Historia Człowieka poznanego przeze mnie kilka dni temu była dużo ciekawsza, niż moja. Od razu zwątpiłem w swoje życie, w siebie i w cały swój światopogląd. Chciałem teraz już tylko brać z niego wszystko co miał. Zacząć się żywić jego spojrzeniem.
Na ile mogłoby to być możliwe, nie mam pojęcia. Wcześniej myślałem: ile we mnie życia! Ja, niedźwiedź z fioletowymi dziąsłami potrafię przeistoczyć się nawet w gąsienicę. Mogę być schizofreniczny, głupi i odważny. Tak myślałem, aż nagle zdałem sobie sprawę z tego, że nie umiem się przedstawić. W chwili, gdy ktoś pyta o moje imię, uświadamiam sobie, że go nie mam. Nie przeszkadza mi to przez resztę czasu żyć w przeświadczeniu, że jestem najbardziej imienny na świecie. Uświadamiam sobie swoje błędy umysłowe, a potem o nich zapominam bez większego powodu. Musiałem się w końcu przyznać przed sobą do wszystkiego, co o sobie wiem. Ale jak się okazało: nie wiem nic.
Obudziłem się pewnego dnia jako człowiek dorosły, wykształcony i względnie przystojny. Tylko tyle wiedziałem o sobie, pamiętałem całą swoją przeszłość: mnóstwo suchych faktów, długich rozmów, najdrobniejszych szczegółów. Do twarzy innych ludzi nigdy pamięci nie miałem, do swojej zresztą też. Aż nagle zobaczyłem się w lustrze i chwilę zastanowiłem. Zastanowiłem nad tym, że nad niczym się nigdy nie zastanawiałem. Czytałem książki, bo chciałem być mądry. A zawsze byłem tym wieśniakiem, co nie potrafił wyjść poza siebie. No i nagle, Boże święty, Człowiek! Po raz pierwszy przed moimi oczami ukazał się Człowiek z krwi, kości i rozumu. Do chwili, w której go zobaczyłem myślałem o sobie jak o orangutanie, który nauczył się życia wśród ludzi, a musiał wrócić do zoo. Chociaż było to głaskanie siebie po małym rozumie: dokładnie tak myślałem i pieściłem swoje błędy umysłowe.
Siedząc w swoim mieszkaniu, patrząc przez okno, obserwowałem źle ubranych, tłustych i nieforemnych. Skąd się bierze ta głupota i przeświadczenie o tym, że ich praca, do której ledwo się wloką jest tak ważna i pożywna! Żadnej skłonności do ascezy i do uwalniania się z rozumu: nic więcej prócz telewizora i tłuszczu. Tak widziałem. Nigdy nie przewinął się przez moje oczy nikt więcej, niż ta cała nieforemna tekturowa masa. Ale po co miałem zwracać na nich uwagę, skoro mogłem wymyślać rozumy idealne mogące się rozprężać, dosięgać najwyższego, tworzyć się bogopodobne. Dostałem chorej zajawki na bogopodobność, dopiero po latach uświadomiłem sobie jak wielka jest z tego wieża Babel. I jak wielce niemożliwa, gdy człowiek obok zrasta się z fotelem, kontemplując pustkę w swojej głowie, a potem oskarża mnie o psychiczne blokady. Widziałem świat tylko w taki sposób. A zdążyłem już zapomnieć o swoich dawnych myślach o wybawicielu, który miał mnie uwolnić z tego przyziemnego świata. Zapomniałem i uznałem się za człowieka chorego i autystycznego. Mówiłem: chyba nie chcę już żyć. Trochę się z siebie, mimo wszystko, śmiejąc.
Nie potrafiłem nawet traktować siebie poważnie w chwili, gdy zdawało się, że tracę świadomość.
