polne mile [fantastyka] fragment

1
wulgaryzmy


- Kurważ twoja mat’! – Pułkownik Michaił Nikulin błyskawicznie cofnął się na korytarz, gdy mężczyzna w gabinecie opata zawirował, rozpryskując zawartość żołądka w promieniu trzech metrów. Gorzko-kwaśny zapach rozlał się w powietrzu, wypełnił pomieszczenie, stanął ludziom w gardłach jak za duży kawałek jabłka. Mimo to większość żołnierzy nie zareagowała.

Michaił uniósł rękaw do twarzy, zasłonił nos, z ulgą wciągnął do płuc mieszankę Versace L´Homme i własnego potu, niemal w ostatniej chwili odgrodził się od smrodu rzygowin, ale i tak późny obiad podszedł mu do gardła.

Zacisnął zęby, zerknął w dół, modląc się, żeby nie obrzygać sobie butów. Różowawo-brązowe plamy na czubach ulubionych Skorokhodów z leningradzkiej fabryki uświadomiły, że martwił się na próżno i wywołały irytację – co ten łobuz jadł, że wpółprzetrawione nabierało takich barw?

Pułkownik zerknął na ukrytego za ścianą po drugiej stronie drzwi towarzysza – Sergiej Dubin też oberwał treścią żołądka, ale na nim to wrażenia nie zrobiło, spokojnie wycierał różową plamę o kilim przedstawiający świetego męczennika Antyma, biskupa Nikomedii. Przynajmniej taka informacja była wyhaftowana na dolnej krawędzi gobelinu.

Nikulin westchnął, wciąż starając się oddychać przez rękaw – krew, obojętne w jakich ilościach i niezależnie od pochodzenia mu nie przeszkadzała, ekskrementy również, śmieci, trupy, bez względu na stopień rozkładu robiły na nim wrażenie podobne do tego, jakie na Rosjanach kolejne podwyżki cen – wsio normalno, ale na wymioty reagował niczym panienka ze szkoły przycerkiewnej – z miejsca robiło mu się niedobrze i słabo.

Chciał coś powiedzieć, ale żeby chłopcy go zrozumieli, musiał odetchnąć przesyconym smrodem powietrzem. Na samą myśl w gardle urosła mu stalowa kula.

Z niezrozumiałym przekleństwem gwałtownie odwrócił się na pięcie i wybiegł na świeże powietrze.

Zaklął ponownie, tym razem wyraźnie i z gniewem. Podpalił papierosa, zaciągnął się dymem, pozbywając się uciążliwego zapachu, którym przesycony był klasztor.

- Co jest, pułkowniku? – zainteresował się Sasza, podchodząc do dowódcy.

- Nic.

- Jak Batałow?
Michaił potarł palcami czoło.
- Rzyga.

Saszka parsknął śmiechem, jak zwykle, gdy Nikulina wymiatało w takich sytuacjach. Poufale poklepał dowódcę po ramieniu.

- Musisz kiedyś przywyknąć, komandir – mruknął wesoło.

- Paszoł w… - odburknął ten bez gniewu. – Mierkułow, Bartok, zmieńcie Kida i Dubina. I pilnujcie Akima, niech nie opuszcza pokoju, jeśli w ogóle da rade z niego wyjść, dopóki nie wymyślimy, co z nim zrobić.

- Jest'! – odparli zgodnie Aleksander Bartok i Grigori Mierkułow.

Kilka chwil późnej do siedzącego na schodkach dowódcy dołączył Korotycz. Pułkownik poczęstował papierosem, wdzięczny, że Kid słowem nie skomentował jego rejterady. Sierżant podziękował minimalnym skinieniem głowy. Zapalił, spod przymrużonych powiek przyglądając się blademu dowódcy - chłopaki z oddziału się śmiali, ale w końcu przywykli, bo Misza pagony opłacił własną krwią, a zaufania nigdy nie zawiódł, idąc w ogień z żołnierzami, nie za nimi.

- I jak go zdjąć? – spytał cicho Saszka Dubin, usiadł obok towarzyszy. – Jakiś pomysł?
Kid Korotycz wzruszył potężnymi ramionami, przeładował pistolet, wprowadzając pierwszy nabój do lufy. Dowódca pokręcił głową.

Musieli spróbować inaczej – Akim Batałow, zanim mu kompletnie odbiło i rzucił się na własnych żołnierzy, był jednym z najlepszych snajperów, z jakimi Nikulin pracował - szybko awansował, dostał własny oddział, prowadził misje na całym świecie, od Afganistanu po Amerykę Łacińską, wypodróżował się, doświadczenie miał takie, że w szkole FSB w Moskwie proszono go o wykłady. Czasem Akimuszka się zgadzał, ale zwykle odmawiał, zbyt zajęty lub zbyt zmęczony, żeby marnować czas na teoretyczne zajęcia, które – jeśli nieweryfikowane w ogniu walki – szybko kadetom wietrzały z głów.
Wolał posiedzieć z kolegami, potańczyć z kobietami, ukochaną mamę odwiedzić. A potem zakładał tielniaszkę, mundur, plecak, brał karabin i szedł, gdzie go posłano.
Batałow o ludzi dbał, a gdy grupa się wycofywała, wracali wszyscy, miał przy tym niesamowite szczęście, bo nie zdarzyło się jeszcze, żeby musiał dla bezpieczeństwa oddziału korzystać z „Błogiej śmierci”. Przez lata z Akimowego specwzwoda nikt nie zginął.

Aż do misji w monastyrze Majkowskim.

