Latest post of the previous page:
Szkoda, bo dyskusja ciekawa.EOT, bo nudne to się robi.
Pomijając, że nie uściśliliście profilu napastnika, a to wydaje się dla niej kluczowe.
Pozdrowienia,
G.
Latest post of the previous page:
Szkoda, bo dyskusja ciekawa.EOT, bo nudne to się robi.
Całkiem nawet śmiertelnie interesująca dyskusjaGrimzon pisze:Efekt psychologiczny cięcia jest dość ciekawy i pomimo większej ilości krwi na początku rany są znacznie mniej śmiertelne niż rany kolne.
Na zlinkowanym przeze mnie filmie widać w pewnym momencie użycie składanego noża ( zamkniętego) jako kubotanu.Marcin Dolecki pisze:Ja jestem bardzo zadowolony z wojskowego scyzoryka Soldatenmesser 08, trudno jednak byłoby mi wyobrazić sobie sytuację, w której mógłbym kogoś zranić. Prędzej stuknąłbym nim napastnika w kolano
I to jest właśnie dokładnie to co mówię. Większość osób które trenowałem miały taki sam dylemat. Nawet jak dano im broń treningową a przeciwnik miał pełne ochraniacze.Marcin Dolecki pisze:Ja jestem bardzo zadowolony z wojskowego scyzoryka Soldatenmesser 08, trudno jednak byłoby mi wyobrazić sobie sytuację, w której mógłbym kogoś zranić. Prędzej stuknąłbym nim napastnika w kolano
Czy napastnik (w przypadku naszych teoretycznych dywagacji) uzbrojony w nóż wie jak się nim posługiwać, czy jest maksymalnie zdeterminowany itd.Profil napastnika? A co konkretnie masz na myśli?
Również proszę o przekonanie mnie (jeśli masz ochotę) że "paradoks Kano" nie ma racji bytu w tym aspekcie.Niestety co innego machanie znacznikami czy gumowymi nożami, a co innego realna walka.
Mylisz się.Z mojego punktu widzenia, jeśli chodzi o ulicę, ani żadna dyskusja... ani długoletni trening nie mają żadnego znaczenia.
Podkreślam, z mojego punktu widzenia. Być może z Twojego punku widzenia wygląda to zgoła odmiennie. Ja jednak widziałem i przeżyłem już niejedno, kopałem i byłem kopany. Dziś nie uświadczysz na ulicy honorowej walki, walki jeden na jeden. Dziś ulica nie wie co to jest honor, albo w spaczony sposób honor interpretuje. Dziś napastników przeważnie jest więcej, nie uprzedzają, że mają zamiar uderzyć. Każdy, kto ma jakiekolwiek pojęcie o samoobronie wie, jak nokautujący bywa cios w potylice.Mylisz się.
Nie musi umieć się nim posługiwać. Wystarczy, że go ma i jest w stanie uderzyć. A tak można opisać większość napastników z nożem/ ostrym narzędziem. Nawet jak jesteś superzawodowcem i zetrzesz się z leszczem, to możesz zostać "zahaczony". O ile gość zechce tylko walczyć. A jeśli "zahaczy " cię nożem...Godhand pisze:Czy napastnik (w przypadku naszych teoretycznych dywagacji) uzbrojony w nóż wie jak się nim posługiwać, czy jest maksymalnie zdeterminowany itd.
Wyższość jest oczywista: jest bardziej uniwersalny. I - przy pewnym treningu - niekoniecznie letalny. Np. wspomniana wyżej szkoła "Mako" opracowała system samoobrony, po tym jak jedna z kobiet została napadnięta w taksówce ( taksówkarz chciał ją zgwałcić) i niechcący rozcięła mu arterię ze skutkiem śmiertelnym. Założyciel szkoły pokazuje na jednym z filmów techniki nieletalne. A co do tego, że większość osób nie byłaby w stanie użyć noża adekwatnie do sytuacji to racja. Tylko, że dokładnie to samo dotyczy wszystkich innych środków samoobrony.Godhand pisze:Nóż, jako narzędzie samoobrony, wydaje mi się absolutnie irracjonalnym pomysłem (w rękach dziewięćdziesięciu procent społeczeństwa) i bardzo grzecznie proszę o wyjaśnienie mi jego przewagi - jako takiego narzędzia - nad pałką teleskopową lub chociażby (po kilkumiesięcznym treningu) kubotanem.
