Pełnia [historia alternatywna/horror nadnaturalny]

1
W poniższym opowiadaniu znajdują się wulgaryzmy.
====================================================
Takiego skwaru już dawno nie było..
WWWA ja nie marzyłem o niczym innym oprócz snu. I wodzie. O taak, woda, poskromienie pragnienia było jedną z podstawowych rzeczy które powinienem był zrobić ruszając na marsz do Ziwki Starej. Jednak teraz zamiast manierki w ręku ściskałem brytyjskiego stena.
WWWGłupią rzeczą było w ogóle wychodzenie na słońce po nieprzespanej nocy. A ja nieprzespaną noc miałem zawsze po pełni księżyca. Dziś na zewnątrz było jasno prawie jak w dzień i nic nie dawało prowizoryczne zasłanianie okna kocem. Ja po prostu nie mogłem spać podczas pełni. Już chciałem wstać i zamienić się na warty, ale potem pomyślałem, że lepiej nie mieszać. Tej decyzji pożałowałem, kiedy w południe do Huty Stepańskiej przybiegła 14 letnia zapłakana i przerażona dziewczyna, mówiąca, że w Ziwce są upowcy i mordują polaków. Jej rodzice nie żyją. Moi pewnie też, i to od dawna.
WWWPewnej zimnej, lutowej nocy w 1940 roku do mojego domu zapukało NKWD. W domu byliśmy ja, ojciec Andrzej, matka Amelia i babka Elżbieta. Oficer powiedział, że ojciec i matka są aresztowani i mają 10 minut na spakowanie się. Ojciec chciał przekonać Rosjanina, aby wziął tylko go, ale próba negocjacji skończyła się na ciosem kolbą pepeszy w głowę. Ruskie wywlekli płaczącą matkę i nieprzytomnego ojca, stałem ze starą Elżbietą i przyglądaliśmy się tej scenie w milczeniu, wiedziałem że od tej chwili zasady się zmieniły.
Babka umarła miesiąc później. Doktor powiedział że na zawał.
WWWMiałem wtedy 14 lat. Mieszkałem u sąsiadów, przyjaźniłem się z ich synem Henrykiem. Wspólnie (pomimo protestów jego matki, ojciec zginął podczas kampanii wrzesniowej) podjęliśmy decyzję o przyłączeniu się do Armii Krajowej. Dostałem pseudonim ''Szewc'', i nie lubiłem, kiedy ktoś zwracał się do mnie w moim dawnym imieniu. Razem z oddziałem porucznika Kochańskiego przybyłem do Huty Stepańskiej aby zorganizować samoobronę przed nasilającymi się atakami ukraińskich nacjonalistów.
WWWA dziś? Dziś maszerowałem ramie w ramie z komunistycznym, rosyjskim partyzantem. Komuchy były naszymi nielicznymi sojusznikami, w walce ze szwabami i upowcami.
Spragnionym okiem popatrzyłem na manierkę Grigorija. Ten odpiął ją od pasa i widząc moje spojrzenie podarował mi blaszany zbiornik. Wziąłem jeden łyk i podając mu ją z powrotem powiedziałem.
- Spasiba.
Myśląc w zasadzie ''obyś zdechł po tym wszystkim, skurwielu''.
Popatrzyłem na nasz 17 osobowy oddział. Siedmiu z nas to Rosjanie, partyzanci którzy poszli do lasów zaraz po rozbiciu ich jednostek przez Wermacht.
Z jakich nas, kurwa!
Oni są wcale nie lepsi od nazistów, czy Ukraińców. ,,Wzięcie pod radziecką pieczę" nie było niczym innym jak bandycką napaścią, o czym szybko się przekonałem.Moja kuzynka została znaleziona w lesie z przestrzeloną głową i ewidentnymi śladami napaści. Zazgrzytałem zębami. Teraz się o tym nie mówiło, teraz mamy wspólnych wrogów i wspólny cel.
Sierżant podniósł dłoń:
- Stop – powiedział najgłośniejszym szeptem jaki widziałem. - Zbliżamy się do Ziwki. Przygotować się.
Zarepetowałem swój automat. W radośniejszych okolicznościach słowa ''zbliżamy się do Ziwki'' mogłyby wywołać uśmiech na twarzach zgromadzonych, jednak nie w czerwcu 1943.
Rozstawiliśmy się w tyralierze i ruszyliśmy w kierunku pierwszej zagrody, jednak nadzieję na odnalezienie ocalałych szybko się rozwiały.
WWWTo było dziecko, może 7 lat. Okropniejszego widoku w życiu nie widziałem. Chłopiec miał, dosłownie rozpruty brzuch. Mała głowa ledwo co się trzymała rozszarpanej szyi. Jeden z akowców padł na kolana i zwrócił całe skromne śniadanie. Ja stałem w osłupieniu, z lekka dumny, że nie wywołało to u mnie podobnej reakcji.
- Ruszaj się Szewc! - wrzasnął dygocąc z gniewu sierżant – to jeszcze nie koniec!
WWWPoprawiłem uchwyt Stena. Zdziwiła mnie jego reakcja. Ale w takich okolicznościach każdy się zachowuje po swojemu. Doszliśmy do skrzyżowania. Tu trupów było kilka, jeden z nich połamał swoim ciałem sztachety u płota. I nagle coś mnie tknęło. Wszyscy mieli podobne rany, wyglądające na... Pogryzienia?
- Bestie, nie ludzie... - powiedział Stefan Szary, pseudonim ''Kot'' – Co oni ich, kurwa jedli?
- Może Niemcy też ich przyciskają głodem? - odpowiedziałem co mi przyszło na myśl.
- Nie wiem... Boże święty... - Kot wyjął z kieszeni wymiętą chustkę i przycisnął do nosa. Zrobiłem to samo – smród rozkładających się w upale ciał roznosił się po okolicy.
Ale trzeba było sprawdzać dalej. W każdej zagrodzie to samo – trupy z nadgryzionymi ciałami. Przestało mi się to podobać.
- Nie mogli tego zrobić – powiedział cicho Stefan – To...
- Nieludzkie? - Dokończyłem.
- Nawet nie chodzi o jebane moralizatorstwo – odpowiedział patrząc na mnie – Jak dla mnie to dzieło bestii - wskazał palcem na ugryzienie na łokciu młodej, ślicznej kobiety. Potem przejechał palcem pokazując podobne na szyi, które pewnie było przyczyną śmierci i na klatce piersiowej. - Wygląda jakby coś zagryzało ich żywcem. Jeszcze przed wojną widziałem sarnę zagryzioną przez wilka, ale to...
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że całą wieś wymordowały wilki?
- Sam już nie wiem, co o tym myśleć – mówiąc to wstał znad trupa dziewczyny. Miała szeroko otwarte oczy. - Nie ja już ich tylko...
WWWStefan podszedł do stojącego pod oknem stolika na którym stały 4 miski i leżał bochenek chleba. Zdziwiło mnie to – upowcy nie przepuszczali okazji aby uzupełnić zapasy. Popatrzyłem jeszcze raz na leżącą na podłodze dziewczynę – nie wyglądała na zgwałconą. Leżała na wprost drzwi, co sugerowało, że przed kimś uciekała, ale ten ktoś... A może coś ją dorwało. Nagle usłyszałem trzask bitego szkła. To Stefan zrzucił właśnie wszytko ze stołka, jeden z partyzantów pojawił się w drzwiach z Nosinem gotowym do strzału, jednak widząc że to tylko my, i po spojrzeniu na trupa poszedł dalej wymiotować. Ja też wyszedłem, zostawiłem Kota siedzącego z głową w dłoniach. Bez większej nadziei sprawdziłem kolejny dom.
Na podłodze leżał noworodek.
Tego nawet dla mnie było za wiele. Upadłem boleśnie na kolana i zwymiotowałem. Usłyszałęm jakiś szelest pod podłogą, jakby ktoś się przewrócił. Szybko wstałem i chwyciłem mocno karabinek. Zobaczyłem właz do piwnicy. Jeden z rosyjskich towarzyszy wpadł do izby z zarepetowaną bronią. Przygotowaliśmy się. Powoli otworzyłem właz, a Rosjanin krzyknął.
- Vyyti! Ruki vverkh!
- Ne strelyayte! Podvergayetsya! Proshu!
- Taaak? To wyłaź sukin synu! Nemedlenno!
Ukrainiec powoli z rękami w górze wyszedł z piwniczki. Smród uryny zdawał się przebijać rozkładające się w upale ciała. Facet miał obsikane spodnie. Rosjanin – komunista cofnął się i kiwnął do mnie głową abym go przeszukał. Nie dało mi to nic oprócz umoczenia sobie ręki w urynie upowca podczas przeszukiwania jego spodni. Na twarzy miał wypisany strach.
- Dopomozhit' meni , bud' laska... - powiedział do mnie łamiącym się głosem.
- Pomóc? Zaraz ci jebut' twaja mat' pomogę! - krzyknął Rusek uderzając mężczyznę w brzuch.
- Ukrainiec skulił się na podłodze
Komunistyczny partyzant, chwycił go za kołnierz i wywlókł krzyczącego na drogę. Zamieszanie ściągnęło cały oddział wokół ofiary Rosjanina. Sierżant wystąpił przed szereg.
- Znaleźliśmy tego sukin syna w piwnicy. - zameldował – nie wygląda na polaka... - Rosjanin miał na myśli czerwono – czarną opaskę na ramieniu upowca co jednoznacznie wskazywało przynależoność narodową postaci leżącej na piasku.
Sierżant kopnął go pod żebra.
- W imieniu Polski Podziemnej... - powiedział niby uroczyście - … A jebać to. - odwrócił się – Ta bestia jest wasza.
- Bud' laska , zachekayte! Monstry!
- Ja ci kurwa dam potwory – ryknąłem uderzając go kolbą stena w twarz
- Monstry atakuyut! - wtedy coś mnie tknęło. Jakie potwory? W jednej chwili zostałem odsunięty przez tłum mężczyzn pragnący zemsty. Po chwili jęki ustały. Skatowany Ukrainiec umarł. Przynajmniej oszczędziliśmy amunicję.
Popatrzyłem jeszcze na pogryzione ciała ofiar rzezi. Czy to możliwe?
- Topola!
- Tak jest, panie sierżancie - młody partyzant pojawił się przed obliczem dowódcy.
- Weź Dzika i gazem do Huty, potrzeba tu więcej ludzi!
- Tak jest!
Wyznaczeni ludzie rzucili ostatnie spojrzenie na miesce masakry i pobiegli wykonać rozkaz.
***
Rzeczka Czapelka płynęła spokojnie, nie zwracając uwagi na cały Boży świat. Była to piękna księżycowa noc. Takie wrażenie jednak szybko się traciło z rzutem oka na wyrżniętą wieś. Dodatkowo niepokój który odczuwaliśmy z powodu niewracjących gońców spowodował, że wyglądaliśmy jak załoga twierdzy szykującej się na oblężenie. Sierżant był przekonany, że wpadli w zasdzkę upowców. A że udało mi się złapać kilka godzin snu, przyjąłem pierwszą wartę.
Monstry atakuyut' – ostatnie słowa Ukraińca wciąż nie dawały mi spokoju, jednak nikt nie podzielał moich obaw. Nawet Stefan. A to on rzucił teorię, że mordu dokonał nie ktoś, a coś...
Dostrzegłem ruch w krzakach po drugiej stronie Czapelki. Przyłożyłem Stena do ramienia – nie byłoby to dla mnie pierwsze użycie tej broni. Zdążyłem go polubić po tym jak, w 1942 zmasakrowałem posterunek Niemców... Ale to dawne czasy. Trąciłem ręką Staszka, który próbował (z marnym skutkiem) nie zasnąć opierając się o Mausera. Wskazałem mu kierunek, gdzie dostrzegłem poruszające się zarośla. Na chwilę jednak wszystko ucichło, nawet świerszcze i żaby dające o tej porze roku conocny koncert musiały przerwać. To mnie właśnie zaniepokoiło. Nagle z krzaków wystrzelił w górę jakiś kształt i wylądował za nami. Zawył niemiłosiernie. Przypominało to wilka właśnie. Nie wiem jakim cudem to zapamiętałem. Czas zwolnił, a my siedzieliśmy jak wmurowani. Nagle monstrum rzuciło się na Staszka w jednej chwili rozszarpując go na strzępy. Monstry atakuyut'. Jakaś cząstka mnie kazała się ocknąć i ratować życie. Przyłożyłem automat i posłałem amatorską serię, która traciła to coś. Nie zrobiła mu jednak wielkiej krzywdy – odwrócił się w moją stronę. Oczy bestii świeciły w ciemności. W świetle księżyca zobaczyłem z czym tak naprawdę mam do czynienia. Nic innego jak mityczny stwór – wilkołak. Babcia straszyła mnie, że jak będę niegrzeczny, to w pełni księżyca przyjdą złe wilki i mnie zabiorą.
To dlatego nie mogłem spać w pełni księżyca.
Stwór naprężył się i wypiął naprawdę imponujące pazury. Chciał się poznęcać nad swoją ofiarą. Nacisnęłam jeszcze raz spust, jednak magazynek był już pusty. To koniec. Odrzuciłem Stena i zacząłem się cofać. Dałbym sobie rękę uciąć, że wilkołak widząc mą bezradność złowieszczo zarechotał po czym ruszył wolno w moją stronę. Osłoniłem się łokciem, a potwór szykował się do zadania decydującego ciosu. Nagle okolicą wstrząsnął huk wystrzałów. To reszta oddziału strzelając z różnej broni uratowała mi życie. Wilkołak zawył boleśnie i skoczył z powrotem na drugą stronę rzeczki.
Obok mnie pojawił się Stefan.
- Niech mnie licho... Ukraińcy nie kłamali.
Huk wybuch na chwilę mnie ogłuszył. To granat poleciał w stronę krzaków. Ponadto wilkołaka próbował dorwać grad kul, nie sądzę jednak, że tam jakikolwiek jeszcze był. Tracili tylko cenne naboje
Stefan pomógł mi wstać. Cały się trzęsłem, nie chciałem patrzeć się na pozostałości Staszka.
- Za mną! - krzyknął trzymający parabellum sierżant – dorwiemy to!
- To... To zły pomysł! - trzymający mnie kompan wyraził moje obawy.
- Zamknij się!
Kilku partyzantów pobiegło za nim, wilkołaki pojawiły się chwilę po przekroczeniu mostku. Jeden z nich wykonał swoisty piruet śmierci, kosząc sierżanta i trójkę innych ludzi, rzucił się na ich zwłoki i zaczął zjadać. Drugi nabił człowieka na szpony i unosząc wrzeszczącą ofiarę w powietrze szarpnął pazurami po krtani, uwalniając fontannę krwi. Coś okropnego. Reszta partyzantów która pobiegła z misją odwetową zamarłą, trzech o mocniejszych głowach zaczęło strzelać do bestii, jeden najrozsądniejszy biegł w naszą stronę. Na nic to – bo zza drzew wyłoniło się jeszcze dwóch wilkołaków którzy wykończyli resztkę żołnierzy.
Na drugiej stronie rzeczki pozostała nas czwórka. Ja, komunista, który poczęstował mnie wodą Kot i Wiktor, też Rosjanin. Zorientowałem się po chwili, że Grigorij i Stefan wloką mnie do jakiegoś domostwa. Upuścili mnie na podłodze, cała była w czymś lepkim – to była krew.
- Wstawaj! - to był krzyk Rosjanina, poczułem, jak mnie ciągnie ku górze, podał mi pistolet. - Nie ma czasu na dochodzenie do siebie, jeżeli coś nie delayem to po nas, ponyat'?
WWWNie dał mi czasu na odpowiedź, usłyszałem strzały, To Stefan i Wiktor strzelali przez okna, chyba bez większych efektów, bo usłyszałem głośne ''kurwa!'', z ust polskiego partyzanta. Tknięty przeczuciem wycelowałem TT-tkę w drzwi, w których po chwili pojawił się świecący oczami w ciemności potwór. Strzeliłem kilka razy w jego kierunku, ten jednak nic sobie z tego nie robiąc ruszył na dwóch zszokowanych Rosjan i za jednym zamachem pozbawił ich życia. Teraz to już na pewno koniec, pomyślałem zrezygnowany. A wystarczyło posłuchać upowca... Stefan jednak podjął ostatnią próbę walki z potworem – ruszył na niego z nabitym na Mausera bagnetem (jakim sposobem tak szybko go przygotował?) wbijając prowizoryczną włócznię na wysokości wątroby (jakby to było w przypadku człowieka). Ten jęknął przeraźliwie, zaczął wymachiwać pazurami i uderzył Stefana wierzchem... Łapy? Uderzenie było tak silne, że ''Kot'' poleciał na ścianę i się od niej odbił, po czym wylądował na podłodze domku. Krew wypływająca z jego ust nie świadczyła dobrze o jego sytuacji. Strzeliłem jeszcze dwa razy do wilkołaka, ten przestał się szarpać z wystającym z jego rany Mauserem (taka broń wyglądałaby w jego rękach jak zabawka). Przez chwilę stałem w półmroku bez ruchu. Nie wiedziałem co począć dalej, czułem że na zewnątrz wciąż są wilkołaki. Moje obawy potwierdziły się, kiedy jeden z nich wystawił łeb przez okienko, wybijając tym samym szybę. Popatrzył się na mnie i znowu wydał ten przerażający rechot. Nagle jednak coś świsnęło w pokoju i kawał metalu wystawał teraz ze łba stwora. Siła impetu odrzuciła owłosioną głowę do tyłu, usłyszałem chrupnięcie. To była strzała. Na zewnątrz usłyszałem kroki. W futrynie pojawiła się głowa, tym razem – ludzka.
- Szybko, chodź! - powiedział tajemniczy wybawca. Ja jednak stałem jak wryty, usłyszałem metaliczny trzask – to Mauser wypadł z rany wilk... Człowieka?
Teraz w kącie, obok trupa Stefana leżał nagi, dobrze zbudowany mężczyzna. Poczułem, jak postać wyciąga mnie na dwór. Było tam jeszcze dwoje ludzi, ubranych w czarne płaszcze i uzbrojonych w... Kusze? Trochę archaiczna broń. Jeden z nich poczęstował mnie wodą – nie odmówiłem. Po chwili poznałem też prawdziwą liczebność oddziału, który mnie uratował – ośmioro ludzi. Wyciągi wszystkich nagich mężczyzn przed budynek i podpalali ich ciała. Swąd palonego mięsa wypełnił okolicę
- To po to, by się już nie obudziły – objaśniła uśmiechając się kobieta stojąca obok mnie. - Jak masz na imię?
- Możesz.... Możesz mówić mi ''Szewc''.
- Nie pytam o pseudonim – odpowiedziała uradowana. - Oddziałek ''ludzi w płaszczach'' zbliżył się
- Nie lubię swojego imienia - wciąż nie mogłem uwierzyć, że kobieta zachowuje się jakby nigdy nic.
- Miałeś dużo szczęścia – najwyższy mężczyzna z grupy zbliżył się do mnie – Jestem Karol. Jesteśmy... Jesteśmy łowcami wilkołaków – wyciągnął do mnie dłoń.
- Dlaczego nie przyszliście wcześniej? - zapytałem nie siląc się na kurtuazyjne gesty.
- Nie byliśmy pewni, czy sprawcami nie jest UPA – odpowiedział drapiąc się z zakłopotaniem po łysej potylicy - Nasz brat poinformował nas jednak, że mord nie jest sprawką ludzi. Przybyliśmy trochę za późno.
- Wasz brat? - zapytałem zbity z tropu – Ale...
- Ihor. Ten ukrainiec którego skatowaliście - w jego głosie dało się usłyszeć smutek - Gdybyście go posłuchali, nie doszłoby do kolejnej rzezi.
- Ale... Współpracujecie z upowcami, czy co?!? Kim wy kurwa jesteście!?!
- Pragnął wolnej Ukrainy, tak jak wy wolnej Polski. Nasze Bractwo mu nie pomagało. Miał nas jedynie informować o kontakcie z wilkołakami. Zresztą był przeciwny mordowaniu twoich rodaków. W swoim roju służył jako sanitariusz...
- Bracie przełożony... - wtrąciła kobieta – Musimy już iść...
- Oczywiście, siostro – odpowiedział przełożony. - Odprowadzimy pana do Huty.
***
WWWSzliśmy przez las. Łowcy nie chcieli ryzykować marszu główną drogą, obawiali się Ukraińców, którzy coraz zuchwalej atakowali polskie wioski. Nagle osoba prowadząca oddział podniosła dłoń i wszyscy padliśmy plackiem na leśnej ściółce. Dało się słyszeć radosne ale i złowieszcze pokrzykiwania mężczyzn i przeraźliwy krzyk kobiety.
- Stoyaty, suka! - krzyknął jeden z upowców, dostrzegłem ich trzech, z czego jeden już ściągał spodnie dążąc do zaspokojenia swoich pragnień.
- Boże... Nie – powiedziałem, zamykając oczy. Dobrze wiedziałem, że dowódca łowców nie ma zamiaru czegokolwiek z tym robić. Nagle... Obok zaczynającego już swoje ''igraszki'' z młodą kobietą Ukraińca pojawił się wilkołak. Usłyszałem świst uwolnionej strzały. Jedyny ocalały, czyli niedoszła ofiara gwałtu szubko zebrała się z szoku i pobiegła w nieznanym kierunku. Dwóch łowców podniosło się i pobiegło zapewne spalić ciało. My ruszyliśmy dalej. Kiedy Huta Stepańska ukazała się moim oczom zaczynała się szarówka kolejnego, krwawego czerwcowego dnia na Wołyniu. W dodatku zanosiło się na deszcz. To dobrze obmyje krew ofiar.
- To koniec naszego spotkania... Szewcu – uśmiechnął się przywódca płaszczowców - Jednak nie mówię żegnam.
- Szkoda...- odpowiedziałem.
- No wiesz... Chłodne pożegnanie jest niestosowne, zwłaszcza po tym, co dla ciebie zrobiliśmy.
- Rozumiem, że za chwilę otrzymam ofertę współpracy nie do odrzucenia...
- No właśnie. Potrzebujemy ludzi takich jak ty. W obliczu zagrożenia nie straciłeś głowy i byłeś zdolny reagować. Ponadto potrzeba nam ludzi z wiedzą wojskową. Chciałbym też, aby... Abyś nie mówił wszystkim o nas i o wilkołakach... Bracie. Powiedz swoim towarzyszom broni, że napadł was oddział UPA.
- Cóż... Zrobię tak. - odpowiedziałem.
- Zatem życzę powodzenia... No i sukcesu w walce o wolność.
Odwróciłem się na pięcie i skierowałem do wsi. Powstała kiedyś na wypalonych obszarach Puszczy Stepańskiej... Ciekawe co było przyczyną pożaru... Może wilkołaki właśnie? Odwróciłem się, lecz moich wybawców już nie było. Nagle uświadomiłem sobie, że o tyle ich chcę zapytać – jak długo istnieją, ilu ich jest, i o co, kurwa chodzi z tymi wilkołakami?
- Stać! - usłyszałem krzyk wartownika. Uśmiechając się uniosłem ręce pokazując, że nie jestem uzbrojony. Ze stróżówki wyszło dwóch ludzi uzbrojonych w radzieckie pepesze.
- Jezu Chryste! - zawołał jeden z nich – biegnij po dowódcę, powiedz, że ci z Ziwki wrócili!
Partyzant posłusznie pobiegł do dowódcy, ja tymczasem opuściłem dłonie i popatrzyłem na ich spody – były pokryte zakrzepniętą krwią...
=========================================================
Posłowie:
Mord Wołyński wydarzył się naprawdę, ale nie uczestniczyły w nim wilkołaki. Wioski Huta Stepańska i Ziwka Stara faktycznie istnieją, w tej pierwszej działała silna samoobrona. Wszystkie postacie, poza wspomnianym porucznikiem Armii Krajowej Władysławem Kochańskim są oczywiście fikcyjne. Nie miałem na celu obrazę niczyich uczuć tym opowiadaniem, jeśli jednak tak się stało, to serdecznie przepraszam.
Ostatnio zmieniony śr 09 kwie 2014, 12:45 przez SandMan, łącznie zmieniany 1 raz.

2
O taak, woda, poskromienie pragnienia było jedną z podstawowych rzeczy które powinienem był zrobić ruszając na marsz do Ziwki Starej.
Przecinek przed „które”.
mówiąca, że w Ziwce są upowcy i mordują polaków.
Lepiej by było „mówiąc”, ale dziewczyna, która przybiega z taką wiadomością, to racze nie mówi, ale krzyczy, rozpacza itp. Talie sformułowanie – to brak dynamiki i tragizmu sytuacji.
„polaków” - „Polaków"
Ojciec chciał przekonać Rosjanina, aby wziął tylko go, ale próba negocjacji skończyła się na ciosem kolbą pepeszy w głowę.
„...wziął tylko jego,” ; „...skończyła się ciosem”
wiedziałem że od tej chwili zasady się zmieniły.
Babka umarła miesiąc później. Doktor powiedział że na zawał.
Przecinki przed „że” . Powtarzają się one zbyt blisko siebie. Pierwsze „że”, można w ogóle usunąć (wstawiony przecinek powinien zostać).
Dostałem pseudonim ''Szewc'', i nie lubiłem, kiedy ktoś zwracał się do mnie w moim dawnym imieniu.
Dostałem pseudonim ''Szewc'' i nie lubiłem, kiedy ktoś zwracał się do mnie, używając mego dawnego imienia.
Dziś maszerowałem ramie w ramie z komunistycznym, rosyjskim partyzantem.
„ramię w ramię”
Siedmiu z nas to Rosjanie, partyzanci którzy poszli do lasów zaraz po rozbiciu ich jednostek przez Wermacht.
Przecinek przed „którzy”.
- Stop – powiedział najgłośniejszym szeptem jaki widziałem.
Szeptu się nie widzi, prędzej słyszy.
wyglądające na... Pogryzienia?
Dlaczego „Pogryzienia” dużą literą?
Co oni ich, kurwa jedli?
Przecinek przesunąłbym przed „jedli”.
Ale trzeba było sprawdzać dalej. W każdej zagrodzie to samo – trupy z nadgryzionymi ciałami. Przestało mi się to podobać.
Przestało? A dotychczas się podobało?
Nie ja już ich tylko...
Podejrzewam, że miało być „Niech”.
Ja też wyszedłem, zostawiłem Kota siedzącego z głową w dłoniach.
Może: ...z głową ukrytą w dłoniach.
Znaleźliśmy tego sukin syna w piwnicy. - zameldował – nie wygląda na polaka...
Kropka niepotrzebna i „polaka” dużą literą.
czarną opaskę na ramieniu upowca co jednoznacznie wskazywało przynależoność
Przecinek przed „co”.

Pomijając błędy, cały ten fragment jest nieźle napisany, dialogi naturalne (na ile jesteśmy w stanie to ocenić), reakcje żołnierzy i zabijanego Ukraińca również, dobrze pokazany dramatyzm sytuacji, przemieszanie wrogów i przyjaciół spowodowane niezależnymi od nich okolicznościami – życiowe i prawdziwe. Brakuje trochę rozwiniętego opisu tła; przydałoby się więcej takich szczegółów jak te cztery miski i bochenek chleba, które dodatkowo budują atmosferę grozy i tajemnicy przed nieznanym.
I jeśli te wypadki nastąpiły po tym, jak zapłakana dziewczyna mówiła, że mordują Polaków i oddział ruszył w to miejsce, to nie mogli jeszcze czuć smrodu rozkładających się ciał.
Była to piękna księżycowa noc.
Bez „to”.
Takie wrażenie jednak szybko się traciło z rzutem oka na wyrżniętą wieś.
„z rzutem oka na...” – takie wyrażenie nie przejdzie.
Dodatkowo niepokój który odczuwaliśmy z powodu niewracjących gońców spowodował, że wyglądaliśmy jak załoga twierdzy szykującej się na oblężenie.
Przecinek przed „który”.
Na chwilę jednak wszystko ucichło, nawet świerszcze i żaby dające o tej porze roku conocny koncert musiały przerwać.
Ostatnie dwa słowa do usunięcia.
Nagle z krzaków wystrzelił w górę jakiś kształt i wylądował za nami. Zawył niemiłosiernie. Przypominało to wilka właśnie. Nie wiem jakim cudem to zapamiętałem. Czas zwolnił, a my siedzieliśmy jak wmurowani. Nagle monstrum rzuciło się na Staszka w jednej chwili rozszarpując go na strzępy.
Dwa razy „Nagle”. I to, że w jednej chwili rozszarpało go na strzępy, nie brzmi wiarygodnie. Poza tym opis tego dramatu należałoby jakoś przedstawić mniej zdawkowo.
Przyłożyłem automat i posłałem amatorską serię, która traciła to coś.
Zbyt enigmatycznie.
W świetle księżyca zobaczyłem z czym tak naprawdę mam do czynienia.
„tak naprawdę” - zbędne.
Reszta partyzantów która pobiegła z misją odwetową zamarłą, trzech o mocniejszych głowach zaczęło strzelać do bestii, jeden najrozsądniejszy biegł w naszą stronę. Na nic to – bo zza drzew wyłoniło się jeszcze dwóch wilkołaków którzy wykończyli resztkę żołnierzy.
Przecinki przed „która', „którzy”.
Na drugiej stronie rzeczki pozostała nas czwórka. Ja, komunista, który poczęstował mnie wodą Kot i Wiktor, też Rosjanin.
Przecinek przed „Kot”.
bo usłyszałem głośne ''kurwa!'', z ust polskiego partyzanta
Tu z kolei niepotrzebny.

Dalej przestanę zajmować się przecinkami; zbyt dużo tego.
Uderzenie było tak silne, że ''Kot'' poleciał na ścianę i się od niej odbił, po czym wylądował na podłodze domku.
...poleciał na ścianę, odbijając się od niej, po czym...
Wyciągi wszystkich nagich mężczyzn
Wyciągnęli
- Nie pytam o pseudonim – odpowiedziała uradowana.
Co ją uradowało? Brzmi nienaturalnie.
że kobieta zachowuje się jakby nigdy nic.
Lepiej by było np: ...zachowuje się, jak gdyby nie zaszło nic szczególnego.
Ten ukrainiec którego skatowaliście
Ukrainiec, podobnie jak Polak – dużą literą.
W swoim roju służył jako sanitariusz...
Skąd ten „rój”?
zebrała się z szoku
Błędne wyrażenie. Może być „otrząsnęła się”.
pobiegła w nieznanym kierunku. Dwóch łowców podniosło się i pobiegło zapewne spalić ciało.
Dwa razy „pobiegło”.
że o tyle ich chcę zapytać
Do przeredagowania.

Ta część przedstawia się trochę gorzej. Brakuje autentyzmu, który był w pierwszej, ale rozumiem, że trudno o niego w opisach walki z wilkołakami. Te opisy, stanowiące istotę tego fragmentu, niczym jednak nie zaskakują, standardowe, przejście ze świata w miarę realnego do fantastycznego może i bez specjalnych zgrzytów, ale ten drugi nie jest ciekawy. Wilkołaki schematyczne, oprócz mordowania nic z tego nie wynika. Można by się pokusić o głębsze porównanie ich postaci, uczynków, motywów z działaniami partyzantów i upowców, co oczywiście w jakimś stopniu jest zrobione, ale brakuje takiej analizy. A także dodać jakiś sens do ich ataków. Ich pogromcy wychodzą z nicości i w nicość powracają, jak cienie, bez racji, historii, osobowości etc. Co ich łączyło z zamordowanym Ukraińcem? Zakończenie nijakie, rozstanie z „płaszczowcami” pozostawia niedosyt, zbyt szybko zrezygnował z wciągnięcia bohatera w swoje szeregi, a była to okazja do stworzenia rozmowy, wyjaśniającej kim są. Gdyby był zapowiadany ciąg dalszy, to co innego. A tak, całość jest tylko historyjką bez specjalnej treści, którą zapomni się po przeczytaniu.
Błędów i potknięć sporo, były też literówki których nie ruszałem i braki kropek na końcu zdań.
Powinieneś poświęcić trochę czasu na autokorektę.

3
Gorgiasz pisze:Dlaczego „Pogryzienia” dużą literą?
Po wielokropku nie powinno tak być?
Gorgiasz pisze:Skąd ten „rój”?
Rój - drużyna w UPA.
Gorgiasz pisze:zbyt szybko zrezygnował z wciągnięcia bohatera w swoje szeregi
Przecież został w nie wciągnięty
- Cóż... Zrobię tak. - odpowiedziałem.
Nawet się zgodził
Gorgiasz pisze:Gdyby był zapowiadany ciąg dalszy, to co innego.
Hmmm... Zakończenie napisałem z myślą o kolejnych opowiadaniach w takim klimacie i z tym bohaterem. Myślałem że to widoczne, ale w takim razie przeredaguję je.

No cóż, z resztą muszę się zgodzić, a szczególnie z interpunkcją. Dzięki za ocenę Gorgiasz :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”