Ciekawe Czasy

1
Napadło mnie, żeby napisać taki tekst. Zobaczymy jak to wyszło. Mam nadzieję, że otrzymam szczere i obiektywne opinie. :)

Ciekawe Czasy
I
___Powolnym krokiem powłóczyłem nogami. Mijałem kolorowe neony i reklamy.
___Miasto.
___Ludzie szli i mijali mnie, jakbym był drzewem, czy inną przeszkodą, może tak lepiej? Chyba nie chciałbym z nimi rozmawiać. Zresztą o czym? O tym że spóźnili się na obiadek u teściowej? To wielka zbrodnia, no ale co mnie to obchodzi?
___Po co mi to wszystko? Żyję w mieście, w którym każdy zabija siebie by zdobyć lepszą posadę i zgarnąć trochę więcej kolorowych papierków. Ciekawe czasy. Nie ma co.
___Ruszyłem w kierunku parku. Jak dobrze, że jeszcze nie postawili tu osiedla... jeszcze.
___To miejsce nie wyglądało zbyt pięknie. Ścieżka była wykonana z klinkieru, który nie wyglądał atrakcyjnie. Rzeczka, która przecinała park na dwie nierówne części była zamieszkała przez ławicę śmieci. Drzewa były przesadnie przycięte, więc przypominały bardziej brązowe i suche kłody niż zielone bryły, a już na pewno nie były ozdobne - po prostu belki wbite w ziemię.
___Usiadłem na ławce, która wyglądała w miarę stabilnie i patrzyłem na to "dobro natury". Zwróciłem uwagę na mostek, który wyglądał najlepiej z całego parku. Mniej więcej na środku parku był dość spory most (w skali parku był duży, ale w rzeczywistości jeżeli trzy osoby stały obok siebie to robiło się ciasno) wykonany z kamienia. Wyglądał jakby to był zabytek, ale nie wnikałem kiedy był budowany, bo co mnie to obchodzi?
___Obok mnie dosiadł się mężczyzna. Był w wąskich okularach i miał dość duże zakola. Był w garniturze i spojrzał na mnie. Czekałem aż się mnie spyta czy chcę dołączyć do jakiejś sekty. W sumie... i tak chyba nie mam nic do stracenia.
___- Ładny dzień, prawda? - rzekł mężczyzna i patrzył na mnie. Zaraz pewnie się spyta czy wierzę w życie po życiu i zaproponuje przysięgę krwi klanu nekromantów, czy coś w tym stylu.
___- Ładny - odparłem niezbyt wylewnie.
___- Co pan myśli o naszej rzeczywistości? - Spojrzałem na niego i zastanawiałem się co powiedzieć.
___- No więc, myślę, że teraz mamy ciekawe czasy - zacząłem dyplomatycznie.
___On wyglądał na zaskoczonego.
___- A chce się pan podzielić swoim zdaniem? - Zapytał po chwili milczenia. A później dodał: - Nazywam się Artur Drelich.
___- Miło mi, nazywam się Tomasz - odpowiedziałem. - Tak więc myślę, że technika ludziom pomieszała w głowach. Widzę, że ludzie chwalą się swoją głupotą na elektronicznym forum, chociaż kiedyś było to nie do pomyślenia, oczywiście w czasach gdy ludzie nie byli anonimowi w takim sensie jakim dzisiaj są. Zdaje mi się, że w tych czasach hasła takie jak "miłość", "wolność", "swoboda" straciły swoje znaczenie.
___- Dlaczego? - zapytał Artur, który rozsiadł się w ławce i był wyraźnie zainteresowany tym co mówię.
___- Ludzie mają teraz za dużo swobody i wolności. Sami nie wiedzą co z nią zrobić, więc sprzeciwiają się czemu tylko mogą. Niech pan spojrzy na tę aleję - wskazałem na deptak, którym tutaj przyszedłem - widzi pan, wszędzie mamy, że się tak wyrażę, oczojebne reklamy, które narzucają nam, że trzeba kupić dany produkt. To jest gorsze niż straszenie gniewem boskim w średniowieczu!
___- Chyba nie jest tak źle - powiedział powoli mój towarzysz.
___- Ma pan rację - przyznałem łagodnie - gdyby był teraz komunizm, to nie byłoby nic własnego, a jednocześnie byłby totalitaryzm i monopol, który zadziałałby odwrotnie, ale czy to źle? Tego nie wiem.
___- Zaciekawił mnie pan - podsumował mężczyzna w okularach. ___Spojrzał na mnie przebiegle i uśmiechnął się. - Co by pan zrobił, gdyby miał pan możliwość odbycia podróży w czasie?
___Tego się po prostu nie spodziewałem. Myślałem, że się zapluję, ale nie, wstrzymałem się i pokiwałem głową. Nie wiem jak on to odebrał, ale dla mnie to było tłumienie mieszanki zaskoczenia, śmiechu i... strachu?
___- Co pan ma na myśli?
___- Mów mi Artur. Jestem inżynierem i zajmuję się hibernacją. Potrzebuję ochotnika przedstawiciela gatunku ludzkiego, który odważyłby się zaryzykować. Co pan o tym myśli?
___Co ja o tym myślę? To dla mnie czarna magia i czyste uga-buga, ale raz się żyje.
___- Myślę, że moglibyśmy podyskutować na ten temat.
II
___Sam nie wierzę, że się na to zgodziłem. To czyste szaleństwo! Nie rozumiem co mnie podkusiło. Wczoraj podpisałem umowę, w której zgodziłem się zahibernować moje ciało na okres tygodnia, w imię nauki!
___Teraz czekam na to aż wszystko przygotują. Obiecywali, że długo to nie potrwa. Wariaci w białych kitlach. Mówili, że będę symbolem nauki. Pierwszy człowiek, który został zamrożony i przeżył. Nie wierzę w to. Nie sądzę, że przeżyję - chociaż polubiłem życie, a zdałem sobie z tego sprawę dopiero po podpisaniu umowy na moją mroźną egzekucję. Co ja powiem rodzeństwu jak mnie zamrożą...? Chyba wtedy już nic nie powiem.
___- Tomasz Malinowski? - spytał młody mężczyzna w białym kitlu, wąskich okularach i fryzurze na jeża, który wszedł do mojego pokoiku.
___- Owszem, to ja. - Stanąłem na baczność i czekałem na jego reakcję, ale on stał niewzruszony.
___- Proszę za mną. Wszystko przygotowane.
___Tak więc ruszyłem za jajogłowym młodzieńcem w okularkach.
Ostatnie kilka dni spędziłem w dość ciekawym budynku, który stał na przedmieściach. Wyglądał jak zwykły biurowiec. Nie sądziłem, że w jego podziemiach są takie ekskluzywne kompleksy. Nawet jedzenie było dobre.
___Szedłem przez labirynt korytarzy, które - jak mniemam - były głęboko pod ziemią. Drzwi z numerem 74, 76, 78. Trzeba iść dalej. Mój pokój miał numer 24m. Czemu to zapamiętałem? Nie wiem.
___- Proszę się rozluźnić. To nie będzie trwało długo...
___- ... i nie będzie bolało. Wiem - dokończyłem za niego.
___Stanęliśmy przed dużymi, żelaznymi drzwiami, które mechanicznie się otwierały. Nie tak jak na tych filmach, w których błyskawicznie znikały w ścianach. Powoli i majestatycznie ukazując z całym wdziękiem coraz większą panoramę pomieszczenia hibernacyjnego. Taki przesyt, że można by się zrzygać tym.
___Po chwili drzwi się otworzyły i weszliśmy do środka. Pomieszczenie było dość duże. Właściwie ogromne. Było tam mnóstwo komputerów i kapsuła, która skojarzyła mi się z serialem animowanym Dragon Ball - była w formie kuli z widocznym, zamkniętym wejściem. Ciekawe, zawsze hibernacja kojarzyła mi się z trumną, taką jak w filmie Seksmisja.
___- Witam, jak tam samopoczucie, Tomaszu? - zapytał Artur.
___- Bywało lepiej - odparłem szczerze i dalej rozglądałem się po sali hibernacyjnej.
___- Trzeba się rozluźnić - powiedział i ruszył w kierunku kapsuły. - Proszę za mną.
___Nie trzeba było mi powtarzać, ruszyłem w odległości dwóch kroków za nim. Gdybym tylko mógł się rozluźnić, to byłoby fajnie. Każdy w chwilach stresu próbuje się uspokoić, a wychodzi jeszcze gorzej. W mojej piersi zamiast serca był motorek rozpędzał się i bił coraz szybciej. Szedłem i każdy krok słyszałem wyraźnie. Odbijał mi się echem w głowie.
___- Wszystko będzie w porządku - pocieszył mnie, a raczej próbował, Artur. - Proszę podejść. Widzisz, tutaj są twoje wyniki. Jesteś idealnym kandydatem.
___Nawet gdyby nie, to i tak by mnie okłamali i powiedzieli, że i tak jestem.Jakoś dziwnie mnie to nie pocieszyło. Na co ja się zgodziłem?
___- Tak jak wcześniej mówiłem. Najpierw dostaniesz zastrzyk, a następnie wejdziesz do kapsuły. W środku poczujesz chłód. Może być nawet chwilami zimno, a spotkamy się za tydzień. Chcesz coś powiedzieć?
___- Nie, czuję się wspaniale i jestem gotowy do współpracy - skłamałem i usiadłem na fotelu, przy którym były strzykawki z dziwną, oleistą substancją w środku.
___Wystawiłem rękę i jeden z techników starał się delikatnie ukłuć. Coś mu się nie udało, ale wybaczyłem dość szybko. Poczułem jak chłodna substancja idzie mi przez żyły do serca. Poczułem jak świat zwalnia i moje kończyny zrobiły się jak z gumy. Zrozumiałem co Grabaż miał na myśli w piosence "Nasze nogi są jak z gumy".
___- Teraz pomożemy ci wejść do kapsuły - powiedział Artur.
___Sam bym w życiu nie dał rady. Ciekawe co było w środku...
___Szedłem trzymany przez dwóch techników, obok szedł doktor magister inżynier (...) Drelich i mówił jak bardzo to jest bezpieczne.
___Po chwili już siedziałem w kapsule. Wnętrze przypominało mi jaskinie, ale nie wiem czemu, nie chciało mi się wierzyć moim sugestiom. Wszystko wydawało mi się dziwne, pewnie przez ten zastrzyk...
___- Do zobaczenia za tydzień - pożegnał mnie Artur apokaliptycznym tonem. Miałem wrażenie, że go nigdy już nie zobaczę.
___Siedziałem i patrzyłem się na wnętrze kuli. Po chwili każdy mój oddech zamieniał się w parę. Chciało mi się spać. Zdawało mi się, że świat się coraz bardziej oddala... i oddala... i oddala.
III
___Otworzyłem oczy i świat wirował mi przed oczami. Widziałem czyjeś twarze, ale nie potrafiłem dostrzec twarzy. Wzrok mi uciekał, a po chwili uciekłem, a raczej moja świadomość mi uciekła.
___Podobna sytuacja zdarzyła się jeszcze kilka razy.
W końcu się obudziłem. Z początku nic nie widziałem. Miałem oczy otwarte, lecz czułem się jakbym był w piwnicy. Po paru minutach robiło się coraz jaśniej. Ślepia mnie bolały jak jasna cholera. Jeszcze parę minut minęło zanim odzyskałem wzrok.
___Było jasno, ale nie dostrzegłem żadnej lampy. Spojrzałem w sufit i wydawał mi się nieskazitelnie biały. Jeszcze nigdy nie widziałem tak czystego sufitu. Nawet tuż po pomalowaniu. W rogach nie było śladów pajęczyny. Spojrzałem na okno. ___Poczułem się jak w izolatce. Nie było okna. Wstałem, a raczej spróbowałem wstać. Połowa z moich mięśni mnie nie posłuchała i pewnie z perspektywy osoby trzeciej wyglądało to jak niekontrolowany spowolniony atak parkinsona, czy coś w ten deseń.
___Po chwili przez drzwi wszedł jakiś mężczyzna w białym kitlu.
___- Witamy, jak się miewasz? - powiedział i uśmiechnął się szeroko.
___- Ja...a? - Poczułem suchość w gardle. Nie potrafiłem powiedzieć nic sensownego.
___- Rozumiem - odparł i uśmiechnął się szerzej. Nie wiem co go tak uszczęśliwia. - Wszystko naprawimy. Za godzinę pan będzie mieć operację. Wyregulujemy panu ścięgna, bo hibernacja działa podobnie do śpiączki, czyli pańskie ścięgna i mięśnie są w stanie, delikatnie mówiąc, opłakanym. Niech pan się nie martwi, poradzimy sobie bez problemu. Głos też panu wróci. - Spojrzał na mnie łagodnym wzrokiem i wyszedł.
___ Ani imienia, ani wytłumaczenia, ani pocałuj mnie w dupę. Nic. Milusio.
___Po chwili przyszło kilkoro sanitariuszy i wywieźli mnie na salę operacyjną. Poddali mnie narkozie i szybko zasnąłem.
___Deja vu. Otworzyłem oczy i przywitała mnie biel sufitu. Tym razem nade mną stał ten sam lekarz, który odwiedził mnie wcześniej.
___- Jak się pan czuje?
___- Do...obrze. - Nadal miałem suchość w gardle, ale nie aż tak tragiczną, jak wcześniej. W paru miejscach czułem mrowienie.
___- Niedługo będzie lepiej. Nazywam się Doktor Karol Szulc, zajmuję się... wszystkim - powiedział mężczyzna w kitlu.
___- Wszystko... poszło zgodnie z... eee... planem? - Mówienie nadal sprawiało mi trudności, ale było lepiej niż na samym początku. Miałem tylko tą piekielną suchość w gardle.
___- Ekhem. To tak. Mam dobrą i złą wiadomość. Zacznę od dobrej. Eksperyment się powiódł. Zła... - Zrobił pauzę i zamyślił się. - Ile miał trwać?
___- Chyba... tydzień - odpowiedziałem. Już wiedziałem co usłyszę.
___- To trwał trochę więcej. - Lekarz spojrzał na mnie z łagodnym wzrokiem.
___- Ile?
___- Wszystko co znałeś się zmieniło.
___Nie wiedziałem co myśleć na ten temat. Z jednej strony to właśnie tego chciałem. Myślałem, że mogę sobie jakoś poradzić z tym wszystkim. Właściwie co mogło się zmienić przez ten czas? Przecież nic nie zmienia się tak nagle.
___- Rozumiem - odpowiedziałem. - Kiedy będę mógł chodzić?
___- Medycyna miała wiele rewolucji przez ten czas. Proszę spróbować wstać - zaproponował.
___Spróbowałem. Tak jak wcześniej moja próba skończyła się podrygiwaniem umarlaka, tak tym razem wstałem i choć moje mięśnie wydawały mi się niestabilne, to udało mi się utrzymać równowagę - o ile mogę tak to nazwać.
___- Sam widzisz, nawet wielkiej rehabilitacji nie będziesz potrzebował. - Lekarz się uśmiechnął.
IV
___Jeszcze przez kilka dni siedziałem w szpitalu. Lekarze robili mi badania i nie chcieli mnie wypuścić. Mówili, że nie jestem gotowy. Chciałem jak najszybciej uciec stamtąd, ale za dużo filmów widziałem, żeby tego spróbować.
___Wreszcie jedna z pielęgniarek przyszła do mnie i powiedziała, że może wyjść ze mną i pokazać mi jak wszystko wygląda. Musiałem poznać świat na nowo.
___- Wie pan, że świat się zmienił - zagadnęła blondynka idąc obok mnie, albo raczej mnie prowadząc, bo nieco jeszcze kuśtykałem.
___- Chyba tak - odparłem.
___- Jesteśmy teraz w niewielkiej metropolii...
___- Niewielkiej metropolii? To jakiś żart? Metropolia to jest wielkie miasto, co to znaczy niewielka?
___- Chyba trochę się zmieniło znaczenie słów - odpowiedziała spokojnie. - Niech się pan nie martwi, wkrótce pan pozna wszystko i przyzwyczai się.
___- Mam nadzieję.
___ Udaliśmy się do windy, która niezbyt się różniła od takich, którymi jeździłem. Kabina z guzikami, która przemieszcza się w pionie i poziomie. Zjechaliśmy na parter. Pielęgniarka, która później przedstawiła się jako ___Viola powiedziała, że będę potrzebować okularów. Powiedziała, że same przeanalizują wadę wzroku i dobiorą najlepszą ogniskową dla mojej soczewki, a przy okazji ochronią przed słońcem. Założyłem je, były znacznie lżejsze niż myślałem. Przez chwilę wzrok dostosowywał się i rozmazywał, tak jak w lustrzance wybiera się najlepszą ostrość, ale nie trwało to długo. Wzrok się wyostrzył i ruszyliśmy.
___ - Więc... - zaczęła Viola. - Mała Metropolia to jest nasz ośrodek. Miasto o populacji około 81 tysięcy 542... - dramatyczna pauza - ...już 543. Nie jest to powalająca liczba osób, ale biorąc pod uwagę, że ludzi obecnie jest w zaokrągleniu półtorej miliarda...
___- Jak to półtorej miliarda? - przerwałem jej zatrzymując się przed wyjściem. Spojrzałem jej prosto w oczy, które wydawały mi się jakieś dziwne, ale to może rzecz gustu, ponieważ miała różowe tęczówki. - Z tego co pamiętam to w 2010 roku było siedem miliardów!
___- Zgadza się, ale trzecia wojna...
___- Jednak wybuchła! Który mamy rok? - Do tej pory nikt mi nie odpowiedział na to pytanie. Może ona okaże łaskę przed kaleką...
___- Tak, ale archiwa nie przetrwały, więc nie dowie się pan szczegółów. Mogę tylko powiedzieć, że gdyby nie badania nad wytwarzaniem sztucznej atmosfery, to byśmy nie mieli dzisiaj nikogo. W sensie, że nikt by nie przetrwał do dzisiaj. Mamy rok dwa tysiące sto dwudziesty pierwszy, trzeci stycznia.
___- Sztucznej atmosfery? Który rok?
___- Może wyjdziemy, sam pan zobaczy.
___Wyszliśmy.
___Na początku oślepił mnie blask słońca, ale gdy przyzwyczaiłem się do światła, to spojrzałem w niebo. Było jakby...
___- Jesteśmy pod kloszem, który zatrzymuje powietrze zdatne do przeżycia.
___- To odwrotnie niż w książce Pod Kopułą...
___- Możliwe. Gdyby nie było tej bariery, to w przeciągu dziesięciu sekund pańska skóra zaczęłaby się topić.
___- Ile jest takich...
___-... Metropolii? - dokończyła za mnie. - Paręset. Muszę przyznać, że nasza jest jedną z niewielu stacji badawczych połączonych z miastem na styl pańskich czasów. Do tego znajdujemy się w Polis, czyli największej metropolii, może przesadziłam z określeniem jej jako małej...
___ Rozejrzałem się. Metropolia w niewielkim stopniu przypominała miasto, które ja znałem. Prędzej powiedziałbym, że wygląda jak Miasto w chmurach z gwiezdnych wojen.
___ Albo raczej jak miasteczko z kreskówki Jetsonowie.
___Przed szpitalem, o ile to był szpital, praktycznie nie było zieleni. Wszędzie beton, chociaż nawet co do tego nie byłem pewny, ale wolałem się nie pytać z czego jest podłoże. Niewiedza jest czasami lepsza niż nadmiar wiedzy.
___ - A co z androidami? Istnieją? - zagadnąłem.
___ - Ależ owszem. Sama jestem jednym z nich. Prawdziwi ludzie mają dużo na głowie, więc zostałam wyznaczona, by pokazać panu wszystko.
Przyjrzałem się jej. W tych oczach rzeczywiście krył się złowieszczy błysk maszyny. Nie wiem czemu, ale ogarnęła mnie fala strachu, być może z powodu tego, że oglądałem zbyt dużo filmów typu Terminator.
___- Jest tutaj jakiś... park?
___- Park... - powtórzyła i przeszło mi przez myśl, że szukała w googlach definicji tego słowa, bo przez chwilę się nie odzywała. - Ach, tak. Jest jeden.
___- Zaprowadzisz mnie tam? Chciałbym usiąść.
___- W porządku - odparła androidka i ruszyłem za nią lekko kuśtykając. Jednak medycyna w tych czasach była na wysokim poziomie. Pewnie operacja w moich czasach byłaby odwlekana przez parę lat, żeby później powiedzieć, że szpital splajtował, czy coś takiego. A jak już by się odbyła to mam dziwne wrażenie, że nie mógłbym nigdy chodzić.
___Po drodze Viola opowiadała o inżynierii genetycznej i o tym, że byłem jednym z pierwszych z fali ochotników, którzy zaczęli poddawać się różnym testom. ___Dzięki takiej akcji etyka poszła w zapomnienie i nastąpił rozwój biologiczny. Przez jakiś czas były ośrodku, które klonowały ludzi, ale to było jednym z powodów wojen, na temat których od androidki niewiele się dowiedziałem.
___ Dla naukowców stałem się symbolem, chociaż nic nie widziałem w sobie wyjątkowego. Jestem człowiekiem, który stracił tożsamość i teraźniejszość. Zaczynałem czuć żal, wobec tego co straciłem. Chciałem spotkać się z rodziną...
___ Szliśmy pomiędzy wysokimi budynkami, pomiędzy którymi przelatywały pojedyncze pojazdy. Metropolia wydawała mi się ogromna i zrozumiałem dlaczego tak się nazywa. Na pierwszy rzut oka mógłbym śmiało powiedzieć, że jest co najmniej wielkości gdańska, ale gdy się spytałem Violę o wielkość, to powiedziała, że porównując do map z początku XXI wieku, to Polis była większa niż stolica polski. Tyle mi wystarczyło.
___Po około godzinie marszu doszliśmy do metalowego ogrodzenia, za którym znajdywały się pierwsze drzewa. Były zadbane, nie za wysokie, ale o pięknym, nasyconym kolorze zieleni. Gdy przekroczyłem przez bramkę zobaczyłem dwa bujne krzaki irgi i wzdłuż ścieżki szedł nisko przycięty bukszpan.
___- Jak się nazywa ten park?
___- On nie ma nazwy. Mało osób tutaj chodzi, a już nikt nie chciał nadawać temu miejscu nazwy, proszę pana - odpowiedziała androidka.
___- Dlaczego tu nikt nie chodzi? - zapytałem nie patrząc na nią.
___Zauważyłem ławkę niedaleko fontanny z pomnikiem czterech delfinów. Ruszyłem w tamtym kierunku.
___- Nikt nie ma czasu, proszę pana. Czasami tylko jakieś dziecko przyjdzie i popatrzy, ale zazwyczaj równie szybko wychodzi stąd, bo nie ma tutaj nic ciekawego.
___- Kto... - zacząłem, ale po chwili zdałem sobie sprawę z tego kto tak naprawdę pielęgnuje ten park - no tak, roboty.
Przestałem zadawać pytania. Przez ostatnie kilka dni, gdy robili mi badania też zadawałem kilka pytań, które raczej dotyczyły wynalazków i zmian, jakie miały miejsce, ale otrzymałem niewiele odpowiedzi. Na każde inne pytania jakie zadawałem odpowiedzi były równie wylewne.
___Patrzyłem w wodę, która wydobywała się z pyska ssaka morskiego i z szumem wracała do pojemnika, by cały proces powtórzyć od nowa. Miałem trochę czasu na przemyślenia. Poczułem pustkę, brakowała mi rozmowy z ojcem. ___Brakowało mi również siostry, z którą mogłem godzinami dyskutować. Nie robiłem tego od dawna. Od przeszło trzech miesięcy jej nie widziałem.... od ponad stu lat.
___Dopiero w tym momencie zdałem sobie z czegoś sprawę.
___- Czy ktoś z mojej rodziny żyje? - powiedziałem, choć starałem się mówić beznamiętnie, to poczułem, że głos mi się łamie.
___ - Nie. Wszyscy zginęli w czasie Wojny. - Ciekawe skąd o tym wiedziała.
___ - Czyli... - Zamilkłem. Przez moment patrzyłem w podłogę, która była przesadnie czysta i chyba z marmuru. Wpadła mi do głowy pewna myśl. - Istnieje wehikuł czasu...?
___Spojrzałem w różowe oczy Violi i czekałem na odpowiedź. Chciałem wrócić do domu. Nie podobała mi się wizja, że będę całe życie użerać się z robotami i żyć pod kloszem w świecie, w którym pojęcie życia zmieniło się nie do poznania.
___ - Tak. - Fascynowała mnie mimika takiego androida, gdyby nie oczy, to nigdy bym się nie domyślił, że to jest tylko blaszak... o ile była z blachy. - Pan sam użył go jako pierwszy. Do dzisiaj niektóre osoby są zamrożone, ale my wylicytowaliśmy tylko pana.
___ - Wylicytowaliście mnie? Co?! - Zdziwiłem się, że byłem obiektem licytacji. Nie sądziłem, że będę towarem na targu.
___ - Jakieś Polis musiało pana przejąć i odmrozić. My wygraliśmy, proszę pana.
___Mniejsza z tym. Cokolwiek się działo, to już nieważne - pomyślałem i wróciłem na wcześniejszy tor myślenia.
___ - To jeżeli jest wehikuł czasu, to mogę z niego skorzystać? - zapytałem, chociaż domyślałem się odpowiedzi.
___ - Tak, proszę pana. Tylko to nie jest to o czym pan myśli. Nie da rady zawrócić rzeki - odparła blondwłosa androidka o imieniu Viola.
___Też tak myślałem.
___- W takim razie chcę się znowu zamrozić - postanowiłem.
___- Jest pan pewien, że nie chce pan spróbować żyć w tym świecie? - Zaczęły mnie wkurzać te powtórzenia zwrotów per pan, ale nic nie powiedziałem. Kiwnąłem głową.
___Już mi nie zależało na niczym. Postanowiłem zaspokoić ciekawość i zostać podróżnikiem w czasie. Szkoda, że można tylko w przód.


___Siedziałem w ciszy jeszcze przez dłuższą chwilę. Brakowało mi czegoś. Nie słyszałem śpiewu ptaków.
Ostatnio zmieniony śr 16 kwie 2014, 19:57 przez Desfaq, łącznie zmieniany 2 razy.
Siła zamknięta jest w Tobie.
Otwórz swoją głowę.

2
Desfaq pisze:Powolnym krokiem powłóczyłem nogami
Całkowite poplątanie z pomieszaniem. Zdanie do przeróbki.
Desfaq pisze:_Ludzie szli i mijali mnie, jakbym był drzewem, czy inną przeszkodą, może tak lepiej?
1. Ludzie omijali mnie szerokim łukiem lub po prostu mijali mnie. Wiadomo przecież, że trzeba iść żeby kogoś minąć.
2."może tak lepiej?" Nie rozumiem sensu tego pytania.
Desfaq pisze:Chyba nie chciałbym z nimi rozmawiać. Zresztą o czym?
"Zresztą i tak nie chciałbym z nimi rozmawiać... Bo i o czym?" Zobacz na tym przykładzie, jak łatwo zmienić konstrukcję zdania, żeby brzmiało ono lepiej.
Jednak mimo wszystko pozbyłabym się go całkowicie. Dlaczego? Bo w jakim niby celu miałby w ogóle rozmawiać z obcymi ludźmi?
Desfaq pisze:Chyba nie chciałbym z nimi rozmawiać. Zresztą o czym? O tym że spóźnili się na obiadek u teściowej? To wielka zbrodnia, no ale co mnie to obchodzi?
Raczej co ICH to obchodzi.
Desfaq pisze:Żyję w mieście, w którym każdy zabija siebie by zdobyć lepszą posadę
Czy jesteś pewien, że "zabija siebie", jest dobrym określeniem?
Desfaq pisze:Ruszyłem w kierunku parku. Jak dobrze, że jeszcze nie postawili tu osiedla... jeszcze.
Pogrubione można wyrzucić.
Desfaq pisze:Jak dobrze, że jeszcze nie postawili tu osiedla... jeszcze.
___To miejsce nie wyglądało zbyt pięknie.
Najpierw mówi o parku pozytywnie (bo nie chce tam osiedla), a zaraz potem, że park jest brzydki. Gdybyś dodał "Choć" przed "To Miejsce" brzmiałoby to trochę logiczniej.
Desfaq pisze:Ścieżka była wykonana z klinkieru,
Klinkierem wykłada się ściany. Chodniki natomiast kostką.
Desfaq pisze:Rzeczka, która przecinała park na dwie nierówne części była zamieszkała przez ławicę śmieci.
No proszę cię. Ty tak na serio? :shock:
Desfaq pisze:Drzewa były przesadnie przycięte, więc przypominały bardziej brązowe i suche kłody niż zielone bryły
Okropne, bezsensowne porównania. :?
Desfaq pisze:a już na pewno nie były ozdobne - po prostu belki wbite w ziemię.
Po co to?
Desfaq pisze:patrzyłem na to "dobro natury"
Jakie "dobro natury" ? to ma być jakaś ironia?
Desfaq pisze:Zwróciłem uwagę na mostek, który wyglądał najlepiej z całego parku. Mniej więcej na środku parku był dość spory most (w skali parku był duży, ale w rzeczywistości jeżeli trzy osoby stały obok siebie to robiło się ciasno) wykonany z kamienia
1. Pogrubione. Powtórzenia.
2.(w skali parku był duży, ale w rzeczywistości jeżeli trzy osoby stały obok siebie to robiło się ciasno) niepotrzebny tekst.
Desfaq pisze:Wyglądał jakby to był zabytek, ale nie wnikałem kiedy był budowany, bo co mnie to obchodzi?
Po tym zdaniu sobie daruję. Jest tak okropne, że zabrakło mi nawet słów. :x

Tekst jest... Jakby to powiedzieć... Zły pod każdym względem.
Przepraszam ale taka prawda.
Brak w nim jakiejkolwiek logiki, powtórzenia biją po oczach, stylistycznie nic do siebie nie pasuje... uch :?. Nie ma co go dalej poprawiać, bo w całości nadaje się do wyrzucenia. (Jeśli chcesz, możesz oczywiście go korygować, ale wierz mi, że zajmie ci to wieki)

Zanim weźmiesz się za pisanie kolejnego, dłuższego tekstu:
- Czytaj teksty innych.
- Poszerzaj słownictwo.
- Ćwicz na króciutkich tekstach. Zwracaj w nich uwagę na logikę sformułowań i wydarzeń. Zaznaczaj wszystkie powtórzenia. Unikaj niepotrzebnych dopisków.
- Czytaj swoje teksty na głos i to najlepiej po kilku dniach od ich napisania.
- Ćwicz, ćwicz i jeszcze raz ćwicz (a w przerwach czytaj :P )

3
Desfaq pisze:Powolnym krokiem powłóczyłem nogami.
Bardzo złe pierwsze zdanie. Bardzo źle jest zaczynać tekst bardzo złym pierwszym zdaniem. :wink:
Może:
Szedłem, powłócząc nogami.
:?:
Desfaq pisze:Rzeczka, która przecinała park na dwie nierówne części była zamieszkała przez ławicę śmieci.
Reczka zamieszkana? Jak dla mnie nie bardzo trochę... :wink:
Desfaq pisze:Drzewa były przesadnie przycięte, więc przypominały bardziej brązowe i suche kłody niż zielone bryły, a już na pewno nie były ozdobne - po prostu belki wbite w ziemię.
Widzę, że masz bardzo podobne poglądy (albo narrator ma) na tzw. "ogławianie" jak mój ojciec :lol:
Desfaq pisze:Zwróciłem uwagę na mostek, który wyglądał najlepiej z całego parku. Mniej więcej na środku parku był dość spory most (w skali parku był duży
Za duże stężenie mostów i parków na cm kwadratowy tekstu :P
Desfaq pisze:Obok mnie dosiadł się mężczyzna.
Albo "dosiał się do mnie", albo "usiadł obok mnie".
Desfaq pisze:Był w wąskich okularach i miał dość duże zakola. Był w garniturze i spojrzał na mnie.
Po co 2 razy z rzędu zaczynać od "był"? To tak... nieestatycznie :wink: Może:
Był ubrany w garnitur, miał wąskie okulary i dość duże zakola. Spojrzał na mnie.
:?:
Desfaq pisze:Czekałem aż się mnie spyta czy chcę dołączyć do jakiejś sekty.
Nie "się mnie" :!: :wink: "Czekałem, aż mnie zapyta".
Desfaq pisze:Zaraz pewnie się spyta czy wierzę w życie po życiu
No znowu. :| Grrrr! :lol:
Desfaq pisze:Miło mi, nazywam się Tomasz
Na imię mam Tomasz :wink:
Desfaq pisze:Potrzebuję ochotnika przedstawiciela gatunku ludzkiego, który odważyłby się zaryzykować.
Brakuje mi tam albo "na" pomiędzy "potrzebuję" a "ochotnika", albo kropki po drugim z tych słów.
Desfaq pisze:Teraz czekam na to aż wszystko przygotują.
"Na to" niepotrzebne, daj tam lepiej przecinek.
Desfaq pisze:Wariaci w białych kitlach.
;D
Desfaq pisze:Sam nie wierzę, że się na to zgodziłem. To czyste szaleństwo! Nie rozumiem co mnie podkusiło. Wczoraj podpisałem umowę, w której zgodziłem się zahibernować moje ciało na okres tygodnia, w imię nauki!
___Teraz czekam na to aż wszystko przygotują. Obiecywali, że długo to nie potrwa. Wariaci w białych kitlach. Mówili, że będę symbolem nauki. Pierwszy człowiek, który został zamrożony i przeżył. Nie wierzę w to. Nie sądzę, że przeżyję - chociaż polubiłem życie, a zdałem sobie z tego sprawę dopiero po podpisaniu umowy na moją mroźną egzekucję. Co ja powiem rodzeństwu jak mnie zamrożą...? Chyba wtedy już nic nie powiem.
Ten fragment trzeba jeszcze dopieścić, ale bardzo mi się podoba :mrgreen:
Desfaq pisze:Lekarz spojrzał na mnie z łagodnym wzrokiem.
"Z" zbędne.
Desfaq pisze:Medycyna miała wiele rewolucji przez ten czas.
Nieładne zdanie.
Desfaq pisze:- Sam widzisz, nawet wielkiej rehabilitacji nie będziesz potrzebował. - Lekarz się uśmiechnął.
Wcześniej był z pacjentem na "pan", a teraz nagle na "ty"?
Desfaq pisze:Może ona okaże łaskę przed kaleką...
Może ona okaże łaskę kalece. Jeszcze lepiej (imho): Może ona zlituje się nad kaleką.
Desfaq pisze:Zaczynałem czuć żal, wobec tego co straciłem.
Zaczynałem żałować tego, co straciłem.
Desfaq pisze:mógłbym śmiało powiedzieć, że jest co najmniej wielkości gdańska
Gdańska.
Desfaq pisze:Jakieś Polis musiało pana przejąć i odmrozić. My wygraliśmy, proszę pana.
Dlaczego jakieś Polis musiało, a nie mógł sobie leżeć dalej zamrożony?

Średnio oryginalne i sporo potknięć, ale masz pewną obiecującą lekkość stylu i dość wyrazistego głównego bohatera (większość jego przemyśleń jest mało odkrywcza, ale jakieś tam ma i wyraża je w dosadnej formie). Pracuj dalej. Powodzenia! ;D

B16 - zatwierdzam
Ostatnio zmieniony śr 16 kwie 2014, 19:57 przez BlankLibrofilia, łącznie zmieniany 1 raz.

4
Desfaq pisze:_Wreszcie jedna z pielęgniarek przyszła do mnie i powiedziała, że może wyjść ze mną i pokazać mi jak wszystko wygląda.
Desfaq pisze: Lekarze robili mi badania i nie chcieli mnie wypuścić.
Desfaq pisze:- Wie pan, że świat się zmienił - zagadnęła blondynka idąc obok mnie, albo raczej mnie prowadząc, bo nieco jeszcze kuśtykałem.
Totalna zaimkoza.
Desfaq pisze:Udaliśmy się do windy, która niezbyt się różniła od takich, którymi jeździłem. Kabina z guzikami, która przemieszcza się w pionie i poziomie. Zjechaliśmy na parter. Pielęgniarka, która później przedstawiła się jako Viola powiedziała, że będę potrzebować okularów.
Który którego którym pogania.
Może tak:
Udaliśmy się do windy, która niezbyt się różniła od takich, jakimi[/b] jeździłem. Kabina z guzikami przemieszczała się w pionie i poziomie. Zjechaliśmy na parter. Pielęgniarka o imieniu Viola powiedziała, że będę potrzebować okularów.
Desfaq pisze:Założyłem je, były znacznie lżejsze niż myślałem. Przez chwilę wzrok dostosowywał się i rozmazywał, tak jak w lustrzance wybiera się najlepszą ostrość, ale nie trwało to długo. Wzrok się wyostrzył i ruszyliśmy.
Nie wzrok się dostosowywał a okulary.
Desfaq pisze: Spojrzałem jej prosto w oczy, które wydawały mi się jakieś dziwne, ale to może rzecz gustu, ponieważ miała różowe tęczówki.
Pogrubiony fragment do wyrzucenia. Ewentualnie można umieścić taka uwagę w kolejnym zdaniu.
Desfaq pisze:- Jesteśmy pod kloszem, który zatrzymuje powietrze zdatne do przeżycia.
być zdatnym = być odpowiednim, nadawać się do czegoś, być dobrym do czegoś;
Powietrze jest zdatne do oddychania, nie do przeżycia.
Desfaq pisze:Przyjrzałem się jej. W tych oczach rzeczywiście krył się złowieszczy błysk maszyny. Nie wiem czemu, ale ogarnęła mnie fala strachu, być może z powodu tego, że oglądałem zbyt dużo filmów typu Terminator.
A dopiero co widział w nich tylko niezbyt elegancki róż. Teraz już złowieszczy błysk... Siła uprzedzeń...
Desfaq pisze: Jednak medycyna w tych czasach była na wysokim poziomie. Pewnie operacja w moich czasach byłaby odwlekana przez parę lat, żeby później powiedzieć, że szpital splajtował, czy coś takiego.
Zdanie się całkiem rozkraczyło na żeby później powiedzieć. Kto miałby to powiedzieć?
Desfaq pisze:Po drodze Viola opowiadała o inżynierii genetycznej i o tym, że byłem jednym z pierwszych z fali ochotników, którzy zaczęli poddawać się różnym testom. Dzięki takiej akcji etyka poszła w zapomnienie i nastąpił rozwój biologiczny. Przez jakiś czas były ośrodku, które klonowały ludzi, ale to było jednym z powodów wojen, na temat których od androidki niewiele się dowiedziałem.
jednym z pierwszych z fali ochotników - fali całkiem niepotrzebne
Dzięki takiej akcji etyka poszła w zapomnienie - jakiej akcji? zapomniano o etyce, choć może lepiej o moralności; jaki rozwój biologiczny? Trochę to mętne.
Desfaq pisze: Szliśmy pomiędzy wysokimi budynkami, pomiędzy którymi przelatywały pojedyncze pojazdy
Zdanie wyjątkowo niechlujne.

Na tym kończę. Nie wiedzę powodu, by robić za autora korektę.

Desfaq, robisz błędy, ale większość z nich mógłbyś sam zlikwidować, gdybyś uważniej przejrzał tekst lub przeczytał na głos.

Powodzenia przy kolejnych próbach.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”