Obudzony zostałem hukiem strzałów z Mauserów, niemieckich pistoletów samopowtarzalnych. Gdzie nie spojrzałem panowała noc, chociaż nie była zbyt ciemna, ponieważ mogłem dostrzec dalsze, pojedyncze obiekty. Nie wiedziałem ani gdzie jestem, ani co się dzieje. Bolała mnie głowa i czułem irytujące swędzenie w okolicach lewego ucha. Powoli wstałem, czując pusty brzuch i zawroty w głowie. Opanowałem to na chwilę, odtrącając do pojemnika z napisem "na później". Obróciłem się dookoła, rozglądając. Gdzie nie spojrzałem, ruiny budynków przyozdobione były czerwoną barwą krwi, tak samo jak ziemia, gdzie krew uformowała się w małe, pojedyncze kałuże obok których leżały trupy, na przemian kata i naszych. Głowa niemiłosiernie bolała mnie, chociaż nie byłem pewny dlaczego. Właściwie nie byłem pewny niczego, gdyż nie pamiętałem żadnych wydarzeń od momentu rozpoczęcia bitwy o miasto. Kilka metrów ode mnie leżał Choroszmanów, zaś obok niego trzy granaty, z czego jeden nienadający się do użytku, gdyż jego gwint był zmiażdżony przez masywny kamień. Zdziwiłem się, że uszkodzenie nie spowodowało wybuchu. Uszkodzony przebieg? Podrapałem się za uchem gdyż swędzenie nasilało się, będąc coraz bardziej irytującym, niczym bąbel po użądleniu komara. Mimo, że użyłem tego porównania, wydawało mi się ono dalsze od prawdy, niżbym sam podejrzewał. Poczułem strupek, który sprószył się pod natarciem moich paznokci. To była zaschnięta krew. Odgłos broni był coraz głośniejszy.
- Zbliżają się – pomyślałem, zaprzestając badania stanu swego ciała i wrzucając to do pojemnika "na później", który powoli zapełniał się. Podbiegłem do, najpewniej, mojego ekwipunku, chociaż pewny nie byłem czy aby na pewno jest to moje uzbrojenie, a następnie zacząłem kierować się w przeciwną stronę od słyszanych strzałów armii niemieckiej. Nie byłem pewny, czy to może nie nasi, Polacy, strzelają z przejętej od Niemców broni, jednakże wolałem nie sprawdzać tego na własnej skórze gdybym się mylił. Chwilę później, tuż za mną, ucichły strzały i dowódca zaczął wydawać rozkazy, po niemiecku oczywiście, na co odetchnąłem z ulgą. Dobrze zrobiłem, że tam nie zostałem, inaczej rozstrzelaliby mnie niczym kaczkę. Nie wiedziałem dlaczego, jednakże biegłem bardzo pewny swojego kierunku, jakoby wiele razy już tędy przebiegałem. aż w końcu weszło mi to w krew, chociaż kompletnie nie pamiętałem, ażebym znał to miejsce, a tym bardziej tędy przechodził. Krajobraz się nie zmieniał, dookoła zniszczone, bądź jakimś cudem całe budynki pokolorowane krwią, Pod prawie każdym z nich leżał trup, bądź ich więcej, bynajmniej tylko żołnierzy, cywile również tam byli. Zacisnąłem zęby, biegnąc dalej do momentu, aż zobaczyłem przed sobą przegrodzoną ogrodzeniem drogę. Wzrokiem poszukałem jakiegoś przejścia, jednakże żadnego nie zauważyłem. Odwróciłem się i zauważyłem Niemców, którzy wychodzili właśnie z miejsca mojego przebudzenia. Oddzielała nas spora odległość i była noc, zatem mogłem być pewien, że mnie jeszcze nie zauważyli. Chociaż mogło to być złe rozumowanie, ponieważ sam oceniłem wcześniej, że ta noc nie jest zbyt ciemna, tym bardziej, aby uchronić przed spojrzeniem poruszającego się człowieka. Głowa zaczęła mnie boleć coraz bardziej i bardziej, zaś swędzenie nie ustępowało nawet na sekundę. Sprawdziłem magazynek, był pełny.
