dom dla nieobecnych chapter 1: urzekła mnie twoja histo

1
- Jaka jest fantazja?

- Nierzeczywista.

- A rzeczywistość?

- Nierzeczywista.

- Jak więc odróżniasz jedno od drugiego?



Nauczony samotności nie zdobyłem przyjaciół. Oddaję się życiu przeglądając oferty czerwonych sukienek. Kiedy zakładam betonowe buty, wydarzenia nabierają nowych znaczeń i barw.



Miałem trzy lata kiedy ojciec założył nową rodzinę, a matka zdecydowała wychować mnie samotnie. Po podziale majątku, przeprowadziliśmy się do kamienicy, w której nocami szczury biegały po klatce w poszukiwaniu odpadków, piece uwalniały czad, a zimno pochylało się nad ciałem okrytym pierzyną.



Pozostawiony samotnie w ogromnym mieszkaniu, całymi dniami wsłuchiwałem się w szmery kamienicy, które wraz z nastawaniem wieczoru przeradzały się w złowrogie dźwięki. Ze strachu chowałem się w łóżku i zwinięty w kłębek pod kocem liczyłem uderzające o dno zlewozmywaka krople. Z minuty na minutę mowa kamienicy stopniowo cichła, a pot wsiąkał w pidżamkę. Tak zasypiałem. Pewnej nocy, poznałem tajemnicę domu

i zacząłem dostosowywać się do woli bycia przeźroczystym. Ażurowy, zawieszony pod sufitem, snułem się po ścieżkach wyobraźni. W takiej postaci nie istniałem dla duchów i zmor czyhających w ciemnych zakamarkach pokoi.



Któregoś wieczoru do kuchni wpadł wielki szczur, matka chwyciła łopatkę do węgla i odcięła mu łeb. Ciało zwierzęcia jeszcze przez chwilę ruszało łapami i ogonem, po czym zamarło, w tym samym czasie głowa wtoczyła się pod kredens zostawiając krwiste plamy. Z przerażenia zsikałem się w majtki, a mocz spiła drewniana podłoga.



Kiedy przebierałem się w łazience ściągając po majtki, uderzyłem skronią

o kant wanny. Skóra zaczęła szczypać i swędzieć, dotknąłem czoła po czym zobaczyłem na dłoniach krew, napięcie, które w sobie miałem wypłynęło czerwienią i spłynęło do ścieków.

Od tamtej pory ból materializuje mnie w personę zrodzoną z mięsa, kości i krwi, skuwa ciało i stawia twardo na ziemi.



Kiedy jest mi źle dzwonię po dziwkę. Zanim przyjdzie sprawdzam odporność naskórka na ścieranie pumeksem i proszkiem cif, serią uderzeń o kant szafki badam twardość kości ciemieniowej. Oczyszczony oddaję się przyjemnościom.



W każdy parzysty piątek miesiąca wyrywam pincetką włosy zza ucha, po jednym co pięć minut. Kępę wkładam do koperty, zaklejam i adresuję. W ubiegłym tygodniu listonosz zostawił w drzwiach trzechsetne awizo. Oprócz pizzerii, banków i agencji towarzyskich, pisze do mnie chudy blondyn w okularach, ja sam.



Pracuję, bo cóż mógłbym robić, jestem cenionym pedagogiem. W zeszłym roku z okazji Dnia Nauczyciela otrzymałem nagrodę z rąk prezydenta miasta, za wysokojakościową pracę na rzecz dzieci z rodzin patologicznych, robię biedakom zęby za darmo, stać mnie. Dyrektor przed zgłoszeniem mojej kandydatury do urzędu, poklepał po ramieniu i ukazał wachlarz śnieżnobiałych trzonowców, wszystkie nówka, dzięki takim nieborakom jak ja kadencja na następne pięć lat zapewniona.



Do tej pory nie wiem jak to się stało, że jestem tym kim jestem. Lekarzem dentystą, według nowego nazewnictwa, a w wolnych chwilach nauczycielem anatomii narządu żucia i praktycznej nauki zwodu dla ślicznych, aczkolwiek niezbyt rozgarniętych higienistek stomatologicznych.



