Historia jakich wiele...

1
Dzień ten był dniem szczególnym, a tak zwyczajnym... I choć od dawna sam, to dziś przekroczył umowną granice samodzielności... Mały, zagubiony chłopiec... Szedł nocą przez park,jego mokre policzki raz po raz oświetlało światło latarni. Nucił przez łzy piosenkę, któż jest w stanie powiedzieć jaką, na zmarzniętą ziemię z coraz większą siłą spadały wyśpiewane słowa... Miłość, zaufanie, szczęście, wierność... Wszystkie te uczucia niepotrzebne rozbijały się o tak nieczułą wyłożoną kamieniami drogę... Ginęły pozbawiając chłopca resztek serca... Uczuć, których pragnął najbardziej na świecie. Kroki... Mały bohater słyszał je doskonale, zastanawiał się do kogo należą, i nim jakakolwiek sensowna myśl przyszła mu do głowy runął na ziemie... Jak słowa piosenki, tak i on leżał teraz na kamieniach kolorując je na kolor miłości... I gdy tak leżał nieprzytomny i pełen szczęścia wędrował skacząc po łąkach, trzymał jej dłoń w swojej dłoni... Bo jak to jest, że niektórzy tylko we śnie mogą zaznać szczęścia...? Przeznaczenie? Najprawdopodobniej. Ocknął się około godziny trzeciej, wstał... Był prawie nagi, bez kurtki, bluzy, butów... Płatki śniegu, a może łzy, nie wiadomo co szybciej spadało na ziemię... Przemarznięty chwiejąc się udał się w podróż do domu... Wiedział, że nikt na niego nie czeka... Czerwone, a może zielone...? Wijąc się z myślami zaczął iść przez ulice, przez zaklejone od łez oczy wydobywał się błagalny lament, lament męczennika... Kogoś z ostatniego szeregu, lecz kogoś kto zawsze jako pierwszy dostawał od życia nagrodę... Ból i cierpienie... Wszedł to domu, szczęście, klucze miał schowane pod wycieraczką, zapalił światło po czym udał się do łazienki... Doprowadzając się do porządku poszedł do salonu i przyklękając zapalił świeczki nad zdjęciami swoich rodziców... Pogrążony w codziennej modlitwie błagał zmarłych o litość... Tak oczywiste marzenia... Płomienie świecy nikły w oczach chłopca niczym umierający ludzie... Widział w ich iskierkach oczy rodziców, widział jak umierają prosząc o przebaczenie... Zgasły... "...by wciąż ogień płoną w Nas... ogień symbol, miłość dar... nie opuści nigdy Nas... nie zostawi, nie odpłynie... dom zbuduje i zasłynie... swą miłością, namiętnością,,, akceptacją i czułością... wiarą w siebie... wiarą w Nas... by ten ogień już nie zgasł... serce małe, wielka moc... Ciebie kochać będzie wciąż... w zamian nie wymaga wiele... bądź szczęśliwy mój Aniele..." Chłopiec wierzył, że ten ogień nie zgaśnie, że choć jego dusza odchodzi, że choć jego serce milknie, dopóki ma ten wiersz i fotografie rodziców oni będą go kochać, oni pozwolą mu znaleść miłość na Ziemi... Usnął... Obudził go trzepot skrzydeł... Nie był już zdjęć, przez wybite okno do mieszkania wleciał wielki czarny kruk... Zdjęcia, nie było wyjścia, musiał wywiać je wiatr... Chłopiec tracąc ostatnią nadzieje otarł łzy i wyszedł pozostawiając otwarte drzwi... Odszedł szukać szczęścia i śmierci...

Tylko dźwięk tłuczonych kamieni słychać było parę kroków dalej... Raz po raz z coraz większą siłą uderzały o tory...

Siedział tam, z boku... Na trawie... Był niezauważalny... Mały, zapłakany chłopiec... Prawdziwe łzy... Każda kolejna przybliżała go do śmierci... Jak kamienie rzucone na pożarcie tak i on, nie znaczył nic... Tak jak on uśmiercał je, świat uśmiercał jego...