- Co ja robiłem podczas walk? Nie, nie mam na to teraz czasu – pomyślałem, po czym przewiesiłem broń przez ramię i pobiegłem do środka jednego z nienaruszonych budynków. Dopiero gdy znalazłem się w środku, zwolniłem, chociaż nie stanąłem, od razu wchodząc po schodach do góry. Nie zszedłem do podziemi lecz do góry. Dlaczego to zrobiłem? Doświadczenie. Jeżeli zmierzali tutaj, pierwsze co sprawdzą to podziemie, dopiero potem resztę budynku. Nie miałem pojęcia jak uda mi się stąd wyjść w jednym kawałku, przez co byłem bardzo podenerwowany i nie wziąłem pod uwagę wszystkich za i przeciw.. Kiedy wbiegłem na ostatnie piętro spostrzegłem, że nie był to zwykły budynek mieszkalny, tylko budynek urzędu. Skrzywiłem się na widok arrasów ze swastyką. Poszedłem korytarzem do końca, nie zwracając uwagi na podwoje po obu moich stronach, po czym przyłożyłem ucho do drzwi, które znajdowały się na samym końcu. Ukochana cisza, świadcząca, że nie ma tam nazistów, chociaż naszych też nie, co już nie było takie uspokajające. Spróbowałem otworzyć drzwi, jednakże te widocznie nie chciały wykonać mojego polecenia. Szarpnąłem mocniej, lecz drewno trwało w swym postanowieniu, aby mi nie pomagać, jakoby bało się konsekwencji tego działania.
- Bardzo ludzkie drzewo – pomyślałem, jednakże nie miałem czasu na zabawę. W momencie kiedy robiłem przygotowanie do wyważenia drzwi, na dole usłyszałem polecenia wydawane po niemiecku, oraz uderzenia ciężkich butów o ziemię. Zrezygnowałem ze swego postanowienia wejścia do pomieszczenia za wszelką cenę, gdyż wywołałoby to zbyt wiele hałasu i, nawet jeśli ukryłbym się w środku, Niemcy nie odeszliby bez sprawdzenia go z dokładnością do jednego centymetra. Ruszyłem w kierunku drzwi po mojej prawej stronie, jednakże i te były zamknięte. Skląłem w myślach swą głupotę, że nie poszedłem do tej przeklętej piwnicy. Słyszałem, jak po schodach wbiegają okupanci. Wzdrygnąłem się, jednakże nadal wierzyłem, że jakimś sposobem uda mi się przeżyć. Właściwie nie tyle wierzyłem, co byłem tego pewny. W końcu drzwi z prawej strony od tych, co próbowałem do nich wejść, wpuściły mnie do środka. Otworzyłem je cicho i tak samo zamknąłem, obawiając się, że wróg usłyszy nawet najcichszy dźwięk.
- Zawsze słyszą to, czego nie mają – dodałem w myślach, kiedy szybko ułożyłem się pod jedynym łóżkiem, jakie się tu znajdowało. To pomieszczenie było dziwne, gdyż zazwyczaj w biurach nie było tego typu umeblowania. Tutaj jednak, zdawałoby się, znajdował się normalny pokój, w dodatku dziecięcy, gdyż półki wypełnione były pluszowymi misiami, zaś łóżko było zabezpieczone z każdej strony, aby dziecko nie wypadło, bądź samo nie wyszło. Na korytarzu rozległ się dźwięk masywnego obijania podeszwy ciężkich butów o podłogę wielu ludzi. Osoba, najpewniej ta sama co wcześniej, wydająca rozkazy, nakazała przeszukać każdy z pokoi.
