Preludium
Mężczyzna siedział pośród drewnianych ścian nasiąkniętych tysiącami szeptów. Rozbrzmiewały w jego głowie niczym kakofoniczny chór złożony z kłamców, złodziei, zdrajców i morderców. Spoglądał beznamiętnie na drewnianą przegrodę z okrągłymi otworami, za którą w półmroku majaczyła sylwetka klęczącej kobiety.
- Nazwałam męża „palantem”, bo zachował się jak kretyn. Nazwał mnie „zapijaczoną dziwką” i urządził scenę zazdrości na weselu siostry – szeptała szlochając.
– Ja kocham taniec, a Zbyszek nie lubi tańczyć, bo nie umie. Nie odzywa się do mnie od pięciu dni i rzuca wredne spojrzenia.
Zaczęła szlochać, wypowiadając ostatnie słowa.
- Dziecko drogie, takie rzeczy się zdarzają. On jest mężczyzną i ma swoja dumę, czasem głupią, ale ma. Usiądź koło niego, weź go za rękę i porozmawiajcie szczerze. Powiedz mu o tym, jak bardzo go kochasz. Wszystko się ułoży, zobaczysz. Wytłumacz, że lubisz tańczyć, spróbuj może namówić go na wspólny kurs? Z każdej sytuacji są jakieś wyjścia, a gniew nie jest żadnym rozwiązaniem.
- Kocham go, ale on jest taki uparty.
Słuchacz westchnął głęboko.
- Wszystko będzie dobrze, tylko zrób tak jak powiedziałem. Idź w pokoju córko. – powiedział na koniec, a gdy podniosła się dodał pośpiesznie:
- Jako pokutę odmów dwa „Zdrowaś Mario” – i zapukał w konfesjonał.
Echo rozchodzących się po kościele kroków szlochającej niewiasty spowodowało, iż ksiądz Jerzy zaczął przywoływać w myślach powody, dla których nosi czarną suknię z białą koloratką…
Kiedyś zabiłby śmiechem każdego, kto powiedziałby mu, iż zostanie kapłanem. Jednak to, co wydawało się kiepskim żartem, stało się faktem, a przyczyny, które go wepchnęły na tą drogę, utkwiły mu w głowie jak metalowe odłamki szrapnela. Każdego dnia, tych dwudziestu lat pokornej służby przekonywał samego siebie, iż wybrał najlepsze z możliwych rozwiązań. Przywoływał tamte zdarzenia, by o nich nie zapomnieć, nie uronić żadnego szczegółu. Zatracał się w obrazach, roztrząsał każde słowo, które wtedy padło, niczym obłąkany spoglądał na gasnący płomień swojego umysłu. Może nie dziś, nie jutro, ale za parę lat, powie o tym komuś, może napisze książkę. Dziś jednak musi mu wystarczyć, iż przeżyje to jeszcze raz w myślach.
Część I – Szerokie spojrzenie
Piotr siedział na krześle przed komputerem i oglądał nudny film. Była to typowa „amerykańska papka”, czyli tak zwane współczesne kino akcji klasy B. Takie „arcydzieła” można zrobić praktycznie bez scenariusza, wystarczy stosować się do zasad podobnych do przepisu na ugotowanie zupy. „Weź jednego lub dwóch niedrogich aktorów, dodaj paru statystów lub przygasłe gwiazdki, które zgodzą się grać paprotki, trupy w szafie, przechodniów, lub debili odwracających się, co chwila podczas ucieczki przed uzbrojonym bandytą. Potem z wrzuć ich wszystkich do jakiegoś miasta o znanej nazwie, daj im broń i niech strzelają do siebie. Mieszając, dosyp parę pościgów samochodowych, przypraw kilkoma scenami łóżkowymi. Jeśli masz dużo kasy na efekty specjalne i kaskaderów to wstaw kilka ujęć koziołkujących i wybuchających samochodów, a może nawet rozważ wysadzenie w powietrze jakiegoś budynku. Jeśli cały szmal wydałeś na aktorów, to, zamiast powyższych umieść parę scen z podskakującymi nagimi cyckami. (Pamiętaj, iż musisz do tego typu ujęć zatrudnić, co najmniej jedna kobietę, w przeciwnym wypadku sceny mogą się nie wszystkim spodobać) Zwieńczeniem akcji musi być moment, gdy postać pozytywna (grana przez aktora, któremu lepiej płacisz) zabije postać negatywną. Nie pomyl się, bo widz może nie zrozumieć filmu, jeśli uśmiercisz nie tego gościa, co należy, a i sam aktor może być niezadowolony, że ktoś inny uśmiecha się z ekranu dłużej niż on. Po ukończeniu zdjęć, reklamuj film jako zajebisty i niepowtarzalny, do momentu aż sam w to uwierzysz. Licz zyski. Po pewnym czasie weź, co najmniej dwóch aktorów, mogą być nawet ci sami i nakręć film o tym samym tytule, lecz z dwójką na końcu. Taki tytuł łatwiej zapamiętać i odchodzi masa wydatków na reklamę. Jeśli przy naborze aktorów do kolejnego odcinka Twojej trylogii, kwadrologi czy wręcz sagi, okaże się, iż gwiazdorzy, których uprzednio obsadzałeś zmarli, lub flaki im się przewróciły dopiero, gdy zadzwoniłeś z propozycją roli, wtedy nakręć prequel. Potrzebnych ci do tego będzie dwóch młodych aktorów nieco podobnych do tych poprzednich…”
Film, którym właśnie katował się Piotr, był częścią trzecią trylogii gangsterskiej. Obecnie trwała kolejna strzelanina, pociski szybowały (i to dosłownie, bowiem efekt „bulet time” zastosowano chyba do każdej kuli) i gwizdały pomiędzy jadącymi po autostradzie samochodami. Czy można pudłować z odległości metra? Ile to gówno będzie jeszcze trwało? A może przerwać okaleczanie umysłu i iść spać?
Rozważania Piotra przerwał dźwięk komunikatora internetowego. Wybawienie. Z ulgą zminimalizował film.
Z Andrzejem znali się od tak zwanej pieluchy. Mieszkali drzwi w drzwi. Wspólna piaskownica, przedszkole, podstawówka, gimnazjum, szkoła średnia. Andrzej Kostyła i Piotr Majka przyjaciele na zawsze. W tym roku zdali na studia do Lublina. Andrzej miał rozpocząć filozofię UMCS , a Piotr archeologię.
Po kliknięciu dymka komunikatora pokiwał głową, gdy przeczytał:
- Wpadnij do mnie szybko! – cały Andrzej: przyjdź, zrób, zadzwoń.
- Nieco późnawo, już prawie północ… a o co biega?
- Musisz przyjść, chcę ci coś pokazać, nie pożałujesz!
- Ale pamiętasz, że jestem hetero ? – wstukał Piotr uśmiechając się lekko.
- Co ty kufa nie powiesz, serio, wpadnij głąbie, pokaże ci coś niesamowitego.
- Ok już idę, ale jak to głupi dowcip lub jakiś banał, to lepiej szykuj się na opier.
Piotr cieszył się, że może z czystym sumieniem przerwać oglądnie chłamu. Wyłączył komputer, bo wiedział, że wróci do domu nad ranem po długiej i burzliwej dyskusji. Banalna wymiana zdań przerodzi się jak zwykle w debatę na najważniejsze problemy ludzkości, by o czwartej rano zakończyć się rozejmem. Komputer zgasł, pokój wypełnił się półmrok, który rozświetlało jedynie światełko w akwarium. Piotr nasypał rybkom pokarmu, po czym zapalił lampkę na biurku i nabazgrał kartkę dla śpiących rodziców, by wiedzieli, gdzie zniknął.
- Właź szybko i przygotuj się na szok! – powiedział Andrzej, który czekał już w otwartych drzwiach swojego mieszkania. Był bardzo rozemocjonowany.
ściany pokoju Kostyły były pooblepiane plakatami gwiazd muzyki, oraz zespołów piłkarskich. Na ścianie za komputerem wsiał Real Madryt, Queen, oraz oprawione w antyramę zdjęcie Alberta Camusa. Andrzej mawiał: „Możesz obrazić mi siostrę, kota, psa, a nawet mnie; nic ci nie zrobię. Obraź Freddiego, jesteś trup!”. I tak było faktycznie (no może nie aż tak dosłownie). Andrzej podchodził do siebie z dużym dystansem, potrafił żartować ze swoich wad jak też ze wszystkiego, co uważał za bezsensownie i głupie. Kostyła był nieco inny. Pedantyczny i spokojny. Decyzje podejmował powoli lub pozwalał robić to innym, jeśli nie dotyczyły ważnych spraw. Nie lubił być śmieszny.
Z głośników komputera, rozbrzmiewał „Show must go on ” Queenu. Majka, pomimo, iż nie był fanem tego zespołu, to bywając często u Kostyły nauczył się już rozpoznawać poszczególne płyty. Ten utwór pochodził, z „Innuendo” - ostatniej, jaką nagrali przed śmiercią Freddiego. Andrzej mówił podniesionym głosem, szybko wystrzeliwując wyrazy. Było to typowe dla niego.
- ściągnąłem parę dni temu nową wersję Google Earth. Bajera mówię Ci, można polatać po wirtualnej mapie samolotem i oglądać zdjęcia panoramiczne, tak przynajmniej pisało w historii wersji. Chciałem pooglądać sobie ten raj, do którego jedziemy.
Grecja - tam wybierali się z dziewczynami. Piotrek wolał Egipt, ale został przegłosowany, bo kilometry pustyni, usianej piramidami i grobami nieżyjących od tysięcy lat faciów i facetek (tak powiedziała Anka dziewczyna Andrzeja), przegrały w głosowaniu z tonami piasku i astronomiczną ilością słonej wody. „Egipt też ma plaże, a morze jest to samo tylko z innej strony” – oponował Piotr. Został jednak zakrzyczany i ustąpił.
Na ekranie komputera, pod wirtualnym myśliwcem przemykały satelitarne zdjęcia plaż i miast greckich.
- W pewnym momencie nacisnąłem kombinację klawiszy ctlr shift i v, bo pomyliło mi się to z innym skrótem klawiaturowym. By to zaprezentować jednocześnie wdusił klawisze, które wymienił. Kokpit samolotu zniknął, widok przeszedł płynnie do obrazu całego globu ziemskiego, a wokół ekranu pojawiła się szara, przezroczysta gruba ramka z masakrycznie dużą ilością parametrów opisanych nieznanymi skrótami. W centrum obrazu tkwił biały celownik w kształcie okręgu o średnicy paru centymetrów z jasnym punktem pośrodku.
- Zobacz, co się dzieje, gdy przybliżam obraz? – pokręcił rolką myszy. Ziemia zaczęła się zbliżać, a cyfry kręciły szaleńcze piruety.
- No, co? Zrobili obraz jak z filmów o szpiegach, miła rzecz, ale co w tym takiego dziwnego? – zapytał Piotr z typowym dla siebie spojrzeniem mówiącym, Amerykę odkryłeś po raz kolejny, wiec nie dziw się, że nie zmienią na Twoją cześć jej nazwy.
- To w tym dziwnego, że po pierwsze nie piszą o tym w historii wersji, a po drugie, włączyło się ukryte menu, zobacz! – to mówiąc Andrzej wskazał, a potem rozwinął z górnej listwy programu menu o nazwie: wideye.
- No dobra, jest ukryte menu, pewnie jakaś furtka do części programu, którą jeszcze testują… w dużej ilości gier tak robią- wzruszył ramionami Piotrek,
- To nie wszystko Piter, teraz popatrz i nie zgub szczęki! – Andrzej mówił to bardzo przejętym głosem. Rozwinął wspomniane menu i kliknął pozycję: get wide now.
Pasek postępu, który pojawił się na ekranie rósł przez parę chwil od 0 do 100, wskaźniki cyfrowe tańczyły jak oszalałe. Gdy ładowanie danych zakończyło się, obraz na ekranie stał się bardziej wyrazisty, jak gdyby został potraktowany filtrem ostrości w Photoshopie.
- Poszukaj żółtego znacznika, jaki postawiłem parę godzin temu – poradził Andrzej. Piotr posłusznie ujął myszkę w dłoń i obracając widokiem starał się zlokalizować zakładkę, o której mówił jego kolega. Było to dosyć proste, bo na tle ziemi pociętej plamami pól uprawnych i lasów ziemi, żółty łepek wirtualnej pinezki postawionej na terenie południowo-wschodniej Polski był widoczny niczym zapalona zapałka w ciemnym pokoju.
- A teraz wycentruj na niej i zacznij powoli przybliżać.
Gdy zbliżenie osiągnęło wysokość 29 km pokazała się nazwa: Bykowice, która jak się okazało była tej samej urody, co mieścina, rozrastająca się pod nią. Mała wioska bez znaczenia intelektualno-rozrywkowego - pomyślał Piotr, bo nie lubił wsi. Mikra postura i słabe zdrowie, wymuszały na nim jedyny możliwy stosunek do pracy fizycznej, unikanie, a jeśli dodać do tego alergię na prawie wszystkie pyłki, roztocza i kurz, to ta niechęć urastała do zarozumialej bojaźni.
- Moja ciotka mieszka w Bykowicach – Andrzej akcentował bez entuzjazmu pierwsze sylaby – to o niej mówiłem tydzień temu, że nas zaprasza na wakacje. Lasy, łąki stary…,- spojrzał na Andrzeja i dodał pośpiesznie już w normalnym tempie - wiem, wiem zakichałbyś wszystkie chusteczki i marudził, że nie ma internetu, ale kościół mają. – tu się zaśmiał niedwuznacznie. Piotr rzucił mu pogardliwe spojrzenie mówiące „Litości człowieku, znów zaczynasz… ”
-Ciotka Agata zadzwoniła parę godzin temu prosząc bym przesłał jej zdjęcie satelitarne jej gospodarstwa, bo widziała w wiadomościach, że w internecie można sobie pooglądać świat z nieba. Nie dała sobie przetłumaczyć, że tylko duże miasta i obiekty ważne są dokładnie fotografowane i z uporem osła prosiła: „przyślij i przyślij”.
- Cecha rodzinna? – wtrącił Majka.
Kostyła wyszczerzył zęby szeroko i bezwstydnie niczym ogier rozpłodowy po ujrzeniu ładnej klaczki, .
- Ustąpiłem, bo nie chciałem przedłużać rozmowy i powiedziałem, że przyśle jej zdjęcie regionu z punkcikiem w miejscu gdzie leżą Bykowice.
Piotr kontynuował obniżanie widoku. Na wysokości czterech kilometrów, pokazały się pierwsze punkciki zabudowań.
- ładnie obfotografowali tą dziurę– rzekł Piotr i zapytał retorycznie:
- ale to i tak wieś, co w niej ciekawego?
Gdy wysokość widoku wyniosła 2 km wyłoniły paski dróg pomiędzy polami ornymi. Jeden kilometr, drogi zbiegały się pośród zabudowań gospodarczych. Pięćset metrów, pojedyncze drzewa. Sto metrów – pierwsze figurki ludzi.
- Niezłe nie, kręć dalej, tylko powoli- szepnął Andrzej. Wysokość 20 metrów kobieta stojąca obok stodoły, 10 – w zielonym podkoszulku, 3 metry - patrząca na zegarek – 1 metr – marki Timex z białym wyświetlaczem, godzina 8:15. Piotr przestał kręcić rolka. Zegarek kobiety stojącej na podwórku we wsi Bykowice o 8:15 po południu wypełniał cały ekran…
- Oniemiałeś, prawda? - Andrzej triumfował, – Jesteś w szoku? No to, co powiesz na to ? – to mówiąc przesunął widok nieco w bok, a gdy zamiast zegarka wypełniała go kura, zmienił położenie poziomego suwaka w lewym górnym rogu ekranu. Przemarsz chińskiej armii przez środek pokoju wywarłby podobne wrażenie niż ten ekran komputera ze zdjęciem kobiety stojącej na podwórku, stojącej bokiem do obserwatora. Korzystając z grobowego milczenia Piotra, Kostyła obracał widokiem we wszystkie strony, by po paru sekundach ustabilizować go na twarzy kobiety.
- A oto i moja ciotka Agata
- Jaja sobie robisz, nie? – Piotr odzyskał mowę, lecz słowa nadal przechodziły mu z trudem przez usta.
- Ciekawskie, nieprawdaż?– zauważył Piotr.
- Zrobiłeś model ciotki w jakimś programie i wstawiłeś na Gogle Earth, by zakpić ze mnie?
- Zobacz sierotko, że podczas rotacji zmienia się widok całej okolicy, zabudowania, ba, nawet niebo jest widoczne z różnych ujęć. – czy myślisz, że komuś by się chciało, pomijając, fakt czy potrafiłbym zrobić to z tak fotograficzną precyzją ?!
-No dobra, to jak to zrobiono i dlaczego akurat Bykowice ? – Piotrek powoli odzyskiwał swoje racjonalne podejście.
- W tym rzecz, że w dalszym ciągu nie znasz całej prawdy! – Andrzej zaakcentował wyraz CAłEJ w taki sposób, że Piotr, błyskawicznie położył rękę na myszce, zrobił odjazd rolką na widok globu ziemskiego. Zakręcił nim wokół osi, a w miejscu, w którym się zatrzymał zaczął robić zbliżenia. Afryka, 900 km. Miejscowość Kano w Nigerii. 23 km – siatka ulic i zabudowań. 5 km – plac w kształcie stadionu. 900 m - napis SAS na jednej wypisany kolorami krzesełek na trybunach. 100 metrów – punkty przemykające po stadionie i grube linie boiska, 10 metrów grupka dzieciaków. 2 metry – piłka łaciata i chłopak zamierzający ją kopnąć, 0.2 m – pęknięcia na łatach w piłce.
- Jezu! - Piotr dla przesunął celownik w bok i zmienił perspektywę. łaciata piłka z nogą w tle. Po chwili milczenia zapytał:
- Dużo prób robiłeś?
- Poświeciłem temu trzy godziny, zrobiłem setki ujęć, wszędzie taka sama precyzja fotografii i możliwość obrotu w przestrzeni o każdy kąt.
- Przyszły ci do głowy jakieś wytłumaczenia?
- Parę, lecz jedno mniej prawdopodobne od drugiego. Zanim zaczniemy burzę mózgów, to pokaże ci zadziwiającą schize, która zakręci Ci mózgiem.. Daj np. Warszawę.
Piotr nerwowo wstukał w wyszukiwarce programu nazwę stolicy Polski.
- Zrób zbliżenie na centrum miasta i zwróć przy okazji uwagę na taką ciekawostkę, iż cały teren jest jednolity, to znaczy nie jest pocięty płaszczyznami zdjęć, brak szwów. To robi wrażenie jednego wielkiego zdjęcia zrobionego w jednym ułamku sekundy!
Warszawa rosła na ekranie. Pojawił się znów jakiś stadion. Opis mówił, iż jest to stadion Polonii Warszawa.
- Zejdź na pozom ziemi, albo jeszcze lepiej na wysokość przeciętnego człowieka – polecił Andrzej.
Gdy Piotrek zatrzymał przybliżanie, symulowany przez program obserwator znajdował się na wysokości 1.70 m, tuż obok skrzyżowania Muranowskiej i Andersa.
- Rozejrzyjmy się – rzekł Kostyła
Piotrek zaczął obracać widokiem.
- Stop, tam mamy chyba odpowiedni obiekt. Widzisz ten wysoki biurowiec? Podejdź do niego.
Wieżowiec był cały ze szkła. Z bliska wyglądał jak zamrożona tafla nieba z chmurami uwiezionymi wewnątrz. Na jego dachu znajdowały się maszty radiowe, a pod nimi napis Intraco.
- Aaa, to ten jeden z pierwszych nowoczesnych drapaczy w Wawie – powiedział Piotrek.
- Nie słyszałem o nim. A teraz nieco się podnieś, na załóżmy 20 metrów.
Zrobione i co dalej? – zapytał Piotr, gdy wysokość była już odpowiednia.
Cały ekran wypełniały szklane okna wieżowca. Były niczym błękitne lustro.
- I co mam dalej zrobić? – dopytał się Piotr. Spojrzał na uśmiechniętego Andrzeja i w tym momencie, nawiedziła go jedna z tych niepokojących myśli, które pojawiają się, gdy zobaczymy napis „nie dotykać”. Nie czekając na odpowiedź, wdusił strzałkę kursora skierowaną do góry, i wbił punkt obserwacji do wnętrza szklanego domu.
Na obrotowym fotelu komputerowym siedziała jakaś wypindrzona lala w szarym żakiecie. Miała długie szpony i ściekającą z ust szminkę. Unosiła właśnie paluszek wskazujący i spanikowanym wzrokiem szukała czegoś na klawiaturze. ściany pokryte futurystycznymi obrazami w antyramach sprawiały wrażenie tanich podróbek. Na regałach piętrzyły się jakieś papierzyska poukładane w sterty. Nie było w tym widoku nic dziwnego, ot typowe biuro, lecz jedna rzecz wprawiała w zdumienie. Jakim cudem do diabła jego wnętrze było widoczne, z zewnątrz, przez lustra weneckie zamiast szyb, oraz opuszczone rolety? Piotr z lekko otwartymi ustami bawił się klawiszami kursora, zbliżając i oddalając widok, zaś myszką tańczył piruety po pokoju.
- Możesz sobie darować – przemówił Andrzej – długo próbowałem znaleźć jakiś haczyk na ten schiz… bezskutecznie.
- A te pomysły, o których mówiłeś, jakieś wytłumaczenia?
- Dopóki nie zobaczyłem, iż można zwiedzać wnętrza budynków, myślałem, że to jakaś sieć satelitów, rozsiana bardzo gęsto wokół ziemi.
-Teraz sądzę, iż to może być Matrix – a my właśnie podglądamy logi systemu!
- Ta gadaj zdrów… Jezus, który urodził się dwa tysiące lat temu, też miałby być matrixowy? – Piotr podniósł wyraźnie ton głosu.
- A czemu nie? Rozmawialiśmy już kiedyś na ten temat. Nie można uważać, iż coś jest prawdziwe tylko dlatego, że wierzymy w to ślepo.
- Religia nie jest ślepą wiarą! To akt zaufania w bezmiar stwórcy, wiarą, iż śmierć nie kończy wszystkiego! – Piotr wyraźnie nie zamierzał ustąpić.
- A jakieś dowody, jakiekolwiek? Wasz całun turyński okazał się podróbką z 1300 roku. świat nie powstał w sześć dni, nie było Adama i Ewy, więc, jaki sens ma grzech pierworodny i poświecenie Jezusa? – Andrzej wyraźnie się nakręcał.
- Nie kłóćmy się o wiarę, bo to wcale nie pomaga i wałkowaliśmy to już wiele razy. Zakładając, iż nie dowiemy się na razie jak to działa, powiedz, co planujesz z tym fantem zrobić? - zapytał Piotr.
Andrzej spojrzał na ekran komputera, potem na Piotra. Wraz z głębokim wydechem, jak gdyby uszło z niego ciśnienie. Po chwili odezwał się:
- Na pewno nie jest to coś, co świadomie ktoś wypuścił do sieci. Gdy pokażemy to komuś z władz, lub naukowcom, to nie zdążymy powiedzieć „fikimi”, a zamiast pięknych i niedostępnych widoków, będziemy mogli pooglądać sobie Disneya na Carton Network. – Andrzej zamilkł i przez moment obserwował Piotra, który właśnie robił najazd pod biurkiem i bynajmniej nie podglądał dywanu, lecz długie nogi sekretarki, osłonięte jedynie szarą mini spódniczką.
- Ta… – zamruczał Piotr – widoki są istotnie ładne i dlatego proponuję to czy owo pooglądać, pozwiedzać, pocieszyć się tym światowym BigBroherem, może coś nam po drodze przyjdzie do głowy, a potem się zobaczy.
- Zgoda – odrzekł Andrzej, przyglądając się Piotrowi, który doszedł do sedna swoich poszukiwań, mijając po drodze koronkę pończoch.