W chwilach euforii lubię zagłębiać się w ubytki, szczególnie siekaczy, patrzeć w wybałuszone z napięcia oczy klienta. Gdy pierwszy raz wchodzę wiertłem w dziurę, u większości pacjentów na skroniach wyskakują żyły, widać puls i występujące z porów krople potu. Pacjenci jęcząc z bólu zwykle zagryzają mi dłoń, przebijają rękawiczkę i wbijają się w skórę. Spłoszonych zostawiam na fotelu, szybko biegnę nad zlew gdzie przemywam ranę spirytusem. Alkohol jak stado mrówek zmierza w stronę serca, wbija się w mięsień i ciało staje się wiotkie. Odwracam się zapewniając, że nic się nie stało i proponuję zastrzyk, po czym dokańczam robotę.



Pamiętam podczas którejś konferencji jeden z profesorów psychiatrii, wręczył mi wizytówkę i zaproponował terapię zaburzeń odżywiania, od tego momentu zacząłem skrywać moją słabość przed wzrokiem kolegów.



***



Cienie przekraczają granice. Z sufitu na podłogę, krok od wbicia pazurów w oczy, do mózgu na wylot. Konar zostawia ślady na pościeli, zsuwa kołdrę z głowy. Noc wyrzuca brudy z zakamarków, gwałci wyobraźnię. Tik, tak, idzie z przeświadczeniem własnej boskości. Burza smaga biczem, rwie korony, ugięte dachy błagają o świt. W szafie, między płaszczami zaciska powieki, słone strużki szczypią, złamane usta liczą cięgi.



Kiedy była mała mieszkała z dziadkami i wujostwem na pierwszym piętrze kamienicy. Dzieliła pokój z babcią. Pokoje były ogromne, w każdym kaflowy elegancki piec, zimą ciepłe poczucie bezpieczeństwa a latem po prostu, piec. Najbardziej lubiła kuchnię, w której przesiadywali wieczorami wszyscy, oprócz matki i dziadka, którzy włóczyli się swoimi ścieżkami i przebywali w zakamarkach wielu domów, za wyjątkiem własnego. Babcia powtarzała wielokrotnie, iż nie daleko pada jabłko od jabłoni.



Zimą, kiedy wszyscy dorośli byli w pracy, a babcia wychodziła do piwnicy po drewno, wyciągała rower na środek pokoju i jeździła nim w kółko do utraty tchu. Wielokrotnie powtarzała sobie, że ze względu na małe metraże, nie zamieszka w blokach.

Każde wakacje spędzała na wsi. Dziadkowie wynajmowali niebieski domek z białymi framugami okiennic, klepiskiem i strzechą pokrytą słomą.



Któregoś ranka ziemia zadrżała. Wtedy po raz pierwszy usłyszała o stanie wojennym. Kobiety zebrały się wieczorem u sołtysowej, płakały, podczas gdy mężczyźni radzili w stodole. Nazajutrz przy śniadaniu, Niemców planuje pokonać kijem i drewnianym pistoletem, ale to nie o nich, chodzi i wypatruje czołgów.



Wierzy w słowa babci, święte i niezaprzeczalne. (Prawdę, iż jej miasto rodzinne nie jest centrum Polski odkryje w wieku czternastu lat, kiedy pierwszy raz samotnie wybierze się nad morze. Ucieknie z domu autostopem, a mapę ukradnie kierowcy żuka, który weźmie ją z trasy, zacznie się dobierać do intymności, na co dostanie kopa w swoją).

Tamtego lata, babcia opowiedziała jej pewną historię.



*

Za górami i lasami, we wsi na skraju państewka Nakło, mieszkał chłopiec, który chciał przeżyć przygodę i opisać ją w książce. Chłopiec nie bał się niczego, całymi nocami wypatrywał duchów i zmór, które kryły się między konarami drzew, a podczas dnia biegał z kolegami w pobliskich lasach w poszukiwaniu przygód. Pech chciał, iż wszystkie niewiarygodne rzeczy działy się poza jego plecami.



