16

Latest post of the previous page:

Jako czytelniczka nie lubię takich zabiegów, ale to dlatego, że jestem niepoprawną fanką happy endów, przywiązuję się bardzo do bohaterów itd. itp. Wiem natomiast, że czasem taki zabieg ma sens, że przypomnienie czytelnikom o śmiertelności każdej postaci czasem nie zaszkodzi... Chyba?

Z mojego punktu widzenia to wygląda trochę tak...
Jeśli chcesz coś takiego zrobić, musisz być przekonany, że wiesz, co robisz. Że to naprawdę pokazuje "nie ma zbyt ważnych", a nie "skończyły mi się pomysły" - bo na przykład to drugie odczucie niekiedy mi się włączało przy tego typu sytuacjach w tekstach. Radziłabym tego unikać
Wydaje mi się, że śmierć powinna być jeszcze jakoś "sensowna" - żołnierz wylatujący na minie (przykre, ale wiarygodne - ot, paskudne życie) - może przemówić do czytelnika. Żołnierz (ważna postać) ginący przez spadający żyrandol w łazience wypada raczej komicznie i może zepsuć klimat.
Do tego dochodzi kwestia wątków - jeśli postać była naprawdę pierwszoplanowa, to zostaniemy z mocno niedomkniętą fabułą. Znów musisz ocenić, czy warto, czy nie lepiej dla powieści byłoby sprawy zamknąć normalnie. Śmierć postaci sama w sobie jest jakimś "mocnym uderzeniem", ale jeszcze trzeba coś opowiedzieć po nim i to też musi się trzymać kupy i w całości trzymać kompozycyjnie.

Krótko mówiąc, moje podsumowanie brzmi: "to zależy" - od autora, jego wyczucia, od klimatu powieści, może czasem od docelowej grupy czytelników...
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

17
Adrianna pisze:Do tego dochodzi kwestia wątków - jeśli postać była naprawdę pierwszoplanowa, to zostaniemy z mocno niedomkniętą fabułą.
a Marquez? I jego Sto lat...?
A Ziembiewicz?
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

18
Przypomniało mi się, jak dwa lata temu skończyłam część powieści - dwójka głównych bohaterów żyła i szalała na kilkudziesięciu stronach. Siadła siostra, zaczęła czytać, tak się wkręciła, że nie chciała przerwać. Aż do momentu, gdy głównego bohatera uśmierciłam. "Cooo? Jak śmiałaś?? Wychodzę i nigdy więcej nie chcę widzieć czegokolwiek, co spłodziłaś!" - to usłyszałam od kochanej siostrzyczki :P

Co do konieczności uśmiercania - czasami takowa nadchodzi, niestety. W przypadku wyżej wymienionych tak było i wiem, że w wielu innych tak jest i będzie. Kwestia raczej tego, co PO cudownej śmierci planujemy i czy bohater był nam potrzebny, by to, co będzie PO, będzie miało sens.

19
Jeśli koleś może wjechać na minę i nic to nie zmienia, to był w książce niepotrzebny
A jeśli to co miał zrobić, a co jest istotne dla fabuły, zrobił już wcześniej - czyli był potrzebny?
U Jakesa, bo rozumiem, że mówisz o "Rodzinie Kentów"
O North & South.

I oczywiście, że nie mówię o sytuacjach gdzie mam tylko jednego głównego bohatera :roll:
Zresztą, taka to literatura jak wspomniane w rozmowie książki Martina.
Czyli jaka?
Siedzący na ławeczce dziadunio spojrzał w kierunku łowców, mrużąc oczy i jednocześnie, uniósłszy dłoń w niemal czarnoksięskim geście, zaczął dłubać w nosie.

http://narreweid.blogspot.com/

20
Natasza pisze:Adrianna napisał/a:
Do tego dochodzi kwestia wątków - jeśli postać była naprawdę pierwszoplanowa, to zostaniemy z mocno niedomkniętą fabułą.


a Marquez? I jego Sto lat...?
A Ziembiewicz?
Pisarze wybitni, czy choćby tylko sprawni rzemieślnicy, mogą pozwalać sobie na rozwiązania, których początkujący autor powinien unikać jak diabeł wody święconej. Pomijam kwestię talentu, w grę wchodzi sprawność czysto warsztatowa.

Jasne, że prawie każdy chciałby łamać schematy. A może by tak najpierw porządnie opanować choćby jeden czy dwa? ;D
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

21
Rubia pisze:Jasne, że prawie każdy chciałby łamać schematy. A może by tak najpierw porządnie opanować choćby jeden czy dwa? ;D
O to, to! :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

22
Natasza, pisząc to nie miałam na myśli, że generalnie tak nie można, że to nie ma prawa wyjść itd. itp. Jak mówiłam - zależy od autora, jego wyczucia, umiejętności.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

23
Po tym, co tu przeczytałem, trzy razy bym się zastanowił przed zabiciem jednej z głównych postaci książki, z którą czytelnik mógłby zdążyć się polubić. Zwłaszcza, przy planowanej kontynuacji.

A nuż książka, sama w sobie, nie jest na tyle wciągająca, by czytającego zatrzymać, gdy zabraknie ulubionego bohatera?
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

24
Zawsze można go zabić tak, żeby Czytelnik się zastanawiał, czy może go autor nie wkręca, że może jednak on wcale nie został zabity - i tak przez dziewięć tomów sagi ;>
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

25
ithilhin pisze:Zawsze można go zabić tak, żeby Czytelnik się zastanawiał, czy może go autor nie wkręca, że może jednak on wcale nie został zabity - i tak przez dziewięć tomów sagi ;>
Inspiracja Moffatem? :P
[img]http://i72.photobucket.com/albums/i182/ThePetro/promobar_zps2b9a5402.png[/img]
(...) Dla Historii liczy się tylko wielki cel, przymyka oczy na środki, które doprowadziły do niego. Wywyższa zwycięzców, gardzi pokonanymi. - Zbigniew Nienacki.

26
Petro pisze:Inspiracja Moffatem?
Nie, tak strzeliłam. Wiem, że niezbyt odkrywczo :oops: Chyba nic nie oglądałam (jeśli mówisz od Stevenie Moffacie) :oops:
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

28
Zgadza się, można tak ubić ważną postać, zostawiając furtkę do powrotu, ale wtedy traci się siłę takiego zabiegu fabularnego.

To już jest zmuszanie czytelnika do zastanawiania się, co też się tam zdarzyło, a nie pokazanie brutalności świata i zakpienie z intuicyjnie pojmowanej nieśmiertelności głównych bohaterów.
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

29
Uśmiercanie zawsze jest niebezpieczne. Zarówno filmowcy, jak i pisarze boją się tego jak ognia. Owszem są wyjątki, jak podani wcześniej bracia Coen. No ale to własnie od braci Coen oczekuje się łamania stereotypów, więc w ich przypadku łamanie schematów, jest właściwie schematem :) Martin zabił Starka, ale wciaż miał pod ręką jeszcze wielu bohaterów. Co by się stało, gdyby zabito Supermana, albo Batmana? Musiałaby się skończyć opowieść. Reasumując jest to niezwykle niebezpieczna zabawa, podobnie jak zmiana konwencji w trakcie utworu i moga sobie na nia pozwolic tylko wytrawni gracze, a i to zawsze bywa ryzykowne. No i łatwiej zabić jednego krasnoluda z trzynastu, niż jednego z jednego :) W filmach walki często był taki moment, że na poczatku zabijano brata głównego bohatera lub jego dziewczynę, aby miał większy power na zemstę, ale główny bohater dożywał zwykle końca filmu. Jeżeli ginął to oznaczało, że w pobliżu jest ktoś kto da radę przejąć jego funkcję. Bowiem bez bohatera nie ma opowieści.
"Tożsamość Rodneya Cullacka", książka już w księgarniach.
Więcej o książce: www.facebook.com/tozsamoscrodneyacullacka

30
Czyli masz na myśli coś w stylu 50% postaci Gry o Tron? :mrgreen:

Jak dla mnie to to jest motyw realistyczny, nie ma superbohaterów, nie ma nietykalnych, nie ma człowieka którego los i siły wyższe bronią "bo jest ważny" (osobiście to uwielbiam). To jedna perspektywa, druga to taka by wprowadzić element tragiczny, dobra książka to nie tylko taka po której czytelnik robi karpia, cieszy i daje do przemyślenia, to też taka po której opłakuje postać fikcyjną.

Trochę tak jak z Aerith z Final Fantasy 7. Każdy ją kochał, każdy chciał z nią do łóżka INAGLECIACH! Sephiroth swym długim falusem kończy marzenia. Trochę jak Rip Van Winkle w Hellsingu, jedyna nazistka jaką polubiłem, a Alucard musiał sprawę zakończyć jej długim falusem XD.

Tyle, że taki motyw to jak z obcym i wyłażeniem komuś z klatki piersiowej, nigdy nie będzie lepszy niż ten pierwszy raz.
Krew wiedzą, wiedza potegą.
Obrazek

31
Galejro pisze:Trochę tak jak z Aerith z Final Fantasy 7. Każdy ją kochał, każdy chciał z nią do łóżka INAGLECIACH! Sephiroth swym długim falusem kończy marzenia.
Tylko że to nie była postać główna a poboczna, drugi plan co najwyżej. Jak by wyglądało FF7 po śmierci Clouda.

Zabicie bohatera powieści musi mieć sens. Co więcej napisanie dobrej książki ma właśnie tak opowiadać, że bohater dożywając do głównej sceny nie musiał być przez autora ciągnięty za uszy. Nie, żadne nadprzyrodzone moce, tylko nadane mu przez autora umiejętności. Jeżeli ktoś jest wytrawnym szermierzem (90% bohaterów fantasy) to nie ma toczyć walki o przeżycie z co drugim oprychem, którego spotka na drodze.
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”

cron