Jak pisać... powieści kryminalne

1
Wstęp do powieści Alana A. Milne'a - myślę, że przeczytać warto ;-)

Kiedy kilka lat temu poinformowałem mego agenta, że zamierzam napisać powieść kryminalną, doznał wprawdzie małego szoku, ale przyszedł do siebie tak szybko, jak można się było tego po nim spodziewać, natomiast wyraźnie dał mi do zrozumienia (tak jak później jemu dawali do zrozumienia wydawcy), że od „znanego humorysty z Puncha czytelnicy oczekują opowieści humorystycznej”. Ja jednak zdecydowałem się na zbrodnię, a skutek był taki, że kiedy dwa lata później oznajmiłem, iż piszę książkę dla dzieci, mój agent i mój wydawca przekonani byli, że angielscy czytelnicy najbardziej pożądają nowej powieści kryminalnej. Minęły następne dwa lata: gusta czytelników znów się zmieniły; jest rzeczą oczywistą, iż nowa powieść kryminalna, napisana w chwili nieustannego popytu na książki dla dzieci, byłaby w najgorszym guście. Zadowalam się wobec tego, na razie, napisaniem wstępu do nowego wydania Tajemnicy Czerwonego Domu.
Uwielbiam powieści kryminalne. Pewien entuzjasta piwa wyraził się kiedyś, że napój ten nie może być niedobry, lecz niektóre gatunki są lepsze niż inne. W taki sposób ja traktuję każdą nową powieść kryminalną. Nie chcę przez to powiedzieć, iż nie jestem krytyczny. Przeciwnie, mam swoje kuriozalne upodobania i autor musi zadowolić mnie pod wieloma dziwacznymi względami, nim nadam mu honorowy stopień. I tak, przechodząc do rzeczy, wolę, aby powieść kryminalna napisana była po angielsku. Czytałem kiedyś powieść, w której popełniono szczególnie fascynujące morderstwo i wiele spekulowano na temat tego, jak zabójca dostał się do biblioteki zamordowanego. Detektyw jednak (twierdził autor) „był bardziej zainteresowany tym, w jaki sposób morderca dokonał defenestracji”. Bardzo mnie przygnębia fakt, iż w dziewięciu na dziesięć powieści kryminalnych na świecie mordercy stale dokonują defenestracji zamiast po prostu uciekać przez okno. Detektyw, bohater i wielu podejrzanych używają tego samego dziwnego języka i nie należy mieć do nas pretensji, gdy mamy wrażenie, że ani naturalne podniecenie wywołane zabiciem właściwego człowieka, ani napięcie spowodowane podejrzewaniem niewłaściwego nie są dostatecznym powodem używania kiepskiego języka.
W wielkiej kwestii Miłości opinie są podzielone, ale ja osobiście jestem tutaj ascetą. Czytelnik, który w stanie silnego napięcia czeka, żeby się dowiedzieć, czy biała substancja w bułeczkach była arszenikiem, czy zwykłym pudrem, nie może czekać, aż Roland przytrzyma rękę Angeli dłużej niż w zwykłym uścisku dłoni. Czas ten należałoby raczej wykorzystać na zajęcie się odciskami palców lub poszukiwanie niedopałków. Proszę bardzo, niech Roland ma swoją książkę, w której będzie przytrzymywał, co zechce, w powieści kryminalnej jednak musi się on zajmować swoją robotą.
Od detektywa wymagam przede wszystkim, aby był amatorem. W prawdziwym życiu niewątpliwie najlepszymi detektywami są zawodowi policjanci; z kolei w prawdziwym życiu najlepszymi zabójcami są zawodowi mordercy. W najlepszych powieściach kryminalnych przestępca jest amatorem, jednym z nas; ocieramy się o niego w salonie zamordowanego; i nie istnieje przeciwko niemu żadne dossier ani zestaw nazwisk, czy zbiór odcisków palców. Jedynie detektyw-amator potrafi wykryć winnego za pomocą chłodnego indukcyjnego rozumowania i logiki surowych, bezlitosnych faktów. I tylko na tyle mu pozwalam. Precz z detektywem naukowcem, człowiekiem z mikroskopem! Cóż to dla nas za satysfakcja, że słynny profesor bada odrobinę kurzu, jaką pozostawił po sobie morderca i stwierdza, że musi on mieszkać (morderca, a nie kurz czy profesor) między browarem a młynem? Czy podnieca nas to, że z plamki krwi na chusteczce zaginionego mężczyzny dowiadujemy się, iż niedawno ugryzł go wielbłąd? Mnie nie. Wszystko jest wtedy o tyle łatwiejsze dla autora i o tyle trudniejsze dla czytelników.
I to jest właśnie to, o co nam w gruncie rzeczy chodzi: żeby detektyw nie wiedział więcej od przeciętnego czytelnika. Czytelnik musi być przekonany, że jeśli sam zastosowałby technikę chłodnego indukcyjnego rozumowania i logikę surowych, bezlitosnych faktów (co przecież doskonale potrafimy), to wykryłby winnego. Oczywiście autor nie może tak przedstawić poszlak, żeby miały jednakową wartość dla czytelnika w zaciszu biblioteki i dla detektywa przy zwłokach zamordowanego. Blizna na nosie jednego z gości może nie mieć żadnego znaczenia dla detektywa, lecz fakt, iż autor dokładnie ją opisuje, natychmiast nadaje jej nadmierną rangę. Nie należy się dziwić ani oburzać, jeśli autor, zdając sobie z tego sprawę, dla równowagi prześlizguje się lekko nad nosami innych gości, jeszcze bardziej obfitującymi w poszlaki. Nie będziemy narzekać, pod warunkiem że zarówno autor, jak i detektyw zostawili w domu swoje mikroskopy.
A co z Watsonem? Czy będziemy mieli Watsona? Tak. Na pohybel autorowi, który wstrzymuje się z wyjaśnieniami do ostatniego rozdziału, czyniąc z pozostałych rozdziałów wyłącznie prolog do pięciominutowego dramatu. Tak się nie pisze. Musimy wiedzieć z rozdziału na rozdział, jak rozumuje detektyw. W tym celu musi „watsonować” lub mówić do siebie: to pierwsze jest jedynie dialogową formą drugiego, lecz o ileż łatwiejszą w czytaniu. Czyli Watson, choć niekoniecznie głupkowaty Watson. Trochę wolno myślący, jak wielu z nas, ale przyjacielski, ludzki, dający się lubić...
Rozumiecie teraz, jak powstała Tajemnica Czerwonego Domu. Jedynym pretekstem do napisania czegokolwiek, jaki dotychczas odkryłem, jest to, że chcę to coś napisać. I byłbym równie dumny, tworząc książkę telefoniczną con amore, co zawstydzony, gdybym napisał tragedię białym wierszem pod naciskiem innych. A przecież wiele razy żałowałem, że napisałem tę książkę. Uważam bowiem, stosując punkt widzenia pewnego entuzjasty, że jest to prawie idealna powieść kryminalna. Chociaż nigdy go nie widziałem, znam go dobrze; wiem, co chciał, aby w tej książce było, a czego w niej nie chciał. Poznałem jego życzenia i uprzedzenia na każdym kroku... Ze smutkiem myślę, że ta książka jest teraz jedyną powieścią kryminalną na świecie, której nigdy nie będzie mógł przeczytać.

