Autorskie z bohaterem więzi i co z nich wynika

1
Jak wiadomo, fikcyjny bohater też człowiek. Albo potwór, zwierz.

Pogadajmy o relacji pisarza z jego podopiecznymi.

Większość z Was ma już doświadczenie - próbowaliście stworzyć wiarygodną (czyli żywą) postać. Daliście jej w łapki problem (ważny!) i miała sobie jakoś poradzić.

Lektura, wydaje mi się, nie będzie wciągająca, czy jaka tam jeszcze (dobra po prostu), jeśli kwestie w niej poruszane nie zajmują jakoś Autora, nie mają potencjału zmienić czytelnika albo piszącego. Użycza więc ten ostatni (?) kawałka swojej rzeczywistości, żeby bohater miał na czym rosnąć.

Czyniąc to, tworzy ze swoim chowańcem więź. Im lepszy proces kreacji - tym prawdziwszą.

I teraz problem główny:
Na ile (i czy) relacja autor - bohater jest rzeczywista?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba zahaczyć po drodze o inne: Jaki jest status postaci fikcyjnej?
Jedna osoba powie, że są one zupełnie rzeczywiste (pomijając fakt ich nieistnienia), bo wikłają się w relacje z Autorem (albo czytelnikami) tak samo silne, jak (realnie istniejący) człowiek z człowiekiem. W tym wypadku fikcja się urzeczywistnia.
Druga zaś powie, że ich fikcyjność pozostaje nienaruszona. To ze strony Autora (albo czytelnika) następuje zawieszenie niewiary. Tu z kolei rzeczywistość zostaje rozszerzona o fikcję.

Dla kontrastu i ułatwienia - "na chłopski rozum":
Postaci fikcyjne są, z definicji, fikcyjne. Czyli nie mają związku z rzeczywistością, są wyssane z palca. Autor wymyśla, autor zabija, autor ma gdzieś. Emocje, które bohaterowie wywołują są jakby "sztuczne", skoro wywołane przez nieprawdziwe byty.

Takie ujęcie sprawy wydaje mi się błędne, ale pozostaje dość popularne.

2
Erythrocebus pisze:Lektura, wydaje mi się, nie będzie wciągająca, czy jaka tam jeszcze (dobra po prostu), jeśli kwestie w niej poruszane nie zajmują jakoś Autora, nie mają potencjału zmienić czytelnika albo piszącego.
Zgadzam się. Uważam, że tekst jest po to, żeby działał w świecie.
Erythrocebus pisze:Czyniąc to, tworzy ze swoim chowańcem więź. Im lepszy proces kreacji - tym prawdziwszą.
Lepszy proces kreacji? Na jakiej zasadzie można podzielić procesy kreacji na lepsze i gorsze? Jak ocenić stopień "prawdziwości" więzi autora z bohaterem? Czy chodzi o więź emocjonalną? Jeśli tak, to uważam, że jest niekonieczna - można napisać dobry tekst z dystansu, operując postaciami jak figurkami na planszy. Można być, jako autor, zaangażowanym w opisywany problem czy historię, niekoniecznie w postać. Ba, nawet sam język może stanowić to, co najważniejsze dla autora, a fabuła i postacie mogą stanowić element mniej istotny.
Erythrocebus pisze: Emocje, które bohaterowie wywołują są jakby "sztuczne", skoro wywołane przez nieprawdziwe byty.

Tu przypomina mi się wypowiedź któregoś z autorytetów psychologii behawioralno-poznawczej (ale, niestety, zapomniałam, kto to był): Nasze emocje zawsze są prawdziwe, chociaż są wywoływane przez myśli i przekonania, które mogą być fałszywe. Czyli na przykład: fałszywe (albo tylko niesprawdzone) przekonanie "On mnie nie lubi" może wywołać u mnie prawdziwą emocję - smutek. Na tej samej zasadzie śmierć nieistniejącego (wyssanego z palca) Winnetou wywołuje prawdziwą rozpacz czytelnika. Tu zresztą warto wrócić do "Poetyki" Arystotelesa i przypomnieć sobie, po co wystawiano tragedie. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

3
Nasze emocje zawsze są prawdziwe, chociaż są wywoływane przez myśli i przekonania, które mogą być fałszywe.
Nie bardzo w ogóle chyba przystaje termin "sztuczne emocje". Tak jest ze wszystkim. Czasem fakt że coś jest wymyślone, nie oznacza od razu, że to nie istnieje:

Dziecko ogląda na filmie Disney'a jakąś ckliwą scenę, że matka Bambiego ginie - i co? Bachor ryczy. Jelonek Bambi oczywiście nie istniał nigdy (i jego matka takoż), ale łzy płyną jak najbardziej prawdziwe.

Za godzinę to samo dziecko wywali się mordą na piach - wstanie, otrzepie się, zorientuje się co nastąpiło, i zacznie ryczeć. Łzy prawdziwe tak samo jak piach, który dziecko zaorało własną buźką.
Lepszy proces kreacji? Na jakiej zasadzie można podzielić procesy kreacji na lepsze i gorsze? Jak ocenić stopień "prawdziwości" więzi autora z bohaterem?
Bo pytanie od razu daje nam jedno założenie - że skupiamy się tylko na postaciach które autor tworzy (i ich ewentualnych relacjach z otoczeniem). Tu już można rozpoczynać dywagacje - bo przecież to nie sam bohater dostarcza czytelnikowi pożywki emocjonalnej. Jeśli się z nim utożsami, zżyje, wtedy tak, ale dochodzi jeszcze fabuła, nawet niekoniecznie te jej elementy ściśle związane z bohaterem, nieświadome połączenia idą pewnie aż do settingu.

Ale chwilowo skupmy się na pytaniu o rzeczywistość relacji i na samych bohaterach.

Ja tu się jednej rzeczy bym bał - mianowicie:
Czyniąc to, tworzy ze swoim chowańcem więź. Im lepszy proces kreacji - tym prawdziwszą.
Tu jak sądzę grzebie się psa, definiując czy taka kreacja będzie na czytelnika działać, czy też nie. Niby już King (czy ktoś inny, nie dam sobie obciąć głowy) pisał, że dobre książki o bohaterach, złe o ich autorach, i takie tam. Bo takie autorskie alter ego na kartach książki to może co najwyżej emocje w samym autorze dzieła wywoływać. Jeśli autor czuje właśnie wielką więź z postacią, bo przelał tam siebie, to już można się trochę obawiać - chociaż nie mówię że to z założenia od razu gniot straszny i grafomania. Ale w tym wypadku relacja bohater - autor jest bardzo rzeczywista, bo ociera się wręcz o naszą rzeczywistość (to przecież taki autor, tylko że w przebraniu). Ociera się o rzeczywistość, ale czy tym samym wywołuje pożądane w czytelniku emocje? Już raczej nie bardzo.

Jednak jeśli autor lubi bohatera bo "fajnie mu wyszedł", to już ma tak szanse spojrzeć na niego i czytelnik, bo patrzy właśnie z perspektywy autora, nieco z boku: o, taki człowiek mógłby istnieć, tak myśleć, tak postępować (a nie: o, ja tak robię, tak postępuję, patrz czytelniku w moją duszę - od tego nie książki, od tego blogi i facebooki).
One day nearer to dying...

