Chciałbym opisać to wszystko, co się działo. Ale to nie takie proste. Gdy powiem, że zwariowałem i śniłem o nieznajomej co noc, że zamalowałem okna czarną farbą, rzuciłem pracę i dziewczynę, by spać, powiecie, że jestem cholernym wariatem. A ja kochałem. Nie ważne, że kochałem kobietę, której nie znałem. Bywa i tak, choć nigdy w to nie wierzyłem. Byłem mistrzem, a ona moją Małgorzatą, dzięki niej tworzyłem. O ile „tworzyłem” to dobre słowo, na te usilne starania napisania czegokolwiek. Wracając jednak do początku. Chciałbym to opisać, ale było tego naprawdę dużo, powiem więc w skrócie. Przez prawie rok śledziłem tą kobietę, w innym celu nie wychodząc z domu, śniłem o niej, aż pewnego dnia miałem tego dość. Kupiłem tabletki nasenne, gotów spać już zawsze. Zadziałały jednak trochę inaczej. Nie wiedząc jak znalazłem się na ulicy, na trasie samochodu osobowego kombi, koloru fioletowego, z wgnieceniem na prawym boku, prowadzonego przez starszą kobietę w wielkich okularach, siwych włosach i sztucznej szczęce. Starsza pani potrąciła mnie z bezpieczną prędkością pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Przeżyłem, mówił lekarz, po tym jak poskładał mi chyba wszystkie kości. Przeżyłem, mówił kuzyn Adam do swojej jasnowłosej dziewczyny Kasi. Przeżyłem, mówiła moja matka pewnej dziewczynie, która kiedyś była moja. Nikt jednak nie powiedział mojej ukochanej, że żyję.
Wtedy coś się zmieniło. Śniłem bez przerwy. Cały czas była ona, ale tym razem była bliżej mnie. Uśmiechnięta, wesoła, z rozmazaną szminką i kosmykiem włosów opadłym na oko.
Leżałem bez ducha długo, bardzo długo. Ale w końcu wszystko co dobre się kończy. Tak i moja Ogygia, moja Arkadia i raj się rozpadły, rozmyły i odsłoniły pożółkłą, uśmiechniętą i pomarszczoną twarz pewnego lekarza, któremu udało się dokonać cudu, mówiła matka swojej starszej o dwa lata siostrze.
A ja chodziłem o kulach. Nie mogłem spacerować za moją ukochaną. Nie mogłem jej widywać. Więc spałem, spałem całe dnie, całe noce. Nie budziłem się prawie wcale. Ale to było za mało. Ciągle milczała, choć stała obok, uśmiechnięta – milczała. Chciałem usłyszeć głos. Głos, który dałby mi życie i światło. Podjąłem pewną decyzję.
Mówili, że to wina złej pogody, że padał deszcz, było ślisko, słaba widoczność i tak dalej. Bo w końcu nie można tak po prostu potrącić garbatego kaleki, ledwo człapiącego, podpierając się kulami. Można potrącić taką pokrakę, jeśli ta pokraka rzuci się pod koła w środku nocy, w miejscu, z którego nie widać co jest za zakrętem.
Mimo wszystko mam szczęście. Młoda dziewczyna, która dopiero zdała, jechała z bezpieczną prędkością i mnie nie zabiła. Pamiętam jej wystające zęby, wielkie brązowe oczy i szary golf, z czerwoną plamą na ramieniu. Znów szpital, znów pan doktor, znów spojrzenia pełne litości. Nienawidzę litości. Mówili, że tym razem już tego poskładać się nie da, że nie można tak po prostu mnie wybudzić, bo popękane kręgi popsuły jakieś nerwy. Różne takie profesjonalne pierdoły, których pamiętać, i o których wiedzieć nie chcę nic. Bo niczym jest dla mnie życie, bez niej. Przed tym całym zamieszaniem napisałem do niej list. Przyszła, niepewna i zdenerwowana. Wiedziała, że już drugi raz śnię o niej tak długo. Napisałem wszystko. W liście do niej przytoczyłem to, o czym chciałbym opowiedzieć. Teraz nie czas na to.
