Deportujecie mnie (2)

1
Kitana zabłądziła. W niewytłumaczalny sposób zniknęły wszystkie drogi prowadzące do domu i wraz ze słońcem gasły szanse na przeżycie.
- Znaleźć schronienie, zanim zamarznę – powtarzała, by zagłuszyć myśli hamujące marsz.
Zobaczyła obcą osadę, strażnicy właśnie zamykali bramy. Szczęśliwie nie pytali o nic, nawet ponaglili niewybrednie.
Wewnątrz trwało gorączkowe kończenie dniówki i by wmieszać się w tłum, dołączyła do robotnic układających drewno.
Udało się! Udało się przeżyć pierwszy dzień, pierwszy rok, wydawało się, że znalazła spokojny kawałek chleba, pracowała ciężej niż inni, by odwdzięczyć się za azyl.

Czasem zdawało się jej, że wszyscy na nią patrzą. Patrzą inaczej. Patrzą jak na obcą. Mijała ich nieustannie i nigdy nie spotkała nikogo ponownie, ale spojrzenie zawsze było te same.
Czasem chciała spytać: „czemu tak patrzycie, co wam takiego zrobiłam”, ale powstrzymywał ją lęk przed potwierdzeniem, że inna, znaczy gorsza.

Pewnego dnia w fabryce zjawiło się troje smutnych osobników.
- Tikana! - zawołał najsmutniejszy, przekręcając imię.
Gawiedź rozstąpiła się momentalnie, zostawiając ją osamotnioną na środku placu.
Kitana była zbyt oszołomiona, by pojąć sentencję deportacyjną. Próbowała coś powiedzieć, lecz nie była w stanie przekrzyczeć rozjuszonego tłumu, który teraz szarpał ją i szczelnie otoczył. Czuła ciepło, o którym marzyła, gdy rój zasypiał zimą, a jej kazano kłaść się ostatniej, na skraju kłębu.
Bała się. Nie wyobrażała sobie życia poza mrowiskiem.
Najsmutniejszy na próżno apelował o spokój. Ktoś krzyknął: uciąć jej głowę. Ktoś inny uciął.
Ostatnio zmieniony ndz 09 mar 2014, 21:57 przez Smoke, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Smoke, to już jest Coś. Troszkę by trzeba jeszcze przy tej miniaturze pogmerać, fałdki niektóre przygładzić, ale rdzeń jest. Można to czuć, można o tym myśleć, można sobie tę mrówkę włączyć do swojego świata, do swojego życia. Podoba mi się. Wrócę tu jeszcze i wtedy poględzę bardziej szczegółowo.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

3
Smoke - oddzieliłam - warto osobno
Dobre
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

4
Udało się przeżyć pierwszy dzień, pierwszy rok, wydawało się, że znalazła spokojny kawałek chleba, pracowała ciężej niż inni, by odwdzięczyć się za azyl.
wydawało się zbędne- w pierwszym akapicie niech będzie pokazany jej niespodziewany sukces i szczęście, wątpliwości i niepewność zostawmy drugiemu akapitowi, póki co układa jej się przecież
Mijała ich nieustannie i nigdy nie spotkała nikogo ponownie, ale spojrzenie zawsze było te same.
a może mijali ją? czy może jednak kierunek owego mijania, które samo w sobie jest zawsze dwustronne nie ma większego znaczenia?
Czasem chciała spytać: „czemu tak patrzycie, co wam takiego zrobiłam”, ale powstrzymywał ją lęk przed potwierdzeniem, że inna, znaczy gorsza.
może: powstrzymywał ją lęk przed potwierdzeniem, że jest inna, a przez to gorsza/ a inna znaczy gorsza
może ona nie uważa się za inną (w negatywnym znaczeniu) i nie chce być tak postrzegana

w trzecim akapicie martwi mnie ponowne użycie poprawnego imienia, zwłaszcza po tym, jak najsmutniejszy przekręca jej imię, co znacząco podkreśla jej obcość, ale znalazłem na to sposób- wystarczy zamienić gawiedź na tłum i nie będzie ryzyka zgubienia podmiotu
Czuła ciepło, o którym marzyła, gdy rój zasypiał zimą, a jej kazano kłaść się ostatniej, na skraju kłębu.
Czuła ciepło, o którym tak zawsze marzyła, gdy rój zasypiał zimą, a jej kazano kłaść się ostatniej, na skraju kłębu.

5
Smoke... przekręcenie imienia to jest jedna z najpiękniejszych rzeczy w tym tekście. Powiem Ci, jak ja to czytam. Uprzedzam, że będzie trochę drętwo i górnolotnie ;) ale trudno - czasem tak trzeba.

