Przesiąkłam Poirotami, Holmesami i Wallanderami, a wszystko przez obejrzany dawno temu odcinek serialu Poirot. Wtedy to spodobała mi się sztuka aktorska David'a Suchet'a i tak zaczęło się moje niespieszne poznawanie tego gatunku - od serialu do książek, albo odwrotnie. Jestem także leniwą wielbicielką twórczości Waldemara Łysiaka - leniwą, bo choć lubię czytać dla zdrowia, to potrafię na raty jedną książkę przez rok męczyć. Czasem ma to swoje zalety, na przykład przy Fauście, którego chcę zrozumieć w miarę możliwości jak najlepiej, a nie móc jedynie bezrefleksyjnie powiedzieć: tak, czytałam.
Jako dzieciak z wewnętrznej potrzeby uprawiałam grafomanię. Ot, zabawa, która z czasem przycichła, niekiedy dając o sobie znać, ale zwykle udawało mi się to rozchodzić. Później nastał okres posuchy zainteresowań w życiu człowieka zmierzłego. Teraz, z nie do końca jasnych dla mnie powodów, wewnętrzna potrzeba odradza się i w efekcie garbię się nad klawiaturą, w pocie czoła spisując moją opowieść. Ilość przeszła w niepamięć na rzecz jakości, dlatego jest to jedna opowieść, którą łatwiej jest upilnować, aby nie rozłaziła się na wszystkie strony.
Pierwszy raz w życiu rozpisałam się aż tak pisząc o sobie