Teraz wracam do niej, w moim, naszym śnie. Czeka na mnie, woła mnie pięknym głosem. Idziemy na spacer.
Tylko proszę, powiedzcie im, jeśli zdążycie, powiedzcie mojej matce, kuzynowi Adamowi i powiedzcie też Jej, żeby mnie nie odłączali. Nie mogą mnie odłączyć teraz, kiedy jestem szczęśliwy. Nie mogą. Zróbcie to dla mnie i przekażcie im. Przekażcie, że wariat jest tu szczęśliwy i nie chce stąd odchodzić.
Nie wierzcie tylko opowieściom. Bo opowiadają, że oszalałem i targnąłem się na swoje życie.
A ja tylko chciałem z nią być.
Zawsze.
2
nie nie nie
Nie chce mi się pisać o błędach stylistyczno-logiczno-składniowo-gramatycznych.
Tekst jest strasznie chaotyczny, w ogóle brak tu jakiejś formy, porządku i konsekwencji w pisaniu. Mam wrażenie, że to taki grafomański popis gimnazjalisty, który ucieszony tym, że dostał 5 z polskiego postanowił wziąć się za pisanie.
Zakładając, że ten tekst to krótkie studium beznadziejnej miłości, powinieneś bardziej skupić się na przeżyciach wewnętrznych bohatera. Nie wytworzyłeś żadnego klimatu, nostalgicznego, straceńczego, cokolwiek.
Spójrzmy na opisy:
-Samochód osobowy kombi z wgnieceniem na boku blelbbalbala prowadzony przez starszą kobietę o siwych włosach i sztucznej szczęce
-Wystające zęby, wielkie brązowe oczy i szary golf, z czerwoną plamą na ramieniu
Korzystałeś z jakiegoś "internetowego generatora opisów takich jak w książkach" ? Te opisy nie dość, że są beznadziejne to niczemu nie służą.
Jakieś takie dziwne zdania masz np. Leżałem bez ducha długo, bardzo długo. Ale w końcu wszystko co dobre się kończy. Ja wiem, że wcześniej on leżał i śnił o tej ukochanej, ale to zdanie że wszystko co dobre, odnosi się do tego, że leżał bez ducha długo, co jest logicznie bez sensu. Chyba, że to taka ironia, ale nie posądzam Cię o nią, a nawet jeśli, to jest beznadziejna. Sorki
Generalnie trochę mi głupio, pastwić się nad tym tekstem, bo zasada, że tekst broni się sam, działa też w drugą stronę. Spróbuj sobie rozpisać historię zanim ją opiszesz, od A do Z. Każde zdanie powinno być w tekście po coś, inaczej to grafomaństwo.
uwaga pozytyw:
Przeżyłem, mówił lekarz, po tym jak poskładał mi chyba wszystkie kości. Przeżyłem, mówił kuzyn Adam do swojej jasnowłosej dziewczyny Kasi. Przeżyłem, mówiła moja matka pewnej dziewczynie, która kiedyś była moja.
Takie nawet to miłe, lakoniczne i zgrabne. Choć i tu nie obyło się bez wtopy. Pomyśl jakiej.
EDIT Er:
Może Cię to zdziwi, ale po drugiej stronie monitora też siedzi człowiek.
Proszę skończyć z takimi gadkami! Jeśli chcesz weryfikować, rób to kulturalnie.
Nie chce mi się pisać o błędach stylistyczno-logiczno-składniowo-gramatycznych.
Tekst jest strasznie chaotyczny, w ogóle brak tu jakiejś formy, porządku i konsekwencji w pisaniu. Mam wrażenie, że to taki grafomański popis gimnazjalisty, który ucieszony tym, że dostał 5 z polskiego postanowił wziąć się za pisanie.
Zakładając, że ten tekst to krótkie studium beznadziejnej miłości, powinieneś bardziej skupić się na przeżyciach wewnętrznych bohatera. Nie wytworzyłeś żadnego klimatu, nostalgicznego, straceńczego, cokolwiek.
