1) Gry, które mają wypromować w konkretnym środowisku pewną ideę (w tym wypadku czytelnictwo u osób, które nie czytają)
2) Gry, które mają reklamować książkę, zwiększyć sprzedaż
3) Gry, na których pisarz może dodatkowo zarobić
4) Gry robione dla własnej satysfakcji - gdy włożony w nie czas jest niewspółmiernie duży, w stosunku do spodziewanych zarobków/reklamy.
5) Gry, na które autor wykłada pieniądze (bo ma taki kaprys, lub w nadziei na reklamę i późniejszy zysk z gry i książki)
Jest to schemat uproszczony i pewnie niepełny, a poszczególne przypadki mogą podpadać pod kilka kategorii naraz. Np. czasem autor zarobi na popularnej grze, a czasem uzna, że warto udostępnić licencję za półdarmo, zwłaszcza, jeśli jeszcze nie jest zbyt znany.
A teraz wracamy do dyskusji

Nie rozumiem. Nie na tyle więcej, by wziąć pieniądze za to, że ktoś inny zrobi grę promującą jego książkę?Grimzon pisze: Czyli nadal jest dokładnie tak jak mówię. W tym środowisku każdy słyszał o PLO więc i sama gra nie wciągnie więcej osób. Albo nie na tyle więcej.
Poza tym pominąłeś to, co pisałem: "Środowisko >czytaczy< i >graczy< nie jest już tak tożsame jak dawniej."
Zmieniło się bardzo przez ostatnie 5-10 lat. Obok konwentów, jako zlotów erpegowców, powstały również targi gier, gdzie "czytacze" są tylko częścią społeczności.
Również w przypadku jeśli wszystkie te grupy rzeczywiście słyszały o jednej z najgłośniejszych polskich książek fantastycznych ostatnich lat i nie trafi to do świeżych osób, to jeszcze nie oznacza, że wszyscy ją kupili, ani nawet, że przeczytali. Fajna gra jest dodatkową motywacją - to reklama, która trafia dokładnie w poszukiwany target.
Tzn - nawet jeśli gra w realiach PLO nie przyniesie zysku z punku 1), to dalej może dać autorowi 2) i 3).
W przypadku mniej znanych autorów zysk z wydania takiej gry będzie tylko proporcjonalnie większy.
To pytanie chyba nie było na poważnie?Grimzon pisze: Ile osób poznało Grę o Tron za pomocą gry karcianej lub planszowej a ile za pomocą serialu.

Czy więcej czytelników wciągnęła gra karciana na podstawie książki, czy serial telewizyjny? Serial, którego koszt wynosił ponad $50mln i który został określony "największą, wysokobudżetową pracą ostatnich lat, która przyczyniła się do promocji gatunku fantasy w głównonurtowych mediach" (2012)
Dlaczego Neuroshimę hex uznajesz za bardziej uniwersalną? Gry z Lotra opierają się na popularnej konwencji fantasy, znajomość książki nie jest konieczna, a Neuro na postapo, które jednak jest pewną niszą.Grimzon pisze:Nie mylę. Wojna o pierścień nie oferowała na tamte czasy nic nowego nieznanego w innych grach planszowych (może poza rozmachem). I była właśnie skierowana do tego sektora aby na fali książki mieć sukces.
Nauroshima ma znacznie większa uniwersalność i dość świeżą mechanikę (oraz wszelkie plusy i minusy niezbalansowania) i tutaj jest jej sukces.
Podobnie dawna "Magia i miecz" - gra z dodatkami wymagała wielu godzin, a nawet dni, by ją skończyć.
Chyba inaczej pojmujemy "uniwersalność".
I to jest ciekawe stwierdzenie. Co stoi na przeszkodzie, by Neuroshima hex promowała książkę, przyczyniała się do zwiększenia jej sprzedaży? Powstawały już przecież książki na postawie filmów, gier (SW, D&D i wiele, wiele innych).Grimzon pisze:Poza tym promuje inna grę niestety nie książkę.
Ludzie z Portala są naprawdę sensowni i zawsze można do nich wyjść z propozycją napisania książki postapo, w świecie Neuroshimy. Zapewniona sprzedaż wśród przynajmniej części fanów + reklama ich gier na końcu książki. Nikt na tym nie traci.
Oczywiście do złożenia propozycji warto podjeść profesjonalnie (zaoferować dobry produkt) i z szacunkiem (zaakceptować wizję twórców gry jako nadrzędną), ale to powinno być wykonalne. Działa tu ta sama zasada, co przy autorze akceptującym grę: chęć, by reklamować swoim nazwiskiem coś, co jest porządnie wykonane.
Właśnie o tym cały czas piszę. Praktycznie nie ma gier, tworzonych na podstawie polskich książek. Dopiero ostatnie parę lat, to spore sukcesy polskich twórców gier, za granicami kraju. Niektóre już na start są robione w kilku językach. Uważam, że warto się pod to podpiąć.Grimzon pisze:A ile faktycznie polskich gier opartych na naszej prozie odniosło sukces za granicą?
Ciężko powiedzieć. Sporo zależy od tego, jaki dokładnie efekt chcemy osiągnąć.Grimzon pisze:Ok tylko to jest nakład sił plus prawa autorskie. Owszem prosta gra np. fleszowa dostępna na stronie promującej nową książkę jest jak najbardziej super pomysłem. Teraz pytanie jaki model finansowy przyjąć aby się to opłacało.
Poza tym, o ile orientuję się trochę w grach planszowych i pewnie byłbym w stanie skierować do właściwych ludzi, to w sprawie gier komputerowych brak mi doświadczenia, A wielka szkoda, ponieważ to jedna z najbardziej rozwojowych dziedzin.
IMO teraz największym wyzwaniem byłoby dotarcie do środowiska osób, które takie niskobudżetowe gry tworzą i próba nawiązania współpracy

Naprawdę chciałbym, by z tej dyskusji wniknęły konkretne wnioski i działania. I szkoda by było, gdyby ograniczyły się jedynie do: "może i na Zachodzie to działa, ale u nas nie ma sensu i nic w tym kierunku nie będziemy robić". Głównie chodzi mi o to, że te wszystkie rzeczy można rozważać realnie. Nie potrzeba olbrzymich wkładów finansowych, jak przy produkcji filmów/seriali (choć i tu się trochę zmienia, vide: Real Life Raid).
A poza tym już się wciągnąłem w ideę gry planszowej "Przedksiężycowi" i chciałbym zagrać
