WWWObserwator zobaczyłby ciemne, milczące ściany ogromnej sali. Czy były z alabastru, obsydianu, czy z innego, nieznanego szerzej materiału? Któż może wiedzieć... Jaśniały na nich ogromne, kręcone runy. Choć słowo "jasniały" nie jest tu adekwatne. One "błyszczały" ciemnością. Mroczyły komnatę. Bystre oko maga zobaczyłoby cienkie nitki mroku sączące się z magicznych symboli, rozpraszające się i wirujące w powietrzu niczym papierosowy dym.
WWWPrzy ścianach stały prastare drzewce, gotowe w każdej chwili obudzić się z głębokiego snu i z siłą i szybkością przeczącą ich monumentalnej posturze, wykonać swoje święte zadanie obrony przeklętych katakumb. Ale teraz obrońcy spali, i jedynie rzadkie poskrzypywanie ich drewnianych ciał zdradzało ich obecność. Ale... Czego pilnowali?
WWWSala była ogromna. Bez specjalistycznych instrumentów techmaturgicznych nie dałoby się dojrzeć przeciwległej ściany. Po bokach, przy ścianach spały rzędami drzewce. W środku zaś sali. Była Ciemność. Nie zwykły mrok, tylko Ciemność. Takie słońce ciemności. To nie był brak światła. To był jego najjaskrawszy negatyw. Kłębiła się na środku sali niczym żywa istota, świadomie coś kryjąc. Jedynie kilka było osób na Ziemi, które byłyby zdolne przejrzeć ten mrok. Jeszcze mniej by się na to odważyło. A żadne nie zrobiłoby tego bez absolutnej, pewnej konieczności.
Uwierz mi, nie chcesz wiedzieć co kryje ta czarna mgła. Ci, którzy wiedzą dokładnie do czego służy ta komnata, chętnie wyrzuciliby tą wiedzę ze swych głów i zapomnieli o jej istnieniu. Ale nie mogli. Była im potrzebna.
WWWA Ty wciąż jesteś ciekawy...
WWWWWW***
Daj mi rząd dusz! - Tak gardzę tą martwą budową,
Którą gmin światem zowie i przywykł ją chwalić,
Żem nie próbował dotąd, czyli moje słowo
Nie mogłoby jej wnet zwalić.
Lecz czuję w sobie, że gdybym mą wolę
Ścisnął, wytężył i razem wyświecił,
Może sto gwiazd bym zgasił, a nowe sto wzniecił -
Bo jestem nieśmiertelny! i w stworzenia kole
Są inni nieśmiertelni; - wyższych nie spotkałem -
Najwyższy na niebiosach! - Ciebie tu szukałem,
Ja najwyższy z czujących na ziemnym padole.
Nie spotkałem Cię dotąd - żeś Ty jest, zgaduję;
Niech Cię spotkam i niech Twą wyższość uczuję -
Ja chcę władzy, daj mi ją, lub wskaż do niej drogę!
O prorokach, dusz władcach, że byli, słyszałem,
I wierzę; lecz co oni mogli, to ja mogę,
Ja chcę mieć władzę jaką Ty posiadasz,
Ja chcę duszami władać, jak Ty nimi władasz...
WWWSkrzypnęły wiekowe, mahoniowe drzwi biura. Pułkownik Wiktor Paprociński w ułamku sekundy zmienił pozycję z wygodnego ułożenia w fotelu z nogami na biurku, na silną, stanowczą pozycję samca alfa. Książka wylądowała w otwartej szufladzie biurka. Posłaniec nie zauważył jakiegokolwiek ruchu. Wiktor przypuszczał, iż w koszarach krążą plotki iż wchodząc do gabinetu zajmuje ją, i nie rusza się, póki nie musi wyjść. Nie wyprowadzał nigdy żołnierzy z błędu. Dowódca nie powinien być zbyt ludzki i zbyt zwyczajny. Powinien inspirować i przewyższać swoich ludzi, a nie być takim jak oni, tyle że z innymi naszywkami na mundurze.
WWWJak zawsze mawiał swoim rekrutom - " Ja jestem tutaj waszą kochającą matką, i surowym ojcem o ciężkiej ręce. Tą pierwszą, póki wykonujecie moje rozkazy co do joty. Tego drugiego nie chcecie poznać "
WWWCóż, niewątpliwie miał rację. Troszczył i dbał o swoich, ale wszelkie nieposłuszeństwo karał natychmiast, bez pardonu i bardzo surowo. Jeszcze nie zdażył się w jego historii żołnierz który sprzeciwiłby mu się dwa razy. A ten kto sprzeciwił się pierwszy i uzyskał należną karę, nigdy więcej nie próbował. I wiele na tym zyskiwał.
- Pułkowniku! Sztab wzywa do natychmiasowego stawienia się w Maszynowni!
WWW"Maszynownia", czyli pieszczotliwy przydomek nadany przez żołnierzy reprezentacyjnej sali spotkań, wypełnionej niewyobrażalną ilością całkowicie zbędnych ekranów, komputerów, skanerów, radarów i tysiąca innych przykładów nowoczesnej wojskowej techniki. To tam odbywały się wszystkie spotkania z przedstawicielami obcych państw. Jakoś trzeba im imponować...
WWWWiktor westchnął w duchu. Pewnie jakieś kolejne durne ćwiczenia o kryptonimie sugerującym misję wagi co najmniej państwowej...
