A do pisania wczuwam się tak...

1
Nie wiem, czy gdzieś w czeluściach Weryfikatorium nie znajduje się podobny albo nawet taki sam temat. Mam nadzieję, że nie :) Swoją drogą, muszę zgłębić wszystkie te temaciki i tematy, pewnie wśród nich znajduje się wiele perełek.

Ale przejdźmy do sedna sprawy. Jak wy wczuwacie się do pisania?
Słuchacie muzyki, oglądacie obrazy, filmy, wertujecie czeluści swej pamięci, czytacie inne teksty...?
Czy wena po prostu sama przychodzi?

Wiem, że wielu z użytkowników tego forum stało się już profesjonalnymi pisarzami, nawet jeśli ich dzieła to nie światowe bestsellery. Pewnie u was jest tak, że po prostu siadacie i wspaniałe zdania wychodzą same spod ręki. Ale każdy kiedyś zaczynał i każdy kiedyś musiał jakoś wczuć się w klimat utworu, by zdobyć jakieś doświadczenie. Mnie często nawiedza taki problem, że mimo iż mam pomysł, początkowo i natchnienie, potem zdania po prostu nie chcą się układać. Muzy nie są dla mnie łaskawe.

Taki przykładzik:
Mam znajomego, bardzo młodego z resztą, który lubuje się w muzyce metalowej i wszystkich szatańskopodobnych klimatach. Gra w kapeli i pisze teksty. Są całkiem niezłe moim zdaniem. Kiedyś pokazał mi jeden z nich, który napisał w nocy. Specjalnie dla tego ustawił sobie budzik w środku nocy i będąc jeszcze w stanie półsnu, zaczął pisać. Tekst był o cmentarzu, wyszedł bardzo wulgarny, ale mimo to bardzo klimatyczny.

Czy wy też macie takie specjalne sposoby?
Ostatnio zmieniony ndz 31 sty 2016, 13:03 przez Ceallach, łącznie zmieniany 1 raz.
"Natchnienie przychodzi, kiedy człowiek przyklei łokcie do biurka, tyłek do krzesła i zacznie się pocić. Wybierz jakiś temat, jakąś ideę i zacznij wyżymać mózg, aż Cię rozboli. Na tym polega natchnienie."
David Martin

Dr Bąbelek

2
Ujmę to tak.

Swoją najlepszą bitwę, "Niewidzialnego templariusza", napisałem na ławce na dziedzińcu instytutu w przerwie między dialektologią a poetyką, przegryzając drożdżówką. "Czołg" napisałem na kanapie obok współlokatora. "Carminę buranę" w pociągu relacji Tczew-Chojnice.

Jedyne co mnie potrafi wprowadzić w klimat pisania to wiszący nad głową termin.
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

3
A mnie nic się zmusi do pisania, jeśli nie mam nic do powiedzenia :)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

4
Sepryot pisze:
Jedyne co mnie potrafi wprowadzić w klimat pisania to wiszący nad głową termin.

Sep, w przyszłym roku chcę kupić Joasię w Empiku. Do roboty :P
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

5
Jan Parandowski w Alchemii słowa podaje bardzo ciekawe przykłady najrozmaitszych rytuałów, jakie praktykowali pisarze znani i uznani, zanim zabrali się do pracy. Warto poczytać. Ale to były raczej zabiegi wyznaczające granicę pomiędzy dolce far niente a czasem przeznaczonym wyłącznie na pisanie. Czyli, w gruncie rzeczy, pełniły rolę podobną, jak ten dzwon, który oznajmiał początek dniówki w kamieniołomach :)

A może po prostu nie warto spieszyć się z przelewaniem na ekran czy papier pomysłu, który jest dopiero mglistym zarysem? Pozwolić mu dojrzewać, opracowywać najpierw w wyobraźni, zanim siądzie się do pisania? Bo naprawdę - tu zgadzam się z Nataszą - najpierw trzeba mieć to "coś", o czym chce się pisać, w postaci trochę bardziej konkretnej, niż sama chęć szczera. A potem - i tu się zgadzam z Sepem - nie trzeba szukać żadnych specjalnych warunków. Wystarczy, żeby świat zewnętrzny nie za bardzo przeszkadzał.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

6
No tak. Ciekawiło mnie po prostu, czy macie jakieś sposoby na to :)
I to nie jest tak, że ja nie mam żadnego pomysłu i chcę od razu pisać... Czasem mam wymyśloną fabułę z większością szczegółów, a jakoś nie idzie to pisanie, mimo że jestem sama, mam spokój i mam ochotę do pisania.
"Natchnienie przychodzi, kiedy człowiek przyklei łokcie do biurka, tyłek do krzesła i zacznie się pocić. Wybierz jakiś temat, jakąś ideę i zacznij wyżymać mózg, aż Cię rozboli. Na tym polega natchnienie."
David Martin

Dr Bąbelek

7
Brak wprawy :) Na to nie ma innej rady, jak tylko siedzieć i pisać. Można przed, w trakcie i po stosować różne magiczne sztuczki, ale i tak najważniejszy jest sam proces pisania. Nawet jeśli słowa opornie układają się w zdania, a te z kolei wydają się albo koślawe, albo niedorzeczne. Albo jedno i drugie.
Trudno, taki los :)
Ale kiedy ogląda się rękopisy znanych pisarzy, wtedy widać, że im też różnie szło, sądząc po ilości skreśleń i poprawek.I to jest ta jaśniejsza strona mocy...
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

8
O ile nie mam zaplanowanego "podejścia do pisania", najczęściej czekam aż mnie coś "złapie" - scena w filmie, fragment gry, obrazek w sieci, kawałek piosenki, nagłe uświadomienie sobie, że jakiś wątek jest super i pasuje mi do tego, co chciałem napisać...
Różnie bywa, czasem (najczęściej gdy komputer jest dalej niż 3km ode mnie) mam ochotę rzucić się w wir pisania, a czasem potrzebna jest jakaś nirwana w skali mikro, bym poczuł, że właśnie nadeszła pora by walić w klawisze. :)
"Och, jak zawiłą sieć ci tkają, którzy nowe słowo stworzyć się starają!"
J.R.R Tolkien
-
"Gdy stałem się mężczyzną, porzuciłem rzeczy dziecinne, takie jak strach przed dziecinnością i chęć bycia bardzo dorosłym."
C.S. Lewis

9
Najczęściej to jest tak, że jak mam ochotę pisać i mam co napisać, to nie mam na to czasu, a jak czas jest, to pisanie nie idzie... muzyka owszem, pomaga, ale tylko w skupieniu się - w samym pisaniu nie pomaga nic, jeżeli nie mam wymyślonej już fabuły, przynajmniej w zarysie, i bohaterów. Chyba że to taka tam miniaturka, wtedy wystarczy się odprężyć i zacząć produkować zdania:)
Inspiruje mnie faktycznie byle co, czasem usłyszana sentencja, jakiś film, czasem sytuacja na ulicy, a czasem nic niestety, choćbym nie wiem jak się starała...
Mój blog: opowiadania, recenzje i artykuły. Zapraszam:)

http://iamareptile.blogspot.com/

11
Kaptur na głowie, mocna, czarna herba na biurku i palce na klawiaturze.

I mnóstwo papierów, zmiętych w 3 pupy kartek a4, zapisana rolka do kasy fiskalnej i jak się zacinam, to przeglądam, wplatam zdania i wymyślam nowe.
ludzie cywilizują się nagminnie, a ja wciąż jestem dziki.

12
Cóż w moim przypadku.. chyba ciężko o jedną dobrą metodę.
Muzyka na pewno bardzo mi pomaga, oczywiście w zależności od tego, jaki fragment książki piszę muszę sobie wybrać odpowiednią nutę. W mojej głowie (i podejrzewam, że nie tylko w mojej) prawie każda sytuacja ma swój własny soundtrack :)
Poza tym kawa- bez względu na porę dnia czy nocy jest moją ukochaną nieodłączną towarzyszką wszelkiej twórczości. Nie daje mi jakiegoś wielkiego kopa, piję ją za długo i w zbyt dużych ilościach,bym miała po niej "chodzić po ścianach", ale wprawia mnie w dobry stan do pisania, że tak to ujmę:D [Tak, jestem uzależniona od kofeiny;D. Zamierzam zrzucić winę na studia :P]
Mimo wszystko, najlepiej piszę w przypływie inspiracji, a ten może spowodować naprawdę wszystko - od muzyki, przez fragment filmu, art w Internecie po pojawiający się zupełnie "znikąd" pomysł.
No i oczywiście, pozostaje jeszcze świadomość, że akurat nie mogę pisać. Sesja, praktyki, inne zobowiązania - i nagle okazuje się, że moja wena twórcza osiąga apogeum.
Ech, przewrotna natura ;)

13
spanie :)
czyli idę spać i sobie myślę jak coś się wydarzy
rano wstaję i mam gotowe w głowie :D

muzyka
czyli soundtracki filmowe

filmy
najczęściej takie łzawe :D

papierosy
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”