4
Moim zdaniem fikcja urzeczywistnia się. Najlepiej zobrazuje to pewnym przykładem. Otóż cytaty niektórych zmyślonych postaci utkwiły mi mocno w pamięci i fakt, że są tylko wymysłem wcale nie umniejsza wartości ich słów. Tak samo jest w filmach. Co więcej, docierają one do większej liczby odbiorców. Tworzenie ich jest więc w pewnym sensie magią, biorąc pod uwagę wpływ, który mogą mieć na innych. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że postacie fikcyjne są bardziej żywe od większości ludzi ;p
"Laugh and the world laughs with you, weep and you weep alone." Ella Wheeler Wilcox

5
Thana pisze:Czy chodzi o więź emocjonalną? [...]można napisać dobry tekst z dystansu, operując postaciami jak figurkami na planszy.
Myślę, że pomijając rozumiany wprost jako patologiczny syndrom Pigmaliona, czyli obsesję na punkcie Galatei (choć bogowie się nad nieszczęśnikiem ulitowali), chodzi relacje swoiście humanistyczne po stronie demiurga - niezależnie od miejsca, jakie mu wyznacza z dziele i jakie procesy i cele tenże stwórca zakłada.
To ładne:
Erythrocebus pisze:Jedna osoba powie, że są one zupełnie rzeczywiste (pomijając fakt ich nieistnienia), bo wikłają się w relacje z Autorem (albo czytelnikami) tak samo silne, jak (realnie istniejący) człowiek z człowiekiem. W tym wypadku fikcja się urzeczywistnia.
Druga zaś powie, że ich fikcyjność pozostaje nienaruszona. To ze strony Autora (albo czytelnika) następuje zawieszenie niewiary. Tu z kolei rzeczywistość zostaje rozszerzona o fikcję.
jak w Biblii - na początku było słowo (że przywołam drugie źródło kodów) i stwórca pokochał bohaterów swojego snu - fikcja się urzeczywistnia i rzeczywistość zostaje rozszerzona o fikcję. :D
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

6
Włączę się, ale nie mam czasu, więc na razie krótko i w ramach otwarcia
1. Czy bajka o Bambim jest niebytem? Jak coś czego w ogóle nie ma, może wywoływać jakiś skutek (np. płacz dziecka)? Jeśli jest niebytem, to dlaczego posiada swój aspekt materialny (tworzywo, nośnik, wyświetlacz, scenariusz napisany takim, a nie innym krojem czcionki).
2. Czy człowiek jest zdolny do kreacji z niczego? Czy można to definitywnie rozstrzygnąć?
3. Jak rozumieć prawdę? Czy jedno dzieło może być pod pewnym względem prawdziwe, a pod innym nie? Jeśli w świecie fikcyjnym zawarto wiarygodne relacje czy konstrukcje psychiczne, to dzięki czemu? Dzięki samoświadomości i obserwacjom autora. Te drugie (obserwacje) są przefiltrowywane przez wnętrze pisarza. On może je mniej lub bardziej "deformować", bo nie ma neutralnego podejścia do charakteru bliźnich. To znaczy, nie pozostaję obojętny, nawet jeśli bym chciał, by dany bohater służył jedynie za tło. Przydałem mu jakieś cechy (np. lenistwo), a skoro mam taki a taki pogląd na lenistwo w kontekście.. Wniosek wyciągnijcie sami. Wyłączam się na jakiś czas. :)

7
Humanozerca pisze:na razie krótko i w ramach otwarcia
i tak na razie będzie burza mózgów, bo temat świetny.
Mnie się podoba Twój wątek nr 2
:D
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

8
Świetny temat.
Można to ładnie odwrócić, gdy autor, dzięki swojej twórczości (i autokreacji), świadomie zmienia odbiór własnego życia, w pewien sposób fałszuje/zaklina rzeczywistość. Wbija biednym czytaczom do głowy, że jego prywatne życie jest przedłużeniem życia postaci literackiej. W ten sposób kreuje nie tylko wymyślonego bohatera, ale również siebie.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

9
Pisząc autobiografię (niekoniecznie w nawiązaniu do bohaterów z książek), można sporo zafałszować, posługiwać się tak zwaną "retoryką szczerości".
\

10
Erythrocebus pisze:Na ile (i czy) relacja autor - bohater jest rzeczywista?
Oczywiście, że jest. Sam fakt, że postać została wymyślona, czyni ją rzeczywistą.

Weźmy przykład pierwszy z brzegu: Harry Potter. W czystej teorii postać nie istniała i nigdy istnieć nie będzie. W praktyce: tysiące fanów, wszędobylskie gadżety, gry, filmy. Rzeczywistość. Postać istnieje. W umysłach, ale istnieje.

Tak sobie myślę, że nasze głowy to są jednak potężne urządzenia ;)
"Siri was almost sixteen. I was nineteen. But Siri knew the slow pace of books and the cadences of theater under the stars. I knew only the stars." Dan Simmons

11
Powrócę do mitów (bezpieczniej niż z Biblią)

w micie występuje swoiste zjawisko graniczne - bohater jest tyleż konstrukcyjną ideą poznawczą, co realną postacią. Zbiorowość autorstwa wyklucza aberracje autokreacji rozumianej- jak Pilif - w optyce "biednego czytacza" i "perfidnego autora".
W micie jest ten rodzaj więzi, która wynika ze zbiorowej świadomości - Ja-Każdy. Ta świadomość jest drogą poznania indywidualnego (siebie w innych).
Pisarz niejako konstruuje tę więź w drugą stronę- wychodząc z siebie.
Dlatego na przykład - kobieta-pisarz stworzy wiarygodniej kobietę (bo inaczej poznawczo? inne więzi?), a mężczyzna mężczyznę.

[ Dodano: Wto 17 Gru, 2013 ]
aha - ten problem "kobieta-pisarz stworzy wiarygodniej kobietę (bo inaczej poznawczo? inne więzi?), a mężczyzna mężczyznę" zahaczył od jakość pisarstwa i nieszczęsne klisze - ego - puste Ja (nieobecne) w komunikacji z własną fikcją daje... gniota :(

[ Dodano: Wto 17 Gru, 2013 ]
*ego --> ma być ergo :)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

12
Można postawić sobie też pytanie - na ile postaci rzeczywiste są prawdziwe?
Humanozerca pisze:Pisząc autobiografię (niekoniecznie w nawiązaniu do bohaterów z książek), można sporo zafałszować
Czasami są równie fikcyjne, co te wymyślone. Weźmy wszystkie te reality show, w których płaci się za opowiedzenie nierzadko przejaskrawionych historii, za udawanie emocji. te z książek istnieją, tylko nie dostały nośnika w postaci ciała.

13
Sam fakt dyskusji o postaciach literackich dowodzi, że w pewien sposób one istnieją, przecież rozmawia się zawsze o czymś :)

W Podróżach Pana Kleksa tytułowy bohater znalazł się m.in. w Nibycji, krainie zamieszkałej przez postaci z bajek, które nie zostały jeszcze wymyślone :) Bardzo ciekawa koncepcja :)
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

14
Humanozerca pisze: 2. Czy człowiek jest zdolny do kreacji z niczego? Czy można to definitywnie rozstrzygnąć?
Z tego warto zrobić osobny temat, bo rzeczywiście ciekawe.
Kojarzy mi się koncepcja wtór-stwarzania - człowiek ma moc tworzenia w swym umyśle "bytów" na wzór tego, jak sam został stworzony. O, "subkreacja" brzmi lepiej :D (oczywiście chodzi mi o zagadnienie filozoficzne, a nie żebro zamieniające się w kobietę).

A co do realności owych bytów - ja na przykład muszę na to bardzo uważać, bo lubię czerpać z zasobów historii. Pan Iks z opowiadania ma więc szkielet autentycznego Iksa z inskrypcji - ale w żadnym wypadku nim nie jest. Gdybym zaczęła sądzić inaczej, cóż, mogłabym się pożegnać z uczelnią ;) I też mam rozterki. Czy mi wolno? Czy to kłamstwa? I gdzie jest granica?

15
Marcin Dolecki pisze:Sam fakt dyskusji o postaciach literackich dowodzi, że w pewien sposób one istnieją, przecież rozmawia się zawsze o czymś
Przyznawać się, kto jeszcze czekał na list z Hogwartu ;-)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”

cron