Niecałe dwa dni temu centrala odebrała desperacką wiadomość od łącznościowca oddziału
– Igora Duliewa – że komandir „zeszoł z uma” i wymordował swoich ludzi. Sierżant nie zdołał powiedzieć nic więcej – huk wystrzału przerwał nadawanie, ale wystarczyło, żeby dowództwo zdecydowało o misji ratunkowej. Ktoś musiał sprawdzić, co się stało w cerkwi i dlaczego łączność urwała się jak nożem uciął, szczególnie, że wysłany oddział stanowił część FSB „Witiaź”, a tych chłopaków trudniej utłuc niż karaluchy.

Michaił przeczesał palcami krótkie, jasne włosy, sięgnął po kolejnego papierosa i zippo. Zapalniczka zalśniła, gdy kilkakrotnie przepuścił ją, jak sztukmistrz monetę pomiędzy palcami. Charakterystyczny odgłos i trzask krzesiwa wraz z lekkim zapachem benzyny zmieszały się z wonią papierosa. Mężczyzna zaciągnął się dymem, nieznacznie zmrużył oczy, wbił wzrok w drzwi prowadzące do klasztoru.

- Zdjąć go, to nie problem – powiedział powoli. – Kłopot, że tylko on przeżył, i jeśli mamy się dowiedzieć, co tu się stało, potrzebujemy, żeby dał radę mówić.

- Przecież mówi – zdziwił się obłudnie Dubin.

- Nie wydurniaj się – ofuknął go dowódca.

Fakt – Batałow mówił. Nawet krzyczał. Tylko, że w języku, jakiego żaden z komandosów nie znał. To, co wydobywało się z ust komandira nie było nawet zbliżone do nowoczesnego dialektu, niczego, co jest powszechnie używane – gardłowe dźwięki przerywane obłąkańczym wrzaskiem trzymały na dystans nawet największych twardzieli – Bartoka i Kida, którzy słysząc monologi dowódcy wymordowanego oddziału czynili na piersi znak krzyża.

- Związać i zawieźć do Michajłowa? – zasugerował Korotycz. - Specjaliści z ośrodka powinni się przez to przebić, dadzą coś na spowolnienie, może dowiedzą się, co mu do łba strzeliło . Nu, batka, poprobujem?

Misza zaciągnął się dymem, oparł dłoń o kolano.

- Niet – odparł wolno. – Zresztą, już próbowaliśmy, cud, że żadnego z nas nie zabił, skurwysyn jeden.

Żołnierze w milczeniu przytaknęli.
Próbowali.
Gdy tylko przyjechali, a siostrzenica jednego z zamordowanych popów wskazała miejsce, w którym przebywa Akim.
Weszło ich do gabinetu pięciu, z Michaiłem na czele. Być może błędem było, że nie spodziewali się oporu po śliniącym się, skulonym na środku dywanu człowieku w śmierdzących moczem i kalem spodniach. Z drugiej strony wszyscy należeli do elitarnej jednostki bojowej FSB, a stosunek sił pięciu do jednego w każdych normalnych warunkach gwarantował im błyskawiczne rozwiązanie sprawy – zwykle nie trwało to dłużej niż pół minuty, o ile trafili na operatora na równym poziomie.
Zwykle.

Mieli go przesłuchać, nie zabić, więc broń zostawili w korytarzu, gdy potem omawiali tę decyzję, doszli do wniosku, że Nikulin podejmując ją wbrew regulaminowi, miał więcej szczęścia niż rozumu.

Gdy podeszli, Akim ukrył głowę w rękach, zawył.
Żołnierze zamarli.
Na chwilę.

Ułamek sekundy.

Rzucił się na nich, jak wściekły pies. Był potwornie silny, mieli wrażenie, że są dziećmi roztrącanymi przez dorosłego. Gołymi rekami spuścił im taki łomot, że zaprawieni w bojach komandosi zrejterowali niczym tygodniowi rekruci. Do tego, gdy uciekli, Akim ruszył za nimi – mieli szczęście, bo z jakiegoś powodu nie zdołał przekroczyć progu pokoju, jakby we framugach zamontowano pole siłowe – wyrżnął łbem w ścianę obok, robiąc w niej dziurę średnicy czaszki i poleciał w tył, na dywan. Próbował jeszcze kilka razy, wciąż z takim samym skutkiem.

Poobijani żołnierze z przerażeniem patrzyli na powiększający się lej i kamienną w braku uczuć twarz szaleńca. Mimo tylu ciosów, złamanego nosa i zmasakrowanej twarzy uspokoił się dopiero, gdy odsunęli się wgłąb korytarza.

Wycofali się, a Michaił cieszył się w duchu, że zdecydował, iż wejdą tam bez broni, inaczej – tego był pewny – albo by zabili Batałowa, albo – co bardziej prawdopodobne - skończyli jak jego podkomendni.

Nikulin zameldował o sytuacji, dowództwo kazało problem rozwiązać – przesłuchać i, o ile to możliwe, dostarczyć do kwatery Federalnoj Służby Bezopasnosti w Moskwie.

I nie zabijać.

Major Wasiliew powtórzył rozkaz z pięć razy, jakby chciał się upewnić, że Misza nie zrobi nic głupiego, ale mógł to sobie darować – Batałow i Nikulin znali się jeszcze ze szkoły FSB, razem robili kurs oficerski i Michaił nie zrezygnowałby z próby ocalenia towarzysza, dopóki był na to cień szansy.

Ciężkie spojrzenie jasnych oczu Nikulina ugrzęzło w żarze dopalającego się papierosa.

- Coś wymyślę – szepnął.

- Myśl szybko, batia – powiedział ponuro Dubin. – On tam siedzi już dwa dni, bez wody, bez jedzenia, chuj wie, ile jeszcze wytrzyma zanim zdechnie.

Kid od niechcenia kopnął spory kamień, nie przerywając dłubania pod paznokciami wojskowym nożem.

