Prolog w formie poprawionej będzie można znaleźć na moim blogu. Po trzecim odcinku zamieszczę w sygnaturze odnośniki do poszczególnych części.
Nie jestem pewny, czy dobrze piszę dialogi - prosiłbym na miarę możliwości o wskazówki, czy i jak mógłbym je dopracować.
_____________________________________________________________________________________________________________________
Wysłannicy Boga
WWW– „To jest kompletnie niedorzeczny pomysł!” – upierał się Basillus, starając nadążyć za postacią w masywnej, zdobionej szacie.
WWW– „To jest JEDYNY pomysł, który musimy zrealizować.” – obwieściła mu nerwowo postać chowająca oblicze pod czarnym kapturem. – „Potrzeba nam Boskich Łez, a większość z nich to bezwartościowe kukły z krwi i mięsa, które zginą od pierwszego napotkanego zagrożenia.”
WWWWrócili właśnie do kryjówki – byłego bluźnierczego kościoła sekty, który wzniesiono na pustkowiu, długo przed pojawieniem się demonów. Minęli kolumny zbudowane z klepsydr i zaraz za ołtarzem zeszli po niezliczonych, szerokich schodach, prowadzących do podziemnej komnaty. Według Basillusa miejsce to było dla nich najrozsądniejszą siedzibą. Rozległe pustynie, które otaczały zewsząd budowle, były od dawna terenami złowieszczych rytuałami. Skażone nekromancją wyznawców sekty, którzy dbali o dyskrecję, nie zezwalały nikomu na odkrycie ich położenia. Niebo było tu wiecznie zasnute gęstymi, ponurymi chmurami, które wisiały nisko, za dnia przepuszczając jedynie znikome wiązki światła. Zatem nikt nie znajdzie tu ich siedziby, czy to z przestworzy, czy za pomocą jakichś diabelskich sztuczek. Ponadto, niewyjaśniony dotąd brak demonów w okolicy czynił to miejsce bezkonkurencyjną opcją.
WWW– „Nie możesz każdego z nich wyrżnąć! Czy zdajesz sobie sprawę, ile czasu zajęło zebranie ich wszystkich? Ile wysiłku w to włożyłem?!” – w wysokim głosie Basillusa brzmiała nuta rozpaczy, on sam natomiast żywo gestykulował. Z każdym teatralnym ruchem głowy potrząsał przydługawymi, fioletowymi włosami. Nie spieszył pogodzić się z zaprzepaszczeniem swojej ciężkiej pracy.
WWW– „Jestem Ci wdzięczny za twą pomoc Basillusie, jednak nie życzę sobie, żebyś kwestionował moje racje. Nigdy więcej.” – odrzekł śmiertelnie poważnym tonem zakapturzony, a Basillus opuścił bezradnie ręce i jęknął zażenowany.
WWWDotarli do obszernej, okrągłej sali, która była sercem podziemnego kompleksu korytarzy. Rozmiary pokoju dawały mylne wrażenie, że jest tu pusto. W samym środku znajdował się okrągły stół z dziesięcioma białymi krzesłami rozstawionymi dookoła. Przez jego środek przebijał się pień smukłego drzewa o nienaturalnie rozłożystej koronie obfitującej w dojrzałe jabłka. Tworzyło to niesamowity kontrast z ponurym, odległym niebem widocznym przez szklaną kopułę, która częściowo pokrywała sufit. Po przeciwległych stronach okrągłego pomieszczenia rozmieszczone były drzwi, a na drugim jego końcu można było dostrzec schody. Prowadziły one w górę, do szumiącego, jaskrawego portalu rozciągniętego pomiędzy dwoma prętami ułożonymi w kształt półkola. Basillus nigdy nie miał odwagi zapytać w jakie miejsca prowadzi. Po obu stronach schodów znajdowały się korytarze, które prowadziły głębiej – do komnat Dzieci Bożych.
WWW– „Aaale oni wszyscy mają dar! Wiesz dobrze, jakie to niesprawiedliwe! Powinniśmy…” – słowa Basillusa zostały natychmiast przerwane.