Przekręcenie imienia świadczy nie tylko o tym, że ona jest obca i tamci nie potrafią tego imienia zapamiętać. Świadczy też o tym, że jej imię (jak i ona sama) jest dla nich nieważne. A ona o tym wie, czuje to. I ja to doskonale odbieram, rozumiem. Ale rozumiem też coś jeszcze, poziom wyżej: autor to zrobił za pomocą jednej literki. Przekazał cholernie dużo znaczeń, uczuć, w tak delikatny sposób - a to znaczy, że mi zaufał. Zaufał odbiorcy, że zauważy, zrozumie, doceni. I ja zauważam, rozumiem, doceniam. W tym momencie tworzy się rodzaj intymnej (nie śmiej się! :P) więzi autora z odbiorcą. Jak rozpoznanie się w tłumie. To jest chwila magii. Nie każdy potrafi taki komunikat wysłać, nie każdy potrafi odebrać.

Ale później dopadła Cię niepewność, straciłeś to zaufanie:
Smoke pisze:zwłaszcza po tym, jak najsmutniejszy przekręca jej imię, co znacząco podkreśla jej obcość
Poczułeś potrzebę, żeby powiedzieć: spójrz, zauważ, zrozum. Żeby wytłumaczyć. Nie musisz. Wszystko powiedziałeś i zrobiłeś to dobrze. I po tym oraz po tamtych trzech zdaniach z "Jednorożców" zaryzykuję stwierdzenie, że to nie jest przypadek, tylko po prostu umiesz to robić, czujesz jak to należy robić. Tylko ufaj. Sobie. Odbiorcy. Niech to będzie zaufanie ograniczone, rozsądne (bo przecież i Tobie może się czasem ten chwyt nie udać, coś może być nieczytelne), ale ufaj.

Dalej będzie tak, że przyjdzie ktoś mniej uważny albo mniej empatyczny i zapyta: "Ej, a to nie jest literówka?" :) Tak będzie, to nieuniknione. Ale wtedy nie ma sensu tłumaczyć, że nie literówka, że uczucia, że sens... Taki ktoś po prostu nie jest Twoim czytelnikiem. Nie odbiera na tych falach. Nie do niego mówisz.

Do tekstu jeszcze wrócę. Przepraszam, że tak na raty, ale mam akurat sporo na głowie.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

6
Ja też! Ja też!
I chcemy tę miniaturę.
To, Smoke - najlepsza Twoja praca jaką czytałam Dobra. Bardzo
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

7
Smoke pisze:W niewytłumaczalny sposób zniknęły wszystkie drogi prowadzące do domu i wraz ze słońcem gasły szanse na przeżycie.
Nie ma tu błędu, ale podzieliłabym te zdania, bo spójnik sugeruje związek między brakiem światła a niemożnością znalezienia drogi. Tymczasem mrówki posługują się węchem! :) Mrówcze drogi są zapachowe, więc słońce nie ma tu nic do gadania. Dlatego postawiłabym kropkę po domu, a słońce niech wiąże się tylko z kwestią przetrwania, a nie szukania drogi.
Smoke pisze:Patrzą inaczej. Patrzą jak na obcą.
Może nie trzeba powtarzać patrzenia? ...wszyscy na nią patrzą. Inaczej. Jak na obcą.
Smoke pisze:Mijała ich nieustannie i nigdy nie spotkała nikogo ponownie, ale spojrzenie zawsze było te same.
Te same to liczba mnoga: te same kobiety, te same dzieci, te same spojrzenia.
A tutaj lepiej byłoby: takie same i nie spojrzenie było, tylko: spojrzenia były.
Z tym mijaniem też Ci słusznie intuicja podpowiada, że to ma znaczenie. Zazwyczaj ten obcy, opuszczony, niechciany jest mijany. Bierny. Ale Twoja bohaterka nie jest bierna, więc mijali ją do niej nie pasuje. Najlepiej by było chyba: Mijali się nieustannie - oni mijają ją, ona ich i mamy monotonny ruch mrówek w obie strony.
Smoke pisze:Czasem chciała spytać: „czemu tak patrzycie, co wam takiego zrobiłam”, ale powstrzymywał ją lęk przed potwierdzeniem, że inna, znaczy gorsza.
Poprawka myśli: chciała spytać: „Czemu tak patrzycie, co wam takiego zrobiłam?"
Mam też wątpliwości co do powstrzymywał ją lęk przed potwierdzeniem - sens OK, ale te słowa źle brzmią: dwa długie i jedno krótkie w środku. Zastanowiłabym się nad wyrażeniem tego samego sensu innymi słowami. Natomiast że inna znaczy gorsza jest, moim zdaniem, w porządku. To skrót, ale dobry skrót, nie trzeba wstawiać jest.
Smoke pisze:sentencję deportacyjną.
To się tak fachowo nazywa? Sentencja trochę mi tu zgrzyta, ale może niesłusznie.
Smoke pisze:teraz szarpał ją i szczelnie otoczył.
Kolejność. Najpierw otoczył, a później szarpał, bo nie mógł szarpać z daleka.
Smoke pisze:Czuła ciepło, o którym marzyła, gdy rój zasypiał zimą, a jej kazano kłaść się ostatniej, na skraju kłębu.
Miałeś tu wątpliwości, ale nie ruszałabym. Pięknie jest. To jest drugi moment, w którym rzucasz na kolana, działając równie delikatnie, jak przy przekręceniu imienia: ona czuje to ciepło, kiedy ją szarpią. Świetne!