- To mój szczęśliwy dzień – skomentowałem w myślach, po czym uszykowałem broń. Nadal znajdowałem się pod betem, a na moją niekorzyść wpływała nie tylko mała przestrzeń swobody, ale również coraz potężniejszy ból głowy. Pierwszym z pokoi do którego weszli, a raczej wdarli się, było pomieszczenie na końcu korytarza, dokładnie to, do którego uprzednio ja chciałem się dostać. Może jednak drewno wiedziało, że sprawdzą jego wnętrze jako pierwsze, i chcąc mnie uratować nie dało się otworzyć? Czasem przedmioty martwe są bardziej rozumne niż ludzie. Usłyszałem krzyk mężczyzny, również Niemca, oraz serię strzałów z kilku karabinów. Kapitan brygady niemieckiej rozkazał odwrót. Odczekałem trochę czasu, po czym wyszedłem ze swego ciasnego ukrycia. Gdy chciałem ruszyć się, złapał mnie skurcz prawej nogi, po czym upadłem ciężko na ziemię, uderzając głową o kant łóżka. Zemdlałem. Obudziłem się, a dokładniej zostałem obudzony, przez żołnierzy z Armii Krajowej, kiedy słońce znajdowało się wysoko na niebie.
- Jak się nazywasz?
- Adrian Kromkowski. - odparłem, patrząc się na człowieka w czystym mundurze wojskowym, który widocznie nie zaznał jeszcze smaku walki. Sam ubrany byłem w podobny, chociaż cały ubrudzony ziemią i kurzem, a także w niektórych miejscach pokryty zaschniętą krwią.
- Dalej? Jaka dywizja?
- Ja... nie pamiętam.
Mężczyzna zastanowił się, wpatrując mi w oczy. Widocznie myślał nad tym, czy nie kłamię i czy można mi zaufać. Nie brzmiałem co prawda jak Niemiec, jednakże i wśród Polaków znajdowali się zdrajcy, stojący po stronie III Rzeszy, gotowi lizać dupę Hitlerowi na wszelkie możliwe sposoby. Prawdą było, że nie pamiętałem, gdyż w momencie, kiedy uderzyłem się w głowę, wspomnienia mi wyleciały z głowy od momentu, w którym przystąpiłem do służby. Nie pamiętałem jednak w której dywizji. Nie dość, że uleciały mi wspomnienia gdy obudziłem się na ziemi, to i teraz przez własną głupotę.
- Panie kapitanie, nie udało nam się odbić żydów, jednakże zapewniliśmy schronienie tym, których Niemcom nie udało się odnaleźć i deportować. - Zaraportował jeden z żołnierzy. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na gwiazdki na prawym barku mężczyzny, z którym rozmawiałem. Właściwie nie tyle na gwiazdki, co oznaczenie, które tutaj posiadało dwa szare paski, oznaczając Kaprala. Źle go oceniłem?
Blond włosy Kapral kiwnął głową, cały czas wpatrzony we mnie.
- Rozumiem. W takim razie wycofujemy się, jacyś ranni?
- Nie, panie kapitanie.
- Wydaj polecenie, aby jak najszybciej wszyscy udali w miejsce zbiórki
Szeregowy zasalutował, po czym pobiegł, wypełniać rozkazy dowódcy oddziału. Żołnierz wyjął metalowy bukłak, po czym podał mi go.
- Masz, pewnie chce ci się pić. - Oznajmił, gdy ja łapczywie zacząłem z niego pić. Później zrobiło mi się głupio, gdyż wypiłem całość wody Kaprala. Gdy chciałem mu go oddać, uśmiechnął się jedynie i wyznaczył lekarza, aby opatrzył mnie, a następnie wyszedł. Gdy podchodził do mnie opiekun medyczny, cały czas ściskałem w dłoniach pusty już bukłak.
- Dostałeś? Widzę, że kula przeszła na wylot. Słyszysz coś? - zapytał medyk, pstrykając palcami przy moim lewym uchu.
Pokiwałem głową.
- Jest źle? - zapytałem, lekko skołowany, po czym syknąłem, gdy mężczyzna dotknął mojego prawego ucha.
- Boli?
- Oraz swędzi, jak diabli. Doktorze, co mi jest?
- Kula przebiła na wylot małżowinę uszną, a odgłos uszkodził, bądź przebił, błonę bębenkową. To, czy będziesz jeszcze słyszał na to ucho zależy od tego, co uda nam się zrobić - odparł, rozglądając się, jakby czegoś szukał, bądź oceniał stan pokoju. Praktycznie od razu pokiwał przecząco głową, jakby nie zgodził się z czymś, co w myślach zasugerował samemu sobie. – Jednakże nie tutaj. Zabieg będzie musiał poczekać, aż wrócimy.
- Tymczasem trzymaj tę watę przy uchu, staraj się jednak jej tam nie wciskać.
Kiwnąłem głową, pełen żalu do siebie, że nie pamiętam, co się stało od momentu rozpoczęcia wojny i jeszcze dalej, od samego pójścia do armii podziemnej. Moje wspomnienia sięgały początku 1941 roku, jednakże później... pustka. Czuję, jakby ktoś mi wypalił w głowie dziurę.
- Dlaczego niczego nie pamiętam? Jest pan doktorem, prawda? Nie ma pan na to jakichś lekarstw?
- Może przeżył pan jakąś traumę, bądź uderzył się w głowę, albo oba naraz. Może też Niemcy panu coś zrobili, chociaż oni zabiliby pana na miejscu. Bardziej sowieci bawią się w doświadczenia na ludziach...
- Dziękuję.
Spojrzał na mnie dziwnie, jakby nie przywykł do podziękowań.
- Nie. To jest moje zadanie, jak pana zadaniem jest walka na froncie. Nie musi mi pan dziękować. - Odparł, po czym odszedł. Tymczasem i ja stwierdziłem, że nie ma co tu dalej siedzieć, w końcu naziści mogą się rozmyślić i wrócić, a tego bym nie chciał. Wychodząc z pokoju, spojrzałem w prawą stronę, widząc pokój, do którego chciałem wejść najpierw. Leżało w nim kilka trupów, w tym ciała dwóch dzieci. Targnęły mną spazmy, po czym zwymiotowałem. Nie byłem przystosowany do takich sytuacji? Przecież byłem żołnierzem... W sumie dopiero rok przed wojną załapałem się do wojska, i to podziemnego, zatem nie byłem pewnie przyzwyczajony do takich przypadków. Moje wymiociny nie były bogate, wręcz przeciwnie. Trochę tej dziwnej substancji, lecz niewiele. Nie starczyłoby aby wykarmić dwa szczury... wzdrygnąłem się. O dziwnych rzeczach myślałem w takim momencie.
- Pewnie mnie nie wpuścili, bo myśleli, że jestem hitlerowcem... - szepnąłem, przyglądając się trupom.
- A nawet jeżeliby to zrobili, zginąłbym razem z nimi. - Dodałem w myślach. Jestem szczęściarzem i powinienem im podziękować, to dzięki nim żyję, chociaż oni tego samego nie mogą powiedzieć o sobie. Złożyłem szybką modlitwę za ich duszę, po czym odszedłem. Nie byłem zbyt religijny, lepiej jednak czymś odpłacić za pomoc, bo co innego mogłem zrobić dla zmarłych?
- Dlaczego był pan pewny, że nie wrócą tu wcześniej? - zapytałem, przyglądając się przygotowaniom do odejścia.
Kapitan w odpowiedzi uśmiechnął się, co przyjąłem za jego znak rozpoznawczy. Zawsze gdy zadawałem jakieś ciężkie pytania, uśmiechał się i odchodził. Teraz jednak pokusił się na danie mi wskazówki.
- Wabik.
- Bardzo przydatna wskazówka, coś więcej?
Znowu ten cholerny uśmiech. Miałem ochotę obić mu gębę tak, żebym nie widział na jego twarzy niczego prócz siniaków. Szybko jednak otrząsnąłem się z tych myśli, które jakimś cudem były bardzo potężne, gdyż do pewnego momentu trwały w głowie.
~~
Brak wspomnień, cz.1 [Wojenne]
1
Ostatnio zmieniony wt 27 maja 2014, 20:34 przez DragonSlave, łącznie zmieniany 2 razy.