To jest pierwszy (nie techniczny) tekst, który w życiu napisałam. Niespodzianka, nie jest to tekst sci-fi nad którym obecnie pracuję. Nie będzie powietrznych piratów, przykro mi.
To prolog bardzo długiego opowiadania o tym, co się stanie, gdy introwertyk wpadnie na ekstrawertyka i są skazani na swoje towarzystwo. O wewnętrznych lękach i maskach. I o tym, że ludzie nie mają co ze sobą zrobić, gdy nie działa internet, a galerie handlowe są zamknięte.
Bądźcie delikatni

P.S. Jeśli mogę zasugerować: do czytania polecam ten kawałek Pisząc ten prolog słuchałam go w kółko i myślę, że pozwala wczuć się w główną bohaterkę.
Uwaga, słowa na k!
- Kurwa…
Hanna przewróciła się na lewy bok, potem znów na prawy, następnie na plecy. Otworzyła oczy i wpatrywała się w ciemność. Zamrugała nerwowo powiekami, zastanawiając się, czy po raz kolejny obudziła się o 3:37. Ze wszystkich sił starała się dostrzec jakikolwiek cień w miejscu, gdzie powinno być okno, na suficie, ścianie. Dookoła panowały tylko egipskie ciemności. Jeszcze do niedawna, gdy zdarzało jej się budzić w środku nocy i gdy nie mogła ponownie zasnąć, obserwowała cienie i światła, nasłuchiwała. Czasem kręciła się po domu. Teraz, w tym przerażającym mroku chodzenie po mieszkaniu w niedobudzonym stanie groziło zderzeniem z szafką albo jakimkolwiek innym sprzętem.
- Kurwa… - WymamrotaÅ‚a ponownie i przetarÅ‚a oczy. ObróciÅ‚a siÄ™ na bok, skuliÅ‚a i przytuliÅ‚a poduszkÄ™. Strasznie bolaÅ‚ jÄ… kark. W normalnych warunkach wymacaÅ‚aby leżącÄ… na szafce obok komórkÄ™ i sprawdziÅ‚aby godzinÄ™. Albo poszÅ‚a do kuchni i spojrzaÅ‚aby na zegarek przy okazji otwierania lodówki. Ale już od kilku dni nic nie byÅ‚o normalne, a przynajmniej odbiegaÅ‚o od rzeczywistoÅ›ci XXI wieku.
- Założę się, że jest 3:37. - Westchnęła i podrapała się po nodze. Marzyła o kąpieli i kubku gorącej czekolady, który zazwyczaj pomagał jej zasnąć, gdy budziła się pomiędzy 3 a 4 w nocy. Pomyślała o gorącej wodzie w wannie i imbirowej woni olejku, o tym jak napięte mięśnie karku powoli się rozluźniają. Tak zwyczajne przyjemności były w tym momencie zupełnie niedostępne.
Zawinęła się w kołdrę i zatopiła twarz w poduszce. Pościel pachniała świeżością. Delikatny kwiatowy zapach pozwolił na moment skupić się na czymś przyjemnym.
Hanna mocniej przycisnęła poduszkÄ™ do siebie i dalej rozmyÅ›laÅ‚a o kÄ…pieli, zanurzeniu siÄ™ calutkiej pod wodÄ™, o pianie wylewajÄ…cej siÄ™ poza wannÄ™. I ciepÅ‚ych croissantach na Å›niadanie, ciepÅ‚ej kawie aromatyzowanej pomaraÅ„czÄ…… ciepÅ‚ej kawie… ciepÅ‚ej kawie… ciepÅ‚ej, Å›wieżo parzonej kawie… O kawie ze spienionym mlekiem.
Przekręciła się po raz kolejny na łóżku. Minęło raptem cztery dni, od kiedy piła prawdziwą kawę. Ale zdążyła się stęsknić za nią jeszcze bardziej, niż za gorącą kąpielą. W pewnym momencie przestała marzyć o tym wszystkim, czego teraz nie mogła mieć, zauważyła że przerażająca ciemność ustępuje. Na ścianie pojawiły się pierwsze cienie i powoli mogła dostrzec zarys mebli w sypialni. Gdzieś ponad miastem wschodziło słońce. Zamiast tkwić kolejny dzień w mieszkaniu i nie robić nic więcej niż podciąganie na drążku i podnoszenie ciężarków, postanowiła wyjechać. Gorąca kawa czekała w jakimś przyjemnym miejscu, gdzieś poza miastem, gdzie zamiast wrzasków będzie słyszała tylko szum drzew.
- Dlaczego nie pomyślałam o tym wcześniej. - Wyszeptała i usiadła na łóżku. Otworzyła stojącą obok łóżka butelkę wody i napiła się. Wstała i powoli podeszła w stronę szafy. Wyciągnęła duży plecak i włożyła do niego butelkę. Nawet w półmroku znalezienie bielizny, koszulki i spodni było proste. Hanna obsesyjnie pilnowała porządku na półkach z ubraniami. Pierwsza szuflada: idealnie ułożonej majtki, druga, skarpetki, z lewej czarne, z prawej pozostałe. Trzecia półka od góry koszulki z krótkim rękawem, poniżej spodnie.
Spakowała kilka najważniejszych, przydatnych w podróży rzeczy i poczłapała do łazienki. W głębi mieszkania nadal było jeszcze bardzo ciemno, więc wymacała butelkę z wodą stojącą nieopodal umywalki. Umyła szybko zęby i przepłukała twarz. W lustrze widziała tylko lekko dostrzegalny zarys głowy. Zupełnie nie tęskniła za oglądaniem swojej twarzy co rano w lustrze. W mroku nie miała przynajmniej ochoty zmiażdżyć lustra pięścią.
Była prawie gotowa, otworzyła drugą szafę i wyciągnęła strój na motocykl. Ubrała się pośpiesznie, założyła buty i weszła do pokoju będącego prywatną siłownią. Hanna równie obsesyjnie jak o porządek w szafie, dbała o swoje ciało. Rozejrzała się, ale uznała, że nie potrzebuje stąd niczego. Upewniła się tylko, czy wszystkie okna były dobrze zamknięte.
Teraz czekało ją najgorsze - wyjście z domu, przemknięcie przez klatkę schodową do garażu, bez spotkania kogokolwiek. Ludzie o tej porze jeszcze powinni spać, ale od tych kilku dni wiele się zmieniło i nic nie było już normalne. O ile pojęcie normalności przez Hannę pokrywało się z tą definicją reszty społeczeństwa.
Z plecakiem na ramieniu, chwyciła jeszcze latarkę stojącą na szafce na buty i delikatnie zamknęła za sobą drzwi na wszystkie zamki. Na klatce schodowej wymacała ścianę i balustradę schodów. Szła najciszej jak mogła, modląc się w duchu, aby nie wpaść na nikogo w ciemnościach. Otworzyła drzwi wejściowe i rozejrzała się na boki. Nadal była szarówka, ale za kilka minut powinno być całkiem widno. Powinna się pośpieszyć, jeśli nie chce spotkać po drodze zbyt dużo ludzi.
Miała szczęście, pod blokiem nie było nikogo. Jeszcze tylko kilka kroków i będzie stała przy drzwiach do swojego garażu. Kluczyki w ręku stały się gorące i wilgotne od potu. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć kroków. Już prawie stała przy drzwiach, gdy usłyszała krzyki. Brzmiało to jak grupa kibiców wracających z meczu. Musiała przyspieszyć, spotkanie z nimi nie wróżyło nic dobrego. Klucze wypadły jej z dłoni i nagle zrobiło się jej niedobrze i słabo. Szybko chwyciła klucze i podbiegła do garażu. Otworzyła bramę i niezwłocznie ją za sobą zamknęła. Znów była bezpieczna.
„Kawa, kawa, kawa” - PowtarzaÅ‚a w gÅ‚owie. Odetchnęła głęboko kilka razy i nasÅ‚uchiwaÅ‚a, co dzieje siÄ™ za drzwiami garażu. Krzyki ucichÅ‚y. Wyjęła z kieszeni latarkÄ™ i podeszÅ‚a do regaÅ‚u. Namiot, karimata, Å›piwór – wszystko leżaÅ‚o gotowe do zamontowania na motor. Hanna odÅ‚ożyÅ‚a latarkÄ™ na regaÅ‚ tak, aby oÅ›wietlić stojÄ…cy obok motocykl. Delikatnie pogÅ‚adziÅ‚a siodeÅ‚ko i uÅ›miechnęła siÄ™.
- Hej kochanie, pewnie tÄ™skniÅ‚aÅ›. – WyszeptaÅ‚a i poklepaÅ‚a pomalowany na żółto zbiornik benzyny swojej terenowej Yamahy. – Na szczęście masz peÅ‚ny brzuszek i możemy jechać gdzieÅ› daleko od tego wariactwa. Co powiesz na góry? Z dala od ludzi. Tylko my i natura?
Wzięła namiot i pozostałe rzeczy i przytroczyła do maszyny. Poświeciła latarką dookoła, aby upewnić się, czy ma wszystko, co potrzebne do wyjazdu w dzicz. Postanowiła wziąć jeszcze toporek i rozpałkę do ogniska. Założyła kask, wzięła kilka głębokich wdechów i była gotowa wyjechać z garażu. Otworzyła bramę najciszej jak mogła. Uderzyła ją jasność. Zmrużyła oczy, aby przyzwyczaić wzrok i spanikowała. W tym momencie ktoś mógł bez problemu do niej podejść, a ona była całkowicie bezbronna. Gwałtownie zamrugała powiekami, aby jak najszybciej oswoić się ze światłem dziennym. Na szczęście nikt nie zamierzał na nią teraz napadać.
Pospiesznie, o ile to możliwe przy 200kg blachy, wyprowadziła Yamahę z garażu i zatrzasnęła bramę. Wsiadła na motor i odpaliła silnik. Wszystko zadziałało bez szwanku. Zastanawiała się przez chwilę, czy włączyć światła. Z jednej strony jazda byłaby o wiele bezpieczniejsza, z drugiej, ze światłami była bardziej widoczna. Postanowiła jednak je włączyć. Teraz musiała szybko wydostać się z miasta. A nie będzie to łatwe zadanie, na mieście już zapewne pojawili się jacyś ludzie. Mając motor i pełny bak benzyny była smacznym kąskiem. Dodała gazu, chcąc jak najszybciej znaleźć się na drodze wylotowej.
Ze stresu bolaÅ‚a jÄ… gÅ‚owa. W myÅ›lach powtarzaÅ‚a sobie w kółko: „Już niedÅ‚ugo, już niedÅ‚ugo. Uda nam siÄ™. Jeszcze kilka godzin i odpoczniemy gdzieÅ› daleko od tego wszystkiego. A ja w koÅ„cu wypijÄ™ dobrÄ… kawÄ™…”.