Tej nocy komputer Andrzeja wyświetlał zdjęcia miejsc niedostępnych dla ciekawskich, oczu albo zbyt odległych, by tylko dla nich podejmować kosztowną wyprawę. Galerie sztuki, bazy wojskowe, budynki agencji państwowych, afrykańską jungę, szatnie i prysznice damskie. O piątej rano Piotr poszedł do domu przespać się parę godzin. Umówili się, iż za parę godzin spotkają się ponownie i ustalą, co robić dalej.
Część II – W poszukiwaniu sportowego bączka
Tuż po śniadaniu Piotr przyszedł ponownie do Andrzeja. Byli zmęczeni nocnym „seansem światowego kina” i tylko dzięki paru kubkom kawy trzymali się jakoś na nogach.
- Wczoraj się bawiliśmy, a powinniśmy zająć się naszym znaleziskiem metodycznie - orzekł Piotr - oraz zastanowić się, do czego może się nam, czy komukolwiek przydać.
Andrzej oglądał właśnie Pomnik Freddiego Mercurego w Montreux. Pięść wzniesiona ku górze, w drugiej dłoni mikrofon. Piękny wyraz triumfu artyzmu nad śmiercią, bo przecież „przedstawienie musi trwać”.
- Co mówiłeś? - zapytał wyrwany z zamyślenia.
- Mówię, że trzeba dziś zastanowić się nad pożytkiem naszego odkrycia i naszymi dalszymi planami z nim związanymi.
- Tak, tak, oczywiście. - Andrzej oddalił widok z wybrzeża Szwajcarii i zmienił go na Amerykę północna, a po chwili dodał:
- No to spróbujmy poszukać prawdy, to przecież nasza ulubiona gra.
- Gdzie zaczniemy?
Kostyła nie odpowiedział, lecz zaczął wklepywać do wyszukiwarki gogle earth wyraz i cyfrę - „Area 51”.
- Ostro - szepnął sąsiad – czyli szukamy ufo.
- Ufo, ale przede wszystkim dowodu, że twój cud stworzenia wykracza poza ziemię, a księga rodzaju to bajka.
- Księga rodzaju to alegoria – wtrącił Majka urażonym głosem – nie raz o tym już mówiliśmy.
- Ta… jasne słyszałem, Bóg owijał prawdę w bawełnę, bo ludzie nie rozumieliby, gdyby powiedział po naukowemu: Słuchajcie planeta, na której mieszkacie ma parę miliardów lat i krąży wokół gwiazdy, a cały wszechświat zrodził się z wielkiego wybuchu. – przerwał na chwile i wziął oddech - Ale faktycznie to zostawmy to i wróćmy do poszukiwania życia poza biblijna ziemią. Kliknął myszka w link z wynikiem wyszukiwania.
Ekran płynnie przechodził do kolejnych lokacji. Ameryka północna, Stany Zjednoczone, Wschód USA, Jakieś wielkie jezioro, linie ulic i rzędy budynków, pasy startowe, hangary.
- Robi wrażenie - Andrzej nieco się uspokoił i wzrokiem omiatał zdjęcie bazy wojskowej.
Była ogromna. Wielokilometrowe pasy startowe, szeregi baraków i hangarów, wieże kontrolne.
- Od czego zaczniemy? - zapytał Majka - będziemy przeglądać hangar po hangarze? - a po chwili dodał – a jak wielkiego obiektu szukamy ?
Piotr zminimalizował program i otworzył Firefoxa. Wpisał w goglach „Robert Lazar Area 51”.
- Robert Lazar twierdził, że pracował przez parę miesięcy właśnie w strefie 51 przy badaniach napędu pozaziemskiego statku kosmicznego.
- Coś mi się obiło o uszy, czy to ten, który nie potrafi udowodnić, że ma wyższy wykształcenie, a nawet wskazać kolegów ze studiów?
- Ty i twój sceptycyzm - Kostyła nie krył, niezadowolenia z postawy kolegi.
- Czy myślisz, iż dla rządu Stanów Zjednoczonych jest dużym problemem skasować dane ewidencyjne uczelni i zapłacić paru osobom by zapomniały kolegę ze studiów ?
- To tylko teoria spiskowa, bez potwierdzenia w faktach. – ocenił Piotr - a co z „Brzytwą Ockhama”? Czyż nie trzeba wybierać prostszych rozwiązań, zamiast plątać się w mało realnych teoriach?
- To samo ostrze można przyłożyć to teorii boga osobowego. Bóg wszechmocny i wszechwiedzący, czy natura ewoluująca metodą prób i błędów. – odciął się Andrzej – Ale wrócimy do Lazara. Utrzymywał on, iż widział dziewięć obcych statków, a w jednym był nawet w środku.
Opowiadając to Andrzej przewijał strony internetowe, w poszukiwaniu informacji o Ufo widzianym przez Lazara.
- O jest - powiedział, gdy na ekranie pojawił się rysunek przypominający dziecinnego bączka. Był zwymiarowany na dwanaście metrów średnicy i pięć wysokości.
- Lazar nazwał go ze względu na rozmiar, modelem sportowym, bo pozostałe, do których nie miał bezpośredniego dostępu były o wiele większe – referował Andrzej.
- Ciężko będzie odnaleźć na terenie kilkunasto-kilometrowej bazy obiekt o wielkości średniego jachtu, a już na pewno łatwo wsadzić go do samolotu i przewieść w bardziej tajne miejsce. Myślisz, że po rewelacjach Lazara, o ile były prawdziwe ryzykowaliby, przechowując statki kosmiczne w miejscu, na które patrzy cały świat?
- Chyba masz rację - Andrzej niechętnie, ale zgodził się z kolega - co szkodzi jednak poszukać, miejsc i faktów, o których opowiadał Lazara, jeśli znajdziemy jakieś potwierdzenia, to może historia nie jest wyssana z palca.
- Ale to masa szukania – przypomniał Piotr.
- Nie zamierzam przeszukiwać całej bazy, to bezcelowe, bo na pewno nie ukryli tajnych projektów w budynkach na powierzchni. Lazar mówił o podziemnej bazie S4 w zboczu górskim nad jeziorem Papoose. - to mówiąc Kostyła przesunął celownik na południe - jeśli znajdziemy S4, to już będzie coś.
Zespół wzgórz nad suchym jeziorem Papoose przypominał z lotu ptaka przekrojoną nerkę. Gdy widok obniżył się, można było odnieść wrażenie, iż jest to krajobraz marsjański, posiany wyschniętymi korytami rzek.
- Gdzie planujesz się wbić i na jaką głębokość.
- Na początek zrobimy parę losowych prób. Może się nam poszczęści i napotkamy jakieś tunele lub ślady ingerencji człowieka? – zastanawiał się Andrzej - Jeśli tak, to potem wystarczy iść po nitce do kłębka, albo wielu kłębków, a któryś z nich, być może będzie tajną bazą.
Obniżał widok. Wysokość 200 metrów, 100 metrów, ziemia. Na ekranie się obrazy przypominały tomografię ziemie. Warstwa po warstwie nieistniejący nóż odkrawał kolejne skalne widoki okraszone skwarkami wąskich jaskiń wyżłobionych przez podziemne strumienie, które umarły dawno temu. Minus tysiąc metrów, minus dwa tysiące... Nic. Piotr poruszał myszką coraz szybciej, był zniecierpliwiony, cofał się i rozglądał, przesuwał na boki. Piotr siedział coraz bardziej znudzony. Po kilkunastu minutach tych poszukiwań, nie wytrzymał i powiedział:
- To nie ma sensu. Przy tak dużym terenie szukanie na oślep, przypomina czyszczenie stajni Augiasza za pomocą chusteczki higienicznej.
Andrzej dla zasady przeczesał jeszcze parę zakamarków, lecz i on zrozumiał, że ta metoda jest nieskuteczna.
- Chyba masz rację. W takim razie poszukajmy drogi, która kończy się w ścianie skalnej. Przecież muszą jakoś dostawać się do środka.
- Niekoniecznie. Pomyśl, to jest zbyt oczywiste, a baza, do której by prowadziła ścieżka kończąca się w ścianie, nie byłaby tajna. Prędzej któryś hangar jest tylko fałszywką, wejściem do długiego tunelu.
- Sprawdźmy najpierw teorie drogi znikającej w skale. W okresie budowy bazy, mogli nie przewidzieć, iż za parędziesiąt lat zdjęcia satelitarne będą, aż tak łatwo dostępne. Z pewnością natomiast, nie brali po uwagę, możliwości, iż ktoś dorwie się do trójwymiarowych zdjęć tej klasy.
- Zacznijmy od tej serpentyny na wschodzie – zaproponował Piotr.
Była to zwykła asfaltowa szosa, która wiła się po zboczu góry. Przemieszczając się po niej, wirtualne oko kamery napotkało dwie wojskowe ciężarówki.
- Zatrzymajmy się i zobaczmy, co przewożą – powiedział Andrzej i zaczął robić na nie zbliżenie.
Kierowca pierwszej, był niczym cyborg. Wielki mutant z głową, o masywnej szczęce, którą mógłby prawdopodobnie rozłupywać kulki łożysk, z gracją prasy hydraulicznej. Obok niego siedział żołnierz z karabinem na kolanach, młodszy i drobniejszej budowy, ale z równie inteligentnym obliczem. Z tylu, na pace pokrytej zieloną plandeką, leżały drewniane skrzynie, plastikowa beczka i dwa rzędy dużych akumulatorów. Po bliższych oględzinach skrzyń okazało się, iż zawierały sprzęt elektroniczny, wśród którego dało się rozpoznać co najmniej radiostację, oraz parę małych okrągłych monitorów, prawdopodobnie radarowych. Zastosowania pozostałych elementów elektronicznych były nieznane. Między skrzyniami na samej górze, leżało tekturowe pudełko wypełnione puszkami z wołowiną. Druga ciężarówka wiozła grupkę techników, w szarych kombinezonach. Na podłodze stały skrzynki narzędziowe i kilka szpul kabla o różnych kolorach i grubości.
Piotr i Andrzej z rozczarowaniem porzucili inspekcję ciężarówek. Parędziesiąt metrów dalej droga kończyła się przy malej grupce zabudowań i maszcie radiostacji. Większość budynków była nie do końca zagospodarowana, lecz niektóre wypełnione były zakurzonym sprzętem. Kawałki układanki, pasowały do siebie i tworzyły zwyczajną opowieść o budowaniu nowego posterunku nasłuchowego, lub modernizacji starego. Sprawdzenie okolicznych skał, było tylko formalnością i zgodnie z oczekiwaniami nie przyniosło żadnych efektów.
- Spróbujmy z drugiej strony gór. - Andrzej był wyraźnie zawiedziony.
Po oględzinach drugiej prawie identycznej drogi oplatającej masyw ze wschodu, tkwili w tym samym martwym punkcie. W ciągu następnej godziny przeczesali systematycznie wszystkie drogi wokół zbocza, rozjazdy i obiecujące zakamarki. Tylko dwie ścieżki kończyły swój bieg w skale. Pierwsza prowadziła do składu broni i amunicji, druga do laboratorium chemicznego.
- Do diabła, przecież to musi tam gdzieś być! - początki rozdrażnienia dawały się Andrzejowi we znaki.
- Niekoniecznie musi, Lazar mógł kłamać, a całą ta baza S4 to taka opowieść jak potwór z Loch Ness czy Yeti.
- A weź przestań! Przecież w Roswell rozbiło się UFO, a armia to zatuszowała. Ukryli po prostu artefakty, po tym jak Lazar zaczął sypać. Ponadto, ze zwykłych zasad prawdopodobieństwa wynika, że skoro życie powstało na jednej planecie, a na to mamy dowód, bo rozmawiamy ze sobą, to jest bardzo mało prawdopodobne, iż w tak ogromnym kosmosie zjawisko to nie powtórzyło się jeszcze kilka razy.
Tu Andrzej zaczął swój zwyczajowy wykład o powstaniu życia, ewolucji, wielkim wybuchu. Po pewnym czasie, nogi Piotra domagały się rozprostowania, więc wstał. Jego jasna czupryna wystawała nieco ponad linie regałów w pokoju. Był bardzo drobnej budowy ciała i pomimo prawie dwumetrowego wzrostu nie budził respektu. Patrząc na Andrzeja przeciągnął się i pomimo, iż wielokrotnie obiecywał sobie, że nie da się wciągnąć w te dyskusje bez znaczenia, przerwał mu:
- Jeśli wierzyć biblii to Bóg stworzył życie na dokładnie jednej planecie. Wyobrażasz sobie, że na wielu światach ponawiałby cud stworzenia, czy robił szopki z potopem jako karą za grzechy, czy w imię ziemi obiecanej kazał mordować jednemu plemieniu kosmitów, obcych o odmiennym wyznaniu? - mówiąc robił jednocześnie charakterystyczny dla siebie grymas twarzy, jak osoba wykładająca po raz kolejny tabliczkę mnożenia tym samym ludziom.
- Boga w to nie mieszaj, bo to wielokrotnie przerabialiśmy i nie zamierzam marnować gardła na te same argumenty, które ty odrzucasz podpierając się książką sprzed dwóch tysięcy lat. - następnie by uciąć dyskusję ponownie położył rękę na myszce.
- Może lepiej spróbujmy, Piter, wypróbować Twój pomysł i poszukajmy tajnego wejścia w budynkach. – Obraz posłuszny woli Piotra, przemieścił się nad kompleks głównych zabudowań.
- Nudno się robi, może sam jak już pójdę, poszukasz sobie tej bazy? A tymczasem pomyślmy, do czego faktycznie można wykorzystać nasze znalezisko.
- To nie potrwa długo, najwyżej godzinę
- Nie, nie, nie!- wycedził Majka spoglądając na plakat Queenu - to bezowocne, równie dobrze mogłobyś zacząć szukać Boga za pomocą lupy. To jak szukanie igły w stogu siana, jeśli nie wiesz gdzie, a co ważniejsze, w jaki sposób patrzyć.
- Oczywiście ty wiesz jak patrzeć i gdzie?! - Andrzej zerwał się z krzesła. Pomimo iż sięgał Majce do ramienia, to jego postura zwieńczona masywnymi barkami i głową na krótkiej szyi gwarantowała, iż, w konfrontacji bezpośredniej Andrzej sprawi dużo kłopotu każdemu przeciwnikowi. Próbował, kilka razy wyciągnąć Piotra na treningi, karate, pływalnie czy na siłownie, lecz jego wstręt do przemocy był nie do przełamania. Duch, ponad ciałem – tak zwykł odpowiadać. Andrzej cenił klasyczną równowagę. Patrzył obecnie z dołu na Piotra, ogarnęła go złość, iż dwóch przyjaźniących się od lat ludzi tak wiele dzieli.
- Ale oczywiście nie powiesz mi jak szukać, bo nie wiesz? – warknął - Uwierz, a będziesz wiedział, uwierz, a będziesz zbawiony. Po cóż nauka, przecież modlitwa wystarczy prawda? - Takie drwiny nie poruszały Majki, bo słyszał je już wielokrotnie w tym pokoju.
- Andrzej uspokój się, przecież cześć opowiastek jest banialukami, sam mówisz, że ludzie wierzą, w to, co chcą wierzyć. – wziął oddech i kontynuował - Stwarzają sobie piękne mity bez pokrycia w faktach. Musisz dopuścić myśl, iż Lazar mógł być łgarzem.
Andrzej nie dawał za wygraną, ale już nieco ochłonął.
- A mitologia chrześcijańska, macie jakieś dowody? Nie! Wam to jednak nie przeszkadza. My mamy, chociaż świadków, takich jak Lazar. Nauka leczy, buduje, a jakie sukcesy ma religia? Garstka .... - przerwał, by po chwili rozgoryczonym głosem powiedzieć:
- Wiesz, wolę już szukać waszego urojonego Boga w komputerze, niż pytać o niego ludzi zarażonych jego ideą. Efekt ten sam, ale chociaż nie muszę słuchać banialuk - to mówiąc usiadł z powrotem krześle i wstukał cos szybko na klawiaturze zatwierdzając, enterem.
- spójrz nawet maszyna... - chciał drwiącym tonem powiedzieć coś jeszcze, ale zastygł wpatrując się w monitor.
- Uuuu, ciekawe
- Co? Komputer znalazł Boga? Nie nabierzesz mnie swoimi głupimi żartami – zadrwił Majka.
- Piotrek siadaj i zobacz, jakie wyniki, wyrzuciło.
Znał Kostyłę na, tyle, iż podświadomie wiedział, że ten natrafił na coś zagadkowego. Bez słowa usiadł na krześle. Zgodnie z przypuszczeniami, Andrzej wpisał do wyszukiwarki Gogle Earth termin „God” W zamian otrzymał dwa wyniki; miasteczko God na Węgrzech oraz lokację o nazwie God of Wideye w Egipcie.
- Ta, drugi wynik jest ma w istocie ciekawą nazwę, zważywszy na okoliczności, jakie nas tu zgromadziły - próbował żartować Majka. Jednak Andrzej przyglądał się ekranowi komputera z nabożnym skupieniem splatając dłonie przy ustach. Wyglądał jak dzieciak, który otrzymał właśnie wymarzony prezent na Gwiazdkę i nie mógł w to uwierzyć.
- Zamierzasz w to kliknąć myszką, czy może siłą woli przesuniesz ekran na ten region? – zapytał nieco niepewnym głosem Andrzej.
- Czyżby nasz spokojny wszystkowiedzący, nieco się niecierpliwił?
- Nigdy nie mówiłem, iż wiem wszystko, a poza tym nie napalaj się na to miasto, bo to zapewne zbieg okoliczności. Sam zresztą zobacz i kliknął drugi wynik zapytania.
Cyfry ponownie ożyły, komputer pokazał Afrykę, by potem przybliżyć jej północno-wschodnią część, zrobić szybkie zbliżenie środkowego Nilu i zatrzymać się na idealnie okrągłej, białej plamie.
Część III – Oko
- A mówią, iż historia ma białe plamy. Nie wiedziałem, iż kartografia satelitarna również. - Piotr potrafił być zabawny, gdy chciał, ale tym razem Andrzej tego nie zauważał, bo w dalszym ciągu tkwił w tej samej pozie, niczym mnich, który wykonuje śluby milczenia. Po chwili jednak i on przemówił:
- To nazywam właśnie globalną cenzurą, spiskiem kryjącym tajemnicę. – Rzekł nieco zbyt teatralnym głosem.
Obwód koła widocznego na zdjęciu przecinał pasek drogi biegnący przez pustynię niczym szklanka wykrawająca otwór w placku ciasta, podczas wyrobu pierogów. Gdy obejrzeli dziurę, z wielu stron, okazała się biała jednolitą kulą o średnicy około dwóch kilometrów. Tak przynajmniej wynikało ze skali zdjęcia.
- Patrząc z boku, na połówkę kuli, która wystaje, wygląda jak pole ochronne, broniące dostępu niepowołanym – stwierdził Piotr.
- Chyba zgodzisz się ze mną Piter, że nie jest to raczej twór naturalny typu lodowiec zatopiony w piaskach pustyni, czy wielka kula do kręgli?
- Ta, celowa krecia cenzura – potwierdził Piotr.
- Aż to tej pory nie spotkaliśmy żadnych ograniczeń tego Wideye, a robiliśmy zbliżenia instalacji wojskowych, rządowych, religijnych i erotycznych. Czyli jest to najściślej chronione miejsce na ziemi, największa tajemnica! - Andrzej mówiąc to ostatnie zdanie, akcentował powoli każde słowo. Gdy skończył, uśmiechnął się jak filatelista do unikalnego znaczka, który ma w swojej kolekcji.
- Nie możemy powiedzieć, iż nie ma innych podobnych miejsc. Zgadzam się jednak, iż to faktycznie musi być coś ważnego, skoro to chronią tak bezczelnie. – to powiedziawszy Piotr wstał i zaczął swój marsz po pokoju. Zawsze ważne kwestie lepiej roztrząsało mu się w ruchu. Doszedł do okna, wykonał w tył zwrot i postawił dosyć ciekawy problem:
- A zastanawiałeś się, kto opisał to miejsce i w jakim celu? - Zrobił pauzę, by zmrużyć oczy i przez moment gryźć kciuk. Namysł nie przyniósł jednak efektów, więc doprecyzował problem - Przecież to nielogiczne ukrywać kilka kilometrów przestrzeni przed, a potem wbijać wielki drogowskaz z napisem „Dwu kilometrowa tajna baza, skręć w lewo i idź 100 metrów”. Tak samo bez sensu, jak cenzurowanie komuś korespondencji, a potem wskazywanie sposób na pozbycie się plam uniemożliwiających czytanie całości.
- łapię, nie musisz powtarzać na różne sposoby! – zniecierpliwił się Andrzej - A ciekawe co nam pokaże wyszukiwarka google? - to mówiąc wpisał do okienka słowa „wideye god Egipt”. Otrzymał dwa odnośniki do strony z napisem „W budowie” i żadnego związku z Egiptem.
Zdenerwowało go to nieco, bo wstał z krzesła i oznajmił:
- Zgłodniałem, idę sobie zrobić jakieś kanapki, chcesz coś zjeść?
- Jasne, dzięki
- Pogłówkuj, a ja idę po wałówkę.
- Dobrze – rzucił za Kostyła oddalającym się ku kuchni.
Pod jego nieobecność Piotr rozglądał się po terenie wokół kuli. Znajdowała się po zachodniej stronie Nilu. Droga, którą przecinała, doprowadziła go do miasta Dirwa. Było to małe skupisko lepianek otoczone potężną siecią obszarów rolniczych. Tuż obok niej leżały nieco większe, ale bliźniacze miasta Malawi oraz Dairut i Deir Mawas. Według google były to mieściny, bez większego znaczenia, poza dostarczaniem żywności dla regionu. Posuwając się w górę rzeki, Majka dotarł do El Minya. Zaczął się zastanawiać gdzie słyszał tę nazwę, gdy wszedł Andrzej z kanapkami.
- Co ci mówi nazwa El Minya ? – zagaił biorąc od niego talerz z kanapkami.
- Hm, a znalazłeś jakiś związek, ho ho ? – zahuczał Kostyła niczym święty Mikołaj.
- Nie, ale to najbliższe wielkie miasto białej kuli.
- Ej nie dokształca się kolega, nie dokształca. – nie podarował jak zwykle okazji do drwin z Majki - W pobliżu miasta El Minya znaleziono zwoje z ewangelią Judasza.
- Faktycznie, teraz pamiętam – i natychmiast, by uniknąć dyskusji dodał - tylko mi proszę nie wyjeżdżaj z wykładem, mam swoje zdanie na temat zwojów. Skupmy się na kuli.
- Tylko jak mamy, się czegoś dowiedzieć poza tym, iż jest biała i okrągła, no i że strasznie jej zależy, by ukryć przed nami dwu-kilometrowy fragment ziemi?
Po tym pytaniu zamilkli, skupiając się na jedzeniu kanapek z pasztetem, popijając go sokiem. Od czasu do czasu rzucali okiem na ekran, ruszali myszką, robili zbliżenia.
Po skończonym posiłku, stało się jasne, że są w chwili obecnej nie mają pojęcia, w jaki sposób dowiedzieć się czegoś więcej. Zawiedziony Andrzej jako pierwszy wyraził to słowami:
- Obaj zdajemy sobie sprawę, że twórcy wideye, za pomocą tej kuli skasowali z bazy programu, fragment terenu, na którym znajduje się wyjaśnienie jego tajemnicy.
- Tak, zgadza się.
- Inni ludzie, którzy także wiedza, o wideye, lub może nawet ci sami, z niewiadomych powodów oznaczyli dokładnie jego położenie na mapie.
- Tylko, dlaczego program stał się publicznie dostępny, błąd czy celowe działanie? - wtrącił Piotr, a następnie dodał:
- Wczoraj po powrocie do domu próbowałem ściągnąć sobie tą samą wersję na swój komputer. Jak się domyślasz otrzymałem normalną wersję, bez wideye i o innym numerze wersji– odstawił talerz na półkę regału i po chwili zapytał:
- Powiedz mi jak to dokładnie było z ta nowa wersją. ściągnąłeś ją przez aktualizację programu ?
- Nie, mailem dostałem reklamówkę.
- Czytasz spam? - zdziwił się Piotr.
- To przeszło przez filtr antyspamowy i było tak ładnie niemal osobiście napisane, iż dopiero na gdzieś pośrodku zorientowałem się, że to reklama.