- Nie zdechnie – zamruczał niewyraźnie. – Tacy, jak on nie zdychają z głodu.

- Co?

- Nico. – Sierżant syknął z bólu, bo gwałtowny ruch miał swoją cenę - ostrze weszło za głęboko, podważając płytkę i rozcinając skórę pod nią. Korotycz zaklął wulgarnie, wsadził brudny palec do ust.

- Kid? – Nikulin wyrzucił peta, spojrzenie lodowatych oczu wbiło się w twarz ciemnowłosego. – Coś ty powiedział?

– Mółię, sze ni chuła ne stechnie – wymamrotał niewyraźnie.

Dowódca szarpnął go za rękaw munduru, zmuszając do opuszczenia ręki.

- Kurwa, mój jaśniej!

- Nie zdechnie z głodu.

- To słyszałem. – Michaił zdusił irytację. Kid już tak miał, wszelkie informacje trzeba było z niego wyciągać niemal na siłę. Chłopaki z oddziału żartowali, że jest idealnym kandydatem do treningu dla tłumacza, chociaż, gdyby mieli się zakładać, pewnie zamiast na Olega Charkowskiego, postawiliby na Korotycza – istniała duża szansa, że jego ośli upór byłby wystarczający, żeby przetrzymać przynajmniej początkową fazę tortur.

- Oj Misza, facet rozwalił łbem ścianę i żyje. – Sierżant wytarł zakrwawiony palec o spodnie, schował nóż do pochwy. – Powalił pięciu komandosów, gada w języku, jakiego nikt nie zna. Nic ci nie świta?

- Kid – wysyczał dowódca, balansując na granicy furii. – O czym ty, kurwa, mówisz?
Korotycz wzruszył ramionami.

- Nie nerwujsja batia – powiedział, unosząc ręce. – Ciśnienie ci skoczy.

Michaił nie zdzierżył. Bez ostrzeżenia wyrżnął żołnierza w szczękę, poprawił kopniakiem w brzuch, a gdy tamten runął na ziemię, siadł mu na piersi, przyciskając kolanami ręce, złapał za szyję, zacisnął palce. Niezbyt mocno, ale wystarczająco, żeby Korotycz błyskawicznie nabrał szacunku.

- O czym ty mówisz? – powtórzył lodowato.

- Zejdź ze mnie, ty pierdo…

Michaił nie pozwolił mu dokończyć, kolejny cios w twarz i Kid zrozumiał, że żarty się skończyły. Dowódca nie miał w zwyczaju wymuszać posłuszeństwa pięścią, wystarczyło, że trzymał w garści ich życie i nigdy nie zawiódł, ale tym razem sytuacja była paskudna, a czasu mieli coraz mniej. Durne żarty Kida tylko pogorszyły i tak już zły nastrój Nikulina, to nie był dobry moment na niesubordynację.

- Batia… - Jęknął z trudem Kid, wypluwając krew z rozbitej wargi. – Izwienitie

- Mów kretynie!

- Do niego popa trzeba, nie żołnierzy – wycharczał pobity.

- Co?

- Popa trzeba… - Kid zbladł, przewrócił oczami, niemal tracąc przytomność, duszony przez ponad stukilowego chłopa, siedzącego mu na piersi. – Misza…

Kombat natychmiast zorientował się, co się święci, zaklął, poderwał się na kolana, pozwalając żołnierzowi odetchnąć pełną piersią. Ale wciąż nie rozumiał.

- Co? – powtórzył niepewnie.

Przyglądający się scenie z pobliskiego murku Charkowski zeskoczył na ziemię, podszedł bliżej.

- Popa – powiedział powoli. Poprawił zsuwający się z ramienia pasek karabinu.

Michaił uniósł głowę.

- Czy wyście zdurnieli? – Warknął, wstając. Pochylił się, szarpnięciem spionizował wciąż oszołomionego Kida. – Jakiego popa?

- No… Popa. – W głosie Olega zabrzmiała determinacja, jakby zdecydował wbrew wszystkiemu, czego go uczono. – Nie naszego. Rzymskiego.

Nikulin poczuł, jakby walnął w mur. Tego na szkoleniach nie robili. Przez moment miał nadzieję, że chłopaki wpuszczają go w kanał – kilka razy, szczególnie na początku służby, udało im się przekonać go do różnych karkołomnych pomysłów, ale po pierwsze od lat już tego nie robili, a po drugie i Kid i Oleg mieli śmiertelnie poważne miny. Pomyślał, że coś jest w powiedzeniu, że bycie oficerem to ciężka robota; twoi ludzie nie wiedzą, czego chcą, ale za to doskonale wiedzą, czego nie chcą. Gdy patrzył na chłopaków z oddziału, miał jasność, że woleliby być wszędzie, byle nie tutaj.
Zresztą doskonale ich rozumiał. Odkąd przyjechali, nadziewając się na ponad pięćdziesiąt trupów i jednego szaleńca, mimo, że otwarcie o tym nie rozmawiali, widział, że żołnierze zachowują się, jak na linii frontu - wszyscy nerwy mieli na wierzchu.

- Popa – powiedział powoli, złożył ręce na piersi, zacisnął zęby. Pomysł był irracjonalny, jak obłakaniec zamknięty w pokoju w monastyrze, i Michaił natychmiast go odrzucił. Ale potem zerknął w stronę klasztornych zabudowań. – Popa.

- Katolickiego – uzupełnił łagodnie Oleg Iwanowicz. – Nie naszego. Nasz nie pomoże. Nie na to.