"Tak"- szepnął chłopiec... Zbliża się. Wstał, zrobił kilka kroków, wszedł na tory i stał... "Już, jedzie"- powiedział i odwrócił wzrok... Wprost na niego jechał wielki parowóz... Maszynista zaczął hamować i tylko gwizd i huk panował w okół... Lokomotywa zatrzymała sie w miejscu gdzie stał on... Lecz jego już tam nie było... Znikł... Jego sylwetka mignęła miedzy drzewami... Jeszcze parę kroków i już... Jest, otwiera wagon i wskakuje niezauważony... Zapala zapałkę... Lecz nadaremnie, wiatr gasi ją bez chwili zawahania, nie było miejsca na współczucie... Chłopiec przypomniał sobie kamienie, uderzając o tory, ginęły... Stał przez chwile bez ruchu w ciemnym wagonie, po czym siadł samotnie w kącie... I nagle tak wielki ból przeszył jego serce i zrozumiał... Jak płaczące daremnie kamienie, tak i on... Jak on je... Tak one jego rzuciły na tory... "Tak"-pomyślał, "to moja ostatnia podróż...". łzy jak grochy płynęły mu po policzkach... Z jego ust wydobywała się cicha modlitwa..."święta Maryjo matko Boża módl sie za nami grzesznymi teraz i w godzinę śmierci naszej..." Przez dziurę w ścianie do środka przebijało się słońce... Przypadkiem... Raczej nie... Promienie oświetlały serce chłopca... Serce przelane na podłogę... Kałuża łez mieniła sie na tysiące kolorów... Chłopiec dostrzegł skrawek sukienki w przeciwległym rogu przedziału... Podszedł, jego oczom ukazał się widok niecodzienny... Spała tam dziewczyna... Po chwili namysłu obudził ją... Przestraszyła się... Otworzyła oczy, które po zetknięciu się z oczami chłopca... Zniknęły... Widziała siebie w jego oczach... Podparła się... Lecz na podłodze natrafiła na jego dłoń... I ich dłonie przestały istnieć... Nasz bohater przytulił ostatnią nadzieję na przetrwanie... Miał ją tak blisko... Resztki serca spływały mu po policzkach, ginęły na podłodze, pieściły włosy jego życia... świat zaczął grać jakże inną melodię od marszu pogrzebowego umierających kamieni... Była to pieśń życia, miłości... łzy wypłakane... Lecz nie nadaremnie... Rozmawiali przez kilka godzin... Godzin...? A może minut... Nie ważne... Byli tylko oni... Nie liczył się czas... Pociąg zaczął się zatrzymywać... Zakochani wstali trzymając się w objęciach... Postanowili że tu opuszczą to miejsce... Zaczną nowe życie... Uchylili drzwi i gdy tylko zapach świeżego powietrza zaczął drażnić ich suche policzki wyskoczyli... Spadali... Z wielkiego mostu na którym zatrzymał się pociąg... Lecieli trzymając się za ręce... To była jego ostatnia podróż... Zrozumiał... Nie znaczył nic... Miał miłość, lecz czym jest miłość bez serca...? Jego serce odeszło wraz z żalem wypłakanych łez... Odeszło do niej... Niej, bo to do niej należało... Miłość, łzy, smutek i żal... Cierpienie... Tak bardzo ją kochał... Chłopiec wyszeptał ostatnie dwa słowa... Nie trudno powiedzieć, jakie one były... Przecież ją kochał... Ale tego ile niosły w sobie treści nie jest w stanie powiedzieć, opisać, a nawet wyobrazić sobie nikt... Po raz ostatni ujrzał smutek na Jej twarzy po czym z całą siłą odepchnął ją... Sekunda, koniec... I nie pomyślał już nic... Odszedł... Jego martwe ciało niosło teraz setki kamieni... Czerwonych... Tak bezbronnych, a Tak mściwych... Jak kamienie rzucone na pożarcie tak i on, nie znaczył nic... Tak jak on uśmiercał je, tak one uśmierciły jego... Dziewczyna spadała jeszcze chwile dłużej... Cud...? Nie... Spadła uderzając o tafle wody... Przeżyła... Przeżyła i zdobyła coś bardzo cennego... Miała od tej pory kogoś, na kogo zawsze mogła liczyć... Anioła Stróża, który kochał ją jak nikogo innego na świecie... Lecz nawet po śmierci nie dane mu było zaznać szczęścia... Dziewczyna straciła pamięć... Zapłakana dusza anioła od tej pory już do końca tej historii płakała w kącie świata... Bez nadziei... A przecież... Tylko żywi nie tracą nadziei... W szpitalu odwiedził ją dawny kolega... Przyniósł kwiaty... Nigdy nie powiedział o istnieniu serca... Które umarło, a które należało tylko do niej...

Wszystko sie skończyło... Tak jak kończy się ta bajka... Nasz mały bohater... Już nie istnieje... To ja... Ja, który kiedyś płacząc na torach pozbawiałem życia martwe kamienie... Który wypłakując ostatnie krople mojej duszy, spotkałem kogoś tak wspaniałego... Oddałem siebie, po czym straciłem życie... I tak nagle wszystko... Straciło sens... Jakby ktoś zdmuchnął zapałkę, której ogień płonie w nas, której ogień jest ostatnią podróżą naszego życia...



Liczę na obiektywne komentarze, z góry dziękuję.:)

2
Komentarze będą po przeczytaniu przez ciebie regulaminu.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

3
Taki natłok wielokropków niczemu nie służy. Wręcz przeciwnie, rozrywa tekst na trudne do przyswojenia strzępy.



Nie mam pojęcia, o czym to jest. Naprawdę. Próbowałem wczuć się w atmosferę, ale nie potrafię. Motyw samobójstwa może być bardzo nośny, ale oderwane zdania zwodzą na manowce.



Popracuj nad przejrzystością i wyrzuć te cholerne wielokropki.

Trzymaj się.

4
Opowiadanie...

Trudno się czyta, to raz. Na 173 zdania masz 172 wielokropki. Nie za dużo?



Tak naprawdę o niczym toto.

Mamy chłopca bez rodziców, mamy dziewczynę i? No cóż...
Are you man enough to hold the gun?

5
Jeśli chodzi o tekst - po co Ci oceny? Sam świetnie podsumowałeś samym tytułem - "Historia, jakich wiele" (na przyszłość, przecineczek po "historia").

Wielokropki to porażka, brak akapitów to już są błędy kompozycyjne, których najzwyczajniej nie mogę przemilczeć.

Bo wielkropki... rozumiem... masz... taki... styl... to... ma być... celowy środek... nawet jeśli mi się nie podoba.

Lublinianiowiec, tak?

Osobie ze swoich terenów... Ależ się ZUO we mnie krzewi.

Pozdrawiam i wrzuć coś ciekawszego - chętnie przeczytam.

A, nie! Zaraz! <całuje rączki kurtynie, która zatrzymała się łaskawie w połowie>

Nie podoba mi się "nucił przez łzy piosenkę"

1. "Nucił piosenkę przez łzy".

2. Czy coś można nucić przez łzy? Chyba raczej tylko uśmiechać się.



Teraz już możesz.



Kurtyna zapadła, zabijając się.
"Tymczasem zaś trzymajcie się ciepło i bądźcie dla siebie dobrzy".

Przedmowa - list do Czytelnika z "Zielonej mili" Stephena Kinga.



"Zawsze wiedziałem, że jestem cholernie wyjątkowy".

Damon Albarn

6
Pierwsze co się rzuca na oczy to tytuł – już na samym wstępie odpycha informacją, która przekazuje. Po ki grzyb mam czytać coś, co już kiedyś widziałem i to nie raz?!

Po drugie, to tego się nie da po prostu czytać. Przynajmniej ja nie potrafię i to co mi się ciśnie na usta to bardzo wulgarne słowo (osoby poniżej 18stego roku życia i o słabych nerwach proszone są o opuszczenie tej linijki): „O..ja…pier...do…lę…” coś takiego.

W sensie taką formę tekstu. Widziałem, czytałem mnóstwo różnych tekstów i tekścików, ale nigdy nie miałem okazji zobaczyć coś tak bardzo niestrawnego jak to co zaprezentowałeś. Szkoda, że po każdym zdaniu nie stawiałeś wielokropka. Może najpierw naucz się co to jest KROPKA, a dopiero później stosuj wielokropek. Co do treści ledwo przeczytałem pierwsze dwie linijki i sobie odpuściłem, bo nie widziałem najmniejszego sensu w męczeniu reszty tekstu.
No, you won't get me..

7
nie martw się. nie jest to najgorszy tekst jaki w życiu czytałam, będąc na tym forum zdarzało mi się czytać gorsze. Używanie wielokropków jest częstym zabiegiem początkujacych grafomowanów (*to o grafomanach nie do ciebie, a do wszystkich piszących ogólnie ;)). Ale po to właśnie tu jesteśmy - na deugi raz nie będziesz już tak pisał.

Jeśli chodzi o samą historię... jest pokręcona, tak pokręcona, że nie ciężko się ją czyta. Tekst stylizowany na coś w rodzaju jakiejś wizji, sennego "marzenia" - jakoś mi nie odpowiada. Fabuła, cóż... o tym zdaje się, że wiesz sam, nadając opowiadaniu taki właśnie tytuł.



pozdrawiam i liczę na kolejny, lepszy tekst
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron