Uśmiercanie istotnych postaci

1
Chodzi mi tu jednak nie o sytuację z rodzaju tych, jak to śmierć bohatera w sposób logiczny wynika z fabuły, albo służy określonemu celowi (vide: Boromir), nie o śmierć będącą poświęceniem się w obronie kogoś, nie o taką, która stanowi element jakiejś przemiany, którą bohater przechodzi.

Mam na myśli śmierć istotnego bohatera, którego wątek jest rozbudowywany, po którym czytelnik spodziewa się czegoś konkretnego, a w pewnym momencie - ciach, nie ma gościa. Ot tak. Nawet w połowie książki (zdaje się, że jeden z głównych bohaterów North & South, ginie gdzieś tam w trakcie, w przypadkowej sytuacji, czego już do ekranizacji nie przeniesiono).

Muszę przyznać, że lubię takie zagrywki :)
Siedzący na ławeczce dziadunio spojrzał w kierunku łowców, mrużąc oczy i jednocześnie, uniósłszy dłoń w niemal czarnoksięskim geście, zaczął dłubać w nosie.

http://narreweid.blogspot.com/

3
No, ja je właśnie lubię jako czytelnik. A i pewnie w swoim pisaniu też zastosuję, bo nie lubię schematu pt. "on jest zbyt ważny żeby zginąć".
Siedzący na ławeczce dziadunio spojrzał w kierunku łowców, mrużąc oczy i jednocześnie, uniósłszy dłoń w niemal czarnoksięskim geście, zaczął dłubać w nosie.

http://narreweid.blogspot.com/

4
Sam sobie odpowiedziałeś: uśmiercenie istotnej postaci w taki sposób ma na celu utrzymanie czytelnika w przeświadczeniu, że bohaterom grozi coś poważnego i naprawdę jej sens bać się o ich los np. przy czytaniu kolejnej sceny walki.

Grunt, by nie wyszło to tak, jak w pierwszych książkach Komudy ;)
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

5
Przecież tak zrobił G. R. R. Martin. Nie chcę pisać dokładnie, żeby nie spoilerować. Ci co wiedzą, to wiedzą. Ci co nie wiedzą, mają szansę poczytać coś dobrego.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

6
Ha! To znowu ja ;)
Bartosh16 pisze:Przecież tak zrobił G. R. R. Martin. Nie chcę pisać dokładnie, żeby nie spoilerować. Ci co wiedzą, to wiedzą. Ci co nie wiedzą, mają szansę poczytać coś dobrego.
Tego nie wiemy do końca - zamysł jest, tylko szwankuje wykonanie (lub recepcja tekstu, co na jedno wychodzi). Klasyczna śmierć bohaterów Martina (nowa legenda internetu!) ma określony cel - podbić zainteresowanie i pociągnąć dalej historię. Czyli cel ma. Potem to rozwiązanie stało się regułą, przesłaniem dla geeków: nie przyzwyczajajcie się do moich bohaterów. Zresztą, Martina lubię, ale nie cenię zbyt wysoko: to mistrz pojedynczych scen, jako całość (warsztat+fabuła+bohaterowie) jego książki nie bronią się zbyt mocno. Chociaż, niepodważalnie, wpływ na współczesną literaturę fantastyczną, mają olbrzymią.

Zostawmy Martina, zajmijmy się czymś poważnym. Dalej będzie spoiler.

Przywołam "To nie jest kraj dla starych ludzi", książkę i film. W filmie gł. bohater ginie w sposób nijaki - ma to obrazować przypadkowość ludzkiego losu. Film świetny, więc takie rozwiązanie się broni.
W książce wcześniej jest spotkanie z przypadkową dziewczyną, podróż przez kilka stanów i długie rozmowy z gł. bohaterem. Potem giną oboje (zarówno książka jak i film pokazują jedynie następstwa), ale wymowa jest dużo mocniejsza w książce. Właśnie śmierć przypadkowej dziewczyny nadają sens tej scenie - to się dzieje w tle, poznajemy jedynie następstwa, świetnie rozumiemy zamysł autora (warsztatowo jest to rozwiązanie znakomite!).
W filmie tego nie ma - chciałem napisać, że zabrakło taśmy, ale to nieprawda. Po prostu medium jest inne, stosuje inną narrację (chociaż podobną) i, być może, autorzy szukali własnej drogi do przekazania treści. Dlatego książka jest znakomita (McCarthy to jeden z mich ulubionych pisarzy, polecam!) a film tylko dobry (chociaż braci Coen też bardzo lubię).

Dlatego obstaję przy tym, by śmierci znaczących bohaterów nie traktować w kategoriach przypadku, rzutu monetą czy innej magii.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

8
A to dlaczego?

Martina nie czytałem, oglądałem tylko serial, ale akurat w tym wypadku uśmiercono pod koniec pierwszego sezonu dwóch moich ulubionych bohaterów, co za tym idzie kolejnych już mi się nie chciało oglądać (kiedyś może nadrobię). Także oczywiście lepiej uważać kogo się zabija :P
Siedzący na ławeczce dziadunio spojrzał w kierunku łowców, mrużąc oczy i jednocześnie, uniósłszy dłoń w niemal czarnoksięskim geście, zaczął dłubać w nosie.

http://narreweid.blogspot.com/

9
A to dlatego że:

Prowadzisz bohatera przez całą powieść, budujesz go, jego osobowość, kreujesz odczucia, poznajesz go i pozwalasz poznać innym. Walczy o życie, o świat, o wartości, w które wierzy i które ceni, a gdy jest bliski sukcesu... zjada go zmutowany jeżozwierz albo zabija spadająca lodówka.

Przynajmniej to rozumiem poprzez przypadkową śmierć.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

10
Ale skąd w ogóle taki pomysł?

Miałem na myśli sytuacje, jak najbardziej normalne, prawdopodobne w ramach przedstawionego świata, a nie żadne tam absurdalne i z d... wyjęte. Powiedzmy że żołnierz, który wyglądał na pierwszoplanową postać, miał ileś tam wątków dotyczących rodziny, przyjaciół, misji, nagle w pół książki dostaje kulkę od snajpera, albo wjeżdża na minę. Ale wciąż są inni bohaterowie i dalsza częśc fabuły skupia się na nich.
Siedzący na ławeczce dziadunio spojrzał w kierunku łowców, mrużąc oczy i jednocześnie, uniósłszy dłoń w niemal czarnoksięskim geście, zaczął dłubać w nosie.

http://narreweid.blogspot.com/

11
gieferg pisze:Powiedzmy że żołnierz, który miał ileś tam wątków dotyczących rodziny, przyjaciół, misji, nagle dostaje kulkę od snajpera, albo wjeżdża na minę.
To ja pytam w takim razie po co go rozpisywałeś przez ileś tam stron jeżeli jego śmierć to zwykła proza życie i w sumie mógłby to być każdy? Dlaczego jemu poświęciłeś tyle czasu w swojej książce?
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

12
Trzeba by zapytać Johna Jakesa.

Ja byłbym skłonny wykończyć postać choćby po to, żeby pokazać, że nikt nie jest nietykalnym wybrańcem losu, co do którego można mieć pewność, że na pewno nie zginie bo jest głównym bohaterem.
Siedzący na ławeczce dziadunio spojrzał w kierunku łowców, mrużąc oczy i jednocześnie, uniósłszy dłoń w niemal czarnoksięskim geście, zaczął dłubać w nosie.

http://narreweid.blogspot.com/

13
Grimzon pisze:To ja pytam w takim razie po co go rozpisywałeś przez ileś tam stron jeżeli jego śmierć to zwykła proza życie i w sumie mógłby to być każdy? Dlaczego jemu poświęciłeś tyle czasu w swojej książce?
To jest pytanie stulecia.

Jeśli koleś może wjechać na minę i nic to nie zmienia, to był w książce niepotrzebny i cały jego wątek jest zwykłym laniem wody.

Tuż po pierwszym spotkaniu z Porfirym Pietrowiczem Raskolnikow dostaje przypadkowo w łeb od przypadkowego zbira. No ale nic to, przecież jest jeszcze Razumichin, Sonia i Dunia, Marmieładowowie... :roll:

U Jakesa, bo rozumiem, że mówisz o "Rodzinie Kentów", występuje bohater zbiorowy. Zresztą, taka to literatura jak wspomniane w rozmowie książki Martina.
żeby pokazać, że nikt nie jest nietykalnym wybrańcem losu, co do którego można mieć pewność, że na pewno nie zginie bo jest głównym bohaterem.
No to jak chcesz to pokazać, to niech go zabije surykatka z wścieklizną i na tym skończ książkę. :P
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

14
Sepryot pisze:
żeby pokazać, że nikt nie jest nietykalnym wybrańcem losu, co do którego można mieć pewność, że na pewno nie zginie bo jest głównym bohaterem.
No to jak chcesz to pokazać, to niech go zabije surykatka z wścieklizną i na tym skończ książkę. :P
Co prawda czytelnicy mogą być takim zakończeniem nieco wkurzeni, ale "nic to" jak mawiał pan Wołodyjowski :P
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

15
Jako czytelniczka nie lubię takich zabiegów, ale to dlatego, że jestem niepoprawną fanką happy endów, przywiązuję się bardzo do bohaterów itd. itp. Wiem natomiast, że czasem taki zabieg ma sens, że przypomnienie czytelnikom o śmiertelności każdej postaci czasem nie zaszkodzi... Chyba?

Z mojego punktu widzenia to wygląda trochę tak...
Jeśli chcesz coś takiego zrobić, musisz być przekonany, że wiesz, co robisz. Że to naprawdę pokazuje "nie ma zbyt ważnych", a nie "skończyły mi się pomysły" - bo na przykład to drugie odczucie niekiedy mi się włączało przy tego typu sytuacjach w tekstach. Radziłabym tego unikać
Wydaje mi się, że śmierć powinna być jeszcze jakoś "sensowna" - żołnierz wylatujący na minie (przykre, ale wiarygodne - ot, paskudne życie) - może przemówić do czytelnika. Żołnierz (ważna postać) ginący przez spadający żyrandol w łazience wypada raczej komicznie i może zepsuć klimat.
Do tego dochodzi kwestia wątków - jeśli postać była naprawdę pierwszoplanowa, to zostaniemy z mocno niedomkniętą fabułą. Znów musisz ocenić, czy warto, czy nie lepiej dla powieści byłoby sprawy zamknąć normalnie. Śmierć postaci sama w sobie jest jakimś "mocnym uderzeniem", ale jeszcze trzeba coś opowiedzieć po nim i to też musi się trzymać kupy i w całości trzymać kompozycyjnie.

Krótko mówiąc, moje podsumowanie brzmi: "to zależy" - od autora, jego wyczucia, od klimatu powieści, może czasem od docelowej grupy czytelników...
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”