WWWOdprawił posłańca gestem, a gdy ten wyszedł, tęsknym wzrokiem spojrzał w kierunku książki, wstał i wyszedł.
WWWBył mężczyzną w kwiecie wieku, ze wspaniałą, posągowo wyrzeźbioną sylwetką. Miał 50 lat, jednak zdrowy styl życia i nienaganna troska o kondycję fizyczną sprawiały, iż mało kto dałby mu na pierwszy rzut oka więcej niż czterdziestkę. Mimo wieku, mógłby spróbować swych sił zarówno w sztukach walki jaki i zwykłych zawodach na rękę z każdym młodzieniaszkiem w koszarach bez obawy o możliwość przegranej. Czerstwa, szczera słowiańska twarz budziła jednocześnie respekt i sympatię. Był powszechnie szanowany zarówno wśród podwładnych jak i zwierzchnictwa. Miał ciekawe przezwisko - Parrot (Wiązała się z tym zabawna anegdota - jeden z młodszych, nowych poborowych usłyszał jak starsi żołnierze zdrabniają nazwisko pułkownika - Paprot. Jednak nie dosłyszał dobrze, i potem w trakcie obiadu wywołał salwy śmiechu, z całkowitą powagą mówiąc o dowódcy Parrot. Przezwisko przyjęło się doskonale i lepszego nikt nie wymyślił) Całkowicie oddany pracy, a właściwie swemu życiowemu powołaniu, był idealnym żołnierzem. Patriotycznym idealistą, pracocholikiem, bez żadnej bliskiej rodziny i przyjaciół.
WWWWchodząc, jak zwykle wzdrygnął się w duchu, słysząc otaczające go buczenie maszyn. Nigdy im do końca nie ufał, a ich dźwięki denerwowały go i niepokoiły. W najskrytszych marzeniach widział siebie jako wojskowego w czasach bohaterskiego Leonidasa czy Aleksandra Wielkiego. Swojemu ramieniu i mieczowi zawsze można zaufać... Włóczni nie kończy się amunicja, młot się nie zacina, a tarczy nie kończy się zasilanie w najmniej odpowiednim momencie. Nie pasował do swojej epoki, druga połowa XXI wieku nie była jego wymarzonym czasem. Ale nikt o tym nie wiedział. Nikt nie musiał.
WWWCzekali na niego przy ciężkim, pozłacanym stole, który tak niemiłosiernie kontrastował z elektroniką dookoła, że aż bolały oczy.
Generał Warecki wstał i bez słowa wskazał Paprocińskiemu miejsce po przeciwnej stronie prostokątnego stołu. Wokól niego były puste miejsca, pozostali zgromadzeni siedzieli przy generale. Wyglądało to tak jakby Wiktor miał być o coś oskarżony, a oni mieli go przesłuchiwać. Brakowało jedynie punktówki w oczy.
-Pułkowniku, został Pan wezwany, bo mamy dla Pana zadanie. Zadanie bezprecedensowe i wielkiej wagi.
WWWW sali czuć było najwyższe napięcie. Wiktor zastanawiał się, czemu. Nagle poczuł zimny dreszcz czyjegoś wzroku na plecach. Nie odwrócił się, by sprawdzić kto na niego patrzy, bo oczywistym było że nikogo więcej w sali nie było. Ponadto pokazywać dowództwu jakieś obawy nigdy nie było na miejscu. Cholerna elektronika, to na pewno przez nią...
WWWGenerał jak zawsze przemawiał w imieniu wszystkich zebranych.
-Nim jednak wyjawimy Panu, w czym rzecz, proszę obejrzeć ten materiał. Wprowadzi Pana w temat pańskiej misji i dostarczy podstawowych informacji. Zapewniamy Pana iż nie jest to żadna prowokacja, i każde słowo w tym materiale jest prawdą. Proszę uważnie obejrzeć film. Następnie odpowiemy na wszystkie pytania, jakie będzie chciał Pan zadać, wedle granicy własnej wiedzy i możliwości.
WWWPaprociński nigdy nie miał w zwyczaju kwestionować prawdomówności i zasadności rozkazów. Nawet nie zgadzając się z decyzjami dowódców, wykonywał je co do joty. Tego samego zresztą wymagał od swoich podkomendnych. Z rosnącą ciekawością, ale przede wszystkim zdziwieniem spojrzał na ekran, który rozwinął się na ścianie po słowach generała. Słowach o ledwie dostrzegalnym drżeniu, co nigdy wcześniej się nie zdażyło. TO zwiastowało kłopoty...
WWWNa ekranie zabłysło białe światło, a następnie ekran stał się czarny z dużym, czerwonym napisem na środku.
Operation "Reconnect"...
***
WWW"W roku 2065, pierwszego sierpnia, nastąpiło bezprecedonsowe dla całego świata zdarzenie. Na terenie bazy "Polesie", nieopodal puszczy Białowieskiej, w czasie wizytacji prezydenta niespodziewanie pojawił się intruz. Nie próbował jednakże przedostać się przez bramę. Ujawnił się od razu wewnątrz bazy, podczas wspólnego obiadu przełożonych z prezydentem. Żadna z kamer nie zarejestrowała jego wejścia do pomieszczenia ani bazy. Na żadnym obrazie nie zostało zarejestrowane absolutnie nic podejrzanego. Tym większe było zdziwienie zebranych, gdy w boku sali ukazał się intruz.
W tym momencie obraz rozjaśnił się, głos lektora zamilkł. Ekran ukazał obraz z kamery, skupiony na fragmencie pustej przestrzeni po lewej ręce prezydenta. W momencie niesłyszalnego toastu, spełnianego przez biesiadników, ten fragment przestrzeni wypełnił się czarnym dymem, który momentalnie się rozwiał, ukazując sylwetkę postaci. Przybysz był wysoki, na oko trochę powyżej dwóch metrów. Miał wyciągniętą rękę, opadającą właśnie, jakby przed chwilą klasnął w dłonie, albo pstryknął palcami. Generalnie był podobny do człowieka. Odróżniała go skóra o barwie obsydianu, oraz włosy w tym samym kolorze, zmiesznym jakby z odrobiną błyszącego granatu, sięgające aż do końca tułowia. Spomiędzy kosmyków włosów wystawały nieco odstające, wydłużone uszy. Miał na sobie ubranie z grubsza kojarzące się z tuniką, albo staropolskim kontuszem, w kolorze bardzo ciemnej zieleni. Oczy przesłonięte były szeroką ciemną opaską. Nie widać było żadnej broni, prócz sękatego zakrzywionego kostura, na którym przybysz się opierał. Wyglądał na jakieś 35 lat.
WWWIntruz stał wyprostowany zaledwie kilka sekund, bo potem rzucili się na niego funkcjonariusze BOR-u i obecni wojskowi. Nie stawiał oporu, bez problemów dał się zakuć w kajdanki. W tym momencie włączył się dźwięk. Tuż przed wyprowadzeniem intruza odezwał się prezydent, podchodząc i łapiąc go za ramię.
- Kim ty do cholery jesteś??
- Tym który zwiastuje wam, ludzie, nadejście wielkich zmian. Nie jesteście sami na świecie, nie jedynym inteligentnym gatunkiem, i wcale nie najstarszym. Wedle waszych legend i podań, nazywacie mój lud elfami. Poznałeś mnie od razu prawda? Folklor nie kłamie. Czasem tylko koloryzuje, ale zawsze jest w nim ziarno prawdy. Tak jak istniejemy my, tak istnieje magia, krasnoludy i wiele innych ludów i zjawisk, które były przed wami przez nas ukryte. Teraz zostało zadecydowane że jesteście gotowi by poznać prawdę i zobaczyć prawdziwe oblicze świata,
WWWElf przemawiał brzmiącym, miękkim jak mech, głebokim tenorem. Oczwiście pięknym, bezbłędnym polskim. Choć to co mówił, wydawało się nieprawdziwe i nierealne, ton jego głosu i oczywista, wygląd, mówiły że nie kłamie.
***
WWWPułkownik kołysał się w fotelu, niewiele rozumiejąc w oszołomieniu. Ekran zgasł, a sala rozświetliła się do normalnego stanu. Generał odezwał się:
-Raz jeszcze Panu zaświadczam - to wszystko szczera prawda. Rozumiem, jeśli Pan nie wierzy. Dla wielu z nas to także był niesamowity szok. Dlatego mamy dla Pana najlepszy dowód na potwierdzenie naszych słów. Illidan, Twoja kolej.
Dał się słyszeć cichy trzask, jakby właśnie pstryknięcie palcami, i postać z filmu wyłoniła się z mrocznej chmury. Elf wyciągnął ciemną dłoń do Paprocińskiego.
-Witaj Wiktorze. Czekałem by Cię poznać.
Miał miękką dłoń, której dotyk przejmował jednak zimnem. Wcale nie był przyjemny, jak możnaby się spodziewać po elfie. Wiktora przeszedł dreszcz. Wciąż nie mógł wykrztusić z siebie słowa. Opaska na oczach przybysza sprawiała upiorne wrażenie. Jego uśmiech, choć przyjazny, nie wywoływał sympatii.
WWWWręcz przeciwnie - atawistyczny, pierwotny strach.
WWWWiktor wstał i skłonił się zebranym. Przez ściśnięte gardło wykrztusił:
-Ja... Ja przepraszam... Na chwilę przepraszam.
WWWI wyszedł szybkim krokiem z sali. Nie obchodziło go co o nim pomyśli Illidan czy dowódctwo. Nic go nie obchodziło. Poza pewną paczką którą trzymał w głębi biurka na bardzo specjalne okazje...
WWWWiele lat temu, gdy skończył szkolenie oficerskie i miał zacząć piąć się po szczeblach kariery wojskowej, przysiągł przed samym sobą, (a była to przysięga którą szanował bardziej niż jakąkolwiek inną na świecie) że zaczyna poważne, zdrowe, wzorcowe życie wojskowego. Przestał pić, rzucił palenie, ograniczył niezdrową żywność. Przestał nawet przeklinać.
WWWNigdy nie miał problemu z dotrzymaniem tego słowa. Od tego czasu złamał je jeden, jedyny raz - gdy zmarł jego ojciec. Wiktor wbiegł do swojego gabinetu, otworzył dolną szufladę biurka i wyciągnął z niej paczkę papierosów. Czarne marlboro, najmocniejsze papierosy jakie kiedykolwiek istniały. Dopiero w 31 wymyślono metodę ich produkcji i wprowadzono do dystrybucji. Ledwie rok później miała miejsce przysięga młodego wojskowego, sentyment jednak pozostał.
WWWDrżącymi jak w febrze dłońmi wyciąnął z paczki długiego papierosa w ciemnej bibułce, ze smoliście czarnym filtrem. Zapalił i zaciągnął się głęboko, obserwując jak jego światopogląd wali się w gruzy. Myślał o cholernych elfach, które nie miały prawa istnieć poza kartami powieści dla nastolatków. O tym, co ich ujawnienie zmieni w świecie, który miał tak wzorcowo uporządkowany.
WWWDrugi papieros.
WWWCo oni znowu sobie wymyślili? Co on ma niby zrobić z tymi elfami?
WWWTrzeci. Gabinet wypełniały kłęby tytoniowego dymu, tak gęste, że z trudem mógł dojrzeć drzwi.
WWWDlaczego on? Dlaczego teraz, gdy już powoli zbliżał się czas stagnacji, gdy niebezpieczne misje wojskowe powoli przestawały być mu przydzielane, gdy coraz bardziej zastępowała je papierkowa robota i szkolenie nowych rekrutów?
WWWCzwarty.
WWWCo to za elf? Przecież elfy były piękne, delikatne, ciepłe. Nie wzbudzały lęku. Nie były przerażające, choć potrafiły być groźne. Nie pasuje! Nic tu do jasnej cholery nie pasuje!
WWWPrzestał już je liczyć. Płuca paliły go żywym ogniem, w głowie kręciło się gorzej niż po ostrej libacji. Ale odniósł zamierzony cel. Gniew i złość zaczynały ulatywać z każdym kolejnym wydmuchniętym kłębem dymu.
***
WWWGdy Paprociński powrócił do Maszynowni, dowódctwo czekało tak samo, jak wtedy gdy wyszedł. Nie zmieniło się niemal nic, poza faktem, że elf siedział pod ścianą w pozycji lotosu. W chwili gdy pułkownik wszedł wyprężył się i momentalnie wstał na nogi. Nikt nie dał po sobie znać, że Wiktor kazał długo na siebie czekać. Nikt nie wspomniał także ani słowem o odorze papierosowego dymu, który otaczał go niczym kombinezon. Elf, z teoretycznie czułym i nieprzyzwyczajonym do zapachu cywilizacji człowieka powonieniem, nawet się nie skrzywił. Bystre, mimo zawrotów głowy, oczy Paprocińskiego dojrzały to, by zapisać w myślach jako kolejną wątpliwość i niezgodność z obrazem elfa z legend i folkloru. Nikt z zebranych nie był chyba zdziwiony gwałtowną reakcją pułkownika.
WWWTen zaś zasiadł w opuszczonym niedawno fotelu, złożył ręce w piramidę i powiedział:
- Czego ode mnie oczekujecie?
WWWNaprawdę wciąż nie obchodziły go konwenanse relacji podwładny-zwierzchnik. Doskonale wiedział że ma teraz prawo do pewnych zachwiań subordynacji i nie zamierzał pozostawić tą wiedzę niewykorzystaną.
- Twoim zadaniem jest pojechać z Illidanem do jego rodaków. Bedziesz naszym ambasadorem wśród elfów.
***
WWWEnty spały niespokojnie. Co i rusz któryś budził się, rozglądał ogromnymi ślepymi oczyma po swoim rewirze i znów zasypiał. Czuły inną, nową energię w sali. Żaden z nich jednakże niczego nie zrobił. Energia jedynie istniała. Nie działała w żaden sposób. Nie wymagała interwencji. Nie było potrzeby bronić ich celu i sensu istnienia.
WWWNagłe rozbłyski jasności przebijały się czasem przez ciemność. Obserwator zobaczyłby na kamiennym wzniesieniu elfa o jasnej, nieco miodowej skórze. Jego złote szaty silnie kontarastowały z otoczeniem. Stanowił centrum rozchodzenia się jasnych błysków. Ciemność poniżej wzniesienia kłębiła się tworząc ciemne fantasmagorie.
Przygotowywał się.
***
WWWWiktor zawsze lubił konie. Za młodu był wytrawnym jeźdźcem, jednak dawno nieużywana umiejętność nieco zatarła się w pamięci. Tym niemniej ciało nie zapomina pewnych nawyków, i wspaniały gniadosz którego dosiadał nie stanowił problemu. To był jedyny warunek Illidana - nie będzie jechał samochodem, wróci do swoich na swoim "koniu". Oczywiście jego wierzchowiec koniem nie był, ale na pewno miał z nimi jakieś powinowactwo, bo dla niewprawnego oka jego rumak wyglądał jak rasowy arab. Wspaniałe czarne włosie połyskiwało w słońcu, powodując pewne ukłucie zazdrości w świeżo rozbudzonej "końskiej" części duszy Paprocińskiego. Elf jechał na oklep, co wojskowemu wydawało się potwornie bolesne. Jednak nic nie wskazywało by Illidan odczuwał jakikolwiek dyskomfort z tego względu.
WWWCo odróżniało elfiego wierzchowca od konia? Niewątpliwie ognisty, czerwony błysk w oku i grzywa. Włos był tak czarny i połyskliwy jak całe zwierzę, ale sprawiał wrażenie lekkiej... Niestałości. Jakby delikatny wiatr wydmuchiwał z niego maluteńkie nitki czarnego dymu. To samo z resztą działo się z pęcinami i szczotkami. Przy każdym ruchu pozostawiały delikatną, ledwie uchwytną smugę. Przydawało to wierzchowcowi jeszcze więcej gracji i czyniło nieco ulotnym i eterycznym...
WWWDo boku wierzchowca przytroczony był futerał na łuk, a z drugiej strony znacznie większy futerał, bardzo podobnego kształtu. Wiktor wątpił aby i ten zawierał łuk. Jednak co się w nim mieściło, nie miał pojęcia.