- Pokaż ten list – zażądał Piotrek.
- Po co? To zwykła reklamówka?
- Niewiele wiemy, a więc każdy detal się liczy.
- No dobra – zgodził się Majka, a następnie zalogował się do skrzynki pocztowej.
Lisy był po angielsku. Obaj znali ten język na poziomie średnim, acz wystarczającym do rozumienia korespondencji. Po przetłumaczeniu na polski miał następującą treść:
Drogi AndrewKost
Przesyłam Ci link do nowej wersji Gogle Earth, jesteś jednym z grupy wybranych ludzi, którzy mają okazję się z nią zapoznać. Wprowadza ona rewolucyjne rozwiązania, dające możliwość szerokiego spojrzenia na kulę ziemską z bardzo ciekawego punktu widzenia. Uważam, iż jesteś osobą, która doceni i zrozumie potęgę drzemiąca w takim rodzaju wiedzy. Uzmysławia ona, iż ziemia to mała planeta, a prywatność jest tylko iluzją.
Skorzystanie, ze wszystkich nowych funkcji programu wymaga, posługując się „dużym skrótem myślowym”, wstawienia do swojego umysłu obrazów, czy pojęć i zadania konkretnych pytań. Niektóre odpowiedzi uzyskasz, dopiero gdy uda ci się odnaleźć odpowiedniego kreatora. Kompletną prawdę znajdziesz, gdy zajrzysz do tekstu pomocy, który napisaliśmy dla zaawansowanych użytkowników. Plik pomocy nie jest łatwo dostępny, ale nagrodą jest całkowite wyjaśnienie zjawisk. Jego autorem jest najmniej lubiany i doceniany z dwunastu pracowników kreatora programu (ponoć dostał pieniądze za przejście do konkurencji i dlatego jego nazwiska nie mogę napisać), a nawet w programie, jego autorstwo znajdziesz pod ksywką.
Niech twoim mottem przy tych poszukiwaniach stanie się zdanie: Podróże kształcą, ale bywają niebezpieczne. Gogle Earth to bezpieczna wiedzą, o groźnych miejscach.
Z wyrazami szacunku Autorzy Gogle Earth
- Fuck! - wymknęło się Piotrowi.
- W istocie bracie, lepiej bym tego nie ujął.
- Ciekawe ile osób otrzymało podobne maile? – Majka patrzył na tekst listu, jak gdyby miał ochotę nauczyć się go na pamięć.
- Może to poczta z jakiejś listy dyskusyjnej?
- Nie zapisuje się listy, a poza tym ten adres mam od dwóch tygodni i nie zdążyłem nawet go nikomu podać wielu osobom. To jeden z pierwszych listów, które przyszły. W ogóle o tej skrzynce zapomniałem, ten mail był wysłany tydzień temu – oznajmił Piotr, nieco zawiedziony, bo sok właśnie się skończył, a jemu zaschło w gardle. Gdy zdał sobie sprawę, że to banalny problem, w porównaniu z pozostałymi, kontynuował:
- List to dokładna, aczkolwiek pisana metaforami instrukcja jak używać tego wideye. Duży skrót połączony z „wklejaniem” oznacza kombinacje klawiszy, „ctrl + Shift + v”, czyli skrót klawiaturowy wklejania w większości systemów i programów, lecz pisany z wciśniętym Shiftem, czyli duże litery.
- Tak widzę, a wyrażenie poszukaj kreatora to polecenie odnalezienie słowa Bóg. Po fakcie to i ja jestem mądry. Nie do końca rozumiem jednak tę sprawę ze skryptem pomocy?
- Nie mów, że nie widzisz, iż chodzi o judasza. Dwunastu pracowników kreatora to apostołowie.
- Faktycznie, chyba mnie zamuliło z rana. Czasem i ty coś wymyślisz Pietia – zaśmiał się złośliwie.
- To poszukajmy Judasza w takim razie.
Piotr wpisał do komputera: „Juda”
Wyszukiwarka Gogle Earth znalazła jeden wynik. Juda; Wiskonsin
- Stany Zjednoczone, ciekawe
Po kliknięciu myszką, widok przesunął się na USA, a konkretnie na wspomniane miasto. Wpatrywali się przez moment w krajobraz bardzo podobny do rolniczych egipskich miasteczek, z tym iż oczywiście miasto było o wiele lepiej rozwinięte i jego przeżycie nie zależało od wylewów żadnej rzeki.
- Przychodzi ci coś do głowy ? – zapytał Andrzej.
- Nie za bardzo
- W takim razie być może, to nie o to chodziło. Tekst jest jednoznaczny, bo najmniej lubianym apostołem był Judasz. A parędziesiąt kilometrów na północ, od kuli znajduje się miejsce, gdzie odkryto ponoć jego ewangelie.
- Na końcu mówi o ksywie.- Piotr jak zwykle zauważał szczegóły - Może chodzi o jakiś przydomek Judasza.
- wpiszmy do google „Judasz”. Jeśli miał ksywę, to w internecie na pewno się znajdzie.
Artykuł wikipedi, który znaleźli, był potwierdzeniem tej tezy.
„ (…) Judasz Iskariota (grecka forma imienia Juda) o przydomku Iskariota (hebr. אש קרת - mąż z Kariotu) - jeden z 12 apostołów, według przekazów czterech ewangelistów wydał Jezusa Chrystusa w ręce Sanhedrynu za trzydzieści srebrników, po czym popełnił samobójstwo. (…) „
Gogle Earth podało jeden wynik wyszukiwania terminu „Iskariota”, w Egipcie, a dokładnie pasmo wzgórz parę kilometrów od białej kuli. Wejście do jaskini odnaleźli w parę chwil.
-Bingo, przyjrzyjmy się bliżej– Piotr nie krył emocji.
Grota była niezbyt duża. Być może udałoby się w niej wepchnąć słonia, ale nic ponadto. Przez otwór w suficie wpadły promienie słoneczne, które bezlitośnie wytykały fakt, iż była pusta.
Piotr i Andrzej byli zawiedzeni. Spodziewali się znaleźć jakiś punkt zaczepienia, a oglądali gołe ściany.
- To wszystko? – Piotr omiatał ekran wzrokiem skazańca.
- No na to wygląda, miejsce się zgadza, ale nic tu nie ma.
- Zauważyłeś jedną rzecz, zbyt oczywista, ale ważna? – Zagaił Andrzej.
- Jaką?
- Zmieniła się pora dnia, te zdjęcia są aktualizowane systematycznie?
- Rany faktycznie, jak mogliśmy to przeoczyć, jest obecnie około piętnastej, włączyliśmy program kolo południa i na taką godzinę wskazuję kont padania promieni słonecznych.
- Ale to niczego nam nie tłumaczy. Zobaczmy może coś jest ukryte w ścianach? – zaproponował Andrzej. Niestety nie był to dobry trop, jak się okazało dziesięć minut później.
- Wiesz co – powiedział nagle Piotr - pojedźmy tam i zobaczmy to miejsce z bliska, przecież i tak mieliśmy jechać na wakacje, zmieńmy tylko rezerwację, dziewczynom jakoś to wytłumaczymy.
- I to mówi Pan domator, ho ho ho! – zaśmiał się Kostyła – a zróbmy to.
- Ok. czas na przerwę, bo muszę iść na obiad do domu.
- Ja zamówię sobie pizzę, a ty idź do domu. Tylko, kto powiadomi dziewczyny, że ich nie bierzemy?
- A kto mówi, że ich nie weźmiemy? – zdziwił się Piotr.
- Zobaczy się…
Obiad nie miał smaku, w porównaniu do spraw, które czekały w mieszkaniu sąsiada. Piotrowi połykał w pośpiechu duże kawałki kartofli. Gdy rozległ się dzwonek do drzwi, ojciec narzekając, iż nigdy nie ma spokoju poszedł otworzyć.
- Andrzej, Piotrek do ciebie przyszedł– zawołał po paru sekundach.
- Ta, dawno się nie widzieliśmy – pomyślał Andrzej wstając od stołu.
- Zjedz najpierw – powiedziała matka poirytowanym tonem – on poczeka. Miał zamiar tak zrobić, bo chciał uniknąć zrzędzenia, ale Piotr wszedł do pokoju.
- Choć szybko do mnie, koniecznie, to bardzo ważne.
- Dzień dobry Piotrze, poczekaj może aż Andrzej zje.
- To ważne, dzień dobry, Piotr kaman.
- Mamo nie jestem głodny – oznajmił Piotr oceniając blade oblicze Kostyły, jako na tyle ważna sprawę, żeby zaryzykować ględzenie matki.
- Po co ja gotuje? Może zaczniesz sam przyrządzać posiłki i robić zakupy? – pierwsza seria dotarła grzmiąc w jego uszach.
- Lecę mamo – krzyknął w drzwiach, by nie dopadły go kolejne.
W pokoju Kostyły uszy zaatakowała mu cisza. Poza szumem komputera, nie rozlegał się żaden dźwięk, nie grał Queen. Było to zdarzenie bezprecedensowe od niemal początku ich znajomości.
- Wdepnęliśmy Piotrek - wysapał nerwowym szeptem.
- W co? Opowiadaj i uspokój się.
- Zobacz sam – poruszył myszka, by wyłączyć wygaszasz ekranu.
Trzy czarne samochody terenowe, stojące na pustynnej drodze były posiekane dziurami niczym tarka do warzyw. Czwarty leżał na poboczu kołami do góry, rozpruty eksplozją jak kartonowe opakowanie po prezencie, który ktoś otwierał w pośpiechu. Bitwa była jednostronna. Leje po eksplozjach, kawałki karoserii, pootwierane drzwi wiszące na szczątkach zawiasów, opowiadały historię stada sępów, które rozszarpały bezlitośnie swój łup.
W samochodach nie było zwłok, ale ciemne plamy po krwi i dziury wielkości pięciozłotówek w siedzeniach, nie pozostawiały złudzeń co do losów ludzi nimi jadących. Wrażenie pogłębiała biel kuli w tle tuż za pojazdami. Scena wyglądała, jak gdyby ktoś wyciął w programie graficznym wszystko poza nimi. Cała scena rozegrała się parę metrów od strefy białej, dlatego nie zauważyli jej wcześniej.
- Gdy zamówiłem pizze, dla zabicia czasu poprzewijałem sobie teren wokół groty Iskra.. Iska..
- Nazywaj ja grotą Judasza, będzie prościej.
- Rozglądałem się wokół groty Judasza. Gdy znalazłem drogę prowadząca na wzgórze, podążyłem nią i odkryłem tą rzeź!
- Ta droga wprost na wzgórze Judasza? – szepnął Piotr.
- Tak, podążali dokładnie tam i nie pozwolono im dojechać? – posępnie rzekł Kostyła - Zobacz na te dziury, to duży kaliber. Karabin czołgu, samolotu czy helikoptera. Nie ma w ogóle śladów po strzałach z broni ręcznej. Osobiście stawiam na helikoptery, zobacz ile dziur w dachach.
- Myślisz, że zabili ich, z powodu jaskini lub kuli?
- Nie byłem pewien, czy przykładowo nie zabłądzili, do czasu aż znalazłem przedmiot, który rozwiał moje złudzenia.
Zrobił zbliżenie, podłogi jednego z samochodów. Leżała na nim jakiś
3
A kto się za ciebie przedstawi?
EDIT
Ach, jak mogłaś mnie ubiec, Obywatelko?
Lol, rzuciłyśmy się jak hieny.
EDIT
Ach, jak mogłaś mnie ubiec, Obywatelko?

Lol, rzuciłyśmy się jak hieny.
Z powarzaniem, łynki i Móza.
[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]
לא תקחו אותי - אני חופשי
[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]
לא תקחו אותי - אני חופשי
4
Jestem przedstawiony, może 1 minute po wklejeniu tekstu, ale sie przedstawiłem.
Ale cieszy mnie, iż administracja ma tak niezły refleks. Bardzo cieszy.
Ale cieszy mnie, iż administracja ma tak niezły refleks. Bardzo cieszy.
5
30.10.2007r. - poprawiłem co poważniejsze błędy zauważone przez znajomych.
-----------------------------------
Bóg szerokiego spojrzenia (wersja nieco poprawiona)
Preludium
Mężczyzna siedział pośród drewnianych ścian nasiąkniętych tysiącami szeptów. Rozbrzmiewały w jego głowie niczym kakofoniczny chór złożony z kłamców, złodziei, zdrajców i morderców. Spoglądał beznamiętnie na drewnianą przegrodę z okrągłymi otworami, za którą w półmroku majaczyła sylwetka klęczącej kobiety.
- Nazwałam męża „palantem”, bo zachował się jak kretyn. Nazwał mnie „zapijaczoną dziwką” i urządził scenę zazdrości na weselu siostry – szeptała szlochając.
– Ja kocham taniec, a Zbyszek nie lubi tańczyć, bo nie umie. Nie odzywa się do mnie od pięciu dni i rzuca wredne spojrzenia.
Zaczęła szlochać, wypowiadając ostatnie słowa.
- Dziecko drogie, takie rzeczy się zdarzają. On jest mężczyzną i ma swoja dumę, czasem głupią, ale ma. Usiądź koło niego, weź go za rękę i porozmawiajcie szczerze. Powiedz mu o tym, jak bardzo go kochasz. Wszystko się ułoży, zobaczysz. Wytłumacz, że lubisz tańczyć, spróbuj może namówić go na wspólny kurs? Z każdej sytuacji są jakieś wyjścia, a gniew nie jest żadnym rozwiązaniem.
- Kocham go, ale on jest taki uparty.
Słuchacz westchnął głęboko.
- Wszystko będzie dobrze, tylko zrób tak jak powiedziałem. Idź w pokoju córko. – powiedział na koniec, a gdy podniosła się dodał pośpiesznie:
- Jako pokutę odmów dwa „Zdrowaś Mario” – i zapukał w konfesjonał.
Echo rozchodzących się po kościele kroków szlochającej niewiasty spowodowało, iż ksiądz Jerzy zaczął przywoływać w myślach powody, dla których nosi czarną suknię z białą koloratką…
Kiedyś zabiłby śmiechem każdego, kto powiedziałby mu, iż zostanie kapłanem. Jednak to, co wydawało się kiepskim żartem, stało się faktem, a przyczyny, które go wepchnęły na tą drogę, utkwiły mu w głowie jak metalowe odłamki szrapnela. Każdego dnia, tych dwudziestu lat pokornej służby przekonywał samego siebie, iż wybrał najlepsze z możliwych rozwiązań. Przywoływał tamte zdarzenia, by o nich nie zapomnieć, nie uronić żadnego szczegółu. Zatracał się w obrazach, roztrząsał każde słowo, które wtedy padło, niczym obłąkany spoglądał na gasnący płomień swojego umysłu. Może nie dziś, nie jutro, ale za parę lat, powie o tym komuś, może napisze książkę. Dziś jednak musi mu wystarczyć, iż przeżyje to jeszcze raz w myślach.
Część I – Szerokie spojrzenie
Piotr siedział na krześle przed komputerem i oglądał nudny film. Była to typowa „amerykańska papka”, czyli tak zwane współczesne kino akcji klasy B. Takie „arcydzieła” można zrobić praktycznie bez scenariusza, wystarczy stosować się do zasad podobnych do przepisu na ugotowanie zupy. „Weź jednego lub dwóch niedrogich aktorów, dodaj paru statystów lub przygasłe gwiazdki, które zgodzą się grać paprotki, trupy w szafie, przechodniów, lub debili odwracających się, co chwila podczas ucieczki przed uzbrojonym bandytą. Potem z wrzuć ich wszystkich do jakiegoś miasta o znanej nazwie, daj im broń i niech strzelają do siebie. Mieszając, dosyp parę pościgów samochodowych, przypraw kilkoma scenami łóżkowymi. Jeśli masz dużo kasy na efekty specjalne i kaskaderów to wstaw kilka ujęć koziołkujących i wybuchających samochodów, a może nawet rozważ wysadzenie w powietrze jakiegoś budynku. Jeśli cały szmal wydałeś na aktorów, to, zamiast powyższych umieść parę scen z podskakującymi nagimi cyckami. (Pamiętaj, iż musisz do tego typu ujęć zatrudnić, co najmniej jedna kobietę, w przeciwnym wypadku sceny mogą się nie wszystkim spodobać) Zwieńczeniem akcji musi być moment, gdy postać pozytywna (grana przez aktora, któremu lepiej płacisz) zabije postać negatywną. Nie pomyl się, bo widz może nie zrozumieć filmu, jeśli uśmiercisz nie tego gościa, co należy, a i sam aktor może być niezadowolony, że ktoś inny uśmiecha się z ekranu dłużej niż on. Po ukończeniu zdjęć, reklamuj film jako zajebisty i niepowtarzalny, do momentu aż sam w to uwierzysz. Licz zyski. Po pewnym czasie weź, co najmniej dwóch aktorów, mogą być nawet ci sami i nakręć film o tym samym tytule, lecz z dwójką na końcu. Taki tytuł łatwiej zapamiętać i odchodzi masa wydatków na reklamę. Jeśli przy naborze aktorów do kolejnego odcinka Twojej trylogii, kwadrologi czy wręcz sagi, okaże się, iż gwiazdorzy, których uprzednio obsadzałeś zmarli, lub flaki im się przewróciły dopiero, gdy zadzwoniłeś z propozycją roli, wtedy nakręć prequel. Potrzebnych ci do tego będzie dwóch młodych aktorów nieco podobnych do tych poprzednich…”
Film, którym właśnie katował się Piotr, był częścią trzecią trylogii gangsterskiej. Obecnie trwała kolejna strzelanina, pociski szybowały (i to dosłownie, bowiem efekt „bulet time” zastosowano chyba do każdej kuli) i gwizdały pomiędzy jadącymi po autostradzie samochodami. Czy można pudłować z odległości metra? Ile to gówno będzie jeszcze trwało? A może przerwać okaleczanie umysłu i iść spać?
Rozważania Piotra przerwał dźwięk komunikatora internetowego. Wybawienie. Z ulgą zminimalizował film.
Z Andrzejem znali się od tak zwanej pieluchy. Mieszkali drzwi w drzwi. Wspólna piaskownica, przedszkole, podstawówka, gimnazjum, szkoła średnia. Andrzej Kostyła i Piotr Majka przyjaciele na zawsze. W tym roku zdali na studia do Lublina. Andrzej zdał na historię filozofii, Piotr wybrał archeologie.
Pokiwał głową, gdy przeczytał wiadomość:
- Cześć…Wpadnij do mnie szybko! – cały Andrzej: przyjdź, zrób, zadzwoń.
- Nie za późno? Coś się stało?
- Musisz przyjść, chcę ci coś pokazać, nie pożałujesz!
- Ale pamiętasz, że jestem hetero ? – wstukał Piotr uśmiechając się lekko.
- Co ty kufa nie powiesz, serio, wpadnij głąbie, pokaże ci coś niesamowitego.
- Ok już idę, ale jak to głupi dowcip lub jakiś banał, to lepiej szykuj się na opier.
Piotr cieszył się, że może z czystym sumieniem przerwać oglądnie chłamu. Wyłączył komputer, bo wiedział, że wróci do domu nad ranem po długiej i burzliwej dyskusji. Banalna wymiana zdań przerodzi się jak zwykle w debatę na najważniejsze problemy ludzkości, by o czwartej rano zakończyć się rozejmem. Komputer zgasł, pokój wypełnił półmrok, który rozświetlało jedynie światełko w akwarium. Piotr nasypał rybkom karmę, po czym zapalił lampkę na biurku i nabazgrał kartkę dla śpiących rodziców.
- Właź szybko i przygotuj się na szok! – powiedział Andrzej, który czekał już w otwartych drzwiach swojego mieszkania. Był bardzo rozemocjonowany.
ściany pokoju Kostyły były pooblepiane plakatami gwiazd muzyki, oraz zespołów piłkarskich. Na ścianie za komputerem wsiał Real Madryt, Queen, oraz oprawione w antyramę zdjęcie Alberta Camusa. Andrzej mawiał: „Możesz obrazić mi siostrę, kota, psa, a nawet mnie; nic ci nie zrobię. Obraź Freddiego, jesteś trup!”. I tak było faktycznie (no może nie aż tak dosłownie). Andrzej podchodził do siebie z dużym dystansem, potrafił żartować ze swoich wad jak też ze wszystkiego, co uważał za bezsensownie i głupie. Kostyła był nieco inny. Pedantyczny i spokojny. Decyzje podejmował powoli lub pozwalał robić to innym, jeśli nie dotyczyły ważnych spraw. Nie lubił być śmieszny.
Z głośników komputera, rozbrzmiewał „Show must go on ” Queen. Majka, pomimo, iż nie był fanem tego zespołu, to bywając często u Kostyły nauczył się już rozpoznawać poszczególne płyty. Ten utwór pochodził, z „Innuendo” - ostatniej, jaką nagrali przed śmiercią Freddiego. Andrzej mówił podniesionym głosem, szybko wystrzeliwując wyrazy. Było to typowe dla niego.
- ściągnąłem parę dni temu nową wersję Google Earth. Bajera mówię Ci, można polatać po wirtualnej mapie samolotem i oglądać zdjęcia panoramiczne, tak przynajmniej pisało w historii wersji. Chciałem pooglądać sobie ten raj, do którego jedziemy.
Grecja - tam wybierali się z dziewczynami. Piotrek wolał Egipt, ale został przegłosowany, bo kilometry pustyni, usianej piramidami i grobami nieżyjących od tysięcy lat faciów i facetek (tak powiedziała Anka dziewczyna Andrzeja), przegrały w głosowaniu z piaskiem na którym smażą się żywi ludzie. „Egipt też ma plaże, a morze jest to samo tylko z innej strony” – oponował Piotr. Został jednak zakrzyczany i ustąpił.
Na ekranie komputera, pod wirtualnym myśliwcem przemykały satelitarne zdjęcia plaż i miast greckich.
- W pewnym momencie nacisnąłem kombinację klawiszy ctlr shift i v, bo pomyliło mi się to z innym skrótem klawiaturowym. By to zaprezentować jednocześnie wdusił klawisze, które wymienił. Kokpit samolotu zniknął, widok przeszedł płynnie do obrazu całego globu ziemskiego, a wokół ekranu pojawiła się szara, przezroczysta gruba ramka z masakrycznie dużą ilością parametrów opisanych nieznanymi skrótami. W centrum obrazu tkwił biały celownik w kształcie okręgu o średnicy paru centymetrów z jasnym punktem pośrodku.
- Zobacz, co się dzieje, gdy przybliżam obraz? – pokręcił rolką myszy. Ziemia zaczęła się zbliżać, a cyfry kręciły szaleńcze piruety.
- No, co? Zrobili obraz jak z filmów o szpiegach, miła rzecz, ale co w tym takiego dziwnego? – zapytał Piotr z typowym dla siebie spojrzeniem mówiącym, Amerykę odkryłeś po raz kolejny, wiec nie dziw się, że nie zmienią na Twoją cześć jej nazwy.
- To w tym dziwnego, że po pierwsze nie piszą o tym w historii wersji, a po drugie, włączyło się ukryte menu, zobacz! – to mówiąc Andrzej wskazał, a potem rozwinął z górnej listwy programu menu o nazwie: wideye.
- No dobra, jest ukryte menu, pewnie jakaś furtka do części programu, którą jeszcze testują… w dużej ilości gier tak robią- wzruszył ramionami Piotrek,
- To nie wszystko Piter, teraz popatrz i nie zgub szczęki! – Andrzej mówił to bardzo przejętym głosem. Rozwinął wspomniane menu i kliknął pozycję: get wide now.
Pasek postępu, który pojawił się na ekranie rósł przez parę chwil od 0 do 100, wskaźniki cyfrowe tańczyły jak oszalałe. Gdy ładowanie danych zakończyło się, obraz na ekranie stał się bardziej wyrazisty, jak gdyby został potraktowany filtrem ostrości w Photoshopie.
- Poszukaj żółtego znacznika, jaki postawiłem parę godzin temu – poradził Andrzej. Piotr posłusznie ujął myszkę w dłoń i obracając widokiem starał się zlokalizować zakładkę, o której mówił jego kolega. Było to dosyć proste, bo na tle ziemi pociętej plamami pól uprawnych i lasów ziemi, żółty łepek wirtualnej pinezki postawionej na terenie południowo-wschodniej Polski był widoczny niczym zapalona zapałka w ciemnym pokoju.