WWW– „Dość! Oni sami podjęli decyzje. Mieli dostatecznie dużo czasu na opanowanie swoich mocy. Jeżeli zobaczę, że któryś z nich ma w sobie dar godny uwagi, to własnoręcznie go uratuję!”
WWWOboje zamilkli i podążyli tunelami w stronę komnat. Po krótkiej wędrówce dotarli do ogromnego balkonu, z którego mieli możliwość podziwiania jaskini niemal tak wielkiej, jak poprzedniej sali. Oświetlona była wieloma pochodniami wbitymi w ziemię i zawieszonymi na ścianach. Nie były one zbędne, jednak sam środek jaskini oświetlało nikłe światło dnia wpuszczane przez szczelinę wysoko nad ich głowami. Widok tego miejsca zawsze wzbudzał w Basillusie zachwyt - mimo niesprzyjających warunków, było ono pełne życia. Płynęła tutaj podziemna rzeka, która idealnie wpasowywała się w nierówny teren, a podłoże porastała krótka, acz gęsta trawa. Nie tylko on uwielbiał spędzać tu chwilę w samotności, popadając w zadumę. Dziś jednak odgłosy strumyków i cicho szeleszczących liści były stłumione rozmowami. W najlepiej oświetlonym miejscu zebrała się już chmara ludzi, niewiele więcej niż pół setki. Każdy z nich był Dzieckiem Bożym, które nosiło w sobie Boską Łzę. Była ona źródłem nadprzyrodzonych mocy i tylko nieliczni spośród ludzi zostali nią obdarzeni. Wszyscy na raz zamilkli, kiedy wyczuli obecność postaci w czarnych szatach, w cieniu której stał ubrany na biało Basillus. Po chwili nerwowego wyczekiwania rozległ się jej donośny głos.
WWW– „Nadszedł dzień, który postawił nas, ludzi, w obliczu zagłady.” – jego słowa były przerywane chwilami milczenia, podczas których ich echo odbijało się po całej jaskini. – „Dzień, w którym klątwa ciążąca nad naszym światem spełniła się. W którym siły zła stały się zbyt potężne, by Ojciec nasz mógł nas chronić!” – – „Księgi mówią, że nastał Dzień Sądu, który sprowadzi zagładę za niegodziwość, której ludzkość się dopuściła. Lecz zapewniam Was, że to nie księgi dyktują naszą przyszłość! Sami możemy kierować swym losem, gdyż tkwi w nas moc, która pochodzi od samego Boga! Otrzymaliśmy od niego łaskę, zatem teraz to na naszych barkach leży brzemię odparcia plagi piekieł!” - w przemówienie wtrącił się inny głos, dobiegający ze środka pomieszczenia...
WWW– „Jak niby możemy się przeciwstawiać potędze demonów?! Kryjemy się tu jak szczury w obawie prze-„
WWW– „ZAMILCZ, TY GŁUPCZE!” – Basillus podszedł natychmiast do barierki i krzyknął w jego stronę, karcąc go wzrokiem i zaciskając zęby. Wszystkie oczy zwrócone były w stronę głupca, który miał czelność przerywać przywódcy. Niewzruszony pozostawał jedynie wzrok skryty pod czarnym kapturem, który spoglądał na światło padające przez szczelinę. Nikt nie miał czelności otworzyć ust, a głupiec wkrótce zrozumiał swój błąd. Nie wiedział jednak, że Basillus w istocie starał się go uratować przed gniewem przywódcy. Po chwili krępującej ciszy zabrzmiał raz jeszcze tajemniczy, poskręcany głos.
WWW– „Jednak ostrzegam Was, Dzieci Boże, że jedynie najsilniejszym dane będzie stanąć w glorii zwycięstwa i zachować Boską Moc! Ojciec przewidział dla Was próbę, która pozwoli nam ocenić, którzy z was zasługują na jego moc!”
WWW...czy oni są na tyle naiwni, żeby uwierzyć w te manipulacje? Czy doprawdy myślą, że potężny Bóg nie byłby świadomy komu oddaje swą moc? Podobne pytania męczyły Basillusa, który z założonymi rękami wbił wzrok w wysoką sosnę przy ścianie jaskini.
WWW– „Ci, którzy obawiają się, że nie wystarczy im sił, niech odejdą już teraz!” – dorzucił Basillus. Propozycja była według niego o tyle absurdalna, że nie przetrwaliby na otwartej przestrzeni ani tygodnia. Było także oczywiste, że Boskie Łzy są zbyt wartościowe, żeby tak zwyczajnie pozwolić im odejść.
WWW– „Dnia jutrzejszego zaprowadzę was w miejsce, w którym rozjaśni się wasze przeznaczenie. Staniecie do walki ze sobą nawzajem, na śmierć i życie, by sprawdzić, który z was jest najgodniejszy roli Wysłannika Bożego, członka Profanum!” – kontynuowała postać. Żaden z nich nie był zaskoczony, wszak wiedzieli, jaki będzie cel ich obecności w tym miejscu na długo przed przybyciem. – „Nie macie jednak prawa podnosić na siebie ręki, dopóki nie zostanie to nakazane. Poczyńcie odpowiednie przygotowania i gdy z nieba ponownie dobiegną pierwsze promienie jutrzenki, stawcie się w tej komnacie, bądź odejdźcie z naszego domu jeszcze tego dnia!”
WWWPo tych słowach postać w czarnych szatach opuściła dłonie i zawróciła do głównej sali, Basillus natomiast rzucił raz jeszcze okiem na szepcących do siebie ludzi, których ratował… po czym przygnębiony pobiegł za przywódcą.
WWW– „Basillusie, twoim zadaniem będzie uśmiercenie tych, którzy będą uciekali...”
WWW– „Każesz mi robić dokładnie to, czego sobie życzę najmniej!” – zaprotestował smukły młodzieniec o nienaturalnie fioletowych włosach.
WWW– „Każę ci robić dokładnie to, co jest absolutnie konieczne! Wiesz, że nie jestem w stanie zabić żadnego z nich tak, żeby nie zniszczyć Boskiej Łzy." – w powietrzu rozległ się jęk zakłopotanego Basillusa. Nie był to dla niego problem natury moralnej, jednak fakt, że będzie musiał własnoręcznie zaprzepaścić swój wysiłek, był mu ewidentnie nie w smak. – „Wystarczy nam jeden z nich, reszta natomiast będzie dla nas źródłem Łez!"
WWW– „Zdradź chociaż, w czym tkwi ich wartość?” – spytał zaciekawiony Basillus, przed którym do teraz plany przywódcy były tajemnicą.
WWW– „Widzisz, Boska Moc, którą posiadamy, jest jak kwiat. W chwili obecnej jest nieprzebudzona, jednak karmiąc ją i pielęgnując, możemy sprawić, że w nas rozkwitnie. Według ksiąg, można w ten sposób odtworzyć artefakty o nierealnej mocy. Takiej, jaką posiadały bronie, które Ojciec stworzył w zamierzchłych czasach i oddał pod władanie aniołom… a kto wie, jaki wspaniały kwiat rozkwitnie w tobie? Co wtedy może stać się z twoim łukiem?”
WWWMłodzieniec ściągnął z pleców swój poskręcany łuk, broń, która towarzyszyła mu od początku. Długie badania nad jego budową nie ujawniły nawet czym jest przedziwny, purpurowy materiał, z którego był wykonany. Mimo wszystko, Basillus czuł, że łuk jest jego częścią i nie mógł się z nim rozstać. Już kiedy pierwszy raz naciągnął widmową cięciwę, czuł, jakby posługiwał się nim przez cały żywot. Błysk w jego oku zdradzał nowy stosunek do pomysłu przywódcy. Wyobrażając sobie przyszłość, zdumiony wstrzymał oddech. Zwykle blada twarz Basillusa nabrała lekkiego rumieńca, sam natomiast uśmiechnął się szeroko. To z pewnością będzie warte jego ciężkiej pracy!
WWW– „T… Tak, będę uważnie pilnował, aby żaden z nich nie oddalił się bez strzały w sercu!” – Dokładnie takiego nastawienia oczekiwał przywódca. Kwestionowanie jego racji rzeczywiście było złym pomysłem.