Jasnowłosy potrzasnął z niedowierzaniem głową, błękitne oczy zwęziły się we wściekłe szparki. Ledwo się opanował, żeby nie parsknąć śmiechem i pewnie, gdyby nie widział, co się dzieje z Akimem, pozwoliłby sobie na cyniczny komentarz, ale własna bezradność doprowadzała go do szału, a świadomość, że nie może pomóc towarzyszowi broni raniła boleśniej niż siniaki po bójce. Jednak to, co zaproponowali żołnierze nie mieściło się nie tylko w regulaminie, ale też w jego światopoglądzie. Gdyby założyć, że impas rozwiąże duchowny, gdyby dopuścić myśl, iż powodem obłędu i nadludzkiej siły Batałowa jest nie szok pourazowy, ale coś, wobec czego wszystkie umiejętności i całe wyszkolenie na nic się zda, wykopałoby to świat Michaiła z ustalonej orbity. Z ram, w których poruszanie się dawało poczucie bezpieczeństwa i świadomość własnej wartości.

- Żeście poszaleli! – Warknął zimno. Odwrócił się na pięcie i ruszył ku budynkom klasztornym, klnąc na czym świat stoi.

Minął Jurkę Jakowycza – żołnierz, widząc wściekły błysk w oczach pułkownika instynktownie bez słowa zszedł mu z drogi, jak wilczur przewodnikowi stada – kopniakiem otworzył wielkie wrota, zagłębił się w chłód klasztornych zabudowań od razu kierując do refektarza, gdzie spodziewał się znaleźć jedynego ocalałego z rzezi mnicha i Nastię - siostrzenicę zamordowanego przeora. Nie zastał ich tam, co jeszcze pogorszyło mu nastrój, po kilkunastu minutach poszukiwań natrafił na oboje w przyklasztornej kaplicy.

Mnich modlił się przed obrazem Świętej Przeczystej, Nastka wpółsiedziała na jednej z ław, usłyszawszy głuchy odgłos ciężkich butów na posadzce odwróciła się ku intruzowi, gestem nakazała milczenie. Żołnierz nawet nie zwolnił, nie miał czasu na subtelności.

- Co się dzieje z Akimą? – spytał ostro, kierując się ku klęczącemu.

Mnich nie zareagował, ale kobieta drgnęła wystraszona, poderwała się podbiegła do niego, zatrzymała w pół drogi. Uniosła głowę, spojrzała na pułkownika.

- Poczekajcie – poprosiła. – Ojciec Marłow pogrążony w modlitwie za zmarłych współbraci.

- Mój towarzysz sra pod siebie, a wy mi każecie czekać? – odwarknął lodowato, usiłując ją wyminąć.

Anastazja Swietłowa z determinacją odgrodziła go od mnicha, mimo, że widziała wściekłość w błękitnych tęczówkach.

- To świątynia, tu nie wasza władza! – powiedziała ostrzej, odpychając go rękami.

Nikulin na moment zacisnął zęby, z ogromnym wysiłkiem usiłując się opanować. Była bardzo młoda, mogła mieć nie więcej, jak dwadzieścia cztery lata i bladego pojęcia, na co się naraża stając przeciw niemu. Gdyby była dziesięć lat starsza i miała minimalnie większe doświadczenie, wiedziałaby, że negowanie poleceń funkcjonariusza FSB jest tańcem na wyjątkowo cienkiej linie. W drugim obiegu informacyjnym krążyły opowieści o tych, którzy tego próbowali – wszyscy zgodnie przyznawali, najczęściej po tym, jak już wyszli ze szpitala pod długiej rekonwalescencji, a bardziej uparci dopiero po ogromnej łapówce wpłaconej przez zdesperowaną rodzinę i odchorowaniu psychuszki, w której ich umieszczono na „badania”, że nie był to najszczęśliwszy pomysł.

Ale tu miał do czynienia z młodą jak wiosenna trawa dziewczyną, której ewidentnie wydawało się, że jest niezniszczalna i wszystko jej wolno.

Pułkownik opanował emocje, mimo, że miał ochotę wziąć ją za włosy i wyrzucić z kościoła. Doskonale wiedział, jak łatwo byłoby usunąć ją z drogi, z drugiej strony coś w roziskrzonych, zielonych i niepokornych jak jego rodzinne stepy oczach zaintrygowało go i zatrzymało w pędzie. Przyjrzał się dziewczynie pochmurnym wzrokiem, drobnym dłoniom opartym o jego pierś – z niedowierzaniem skonstatował, że na prawdę wierzyła, że ma przewagę, bo staje w obronie bożego męża.

Odetchnął, tłumiąc irytację.

- Muszę z nim porozmawiać. – Zdobył się na łagodniejszy ton, chociaż wszystko w nim wyło, żeby wyciągnąć mnicha ze świątyni.

- Dziesięć minut. – Zielone oczy Anastazji zamigotały iskierkami ciepła. – Dajcie mu skończyć pułkowniku, proszę.

Z trudem skinął głową, czując, jak zesztywniałe ze stresu mięśnie karku protestują przeciw temu ruchowi. Powoli rozluźnił zaciśnięte w pięści palce, cofnął się o krok.

- Dziesięć minut – zgodził się. – Ani sekundy więcej. Czekam w refektarzu.

- Dziękuję.

Odwrócił się i bez słowa wyszedł z kaplicy.
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 18:41 przez ravva, łącznie zmieniany 3 razy.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

2
Ej no, co tak krótko?
Ledwo się wciągnęłam, a tu już finito. Ja chcę więcej.

A teraz do rzeczy.
Podobają mi się bohaterowie. Ładnie ich zarysowujesz w rozmowach, w drobnych szczegółach (wrażliwość na wymiociny), reakcjach. Trochę ci inni żołnierze mi się momentami zlewają... Kid, Dubin, Bartok... Jakoś tak nie mogłam się momentami połapać, kto gdzie jest, kto mówi itd. To trochę męczyło.