A było to tak, że straciłem świadomość i zostałem niedźwiedziem z fioletowymi dziąsłami: teraz każdą radość i słowo odrzucam z największą pogardą, dławiąc się własnym szaleństwem. Polując na zwierzynę urojeniową, zapominam, że uczestniczę w tym świecie i posiadam imię. Co jest ważniejszego od nieustannych odlotów w kosmos, rozszczepiania się świadomości i wkraczania w nieistniejącą przestrzeń? Tak się stało, to jest fakt. Po prostu obudziłem się z fioletowymi dziąsłami. Spojrzałem w lustro i wykrzyczałem do siebie milion przekleństw, chociaż na pewno tylu nie znałem. Jak to możliwe, że nagle dostałem zsinienia? Czy biały ładnie komponuje się z fioletowym? O co chodzi? Nie wiem, czy zawsze byłem niedźwiedziem. Ale faktem jest, że nim zostałem. Przecież musiałem się urodzić i zostać. Tutaj. Musiałam polować. Czytałem o sobie w gazetach, o niedźwiedziu, który odlatuje w kosmos, który zamilkł na wieki i zachorował na autyzm schizofreniczny. Moja nora była tak mała, że nie mieściła nawet książek. Moi rodzice zawsze przyjmowali takie nieokreślone kształty, że nigdy nie mogłem znaleźć odpowiedniego słowa na to kim oni są. Nie mam żadnego pojęcia o ich gatunku. Któregoś dnia stało się tak, że zabolał mnie niedźwiedzi światek i zapragnąłem pozbyć się ciała. Broń Boże, zmienić płeć, gatunek czy cokolwiek. Chciałam żyć nienamacalnie. Seks był tylko dla niedźwiedzi, a fizjologia przerażała. Więc obgryzałem paznokcie małymi ząbkami, a fioletowe dziąsła świeciły innym niedźwiedziom w oczy. Zapragnęłam wiedzieć, dlaczego się tutaj znalazłem. Język i komunikacja przerażały mnie. Nie umiałem zrozumieć żadnego słowa, a co dopiero odnaleźć w nim sens. Czy moje IQ już tak zmalało, że mogło słuchać tylko rytmicznych dźwięków? Rytm i symetria zaczęły sprawiać mi, temu nieogarniętemu niedźwiedziowi, niesamowitą radość! Jak to możliwe, że stałem się zwierzęciem?
I wkładałem jedzenie do ust. I jadłem. I wychodziłem. I szedłem. Im głębiej moje nogi wbijały się w ziemię, tym bardziej nienawidziłem i chciałem uciec w nieskończoność. Nie ma przestrzeni nigdzie. A moja głowa jest zbyt mała, zbyt mała, zbyt mała… Nigdy nie zrozumiem Boga.
Zrozumieć Boga! Pardon! Oszalały zdziczały niedźwiedź z wścieklizną.
Nie, nie. To nie może być prawda. Jak oszalały biegałem po swojej norze. Łapy mi drżały, a byłem głodny jak wilk. Więc wyszedłem i szedłem. Jadłem. Krzyczałem i milczałem. A milcząc piłem. W końcu, w oszalałej rozpaczy, zapomniałem jak mam na imię. To się musiało stać. Imię przeszkadzało. Zwłaszcza gdy mówią do mnie, mówią do mnie, mówią do mnie, te świnio-niedźwiedzie, i gdy czegoś ode mnie chcą… A ja? W śnie postanowiłem wrócić do brzucha mamy i naprawić wszystkie swoje grzechy. To znaczy nie urodzić się nigdy. Rozpłynąć się gdzieś w brzuchu. Jak to możliwe, że w ogóle pamiętałem swoją obecność w jej brzuchu? Widok czegoś nieokreślonego, bardziej czucie, coś… jakby narkoza.
Potem czytałam o ascetach z otwartym pyskiem, choć zapominałem o tym, że nie potrafię czytać. Tak bliskie mi było leżenie pod schodami i śmierć dla Boga. Jednak nie musiałem tego robić, w końcu poczułem się jak święty, skoro mam możliwość tworzenia własnych myśli! Mam stuprocentową pewność, że tylko ja posiadam umiejętność myślenia.
To już minęło.