WWWPrzed wspięciem się na grzbiet, elf przywitał się z nim imieniem "Cienisty", gładząc go po błyszczących chrapach. Hmm... Wiktor sam by go tak nazwał. Wierzchowiec był piękny, po prostu oszałamiający swoim wyglądem, jednak znów, tak jak jego pan, różny od jakichkolwiek wyobrażeń jakie mógłby mieć człowiek myśląc o "koniu elfa". Jakby wziąć negatyw...
***
WWWOdjechali. Początkowo panowało milczenie - każdy miał własne myśli. Wiktor wspominał.
"Dlaczego ja?" pytał. "Jestem zwykłym żołnierzem". Illidan wyszedł chyba z pokoju, a w każdym razie nie było go widać. "Bo wątpisz. Bo nie dasz sobie wcisnąć żadnej mistyfikacji. Bo bedziesz mu patrzył na ręce, bardziej niż ktokolwiek z nas. My też mu nie ufamy. Nie będę Cię oszukiwał. Być może nie wrócisz z tej misji. Ale jest niewątpliwie najważniejszą w Twoim całym życiu. Może i najważniejszą w historii. Wykonaj ją dobrze. Choćby za cenę życia. Dowiedz sie wszystkiego, zweryfikuj, przedstaw raport co do ich wiarygodności i uczciwości."
WWWGenerał ślizgnął po wypolerowanym blacie stołu malutkim komputerkiem. Był sporo mniejszy od ostatniej generacji Ipoda, który był wielkości znaczka pocztowego. Ten był wielkości najwyżej połowy małego znaczka. Naprawdę małego.
WWW"Tym będziesz się komunikował. Codziennie wieczorem i rano raport, częściej jeśli zajdzie potrzeba. Wyposażony jest we wszystkie potrzebne funkcje, jakie tylko przyszły naukowcom do głowy. Liczymy na Ciebie. Odmaszerować."
Niezauważalnie kręcił głową wspominając całą tą odprawę. Wciąż nie mógł uwierzyć.
Illidan już od kilku chwil patrzył na niego, spokojnym, nieprzeniknionym spojrzeniem. Wreszcie Wiktor zauważył to i podniósł głowę, odpowiadając silnym spojrzeniem jasnych oczu.
- Zanim dojedziemy, muszę wprowadzić Cię choć odrobinę w mój świat, człowieku. - jego głos był miękki jak kaszmir. - Na pewno nie wiesz nic o magii, ani o wielu innych związanych z nią kwestiach. Mylę się?
- Nie. Nigdy nie słyszałem o jakiejkolwiek magii, a w iluzjonistów i innych wróżbitów nie wierzę.
- Och, nie dziwię się. Miałem okazję obejrzeć z ukrycia kilka takich występów. Zadziwały mnie. Podobnie jak wy wszyscy, ludzie. Gdyby połowę tej energii, którą poświęcacie na tworzenie niesamowicie pomysłowych kłamstw, poświęcić na odkrywanie tajemnic świata, odnaleźlibyście nas dawno temu. Tym niemniej gratuluję pomysłowości.
- Z tego co pamiętam, miałeś mi opowiedzieć o swoich ziomkach, a nie próbować wykazać niższość moich.
Elf miał zimne oczy.
- Och, ja niczego nie muszę Ci sam udowadniać ani wykazywać. Sam przekonasz się, w jaki sposób nasze ludy się różnią, i dlaczego tak a nie inaczej wyrażam się o Twoich pobratymcach. Wracając jednak do tematu, magia istnieje. Nie całkiem tak, jak sądzisz na podstawie występów iluzionistów, czy jednej z tych waszych fantastycznych książek, ale istnieje. Ma ją w sobie każda istota żywa, ale jedynie nieliczni zdają sobie z tego sprawę i są zdolni ją wykorzystać.
Ciąg dalszy nastąpi niebawem
2
Masz wizję i problem z jej opisaniem. Duży. Ciemność nie może jaśnieć ani błyszczeć. Jeżeli ciemność ci jaśnieje to znaczy, że nie chodzi o ciemnośćJaśniały na nich ogromne, kręcone runy. Choć słowo "jasniały" nie jest tu adekwatne. One "błyszczały" ciemnością. Mroczyły komnatę.

Zdanie się. Rozpękło. Znowu problem z. Opisaniem wizji.W środku zaś sali. Była Ciemność. Nie zwykły mrok, tylko Ciemność. Takie słońce ciemności. To nie był brak światła. To był jego najjaskrawszy negatyw.
TĘtą wiedzę
Początek ogólnie taki sobie, jakoś to gawędziarskie zwracanie się do odbiorcy nie buduje dla mnie dusznego, mrocznego klimatu, który byłby tu na miejscu. Powtarzasz się, za bardzo udziwniasz z tą Ciemnością (koniecznie z dużej!) i kilkakrotnym podkreślaniem ogromu sali.
Sensu Inwokacji nie ogarniam. Nie próbuję wnikać. To pewnie coś wzniosłego.

Pułkownik Wiktor Paprociński w ułamku sekundy zmienił pozycję z wygodnego ułożenia w fotelu z nogami na biurku, na silną, stanowczą pozycję samca alfa. Książka wylądowała w otwartej szufladzie biurka.