Spójrzmy na opisy:
-Samochód osobowy kombi z wgnieceniem na boku blelbbalbala prowadzony przez starszą kobietę o siwych włosach i sztucznej szczęce
-Wystające zęby, wielkie brązowe oczy i szary golf, z czerwoną plamą na ramieniu
Korzystałeś z jakiegoś "internetowego generatora opisów takich jak w książkach" ? Te opisy nie dość, że są beznadziejne to niczemu nie służą.
Jakieś takie dziwne zdania masz np. Leżałem bez ducha długo, bardzo długo. Ale w końcu wszystko co dobre się kończy. Ja wiem, że wcześniej on leżał i śnił o tej ukochanej, ale to zdanie że wszystko co dobre, odnosi się do tego, że leżał bez ducha długo, co jest logicznie bez sensu. Chyba, że to taka ironia, ale nie posądzam Cię o nią, a nawet jeśli, to jest beznadziejna. Sorki

Generalnie trochę mi głupio, pastwić się nad tym tekstem, bo zasada, że tekst broni się sam, działa też w drugą stronę. Spróbuj sobie rozpisać historię zanim ją opiszesz, od A do Z. Każde zdanie powinno być w tekście po coś, inaczej to grafomaństwo.
uwaga pozytyw:
Przeżyłem, mówił lekarz, po tym jak poskładał mi chyba wszystkie kości. Przeżyłem, mówił kuzyn Adam do swojej jasnowłosej dziewczyny Kasi. Przeżyłem, mówiła moja matka pewnej dziewczynie, która kiedyś była moja.
Takie nawet to miłe, lakoniczne i zgrabne. Choć i tu nie obyło się bez wtopy. Pomyśl jakiej.
EDIT Er:
fckyeah pisze:nie nie nie
Nie chce mi się pisać o błędach stylistyczno-logiczno-składniowo-gramatycznych.
Tekst jest strasznie chaotyczny, w ogóle brak tu jakiejś formy, porządku i konsekwencji w pisaniu. Mam wrażenie, że to taki grafomański popis gimnazjalisty, który ucieszony tym, że dostał 5 z polskiego postanowił wziąć się za pisanie.
fckyeah pisze: Korzystałeś z jakiegoś "internetowego generatora opisów takich jak w książkach" ? Te opisy nie dość, że są beznadziejne to niczemu nie służą.
fckyeah pisze:Chyba, że to taka ironia, ale nie posądzam Cię o nią, a nawet jeśli, to jest beznadziejna. Sorki
fckyeah pisze: Generalnie trochę mi głupio, pastwić się nad tym tekstem, bo zasada, że tekst broni się sam, działa też w drugą stronę.
Taki styl weryfikacji jest niedopuszczalny! Jesteś ironiczny, chamski i cwaniakujesz. Chcesz zgnoić, a nie pomóc. Pokazać, jaki jesteś fajny, ale kosztem Autora.fckyeah pisze:Choć i tu nie obyło się bez wtopy. Pomyśl jakiej.
Może Cię to zdziwi, ale po drugiej stronie monitora też siedzi człowiek.
Proszę skończyć z takimi gadkami! Jeśli chcesz weryfikować, rób to kulturalnie.
Ostatnio zmieniony pn 16 gru 2013, 23:30 przez Winiarek, łącznie zmieniany 1 raz.
3
iiiitam... fckyeah, a przeczytaj to tak:
[...]
Szli, aż doszli tam, gdzie w mrzonce zagęstwionej i niczyjej
Cień dziewczyny jaśniał oczu w dal rozbłystką,
A jej usta i piersi i ramiona i sny jej
Były takie, żeby właśnie kochać wszystko...
Rzęsy miała dosyć złote, by rozwidnić blaskiem rzęs tych
Dno zmyślonych jezior, gdzie mży śmierć zmyślona -
Warkocz łatwo się płoszył, więc skrzydłami fal gęstych
Wciąż uciekał i powracał na ramiona.
Bóg w nią spojrzał, kiedy właśnie wynurzona z mgieł spowicia
Urojone oczy w modre nic rozwarła.
"Kto ją stworzył?" - zapytał. "Nikt, bo przyszła bez życia
I bez śmierci, więc nie żyła i nie zmarła...
Próżno szukam w jej warkoczu źdźbeł istnienia, snu okruszyn,
Próżno chcę ugłaskać pozłocisty kędzierz!