Odzyskałem coś na kształt świadomości, jednak nadal nie mam imienia. Widzę wszystko z kilku perspektyw jednocześnie, nie ma dla mnie orientacji w terenie, ani uczestnictwa w życiu grupy. Jestem całkowicie wyłączony, dość podatny na innych i skłonny do uzależnień od wszystkiego. Nie wiem, co się stało i jak silne majaczenie opętało wtedy moją głowę. Powtarzam sobie wciąż: zdaje się, że jestem! Chyba jestem. Ale czuję tylko, że nie czuję. Przestała mnie interesować literatura, sztuka i każda twórczość. Wszystko było przeżyte, przeczytane, przejedzone. Nic nowego nigdy. Nic zaskakującego. I postanowiłem: ja się wycofuję, wyjeżdżam, koniec ze wszystkim, początek końca, chuj w dupę, nie chcę nic, wcale, nigdy.
Tak postanowiłem i tak nie zrobiłem.
Bo potem nagle znów ogarnęła mnie chęć odrzucania wszystkiego, co kiedyś wymyśliłem. I pomyślałem: hahaha, jakie to śmieszne tak się sobą przejmować. To największa głupota tak troszczyć się o swoje ja, twarz i dumę. Jaki mózg, po co mi mózg, powinienem się najeść, odpocząć, ja – wiecznie zmęczony, powinienem nie robić już nic! I śmiać się, wyśmiewać z siebie, zbuntować przeciw twórczości: nic nie tworzyć albo przejść na komercję. Teraz disco polo, ja to w dupie mam, tak zrobię, bo się z siebie śmieję. Człowiek jest nędzny, więc niech tworzy rzeczy nędzne na jego podobieństwo stworzone. Gówno! To będę robić całe życie, bez wątpienia. Ciągle tylko gówno.
I potem nagle: och! Och! Jaki ja jestem obrzydliwy, niegodny urodzenia, bycia człowiekiem, jak mogę tak mówić o sobie, o tym co dostałem, jestem nikim. Zrobię coś z sobą, wezmę się za siebie, muszę się zmienić, stworzyć od początku. Nie podobam się sobie, ale będę lepszy. Ważniejszy. Chcę być ważny. Przed tymi wszystkimi świniami. Chcę, żeby wszystkie głupie świnie mnie czciły. Mnie i mój szeroko niepojęty rozum. Niech stawiają mi pomniki głupie świnie, ja! Ja! Juliusz Cezar! Ja będę rządzić i rozporządzać! Albo ogłoszę się papieżem! Chcę akceptacji wszystkich świń!
I w końcu wymyśliłem dla siebie określenie: ja, piękna świnka w cierniowym wianku… Ach… jaki ja jestem ponury i ironiczny… Wyprowadzam się!
Nie chcę słyszeć o swojej osobie ani słowa nigdy! Zostanę kimś innym!
Bóg wysłuchał mojej prośby i przed moimi oczami ukazał się prawdziwy Człowiek. Nie wiem, kto jeszcze miał taki zaszczyt wśród świń, żeby poznać Człowieka. Mi się udało i oczom nie wierzyłem. Nie miałem odwagi się odezwać, śmiertelnie się zamyśliłem i patrząc, prawie nie widziałem. Człowiek ten był nie do opisania idealny, nienamacalny, poruszał się w taki sposób, jakby unosiła go duma. Wygląd był nieistotny, zbyt doskonały, by być prawdziwym. Płeć niezdolna do określenia, jak gdyby nieistniejąca. Oczy idealnie przeszywające wszystko na wskroś, głębokie, tajemnicze i zimne. On cały, jakby wycięty w filmu, namalowany laserunkiem lub nieopisany w wierszu. Człowiek idealny, a jednocześnie ciężko zauważalny. Każdy omijał go wzrokiem, zdawał się on być niewartym spojrzenia, jednak gdy chwilę dłużej popatrzyło się w jego oczy, całkowicie odbierał mowę i zdolność poruszania się.
cdn (ja nie wiem)
2
Witam
- Co to jest błąd umysłowy? Znam błąd myślowy, ale z umysłowym jeszcze się nie spotkałam.