Powtórzenia. Ogólnie w tekście jest ich trochę, nie chce mi się wszystkich wytłuszczaćOdprawił posłańca gestem, a gdy ten wyszedł, tęsknym wzrokiem spojrzał w kierunku książki, wstał i wyszedł.

Zdanie do przebudowy.Wiktor przypuszczał, iż w koszarach krążą plotki iż wchodząc do gabinetu zajmuje ją, i nie rusza się, póki nie musi wyjść.
Ten fragment opisu przywodzi na myśl te z niezbyt lotnych opowiadań erotycznych. Liczby słownie.Był mężczyzną w kwiecie wieku, ze wspaniałą, posągowo wyrzeźbioną sylwetką. Miał 50 lat, jednak zdrowy styl życia i nienaganna troska o kondycję fizyczną sprawiały, iż mało kto dałby mu na pierwszy rzut oka więcej niż czterdziestkę.
Ale tę zabawną anegdotę wypadałoby wkomponować w jakiś bardziej elegancki sposób, miast na chama wciskać ją w nawias.(Wiązała się z tym zabawna anegdota - jeden z młodszych, nowych poborowych usłyszał jak starsi żołnierze zdrabniają nazwisko pułkownika - Paprot. Jednak nie dosłyszał dobrze, i potem w trakcie obiadu wywołał salwy śmiechu, z całkowitą powagą mówiąc o dowódcy Parrot. Przezwisko przyjęło się doskonale i lepszego nikt nie wymyślił)
Pokaż to jego zachowaniem. Pokaż bohatera. Nie streszczaj go w dwóch zdaniach.Całkowicie oddany pracy, a właściwie swemu życiowemu powołaniu, był idealnym żołnierzem. Patriotycznym idealistą, pracocholikiem, bez żadnej bliskiej rodziny i przyjaciół.
Klasyka.Pułkowniku, został Pan wezwany, bo mamy dla Pana zadanie.
Formy grzecznościowej z małej. Chyba że znasz ludzi, mówiących dużymi literami.
Relacje między wojskowymi wydają mi się nierzeczywiste. Za mało w nich służbistości, drylu, hierarchii, a za dużo klepania po główce, tak, szanowny pułkowniku, wyjaśnimy, za rączkę powiedziemy, pieluszkę zmienimy...
Dalej. Pojawia się elf, o wyglądzie co najmniej niecodziennym. Prezydent, chociaż zareagowali jego ochroniarze, podchodzi do niego i dotyka. Zaraz, a jeśli to terrorysta? Broń biologiczna? Kosmita?
Elf nawiązuje do folkloru. Gdzie my, w naszym polskim folklorze, mamy Murzynów w kontuszach? A jeśli nie mamy to czemuż pojawił się w Polsce?
Aha - lektor?
Żołnierze się chyba nie kłaniają. To nie II wojna światowa i nie Japonia.Wiktor wstał i skłonił się zebranym.
Reakcja pułkownika jest niewiarygodna.
- Patrz, elf!
*buch, kłąb dymu, pojawia się iluzjonista*
- Och, mój Boże, mój zrujnowany światopogląd, och, nieee, więc one istnieją!
No proszę... niedowierzanie, podejrzenie o głupawy żart... sami oficerowie też raczej nie będą skłonni pozwalać schwytanemu... komuś... podającemu się za elfa teleportować się dowolnie, gdziekolwiek zechce.
Ogólnie - wszelki realizm kwili, zwinięty w zrozpaczony kłębek.
Co do Cienistego... skąd elf ma tego konia? Pojawił się na sali pełnej ludzi, bez niego. Został aresztowany. Czy mam rozumieć, że gdy już przekupił całe otoczenie i zahipnotyzował wszystkich, by uwierzyli w istnienie elfów, pstryknął palcami, materializując sobie wierzchowca?
Masz jakiś pomysł, wizję świata i mogłoby to wypaść ciekawie... gdyby nie powszechna bzdurność. Nie da się aż tak zawiesić niewiary, żeby cokolwiek w tym tekście wydawało się logicznie uzasadnione. A szkoda, bo pewien potencjał jest.
3
Jest pomysł, fajnie wprowadzona akcja z elfem, ale tak jak Cerro - brakuje konsekwencji, czegoś co pozwali czytelnikowi Ci uwierzyć, co sprawie, ze poda Ci rękę powie "Prowadź.
Chwilami mam wrażenie, że idziesz z tematem na skróty, nie dasz się zagnieździć w klimacie opowiadania. Akcja akcją, ale jak obrazy przelecą mi przed oczami to niewiele zapamiętam
Poniżej niektóre rzeczy, które mi mocnej zazgrzytały.
kręcone runy? to coś jak kręcone lody? może lepiej czymś to określenie zastąpić?
"się" do pilnowania
papierosowy dym - to mi jakoś burzy cały klimat.

Poza tym był, miał, był, miał. Spróbuj może dynamiczniejszego sposobu przedstawienia sylwetki swojego bohaetra. To z anegdotą, co gadają szeregowi żołnierze - to jest fajne, popchnij akcję wychodząc od tego.