- A teraz wycentruj na niej i zacznij powoli przybliżać.
Gdy zbliżenie osiągnęło wysokość 29 km pokazała się nazwa: Bykowice, która jak się okazało była tej samej urody, co mieścina, rozrastająca się pod nią. Mała wioska bez znaczenia intelektualno-rozrywkowego - pomyślał Piotr, bo nie lubił wsi. Mikra postura i słabe zdrowie, wymuszały na nim jedyny możliwy stosunek do pracy fizycznej, unikanie, a jeśli dodać do tego alergię na prawie wszystkie pyłki, roztocza i kurz, to ta niechęć urastała do zarozumialej bojaźni.
- Moja ciotka mieszka w Bykowicach – Andrzej akcentował bez entuzjazmu pierwsze sylaby – to o niej mówiłem tydzień temu, że nas zaprasza na wakacje. Lasy, łąki stary…,- spojrzał na Andrzeja i dodał pośpiesznie już w normalnym tempie - wiem, wiem zakichałbyś wszystkie chusteczki i marudził, że nie ma internetu, ale kościół mają. – tu się zaśmiał niedwuznacznie. Piotr rzucił mu pogardliwe spojrzenie mówiące „Litości człowieku, znów zaczynasz… ”
-Ciotka Agata zadzwoniła parę godzin temu prosząc bym przesłał jej zdjęcie satelitarne jej gospodarstwa, bo widziała w wiadomościach, że w internecie można sobie pooglądać świat z nieba. Nie dała sobie przetłumaczyć, że tylko duże miasta i obiekty ważne są dokładnie fotografowane i z uporem osła prosiła: „przyślij i przyślij”.
- Cecha rodzinna? – wtrącił Majka.
Kostyła wyszczerzył zęby szeroko i bezwstydnie niczym ogier rozpłodowy po ujrzeniu ładnej klaczki, .
- Ustąpiłem, bo nie chciałem przedłużać rozmowy i powiedziałem, że przyśle jej zdjęcie regionu z punkcikiem w miejscu gdzie leżą Bykowice.
Piotr kontynuował obniżanie widoku. Na wysokości czterech kilometrów, pokazały się pierwsze punkciki zabudowań.
- ładnie obfotografowali tą dziurę– rzekł Piotr i zapytał retorycznie:
- ale to i tak wieś, co w niej ciekawego?
Gdy wysokość widoku wyniosła 2 km wyłoniły paski dróg pomiędzy polami ornymi. Jeden kilometr, drogi zbiegały się pośród zabudowań gospodarczych. Pięćset metrów, pojedyncze drzewa. Sto metrów – pierwsze figurki ludzi.
- Niezłe nie, kręć dalej, tylko powoli- szepnął Andrzej. Wysokość 20 metrów kobieta stojąca obok stodoły, 10 – w zielonym podkoszulku, 3 metry - patrząca na zegarek – 1 metr – marki Timex z białym wyświetlaczem, godzina 8:15. Piotr przestał kręcić rolka. Zegarek kobiety stojącej na podwórku we wsi Bykowice o 8:15 po południu wypełniał cały ekran…
- Oniemiałeś, prawda? - Andrzej triumfował, – Jesteś w szoku? No to, co powiesz na to ? – to mówiąc przesunął widok nieco w bok, a gdy zamiast zegarka wypełniała go kura, zmienił położenie poziomego suwaka w lewym górnym rogu ekranu. Przemarsz chińskiej armii przez środek pokoju wywarłby podobne wrażenie niż ten ekran komputera ze zdjęciem kobiety stojącej na podwórku, stojącej bokiem do obserwatora. Korzystając z grobowego milczenia Piotra, Kostyła obracał widokiem we wszystkie strony, by po paru sekundach ustabilizować go na twarzy kobiety.
- A oto i moja ciotka Agata
- Jaja sobie robisz, nie? – Piotr odzyskał mowę, lecz słowa nadal przechodziły mu z trudem przez usta.
- Ciekawskie, nieprawdaż?– zauważył Piotr.
- Zrobiłeś model ciotki w jakimś programie i wstawiłeś na Gogle Earth, by zakpić ze mnie?
- Zobacz sierotko, że podczas rotacji zmienia się widok całej okolicy, zabudowania, ba, nawet niebo jest widoczne z różnych ujęć. – czy myślisz, że komuś by się chciało, pomijając, fakt czy potrafiłbym zrobić to z tak fotograficzną precyzją ?!
-No dobra, to jak to zrobiono i dlaczego akurat Bykowice ? – Piotrek powoli odzyskiwał swoje racjonalne podejście.
- W tym rzecz, że w dalszym ciągu nie znasz całej prawdy! – Andrzej zaakcentował wyraz CAłEJ w taki sposób, że Piotr, błyskawicznie położył rękę na myszce, zrobił odjazd rolką na widok globu ziemskiego. Zakręcił nim wokół osi, a w miejscu, w którym się zatrzymał zaczął robić zbliżenia. Afryka, 900 km. Miejscowość Kano w Nigerii. 23 km – siatka ulic i zabudowań. 5 km – plac w kształcie stadionu. 900 m - napis SAS na jednej wypisany kolorami krzesełek na trybunach. 100 metrów – punkty przemykające po stadionie i grube linie boiska, 10 metrów grupka dzieciaków. 2 metry – piłka łaciata i chłopak zamierzający ją kopnąć, 0.2 m – pęknięcia na łatach w piłce.
- Jezu! - Piotr dla przesunął celownik w bok i zmienił perspektywę. łaciata piłka z nogą w tle. Po chwili milczenia zapytał:
- Dużo prób robiłeś?
- Poświeciłem temu trzy godziny, zrobiłem setki ujęć, wszędzie taka sama precyzja fotografii i możliwość obrotu w przestrzeni o każdy kąt.
- Przyszły ci do głowy jakieś wytłumaczenia?
- Parę, lecz jedno mniej prawdopodobne od drugiego. Zanim zaczniemy burzę mózgów, to pokaże ci zadziwiającą schize, która zakręci Ci mózgiem.. Daj Warszawę.
Piotr nerwowo wstukał w wyszukiwarce programu nazwę stolicy Polski.
- Zrób zbliżenie na centrum miasta i zwróć przy okazji uwagę na taką ciekawostkę, iż cały teren jest jednolity, to znaczy nie jest pocięty płaszczyznami zdjęć, brak szwów. To robi wrażenie jednego wielkiego zdjęcia zrobionego w jednym ułamku sekundy!
Warszawa rosła na ekranie. Pojawił się znów jakiś stadion. Opis mówił, iż jest to stadion Polonii Warszawa.
- Zejdź na pozom ziemi, albo jeszcze lepiej na wysokość przeciętnego człowieka – polecił Andrzej.
Gdy Piotrek zatrzymał przybliżanie, symulowany przez program obserwator znajdował się na wysokości 1.70 m, tuż obok skrzyżowania Muranowskiej i Andersa.
- Rozejrzyjmy się – rzekł Kostyła
Piotrek zaczął obracać widokiem.
- Stop, tam mamy chyba odpowiedni obiekt. Widzisz ten wysoki biurowiec? Podejdź do niego.
Wieżowiec był cały ze szkła. Z bliska wyglądał jak zamrożona tafla nieba z chmurami uwiezionymi wewnątrz. Na jego dachu znajdowały się maszty radiowe, a pod nimi napis Intraco.
- Aaa, to ten jeden z pierwszych nowoczesnych drapaczy w Wawie – powiedział Piotrek.
- Nie słyszałem o nim. A teraz nieco się podnieś, na załóżmy 20 metrów.
Zrobione i co dalej? – zapytał Piotr, gdy wysokość była już odpowiednia.
Cały ekran wypełniały szklane okna wieżowca. Były niczym błękitne lustro.
- I co mam dalej zrobić? – dopytał się Piotr. Spojrzał na uśmiechniętego Andrzeja i w tym momencie, nawiedziła go jedna z tych niepokojących myśli, które pojawiają się, gdy zobaczymy napis „nie dotykać”. Nie czekając na odpowiedź, wdusił strzałkę kursora skierowaną do góry, i wbił punkt obserwacji do wnętrza szklanego domu.
Na obrotowym fotelu komputerowym siedziała jakaś wypindrzona lala w szarym żakiecie. Miała długie szpony i ściekającą z ust szminkę. Unosiła właśnie paluszek wskazujący i spanikowanym wzrokiem szukała czegoś na klawiaturze. ściany pokryte futurystycznymi obrazami w antyramach sprawiały wrażenie tanich podróbek. Na regałach piętrzyły się jakieś papierzyska poukładane w sterty. Nie było w tym widoku nic dziwnego, ot typowe biuro, lecz jedna rzecz wprawiała w zdumienie. Jakim cudem do diabła jego wnętrze było widoczne, z zewnątrz, przez lustra weneckie zamiast szyb, oraz opuszczone rolety? Piotr z lekko otwartymi ustami bawił się klawiszami kursora, zbliżając i oddalając widok, zaś myszką tańczył piruety po pokoju.
- Możesz sobie darować – przemówił Andrzej – długo próbowałem znaleźć jakiś haczyk na ten schiz… bezskutecznie.
- A te pomysły, o których mówiłeś, jakieś wytłumaczenia?
- Dopóki nie zobaczyłem, iż można zwiedzać wnętrza budynków, myślałem, że to jakaś sieć satelitów, rozsiana bardzo gęsto wokół ziemi.
-Teraz sądzę, iż to może być Matrix – a my właśnie podglądamy logi systemu!
- Ta gadaj zdrów… Jezus, który urodził się dwa tysiące lat temu, też miałby być matrixowy? – Piotr podniósł wyraźnie ton głosu.
- A czemu nie? Rozmawialiśmy już kiedyś na ten temat. Nie można uważać, iż coś jest prawdziwe tylko dlatego, że wierzymy w to ślepo.
- Religia nie jest ślepą wiarą! To akt zaufania w bezmiar stwórcy, wiarą, iż śmierć nie kończy wszystkiego! – Piotr wyraźnie nie zamierzał ustąpić.
- A jakieś dowody, jakiekolwiek? Wasz całun turyński okazał się podróbką z 1300 roku. świat nie powstał w sześć dni, nie było Adama i Ewy, więc, jaki sens ma grzech pierworodny i poświecenie Jezusa? – Andrzej wyraźnie się nakręcał.
- Nie kłóćmy się o wiarę, bo to wcale nie pomaga i wałkowaliśmy to już wiele razy. Zakładając, iż nie dowiemy się na razie jak to działa, powiedz, co planujesz z tym fantem zrobić? - zapytał Piotr.
Andrzej spojrzał na ekran komputera, potem na Piotra. Wraz z głębokim wydechem, jak gdyby uszło z niego ciśnienie. Po chwili odezwał się:
- Na pewno nie jest to coś, co świadomie ktoś wypuścił do sieci. Gdy pokażemy to komuś z władz, lub naukowcom, to nie zdążymy powiedzieć „fiki miki”, a zamiast pięknych i niedostępnych widoków, będziemy mogli pooglądać sobie Duffiego na Carton Network. – Andrzej zamilkł i przez moment obserwował Piotra, który właśnie robił najazd pod biurkiem i bynajmniej nie podglądał dywanu, lecz długie nogi sekretarki, osłonięte jedynie szarą mini spódniczką.
- Ta… – zamruczał Piotr – widoki są istotnie ładne i dlatego proponuję to czy owo pooglądać, pozwiedzać, pocieszyć się tym światowym BigBroherem, może coś nam po drodze przyjdzie do głowy, a potem się zobaczy.
- Zgoda – odrzekł Andrzej, przyglądając się Piotrowi, który doszedł do sedna swoich poszukiwań, mijając po drodze koronkę pończoch.
Tej nocy komputer Andrzeja wyświetlał zdjęcia miejsc niedostępnych dla ciekawskich, oczu albo zbyt odległych, by tylko dla nich podejmować kosztowną wyprawę. Galerie sztuki, bazy wojskowe, budynki agencji państwowych, afrykańską jungę, szatnie i prysznice damskie. O piątej rano Piotr poszedł do domu przespać się parę godzin. Umówili się, iż za parę godzin spotkają się ponownie i ustalą, co robić dalej.
Część II – W poszukiwaniu sportowego bączka
Tuż po śniadaniu Piotr przyszedł ponownie do Andrzeja. Byli zmęczeni nocnym „seansem światowego kina” i tylko dzięki paru kubkom kawy trzymali się jakoś na nogach.
- Wczoraj się bawiliśmy, a powinniśmy zająć się naszym znaleziskiem metodycznie - orzekł Piotr - oraz zastanowić się, do czego może się nam, czy komukolwiek przydać.
Andrzej oglądał właśnie Pomnik Freddiego Mercurego w Montreux. Pięść wzniesiona ku górze, w drugiej dłoni mikrofon. Piękny wyraz triumfu artyzmu nad śmiercią, bo przecież „przedstawienie musi trwać”.
- Co mówiłeś? - zapytał wyrwany z zamyślenia.
- Mówię, że trzeba dziś zastanowić się nad pożytkiem naszego odkrycia i naszymi dalszymi planami z nim związanymi.
- Tak, tak, oczywiście. - Andrzej oddalił widok z wybrzeża Szwajcarii i zmienił go na Amerykę północna, a po chwili dodał:
- No to spróbujmy poszukać prawdy, to przecież nasza ulubiona gra.
- Gdzie zaczniemy?
Kostyła nie odpowiedział, lecz zaczął wklepywać do wyszukiwarki gogle earth wyraz i cyfrę - „Area 51”.
- Ostro - szepnął sąsiad – czyli szukamy ufo.
- Ufo, ale przede wszystkim dowodu, że twój cud stworzenia wykracza poza ziemię, a księga rodzaju to bajka.
- Księga rodzaju to alegoria – wtrącił Majka urażonym głosem – nie raz o tym już mówiliśmy.
- Ta… jasne słyszałem, Bóg owijał prawdę w bawełnę, bo ludzie nie rozumieliby, gdyby powiedział po naukowemu: Słuchajcie planeta, na której mieszkacie ma parę miliardów lat i krąży wokół gwiazdy, a cały wszechświat zrodził się z wielkiego wybuchu. – przerwał na chwile i wziął oddech - Ale faktycznie to zostawmy to i wróćmy do poszukiwania życia poza biblijna ziemią. Kliknął myszka w link z wynikiem wyszukiwania.
Ekran płynnie przechodził do kolejnych lokacji. Ameryka północna, Stany Zjednoczone, Wschód USA, Jakieś wielkie jezioro, linie ulic i rzędy budynków, pasy startowe, hangary.
- Robi wrażenie - Andrzej nieco się uspokoił i wzrokiem omiatał zdjęcie bazy wojskowej.
Była ogromna. Wielokilometrowe pasy startowe, szeregi baraków i hangarów, wieże kontrolne.
- Od czego zaczniemy? - zapytał Majka - będziemy przeglądać hangar po hangarze? - a po chwili dodał – a jak wielkiego obiektu szukamy ?
Piotr zminimalizował program i otworzył Firefoxa. Wpisał w goglach „Robert Lazar Area 51”.
- Robert Lazar twierdził, że pracował przez parę miesięcy właśnie w strefie 51 przy badaniach napędu pozaziemskiego statku kosmicznego.
- Coś mi się obiło o uszy, czy to ten, który nie potrafi udowodnić, że ma wyższy wykształcenie, a nawet wskazać kolegów ze studiów?
- Ty i twój sceptycyzm - Kostyła nie krył, niezadowolenia z postawy kolegi.
- Czy myślisz, iż dla rządu Stanów Zjednoczonych jest dużym problemem skasować dane ewidencyjne uczelni i zapłacić paru osobom by zapomniały kolegę ze studiów ?
- To tylko teoria spiskowa, bez potwierdzenia w faktach. – ocenił Piotr - a co z „Brzytwą Ockhama”? Czyż nie trzeba wybierać prostszych rozwiązań, zamiast plątać się w mało realnych teoriach?
- To samo ostrze można przyłożyć to teorii boga osobowego. Bóg wszechmocny i wszechwiedzący, czy natura ewoluująca metodą prób i błędów. – odciął się Andrzej – Ale wrócimy do Lazara. Utrzymywał on, iż widział dziewięć obcych statków, a w jednym był nawet w środku.
Opowiadając to Andrzej przewijał strony internetowe, w poszukiwaniu informacji o Ufo widzianym przez Lazara.
- O jest - powiedział, gdy na ekranie pojawił się rysunek przypominający dziecinnego bączka. Był zwymiarowany na dwanaście metrów średnicy i pięć wysokości.
- Lazar nazwał go ze względu na rozmiar, modelem sportowym, bo pozostałe, do których nie miał bezpośredniego dostępu były o wiele większe – referował Andrzej.
- Ciężko będzie odnaleźć na terenie kilkunasto-kilometrowej bazy obiekt o wielkości średniego jachtu, a już na pewno łatwo wsadzić go do samolotu i przewieść w bardziej tajne miejsce. Myślisz, że po rewelacjach Lazara, o ile były prawdziwe ryzykowaliby, przechowując statki kosmiczne w miejscu, na które patrzy cały świat?
- Chyba masz rację - Andrzej niechętnie, ale zgodził się z kolega - co szkodzi jednak poszukać, miejsc i faktów, o których opowiadał Lazara, jeśli znajdziemy jakieś potwierdzenia, to może historia nie jest wyssana z palca.
- Ale to masa szukania – przypomniał Piotr.
- Nie zamierzam przeszukiwać całej bazy, to bezcelowe, bo na pewno nie ukryli tajnych projektów w budynkach na powierzchni. Lazar mówił o podziemnej bazie S4 w zboczu górskim nad jeziorem Papoose. - to mówiąc Kostyła przesunął celownik na południe - jeśli znajdziemy S4, to już będzie coś.
Zespół wzgórz nad suchym jeziorem Papoose przypominał z lotu ptaka przekrojoną nerkę. Gdy widok obniżył się, można było odnieść wrażenie, iż jest to krajobraz marsjański, posiany wyschniętymi korytami rzek.
- Gdzie planujesz się wbić i na jaką głębokość.
- Na początek zrobimy parę losowych prób. Może się nam poszczęści i napotkamy jakieś tunele lub ślady ingerencji człowieka? – zastanawiał się Andrzej - Jeśli tak, to potem wystarczy iść po nitce do kłębka, albo wielu kłębków, a któryś z nich, być może będzie tajną bazą.
Obniżał widok. Wysokość 200 metrów, 100 metrów, ziemia. Na ekranie się obrazy przypominały tomografię ziemie. Warstwa po warstwie nieistniejący nóż odkrawał kolejne skalne widoki okraszone skwarkami wąskich jaskiń wyżłobionych przez podziemne strumienie, które umarły dawno temu. Minus tysiąc metrów, minus dwa tysiące... Nic. Piotr poruszał myszką coraz szybciej, był zniecierpliwiony, cofał się i rozglądał, przesuwał na boki. Piotr siedział coraz bardziej znudzony. Po kilkunastu minutach tych poszukiwań, nie wytrzymał i powiedział:
- To nie ma sensu. Przy tak dużym terenie szukanie na oślep, przypomina czyszczenie stajni Augiasza za pomocą chusteczki higienicznej.
Andrzej dla zasady przeczesał jeszcze parę zakamarków, lecz i on zrozumiał, że ta metoda jest nieskuteczna.
- Chyba masz rację. W takim razie poszukajmy drogi, która kończy się w ścianie skalnej. Przecież muszą jakoś dostawać się do środka.
- Niekoniecznie. Pomyśl, to jest zbyt oczywiste, a baza, do której by prowadziła ścieżka kończąca się w ścianie, nie byłaby tajna. Prędzej któryś hangar jest tylko fałszywką, wejściem do długiego tunelu.
- Sprawdźmy najpierw teorie drogi znikającej w skale. W okresie budowy bazy, mogli nie przewidzieć, iż za parędziesiąt lat zdjęcia satelitarne będą, aż tak łatwo dostępne. Z pewnością natomiast, nie brali po uwagę, możliwości, iż ktoś dorwie się do trójwymiarowych zdjęć tej klasy.
- Zacznijmy od tej serpentyny na wschodzie – zaproponował Piotr.
Była to zwykła asfaltowa szosa, która wiła się po zboczu góry. Przemieszczając się po niej, wirtualne oko kamery napotkało dwie wojskowe ciężarówki.
- Zatrzymajmy się i zobaczmy, co przewożą – powiedział Andrzej i zaczął robić na nie zbliżenie.
Kierowca pierwszej, był niczym cyborg. Wielki mutant z głową, o masywnej szczęce, którą mógłby prawdopodobnie rozłupywać kulki łożysk, z gracją prasy hydraulicznej. Obok niego siedział żołnierz z karabinem na kolanach, młodszy i drobniejszej budowy, ale z równie inteligentnym obliczem. Z tylu, na pace pokrytej zieloną plandeką, leżały drewniane skrzynie, plastikowa beczka i dwa rzędy dużych akumulatorów. Po bliższych oględzinach skrzyń okazało się, iż zawierały sprzęt elektroniczny, wśród którego dało się rozpoznać co najmniej radiostację, oraz parę małych okrągłych monitorów, prawdopodobnie radarowych. Zastosowania pozostałych elementów elektronicznych były nieznane. Między skrzyniami na samej górze, leżało tekturowe pudełko wypełnione puszkami z wołowiną. Druga ciężarówka wiozła grupkę techników, w szarych kombinezonach. Na podłodze stały skrzynki narzędziowe i kilka szpul kabla o różnych kolorach i grubości.
Piotr i Andrzej z rozczarowaniem porzucili inspekcję ciężarówek. Parędziesiąt metrów dalej droga kończyła się przy malej grupce zabudowań i maszcie radiostacji. Większość budynków była nie do końca zagospodarowana, lecz niektóre wypełnione były zakurzonym sprzętem. Kawałki układanki, pasowały do siebie i tworzyły zwyczajną opowieść o budowaniu nowego posterunku nasłuchowego, lub modernizacji starego. Sprawdzenie okolicznych skał, było tylko formalnością i zgodnie z oczekiwaniami nie przyniosło żadnych efektów.
- Spróbujmy z drugiej strony gór. - Andrzej był wyraźnie zawiedziony.
Po oględzinach drugiej prawie identycznej drogi oplatającej masyw ze wschodu, tkwili w tym samym martwym punkcie. W ciągu następnej godziny przeczesali systematycznie wszystkie drogi wokół zbocza, rozjazdy i obiecujące zakamarki. Tylko dwie ścieżki kończyły swój bieg w skale. Pierwsza prowadziła do składu broni i amunicji, druga do laboratorium chemicznego.
- Do diabła, przecież to musi tam gdzieś być! - początki rozdrażnienia dawały się Andrzejowi we znaki.
- Niekoniecznie musi, Lazar mógł kłamać, a całą ta baza S4 to taka opowieść jak potwór z Loch Ness czy Yeti.
- A weź przestań! Przecież w Roswell rozbiło się UFO, a armia to zatuszowała. Ukryli po prostu artefakty, po tym jak Lazar zaczął sypać. Ponadto, ze zwykłych zasad prawdopodobieństwa wynika, że skoro życie powstało na jednej planecie, a na to mamy dowód, bo rozmawiamy ze sobą, to jest bardzo mało prawdopodobne, iż w tak ogromnym kosmosie zjawisko to nie powtórzyło się jeszcze kilka razy.
Tu Andrzej zaczął swój zwyczajowy wykład o powstaniu życia, ewolucji, wielkim wybuchu. Po pewnym czasie, nogi Piotra domagały się rozprostowania, więc wstał. Jego jasna czupryna wystawała nieco ponad linie regałów w pokoju. Był bardzo drobnej budowy ciała i pomimo prawie dwumetrowego wzrostu nie budził respektu. Patrząc na Andrzeja przeciągnął się i pomimo, iż wielokrotnie obiecywał sobie, że nie da się wciągnąć w te dyskusje bez znaczenia, przerwał mu:
- Jeśli wierzyć biblii to Bóg stworzył życie na dokładnie jednej planecie. Wyobrażasz sobie, że na wielu światach ponawiałby cud stworzenia, czy robił szopki z potopem jako karą za grzechy, czy w imię ziemi obiecanej kazał mordować jednemu plemieniu kosmitów, obcych o odmiennym wyznaniu? - mówiąc robił jednocześnie charakterystyczny dla siebie grymas twarzy, jak osoba wykładająca po raz kolejny tabliczkę mnożenia tym samym ludziom.
- Boga w to nie mieszaj, bo to wielokrotnie przerabialiśmy i nie zamierzam marnować gardła na te same argumenty, które ty odrzucasz podpierając się książką sprzed dwóch tysięcy lat. - następnie by uciąć dyskusję ponownie położył rękę na myszce.
- Może lepiej spróbujmy, Piter, wypróbować Twój pomysł i poszukajmy tajnego wejścia w budynkach. – Obraz posłuszny woli Piotra, przemieścił się nad kompleks głównych zabudowań.
- Nudno się robi, może sam jak już pójdę, poszukasz sobie tej bazy? A tymczasem pomyślmy, do czego faktycznie można wykorzystać nasze znalezisko.
- To nie potrwa długo, najwyżej godzinę
- Nie, nie, nie!- wycedził Majka spoglądając na plakat Queenu - to bezowocne, równie dobrze mogłobyś zacząć szukać Boga za pomocą lupy. To jak szukanie igły w stogu siana, jeśli nie wiesz gdzie, a co ważniejsze, w jaki sposób patrzyć.
- Oczywiście ty wiesz jak patrzeć i gdzie?! - Andrzej zerwał się z krzesła. Pomimo iż sięgał Majce do ramienia, to jego postura zwieńczona masywnymi barkami i głową na krótkiej szyi gwarantowała, iż, w konfrontacji bezpośredniej Andrzej sprawi dużo kłopotu każdemu przeciwnikowi. Próbował, kilka razy wyciągnąć Piotra na treningi, karate, pływalnie czy na siłownie, lecz jego niechęć do wysiłku fizycznego był nie do przełamania. Duch, ponad ciałem – tak zwykł odpowiadać. Andrzej cenił klasyczną równowagę. Patrzył obecnie z dołu na Piotra, ogarnęła go złość, iż dwóch przyjaźniących się od lat ludzi tak wiele dzieli.
- Ale oczywiście nie powiesz mi jak szukać, bo nie wiesz? – warknął - Uwierz, a będziesz wiedział, uwierz, a będziesz zbawiony. Po cóż nauka, przecież modlitwa wystarczy prawda? - Takie drwiny nie poruszały Majki, bo słyszał je już wielokrotnie w tym pokoju.
- Andrzej uspokój się, przecież cześć opowiastek jest banialukami, sam mówisz, że ludzie wierzą, w to, co chcą wierzyć. – wziął oddech i kontynuował - Stwarzają sobie piękne mity bez pokrycia w faktach. Musisz dopuścić myśl, iż Lazar mógł być łgarzem.
Andrzej nie dawał za wygraną, ale już nieco ochłonął.
- A mitologia chrześcijańska, macie jakieś dowody? Nie! Wam to jednak nie przeszkadza. My mamy, chociaż świadków, takich jak Lazar. Nauka leczy, buduje, a jakie sukcesy ma religia? Garstka .... - przerwał, by po chwili rozgoryczonym głosem powiedzieć:
- Wiesz, wolę już szukać waszego urojonego Boga w komputerze, niż pytać o niego ludzi zarażonych jego ideą. Efekt ten sam, ale chociaż nie muszę słuchać banialuk - to mówiąc usiadł z powrotem krześle i wstukał cos szybko na klawiaturze zatwierdzając, enterem.
- spójrz nawet maszyna... - chciał drwiącym tonem powiedzieć coś jeszcze, ale zastygł wpatrując się w monitor.
- Uuuu, ciekawe
- Co? Komputer znalazł Boga? Nie nabierzesz mnie swoimi głupimi żartami – zadrwił Majka.
- Piotrek siadaj i zobacz, jakie wyniki, wyrzuciło.
Znał Kostyłę na, tyle, iż podświadomie wiedział, że ten natrafił na coś zagadkowego. Bez słowa usiadł na krześle. Zgodnie z przypuszczeniami, Andrzej wpisał do wyszukiwarki Gogle Earth termin „God” W zamian otrzymał dwa wyniki; miasteczko God na Węgrzech oraz lokację o nazwie God of Wideye w Egipcie.
- Ta, drugi wynik jest ma w istocie ciekawą nazwę, zważywszy na okoliczności, jakie nas tu zgromadziły - próbował żartować Majka. Jednak Andrzej przyglądał się ekranowi komputera z nabożnym skupieniem splatając dłonie przy ustach. Wyglądał jak dzieciak, który otrzymał właśnie wymarzony prezent na Gwiazdkę i nie mógł w to uwierzyć.
- Zamierzasz w to kliknąć myszką, czy może siłą woli przesuniesz ekran na ten region? – zapytał nieco niepewnym głosem Andrzej.
- Czyżby nasz spokojny wszystkowiedzący, nieco się niecierpliwił?
- Nigdy nie mówiłem, iż wiem wszystko, a poza tym nie napalaj się na to miasto, bo to zapewne zbieg okoliczności. Sam zresztą zobacz i kliknął drugi wynik zapytania.
Cyfry ponownie ożyły, komputer pokazał Afrykę, by potem przybliżyć jej północno-wschodnią część, zrobić szybkie zbliżenie środkowego Nilu i zatrzymać się na idealnie okrągłej, białej plamie.
Część III – Oko
- A mówią, iż historia ma białe plamy. Nie wiedziałem, iż kartografia satelitarna również. - Piotr potrafił być zabawny, gdy chciał, ale tym razem Andrzej tego nie zauważał, bo w dalszym ciągu tkwił w tej samej pozie, niczym mnich, który wykonuje śluby milczenia. Po chwili jednak i on przemówił:
- To nazywam właśnie globalną cenzurą, spiskiem kryjącym tajemnicę. – Rzekł nieco zbyt teatralnym głosem.
Obwód koła widocznego na zdjęciu przecinał pasek drogi biegnący przez pustynię niczym szklanka wykrawająca otwór w placku ciasta, podczas wyrobu pierogów. Gdy obejrzeli dziurę, z wielu stron, okazała się biała jednolitą kulą o średnicy około dwóch kilometrów. Tak przynajmniej wynikało ze skali zdjęcia.
- Patrząc z boku, na połówkę kuli, która wystaje, wygląda jak pole ochronne, broniące dostępu niepowołanym – stwierdził Piotr.
- Chyba zgodzisz się ze mną Piter, że nie jest to raczej twór naturalny typu lodowiec zatopiony w piaskach pustyni, czy wielka kula do kręgli?
- Ta, celowa krecia cenzura – potwierdził Piotr.
- Aż to tej pory nie spotkaliśmy żadnych ograniczeń tego Wideye, a robiliśmy zbliżenia instalacji wojskowych, rządowych, religijnych i erotycznych. Czyli jest to najściślej chronione miejsce na ziemi, największa tajemnica! - Andrzej mówiąc to ostatnie zdanie, akcentował powoli każde słowo. Gdy skończył, uśmiechnął się jak filatelista do unikalnego znaczka, który ma w swojej kolekcji.
- Nie możemy powiedzieć, iż nie ma innych podobnych miejsc. Zgadzam się jednak, iż to faktycznie musi być coś ważnego, skoro to chronią tak bezczelnie. – to powiedziawszy Piotr wstał i zaczął swój marsz po pokoju. Zawsze ważne kwestie lepiej roztrząsało mu się w ruchu. Doszedł do okna, wykonał w tył zwrot i postawił dosyć ciekawy problem:
- A zastanawiałeś się, kto opisał to miejsce i w jakim celu? - Zrobił pauzę, by zmrużyć oczy i przez moment gryźć kciuk. Namysł nie przyniósł jednak efektów, więc doprecyzował problem - Przecież to nielogiczne ukrywać kilka kilometrów przestrzeni przed, a potem wbijać wielki drogowskaz z napisem „Dwu kilometrowa tajna baza, skręć w lewo i idź 100 metrów”. Tak samo bez sensu, jak cenzurowanie komuś korespondencji, a potem wskazywanie sposób na pozbycie się plam uniemożliwiających czytanie całości.
- łapię, nie musisz powtarzać na różne sposoby! – zniecierpliwił się Andrzej - A ciekawe co nam pokaże wyszukiwarka google? - to mówiąc wpisał do okienka słowa „wideye god Egipt”. Otrzymał dwa odnośniki do strony z napisem „W budowie” i żadnego związku z Egiptem.
Zdenerwowało go to nieco, bo wstał z krzesła i oznajmił:
- Zgłodniałem, idę sobie zrobić jakieś kanapki, chcesz coś zjeść?
- Jasne, dzięki
- Pogłówkuj, a ja idę po wałówkę.
- Dobrze – rzucił za Kostyła oddalającym się ku kuchni.
Pod jego nieobecność Piotr rozglądał się po terenie wokół kuli. Znajdowała się po zachodniej stronie Nilu. Droga, którą przecinała, doprowadziła go do miasta Dirwa. Było to małe skupisko lepianek otoczone potężną siecią obszarów rolniczych. Tuż obok niej leżały nieco większe, ale bliźniacze miasta Malawi oraz Dairut i Deir Mawas. Według google były to mieściny, bez większego znaczenia, poza dostarczaniem żywności dla regionu. Posuwając się w górę rzeki, Majka dotarł do El Minya. Zaczął się zastanawiać gdzie słyszał tę nazwę, gdy wszedł Andrzej z kanapkami.
- Co ci mówi nazwa El Minya ? – zagaił biorąc od niego talerz z kanapkami.
- Hm, a znalazłeś jakiś związek, ho ho ? – zahuczał Kostyła niczym święty Mikołaj.
- Nie, ale to najbliższe wielkie miasto białej kuli.
- Ej nie dokształca się kolega, nie dokształca. – nie podarował jak zwykle okazji do drwin z Majki - W pobliżu miasta El Minya znaleziono zwoje z ewangelią Judasza.
- Faktycznie, teraz pamiętam – i natychmiast, by uniknąć dyskusji dodał - tylko mi proszę nie wyjeżdżaj z wykładem, mam swoje zdanie na temat zwojów. Skupmy się na kuli.
- Tylko jak mamy, się czegoś dowiedzieć poza tym, iż jest biała i okrągła, no i że strasznie jej zależy, by ukryć przed nami dwu-kilometrowy fragment ziemi?
Po tym pytaniu zamilkli, skupiając się na jedzeniu kanapek z pasztetem, popijając go sokiem. Od czasu do czasu rzucali okiem na ekran, ruszali myszką, robili zbliżenia.
Po skończonym posiłku, stało się jasne, że są w chwili obecnej nie mają pojęcia, w jaki sposób dowiedzieć się czegoś więcej. Zawiedziony Andrzej jako pierwszy wyraził to słowami:
- Obaj zdajemy sobie sprawę, że twórcy wideye, za pomocą tej kuli skasowali z bazy programu, fragment terenu, na którym znajduje się wyjaśnienie jego tajemnicy.
- Tak, zgadza się.
- Inni ludzie, którzy także wiedza, o wideye, lub może nawet ci sami, z niewiadomych powodów oznaczyli dokładnie jego położenie na mapie.
- Tylko, dlaczego program stał się publicznie dostępny, błąd czy celowe działanie? - wtrącił Piotr, a następnie dodał:
- Wczoraj po powrocie do domu próbowałem ściągnąć sobie tą samą wersję na swój komputer. Jak się domyślasz otrzymałem normalną wersję, bez wideye i o innym numerze wersji– odstawił talerz na półkę regału i po chwili zapytał:
- Powiedz mi jak to dokładnie było z ta nowa wersją. ściągnąłeś ją przez aktualizację programu ?
- Nie, mailem dostałem reklamówkę.
- Czytasz spam? - zdziwił się Piotr.
- To przeszło przez filtr antyspamowy i było tak ładnie niemal osobiście napisane, iż dopiero na gdzieś pośrodku zorientowałem się, że to reklama.
- Pokaż ten list – zażądał Piotrek.
- Po co? To zwykła reklamówka?
- Niewiele wiemy, a więc każdy detal się liczy.
- No dobra – zgodził się Majka, a następnie zalogował się do skrzynki pocztowej.
Lisy był po angielsku. Obaj znali ten język na poziomie średnim, acz wystarczającym do rozumienia korespondencji. Po przetłumaczeniu na polski miał następującą treść:
Drogi AndrewKost
Przesyłam Ci link do nowej wersji Gogle Earth, jesteś jednym z grupy wybranych ludzi, którzy mają okazję się z nią zapoznać. Wprowadza ona rewolucyjne rozwiązania, dające możliwość szerokiego spojrzenia na kulę ziemską z bardzo ciekawego punktu widzenia. Uważam, iż jesteś osobą, która doceni i zrozumie potęgę drzemiąca w takim rodzaju wiedzy. Uzmysławia ona, iż ziemia to mała planeta, a prywatność jest tylko iluzją.
Skorzystanie, ze wszystkich nowych funkcji programu wymaga, posługując się „dużym skrótem myślowym”, wstawienia do swojego umysłu obrazów, czy pojęć i zadania konkretnych pytań. Niektóre odpowiedzi uzyskasz, dopiero gdy uda ci się odnaleźć odpowiedniego kreatora. Kompletną prawdę znajdziesz, gdy zajrzysz do tekstu pomocy, który napisaliśmy dla zaawansowanych użytkowników. Plik pomocy nie jest łatwo dostępny, ale nagrodą jest całkowite wyjaśnienie zjawisk. Jego autorem jest najmniej lubiany i doceniany z dwunastu pracowników kreatora programu (ponoć dostał pieniądze za przejście do konkurencji i dlatego jego nazwiska nie mogę napisać), a nawet w programie, jego autorstwo znajdziesz pod ksywką.
Niech twoim mottem przy tych poszukiwaniach stanie się zdanie: Podróże kształcą, ale bywają niebezpieczne. Gogle Earth to bezpieczna wiedzą, o groźnych miejscach.
Z wyrazami szacunku Autorzy Gogle Earth
- Fuck! - wymknęło się Piotrowi.
- W istocie bracie, lepiej bym tego nie ujął.
- Ciekawe ile osób otrzymało podobne maile? – Majka patrzył na tekst listu, jak gdyby miał ochotę nauczyć się go na pamięć.
- Może to poczta z jakiejś listy dyskusyjnej?
- Nie zapisuje się listy, a poza tym ten adres mam od dwóch tygodni i nie zdążyłem nawet go nikomu podać wielu osobom. To jeden z pierwszych listów, które przyszły. W ogóle o tej skrzynce zapomniałem, ten mail był wysłany tydzień temu – oznajmił Piotr, nieco zawiedziony, bo sok właśnie się skończył, a jemu zaschło w gardle. Gdy zdał sobie sprawę, że to banalny problem, w porównaniu z pozostałymi, kontynuował:
- List to dokładna, aczkolwiek pisana metaforami instrukcja jak używać tego wideye. Duży skrót połączony z „wklejaniem” oznacza kombinacje klawiszy, „ctrl + Shift + v”, czyli skrót klawiaturowy wklejania w większości systemów i programów, lecz pisany z wciśniętym Shiftem, czyli duże litery.
- Tak widzę, a wyrażenie poszukaj kreatora to polecenie odnalezienie słowa Bóg. Po fakcie to i ja jestem mądry. Nie do końca rozumiem jednak tę sprawę ze skryptem pomocy?
- Nie mów, że nie widzisz, iż chodzi o judasza. Dwunastu pracowników kreatora to apostołowie.
- Faktycznie, chyba mnie zamuliło z rana. Czasem i ty coś wymyślisz Pietia – zaśmiał się złośliwie.
- To poszukajmy Judasza w takim razie.
Piotr wpisał do komputera: „Juda”
Wyszukiwarka Gogle Earth znalazła jeden wynik. Juda; Wiskonsin
- Stany Zjednoczone, ciekawe
Po kliknięciu myszką, widok przesunął się na USA, a konkretnie na wspomniane miasto. Wpatrywali się przez moment w krajobraz bardzo podobny do rolniczych egipskich miasteczek, z tym iż oczywiście miasto było o wiele lepiej rozwinięte i jego przeżycie nie zależało od wylewów żadnej rzeki.
- Przychodzi ci coś do głowy ? – zapytał Andrzej.
- Nie za bardzo
- W takim razie być może, to nie o to chodziło. Tekst jest jednoznaczny, bo najmniej lubianym apostołem był Judasz. A parędziesiąt kilometrów na północ, od kuli znajduje się miejsce, gdzie odkryto ponoć jego ewangelie.
- Na końcu mówi o ksywie.- Piotr jak zwykle zauważał szczegóły - Może chodzi o jakiś przydomek Judasza.
- wpiszmy do google „Judasz”. Jeśli miał ksywę, to w internecie na pewno się znajdzie.
Artykuł wikipedi, który znaleźli, był potwierdzeniem tej tezy.
„ (…) Judasz Iskariota (grecka forma imienia Juda) o przydomku Iskariota (hebr. אש קרת - mąż z Kariotu) - jeden z 12 apostołów, według przekazów czterech ewangelistów wydał Jezusa Chrystusa w ręce Sanhedrynu za trzydzieści srebrników, po czym popełnił samobójstwo. (…) „
Gogle Earth podało jeden wynik wyszukiwania terminu „Iskariota”, w Egipcie, a dokładnie pasmo wzgórz parę kilometrów od białej kuli. Wejście do jaskini odnaleźli w parę chwil.
-Bingo, przyjrzyjmy się bliżej– Piotr nie krył emocji.
Grota była niezbyt duża. Być może udałoby się w niej wepchnąć słonia, ale nic ponadto. Przez otwór w suficie wpadły promienie słoneczne, które bezlitośnie wytykały fakt, iż była pusta.
Piotr i Andrzej byli zawiedzeni. Spodziewali się znaleźć jakiś punkt zaczepienia, a oglądali gołe ściany.
- To wszystko? – Piotr omiatał ekran wzrokiem skazańca.
- No na to wygląda, miejsce się zgadza, ale nic tu nie ma.
- Zauważyłeś jedną rzecz, zbyt oczywista, ale ważna? – Zagaił Andrzej.
- Jaką?
- Zmieniła się pora dnia, te zdjęcia są aktualizowane systematycznie?
- Rany faktycznie, jak mogliśmy to przeoczyć, jest obecnie około piętnastej, włączyliśmy program kolo południa i na taką godzinę wskazuję kont padania promieni słonecznych.
- Ale to niczego nam nie tłumaczy. Zobaczmy może coś jest ukryte w ścianach? – zaproponował Andrzej. Niestety nie był to dobry trop, jak się okazało dziesięć minut później.
- Wiesz co – powiedział nagle Piotr - pojedźmy tam i zobaczmy to miejsce z bliska, przecież i tak mieliśmy jechać na wakacje, zmieńmy tylko rezerwację, dziewczynom jakoś to wytłumaczymy.
- I to mówi Pan domator, ho ho ho! – zaśmiał się Kostyła – a zróbmy to.
- Ok. czas na przerwę, bo muszę iść na obiad do domu.
- Ja zamówię sobie pizzę, a ty idź do domu. Tylko, kto powiadomi dziewczyny, że ich nie bierzemy?
- A kto mówi, że ich nie weźmiemy? – zdziwił się Piotr.
- Zobaczy się…
Obiad nie miał smaku, w porównaniu do spraw, które czekały w mieszkaniu sąsiada. Piotrowi połykał w pośpiechu duże kawałki kartofli. Gdy rozległ się dzwonek do drzwi, ojciec narzekając, iż nigdy nie ma spokoju poszedł otworzyć.
- Andrzej, Piotrek do ciebie przyszedł– zawołał po paru sekundach.
- Ta, dawno się nie widzieliśmy – pomyślał Andrzej wstając od stołu.
- Zjedz najpierw – powiedziała matka poirytowanym tonem – on poczeka. Miał zamiar tak zrobić, bo chciał uniknąć zrzędzenia, ale Piotr wszedł do pokoju.
- Choć szybko do mnie, koniecznie, to bardzo ważne.
- Dzień dobry Piotrze, poczekaj może aż Andrzej zje.
- To ważne, dzień dobry, Piotr kaman.
- Mamo nie jestem głodny – oznajmił Piotr oceniając blade oblicze Kostyły, jako na tyle ważna sprawę, żeby zaryzykować ględzenie matki.
- Po co ja gotuje? Może zaczniesz sam przyrządzać posiłki i robić zakupy? – pierwsza seria dotarła grzmiąc w jego uszach.
- Lecę mamo – krzyknął w drzwiach, by nie dopadły go kolejne.
W pokoju Kostyły uszy zaatakowała mu cisza. Poza szumem komputera, nie rozlegał się żaden dźwięk, nie grał Queen. Było to zdarzenie bezprecedensowe od niemal początku ich znajomości.
- Wdepnęliśmy Piotrek - wysapał nerwowym szeptem.
- W co? Opowiadaj i uspokój się.
- Zobacz sam – poruszył myszka, by wyłączyć wygaszasz ekranu.
Trzy czarne samochody terenowe, stojące na pustynnej drodze były posiekane dziurami niczym tarka do warzyw. Czwarty leżał na poboczu kołami do góry, rozpruty eksplozją jak kartonowe opakowanie po prezencie, który ktoś otwierał w pośpiechu. Bitwa była jednostronna. Leje po eksplozjach, kawałki karoserii, pootwierane drzwi wiszące na szczątkach zawiasów, opowiadały historię stada sępów, które rozszarpały bezlitośnie swój łup.
W samochodach nie było zwłok, ale ciemne plamy po krwi i dziury wielkości pięciozłotówek w siedzeniach, nie pozostawiały złudzeń co do losów ludzi nimi jadących. Wrażenie pogłębiała biel kuli w tle tuż za pojazdami. Scena wyglądała, jak gdyby ktoś wyciął w programie graficznym wszystko poza nimi. Cała scena rozegrała się parę metrów od strefy białej, dlatego nie zauważyli jej wcześniej.
- Gdy zamówiłem pizze, dla zabicia czasu poprzewijałem sobie teren wokół groty Iskra.. Iska..
- Nazywaj ja grotą Judasza, będzie prościej.
- Rozglądałem się wokół groty Judasza. Gdy znalazłem drogę prowadząca na wzgórze, podążyłem nią i odkryłem tą rzeź!
- Ta droga wprost na wzgórze Judasza? – szepnął Piotr.
- Tak, podążali dokładnie tam i nie pozwolono im dojechać? – posępnie rzekł Kostyła - Zobacz na te dziury, to duży kaliber. Karabin czołgu, samolotu czy helikoptera. Nie ma w ogóle śladów po strzałach z broni ręcznej. Osobiście stawiam na helikoptery, zobacz ile dziur w dachach.
- Myślisz, że zabili ich, z powodu jaskini lub kuli?
- Nie byłem pewien, czy przykładowo nie zabłądzili, do czasu aż znalazłem przedmiot, kt
-----------------------------------
Bóg szerokiego spojrzenia (wersja nieco poprawiona)
Preludium
Mężczyzna siedział pośród drewnianych ścian nasiąkniętych tysiącami szeptów. Rozbrzmiewały w jego głowie niczym kakofoniczny chór złożony z kłamców, złodziei, zdrajców i morderców. Spoglądał beznamiętnie na drewnianą przegrodę z okrągłymi otworami, za którą w półmroku majaczyła sylwetka klęczącej kobiety.
- Nazwałam męża „palantem”, bo zachował się jak kretyn. Nazwał mnie „zapijaczoną dziwką” i urządził scenę zazdrości na weselu siostry – szeptała szlochając.
– Ja kocham taniec, a Zbyszek nie lubi tańczyć, bo nie umie. Nie odzywa się do mnie od pięciu dni i rzuca wredne spojrzenia.
Zaczęła szlochać, wypowiadając ostatnie słowa.
- Dziecko drogie, takie rzeczy się zdarzają. On jest mężczyzną i ma swoja dumę, czasem głupią, ale ma. Usiądź koło niego, weź go za rękę i porozmawiajcie szczerze. Powiedz mu o tym, jak bardzo go kochasz. Wszystko się ułoży, zobaczysz. Wytłumacz, że lubisz tańczyć, spróbuj może namówić go na wspólny kurs? Z każdej sytuacji są jakieś wyjścia, a gniew nie jest żadnym rozwiązaniem.
- Kocham go, ale on jest taki uparty.
Słuchacz westchnął głęboko.
- Wszystko będzie dobrze, tylko zrób tak jak powiedziałem. Idź w pokoju córko. – powiedział na koniec, a gdy podniosła się dodał pośpiesznie:
- Jako pokutę odmów dwa „Zdrowaś Mario” – i zapukał w konfesjonał.
Echo rozchodzących się po kościele kroków szlochającej niewiasty spowodowało, iż ksiądz Jerzy zaczął przywoływać w myślach powody, dla których nosi czarną suknię z białą koloratką…
Kiedyś zabiłby śmiechem każdego, kto powiedziałby mu, iż zostanie kapłanem. Jednak to, co wydawało się kiepskim żartem, stało się faktem, a przyczyny, które go wepchnęły na tą drogę, utkwiły mu w głowie jak metalowe odłamki szrapnela. Każdego dnia, tych dwudziestu lat pokornej służby przekonywał samego siebie, iż wybrał najlepsze z możliwych rozwiązań. Przywoływał tamte zdarzenia, by o nich nie zapomnieć, nie uronić żadnego szczegółu. Zatracał się w obrazach, roztrząsał każde słowo, które wtedy padło, niczym obłąkany spoglądał na gasnący płomień swojego umysłu. Może nie dziś, nie jutro, ale za parę lat, powie o tym komuś, może napisze książkę. Dziś jednak musi mu wystarczyć, iż przeżyje to jeszcze raz w myślach.
Część I – Szerokie spojrzenie
Piotr siedział na krześle przed komputerem i oglądał nudny film. Była to typowa „amerykańska papka”, czyli tak zwane współczesne kino akcji klasy B. Takie „arcydzieła” można zrobić praktycznie bez scenariusza, wystarczy stosować się do zasad podobnych do przepisu na ugotowanie zupy. „Weź jednego lub dwóch niedrogich aktorów, dodaj paru statystów lub przygasłe gwiazdki, które zgodzą się grać paprotki, trupy w szafie, przechodniów, lub debili odwracających się, co chwila podczas ucieczki przed uzbrojonym bandytą. Potem z wrzuć ich wszystkich do jakiegoś miasta o znanej nazwie, daj im broń i niech strzelają do siebie. Mieszając, dosyp parę pościgów samochodowych, przypraw kilkoma scenami łóżkowymi. Jeśli masz dużo kasy na efekty specjalne i kaskaderów to wstaw kilka ujęć koziołkujących i wybuchających samochodów, a może nawet rozważ wysadzenie w powietrze jakiegoś budynku. Jeśli cały szmal wydałeś na aktorów, to, zamiast powyższych umieść parę scen z podskakującymi nagimi cyckami. (Pamiętaj, iż musisz do tego typu ujęć zatrudnić, co najmniej jedna kobietę, w przeciwnym wypadku sceny mogą się nie wszystkim spodobać) Zwieńczeniem akcji musi być moment, gdy postać pozytywna (grana przez aktora, któremu lepiej płacisz) zabije postać negatywną. Nie pomyl się, bo widz może nie zrozumieć filmu, jeśli uśmiercisz nie tego gościa, co należy, a i sam aktor może być niezadowolony, że ktoś inny uśmiecha się z ekranu dłużej niż on. Po ukończeniu zdjęć, reklamuj film jako zajebisty i niepowtarzalny, do momentu aż sam w to uwierzysz. Licz zyski. Po pewnym czasie weź, co najmniej dwóch aktorów, mogą być nawet ci sami i nakręć film o tym samym tytule, lecz z dwójką na końcu. Taki tytuł łatwiej zapamiętać i odchodzi masa wydatków na reklamę. Jeśli przy naborze aktorów do kolejnego odcinka Twojej trylogii, kwadrologi czy wręcz sagi, okaże się, iż gwiazdorzy, których uprzednio obsadzałeś zmarli, lub flaki im się przewróciły dopiero, gdy zadzwoniłeś z propozycją roli, wtedy nakręć prequel. Potrzebnych ci do tego będzie dwóch młodych aktorów nieco podobnych do tych poprzednich…”
Film, którym właśnie katował się Piotr, był częścią trzecią trylogii gangsterskiej. Obecnie trwała kolejna strzelanina, pociski szybowały (i to dosłownie, bowiem efekt „bulet time” zastosowano chyba do każdej kuli) i gwizdały pomiędzy jadącymi po autostradzie samochodami. Czy można pudłować z odległości metra? Ile to gówno będzie jeszcze trwało? A może przerwać okaleczanie umysłu i iść spać?
Rozważania Piotra przerwał dźwięk komunikatora internetowego. Wybawienie. Z ulgą zminimalizował film.
Z Andrzejem znali się od tak zwanej pieluchy. Mieszkali drzwi w drzwi. Wspólna piaskownica, przedszkole, podstawówka, gimnazjum, szkoła średnia. Andrzej Kostyła i Piotr Majka przyjaciele na zawsze. W tym roku zdali na studia do Lublina. Andrzej zdał na historię filozofii, Piotr wybrał archeologie.
Pokiwał głową, gdy przeczytał wiadomość:
- Cześć…Wpadnij do mnie szybko! – cały Andrzej: przyjdź, zrób, zadzwoń.
- Nie za późno? Coś się stało?
- Musisz przyjść, chcę ci coś pokazać, nie pożałujesz!
- Ale pamiętasz, że jestem hetero ? – wstukał Piotr uśmiechając się lekko.
- Co ty kufa nie powiesz, serio, wpadnij głąbie, pokaże ci coś niesamowitego.
- Ok już idę, ale jak to głupi dowcip lub jakiś banał, to lepiej szykuj się na opier.
Piotr cieszył się, że może z czystym sumieniem przerwać oglądnie chłamu. Wyłączył komputer, bo wiedział, że wróci do domu nad ranem po długiej i burzliwej dyskusji. Banalna wymiana zdań przerodzi się jak zwykle w debatę na najważniejsze problemy ludzkości, by o czwartej rano zakończyć się rozejmem. Komputer zgasł, pokój wypełnił półmrok, który rozświetlało jedynie światełko w akwarium. Piotr nasypał rybkom karmę, po czym zapalił lampkę na biurku i nabazgrał kartkę dla śpiących rodziców.
- Właź szybko i przygotuj się na szok! – powiedział Andrzej, który czekał już w otwartych drzwiach swojego mieszkania. Był bardzo rozemocjonowany.
ściany pokoju Kostyły były pooblepiane plakatami gwiazd muzyki, oraz zespołów piłkarskich. Na ścianie za komputerem wsiał Real Madryt, Queen, oraz oprawione w antyramę zdjęcie Alberta Camusa. Andrzej mawiał: „Możesz obrazić mi siostrę, kota, psa, a nawet mnie; nic ci nie zrobię. Obraź Freddiego, jesteś trup!”. I tak było faktycznie (no może nie aż tak dosłownie). Andrzej podchodził do siebie z dużym dystansem, potrafił żartować ze swoich wad jak też ze wszystkiego, co uważał za bezsensownie i głupie. Kostyła był nieco inny. Pedantyczny i spokojny. Decyzje podejmował powoli lub pozwalał robić to innym, jeśli nie dotyczyły ważnych spraw. Nie lubił być śmieszny.
Z głośników komputera, rozbrzmiewał „Show must go on ” Queen. Majka, pomimo, iż nie był fanem tego zespołu, to bywając często u Kostyły nauczył się już rozpoznawać poszczególne płyty. Ten utwór pochodził, z „Innuendo” - ostatniej, jaką nagrali przed śmiercią Freddiego. Andrzej mówił podniesionym głosem, szybko wystrzeliwując wyrazy. Było to typowe dla niego.
- ściągnąłem parę dni temu nową wersję Google Earth. Bajera mówię Ci, można polatać po wirtualnej mapie samolotem i oglądać zdjęcia panoramiczne, tak przynajmniej pisało w historii wersji. Chciałem pooglądać sobie ten raj, do którego jedziemy.
Grecja - tam wybierali się z dziewczynami. Piotrek wolał Egipt, ale został przegłosowany, bo kilometry pustyni, usianej piramidami i grobami nieżyjących od tysięcy lat faciów i facetek (tak powiedziała Anka dziewczyna Andrzeja), przegrały w głosowaniu z piaskiem na którym smażą się żywi ludzie. „Egipt też ma plaże, a morze jest to samo tylko z innej strony” – oponował Piotr. Został jednak zakrzyczany i ustąpił.
Na ekranie komputera, pod wirtualnym myśliwcem przemykały satelitarne zdjęcia plaż i miast greckich.
- W pewnym momencie nacisnąłem kombinację klawiszy ctlr shift i v, bo pomyliło mi się to z innym skrótem klawiaturowym. By to zaprezentować jednocześnie wdusił klawisze, które wymienił. Kokpit samolotu zniknął, widok przeszedł płynnie do obrazu całego globu ziemskiego, a wokół ekranu pojawiła się szara, przezroczysta gruba ramka z masakrycznie dużą ilością parametrów opisanych nieznanymi skrótami. W centrum obrazu tkwił biały celownik w kształcie okręgu o średnicy paru centymetrów z jasnym punktem pośrodku.
- Zobacz, co się dzieje, gdy przybliżam obraz? – pokręcił rolką myszy. Ziemia zaczęła się zbliżać, a cyfry kręciły szaleńcze piruety.
- No, co? Zrobili obraz jak z filmów o szpiegach, miła rzecz, ale co w tym takiego dziwnego? – zapytał Piotr z typowym dla siebie spojrzeniem mówiącym, Amerykę odkryłeś po raz kolejny, wiec nie dziw się, że nie zmienią na Twoją cześć jej nazwy.
- To w tym dziwnego, że po pierwsze nie piszą o tym w historii wersji, a po drugie, włączyło się ukryte menu, zobacz! – to mówiąc Andrzej wskazał, a potem rozwinął z górnej listwy programu menu o nazwie: wideye.
- No dobra, jest ukryte menu, pewnie jakaś furtka do części programu, którą jeszcze testują… w dużej ilości gier tak robią- wzruszył ramionami Piotrek,
- To nie wszystko Piter, teraz popatrz i nie zgub szczęki! – Andrzej mówił to bardzo przejętym głosem. Rozwinął wspomniane menu i kliknął pozycję: get wide now.
Pasek postępu, który pojawił się na ekranie rósł przez parę chwil od 0 do 100, wskaźniki cyfrowe tańczyły jak oszalałe. Gdy ładowanie danych zakończyło się, obraz na ekranie stał się bardziej wyrazisty, jak gdyby został potraktowany filtrem ostrości w Photoshopie.
- Poszukaj żółtego znacznika, jaki postawiłem parę godzin temu – poradził Andrzej. Piotr posłusznie ujął myszkę w dłoń i obracając widokiem starał się zlokalizować zakładkę, o której mówił jego kolega. Było to dosyć proste, bo na tle ziemi pociętej plamami pól uprawnych i lasów ziemi, żółty łepek wirtualnej pinezki postawionej na terenie południowo-wschodniej Polski był widoczny niczym zapalona zapałka w ciemnym pokoju.
- A teraz wycentruj na niej i zacznij powoli przybliżać.
Gdy zbliżenie osiągnęło wysokość 29 km pokazała się nazwa: Bykowice, która jak się okazało była tej samej urody, co mieścina, rozrastająca się pod nią. Mała wioska bez znaczenia intelektualno-rozrywkowego - pomyślał Piotr, bo nie lubił wsi. Mikra postura i słabe zdrowie, wymuszały na nim jedyny możliwy stosunek do pracy fizycznej, unikanie, a jeśli dodać do tego alergię na prawie wszystkie pyłki, roztocza i kurz, to ta niechęć urastała do zarozumialej bojaźni.
- Moja ciotka mieszka w Bykowicach – Andrzej akcentował bez entuzjazmu pierwsze sylaby – to o niej mówiłem tydzień temu, że nas zaprasza na wakacje. Lasy, łąki stary…,- spojrzał na Andrzeja i dodał pośpiesznie już w normalnym tempie - wiem, wiem zakichałbyś wszystkie chusteczki i marudził, że nie ma internetu, ale kościół mają. – tu się zaśmiał niedwuznacznie. Piotr rzucił mu pogardliwe spojrzenie mówiące „Litości człowieku, znów zaczynasz… ”
-Ciotka Agata zadzwoniła parę godzin temu prosząc bym przesłał jej zdjęcie satelitarne jej gospodarstwa, bo widziała w wiadomościach, że w internecie można sobie pooglądać świat z nieba. Nie dała sobie przetłumaczyć, że tylko duże miasta i obiekty ważne są dokładnie fotografowane i z uporem osła prosiła: „przyślij i przyślij”.
- Cecha rodzinna? – wtrącił Majka.
Kostyła wyszczerzył zęby szeroko i bezwstydnie niczym ogier rozpłodowy po ujrzeniu ładnej klaczki, .
- Ustąpiłem, bo nie chciałem przedłużać rozmowy i powiedziałem, że przyśle jej zdjęcie regionu z punkcikiem w miejscu gdzie leżą Bykowice.
Piotr kontynuował obniżanie widoku. Na wysokości czterech kilometrów, pokazały się pierwsze punkciki zabudowań.
- ładnie obfotografowali tą dziurę– rzekł Piotr i zapytał retorycznie:
- ale to i tak wieś, co w niej ciekawego?
Gdy wysokość widoku wyniosła 2 km wyłoniły paski dróg pomiędzy polami ornymi. Jeden kilometr, drogi zbiegały się pośród zabudowań gospodarczych. Pięćset metrów, pojedyncze drzewa. Sto metrów – pierwsze figurki ludzi.
- Niezłe nie, kręć dalej, tylko powoli- szepnął Andrzej. Wysokość 20 metrów kobieta stojąca obok stodoły, 10 – w zielonym podkoszulku, 3 metry - patrząca na zegarek – 1 metr – marki Timex z białym wyświetlaczem, godzina 8:15. Piotr przestał kręcić rolka. Zegarek kobiety stojącej na podwórku we wsi Bykowice o 8:15 po południu wypełniał cały ekran…
- Oniemiałeś, prawda? - Andrzej triumfował, – Jesteś w szoku? No to, co powiesz na to ? – to mówiąc przesunął widok nieco w bok, a gdy zamiast zegarka wypełniała go kura, zmienił położenie poziomego suwaka w lewym górnym rogu ekranu. Przemarsz chińskiej armii przez środek pokoju wywarłby podobne wrażenie niż ten ekran komputera ze zdjęciem kobiety stojącej na podwórku, stojącej bokiem do obserwatora. Korzystając z grobowego milczenia Piotra, Kostyła obracał widokiem we wszystkie strony, by po paru sekundach ustabilizować go na twarzy kobiety.
- A oto i moja ciotka Agata
- Jaja sobie robisz, nie? – Piotr odzyskał mowę, lecz słowa nadal przechodziły mu z trudem przez usta.
- Ciekawskie, nieprawdaż?– zauważył Piotr.
- Zrobiłeś model ciotki w jakimś programie i wstawiłeś na Gogle Earth, by zakpić ze mnie?
- Zobacz sierotko, że podczas rotacji zmienia się widok całej okolicy, zabudowania, ba, nawet niebo jest widoczne z różnych ujęć. – czy myślisz, że komuś by się chciało, pomijając, fakt czy potrafiłbym zrobić to z tak fotograficzną precyzją ?!
-No dobra, to jak to zrobiono i dlaczego akurat Bykowice ? – Piotrek powoli odzyskiwał swoje racjonalne podejście.
- W tym rzecz, że w dalszym ciągu nie znasz całej prawdy! – Andrzej zaakcentował wyraz CAłEJ w taki sposób, że Piotr, błyskawicznie położył rękę na myszce, zrobił odjazd rolką na widok globu ziemskiego. Zakręcił nim wokół osi, a w miejscu, w którym się zatrzymał zaczął robić zbliżenia. Afryka, 900 km. Miejscowość Kano w Nigerii. 23 km – siatka ulic i zabudowań. 5 km – plac w kształcie stadionu. 900 m - napis SAS na jednej wypisany kolorami krzesełek na trybunach. 100 metrów – punkty przemykające po stadionie i grube linie boiska, 10 metrów grupka dzieciaków. 2 metry – piłka łaciata i chłopak zamierzający ją kopnąć, 0.2 m – pęknięcia na łatach w piłce.
- Jezu! - Piotr dla przesunął celownik w bok i zmienił perspektywę. łaciata piłka z nogą w tle. Po chwili milczenia zapytał:
- Dużo prób robiłeś?
- Poświeciłem temu trzy godziny, zrobiłem setki ujęć, wszędzie taka sama precyzja fotografii i możliwość obrotu w przestrzeni o każdy kąt.
- Przyszły ci do głowy jakieś wytłumaczenia?
- Parę, lecz jedno mniej prawdopodobne od drugiego. Zanim zaczniemy burzę mózgów, to pokaże ci zadziwiającą schize, która zakręci Ci mózgiem.. Daj Warszawę.
Piotr nerwowo wstukał w wyszukiwarce programu nazwę stolicy Polski.
- Zrób zbliżenie na centrum miasta i zwróć przy okazji uwagę na taką ciekawostkę, iż cały teren jest jednolity, to znaczy nie jest pocięty płaszczyznami zdjęć, brak szwów. To robi wrażenie jednego wielkiego zdjęcia zrobionego w jednym ułamku sekundy!
Warszawa rosła na ekranie. Pojawił się znów jakiś stadion. Opis mówił, iż jest to stadion Polonii Warszawa.
- Zejdź na pozom ziemi, albo jeszcze lepiej na wysokość przeciętnego człowieka – polecił Andrzej.
Gdy Piotrek zatrzymał przybliżanie, symulowany przez program obserwator znajdował się na wysokości 1.70 m, tuż obok skrzyżowania Muranowskiej i Andersa.
- Rozejrzyjmy się – rzekł Kostyła
Piotrek zaczął obracać widokiem.
- Stop, tam mamy chyba odpowiedni obiekt. Widzisz ten wysoki biurowiec? Podejdź do niego.
Wieżowiec był cały ze szkła. Z bliska wyglądał jak zamrożona tafla nieba z chmurami uwiezionymi wewnątrz. Na jego dachu znajdowały się maszty radiowe, a pod nimi napis Intraco.
- Aaa, to ten jeden z pierwszych nowoczesnych drapaczy w Wawie – powiedział Piotrek.
- Nie słyszałem o nim. A teraz nieco się podnieś, na załóżmy 20 metrów.
Zrobione i co dalej? – zapytał Piotr, gdy wysokość była już odpowiednia.
Cały ekran wypełniały szklane okna wieżowca. Były niczym błękitne lustro.
- I co mam dalej zrobić? – dopytał się Piotr. Spojrzał na uśmiechniętego Andrzeja i w tym momencie, nawiedziła go jedna z tych niepokojących myśli, które pojawiają się, gdy zobaczymy napis „nie dotykać”. Nie czekając na odpowiedź, wdusił strzałkę kursora skierowaną do góry, i wbił punkt obserwacji do wnętrza szklanego domu.
Na obrotowym fotelu komputerowym siedziała jakaś wypindrzona lala w szarym żakiecie. Miała długie szpony i ściekającą z ust szminkę. Unosiła właśnie paluszek wskazujący i spanikowanym wzrokiem szukała czegoś na klawiaturze. ściany pokryte futurystycznymi obrazami w antyramach sprawiały wrażenie tanich podróbek. Na regałach piętrzyły się jakieś papierzyska poukładane w sterty. Nie było w tym widoku nic dziwnego, ot typowe biuro, lecz jedna rzecz wprawiała w zdumienie. Jakim cudem do diabła jego wnętrze było widoczne, z zewnątrz, przez lustra weneckie zamiast szyb, oraz opuszczone rolety? Piotr z lekko otwartymi ustami bawił się klawiszami kursora, zbliżając i oddalając widok, zaś myszką tańczył piruety po pokoju.
- Możesz sobie darować – przemówił Andrzej – długo próbowałem znaleźć jakiś haczyk na ten schiz… bezskutecznie.
- A te pomysły, o których mówiłeś, jakieś wytłumaczenia?
- Dopóki nie zobaczyłem, iż można zwiedzać wnętrza budynków, myślałem, że to jakaś sieć satelitów, rozsiana bardzo gęsto wokół ziemi.
-Teraz sądzę, iż to może być Matrix – a my właśnie podglądamy logi systemu!
- Ta gadaj zdrów… Jezus, który urodził się dwa tysiące lat temu, też miałby być matrixowy? – Piotr podniósł wyraźnie ton głosu.
- A czemu nie? Rozmawialiśmy już kiedyś na ten temat. Nie można uważać, iż coś jest prawdziwe tylko dlatego, że wierzymy w to ślepo.
- Religia nie jest ślepą wiarą! To akt zaufania w bezmiar stwórcy, wiarą, iż śmierć nie kończy wszystkiego! – Piotr wyraźnie nie zamierzał ustąpić.
- A jakieś dowody, jakiekolwiek? Wasz całun turyński okazał się podróbką z 1300 roku. świat nie powstał w sześć dni, nie było Adama i Ewy, więc, jaki sens ma grzech pierworodny i poświecenie Jezusa? – Andrzej wyraźnie się nakręcał.
- Nie kłóćmy się o wiarę, bo to wcale nie pomaga i wałkowaliśmy to już wiele razy. Zakładając, iż nie dowiemy się na razie jak to działa, powiedz, co planujesz z tym fantem zrobić? - zapytał Piotr.
Andrzej spojrzał na ekran komputera, potem na Piotra. Wraz z głębokim wydechem, jak gdyby uszło z niego ciśnienie. Po chwili odezwał się:
- Na pewno nie jest to coś, co świadomie ktoś wypuścił do sieci. Gdy pokażemy to komuś z władz, lub naukowcom, to nie zdążymy powiedzieć „fiki miki”, a zamiast pięknych i niedostępnych widoków, będziemy mogli pooglądać sobie Duffiego na Carton Network. – Andrzej zamilkł i przez moment obserwował Piotra, który właśnie robił najazd pod biurkiem i bynajmniej nie podglądał dywanu, lecz długie nogi sekretarki, osłonięte jedynie szarą mini spódniczką.
- Ta… – zamruczał Piotr – widoki są istotnie ładne i dlatego proponuję to czy owo pooglądać, pozwiedzać, pocieszyć się tym światowym BigBroherem, może coś nam po drodze przyjdzie do głowy, a potem się zobaczy.
- Zgoda – odrzekł Andrzej, przyglądając się Piotrowi, który doszedł do sedna swoich poszukiwań, mijając po drodze koronkę pończoch.
Tej nocy komputer Andrzeja wyświetlał zdjęcia miejsc niedostępnych dla ciekawskich, oczu albo zbyt odległych, by tylko dla nich podejmować kosztowną wyprawę. Galerie sztuki, bazy wojskowe, budynki agencji państwowych, afrykańską jungę, szatnie i prysznice damskie. O piątej rano Piotr poszedł do domu przespać się parę godzin. Umówili się, iż za parę godzin spotkają się ponownie i ustalą, co robić dalej.
Część II – W poszukiwaniu sportowego bączka
Tuż po śniadaniu Piotr przyszedł ponownie do Andrzeja. Byli zmęczeni nocnym „seansem światowego kina” i tylko dzięki paru kubkom kawy trzymali się jakoś na nogach.
- Wczoraj się bawiliśmy, a powinniśmy zająć się naszym znaleziskiem metodycznie - orzekł Piotr - oraz zastanowić się, do czego może się nam, czy komukolwiek przydać.
Andrzej oglądał właśnie Pomnik Freddiego Mercurego w Montreux. Pięść wzniesiona ku górze, w drugiej dłoni mikrofon. Piękny wyraz triumfu artyzmu nad śmiercią, bo przecież „przedstawienie musi trwać”.
- Co mówiłeś? - zapytał wyrwany z zamyślenia.
- Mówię, że trzeba dziś zastanowić się nad pożytkiem naszego odkrycia i naszymi dalszymi planami z nim związanymi.
- Tak, tak, oczywiście. - Andrzej oddalił widok z wybrzeża Szwajcarii i zmienił go na Amerykę północna, a po chwili dodał:
- No to spróbujmy poszukać prawdy, to przecież nasza ulubiona gra.
- Gdzie zaczniemy?
Kostyła nie odpowiedział, lecz zaczął wklepywać do wyszukiwarki gogle earth wyraz i cyfrę - „Area 51”.
- Ostro - szepnął sąsiad – czyli szukamy ufo.
- Ufo, ale przede wszystkim dowodu, że twój cud stworzenia wykracza poza ziemię, a księga rodzaju to bajka.
- Księga rodzaju to alegoria – wtrącił Majka urażonym głosem – nie raz o tym już mówiliśmy.
- Ta… jasne słyszałem, Bóg owijał prawdę w bawełnę, bo ludzie nie rozumieliby, gdyby powiedział po naukowemu: Słuchajcie planeta, na której mieszkacie ma parę miliardów lat i krąży wokół gwiazdy, a cały wszechświat zrodził się z wielkiego wybuchu. – przerwał na chwile i wziął oddech - Ale faktycznie to zostawmy to i wróćmy do poszukiwania życia poza biblijna ziemią. Kliknął myszka w link z wynikiem wyszukiwania.
Ekran płynnie przechodził do kolejnych lokacji. Ameryka północna, Stany Zjednoczone, Wschód USA, Jakieś wielkie jezioro, linie ulic i rzędy budynków, pasy startowe, hangary.
- Robi wrażenie - Andrzej nieco się uspokoił i wzrokiem omiatał zdjęcie bazy wojskowej.
Była ogromna. Wielokilometrowe pasy startowe, szeregi baraków i hangarów, wieże kontrolne.
- Od czego zaczniemy? - zapytał Majka - będziemy przeglądać hangar po hangarze? - a po chwili dodał – a jak wielkiego obiektu szukamy ?
Piotr zminimalizował program i otworzył Firefoxa. Wpisał w goglach „Robert Lazar Area 51”.
- Robert Lazar twierdził, że pracował przez parę miesięcy właśnie w strefie 51 przy badaniach napędu pozaziemskiego statku kosmicznego.
- Coś mi się obiło o uszy, czy to ten, który nie potrafi udowodnić, że ma wyższy wykształcenie, a nawet wskazać kolegów ze studiów?
- Ty i twój sceptycyzm - Kostyła nie krył, niezadowolenia z postawy kolegi.
- Czy myślisz, iż dla rządu Stanów Zjednoczonych jest dużym problemem skasować dane ewidencyjne uczelni i zapłacić paru osobom by zapomniały kolegę ze studiów ?
- To tylko teoria spiskowa, bez potwierdzenia w faktach. – ocenił Piotr - a co z „Brzytwą Ockhama”? Czyż nie trzeba wybierać prostszych rozwiązań, zamiast plątać się w mało realnych teoriach?
- To samo ostrze można przyłożyć to teorii boga osobowego. Bóg wszechmocny i wszechwiedzący, czy natura ewoluująca metodą prób i błędów. – odciął się Andrzej – Ale wrócimy do Lazara. Utrzymywał on, iż widział dziewięć obcych statków, a w jednym był nawet w środku.
Opowiadając to Andrzej przewijał strony internetowe, w poszukiwaniu informacji o Ufo widzianym przez Lazara.
- O jest - powiedział, gdy na ekranie pojawił się rysunek przypominający dziecinnego bączka. Był zwymiarowany na dwanaście metrów średnicy i pięć wysokości.
- Lazar nazwał go ze względu na rozmiar, modelem sportowym, bo pozostałe, do których nie miał bezpośredniego dostępu były o wiele większe – referował Andrzej.
- Ciężko będzie odnaleźć na terenie kilkunasto-kilometrowej bazy obiekt o wielkości średniego jachtu, a już na pewno łatwo wsadzić go do samolotu i przewieść w bardziej tajne miejsce. Myślisz, że po rewelacjach Lazara, o ile były prawdziwe ryzykowaliby, przechowując statki kosmiczne w miejscu, na które patrzy cały świat?
- Chyba masz rację - Andrzej niechętnie, ale zgodził się z kolega - co szkodzi jednak poszukać, miejsc i faktów, o których opowiadał Lazara, jeśli znajdziemy jakieś potwierdzenia, to może historia nie jest wyssana z palca.
- Ale to masa szukania – przypomniał Piotr.
- Nie zamierzam przeszukiwać całej bazy, to bezcelowe, bo na pewno nie ukryli tajnych projektów w budynkach na powierzchni. Lazar mówił o podziemnej bazie S4 w zboczu górskim nad jeziorem Papoose. - to mówiąc Kostyła przesunął celownik na południe - jeśli znajdziemy S4, to już będzie coś.
Zespół wzgórz nad suchym jeziorem Papoose przypominał z lotu ptaka przekrojoną nerkę. Gdy widok obniżył się, można było odnieść wrażenie, iż jest to krajobraz marsjański, posiany wyschniętymi korytami rzek.
- Gdzie planujesz się wbić i na jaką głębokość.
- Na początek zrobimy parę losowych prób. Może się nam poszczęści i napotkamy jakieś tunele lub ślady ingerencji człowieka? – zastanawiał się Andrzej - Jeśli tak, to potem wystarczy iść po nitce do kłębka, albo wielu kłębków, a któryś z nich, być może będzie tajną bazą.
Obniżał widok. Wysokość 200 metrów, 100 metrów, ziemia. Na ekranie się obrazy przypominały tomografię ziemie. Warstwa po warstwie nieistniejący nóż odkrawał kolejne skalne widoki okraszone skwarkami wąskich jaskiń wyżłobionych przez podziemne strumienie, które umarły dawno temu. Minus tysiąc metrów, minus dwa tysiące... Nic. Piotr poruszał myszką coraz szybciej, był zniecierpliwiony, cofał się i rozglądał, przesuwał na boki. Piotr siedział coraz bardziej znudzony. Po kilkunastu minutach tych poszukiwań, nie wytrzymał i powiedział:
- To nie ma sensu. Przy tak dużym terenie szukanie na oślep, przypomina czyszczenie stajni Augiasza za pomocą chusteczki higienicznej.
Andrzej dla zasady przeczesał jeszcze parę zakamarków, lecz i on zrozumiał, że ta metoda jest nieskuteczna.
- Chyba masz rację. W takim razie poszukajmy drogi, która kończy się w ścianie skalnej. Przecież muszą jakoś dostawać się do środka.
- Niekoniecznie. Pomyśl, to jest zbyt oczywiste, a baza, do której by prowadziła ścieżka kończąca się w ścianie, nie byłaby tajna. Prędzej któryś hangar jest tylko fałszywką, wejściem do długiego tunelu.
- Sprawdźmy najpierw teorie drogi znikającej w skale. W okresie budowy bazy, mogli nie przewidzieć, iż za parędziesiąt lat zdjęcia satelitarne będą, aż tak łatwo dostępne. Z pewnością natomiast, nie brali po uwagę, możliwości, iż ktoś dorwie się do trójwymiarowych zdjęć tej klasy.
- Zacznijmy od tej serpentyny na wschodzie – zaproponował Piotr.
Była to zwykła asfaltowa szosa, która wiła się po zboczu góry. Przemieszczając się po niej, wirtualne oko kamery napotkało dwie wojskowe ciężarówki.
- Zatrzymajmy się i zobaczmy, co przewożą – powiedział Andrzej i zaczął robić na nie zbliżenie.
Kierowca pierwszej, był niczym cyborg. Wielki mutant z głową, o masywnej szczęce, którą mógłby prawdopodobnie rozłupywać kulki łożysk, z gracją prasy hydraulicznej. Obok niego siedział żołnierz z karabinem na kolanach, młodszy i drobniejszej budowy, ale z równie inteligentnym obliczem. Z tylu, na pace pokrytej zieloną plandeką, leżały drewniane skrzynie, plastikowa beczka i dwa rzędy dużych akumulatorów. Po bliższych oględzinach skrzyń okazało się, iż zawierały sprzęt elektroniczny, wśród którego dało się rozpoznać co najmniej radiostację, oraz parę małych okrągłych monitorów, prawdopodobnie radarowych. Zastosowania pozostałych elementów elektronicznych były nieznane. Między skrzyniami na samej górze, leżało tekturowe pudełko wypełnione puszkami z wołowiną. Druga ciężarówka wiozła grupkę techników, w szarych kombinezonach. Na podłodze stały skrzynki narzędziowe i kilka szpul kabla o różnych kolorach i grubości.
Piotr i Andrzej z rozczarowaniem porzucili inspekcję ciężarówek. Parędziesiąt metrów dalej droga kończyła się przy malej grupce zabudowań i maszcie radiostacji. Większość budynków była nie do końca zagospodarowana, lecz niektóre wypełnione były zakurzonym sprzętem. Kawałki układanki, pasowały do siebie i tworzyły zwyczajną opowieść o budowaniu nowego posterunku nasłuchowego, lub modernizacji starego. Sprawdzenie okolicznych skał, było tylko formalnością i zgodnie z oczekiwaniami nie przyniosło żadnych efektów.
- Spróbujmy z drugiej strony gór. - Andrzej był wyraźnie zawiedziony.
Po oględzinach drugiej prawie identycznej drogi oplatającej masyw ze wschodu, tkwili w tym samym martwym punkcie. W ciągu następnej godziny przeczesali systematycznie wszystkie drogi wokół zbocza, rozjazdy i obiecujące zakamarki. Tylko dwie ścieżki kończyły swój bieg w skale. Pierwsza prowadziła do składu broni i amunicji, druga do laboratorium chemicznego.
- Do diabła, przecież to musi tam gdzieś być! - początki rozdrażnienia dawały się Andrzejowi we znaki.
- Niekoniecznie musi, Lazar mógł kłamać, a całą ta baza S4 to taka opowieść jak potwór z Loch Ness czy Yeti.
- A weź przestań! Przecież w Roswell rozbiło się UFO, a armia to zatuszowała. Ukryli po prostu artefakty, po tym jak Lazar zaczął sypać. Ponadto, ze zwykłych zasad prawdopodobieństwa wynika, że skoro życie powstało na jednej planecie, a na to mamy dowód, bo rozmawiamy ze sobą, to jest bardzo mało prawdopodobne, iż w tak ogromnym kosmosie zjawisko to nie powtórzyło się jeszcze kilka razy.
Tu Andrzej zaczął swój zwyczajowy wykład o powstaniu życia, ewolucji, wielkim wybuchu. Po pewnym czasie, nogi Piotra domagały się rozprostowania, więc wstał. Jego jasna czupryna wystawała nieco ponad linie regałów w pokoju. Był bardzo drobnej budowy ciała i pomimo prawie dwumetrowego wzrostu nie budził respektu. Patrząc na Andrzeja przeciągnął się i pomimo, iż wielokrotnie obiecywał sobie, że nie da się wciągnąć w te dyskusje bez znaczenia, przerwał mu:
- Jeśli wierzyć biblii to Bóg stworzył życie na dokładnie jednej planecie. Wyobrażasz sobie, że na wielu światach ponawiałby cud stworzenia, czy robił szopki z potopem jako karą za grzechy, czy w imię ziemi obiecanej kazał mordować jednemu plemieniu kosmitów, obcych o odmiennym wyznaniu? - mówiąc robił jednocześnie charakterystyczny dla siebie grymas twarzy, jak osoba wykładająca po raz kolejny tabliczkę mnożenia tym samym ludziom.
- Boga w to nie mieszaj, bo to wielokrotnie przerabialiśmy i nie zamierzam marnować gardła na te same argumenty, które ty odrzucasz podpierając się książką sprzed dwóch tysięcy lat. - następnie by uciąć dyskusję ponownie położył rękę na myszce.
- Może lepiej spróbujmy, Piter, wypróbować Twój pomysł i poszukajmy tajnego wejścia w budynkach. – Obraz posłuszny woli Piotra, przemieścił się nad kompleks głównych zabudowań.
- Nudno się robi, może sam jak już pójdę, poszukasz sobie tej bazy? A tymczasem pomyślmy, do czego faktycznie można wykorzystać nasze znalezisko.
- To nie potrwa długo, najwyżej godzinę
- Nie, nie, nie!- wycedził Majka spoglądając na plakat Queenu - to bezowocne, równie dobrze mogłobyś zacząć szukać Boga za pomocą lupy. To jak szukanie igły w stogu siana, jeśli nie wiesz gdzie, a co ważniejsze, w jaki sposób patrzyć.
- Oczywiście ty wiesz jak patrzeć i gdzie?! - Andrzej zerwał się z krzesła. Pomimo iż sięgał Majce do ramienia, to jego postura zwieńczona masywnymi barkami i głową na krótkiej szyi gwarantowała, iż, w konfrontacji bezpośredniej Andrzej sprawi dużo kłopotu każdemu przeciwnikowi. Próbował, kilka razy wyciągnąć Piotra na treningi, karate, pływalnie czy na siłownie, lecz jego niechęć do wysiłku fizycznego był nie do przełamania. Duch, ponad ciałem – tak zwykł odpowiadać. Andrzej cenił klasyczną równowagę. Patrzył obecnie z dołu na Piotra, ogarnęła go złość, iż dwóch przyjaźniących się od lat ludzi tak wiele dzieli.
- Ale oczywiście nie powiesz mi jak szukać, bo nie wiesz? – warknął - Uwierz, a będziesz wiedział, uwierz, a będziesz zbawiony. Po cóż nauka, przecież modlitwa wystarczy prawda? - Takie drwiny nie poruszały Majki, bo słyszał je już wielokrotnie w tym pokoju.
- Andrzej uspokój się, przecież cześć opowiastek jest banialukami, sam mówisz, że ludzie wierzą, w to, co chcą wierzyć. – wziął oddech i kontynuował - Stwarzają sobie piękne mity bez pokrycia w faktach. Musisz dopuścić myśl, iż Lazar mógł być łgarzem.
Andrzej nie dawał za wygraną, ale już nieco ochłonął.
- A mitologia chrześcijańska, macie jakieś dowody? Nie! Wam to jednak nie przeszkadza. My mamy, chociaż świadków, takich jak Lazar. Nauka leczy, buduje, a jakie sukcesy ma religia? Garstka .... - przerwał, by po chwili rozgoryczonym głosem powiedzieć:
- Wiesz, wolę już szukać waszego urojonego Boga w komputerze, niż pytać o niego ludzi zarażonych jego ideą. Efekt ten sam, ale chociaż nie muszę słuchać banialuk - to mówiąc usiadł z powrotem krześle i wstukał cos szybko na klawiaturze zatwierdzając, enterem.
- spójrz nawet maszyna... - chciał drwiącym tonem powiedzieć coś jeszcze, ale zastygł wpatrując się w monitor.
- Uuuu, ciekawe
- Co? Komputer znalazł Boga? Nie nabierzesz mnie swoimi głupimi żartami – zadrwił Majka.
- Piotrek siadaj i zobacz, jakie wyniki, wyrzuciło.
Znał Kostyłę na, tyle, iż podświadomie wiedział, że ten natrafił na coś zagadkowego. Bez słowa usiadł na krześle. Zgodnie z przypuszczeniami, Andrzej wpisał do wyszukiwarki Gogle Earth termin „God” W zamian otrzymał dwa wyniki; miasteczko God na Węgrzech oraz lokację o nazwie God of Wideye w Egipcie.
- Ta, drugi wynik jest ma w istocie ciekawą nazwę, zważywszy na okoliczności, jakie nas tu zgromadziły - próbował żartować Majka. Jednak Andrzej przyglądał się ekranowi komputera z nabożnym skupieniem splatając dłonie przy ustach. Wyglądał jak dzieciak, który otrzymał właśnie wymarzony prezent na Gwiazdkę i nie mógł w to uwierzyć.
- Zamierzasz w to kliknąć myszką, czy może siłą woli przesuniesz ekran na ten region? – zapytał nieco niepewnym głosem Andrzej.
- Czyżby nasz spokojny wszystkowiedzący, nieco się niecierpliwił?
- Nigdy nie mówiłem, iż wiem wszystko, a poza tym nie napalaj się na to miasto, bo to zapewne zbieg okoliczności. Sam zresztą zobacz i kliknął drugi wynik zapytania.
Cyfry ponownie ożyły, komputer pokazał Afrykę, by potem przybliżyć jej północno-wschodnią część, zrobić szybkie zbliżenie środkowego Nilu i zatrzymać się na idealnie okrągłej, białej plamie.
Część III – Oko
- A mówią, iż historia ma białe plamy. Nie wiedziałem, iż kartografia satelitarna również. - Piotr potrafił być zabawny, gdy chciał, ale tym razem Andrzej tego nie zauważał, bo w dalszym ciągu tkwił w tej samej pozie, niczym mnich, który wykonuje śluby milczenia. Po chwili jednak i on przemówił:
- To nazywam właśnie globalną cenzurą, spiskiem kryjącym tajemnicę. – Rzekł nieco zbyt teatralnym głosem.
Obwód koła widocznego na zdjęciu przecinał pasek drogi biegnący przez pustynię niczym szklanka wykrawająca otwór w placku ciasta, podczas wyrobu pierogów. Gdy obejrzeli dziurę, z wielu stron, okazała się biała jednolitą kulą o średnicy około dwóch kilometrów. Tak przynajmniej wynikało ze skali zdjęcia.
- Patrząc z boku, na połówkę kuli, która wystaje, wygląda jak pole ochronne, broniące dostępu niepowołanym – stwierdził Piotr.
- Chyba zgodzisz się ze mną Piter, że nie jest to raczej twór naturalny typu lodowiec zatopiony w piaskach pustyni, czy wielka kula do kręgli?
- Ta, celowa krecia cenzura – potwierdził Piotr.
- Aż to tej pory nie spotkaliśmy żadnych ograniczeń tego Wideye, a robiliśmy zbliżenia instalacji wojskowych, rządowych, religijnych i erotycznych. Czyli jest to najściślej chronione miejsce na ziemi, największa tajemnica! - Andrzej mówiąc to ostatnie zdanie, akcentował powoli każde słowo. Gdy skończył, uśmiechnął się jak filatelista do unikalnego znaczka, który ma w swojej kolekcji.
- Nie możemy powiedzieć, iż nie ma innych podobnych miejsc. Zgadzam się jednak, iż to faktycznie musi być coś ważnego, skoro to chronią tak bezczelnie. – to powiedziawszy Piotr wstał i zaczął swój marsz po pokoju. Zawsze ważne kwestie lepiej roztrząsało mu się w ruchu. Doszedł do okna, wykonał w tył zwrot i postawił dosyć ciekawy problem:
- A zastanawiałeś się, kto opisał to miejsce i w jakim celu? - Zrobił pauzę, by zmrużyć oczy i przez moment gryźć kciuk. Namysł nie przyniósł jednak efektów, więc doprecyzował problem - Przecież to nielogiczne ukrywać kilka kilometrów przestrzeni przed, a potem wbijać wielki drogowskaz z napisem „Dwu kilometrowa tajna baza, skręć w lewo i idź 100 metrów”. Tak samo bez sensu, jak cenzurowanie komuś korespondencji, a potem wskazywanie sposób na pozbycie się plam uniemożliwiających czytanie całości.
- łapię, nie musisz powtarzać na różne sposoby! – zniecierpliwił się Andrzej - A ciekawe co nam pokaże wyszukiwarka google? - to mówiąc wpisał do okienka słowa „wideye god Egipt”. Otrzymał dwa odnośniki do strony z napisem „W budowie” i żadnego związku z Egiptem.
Zdenerwowało go to nieco, bo wstał z krzesła i oznajmił:
- Zgłodniałem, idę sobie zrobić jakieś kanapki, chcesz coś zjeść?
- Jasne, dzięki
- Pogłówkuj, a ja idę po wałówkę.
- Dobrze – rzucił za Kostyła oddalającym się ku kuchni.
Pod jego nieobecność Piotr rozglądał się po terenie wokół kuli. Znajdowała się po zachodniej stronie Nilu. Droga, którą przecinała, doprowadziła go do miasta Dirwa. Było to małe skupisko lepianek otoczone potężną siecią obszarów rolniczych. Tuż obok niej leżały nieco większe, ale bliźniacze miasta Malawi oraz Dairut i Deir Mawas. Według google były to mieściny, bez większego znaczenia, poza dostarczaniem żywności dla regionu. Posuwając się w górę rzeki, Majka dotarł do El Minya. Zaczął się zastanawiać gdzie słyszał tę nazwę, gdy wszedł Andrzej z kanapkami.
- Co ci mówi nazwa El Minya ? – zagaił biorąc od niego talerz z kanapkami.
- Hm, a znalazłeś jakiś związek, ho ho ? – zahuczał Kostyła niczym święty Mikołaj.
- Nie, ale to najbliższe wielkie miasto białej kuli.
- Ej nie dokształca się kolega, nie dokształca. – nie podarował jak zwykle okazji do drwin z Majki - W pobliżu miasta El Minya znaleziono zwoje z ewangelią Judasza.
- Faktycznie, teraz pamiętam – i natychmiast, by uniknąć dyskusji dodał - tylko mi proszę nie wyjeżdżaj z wykładem, mam swoje zdanie na temat zwojów. Skupmy się na kuli.
- Tylko jak mamy, się czegoś dowiedzieć poza tym, iż jest biała i okrągła, no i że strasznie jej zależy, by ukryć przed nami dwu-kilometrowy fragment ziemi?
Po tym pytaniu zamilkli, skupiając się na jedzeniu kanapek z pasztetem, popijając go sokiem. Od czasu do czasu rzucali okiem na ekran, ruszali myszką, robili zbliżenia.
Po skończonym posiłku, stało się jasne, że są w chwili obecnej nie mają pojęcia, w jaki sposób dowiedzieć się czegoś więcej. Zawiedziony Andrzej jako pierwszy wyraził to słowami:
- Obaj zdajemy sobie sprawę, że twórcy wideye, za pomocą tej kuli skasowali z bazy programu, fragment terenu, na którym znajduje się wyjaśnienie jego tajemnicy.
- Tak, zgadza się.
- Inni ludzie, którzy także wiedza, o wideye, lub może nawet ci sami, z niewiadomych powodów oznaczyli dokładnie jego położenie na mapie.
- Tylko, dlaczego program stał się publicznie dostępny, błąd czy celowe działanie? - wtrącił Piotr, a następnie dodał:
- Wczoraj po powrocie do domu próbowałem ściągnąć sobie tą samą wersję na swój komputer. Jak się domyślasz otrzymałem normalną wersję, bez wideye i o innym numerze wersji– odstawił talerz na półkę regału i po chwili zapytał:
- Powiedz mi jak to dokładnie było z ta nowa wersją. ściągnąłeś ją przez aktualizację programu ?
- Nie, mailem dostałem reklamówkę.
- Czytasz spam? - zdziwił się Piotr.
- To przeszło przez filtr antyspamowy i było tak ładnie niemal osobiście napisane, iż dopiero na gdzieś pośrodku zorientowałem się, że to reklama.
- Pokaż ten list – zażądał Piotrek.
- Po co? To zwykła reklamówka?
- Niewiele wiemy, a więc każdy detal się liczy.
- No dobra – zgodził się Majka, a następnie zalogował się do skrzynki pocztowej.
Lisy był po angielsku. Obaj znali ten język na poziomie średnim, acz wystarczającym do rozumienia korespondencji. Po przetłumaczeniu na polski miał następującą treść:
Drogi AndrewKost
Przesyłam Ci link do nowej wersji Gogle Earth, jesteś jednym z grupy wybranych ludzi, którzy mają okazję się z nią zapoznać. Wprowadza ona rewolucyjne rozwiązania, dające możliwość szerokiego spojrzenia na kulę ziemską z bardzo ciekawego punktu widzenia. Uważam, iż jesteś osobą, która doceni i zrozumie potęgę drzemiąca w takim rodzaju wiedzy. Uzmysławia ona, iż ziemia to mała planeta, a prywatność jest tylko iluzją.
Skorzystanie, ze wszystkich nowych funkcji programu wymaga, posługując się „dużym skrótem myślowym”, wstawienia do swojego umysłu obrazów, czy pojęć i zadania konkretnych pytań. Niektóre odpowiedzi uzyskasz, dopiero gdy uda ci się odnaleźć odpowiedniego kreatora. Kompletną prawdę znajdziesz, gdy zajrzysz do tekstu pomocy, który napisaliśmy dla zaawansowanych użytkowników. Plik pomocy nie jest łatwo dostępny, ale nagrodą jest całkowite wyjaśnienie zjawisk. Jego autorem jest najmniej lubiany i doceniany z dwunastu pracowników kreatora programu (ponoć dostał pieniądze za przejście do konkurencji i dlatego jego nazwiska nie mogę napisać), a nawet w programie, jego autorstwo znajdziesz pod ksywką.
Niech twoim mottem przy tych poszukiwaniach stanie się zdanie: Podróże kształcą, ale bywają niebezpieczne. Gogle Earth to bezpieczna wiedzą, o groźnych miejscach.
Z wyrazami szacunku Autorzy Gogle Earth
- Fuck! - wymknęło się Piotrowi.
- W istocie bracie, lepiej bym tego nie ujął.
- Ciekawe ile osób otrzymało podobne maile? – Majka patrzył na tekst listu, jak gdyby miał ochotę nauczyć się go na pamięć.
- Może to poczta z jakiejś listy dyskusyjnej?
- Nie zapisuje się listy, a poza tym ten adres mam od dwóch tygodni i nie zdążyłem nawet go nikomu podać wielu osobom. To jeden z pierwszych listów, które przyszły. W ogóle o tej skrzynce zapomniałem, ten mail był wysłany tydzień temu – oznajmił Piotr, nieco zawiedziony, bo sok właśnie się skończył, a jemu zaschło w gardle. Gdy zdał sobie sprawę, że to banalny problem, w porównaniu z pozostałymi, kontynuował:
- List to dokładna, aczkolwiek pisana metaforami instrukcja jak używać tego wideye. Duży skrót połączony z „wklejaniem” oznacza kombinacje klawiszy, „ctrl + Shift + v”, czyli skrót klawiaturowy wklejania w większości systemów i programów, lecz pisany z wciśniętym Shiftem, czyli duże litery.
- Tak widzę, a wyrażenie poszukaj kreatora to polecenie odnalezienie słowa Bóg. Po fakcie to i ja jestem mądry. Nie do końca rozumiem jednak tę sprawę ze skryptem pomocy?
- Nie mów, że nie widzisz, iż chodzi o judasza. Dwunastu pracowników kreatora to apostołowie.
- Faktycznie, chyba mnie zamuliło z rana. Czasem i ty coś wymyślisz Pietia – zaśmiał się złośliwie.
- To poszukajmy Judasza w takim razie.
Piotr wpisał do komputera: „Juda”
Wyszukiwarka Gogle Earth znalazła jeden wynik. Juda; Wiskonsin
- Stany Zjednoczone, ciekawe
Po kliknięciu myszką, widok przesunął się na USA, a konkretnie na wspomniane miasto. Wpatrywali się przez moment w krajobraz bardzo podobny do rolniczych egipskich miasteczek, z tym iż oczywiście miasto było o wiele lepiej rozwinięte i jego przeżycie nie zależało od wylewów żadnej rzeki.
- Przychodzi ci coś do głowy ? – zapytał Andrzej.
- Nie za bardzo
- W takim razie być może, to nie o to chodziło. Tekst jest jednoznaczny, bo najmniej lubianym apostołem był Judasz. A parędziesiąt kilometrów na północ, od kuli znajduje się miejsce, gdzie odkryto ponoć jego ewangelie.
- Na końcu mówi o ksywie.- Piotr jak zwykle zauważał szczegóły - Może chodzi o jakiś przydomek Judasza.
- wpiszmy do google „Judasz”. Jeśli miał ksywę, to w internecie na pewno się znajdzie.
Artykuł wikipedi, który znaleźli, był potwierdzeniem tej tezy.
„ (…) Judasz Iskariota (grecka forma imienia Juda) o przydomku Iskariota (hebr. אש קרת - mąż z Kariotu) - jeden z 12 apostołów, według przekazów czterech ewangelistów wydał Jezusa Chrystusa w ręce Sanhedrynu za trzydzieści srebrników, po czym popełnił samobójstwo. (…) „
Gogle Earth podało jeden wynik wyszukiwania terminu „Iskariota”, w Egipcie, a dokładnie pasmo wzgórz parę kilometrów od białej kuli. Wejście do jaskini odnaleźli w parę chwil.
-Bingo, przyjrzyjmy się bliżej– Piotr nie krył emocji.
Grota była niezbyt duża. Być może udałoby się w niej wepchnąć słonia, ale nic ponadto. Przez otwór w suficie wpadły promienie słoneczne, które bezlitośnie wytykały fakt, iż była pusta.
Piotr i Andrzej byli zawiedzeni. Spodziewali się znaleźć jakiś punkt zaczepienia, a oglądali gołe ściany.
- To wszystko? – Piotr omiatał ekran wzrokiem skazańca.
- No na to wygląda, miejsce się zgadza, ale nic tu nie ma.
- Zauważyłeś jedną rzecz, zbyt oczywista, ale ważna? – Zagaił Andrzej.
- Jaką?
- Zmieniła się pora dnia, te zdjęcia są aktualizowane systematycznie?
- Rany faktycznie, jak mogliśmy to przeoczyć, jest obecnie około piętnastej, włączyliśmy program kolo południa i na taką godzinę wskazuję kont padania promieni słonecznych.
- Ale to niczego nam nie tłumaczy. Zobaczmy może coś jest ukryte w ścianach? – zaproponował Andrzej. Niestety nie był to dobry trop, jak się okazało dziesięć minut później.
- Wiesz co – powiedział nagle Piotr - pojedźmy tam i zobaczmy to miejsce z bliska, przecież i tak mieliśmy jechać na wakacje, zmieńmy tylko rezerwację, dziewczynom jakoś to wytłumaczymy.
- I to mówi Pan domator, ho ho ho! – zaśmiał się Kostyła – a zróbmy to.
- Ok. czas na przerwę, bo muszę iść na obiad do domu.
- Ja zamówię sobie pizzę, a ty idź do domu. Tylko, kto powiadomi dziewczyny, że ich nie bierzemy?
- A kto mówi, że ich nie weźmiemy? – zdziwił się Piotr.
- Zobaczy się…
Obiad nie miał smaku, w porównaniu do spraw, które czekały w mieszkaniu sąsiada. Piotrowi połykał w pośpiechu duże kawałki kartofli. Gdy rozległ się dzwonek do drzwi, ojciec narzekając, iż nigdy nie ma spokoju poszedł otworzyć.
- Andrzej, Piotrek do ciebie przyszedł– zawołał po paru sekundach.
- Ta, dawno się nie widzieliśmy – pomyślał Andrzej wstając od stołu.
- Zjedz najpierw – powiedziała matka poirytowanym tonem – on poczeka. Miał zamiar tak zrobić, bo chciał uniknąć zrzędzenia, ale Piotr wszedł do pokoju.
- Choć szybko do mnie, koniecznie, to bardzo ważne.
- Dzień dobry Piotrze, poczekaj może aż Andrzej zje.
- To ważne, dzień dobry, Piotr kaman.
- Mamo nie jestem głodny – oznajmił Piotr oceniając blade oblicze Kostyły, jako na tyle ważna sprawę, żeby zaryzykować ględzenie matki.
- Po co ja gotuje? Może zaczniesz sam przyrządzać posiłki i robić zakupy? – pierwsza seria dotarła grzmiąc w jego uszach.
- Lecę mamo – krzyknął w drzwiach, by nie dopadły go kolejne.
W pokoju Kostyły uszy zaatakowała mu cisza. Poza szumem komputera, nie rozlegał się żaden dźwięk, nie grał Queen. Było to zdarzenie bezprecedensowe od niemal początku ich znajomości.
- Wdepnęliśmy Piotrek - wysapał nerwowym szeptem.
- W co? Opowiadaj i uspokój się.
- Zobacz sam – poruszył myszka, by wyłączyć wygaszasz ekranu.
Trzy czarne samochody terenowe, stojące na pustynnej drodze były posiekane dziurami niczym tarka do warzyw. Czwarty leżał na poboczu kołami do góry, rozpruty eksplozją jak kartonowe opakowanie po prezencie, który ktoś otwierał w pośpiechu. Bitwa była jednostronna. Leje po eksplozjach, kawałki karoserii, pootwierane drzwi wiszące na szczątkach zawiasów, opowiadały historię stada sępów, które rozszarpały bezlitośnie swój łup.
W samochodach nie było zwłok, ale ciemne plamy po krwi i dziury wielkości pięciozłotówek w siedzeniach, nie pozostawiały złudzeń co do losów ludzi nimi jadących. Wrażenie pogłębiała biel kuli w tle tuż za pojazdami. Scena wyglądała, jak gdyby ktoś wyciął w programie graficznym wszystko poza nimi. Cała scena rozegrała się parę metrów od strefy białej, dlatego nie zauważyli jej wcześniej.
- Gdy zamówiłem pizze, dla zabicia czasu poprzewijałem sobie teren wokół groty Iskra.. Iska..
- Nazywaj ja grotą Judasza, będzie prościej.
- Rozglądałem się wokół groty Judasza. Gdy znalazłem drogę prowadząca na wzgórze, podążyłem nią i odkryłem tą rzeź!
- Ta droga wprost na wzgórze Judasza? – szepnął Piotr.
- Tak, podążali dokładnie tam i nie pozwolono im dojechać? – posępnie rzekł Kostyła - Zobacz na te dziury, to duży kaliber. Karabin czołgu, samolotu czy helikoptera. Nie ma w ogóle śladów po strzałach z broni ręcznej. Osobiście stawiam na helikoptery, zobacz ile dziur w dachach.
- Myślisz, że zabili ich, z powodu jaskini lub kuli?
- Nie byłem pewien, czy przykładowo nie zabłądzili, do czasu aż znalazłem przedmiot, kt
6
> - Co ty kufa nie powiesz, serio, wpadnij głąbie, pokaże ci coś niesamowitego.
- Ok już idę, ale jak to głupi dowcip lub jakiś banał, to lepiej szykuj się na opier. <
Nie ma już IV RP, podobno cenzura oficjalnie nie istnieje. Na komunikatorach się bluzga, tym bardziej, że rozmowę prowadzą dwa dorosłe "byki", a nie nastolatki.
Całego tekstu nie przeczytałem, w pracy jest to niewykonalne. Wiem już jedno, bez oporów, (gdybym był autorem) wysłałbym to opowiadanie do wielu wydawnictw (może opublikują).
[/quote]
- Ok już idę, ale jak to głupi dowcip lub jakiś banał, to lepiej szykuj się na opier. <
Nie ma już IV RP, podobno cenzura oficjalnie nie istnieje. Na komunikatorach się bluzga, tym bardziej, że rozmowę prowadzą dwa dorosłe "byki", a nie nastolatki.
Całego tekstu nie przeczytałem, w pracy jest to niewykonalne. Wiem już jedno, bez oporów, (gdybym był autorem) wysłałbym to opowiadanie do wielu wydawnictw (może opublikują).
[/quote]
7
Dziękuję za dobre słowo. To dobrze, że Ci się podobało. Z wysyłaniem do papierowej prasy jeszcze nieco poczekam. Doszlifuje moje główne bolączki (nie jestem z wielu detali zadowolony, głownie chodzi o przecinki i niezgrabność niektórych zwrotów, ale to mam nadzieje zniknie gdy się rozpiszę), potem napisze kilkanaście opowiadań. Jeśli zbiorą jako tako dobre opinie to dopiero wtedy podejmę decyzję. Przeszlifuje wszystkie, wybiorę 2-3 z nich i sie zobaczy. Taki mam plan.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
8
Drewniane ściany nasiąknięte tysiącami szeptów przyprawiały o klaustrofobię. Za przegrodą z okrągłymi otworami majaczyła sylwetka klęczącej kobiety.
- Nazwałam męża „palantem”, bo zachował się jak... No, na weselu siostry powiedział do mnie: „Ty zapijaczona dziwko!” – ostatnie słowo było ledwie słyszalne. Zaczęła szlochać. – Zbyszek nie lubi tańczyć...
- Dziecko drogie, takie rzeczy się zdarzają. On jest mężczyzną i ma swoją dumę... Bądź mądrzejsza, usiądź koło niego, weź go za rękę i porozmawiajcie szczerze. Powiedz mu o tym, jak bardzo go kochasz. Z każdej sytuacji są jakieś wyjścia, a gniew nie jest żadnym rozwiązaniem.
- Kocham go, ale on jest taki uparty...
- Wszystko będzie dobrze, tylko zrób tak jak powiedziałem. Idź w pokoju córko – powiedział, starając się przybrać kojący ton głosu. - Odmów dwa razy „Zdrowaś Mario”.
Zapukał w konfesjonał. Echo rozchodzących się po kościele kroków spowodowało, iż ksiądz Jerzy zaczął przywoływać w myślach powody, dla których przywdział czarną suknię z białą koloratką…
To jedynie bardzo, bardzo, bardzo luźna sugestia.
Opowieść jest przegadana, momentami męczy nadmiarem szczegółowych wyjaśnień. Nożyczki mogą uczynić ją przejrzystszą, bardziej lotną.
Dużo drobnych błędów warsztatowych, które na pewno sam wychwycisz.
Masz niezły styl, solidne podstawy warsztatowe i determinację. Oraz całkiem rozsądny plan działania. Ludzie, patrzcie i naśladujcie!
Trzymam kciuki.
- Nazwałam męża „palantem”, bo zachował się jak... No, na weselu siostry powiedział do mnie: „Ty zapijaczona dziwko!” – ostatnie słowo było ledwie słyszalne. Zaczęła szlochać. – Zbyszek nie lubi tańczyć...
- Dziecko drogie, takie rzeczy się zdarzają. On jest mężczyzną i ma swoją dumę... Bądź mądrzejsza, usiądź koło niego, weź go za rękę i porozmawiajcie szczerze. Powiedz mu o tym, jak bardzo go kochasz. Z każdej sytuacji są jakieś wyjścia, a gniew nie jest żadnym rozwiązaniem.
- Kocham go, ale on jest taki uparty...
- Wszystko będzie dobrze, tylko zrób tak jak powiedziałem. Idź w pokoju córko – powiedział, starając się przybrać kojący ton głosu. - Odmów dwa razy „Zdrowaś Mario”.
Zapukał w konfesjonał. Echo rozchodzących się po kościele kroków spowodowało, iż ksiądz Jerzy zaczął przywoływać w myślach powody, dla których przywdział czarną suknię z białą koloratką…
To jedynie bardzo, bardzo, bardzo luźna sugestia.
Opowieść jest przegadana, momentami męczy nadmiarem szczegółowych wyjaśnień. Nożyczki mogą uczynić ją przejrzystszą, bardziej lotną.
Dużo drobnych błędów warsztatowych, które na pewno sam wychwycisz.
Jestem pod wrażeniem Twojego podejścia do własnej twórczości. Nie jest problemem popełnianie błędów - nieszczęście zaczyna się, gdy ich nie dostrzegamy!Z wysyłaniem do papierowej prasy jeszcze nieco poczekam. Doszlifuje moje główne bolączki (nie jestem z wielu detali zadowolony, głownie chodzi o przecinki i niezgrabność niektórych zwrotów, ale to mam nadzieje zniknie gdy się rozpiszę)
Masz niezły styl, solidne podstawy warsztatowe i determinację. Oraz całkiem rozsądny plan działania. Ludzie, patrzcie i naśladujcie!
Trzymam kciuki.
9
Czyta się naprawdę przyjemnie. Opowiadanie wciąga, jest po prostu szalenie intrygujące. Jak rzadko kiedy, nie mogłam przestać czytać i nie chciałam, żeby się skończyło. Pomysł naprawdę mi się spodobał.
Pomysł - 6
Schematyczność - 4+ - było wiadomo, że ich dopadną jednak ładnie wybrnąłeś tym wypadkiem.
Styl - 5- - czasem zdarzały się jakieś niefortunne sformuowania, przepraszam, że nie podam przykładu - mnóstwo szukania.
Błędy - 4+ czasem zjadałeś ogoinek w ą, brakowało też kilku kropek. Raczej drobiazgi.
Ocena ogólna - 5
Jstem na TAK. Absolutnie.
Pomysł - 6
Schematyczność - 4+ - było wiadomo, że ich dopadną jednak ładnie wybrnąłeś tym wypadkiem.
Styl - 5- - czasem zdarzały się jakieś niefortunne sformuowania, przepraszam, że nie podam przykładu - mnóstwo szukania.
Błędy - 4+ czasem zjadałeś ogoinek w ą, brakowało też kilku kropek. Raczej drobiazgi.
Ocena ogólna - 5
Jstem na TAK. Absolutnie.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."
.....................................Wallace Stevens
Jedyny imperator: władca porcji lodów."
.....................................Wallace Stevens
10
Niepotrzebne "z".Potem z wrzuć ich wszystkich
Przed "przyjaciele" przecinek lub myślnik.Andrzej Kostyła i Piotr Majka przyjaciele na zawsze.
"Ale" z wielkiej.- ale to i tak wieś
Po pierwsze, powtórzenie. Po drugie, napisałeś "podobne wrażenie niż...", powinno być "podobne wrażenie jak/do..."Przemarsz chińskiej armii przez środek pokoju wywarłby podobne wrażenie niż ten ekran komputera ze zdjęciem kobiety stojącej na podwórku, stojącej bokiem do obserwatora.
Brotherem.BigBroherem
Przeczytałam preluduim i część pierwszą wersji nieco poprawionej. Ale musisz poprawić ją jeszcze dokładniej, brakuje sporo przecinków, ogonków w "ą" i "ę", czasem zaczynasz zdania z małej litery, nie robisz spacji po myślnikach w dialogach... No, musisz to jeszcze dopieścić.
Poza tym zgadzam się z łasicem. Pomysł naprawdę wyjątkowy, gratuluję. Jeszcze zobaczę, jak to się dalej rozwinie, na razie niestety nie mam czasu doczytać do końca, ale zapowiada się naprawdę dobrze

11
Ogonki, no comment, moje utrapienie. Styl, cięgle szlifuje.
Cieszą mnie Wasze opinie, oraz to ze mieliście przyjemność z czytania. To dla mnie ważne, by czytelnik był zadowolony z moich tekstów.
W następnym opowiadaniu postaram sie uwzględnić Wasze uwagi. I powiem, iż zamierzam w przyszłości kontynuować ten wątek szerokiego spojrzenia. Może nie dziś, nie jutro...
Pozdrawiam.
ps. sora, iż tak sporadycznie sie tu ostatnio pojawiam ostatnio, ale rozkręcamy z kolegami klub pisarski i dużo czasu nam to zabiera. Obiecuje poprawę i kolejne teksty.
Cieszą mnie Wasze opinie, oraz to ze mieliście przyjemność z czytania. To dla mnie ważne, by czytelnik był zadowolony z moich tekstów.
W następnym opowiadaniu postaram sie uwzględnić Wasze uwagi. I powiem, iż zamierzam w przyszłości kontynuować ten wątek szerokiego spojrzenia. Może nie dziś, nie jutro...
Pozdrawiam.
ps. sora, iż tak sporadycznie sie tu ostatnio pojawiam ostatnio, ale rozkręcamy z kolegami klub pisarski i dużo czasu nam to zabiera. Obiecuje poprawę i kolejne teksty.
12
Północną z wielkiej.Amerykę północna
Księga Rodzaju wielkimia księga rodzaju to bajka.
wyższeże ma wyższy wykształcenie
Zbyt wystylizowana wypowiedź jak na zwykłą rozmowę dwóch młodzieńców.- Czy myślisz, iż dla rządu Stanów Zjednoczonych
Kilkunastokilometrowejkilkunasto-kilometrowej
Powtórzenie, poza tym „ziemi”.ziemia. Na ekranie się obrazy przypominały tomografię ziemie.
Chyba Andrzej?Piotr poruszał myszką coraz szybciej, był zniecierpliwiony, cofał się i rozglądał, przesuwał na boki. Piotr siedział coraz bardziej znudzony.
Powtórzenie i bez sensu- Może lepiej spróbujmy, Piter, wypróbować
Do kuchnirzucił za Kostyła oddalającym się ku kuchni.
dwukilometrowydwu-kilometrowy
Je – kanapki.skupiając się na jedzeniu kanapek z pasztetem, popijając go sokiem.
Co, co, co?!że są w chwili obecnej nie mają pojęcia
Bez „na”.iż dopiero na gdzieś pośrodku
Znowu co, co, co?!nikomu podać wielu osobom
Ajajaj! Kąt!kont padania promieni słonecznych.
powtórzenieScena wyglądała, jak gdyby ktoś wyciął w programie graficznym wszystko poza nimi. Cała scena rozegrała
Namieszałeś z kolejnością wyrazów.I tak byliby bez w starciu szans z helikopterami
Bez myślnika, bo to wypowiedź narratora.- Tylko trzy wozy stały w pozycji, która umożliwiała
Znów pomieszałeś wyrazy.ale jedno lusterko było boczne nietknięte.
Lepiej byłoby „odbijała się w nim”.Odbijała się piramida ze srebrzystą iglica
Bez „w”W lustro pokazywało także hangary i helikopter wiszący w powietrzu.
sądzęBo nie sadze by te morderstwa
kolokwiumJutro mam kolokwiom
powtórzenieNie, przepraszam, śpieszymy się – odparł Piotr. Przyśpieszyli kroku.
Zjadłeś „z”.Gdy czarnego BMW wysiadło
Drugą rękązaś druga rękę wykonał gest
Powtórzeniepasażerowie ściśnięci w czwórkę na tylnym siedzeniu, musieli nieco się ścieśnić.
Nie wydaje mi się, by w gazecie tak dokładnie opisywali, że przypadkowa ofiara wypadku miała walizkę.młodego człowieka z walizką idącego chodnikiem
Z niego.Ostatnio byli widziani, gdy wychodzili z pubu niedaleko miasteczka uniwersyteckiego. Wyszli z niej
Chyba zjadło Ci końcówkę.
Utwierdzam się w przekonaniu, że pomysł naprawdę oryginalny. Sporo nawaliłeś tych teorii (Bóg, kosmici, tajna baza, ewangelia Judasza), ale wszystko ze sobą ładnie powiązałeś, tak więc jest dobrze.
Podobało mi się też to, że bohaterom nie udawało się od razu wszystkiego odnaleźć, jak to często bywa w amerykańskich filmach – klik i masz to, czego szukałeś. Targały nimi różne emocje, raz byli podekscytowani, innym razem wystraszeni. To bardzo ważne w takich opowiadaniach, autorzy często dostają fioła na punkcie swoich teorii spiskowych i skupiają się jedynie na nich, zapominając o osobowości i reakcjach bohaterów.
Zastanawiam się, czy nie zgłosić opowiadania do Najlepszych z najlepszych. Właściwie w trakcie czytania byłam pewna, że to zrobię, ale pod koniec trochę zaczął się styl chrzanić i namnożyły się błędy, wyglądało jakbyś końcówkę sprawdzał byle jak albo wcale. A i oryginalność pomysłu nieco ucierpiała, bo pojawili się źli panowie w BMW i wiadomo było jak się skończy.
13
Z błędami wytkniętymi błędami oczywiście sie zgadzam. I poprawie, je w tekscie zródłowym.
Lecz zastanawia mnie sprawa zakonczenia.
I Panów w BMW.
Starałem się by było zaskakujące. Na pewno nie mogę zrezygnować z samochodu, na pewno z broni i wypadku, bo to zakładałem od samego poczatku. Moze jakby ich inaczej ubrać i inny samochód jakiś, na przykład dostawczy wan. Sam nie wiem?
Czy to było by mniej schematyczne ?
Lecz zastanawia mnie sprawa zakonczenia.
I Panów w BMW.
Starałem się by było zaskakujące. Na pewno nie mogę zrezygnować z samochodu, na pewno z broni i wypadku, bo to zakładałem od samego poczatku. Moze jakby ich inaczej ubrać i inny samochód jakiś, na przykład dostawczy wan. Sam nie wiem?
Czy to było by mniej schematyczne ?