Tak mnie wzrusza ten niebyt, cudny niebyt dziewuszyn!...
Bądź miłościw niebytowi... Wiem, że będziesz...
Wyłoniłem z mroku ogród, oderwany od przyczyny,
Rozkwieciłem próżnię, namnożyłem ścieżek -
I już wszystko rozumiem, prócz tej jednej dziewczyny,
Prócz tej jednej, którą kocham!" Bóg nic nie rzekł.
"Znam usilność rzeczy sennych i znużenie rzeczy martwych.
Ogród mój chwilami wolałby - bezlistnieć...
Boże, nie skąp w obłokach błogosławieństw i kar Twych
Tym, co wiedzą, że ich nie ma - a chcą istnieć!
W Twych przestworach coś się stało... Mgła o cud się dopomina...
Z tamtej strony świata modlą się zawieje.
I w tych strasznych bezczasach taka nagła dziewczyna
Tak niebacznie poza życiem - cieleśnieje!
Zbliż się do niej, ciemny jarze! Zbliż się do niej, modra strugo !
Czemuż pies mój wyje na jej czar cichutki?
Może zimne jej usta są ostatnią posługą
Dla tych właśnie, którzy wierzą tylko w smutki.
Znam niedolę wniebowstąpień! Znam wskrzeszonych ust niedolę!
I płacz wśród zieleni... I zgon sierociński...
I to wszystko mnie boli!... Ja - sam siebie tak bolę!" -
Wołał w bezmiar i ku Bogu pan Błyszczyński.
Ale Boga już nie było... Pustka padła wzdłuż na kwiaty.
Widma drzew szeptały: "Zmiłuj się nad nami!" -
Błogosławiąc snom wszelkim, leciał w dalsze wszechświaty
Powietrzami, wstrząsanymi powietrzami.
Pewno widać było z nieba, że świat mija i przeminie,
I że snom przyświeca - woda na kamieniu...
Pan Błyszczyński zaszeptał w usta niemej dziewczynie
"Błędny cieniu., marny cieniu, cudny cieniu!
Zabłękitnij - odbłękitnij... I mów wszystko i nie domów!...
Czy tu jest ów wszechświat, gdzieś zgubiła siebie?
Może ci się należy wpośród innych ogromów
Inna zieleń - inna nicość - w innym niebie.
Nie zaczęłaś dotąd istnieć w żadnym półśnie, w żadnym grobie,
Dotąd stóp twych śladu nie stwierdziły kwiaty -
Podczas twego niebytu zakochałem się w tobie,
Naraziłem mroczne ciało na zaświaty!
Czy mam z tobą iść w głąb żalu, czy w tę inną głąb doliny,
Nim świat zginie śmiercią, niebem malowaną?...
I jak dążyć do ciebie - do niebyłej dziewczyny -
Ty - mgło moja, usta drogie, złota piano!...
Oto resztki mych przeznaczeń: noc niedobra i dzień sępny -
Oto - popłoch czarów, gdy je miłość zrani!
Od nicości do ust twych - ledwo jeden krok wstępny,
Od otchłani poprzez dreszcze - do otchłani!
Śni się liściom - nieskończoność. śni się wiosłom - dno i łódka.
Odtrącone zorze raz na zawsze bledną...
Czy śmierć w nic nas rozśmieje, czy nas z nowych łez utka -
Wszystko jedno, tchu ostatni, wszystko jedno!
Noc zabije nas nie mieczem, lecz jaśminem i konwalią -
I zaciszem mogił - i oddechem sadu!
Prędzej pochwyć treść nocy i ucałuj i spal ją,
Żeby po niej nie zostało ani śladu!
Wszystkim widmom chce się zginąć takim nagłym wielozgonem,
Żeby brak ich we śnie - był dla jawy ulgą.
A mój upiór śpi w jarze - na wybrzeżu zielonem,
Gdy go znajdziesz, pusty cieniu - zbudź i tul go!
Tam - wysoko i najwyżej - między niebem a nadrzewiem
Włóczy się srebrnawo - cisza i znikomość.
Tak o tobie nic nie wiem, tak cudownie nic nie wiem,
Że miłością jest ta moja - niewiadomość!"
Umilkł nagle pan Błyszczyński i popatrzył w dal niecałą,
Świateł i przeznaczeń było coraz więcej.
A on kochał ją w usta, kochał w stopy, w pierś białą -
I minęło różnych czasów sto tysięcy!
Ramionami ją ogarniał, a ustami doogarniał,
Oczom z gwiazd przyrzucał patrzącego złota,
Lecz cień w jego objęciach wciąż samotniał i marniał
I nie wiedział, że to - miłość i pieszczota.
Noc z roziskrzeń, wróżb i mgławic promienisty splotła batog,
Żeby nim biczować nie dość chętne groby,
A w księżycu się jarzył wykres cieśnin i zatok,
Gdzie nic nie ma, prócz oddali i żałoby.
Mrok zaskomlał w pustym dębie, zagwizdała nicość w klonie,
I rozbłysła w księżyc - śmierć i pajęczyna...
Pan Błyszczyński zrozumiał i załamał swe dłonie
I pomyślał: "W nic rozwieje się dziewczyna!" -
W nic rozwiała się dziewczyna i jej czar, poczęty w niebie,
I pierś, zakończona różową soczystką.
I rozpadło się ciało na żal straszny do siebie
I niewiedzę o tym żalu !... I to - wszystko...
Nie umarła, lecz umarło jej odbicie w jezior wodzie.
Już się kończył zaświat... Ustał cud dziewczyński...
O, wieczności, wieczności, i ty byłaś w ogrodzie!
I był blady, bardzo blady pan Błyszczyński.
Pan Błyszczyński B. Leśmian
Leśmian to jeszcze nie jest wprawdzie, ale... i w tej miniaturze coś "zielenieje na wymroczu"
[...]
Szli, aż doszli tam, gdzie w mrzonce zagęstwionej i niczyjej
Cień dziewczyny jaśniał oczu w dal rozbłystką,
A jej usta i piersi i ramiona i sny jej
Były takie, żeby właśnie kochać wszystko...
Rzęsy miała dosyć złote, by rozwidnić blaskiem rzęs tych
Dno zmyślonych jezior, gdzie mży śmierć zmyślona -
Warkocz łatwo się płoszył, więc skrzydłami fal gęstych
Wciąż uciekał i powracał na ramiona.
Bóg w nią spojrzał, kiedy właśnie wynurzona z mgieł spowicia
Urojone oczy w modre nic rozwarła.
"Kto ją stworzył?" - zapytał. "Nikt, bo przyszła bez życia
I bez śmierci, więc nie żyła i nie zmarła...
Próżno szukam w jej warkoczu źdźbeł istnienia, snu okruszyn,
Próżno chcę ugłaskać pozłocisty kędzierz!
Tak mnie wzrusza ten niebyt, cudny niebyt dziewuszyn!...
Bądź miłościw niebytowi... Wiem, że będziesz...
Wyłoniłem z mroku ogród, oderwany od przyczyny,
Rozkwieciłem próżnię, namnożyłem ścieżek -
I już wszystko rozumiem, prócz tej jednej dziewczyny,
Prócz tej jednej, którą kocham!" Bóg nic nie rzekł.
"Znam usilność rzeczy sennych i znużenie rzeczy martwych.
Ogród mój chwilami wolałby - bezlistnieć...
Boże, nie skąp w obłokach błogosławieństw i kar Twych
Tym, co wiedzą, że ich nie ma - a chcą istnieć!
W Twych przestworach coś się stało... Mgła o cud się dopomina...
Z tamtej strony świata modlą się zawieje.
I w tych strasznych bezczasach taka nagła dziewczyna
Tak niebacznie poza życiem - cieleśnieje!
Zbliż się do niej, ciemny jarze! Zbliż się do niej, modra strugo !
Czemuż pies mój wyje na jej czar cichutki?
Może zimne jej usta są ostatnią posługą
Dla tych właśnie, którzy wierzą tylko w smutki.
Znam niedolę wniebowstąpień! Znam wskrzeszonych ust niedolę!
I płacz wśród zieleni... I zgon sierociński...
I to wszystko mnie boli!... Ja - sam siebie tak bolę!" -
Wołał w bezmiar i ku Bogu pan Błyszczyński.