Pewnego wieczoru, kiedy ciepło pościeli zmorzyło jego czujność, zapadł się w ciemność. Na stół przed domem, w którym mieszkał, wskoczył srebrzysty pies i zawył, dziadek chłopca wiedząc, co się dzieje, wstał ażeby go obudzić, w tym samym czasie pies zamerdał ogonem i znikł.



Nazajutrz rano, zawiedziony nocną utratą czujności, wyruszył do miasta, wysłany przez dziadka po sprawunki. Po drodze mijał sad. Na skraju stała jabłonka, miała na sobie czerwone korale owoców. Chłopiec nie mógł się oprzeć przed sięgnięciem i uchwyceniem w dłoń okrągłego i czerwonego jabłuszka. Jabłuszko miało lśniącą skórkę i pachniało malinami. Miodowy miąższ rozszedł się po ciele chłopca. Z łakomstwa połknął również ogryzek, jądro jabłka zakotwiczyło w żołądku.



Następnego dnia, chłopiec obudził się z uczuciem swędzenia na samym środku głowy. Drapał się i drapał, nawet dziadek sprawdził, czy wnuk, aby nie złapał wszy. Z dnia na dzień uczucie swędzenia wzrastało i w miejscu pojawił się guz, choć chłopiec nie przypominał sobie, żeby go nabił.



Pewnego dnia, obudził się z ogromnym bólem głowy i brzucha. Domownicy jeszcze spali, kiedy przemykał cichutko do łazienki. Zapalił światło, spojrzał w lustro i zobaczył, iż na czubku głowy wyrosło mu drzewo. Przestraszył się i krzyknął, wtedy drzewo rozchyliło korę

i powiedziało, nie bój się. Chłopiec rozpłakał się, wziął nożyczki i zaczął obcinać drzewu gałęzie. ściął całość, a na głowę nałożył czapkę. Nazajutrz znowu obudził się z drzewem na głowie, i tak za każdym razem, kiedy próbował się go pozbyć, odrastało. Z biegiem lat przyzwyczaił się do balastu, żeby go ukryć przed wścibskim wzrokiem ludzi, zakładał ogromną czapkę. Stał się pierwszym krasnoludem na ziemi. Napisał książkę, która stała się bestsellerem, a wszystko dzięki drzewu.



Pewnego wieczoru z boleściami brzucha usiadł na muszli sedesowej. Kiedy zrobił kupę, poczuł kłucie i swędzenie głowy. Dotknął dłonią czubka, okazało się, że nie ma drzewa, a w głowie pozostała tylko dziura.

Ucieszył się. Wyszedł na ulicę i wszedł do baru, gdzie zwykle pił z przyjaciółmi. Nikt go nie rozpoznał. Nie był już krasnoludem. Nie był szczególny. Stał się nikim.



*



Od tamtej pory, za każdym razem, kiedy je jabłko (jak i inne owoce z pestkami), dba o staranne odłączanie ich od miąższu. Nie chciałaby, żeby na głowie wyrósł jej arbuz. Czy widział ktoś kiedyś, kobietę o dwóch głowach, w dodatku jedną zieloną?



W wieku lat dziesięciu, marzyła zostać listonoszem. Jak pan Andrzej, nosić wielką czarną torbę, i mieć mnóstwo znajomych. Kiedy po latach dowiedziała się od ojca, iż pracował jako listonosz do dnia w którym usnął pod drzewem kompletnie pijany i został okradziony z emerytur i rent staruszków, żyjących na sucharach(byle do piętnastego),roześmiała się i uznała, iż nic nie jest przypadkiem.



