Więc, na początku zdanie--klucz: Łatwiej kijek pocieniować, niż go potem pogrubasić.
Wiadomo.
Chciałbym zapytać, czy zaczynając pisać opowiadanie, dokładnie wiecie, jaką objętość będzie miał wasz tekst? Czy zakładacie dokładnie, ile k znaków ma się zmieścić i przez cały czas kontrolujecie limit (jeżeli tak, to jak to robicie?), czy idziecie na żywioł i po napisaniu cieniujecie wg potrzeb?
Wcześniej zastanawianie się nad taką głupotką wydawało mi się stratą czasu (tym bardziej zakładanie tematu na WM), lecz teraz już tak nie uważam. Testowałem obie metody, z różnym skutkiem, dlatego pytam, bo bardzo mnie to ciekawi, jak to wygląda u Was.
2
Oby było ponad 500k, ale nigdy nie zakładam, ile znaków konkretnie ma mi wyjść. Pewnie to jeszcze zbyt skromne doświadczenie, nie skupiam się jeszcze na kompozycji. Zawsze uważałam, że dobra historia sama się pisze i jak urośnie do monstrualnych rozmiarów, to znaczy, że dobrze się pisało.
Często w pierwszej kolejności wycinam dłużyzny i przerabiam długaśne zdania, żeby lepiej się czytało, ale nigdy nie biadolę, że wyszło za dużo :-)
Często w pierwszej kolejności wycinam dłużyzny i przerabiam długaśne zdania, żeby lepiej się czytało, ale nigdy nie biadolę, że wyszło za dużo :-)
3
Jeżeli jest to opowiadanie na konkurs, to znam objętość niekiedy nawet jeszcze przed samym konceptem. Podstawową zaletą jest dyscyplina - nie mogę napisać więcej niż te x tysięcy i nie piszę, kropka. Pewne, że czasem przekroczę limit w akcie twórczym (:P), ale wtedy cyzeluję do wymaganej objętości. Jest to trudne, ale finalnie służy tekstowi, a samo w sobie bywa dobrym ćwiczeniem.
Jeżeli natomiast piszę "swoje" rzeczy to nie narzucam sobie na wstępie żadnych objętości. Ewentualne skróty robię na końcu, biorąc pod uwagę własne odczucia i uwagi pierwszych czytaczy. Inna sprawa, że sensowna książka do druku powinna mieć minimum 200 tys. znaków, więc dobrze, by zbiór opowiadań też łącznie miał ich przynajmniej nieco więcej - mam to również na względzie, choć przydaje się raczej poziom wyżej, przy komponowaniu zbioru jako całości.
Moim zdaniem liczba znaków jest kwestią drugorzędną, powinna współgrać z opowieścią i tym co mamy do przekazania. Czasem im mniej, tym lepiej, a z drugiej strony są świetne, bardzo długie i rozbudowane opowiadania.
Jeżeli natomiast piszę "swoje" rzeczy to nie narzucam sobie na wstępie żadnych objętości. Ewentualne skróty robię na końcu, biorąc pod uwagę własne odczucia i uwagi pierwszych czytaczy. Inna sprawa, że sensowna książka do druku powinna mieć minimum 200 tys. znaków, więc dobrze, by zbiór opowiadań też łącznie miał ich przynajmniej nieco więcej - mam to również na względzie, choć przydaje się raczej poziom wyżej, przy komponowaniu zbioru jako całości.
Moim zdaniem liczba znaków jest kwestią drugorzędną, powinna współgrać z opowieścią i tym co mamy do przekazania. Czasem im mniej, tym lepiej, a z drugiej strony są świetne, bardzo długie i rozbudowane opowiadania.
4
Z reguły w ogóle się nad tym nie zastanawiam.
Jeżeli muszę napisać coś o konkretnej długości, po prostu dzielę sobie pomysł na kilka części (początek, środek, koniec
) i wiem, ile stron mogę maksymalnie poświęcić każdemu fragmentowi.
I tak zwykle wychodzi inaczej niż powinno, no ale.
Jeżeli muszę napisać coś o konkretnej długości, po prostu dzielę sobie pomysł na kilka części (początek, środek, koniec

I tak zwykle wychodzi inaczej niż powinno, no ale.
5
Hy hy. Ja z reguły mam problem z dociągnięciem do limitu, a nie z jego przekroczeniem, więc dla mnie trudniejsze jest pogrubaszenie. Ciąć potrafię wedle potrzeb. Zawsze i wszystko. 

Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
6
Cięcie to rzeczywiście niewielki problem. Kiedyś wydawało mi się, że każde moje zdanie jest tak cenne, że skrócenie go albo usunięcie będzie niepowetowaną stratą. Potem mi przeszło. Dużo się nauczyłam pisząc teksty na zamówienie, z nieprzekraczalnym limitem znaków (popularnonaukowe albo encyklopedyczne, więc nie literackie, ale musiałam się nauczyć, jak w małej objętości zawrzeć to, co rzeczywiście ważne, bez nadmiernych uproszczeń). Natomiast z rozbudowywaniem też miałabym kłopot, podobnie jak Thana. Nie mówię tu o dodawaniu nowych postaci, epizodów czy całych wątków, bo to inna sprawa. Ale, w ramach przyjętych założeń, opakowywanie treści w większą liczbę słów - raczej nie, miałabym poczucie, że to zbędny nadmiar.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
8
U mnie było dokładnie tak samo, póki nie narzuciłam sobie wolniejszego tempa pisania
Gdy przestałam stukać najwięcej jak się da w jeden dzień średnia długość tekstów podskoczyła mi ze dwa razy, bo więcej miejsca poświęcam opisom (mam słabość do opisów, kuhczę). Ale w sumie dalej nie przekracza 30 stron, więc trudno raczej powiedzieć, że to jakaś znacząca długość...
