
Chyba jest nawet sylabiczny.
Można nie czytać

Na śmierć nagłą i własną
Gdy noce krótkie i nieprzespane,
gdy groby rzucają długie cienie,
gdy wszelkie róże sponiewierane,
to mnie nachodzi pewne widzenie.
„To ci romantyk!” – pewnie myślicie. –
„Śni mu się brudna schadzka uliczna!
Bo wyżej miłość ceni niż życie…”
Lecz to historia iście tragiczna.
I bez kobiety (w takim znaczeniu).
Więc jest ulica i noc, i gmachy,
i czarne perły kute w kamieniu,
i pod nogami są kocie czachy.
Na niebie błyszczy i lśni korona,
gwiazdy poranne i wieczorowe,
a ja pod Domkiem Napoleona
szlachetnie sobie rozwalam głowę.
Ciało znajdują dopiero rano
(dokładnie pies, bo tylko on szukał)
i moje szczątki już pozbierano,
no i lokator w drewno odpukał.
„Co mu odbiło?” – były pytania. –
„Dlaczego? I czemu nie na wiadukcie?”
Pies mój płakał przed pójściem do spania,
bowiem oto, co słyszał w kondukcie
(twarz redaktora mówi stroskana):
„Ja mu nie szczędzę kwiatów, owacji,
ale dlaczego on umarł, psze pana,
i nie skończył dla nas ilustracji?...”