- Człowiek - dlaczego z wielkiej litery?
Przeczytałam całość i nie do końca rozumiem przesłanie. Dlaczego twój bohater utożsamia się z niedźwiedziem? Czym są błędy umysłowe i jaką rolę w tym utworze odgrywają fioletowe dziąsła?
Nie wiem czy opisujesz przebieg choroby psychicznej, w której ukazujesz jak bardzo wyobcowany musi czuć się taki człowiek, czy opisujesz nadprzyrodzone stworzenie, którym się stał. Kim jest? I jaki ma cel?
Zaczęłaś od:
Piszesz że "cdn" Więc domyślam się że zostanie wyjaśnione coś więcej... Póki co:
Scio me nihil scire
Sokrates

Brakuje mi tu pytajnika. "Na ile mogłoby to być możliwe? Nie mam pojęcia."Na ile mogłoby to być możliwe, nie mam pojęcia.
- PowtórzenieW chwili, gdy ktoś pyta o moje imię, uświadamiam sobie, że go nie mam. Nie przeszkadza mi to przez resztę czasu żyć w przeświadczeniu, że jestem najbardziej imienny na świecie. Uświadamiam sobie swoje błędy umysłowe, a potem o nich zapominam bez większego powodu.
- Co to jest błąd umysłowy? Znam błąd myślowy, ale z umysłowym jeszcze się nie spotkałam.
Powtórzenia nawet jeśli są zamierzone, tutaj wprowadzają straszny chaos.Aż nagle zobaczyłem się w lustrze i chwilę zastanowiłem. Zastanowiłem nad tym, że nad niczym się nigdy nie zastanawiałem
- Boże ŚwiętyNo i nagle, Boże święty, Człowiek! Po raz pierwszy przed moimi oczami ukazał się Człowiek z krwi, kości i rozumu.
- Człowiek - dlaczego z wielkiej litery?
Brak informacji kogo obserwował...Siedząc w swoim mieszkaniu, patrząc przez okno, obserwowałem źle ubranych, tłustych i nieforemnych.
- PowtórzenieZapomniałem i uznałem się za człowieka chorego i autystycznego.
Bohater przeczy sam sobie.Spojrzałem w lustro i wykrzyczałem do siebie milion przekleństw, chociaż na pewno tylu nie znałem.
Tutaj wkradła się twoja kobieca duszaZapragnęłam wiedzieć, dlaczego się tutaj znalazłem.

- Powtórzenia, źle to brzmi :(W śnie postanowiłem wrócić do brzucha mamy i naprawić wszystkie swoje grzechy. To znaczy nie urodzić się nigdy. Rozpłynąć się gdzieś w brzuchu. Jak to możliwe, że w ogóle pamiętałem swoją obecność w jej brzuchu?
???I pomyślałem: hahaha, jakie to śmieszne tak się sobą przejmować.
Bardzo odważny fragment, gdyż cierniowy wianek, kojarzy się z cierniową koroną. Ktoś może mieć o to pretensje, gdyż uzna, że obrażasz uczucia religijne.I w końcu wymyśliłem dla siebie określenie: ja, piękna świnka w cierniowym wianku… Ach… jaki ja jestem ponury i ironiczny… Wyprowadzam się!
Głębokie, zimne... oczy? Spojrzenie tak, może być tajemnicze, można spojrzeć komuś głęboko w oczy, może być chłodne, ale oczy nie pasują do tego opisu.Oczy idealnie przeszywające wszystko na wskroś, głębokie, tajemnicze i zimne
Przeczytałam całość i nie do końca rozumiem przesłanie. Dlaczego twój bohater utożsamia się z niedźwiedziem? Czym są błędy umysłowe i jaką rolę w tym utworze odgrywają fioletowe dziąsła?