Zatwierdzone jako weryfikacja - Gorgiasz
Chwilami mam wrażenie, że idziesz z tematem na skróty, nie dasz się zagnieździć w klimacie opowiadania. Akcja akcją, ale jak obrazy przelecą mi przed oczami to niewiele zapamiętam

Poniżej niektóre rzeczy, które mi mocnej zazgrzytały.
nieznanego szerzej komu? gdzie?Oznaczony pisze:Czy były z alabastru, obsydianu, czy z innego, nieznanego szerzej materiału? Któż może wiedzieć... Jaśniały na nich ogromne, kręcone runy. Choć słowo "jasniały" nie jest tu adekwatne. One "błyszczały" ciemnością. Mroczyły komnatę. Bystre oko maga zobaczyłoby cienkie nitki mroku sączące się z magicznych symboli, rozpraszające się i wirujące w powietrzu niczym papierosowy dym.
kręcone runy? to coś jak kręcone lody? może lepiej czymś to określenie zastąpić?
"się" do pilnowania
papierosowy dym - to mi jakoś burzy cały klimat.
A co jak ktoś nie zna Tolkiena i Entów? W pierwszej chwili zobaczyłam halabardyOznaczony pisze:Przy ścianach stały prastare drzewce

wiadomo. dalej w tym zdaniu pojawia sieteż "bylica"Oznaczony pisze: rzadkie poskrzypywanie ich drewnianych ciał zdradzało ich obecność.
Po co ta kropka?Oznaczony pisze:W środku zaś sali. Była Ciemność.
Moja wyobraźnia kazała mu wskoczyć na biurko, podeprzeć się pięściami i wywiesić ozór.Oznaczony pisze:Pułkownik Wiktor Paprociński w ułamku sekundy zmienił pozycję z wygodnego ułożenia w fotelu z nogami na biurku, na silną, stanowczą pozycję samca alfa
Trochę się zlewa czy opisujesz dowódcę, czy tego co wyszedł.Oznaczony pisze:Odprawił posłańca gestem, a gdy ten wyszedł, tęsknym wzrokiem spojrzał w kierunku książki, wstał i wyszedł.
Był mężczyzną w kwiecie wieku, ze wspaniałą, posągowo wyrzeźbioną sylwetką. Miał 50 lat, jednak zdrowy styl życia i nienaganna troska o kondycję fizyczną sprawiały, iż mało kto dałby mu na pierwszy rzut oka więcej niż czterdziestkę. Mimo wieku, mógłby spróbować swych sił zarówno w sztukach walki jaki i zwykłych zawodach na rękę z każdym młodzieniaszkiem w koszarach bez obawy o możliwość przegranej. Czerstwa, szczera słowiańska twarz budziła jednocześnie respekt i sympatię. Był powszechnie szanowany zarówno wśród podwładnych jak i zwierzchnictwa. Miał ciekawe przezwisko - Parrot (Wiązała się z tym zabawna anegdota - jeden z młodszych, nowych poborowych usłyszał jak starsi żołnierze zdrabniają nazwisko pułkownika - Paprot. Jednak nie dosłyszał dobrze, i potem w trakcie obiadu wywołał salwy śmiechu, z całkowitą powagą mówiąc o dowódcy Parrot. Przezwisko przyjęło się doskonale i lepszego nikt nie wymyślił) Całkowicie oddany pracy, a właściwie swemu życiowemu powołaniu, był idealnym żołnierzem. Patriotycznym idealistą, pracocholikiem, bez żadnej bliskiej rodziny i przyjaciół.
Poza tym był, miał, był, miał. Spróbuj może dynamiczniejszego sposobu przedstawienia sylwetki swojego bohaetra. To z anegdotą, co gadają szeregowi żołnierze - to jest fajne, popchnij akcję wychodząc od tego.
To "oczywista" wybija mnie z klimatu. Poza tym jak wygląd moze mówić, że nie kłamie? Przekonywać - tak.Oznaczony pisze:Elf przemawiał brzmiącym, miękkim jak mech, głebokim tenorem. Oczwiście pięknym, bezbłędnym polskim. Choć to co mówił, wydawało się nieprawdziwe i nierealne, ton jego głosu i oczywista, wygląd, mówiły że nie kłamie.
Tu sięcośniedobrego z szykiem zdania dzieje.Oznaczony pisze:Pułkownik kołysał się w fotelu, niewiele rozumiejąc w oszołomieniu.
Ktoś jeszcze pamięta jakiej wielkości był standardowy znaczek pocztowy?Oznaczony pisze:Ten był wielkości najwyżej połowy małego znaczka. Naprawdę małego
Zatwierdzone jako weryfikacja - Gorgiasz
Ostatnio zmieniony wt 03 cze 2014, 10:18 przez ithi, łącznie zmieniany 1 raz.
4
Generalnie, takie łączenie elementów świata realnego, współczesnego, czy - jak u Ciebie - z nieodległej przyszłości - oraz fantastycznego, daje duże możliwości ciekawego rozwinięcia akcji. Bo to i bohaterowie muszą się jakoś mentalnie dostosować do nowej rzeczywistości, i zderzenie dwóch systemów, na przykład współczesnej technologii oraz magii, pozwala na wprowadzenie emocjonujących wydarzeń. Tak więc, punkt wyjścia w Twoim opowiadaniu prezentuje się całkiem obiecująco.
Gorzej z wykonaniem.
Głownym bohaterem uczyniłeś wojskowego, do tego służbistę. Ale, jak już zauważyła Cerro, wojskowi zachowują się u Ciebie jak cywile, przynajmniej, jeśli chodzi o wzajemne między nimi relacje. Nie bardzo sobie wyobrażam, żeby oficer, wezwany przez przełożonych na naradę, mógł w jej trakcie tak zwyczajnie powiedzieć: przepraszam, zaraz wrócę i pójść sobie zapalić. I to pięć papierosów, jednego po drugim. Ile czasu trwa wypalenie papierosa? Pomnóż to przez pięć i zastanów się, czy nawet cywil wezwany przez dyrektora może pozwolić sobie na takie wyjście. Jakąż to pozycję ma Wiktor Paprociński, że generałowie tak pokornie czekają, aż on raczy wrócić?
Do tego, sama postać służbisty-pracoholika i szczerego patrioty nie pasuje mi do zadania, jakie mu powierzono. Tutaj potrzebny byłby raczej ktoś z fantazją, lubiący wyzwania nietypowe, nawet dziwaczne. Nic z tego, co napisałeś o pułkowniku, nie wskazuje, że ma on te cechy. Argument, że nie da się oszukać, nie jest przekonujący, gdyż w wojsku takich realistów twardo stąpających po ziemi raczej nie brakuje. Nie wiem zresztą, do czego potrzebne Tobie wojsko, ale jeśli już, to widziałabym tutaj raczej jakąś grupę do zadań bardzo szczególnych (zwolennicy teorii spiskowych wierzą przecież, że różne armie świata mają swoje komórki badające UFO czy zjawiska paranormalne), złożoną z ludzi, których pociągają tajemnice i misje, co to w głowie się nie mieszczą.
To tyle, jeśli chodzi o głównego bohatera. Akcja dopiero się rozwija, więc trudno mi ją oceniać. W kwestiach językowych - popieram moje poprzedniczki.
Gorzej z wykonaniem.
Głownym bohaterem uczyniłeś wojskowego, do tego służbistę. Ale, jak już zauważyła Cerro, wojskowi zachowują się u Ciebie jak cywile, przynajmniej, jeśli chodzi o wzajemne między nimi relacje. Nie bardzo sobie wyobrażam, żeby oficer, wezwany przez przełożonych na naradę, mógł w jej trakcie tak zwyczajnie powiedzieć: przepraszam, zaraz wrócę i pójść sobie zapalić. I to pięć papierosów, jednego po drugim. Ile czasu trwa wypalenie papierosa? Pomnóż to przez pięć i zastanów się, czy nawet cywil wezwany przez dyrektora może pozwolić sobie na takie wyjście. Jakąż to pozycję ma Wiktor Paprociński, że generałowie tak pokornie czekają, aż on raczy wrócić?
Yyy... To aby na pewno o wzorcowym wojskowym? A nie o mnichu buddyjskim? Przełożeni powinni poważnie się zaniepokoić jego kondycją psychiczną.Oznaczony pisze:Wiele lat temu, gdy skończył szkolenie oficerskie i miał zacząć piąć się po szczeblach kariery wojskowej, przysiągł przed samym sobą, (a była to przysięga którą szanował bardziej niż jakąkolwiek inną na świecie) że zaczyna poważne, zdrowe, wzorcowe życie wojskowego. Przestał pić, rzucił palenie, ograniczył niezdrową żywność. Przestał nawet przeklinać.
Do tego, sama postać służbisty-pracoholika i szczerego patrioty nie pasuje mi do zadania, jakie mu powierzono. Tutaj potrzebny byłby raczej ktoś z fantazją, lubiący wyzwania nietypowe, nawet dziwaczne. Nic z tego, co napisałeś o pułkowniku, nie wskazuje, że ma on te cechy. Argument, że nie da się oszukać, nie jest przekonujący, gdyż w wojsku takich realistów twardo stąpających po ziemi raczej nie brakuje. Nie wiem zresztą, do czego potrzebne Tobie wojsko, ale jeśli już, to widziałabym tutaj raczej jakąś grupę do zadań bardzo szczególnych (zwolennicy teorii spiskowych wierzą przecież, że różne armie świata mają swoje komórki badające UFO czy zjawiska paranormalne), złożoną z ludzi, których pociągają tajemnice i misje, co to w głowie się nie mieszczą.
A skąd pułkownik wie tak dokładnie, jak powinien zachowywać się prawdziwy elf? Bo zna jego obraz "z legend i folkloru"? Polski folklor to ubożęta w kącie izby i diabeł Boruta, utopce i rusałki. Elfy w nim nie istnieją, a tu nagle Paprociński wyłapuje u elfa jakieś cechy nietypowe. Czyli musiał się tymi sprawami interesować wcześniej, i to dość głęboko, a Ty nic o tym nie wspominasz. Może jednak warto byłoby zrobić z niego miłośnika choćby tylko literatury fantasy, jeśli nie kryptoetnologii. Ta cecha o wiele lepiej uzasadniałaby powierzenie mu misji ambasadora, niż taka dość ogólna bystrość umysłu, która się każdemu może trafić. Dobrym pomysłem jest nieufność pułkownika wobec zaawansowanych technologii, ale to trochę za mało, gdyż tak może myśleć zwykły tradycjonalista, nie zaś ktoś otwarty na kontakty z inną rzeczywistością.Oznaczony pisze: Elf, z teoretycznie czułym i nieprzyzwyczajonym do zapachu cywilizacji człowieka powonieniem, nawet się nie skrzywił. Bystre, mimo zawrotów głowy, oczy Paprocińskiego dojrzały to, by zapisać w myślach jako kolejną wątpliwość i niezgodność z obrazem elfa z legend i folkloru.
To tyle, jeśli chodzi o głównego bohatera. Akcja dopiero się rozwija, więc trudno mi ją oceniać. W kwestiach językowych - popieram moje poprzedniczki.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.