Ale Boga już nie było... Pustka padła wzdłuż na kwiaty.
Widma drzew szeptały: "Zmiłuj się nad nami!" -
Błogosławiąc snom wszelkim, leciał w dalsze wszechświaty
Powietrzami, wstrząsanymi powietrzami.
Pewno widać było z nieba, że świat mija i przeminie,
I że snom przyświeca - woda na kamieniu...
Pan Błyszczyński zaszeptał w usta niemej dziewczynie
"Błędny cieniu., marny cieniu, cudny cieniu!
Zabłękitnij - odbłękitnij... I mów wszystko i nie domów!...
Czy tu jest ów wszechświat, gdzieś zgubiła siebie?
Może ci się należy wpośród innych ogromów
Inna zieleń - inna nicość - w innym niebie.
Nie zaczęłaś dotąd istnieć w żadnym półśnie, w żadnym grobie,
Dotąd stóp twych śladu nie stwierdziły kwiaty -
Podczas twego niebytu zakochałem się w tobie,
Naraziłem mroczne ciało na zaświaty!
Czy mam z tobą iść w głąb żalu, czy w tę inną głąb doliny,
Nim świat zginie śmiercią, niebem malowaną?...
I jak dążyć do ciebie - do niebyłej dziewczyny -
Ty - mgło moja, usta drogie, złota piano!...
Oto resztki mych przeznaczeń: noc niedobra i dzień sępny -
Oto - popłoch czarów, gdy je miłość zrani!
Od nicości do ust twych - ledwo jeden krok wstępny,
Od otchłani poprzez dreszcze - do otchłani!
Śni się liściom - nieskończoność. śni się wiosłom - dno i łódka.
Odtrącone zorze raz na zawsze bledną...
Czy śmierć w nic nas rozśmieje, czy nas z nowych łez utka -
Wszystko jedno, tchu ostatni, wszystko jedno!
Noc zabije nas nie mieczem, lecz jaśminem i konwalią -
I zaciszem mogił - i oddechem sadu!
Prędzej pochwyć treść nocy i ucałuj i spal ją,
Żeby po niej nie zostało ani śladu!
Wszystkim widmom chce się zginąć takim nagłym wielozgonem,
Żeby brak ich we śnie - był dla jawy ulgą.
A mój upiór śpi w jarze - na wybrzeżu zielonem,
Gdy go znajdziesz, pusty cieniu - zbudź i tul go!
Tam - wysoko i najwyżej - między niebem a nadrzewiem
Włóczy się srebrnawo - cisza i znikomość.
Tak o tobie nic nie wiem, tak cudownie nic nie wiem,
Że miłością jest ta moja - niewiadomość!"
Umilkł nagle pan Błyszczyński i popatrzył w dal niecałą,
Świateł i przeznaczeń było coraz więcej.
A on kochał ją w usta, kochał w stopy, w pierś białą -
I minęło różnych czasów sto tysięcy!
Ramionami ją ogarniał, a ustami doogarniał,
Oczom z gwiazd przyrzucał patrzącego złota,
Lecz cień w jego objęciach wciąż samotniał i marniał
I nie wiedział, że to - miłość i pieszczota.
Noc z roziskrzeń, wróżb i mgławic promienisty splotła batog,
Żeby nim biczować nie dość chętne groby,
A w księżycu się jarzył wykres cieśnin i zatok,
Gdzie nic nie ma, prócz oddali i żałoby.
Mrok zaskomlał w pustym dębie, zagwizdała nicość w klonie,
I rozbłysła w księżyc - śmierć i pajęczyna...
Pan Błyszczyński zrozumiał i załamał swe dłonie
I pomyślał: "W nic rozwieje się dziewczyna!" -
W nic rozwiała się dziewczyna i jej czar, poczęty w niebie,
I pierś, zakończona różową soczystką.
I rozpadło się ciało na żal straszny do siebie
I niewiedzę o tym żalu !... I to - wszystko...
Nie umarła, lecz umarło jej odbicie w jezior wodzie.
Już się kończył zaświat... Ustał cud dziewczyński...