To zależy kogo uznać za "nożownika". Jeśli wysoko wytrenowanego człowieka, to masz rację. Jednak w pierdlu ( także polskim) uczą czasem podstaw. Znam takie osoby. Są filmiki w Internecie, sekcje "nożowe". Czasem wystarczy parę miesięcy, żeby załapać podstawy.Godhand pisze: Nie żyjemy w kraju gdzie wyszkoleni napastnicy atakują nożem z pełnymi konsekwencjami ataku. Nożownicy mają lepsze zajęcia niż chodzenie po ulicach i zaczepianie ludzi.
Tu nie chodzi o paradoks Kano, a pryncypia techniczne ( wyjaśniam pobieżnie, z oczywistych względów i nie obiecuję pogłębienia). Klasyczny sparring ( niezależnie czy ćwiczymy w ochraniaczach czy bez) zakłada pewne osiągniecia. Np. liczymy trafienie w daną część ciała jako punkt. Gdybyśmy sparrowali na noże w ten sposób, wygrywaliby ludzie którzy dotknęliby przeciwnika, bez strat własnych, albo z mniejszą stratą. To się nie sprawdza w praktyce. Walka na noże to nie szermierka, nie przyjmiesz ostrza na ostrze. Tu często pozycja jaką musisz przyjąć, żeby przeżyć jest "antysparringowa", bo ogranicza twoją mobilność czy szybkość, kosztem ochrony wrażliwych partii ciała ( np. przez mniej ruchliwą postawę, użycie wolnej ręki do zasłonięcia linii centralnej ciała itp.). Bo w realnej walce trzeba się liczyć z ranami. I ktoś, kto osłabi obronę kosztem mobilności/ szybkości ( co dawałoby mu większe szanse na sparringach), drogo za to zapłaci w realnej walce, o ile użyje nawyków sparringowych. A paradoks Kano to jeszcze insza inszość, ale o tym kiedy indziejGodhand pisze:Również proszę o przekonanie mnie (jeśli masz ochotę) że "paradoks Kano" nie ma racji bytu w tym aspekcie.
Nie wiem jak nokautujący bywa cios w potylicę, może się nie znam. Cios w potylicę tępym narzędziem znam z filmów, ale na to raczej kontry nie ma.Podkreślam, z mojego punktu widzenia. Być może z Twojego punku widzenia wygląda to zgoła odmiennie. Ja jednak widziałem i przeżyłem już niejedno, kopałem i byłem kopany. Dziś nie uświadczysz na ulicy honorowej walki, walki jeden na jeden. Dziś ulica nie wie co to jest honor, albo w spaczony sposób honor interpretuje. Dziś napastników przeważnie jest więcej, nie uprzedzają, że mają zamiar uderzyć. Każdy, kto ma jakiekolwiek pojęcie o samoobronie wie, jak nokautujący bywa cios w potylice.
Oczywiście. Nóż jest jedną z najniebezpieczniejszych broni - zgoda. Tylko to czy umie czy nie, będzie determinowało sposób ataku, a co ważniejsze, jeśli nie umie, to nie umie również skracać dystansu - a to jest kluczowe.Nie musi umieć się nim posługiwać. Wystarczy, że go ma i jest w stanie uderzyć. A tak można opisać większość napastników z nożem/ ostrym narzędziem. Nawet jak jesteś superzawodowcem i zetrzesz się z leszczem, to możesz zostać "zahaczony". O ile gość zechce tylko walczyć. A jeśli "zahaczy " cię nożem...
Nie jest. Zakłada konieczność skrócenia dystansu, a to kolejna umiejętność do opanowania w dodatku wymagająca doskonałej pracy nóg.Wyższość jest oczywista: jest bardziej uniwersalny. I - przy pewnym treningu - niekoniecznie letalny.