Końcówka w porządku.

[ Dodano: Wto 11 Mar, 2014 ]
te słowa źle brzmią: dwa długie i jedno krótkie w środku.
Rety, teraz to dałam popisowy skrót myślowy! :) Pięć słów, oczywiście. Tylko że jest związane z powstrzymywał (jeżeli zostawisz czasownik, to zaimek też musisz) a przed z potwierdzeniem. Krótkie w środku to lęk. Czyli można kombinować z trzema cząstkami: powstrzymywał ją, lęk i przed potwierdzeniem.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

8
z tym spojrzeniem/ tymi spojrzeniami ok, ale może niekoniecznie chodziło o to, że są one takie same, ale że jest jakieś jedno te same spojrzenie. i to spojrzenie jest instytucją, jak np: wszyscy pokazywali jej palec. ;)
ale nie upieram się ;)

sentencja deportacyjna- uznano to za najodpowiedniejsze; jest łagodniejsza niż wyrok, a mocniejsza od decyzji
ale nie upieram się ;)

z tym szarpaniem, to zamieniono w ostatniej chwili, bo osamotnione szarpał na końcu zdania brzmi po prostu źle, próbowano coś dodać (brutalnie/boleśnie szarpał, albo szarpał niczym hieny...) ale to nie to
może więc być takie szarpał na końcu, czy trzeba by może większego przemeblowania?

i co z tym wydawało się?
Thana pisze:Poprawka myśli: chciała spytać: „Czemu tak patrzycie, co wam takiego zrobiłam?"
poprawiłaś, czy ja mam dopiero to poprawić? do mnie trzeba łopatologicznie w takich sprawach :bag:

[ Dodano: Wto 11 Mar, 2014 ]
Natasza, :)

[ Dodano: Wto 11 Mar, 2014 ]
Kitana zabłądziła. W niewytłumaczalny sposób zniknęły wszystkie drogi prowadzące do domu. Wraz ze słońcem gasły szanse na przeżycie.
- Znaleźć schronienie, zanim zamarznę – powtarzała, by zagłuszyć myśli hamujące marsz.
Zobaczyła obcą osadę, strażnicy właśnie zamykali bramy. Szczęśliwie nie pytali o nic, nawet ponaglili niewybrednie.
Wewnątrz trwało gorączkowe kończenie dniówki i by wmieszać się w tłum, dołączyła do robotnic układających drewno.
Udało się! Udało się przeżyć pierwszy dzień, pierwszy rok, znalazła spokojny kawałek chleba, pracowała ciężej niż inni, by odwdzięczyć się za azyl.

Czasem zdawało się jej, że wszyscy na nią patrzą. Inaczej. Jak na obcą. Mijali się nieustannie i nigdy nie spotkała nikogo ponownie, ale spojrzenia zawsze były takie same.
Czasem chciała spytać: „Czemu tak patrzycie, co wam takiego zrobiłam?”, ale bała się potwierdzenia, że
inna, znaczy gorsza.

Pewnego dnia w fabryce zjawiło się troje smutnych osobników.
- Tikana! - zawołał najsmutniejszy.
Gawiedź rozstąpiła się momentalnie, zostawiając ją osamotnioną na środku placu.
Kitana była zbyt oszołomiona, by pojąć sentencję deportacyjną. Próbowała coś powiedzieć, lecz nie była w stanie przekrzyczeć rozjuszonego tłumu, który teraz szczelnie otoczył ją i szarpał. Czuła ciepło, o którym marzyła, gdy rój zasypiał zimą, a jej kazano kłaść się ostatniej, na skraju kłębu.
Bała się. Nie wyobrażała sobie życia poza mrowiskiem.
Najsmutniejszy na próżno apelował o spokój. Ktoś krzyknął: uciąć jej głowę. Ktoś inny uciął.

9
Smoke pisze:jedno te same spojrzenie.
Nie ma czegoś takiego jak te same spojrzenie. Te same to liczba mnoga. Jedno spojrzenie może być to samo. Jeżeli chcesz jedno spojrzenie, to: to samo spojrzenie. Teraz widzisz, do jakiego nieporozumienia może doprowadzić błąd gramatyczny. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

10
Thana pisze:Nie ma czegoś takiego jak te same spojrzenie.
wiedziałem :D naprawdę :roll:

a jak zapatrujesz się na resztę; to wydaje się i potwierdzenie

i to spojrzenie poprawiłem zgodnie z Twoją sugestią, a mogło by to funkcjonować tak, jak opisałem?

11
1. Bez wydawało się lepiej.
2. Przeróbka przy potwierdzeniu dobra. Już nie razi.
3. Hm. Z tym spojrzeniem jest problem, bo mijali się, czyli było ich wielu, więc logicznie pasuje liczba mnoga. Ale rozumiem, co chcesz przekazać: wszyscy patrzyli tak samo. Zastanowię się jeszcze nad tym, bo teraz nie mam dobrego pomysłu, żeby było i poprawnie, i ten sens, o który Ci chodzi.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”