O, wieczności, wieczności, i ty byłaś w ogrodzie!
I był blady, bardzo blady pan Błyszczyński.
Pan Błyszczyński B. Leśmian
Leśmian to jeszcze nie jest wprawdzie, ale... i w tej miniaturze coś "zielenieje na wymroczu"
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
6
Nie no proszę Cię, pan Leśmian chyba się w grobie przewraca za każdym razem jak go pod tym tworem cytujemy, a ja czuje się jak w ukrytej kamerze, gdy muszę dyskutować o koncepcie tego tekstu.
Nie zrozum(cie) mnie źle, nie przyszedłem tu pastwić się nad bezbronnym dzieckiem, tak tylko chciałem zarysować jakąś konstruktywną opinię z punktu widzenia czytelnika, która w założeniu ma pomóc, nie zabić
)).
Serio, to o śnie jest?
Leśmiana przeczytam, ale na papierze, od wczytywania się w to na monitorze dostałbym chyba prędzej raka oczu.
Edit Er:
Jeszcze dorzuciłeś protekcjonalność.
Poleci ostrzeżenie zaraz.
[ Dodano: Pon 16 Gru, 2013 ]
ojej, dopiero zauważyłem, że zwrócono mi uwagę.
Kajam się, postaram się wyzbyć niepotrzebnych złośliwości w przyszłości.
[ Dodano: Pon 16 Gru, 2013 ]
i znowu nie odświeżyłem w porę. Nie chciałem być protekcjonalny, to co pisałem przed chwilą było przed tym jak przeczytałem ostrzeżenie. Serio, przepraszam za falstart.
Edit Er: Ok. Jak to powiedział Bogumił Niechcic: Ja zapomnę, ale Ty pamiętaj.
Nie zrozum(cie) mnie źle, nie przyszedłem tu pastwić się nad bezbronnym dzieckiem, tak tylko chciałem zarysować jakąś konstruktywną opinię z punktu widzenia czytelnika, która w założeniu ma pomóc, nie zabić

Serio, to o śnie jest?

Leśmiana przeczytam, ale na papierze, od wczytywania się w to na monitorze dostałbym chyba prędzej raka oczu.
Edit Er:
Ta. Masz nas za idiotów?Nie zrozum(cie) mnie źle, nie przyszedłem tu pastwić się nad bezbronnym dzieckiem, tak tylko chciałem zarysować jakąś konstruktywną opinię z punktu widzenia czytelnika, która w założeniu ma pomóc, nie zabić)).
Jeszcze dorzuciłeś protekcjonalność.
Poleci ostrzeżenie zaraz.
[ Dodano: Pon 16 Gru, 2013 ]
ojej, dopiero zauważyłem, że zwrócono mi uwagę.
Kajam się, postaram się wyzbyć niepotrzebnych złośliwości w przyszłości.
[ Dodano: Pon 16 Gru, 2013 ]
i znowu nie odświeżyłem w porę. Nie chciałem być protekcjonalny, to co pisałem przed chwilą było przed tym jak przeczytałem ostrzeżenie. Serio, przepraszam za falstart.
Edit Er: Ok. Jak to powiedział Bogumił Niechcic: Ja zapomnę, ale Ty pamiętaj.

Ostatnio zmieniony pn 16 gru 2013, 23:47 przez Winiarek, łącznie zmieniany 3 razy.
7
Co "zielenieje na wymroczu",
Otóż - Dusza tego opowiadania - rodzaj czaru, który się zdarza - nie wiem, czy jako świadomie stworzona konstrukcja, czy jako przypadkiem znaleziony diamencik. Często na Wery są nieźle oprawione kryształki - ale ja - mówię o swoich oczytaniach - czasami lubię diamentowe Dusze i Duszki w literaturze, coś, do czego zdaje się literacka opowieść zmierzać - jakieś tajemnicy wyobraźni (czy tam nawet świata).
Miniatura jest niestety napisana okropnie - nieporadnie warsztatowo, z błędami kardynalnymi i innych możliwych rzędów. Z reguły się wściekam w takich razach, że miał Autor ten diamencik i przeszedł po nim w buciorach wojskowych.