To wszystko racja.Tu nie chodzi o paradoks Kano, a pryncypia techniczne ( wyjaśniam pobieżnie, z oczywistych względów i nie obiecuję pogłębienia). Klasyczny sparring ( niezależnie czy ćwiczymy w ochraniaczach czy bez) zakłada pewne osiągniecia. Np. liczymy trafienie w daną część ciała jako punkt. Gdybyśmy sparrowali na noże w ten sposób, wygrywaliby ludzie którzy dotknęliby przeciwnika, bez strat własnych, albo z mniejszą stratą. To się nie sprawdza w praktyce. Walka na noże to nie szermierka, nie przyjmiesz ostrza na ostrze. Tu często pozycja jaką musisz przyjąć, żeby przeżyć jest "antysparringowa", bo ogranicza twoją mobilność czy szybkość, kosztem ochrony wrażliwych partii ciała ( np. przez mniej ruchliwą postawę, użycie wolnej ręki do zasłonięcia linii centralnej ciała itp.). Bo w realnej walce trzeba się liczyć z ranami.
Masz rację, takie nauki mają miejsce. Tylko że ciężko jest rozpoznawać zagrożenie bawiąc się, tańcząc w tłumie ludzi. Uniknąć też go ciężko, jeśli napastnik się uprze. No i jaki ma sens racjonalne zachowanie w stosunku do pijanego lub naćpanego?Jednak wieloletni trening w dobrej sekcji daje również wiedzę jak zagrożenie rozpoznawać, jak go unikać i jak w jego obliczu zachowywać się racjonalnie.
A to zwiększa Twoje szanse.
Nie, to zwykły odruch. Każdy uliczny bandzior jest w stanie to zrobić, rzecz jasna nie po mistrzowsku. Nie zawsze też trzeba skracać dystans: można się bronić przed napastnikiem nieuzbrojonym ( np. kobieta nie ma przecież szans w walce na pięści z facetemGodhand pisze:Nie jest. Zakłada konieczność skrócenia dystansu, a to kolejna umiejętność do opanowania w dodatku wymagająca doskonałej pracy nóg.
Nie masz racji. Na gruncie polskiego prawa podstawą oceny współmierności obrony do zagrożenia nie jest sam fakt użycia określonych przedmiotów czy metod obrony. Ocena zależy zawsze od analizy konkretnego zdarzenia, a decydują takie czynniki jak: stopień zagrożenia, wartość zagrożonych dóbr oraz dynamika zamachu i ogólny przebieg wydarzeń itp.Godhand pisze:Konsekwencje prawne - jeśli mam użyć noża do samoobrony, to musi być ze mną zawsze. Wytłumaczenie, że zupełnie przypadkowo miałem swój ER Shrapnel akurat dziś, kiedy mnie zaatakowano nie przejdzie, a noszenie noża na co dzień to w naszych realiach przyznanie się do bycia bandytą.
To kwestie dyskusyjne, pałką też można zatłuc na śmierć i też tu działa adrenalina.Godhand pisze:Nóż wywołuje dużo większe szkody w organizmie przeciwnika i dużo trudniej te szkody "kontrolować" , czyli w sytuacji zagrożenia, podbudowani adrenaliną możemy zrobić dużo więcej niż byśmy chcieli.
No trenuje się, tyle, że to nie klasyczny sparring, a raczej coś w rodzaju walk zadaniowych. A tego nie pokazuje się na filmach, bo to często techniki specyficzne dla danej szkoły.Godhand pisze: Więc trenuje się ważne odruchy, motorykę i co się da, w sposób taki żeby było w kluczowych kwestiach jak najbardziej zbliżone do "realu".
Inaczej się nie da, według prawa i zdrowego rozsądku.
Duszenia sprawdzają się doskonale.No i jaki ma sens racjonalne zachowanie w stosunku do pijanego lub naćpanego?
Ale łatwości, z jaką można zrobić krzywdę przeciwnikowi w starciu, dodajmy krzywdę niezamierzoną, nie porównasz. Przynajmniej moim zdaniem. Ergo - nóż jest dużo bardziej wymagający w "kontroli".To kwestie dyskusyjne, pałką też można zatłuc na śmierć i też tu działa adrenalina.
Zgoda, narzędzie samoobrony powinno być dobrane do możliwości danego człowieka. Jednemu pałka, albo gaz, innemu nóż.Godhand pisze:Ergo - nóż jest dużo bardziej wymagający w "kontroli".