Język sprawny. Nie chciało mi się wyłapywać drobiazgów - za dobrze się czytało. Czasem tylko zbyt poszarpane zdania. Tak jak to:
ravva pisze:spytał cicho Saszka Dubin, usiadł obok towarzyszy.
To takie twarde przedzielenie przecinkiem mam na myśli.

Ogólnie podobało mi się. Fabuła mnie zaciekawiła. Napisałaś ciąg dalszy? Zamierzasz może wrzucić? ;)

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

3
Podobać mnie się. Mieć sens i świetny styl. I język. Fajne to być;)
Dawno nie czytałam tak poprawnie napisanego tekstu. Poprawnie nie mylić z nudnym, zwyczajnym, bo tutaj to akurat jest komplement jak się patrzy.

4
ravva pisze:- Kurważ twoja mat’! – Pułkownik Michaił Nikulin błyskawicznie cofnął się na korytarz, gdy mężczyzna w gabinecie opata zawirował, rozpryskując zawartość żołądka w promieniu trzech metrów. Gorzko-kwaśny zapach rozlał się w powietrzu, wypełnił pomieszczenie, stanął ludziom w gardłach jak za duży kawałek jabłka. Mimo to większość żołnierzy nie zareagowała.
Hm, prędzej bym się spodziewała, że zajmiesz się opisem rozpryskującej się cieczy z żołądka niz zapachem - mi tu zgrzytnęło, ale może tylko mi...
ravva pisze:Różowawo-brązowe plamy na czubach ulubionych Skorokhodów z leningradzkiej fabryki uświadomiły
mi raczej zagmatwały treść - czy to jest istotna (dla treści)uwaga?
ravva pisze:że martwił się na próżno i wywołały irytację
znów zgrzytnęło
ravva pisze:Michaił Nikulin
raz użyte imię pierwsze, potem postać nazwana Nikulin((drugie imię czy ojcowskie?) - to rozprasza
ravva pisze:Weszło ich do gabinetu pięciu, z Michaiłem na czele. Być może błędem było, że nie spodziewali się oporu po śliniącym się, skulonym na środku dywanu człowieku w śmierdzących moczem i kalem spodniach. Z drugiej strony wszyscy należeli do elitarnej jednostki bojowej FSB, a stosunek sił pięciu do jednego w każdych normalnych warunkach gwarantował im błyskawiczne rozwiązanie sprawy – zwykle nie trwało to dłużej niż pół minuty, o ile trafili na operatora na równym poziomie.
Zwykle.
Ten fragment jakis przegadany. Bardziej sprawia wrażenie tłumaczenia (kto, komu, po co? - nie dotarło do mnie). Ja bym tu oczekiwała większej dynamiki w opisie
ravva pisze: kamienną w braku uczuć twarz szaleńca
.
jakoś mi to nie brzmi
ravva pisze:Michaił nie zdzierżył. Bez ostrzeżenia wyrżnął żołnierza w szczękę, poprawił kopniakiem w brzuch, a gdy tamten runął na ziemię, siadł mu na piersi, przyciskając kolanami ręce, złapał za szyję, zacisnął palce. Niezbyt mocno, ale wystarczająco, żeby Korotycz błyskawicznie nabrał szacunku.
Niby wszystkie ruchy poprawne - nie neguję opisu, ale suchy on jakiś, nie pobudza wyobraźni...

Tak trochę na tekst spojrzałam po swojemu i wyszło mi, że czasami zgrzyta - jednak tak naprawdę podoba mi się. Jest w nim to coś, co wciąga i zmusza do dalszego czytania.
Też czekam na dalszy ciąg :)
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

5
Ada - bardzo dziękuję za komentarz, odczarował mi text, bo od dłuższego czasu lezy i mnie wnerwia.
tak, jest cd, ale na razie nie chcę wiecej wrzucać, niemniej jeśli kiedyś znajdziesz czas, zeby zerknąc na ewentualna kontynuacja, bedziesz mieć moja wdziecznośc.

anowi - dziękuję za komplement i za poświęcony na przeczytanie czas ;-)

gebilis :-)
gebilis pisze:Hm, prędzej bym się spodziewała, że zajmiesz się opisem rozpryskującej się cieczy z żołądka niz zapachem - mi tu zgrzytnęło, ale może tylko mi...
to chyba kwestia indywidualnego podejścia - mi widok nie przeszkadza, zupełnie mnie nie rusza co ktoś miał w środku, charakterystyczny zapach jest bardziej irytujący.
no, ale na każdego działa coś innego.
gebilis pisze:
ravva pisze:Różowawo-brązowe plamy na czubach ulubionych Skorokhodów z leningradzkiej fabryki uświadomiły
mi raczej zagmatwały treść - czy to jest istotna (dla treści)uwaga?
próbuje po raz trzeci i nie wiem, jak to wyjasnić.
powiem tak: nazwa butów nie jest kluczowym aspektem opowieści.
gebilis pisze:
ravva pisze:Michaił Nikulin
raz użyte imię pierwsze, potem postać nazwana Nikulin((drugie imię czy ojcowskie?) - to rozprasza

hm, na poczatku masz imię i nazwisko oraz stopień, później, zakładając, ze kwestia została przyswojona, używam ich w zmiennej sekwencji, otczestwa jeszcze nie było w tekscie.
gebilis pisze:Tak trochę na tekst spojrzałam po swojemu i wyszło mi, że czasami zgrzyta
bo zgrzyta.
czasem ;-)

kawałek opisowy faktycznie zamula trochę, dziękuję bardzo za uwagi :-)
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

6
Gdzie reszta, pytam się? Najpierw zaczarujesz, a potem ucinasz, jestem bardzo z tego faktu nieukontentowany.
ravva pisze:Gorzko-kwaśny zapach rozlał się w powietrzu
Zapach rozlał się? Może roztoczył, rozszedł, rozprzestrzenił...
ravva pisze:w ostatniej chwili odgrodził się od smrodu rzygowin
Rzygowiny czy treść żołądkowa? Niby to samo, ale rzygowiny to jednak produkt rzygania, a coś, co wylatuje z rozciętego brzucha bez odruchu wymiotnego, to chyba co innego.

Ogólnie pierwsze akapity to opis tego, jak wszystkim jest niedobrze, bo wszędzie lata treść żołądkowa, śmierdzi, ludziom chce się rzygać i w ogóle. Biorę tekst, czytam, a tam opis obrzydliwości. Nie jestem przesadnie brzydliwy, ale gdybym nie wiedział, czego po autorce można się spodziewać, to zastanawiałbym się, czy czytać dalej.
ravva pisze:ale w końcu przywykli, bo Misza pagony opłacił własną krwią
Zdrobnienie to sprawka tylko narratora czy podwładni tak mówili na pułkownika?
ravva pisze:- Kurwa, mój jaśniej!
"Mów ci on, mów jest!" xD
Literówka Ci się wkradła.
ravva pisze:Michaił zdusił irytację. Kid już tak miał, wszelkie informacje trzeba było z niego wyciągać niemal na siłę. Chłopaki z oddziału żartowali, że jest idealnym kandydatem do treningu dla tłumacza, chociaż, gdyby mieli się zakładać, pewnie zamiast na Olega Charkowskiego, postawiliby na Korotycza – istniała duża szansa, że jego ośli upór byłby wystarczający, żeby przetrzymać przynajmniej początkową fazę tortur
Ten kawałek kapkę niezrozumiały, chaotyczny, wybija z rytmu.
ravva pisze:Korotycz błyskawicznie nabrał szacunku.

- O czym ty mówisz? – powtórzył lodowato.

- Zejdź ze mnie, ty pierdo…
Nabrał szacunku, po czym mówi: "Zejdź ze mnie ty pierdo...". Samobójca? Jeśli pułkownik FSB nie ma poczucia humoru, i to sporego, to żołnierz powinien nabrać za to dyscyplinarnych kopów. Na miejscu sierżanta zastanowiłbym się nad doborem słów wobec wnerwionego pułkownika.
ravva pisze:- Katolickiego – uzupełnił łagodnie Oleg Iwanowicz. – Nie naszego. Nasz nie pomoże. Nie na to.
No dobra, mamy opętanie.
Czy to jest w jakiś sposób przez Ciebie potwierdzone, że ludzie wyznania prawosławnego wołają katolickich księży (nie wspomniano, że egzorcystów) do opętanego człowieka? Z tego, co mi się udało dowiedzieć, prawosławie też dysponuje egzorcystami. Chyba że się mylę.
ravva pisze:Była bardzo młoda, mogła mieć nie więcej, jak dwadzieścia cztery lata i bladego pojęcia, na co się naraża stając przeciw niemu
Tu jakieś zaburzenie logiki i szyku.
ravva pisze:z niedowierzaniem skonstatował, że na prawdę wierzyła
Naprawdę?

Teraz o tekście. Świetny. Brak powtórzeń, oszczędne, acz treściwe opisy, wszystkie niezłe, oprócz tego nieszczęsnego opisu chlustania rzygami. Bohaterowie całkiem realni, nie widać jakichś większych dysonansów behawiorystycznych, może poza tym wulgarnym zwrotem Korotycza do dowódcy, który nie mieści mi się w głowie.
Jest zagadka, tajemnica, coś, co sprawia, że chce się czytać dalej oraz że ogarnia złość, gdy tekst się kończy, a nie wiadomo jak. Najbardziej mnie interesuje to, jak Akim wpadł w łapy demona, bo to w sumie nie jest prosta sprawa.
Znowu miałem ochotę przeskakiwać tekst, jak przy "Konsekwencjach", ale udało mi się powstrzymać.

Chciałbym to w Polecalni, ktoś się dołączy?

I pytam ponownie - gdzie do jasnej ciasnej jest dalszy ciąg?
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

7
Dobry tekst :)

Kilka uwag:

- w czasie akcji nie używa się perfum, dezodorantów i innych kosmetyków, co najwyżej mydła bezzapachowego. W razie starcia z psami, dużo łatwiej znaleźć ślad takiego "wypachnionego", a i w zamkniętych pomieszczeniach czuć, o ile ktoś ma dobry węch, a żołnierze z najwyższej półki go trenują. Czasem nawet zakopuje się ubrania na kilkanaście godzin w ziemi, aby straciły zapach człowieka czy środków używanych do prania.

- rozpryskując zawartość żołądka w promieniu trzech metrów - niepotrzebne doprecyzowanie, lepiej brzmiałoby "kilku metrów"

- "opat" to określenie dotyczące duchowieństwa katolickiego, prawosławny odpowiednik to archimandryta

- bicie własnych żołnierzy w czasie akcji to fikcja, nikt tego nie robi, podobnie jak to, aby żołnierz ociągał się z odpowiedzią na postawione wprost pytanie przełożonego

- Kurważ twoja mat’! - nie ma takiego przekleństwa w języku rosyjskim :P Albo tłumaczysz na polski i wtedy może być, albo dajesz rosyjskie
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

9
Bartosh16 pisze:Nav, a orientujesz się jak to jest z tymi egzorcyzmami? Prawosławni mają swoich ludzi od tego prawda?
I tak i nie. Prawosławie nigdy nie przyjęło egzorcystatu ( Kościół Katolicki zrobił to w IV wieku), tak więc - teoretycznie - egzorcyzmować może każdy prawosławny kapłan. W praktyce, uważane jest to za osobisty charyzmat i przeważnie dokonują egzorcyzmów mnisi. Choć nie ma zakazu, aby zrobił to zwykły "batiuszka". Nb. we współczesnym rosyjskim słowo "pop" jest wyrazem obraźliwym ( "dzięki" trwającej wiele lat, propagandzie komunistycznej), wierni nigdy tak nie nazywają duchownych.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

10
Navajero pisze: W praktyce, uważane jest to za osobisty charyzmat i przeważnie dokonują egzorcyzmów mnisi. Choć nie ma zakazu, aby zrobił to zwykły "batiuszka".
chłopaki, tu bedzie potrzebny cywilny egzorcysta, tylko przystojniejszy niż wędrowycz i znacznie młodszy :-P
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

11
ravva pisze:
Navajero pisze: W praktyce, uważane jest to za osobisty charyzmat i przeważnie dokonują egzorcyzmów mnisi. Choć nie ma zakazu, aby zrobił to zwykły "batiuszka".
chłopaki, tu bedzie potrzebny cywilny egzorcysta, tylko przystojniejszy niż wędrowycz i znacznie młodszy :-P
Polecam zatem "Rytuał" z Hopkinsem. Choć pewnie widziałaś. Rewelacyjnie pokazane jak wiara dominuje siłę nieczystą.
Bo to wiara zwalcza demona, nie egzorcysta :)
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

12
widziałam.
niezły, bardzo realistyczny, nie to, co egzorcysta ;-)

no, tu mi sie namieszało - dzięki tobie i navowi moge pare rzeczy poprawić :-)
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

13
tylko jedną rzecz należy poprawić w tym tekście: treść, a konkretnie kwestie merytoryczne.
ravva pisze:Gołymi rekami spuścił im taki łomot, że zaprawieni w bojach komandosi zrejterowali niczym tygodniowi rekruci.
to zdanie ostatecznie (bo już wcześniej są inne znaki) dyskwalifikuje całość jako taką i sprawia, że tekst kojarzy się z Gangiem Olsena, Ojcem Mateuszem, Drużyną A., Renegatem i innymi takimi.

żołnierze sił specjalnych to maszyny do zabijania; oni mogą bać się zadzwonić do dziewczyny, ale na akcji są jak lwy walczące o przywództwo w stadzie, mają tylko jedną myśl: zneutralizować cel.
stąd co jakiś czas są sprawy, że oddział AT złamał szczękę osiemdziesięciolatkowi, czy wybił zęby młodej kobiecie- jak wbili się do mieszkania, to nie mogli się zastanawiać, czy ten dziadek jest groźny, czy ledwo chodzi- jest człowiek, trzeba go zglebować bez mrugnięcia okiem.

i tak samo powinno być tu; wyszkolenie jednego takiego żołnierza kosztuje kilka milionów; i nie po to się tyle w nich ładuje, żeby uciekali jak poborowi otrzymujący 103,65zł żołdu (121,98zł w przypadku starszego szeregowego)

poza tym co miałby pomyśleć sobie dowódca o nich?: "aha, uciekli przed jednym zasranym czubkiem, ale jak nas zaatakuje uzbrojony po zęby oddział separatystów czeczeńskich, to pokażą klasę".

oni dostaliby kopa w dupę i kulę w łeb za takie coś, a zobacz, wystarczy, że napiszesz, że on ich powyrzucał z pokoju jak na wrestlingu, czy coś takiego.

i to nie Benny Hill, żeby jeden drugiego obijał, odpuść takie kawałki.

i takie:
Była bardzo młoda, mogła mieć nie więcej, jak dwadzieścia cztery lata i bladego pojęcia, na co się naraża stając przeciw niemu. Gdyby była dziesięć lat starsza i miała minimalnie większe doświadczenie, wiedziałaby, że negowanie poleceń funkcjonariusza FSB jest tańcem na wyjątkowo cienkiej linie. W drugim obiegu informacyjnym krążyły opowieści o tych, którzy tego próbowali – wszyscy zgodnie przyznawali, najczęściej po tym, jak już wyszli ze szpitala pod długiej rekonwalescencji, a bardziej uparci dopiero po ogromnej łapówce wpłaconej przez zdesperowaną rodzinę i odchorowaniu psychuszki, w której ich umieszczono na „badania”, że nie był to najszczęśliwszy pomysł.
to nawet nie jest babskie ach, och, to kwintesencja gimnazjalnych zachwytów, jakie pierwszaki opowiadają sobie wychwalając czyny Siwego z trzeciej ce

więcej paździerza by się znalazło, ale tyle wystarczy; ten tekst nie jest świetny, nie jest nawet dobry, jest po prostu zupełnie oderwany od rzeczywistości; jak Andrzej w garści generaliów pisał: jak mały Jaś wyobraża sobie Amerykę i nie umie prowadzić auta, więc pisze o pilotażu statków kosmicznych.

ale Ty to wszystko wiesz już od dawna :)

ogólnie forma w porządku, a treść jest do poprawy; ten tekst pokazuje jak ważny jest tzw. risercz- by wiedzieć co się pisze, a nie pisać co się wie

bonus track: gdy Flaubert opisywał jakieś kwestie techniczne (choćby kilka linijek) to odwiedzał zakłady rzemieślnicze, by poznać daną rzecz tak bardzo, jak tylko się da, gdy opisał na trzech stronach pogrzeb, to wcześniej kilka tygodni chodził po domach pogrzebowych i robił rozeznanie, o tym, że topografię Paryża miał w małym palcu nie muszę wspominać i że jego teksty są w tej kwestii dokładniejsze od przewodników.
a na koniec coś ekstra: by wiernie opisywać ciało ludzkie (czy to rannych, czy zabitych) wkręcił się do prosektorium, by poznać anatomię.

- Tak się robi risercz! Żołnierz pojął, czy zatrybi jak pierd*lnie sto pompek!?

14
tylko jedną rzecz należy poprawić w tym tekście: treść, a konkretnie kwestie merytoryczne.
ravva pisze:Gołymi rekami spuścił im taki łomot, że zaprawieni w bojach komandosi zrejterowali niczym tygodniowi rekruci.
to zdanie ostatecznie (bo już wcześniej są inne znaki) dyskwalifikuje całość jako taką i sprawia, że tekst kojarzy się z Gangiem Olsena, Ojcem Mateuszem, Drużyną A., Renegatem i innymi takimi.
są znaki na niebie i ziemi...
no sa, fakt, parę rzeczy trzeba poprawić - np. perfumy, na które zwrócił uwagę nav (silly ravva, olała ten fakt zafascynowana zapachem :-P ), ale tu racji nie masz, bo wchodzimy w strefę działania sił nieczystych, więc dopuszczalna jest sytuacja, ze wyszkolenie i cieżka kasa nie wystarczą.
poza tym co miałby pomyśleć sobie dowódca o nich?: "aha, uciekli przed jednym zasranym czubkiem, ale jak nas zaatakuje uzbrojony po zęby oddział separatystów czeczeńskich, to pokażą klasę".
dowódca, o ile kojarze, tez był pod wrazeniem umiejętności batałowa, to co, sobie miał również w łeb palnąć? ot, siadł chłop zatroskany i dumac zaczął, co z fantem zrobić.
i takie:
Była bardzo młoda, mogła mieć nie więcej, jak dwadzieścia cztery lata i bladego pojęcia, na co się naraża stając przeciw niemu. Gdyby była dziesięć lat starsza i miała minimalnie większe doświadczenie, wiedziałaby, że negowanie poleceń funkcjonariusza FSB jest tańcem na wyjątkowo cienkiej linie. W drugim obiegu informacyjnym krążyły opowieści o tych, którzy tego próbowali – wszyscy zgodnie przyznawali, najczęściej po tym, jak już wyszli ze szpitala pod długiej rekonwalescencji, a bardziej uparci dopiero po ogromnej łapówce wpłaconej przez zdesperowaną rodzinę i odchorowaniu psychuszki, w której ich umieszczono na „badania”, że nie był to najszczęśliwszy pomysł.
to nawet nie jest babskie ach, och, to kwintesencja gimnazjalnych zachwytów, jakie pierwszaki opowiadają sobie wychwalając czyny Siwego z trzeciej ce
hmm, to akurat mój błąd, bo nie chodziło dokładnie o zajebistośc i mrocznosc michaiła, ale ogólne przesłanie ku potomności :-P a młodosc ma swoje prawa, więc cieszę się, ze mam ten idiotyczny stan już za sobą.
ogólnie forma w porządku, a treść jest do poprawy; ten tekst pokazuje jak ważny jest tzw. risercz- by wiedzieć co się pisze, a nie pisać co się wie
czesc tresci jest do poprawy, tu sie zgodze, ale takie generalizowanie to skandal i pomrocznosc jasna, i za nic się z tym nie zgodze :szatan:

i dziękuję uprzejmie za opinię, i czas, i ze ci się chciało :-)

no wiesz, serio ;*
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

15
ravva pisze:ale tu racji nie masz, bo wchodzimy w strefę działania sił nieczystych, więc dopuszczalna jest sytuacja, ze wyszkolenie i cieżka kasa nie wystarczą.
źle. nie rozumiemy się; nie mówię, że oni musieli mu wklupać. mówię, że oni przeszli wieloetapową selekcję, to elita elity, nie ormowcy- oni zwyczajnie nie mają w menu opcji rejterady (chyba, że zamiast prawdziwych fachmanów i twardzieli chcesz wykreować partaczy i mięczaków, no to ok, u ruskich takich pełno; patrz dubrowka i kilka podobnych akcji). powtarzam i powiem obrazowo: żołnierz sił specjalnych, który stchórzył na polu walki, jest spalony jak nauczyciel od wuefu przyłapany w szatni z mocno nieletnią uczennicą w jednoznacznie dwuznacznej sytuacji- chciałabyś być na akcji z tchórzem? i żeby Twoje życie zależało od tego, który już wcześniej uciekł?
pamiętaj, że tacy żołnierze, to ostatnia linia obrony- po nich już nie ma nikogo, kto mógłby poprawić- nie mogą więc nawalić (i nie upieram się przy tej konkretnej sytuacji, ale zważ na to, bo to podstawa kreowania bohaterów tego typu)
ravva pisze:dowódca, o ile kojarze, tez był pod wrazeniem umiejętności batałowa, to co, sobie miał również w łeb palnąć? ot, siadł chłop zatroskany i dumac zaczął, co z fantem zrobić.
umiejętności umiejętnościami, ucieczka ucieczką

poza tym ogranicz wspomniane wcześniej zachwyty oraz rzygi- wyszło kiepsko; taka egzaltowana elokwencja nie robi na mnie wrażenia- ani to śmieszne, ani błyskotliwe

no dobrze, część treści jest do poprawy :) a perfumy to najmniejszy problem- na żadnej akcji przecież tu nie byli, więc skoncentruj się na właściwej części treści, żeby podczas czytania inna treść nie dźwigała się :twisted:
ravva pisze:Podpalił papierosa
pierwsze słyszę. odpalił

i ogranicz kopniaki w klasztorne drzwi, bo wychodzi to tak:


czekam
:*
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”