śmierć, przychodzi i świat wydaje się podzielony na dzień i noc, w których odpowiednie czynności wypełniają pustkę po kobiecie, której piersi przysłaniały wszystkie problemy i niepowodzenia. Babcia była ciepła, zawsze uśmiechnięta i pachniała wanilią. Nosiła czerwoną chustę, którą otulała jej drobne ciałko, kiedy siadywały wieczorami przy piecu. Była pierwszą osobą, którą widziała rano, kiedy leniwie otwierała oczy i ostatnią, do której tuliła się przed snem, przeganiając śmiercionośne cienie.

2
Dziwaczna zbitka oderwanych akapitów, z których każdy może być początkiem jakiejś historii, lecz na razie jest tylko ćwiczeniem stylistyczno-warsztatowym.



Mimo wszystko, podoba mi się, przemawia swoistym klimatem, przyciąga uwagę ostrością kreski. Widać miejsca, czuć zapachy, słychać myśli bohaterów.



Kolejny raz udowadniasz, że potrafisz pisać. Więc, kiedy wreszcie nam coś opowiesz?!

3
Jest psychodeliczne ale nie w moim klimacie.

Byle dziwniej, byle bardziej zwariowanie.



Ciężko jest to ocenić. Zaskakujące i odpychające. Dla mnie to nie ma sensu. żadnego. żeby to chociaż trzymało się kupy?



Każdy akapit to coś innego. Nie podoba mi się taka fikuśność.


Cienie przekraczają granice.


Dobre.


Od tamtej pory ból materializuje mnie w personę zrodzoną z mięsa, kości i krwi, skuwa ciało i stawia twardo na ziemi.


Dziwne ale dobre.


Pewnego wieczoru z boleściami brzucha usiadł na muszli sedesowej. Kiedy zrobił kupę, poczuł kłucie i swędzenie głowy. Dotknął dłonią czubka, okazało się, że nie ma drzewa, a w głowie pozostała tylko dziura.

Ucieszył się. Wyszedł na ulicę i wszedł do baru, gdzie zwykle pił z przyjaciółmi. Nikt go nie rozpoznał. Nie był już krasnoludem. Nie był szczególny. Stał się nikim.


Kosmiczne dziwne.



Raczej mi się nie podoba.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

5
W gruncie rzeczy tekst jest o niczym. Nie widzę tu żadnej akcji, tylko - tak jak już wcześniej powiedziano - są to po prostu posklejane ze sobą przypadkowe akapity. Jeżeli piszesz krótki tekst, musi on być o CZYMś (sama popełniłam kiedyś podobny błąd, ale teraz już pamiętam i staram się wprowadzać to w życie). Twój tekst to nic innego jak tekst o niczym - bo nie wiemy, kto jest głównym bohaterem, gdzie dzieje się akcja, jest tylko koleś, któremu po zjedzeniu jabłka wyrosło drzewo na głowie.

Styl masz naprawdę ciekawy - podczas czytania widziałam dokładnie wszystkie obrazy - tekst był nimi naszpikowany, przez co czytało się dobrze, nie musiałam za bardzo wytężać wyobraźni. Wielkim minusem jest jednak to, o czym wspomniałam wyżej - bezsensowność. Próbowałaś stworzyć oryginalne metafory, ale nie zawsze Ci się udawało.

Popracuj też nad interpunkcją (ale z tym niemalże każdy ma chociażby najmniejsze problemy, więc nie ma się czym martwić ;) ).

Jeżeli miałabym postawić ocenę, postawiłabym 2. Bo tekstu o niczym nie da się inaczej ocenić.

Pozdrawiam i życzę weny :)

6
moim zdaniem piszesz zbyt wyrywkowo. Do tego, wyszukany styl pełen metafor (często ciekawy, dający klimat) miejscami jednak przesadzony i sztuczny.



łasic dobrze to zakwalifikowała. Na pytanie, czy tekst jest dobry nie można odpowiedzieć ani tak, ani nie. On jest po prostu bez sensu.

Dwa przykłady błędów:
Oddaję się życiu przeglądając oferty czerwonych sukienek
"życiu' przecinek

Kiedy przebierałem się w łazience ściągając po majtki,
bez "po"



Tekst o niczym, więc i nie ma jak wystawić ocen



pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron