.
Jeśli jest inaczej, boję się myśleć o weryfikacjach.
Chyba jednak odbiegłaś nieco od tematu
Teraz to może i ja odbiegnę nieco, bo właśnie niechcący zerknąłem na Twoja stopkę, Thana, i muszę powiedzieć, że jest to idealny wręcz przepis na stworzenie grafomanii właśnie. Zaś komentarz "piotra", drugi z góry, to szkolny przykład forumowego sarkazmu chyba.
Jeśli jest inaczej, boję się myśleć o weryfikacjach.
43
Moja wypowiedź dotyczyła oczywiście wyjątkowych sytuacji.
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett
Double-Edged (S)words
Double-Edged (S)words
44
"Popularność" to może w tym przypadku zbyt wielkie słowo. Uwzględnijmy również, że te opatrzone dorodnym paintartem książeczki są pisane w języku angielskim - jeżeli przyjąć, że użytkowników tego języka jest co najmniej czterysta milionów (mówimy tu o ludziach dla których jest to język ojczysty), to nawet jeden promil daje nam sporą niszę. Dodajmy też ludzi, którzy kupują takie teksty z czystej masochistycznej przyjemności, dla tak zwanej beki.Bo niedawno ktoś podał na sb link do "twórczości" panienki piszącej w tempie karabinu maszynowego pozycje w stylu "Wybzykana przez pterodaktyla", cieszące się ponoć pewną popularnością.
45
No, właśnie po nic.siso pisze:Bo i tak mnie ktoś nazwie, a ktoś inny nie. Takie życie. Mam się tym przejmować? A po co?

To jest bardzo dobre pytanie, Leszku. Wydaje mi się, że tutaj trzeba stosować "test Ignite", czyli po prostu sprawdzić, czy dany delikwent korzysta z rad, idzie do przodu, czy też ma w nosie. Jeżeli ma w nosie, to ja go, co prawda, do ogródka nie odeślę, ale pomagać też nie będę. Umywam rączki i niech działa samodzielnie. Bo, jak pisałam wyżej, łatwiej kpić niż tłumaczyć, więc jeżeli się staram wytłumaczyć, a ktoś ewidentnie nie chce, to niech robi po swojemu. W końcu nie mogę przecież wykluczyć, że ma rację...Leszek Pipka pisze: Czy rzeczywiście warto wyciągać do wszystkich piszących, których twórczość jest jednoznacznie grafomańska pomocną dłoń, bacząc na nieistnienie żelaznych reguł, determinujących poziom przyszłych dzieł?

Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
46
W sprawie samego grafomana. Widzę, że zdefiniowaliśmy tu jeden typ: grafoman - megaloman. Taka osoba produkuje kolejne swoje teksty bez żadnej autocenzury. Gdy spotyka się z rzeczową krytyka unosi się dumą i tłumaczy, co tak naprawdę miał na myśli, szuka usprawiedliwienia. Duma, czy też pycha nie pozwala mu zabrać się za pracę nad sobą, wszak on już jest doskonały.
Istnieje drugi typ grafomana - cierpiętnik i masochista. Na początku można go pomylić z bardzo krytycznym i świadomym siebie autorem. Szybko jednak można go rozszyfrować.
Grafoman- masochista wiecznie chodzi ponury, nigdy nie ma niczego dobrego do powiedzenia na temat własnej twórczości, nazywa kolejne opowiadanka tekturą, potworkiem, napisanym w tramwaju na kolanie mazajem. Grafoman tego typu, gdy w końcu ktoś go przeczyta i wypunktuje co nie działa, urządzi sesję samobiczowania, zacznie zarzekać się, że w takim razie kończy z pisaniem, wywołując w czytelniku uczucie winy i skonfundowania.
Obydwa typy grafomanii łączy tak naprawdę styl myślenia, jest to styl myślenia skoncentrowany na "ja". Grafoman odczuwa parcie, żeby jego Myśl, co świat zadziwi wszyscy zobaczyli i hołubili. Grafoman traktuje wszelką krytykę swojego tekstu, jako krytykę siebie, niezależnie, czy jest masochistą, czy megalomanem.
I teraz, ważne pytanie - czy z grafomanii można wyjść? Moim zdaniem, jak najbardziej, chociaż wymaga to sporo wysiłku i pracy nad sobą. Nie oznacza to oczywiście, że można z grafomanii wyjść wprost do pisarstwa. Grafoman "wyleczony" może stać się świadomym czytelnikiem, sprawnym odbiorcą kultury. W obecnym świecie, który próbuje każdemu wcisnąć w gardło nakaz bycia kreatywnym, kompetentny odbiorca jest szczególnie ważny.
Grafomania to nie tylko kwestia zdolności językowych, wyczucia języka i nieuchwytnego talentu (w pełni zgadzam się z przedmówcami, trzeba mieć to "coś"), ale również podejścia do siebie i do świata. Ktoś, kto może i ma tę malutką drobinkę talentu w sobie, może całe życie grafomanić, jeżeli tkwi w błędnym przekonaniu o własnej wartości. Jeżeli jednak upora się z tymi demonami, będzie w stanie wejść na drogę rozwoju, tyle, że do pomocy w wejściu na tę drogę potrzebny jest bardziej psycholog niż literacki mentor.
Istnieje drugi typ grafomana - cierpiętnik i masochista. Na początku można go pomylić z bardzo krytycznym i świadomym siebie autorem. Szybko jednak można go rozszyfrować.
Grafoman- masochista wiecznie chodzi ponury, nigdy nie ma niczego dobrego do powiedzenia na temat własnej twórczości, nazywa kolejne opowiadanka tekturą, potworkiem, napisanym w tramwaju na kolanie mazajem. Grafoman tego typu, gdy w końcu ktoś go przeczyta i wypunktuje co nie działa, urządzi sesję samobiczowania, zacznie zarzekać się, że w takim razie kończy z pisaniem, wywołując w czytelniku uczucie winy i skonfundowania.
Obydwa typy grafomanii łączy tak naprawdę styl myślenia, jest to styl myślenia skoncentrowany na "ja". Grafoman odczuwa parcie, żeby jego Myśl, co świat zadziwi wszyscy zobaczyli i hołubili. Grafoman traktuje wszelką krytykę swojego tekstu, jako krytykę siebie, niezależnie, czy jest masochistą, czy megalomanem.
I teraz, ważne pytanie - czy z grafomanii można wyjść? Moim zdaniem, jak najbardziej, chociaż wymaga to sporo wysiłku i pracy nad sobą. Nie oznacza to oczywiście, że można z grafomanii wyjść wprost do pisarstwa. Grafoman "wyleczony" może stać się świadomym czytelnikiem, sprawnym odbiorcą kultury. W obecnym świecie, który próbuje każdemu wcisnąć w gardło nakaz bycia kreatywnym, kompetentny odbiorca jest szczególnie ważny.
Grafomania to nie tylko kwestia zdolności językowych, wyczucia języka i nieuchwytnego talentu (w pełni zgadzam się z przedmówcami, trzeba mieć to "coś"), ale również podejścia do siebie i do świata. Ktoś, kto może i ma tę malutką drobinkę talentu w sobie, może całe życie grafomanić, jeżeli tkwi w błędnym przekonaniu o własnej wartości. Jeżeli jednak upora się z tymi demonami, będzie w stanie wejść na drogę rozwoju, tyle, że do pomocy w wejściu na tę drogę potrzebny jest bardziej psycholog niż literacki mentor.