Nie wiem czy opisujesz przebieg choroby psychicznej, w której ukazujesz jak bardzo wyobcowany musi czuć się taki człowiek, czy opisujesz nadprzyrodzone stworzenie, którym się stał. Kim jest? I jaki ma cel?
Zaczęłaś od:
Nie znalazłam tu historii tego człowieka, za to masę informacji sprzecznych ze sobą. Małą wzmianka o człowieku na końcu, nie przedstawia historii, nic nam o nim nie mówi, poza tym, że jest człowiekiem, a nie świnią i ma przeszywające spojrzenie. Mnóstwo zdań, nad którymi musiałam się zastanawiać, zatrzymywać i domyślać, co autor miał na myśli.Historia Człowieka poznanego przeze mnie kilka dni temu była dużo ciekawsza, niż moja. Od razu zwątpiłem w swoje życie, w siebie i w cały swój światopogląd. Chciałem teraz już tylko brać z niego wszystko co miał. Zacząć się żywić jego spojrzeniem.
Piszesz że "cdn" Więc domyślam się że zostanie wyjaśnione coś więcej... Póki co:
Scio me nihil scire
Sokrates
" Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas."
Niccolò Machiavelli
Niccolò Machiavelli
3
Jeśli powiem, że tekst jest dobry i ciekawy, to będzie truizm, bo innych jakoś nie chcesz pisać. No ale powiem, bo cóż innego mogę zrobić? Przede wszystkim zwraca uwagę, iż jest on bardzo różny od Twoich poprzednich, choć już podczas pierwszej lektury, zdałem sobie sprawę, że wrażenie to, choć w jakimś stopniu zasadne, jest jednak powierzchowne; zmieniły się dekoracje i rekwizyty. Istota pozostała ta sama, choć w innej formie. Rodzi się więc natychmiast pytanie czy forma ta jest lepsza, to znaczy czy lepiej oddaje Twoją myśl (oczywiście na tyle, na ile odbiorca może ją uchwycić) i literacki zamiar, niż poprzednia? Uważam, że nieco gorzej. Jednak powodem tego jest poszukiwanie nowości, nowego sposobu wyrazy, więc jest to całkowicie usprawiedliwione; konieczna cena za nowatorstwo. Bardzo dobrze, że prowadzisz takie poszukiwania, nie można zasklepiać się w monolitycznym środkach wyrazu.
Przyjmujesz męskoosobowy punkt widzenia. I tutaj nie jest najlepiej. Przez wszystkie Twoje teksty, mniej lub więcej, przebijała jednak kobiecość. No i bardzo dobrze. Również tutaj jest ona wyczuwalna. A niedźwiedź jest mężczyzną i do tego drapieżnikiem, ale jego reakcje zbyt męskie nie są. Czy nie lepiej byłoby wprowadzić niedźwiedzicę? Rozumiem, relacja Człowiek – niedźwiedzica trochę się komplikuje, ale sądzę, że tylko pozornie, gdyż Człowiek jest pojęciem uniwersalnym (sama o tym piszesz w końcu tego fragmentu), a poza tym stwarza to dodatkowe możliwości (jeśli uwidocznisz różnicę płci), które można wykorzystać. Zresztą pisanie w pierwszej osobie wcielając się w płeć przeciwną jest dość karkołomne i lepiej go unikać.
Treść, rozważania, przemyślenia (echa chrześcijaństwa i Kafki - „Przemiana”) bardzo ciekawe i skłaniające do myślenia. Oby więcej tekstów o takim charakterze i poruszających taką tematykę.
Rozumiem, że trudno ich się pozbyć, ale spróbujmy chociaż je zróżnicować względnie jakoś przerobić. Na przykład:
A zawsze byłem tym wieśniakiem, co nie potrafił przekroczyć własnego ja. No i nagle, Boże święty, Człowiek! Po raz pierwszy stanął mi przed oczyma Człowiek z krwi, kości i rozumu. Do chwili, w której go zobaczyłem myślałem, że jestem orangutanem, który nauczył się życia wśród ludzi, a musiał wrócić do zoo. Chociaż było to głaskanie siebie po małym rozumie: dokładnie tak myślałem i pieściłem własne błędy umysłowe.
Rozum (ujęty symbolicznie) jest raczej zaprzeczeniem „telewizora i tłuszczu”. Czymś niepotrzebnym może się okazać w mistycyzmie czy filozofii indyjskiej, ale tutaj nie ma do tego odniesień.
Najwyższego i Bogopodobnie dałbym dużą literą, zwłaszcza, że w ten sposób ujęłaś Człowieka. Nawiązanie i zrównanie.
A było to tak, że ją straciłem i zostałem niedźwiedziem z fioletowymi dziąsłami...
I „siebie” było już w poprzedzającym zdaniu.
...że nagle uległem zsinieniu?
„Popatrzyło” zamienił na „patrzyło”. Rytm lepszy.
Trzy razy „się”.
Może tak:
Każdy omijał go wzrokiem, jakby był niewartym spojrzenia, jednak wzrok utkwiony chwilę dłużej w jego oczach, całkowicie odbierał mowę i zdolność ruchu..
W każdym razie, jeśli o mnie chodzi, to oczekuję z zainteresowaniem.
Przyjmujesz męskoosobowy punkt widzenia. I tutaj nie jest najlepiej. Przez wszystkie Twoje teksty, mniej lub więcej, przebijała jednak kobiecość. No i bardzo dobrze. Również tutaj jest ona wyczuwalna. A niedźwiedź jest mężczyzną i do tego drapieżnikiem, ale jego reakcje zbyt męskie nie są. Czy nie lepiej byłoby wprowadzić niedźwiedzicę? Rozumiem, relacja Człowiek – niedźwiedzica trochę się komplikuje, ale sądzę, że tylko pozornie, gdyż Człowiek jest pojęciem uniwersalnym (sama o tym piszesz w końcu tego fragmentu), a poza tym stwarza to dodatkowe możliwości (jeśli uwidocznisz różnicę płci), które można wykorzystać. Zresztą pisanie w pierwszej osobie wcielając się w płeć przeciwną jest dość karkołomne i lepiej go unikać.
Treść, rozważania, przemyślenia (echa chrześcijaństwa i Kafki - „Przemiana”) bardzo ciekawe i skłaniające do myślenia. Oby więcej tekstów o takim charakterze i poruszających taką tematykę.
Zbyt wiele zaimków.Historia Człowieka poznanego przeze mnie kilka dni temu była dużo ciekawsza, niż moja. Od razu zwątpiłem w swoje życie, w siebie i w cały swój światopogląd. Chciałem teraz już tylko brać z niego wszystko co miał. Zacząć się żywić jego spojrzeniem.
siebie – sobie – siebie – swojeA zawsze byłem tym wieśniakiem, co nie potrafił wyjść poza siebie. No i nagle, Boże święty, Człowiek! Po raz pierwszy przed moimi oczami ukazał się Człowiek z krwi, kości i rozumu. Do chwili, w której go zobaczyłem myślałem o sobie jak o orangutanie, który nauczył się życia wśród ludzi, a musiał wrócić do zoo. Chociaż było to głaskanie siebie po małym rozumie: dokładnie tak myślałem i pieściłem swoje błędy umysłowe.
Rozumiem, że trudno ich się pozbyć, ale spróbujmy chociaż je zróżnicować względnie jakoś przerobić. Na przykład:
A zawsze byłem tym wieśniakiem, co nie potrafił przekroczyć własnego ja. No i nagle, Boże święty, Człowiek! Po raz pierwszy stanął mi przed oczyma Człowiek z krwi, kości i rozumu. Do chwili, w której go zobaczyłem myślałem, że jestem orangutanem, który nauczył się życia wśród ludzi, a musiał wrócić do zoo. Chociaż było to głaskanie siebie po małym rozumie: dokładnie tak myślałem i pieściłem własne błędy umysłowe.
Zdaje się będzie niedźwiedź; a nie orangutan.Do chwili, w której go zobaczyłem myślałem o sobie jak o orangutanie,
Zamiast „pożywna” wolałbym „pożyteczna/użyteczna”.do której ledwo się wloką jest tak ważna i pożywna!
Żadnej skłonności do ascezy i do uwalniania się z rozumu: nic więcej prócz telewizora i tłuszczu.
Rozum (ujęty symbolicznie) jest raczej zaprzeczeniem „telewizora i tłuszczu”. Czymś niepotrzebnym może się okazać w mistycyzmie czy filozofii indyjskiej, ale tutaj nie ma do tego odniesień.
Napisałbym; „Tak to postrzegałem.”Tak widziałem.
Chyba raczej „bogopodobnie”.dosięgać najwyższego, tworzyć się bogopodobne.
Najwyższego i Bogopodobnie dałbym dużą literą, zwłaszcza, że w ten sposób ujęłaś Człowieka. Nawiązanie i zrównanie.
Poruszasz poważne problemy natury filozoficznej i teologicznej i slangowa „zajawka” trochę tu nie pasuje.Dostałem chorej zajawki na bogopodobność,
Wybawiciel – dużą literą z powodów jak wyżej.o swoich dawnych myślach o wybawicielu,
Nie potrafiłem nawet traktować siebie poważnie w chwili, gdy zdawało się, że tracę świadomość.Nie potrafiłem nawet traktować siebie poważnie w chwili, gdy zdawało się, że tracę świadomość.
A było to tak, że straciłem świadomość i zostałem niedźwiedziem z fioletowymi dziąsłami
A było to tak, że ją straciłem i zostałem niedźwiedziem z fioletowymi dziąsłami...
I „siebie” było już w poprzedzającym zdaniu.
To „urojeniową”... Prędzej już „urojoną”. Ale zaproponowałbym: „Polując na zwierzyną rodzącą się z urojeń, ...”Polując na zwierzynę urojeniową, zapominam, że uczestniczę w tym świecie i posiadam imię.
„się” niepotrzebnerozszczepiania się świadomości i wkraczania w nieistniejącą przestrzeń?
...że nagle zsiniałem?Jak to możliwe, że nagle dostałem zsinienia?
...że nagle uległem zsinieniu?
Zapragnąłem wiedzieć,Zapragnęłam wiedzieć,
„mi” niepotrzebneRytm i symetria zaczęły sprawiać mi,
Powtórzone „oszalały”.Zrozumieć Boga! Pardon! Oszalały zdziczały niedźwiedź z wścieklizną.
Nie, nie. To nie może być prawda. Jak oszalały biegałem po swojej norze.
Rodzą się pytania: jak to możliwe i dlaczego?A milcząc piłem.
„się” - tak blisko siebie. Może: To znaczy nie urodzić się nigdy. Zniknąć gdzieś w brzuchu.To znaczy nie urodzić się nigdy. Rozpłynąć się gdzieś w brzuchu.
„ze sobą”Zrobię coś z sobą,
Poprawniej by było: „Mnie się udało...”. Jest to tak zwana forma akcentowana, która powinna być zastosowana na początku zdania. Ale można napisać: Udało mi się i oczom nie wierzyłem.Mi się udało i oczom nie wierzyłem.
To „idealnie” bym sobie darował. Zwłaszcza, że było niedawno użyte.Oczy idealnie przeszywające wszystko na wskroś, głębokie, tajemnicze i zimne.
„on” bym usunąłKażdy omijał go wzrokiem, zdawał się on być niewartym spojrzenia, jednak gdy chwilę dłużej popatrzyło się w jego oczy, całkowicie odbierał mowę i zdolność poruszania się.
„Popatrzyło” zamienił na „patrzyło”. Rytm lepszy.
Trzy razy „się”.
Może tak:
Każdy omijał go wzrokiem, jakby był niewartym spojrzenia, jednak wzrok utkwiony chwilę dłużej w jego oczach, całkowicie odbierał mowę i zdolność ruchu..
A kto ma wiedzieć?!cdn (ja nie wiem)
W każdym razie, jeśli o mnie chodzi, to oczekuję z zainteresowaniem.
4
A potem Twój bohater snuje opowieść wyłącznie o sobie.Miggy pisze:Historia Człowieka poznanego przeze mnie kilka dni temu była dużo ciekawsza, niż moja.
No właśnie. Ja też nie wiem, Miggy.Miggy pisze:cdn (ja nie wiem)
Zmieniłaś płeć narratora, ale od razu wiadomo, że tekst jest Twój. Za wyobraźnię językową zawsze tu zbierasz komplementy, więc już nie będę się do nich dorzucać. Styl uwodzi, skojarzenia zaskakują. Jeśli mi język gdzieś zazgrzytał, to nie mam ochoty korygować go, wchodząc na ścieżki banalnej poprawności. Tak styl albo się kupuje, albo nie. Ja kupuję.
Ale: powieść to jednak fabuła, dzianie się. Owszem, są takie jej odmiany, w których fabuła jest sprowadzona do minimum, jak w powieści/powiastce filozoficznej (przyszły mi tu na myśl Mdłości Sartre'a, gdzie zdecydowanie mało się dzieje, natomiast dużo się myśli). Są też eksperymenty, jak francuska nowa powieść, bardzo świadomie demontujące całą strukturę tradycyjnej powieści i pozbawiające ją podstawowych atrybutów (inna sprawa, że nie wiem, czy ktokolwiek jeszcze czyta np. Robbe-Grilleta tak zwyczajnie, dla czytelniczej satysfakcji). Jeżeli jednak pominiemy sferę eksperymentów dość wydumanych, to powieść zawsze wiąże się z wychodzeniem poza własne ja (ciągle, oczywiście, obecne w osobie narratora) i ze skupieniem na świecie zewnętrznym. Nawet jeśli fabuła jest pretekstowa, to owa zewnętrzność ma wielkie znaczenie dla bohatera. On może być bierny, wystarczy, że snuje opowieść o ludziach, o zdarzeniach, o czymś, co wykracza poza niego.
U Ciebie bohater-narrator cały czas drąży własny świat wewnętrzny. To, co pochodzi z zewnątrz, jest tylko bodźcem do natychmiastowego skupienia się na tym, co w środku. I to nie w formie uporządkowanej, rozwiniętej analizy, lecz migawkowej rejestracji zmiennych emocji. Ciebie nie interesuje zewnętrzność, lecz reakcja na nią. Ludzie, otoczenie, realne zdarzenia zawsze miały dla Ciebie znaczenie drugorzędne. W tym tekście widać to nawet bardziej, niż w innych. Już nie ma żadnych ludzi, żadnych indywidualnych istnień (poza narratorem, który też ma postać zmienną), pojawia się natomiast Człowiek. Czy to jest krok w stronę powieści? Moim zdaniem, nie. To jest nadal proza krótkich form. Chyba że wykonasz jakąś woltę i bohater rzeczywiście wejdzie w relacje z owym Człowiekiem, a nie jedynie z własnymi doznaniami.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
5
O usterkach językowych wypowiedzieli się Poprzednicy, którzy zauważyli też (Rubia), że styl ma w przypadku twórczości tego rodzaju drugorzędne znaczenie. Co pozostaje mi dodać... uwielbiam takie testy. Abstrakcja przemieszana z filozoficznym przesłaniem, dużo myślenia i jeszcze więcej nieuporządkowanych prób myślenia, częstokroć istotniejszych. Mogę tylko powtórzyć za R, że na razie ciężko mi wyobrazić sobie część kogoś innego jako wstęp do większej całości. Bohater funkcjonuje jako istota odrębna, sam siebie nazywa odizolowanym od grupy, pozbawionym więzi. Ale przecież wszystko może się wydarzyć... Bardzo ciekawi mnie Twój pomysł na rozwinięcie akcji i zaplanowana rola Człowieka. Dlatego z niecierpliwością czekam na niepewny cd.