Kwiecień 1926

Alan Alexander Milne
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

2
odpalamy TV. patrzymy na mordy naszych polityków. Wyobrażamy co i jakimi narzędziami chcemy im zrobić. Notujemy - tylko zmieniamy nazwiska żeby nikt się nie czepił,

mamy dzięki temu rozdział 1 - fascynujący opis zbrodni w wykonaniu kompletnego psychola.

3
Andrzej Pilipiuk pisze:odpalamy TV. patrzymy na mordy naszych polityków. Wyobrażamy co i jakimi narzędziami chcemy im zrobić. Notujemy - tylko zmieniamy nazwiska żeby nikt się nie czepił,
to samo mozna zrobić z ludźmi z pracy.

wiem.
mam taką listę :-P
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

4
ravva pisze:wiem.
mam taką listę :-P
:))) Padłam.
Na mojej liście rzeczy do zapamiętania mam kolejny punkt - nie podpadać ravvie :P

5
Agatha Christie miała mówić, że większość pomysłów na powieści wpada jej przy myciu naczyń. W trakcie tej czynności miewała tak mordercze myśli, że często wymyślała sobie, kogo by zabiła i jak zatarłaby ślady.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

6
Ja raz znalazłem się w takim stanie wściekłości, że zadziwiłem samego siebie. Było to na laboratorium z technologii chemicznej. Podczas eksperymentu (nie pamiętam już dokładnie, czego dotyczył) jako dmuchawa używany był radziecki odkurzacz, umieszczony w szafce z niedomykającymi się drzwiami. Trzeba było siedzieć około pięciu godzin przy aparaturze, z uchem prawie przytkniętym do szafki. Dźwięki wydobywające się z urządzenia podziałały na mnie tak drażniąco, że gdyby mnie ktoś zaczepił pod koniec eksperymentu, to być może wywołałby nieprzewidywalny w skutkach wybuch złości.
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

7
Marcin Dolecki pisze:Ja raz znalazłem się w takim stanie wściekłości, że zadziwiłem samego siebie. Było to na laboratorium z technologii chemicznej. Podczas eksperymentu (nie pamiętam już dokładnie, czego dotyczył) jako dmuchawa używany był radziecki odkurzacz, umieszczony w szafce z niedomykającymi się drzwiami. Trzeba było siedzieć około pięciu godzin przy aparaturze, z uchem prawie przytkniętym do szafki. Dźwięki wydobywające się z urządzenia podziałały na mnie tak drażniąco, że gdyby mnie ktoś zaczepił pod koniec eksperymentu, to być może wywołałby nieprzewidywalny w skutkach wybuch złości.
Ciekawe okoliczności dla zabójstwa w afekcie;)

Stawiają one przed śledczym kilka arcyciekawych pytań;
a) dlaczego jako dmuchawy używano odkurzacza (zamiast dmuchawy jako dmuchawy),
b) dlaczego był to odkurzacz radziecki,
c) kto był odpowiedzialny za niedomykanie się drzwiczek szafki,
d) jaki motyw kierował człowiekiem odpowiedzialnym za tak haniebne niedopatrzenie.

Cholera, chyba wezmę udział w tym konkursie;)

9
Ten wstęp do powieści powinnam sobie w ścianie nad komputerem wykuć.

Agatha Christie miała mówić, że większość pomysłów na powieści wpada jej przy myciu naczyń. W trakcie tej czynności miewała tak mordercze myśli, że często wymyślała sobie, kogo by zabiła i jak zatarłaby ślady.
Ja do tego nie muszę zmywać naczyń :P

Mam takie... marzenie... chyba już nie stać mnie na marzenia, ale dobry kryminał chciałabym napisać zanim do końca pomarszczę się i uwiędnę. Niestety nawet jeżeli pałam żądzą mordu, to nie bardzo umiem przekuć to na historię godną uwagi. Poza tym, nie umiałam rozwiązać żadnej zagadki kryminalnej, o której czytałam, bądź którą oglądałam w TV, więc jakim cudem mogłabym jakąkolwiek rozpisać.
"Na nocnym niebie chmury się kłębią.
Noc mnie ogarnia, pieści swą głębią.
Podmuchy wiatru liśćmi targają,
Szeleszczą, huczą, zawodzą, grają...
Chłód mnie przenika do szpiku kości...
Ciemność rozgrzewa - kocham Ciemności..."

William Blake

11
maciejslu pisze:To bierz się do pracy. Pretekst jest ;-)

Marzenia trzeba realizować, nie wystarczy mieć ;-)
Pewnego razu przyszedł do Bertolda Brechta młody człowiek i powiedział:
- Mam w głowie mnóstwo pomysłów i mogę napisać dobrą powieść, nie wiem tylko, jak zacząć.
Brecht się uśmiechnął i doradził:
- Bardzo prosto. Niech pan zacznie od górnego lewego rogu kartki.
Wiesz? Nie istniejesz.

12
Wszystko ładnie, pięknie, tylko że pomysłów brak :( Już pal sześć fabułę, ze strzępków coś by się uwiło, ale bohaterowie? Istna bida z nędzą. Jak jeszcze rysowałam miałam ten sam problem - nie umiałam skonstruować ciekawej postaci, a bez niej nawet dobry pomysł kuleje.
"Na nocnym niebie chmury się kłębią.
Noc mnie ogarnia, pieści swą głębią.
Podmuchy wiatru liśćmi targają,
Szeleszczą, huczą, zawodzą, grają...
Chłód mnie przenika do szpiku kości...
Ciemność rozgrzewa - kocham Ciemności..."

William Blake

13
Wiczaga pisze:Już pal sześć fabułę, ze strzępków coś by się uwiło, ale bohaterowie? Istna bida z nędzą. Jak jeszcze rysowałam miałam ten sam problem - nie umiałam skonstruować ciekawej postaci, a bez niej nawet dobry pomysł kuleje.
Pozornie. Świadomość swoich słabości, to już jest coś, wręcz 50% sukcesu. Wiesz, jaki element poprawić, co podejrzeć u innych, na czym się skupić. To element pracy własnej; zadanie, które trzeba rozwiązać.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

14
Wiczaga, mi pomaga wyobrażanie sobie bohaterów w różnych sytuacjach. Gdy rozmawiają - czy gestykulują? Patrzą rozmówcy w oczy? Co mówi ton ich głosu? Gdy wracają do domu, czym się zajmują? W ten sposób kolejne elementy układanki pod hasłem "kreacja bohatera" wskakują na swoje miejsce.
Mali powstańcy: http://magazynhisteria.pl/wp-content/up ... ERIA-4.pdf
Zapach kamienia: http://magazynhisteria.pl/wp-content/up ... ERIA-V.pdf
Zegar śmierci: http://magazynhisteria.pl/wp-content/up ... a%20VI.pdf
FB: https://www.facebook.com/AgnieszkaZoeKwiatkowska

15
Jestem ciemna masa... Przyznam, że to właśnie sprawiało, iż moi bohaterowie byli... plaskaci - nie wyobrażałam ich sobie po pracy/szkole/kolejnej walce mającej na celu zbawienie świata. Kiedy już sobie to wyobraziłam i poukładałam, faktycznie reszta nabrała pełniejszych kształtów. Oczywiście przede mną jeszcze kawał drogi, ale jestem już o krok bliżej. Nawet sześć stron udało mi się zapisać i prolog... który nie bardzo pasuje, bo jest zbyt... metaforyczny.

Dziękuję za rady :)
"Na nocnym niebie chmury się kłębią.
Noc mnie ogarnia, pieści swą głębią.
Podmuchy wiatru liśćmi targają,
Szeleszczą, huczą, zawodzą, grają...
Chłód mnie przenika do szpiku kości...
Ciemność rozgrzewa - kocham Ciemności..."

William Blake
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak pisać?”

cron