Otóż - Dusza tego opowiadania - rodzaj czaru, który się zdarza - nie wiem, czy jako świadomie stworzona konstrukcja, czy jako przypadkiem znaleziony diamencik. Często na Wery są nieźle oprawione kryształki - ale ja - mówię o swoich oczytaniach - czasami lubię diamentowe Dusze i Duszki w literaturze, coś, do czego zdaje się literacka opowieść zmierzać - jakieś tajemnicy wyobraźni (czy tam nawet świata).
Miniatura jest niestety napisana okropnie - nieporadnie warsztatowo, z błędami kardynalnymi i innych możliwych rzędów. Z reguły się wściekam w takich razach, że miał Autor ten diamencik i przeszedł po nim w buciorach wojskowych.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
9
Może ujmę to tak:
Puszczę mimo uszu te hmm... beznadziejności, dzieci i to wszystko, bo nie z takimi komentarzami się już spotykałem. Co do samego tekstu, to nie traktuję takich rzeczy poważnie, bo normalnie piszę zupełnie co innego. Napisałem to pod wpływem jakiegoś tam impulsu czy czegoś. Miło mi, że ktoś uznał pomysł za dobry. Naprawdę miło. Ale jednocześnie przykro, przez taką krytykę. To czy mam lat 10, 20 czy 100 chyba nie ma tu nic do rzeczy. Oczywiście wiem, że błędów jest dużo, wiele jest do poprawienia, ale jeśli nie było by nic do poprawiania, to nie wrzucałbym tu swoich tekstów, a wydawał w jakimś wielkim nakładzie.
W każdym razie, drogi Fckyeah, nie wiem jak wygląda twoja kariera pisarska, może jesteś sławnym pisarzem, a może piszesz do szuflady, ale chyba i tobie było by przykro, gdyby ktoś "zjechał" cię od góry do dołu
Jednak Wielki Brat czuwa i jestem mu za to wdzięczen wielce.
A mój ostatni "grafomański popis gimnazjalisty" skończył się umową z średnio-średnim wydawnictwem.
Puszczę mimo uszu te hmm... beznadziejności, dzieci i to wszystko, bo nie z takimi komentarzami się już spotykałem. Co do samego tekstu, to nie traktuję takich rzeczy poważnie, bo normalnie piszę zupełnie co innego. Napisałem to pod wpływem jakiegoś tam impulsu czy czegoś. Miło mi, że ktoś uznał pomysł za dobry. Naprawdę miło. Ale jednocześnie przykro, przez taką krytykę. To czy mam lat 10, 20 czy 100 chyba nie ma tu nic do rzeczy. Oczywiście wiem, że błędów jest dużo, wiele jest do poprawienia, ale jeśli nie było by nic do poprawiania, to nie wrzucałbym tu swoich tekstów, a wydawał w jakimś wielkim nakładzie.
W każdym razie, drogi Fckyeah, nie wiem jak wygląda twoja kariera pisarska, może jesteś sławnym pisarzem, a może piszesz do szuflady, ale chyba i tobie było by przykro, gdyby ktoś "zjechał" cię od góry do dołu
Jednak Wielki Brat czuwa i jestem mu za to wdzięczen wielce.
A mój ostatni "grafomański popis gimnazjalisty" skończył się umową z średnio-średnim wydawnictwem.
LITTERA DOCET.
10
A ja ujmę to tak:
nie rozumiem tych komentarzy powyżej (poza autorskim).
Poza konstrukcją zdania:
jak na miniaturkę trochę mi brakuje spełnienia całosci - tzn. niby coś się zaczyna i kończy - ale wtedy jest już mniej strawne niż fragment czegoś
nie rozumiem tych komentarzy powyżej (poza autorskim).
Poza konstrukcją zdania:
nota bene powtórzoną, nic mnie nie uraziło - powiem wiecej, gdyby to był fragment wiekszego opowiadania - dużo bym się dowiedziała o tej postaci;Przeżyłem, mówił kuzyn Adam do swojej jasnowłosej dziewczyny
jak na miniaturkę trochę mi brakuje spełnienia całosci - tzn. niby coś się zaczyna i kończy - ale wtedy jest już mniej strawne niż fragment czegoś
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz