ravva pisze:andrzej, pliz, rozwiń swoją opinię.
ło w mordę.
ok. Widzę to tak: szkoła została wymyślona w starożytności. biegało generalnie o o obniżenie kosztów - zamiast układu jeden nauczyciele - jeden uczeń wprowadzono system gdzie na jednego belfra zrzucali sie rodzicie kilkunastu - kilkudziesięciu uczniów.
przez kolejne 3-4 tyś lat wyglądało to sensownie. przychodzimy do belfra dajemy mu kasę on za to uczy nasze dzieci tego co zamówimy.
kto chciał to posyłał, kto nie chciał to nie posyłał.
byli i tacy którzy chcieliby posłać a nie mieli kasy - dla nich były szkoły przykościelne a jak kto miał łeb na karku to czasem dziedzic mu naukę fundował.
wszystko zmieniło się gdy do władzy dorwali sie encyklopedyści. W czasie rewolucji francuskiej pojawili sie kolesie głoszący że każdy chce się uczyć i ża państwo ma obiazek mu tę naukę zapewnić. (nauka ta sprowadzała się do zganiania dzieciaków i przepytywania z podstawowych deklaracji rzadu rewolucyjnego. jak który nie umiał rodzice mieli przechlapane)
masowa indoktrynacja smarkaterii bardzo się spodobała prusakom którzy jako pierwsi stwierdzili że szkoła może sie przydać w hodowli fanatycznego rekruta nie tylko gotowego zginąć za swojego króla ale jeszcze skutkiem odpowiedniej tresury działającego jak automat - bezrefleksyjnie wypełniającego rozkazy.
Z układu: rodzic zamawia konkretną usługę i płaci a belfer wykonuje zadania przeszli do systemu: państwo zdziera podatek, z tego utrzymuje państwowych nauczycieli którym płaci a za to wymaga by pakowali dzieciom do głów to co zamówi władca/rząd. Rola rodziców z podmiotu umowy została zredukowana do płodzenia dzieci i opłacania im nauki (jak kto nie chce mieć dzieci i tak na szkołę płacić musi)
a potem poszło.
oczywiście ludzie wykręcali się jak mogli z drugiej strony aparat wzmacniał uścisk/ucisk skutkowało to stałym podnoszeniem wieku do którego nauka była obowiązkowa. (wiadomo im dłuższa tresura tym lepiej)
jeszcze sto lat temu maturę zdawało się w wieku lat 16-tu.
(np. M.Skłodowska-Curie)
W tej chwili w sytuacji gdy mamy potwornie silne lewackie związki zawodowe w rodzaju ZNP rząd zaczyna tracić kontrolę nad szkołą (belferstwo żąda obniżenia wieku rozpoczęcia edukacji a obecna ministrka nie bardzo wie jak sie wykręcić). Przykładem częściowej utraty kontroli była kadencja min. Giertycha którego pomysły ZNP jawnie wyszydzał, olewał, sabotował.
Czyli dojrzewamy powoli do sytuacji gdy nauczyciele kompletnie zerwą się z łańcucha. My dostarczymy im pieniądze i dzieic a oni sami ustalą czego ich nauczą. Rzad zas zredukowany zostanie do orli pośrednika w przepływach kasy.
Od chwili upaństwowienia oświaty i wprowadzenia przymusu wprowadzono też szereg sztucznych regulacji by szkoła stała sie jedyną alternatywą - stąd obecny wymóg posiadania matury gdy idzie się na studia (przed wojną tego nie było, wystarczyło zdać egzamin). Stąd zamknięcie wielu zawodów dla ludzi bez dyplomu ukończenia uczelni.
(nie wiem czy pamiętacie kilka lat temu curiosalną próbę wprowadzenia wymogu posiadania studiów dziennikarskich dla ludzi zajmujących się dziennikarstwem).
Powiedzmy jeszcze za wczesnej komuny szkoła mogła stanowić źródło wiedzy o świecie.
Obecnie w dobie telewizji, internetu i pełnych księgarni uczeń jest w stanie od reki zdobyć informacje drastycznie wykraczające poza program nauczania.
co więcej szkoła wycofała się z misji wychowawczej a likwidacja zawodówek i debilna reforma gimnazjalna sprawiła że licea zalała masa kompletniej dziczy. Zaowocowało to "falą" i gwałtownym nasileniem patologii.
stawiam tezę że szkoła z miejsca opresyjnego stała się miejscem po prostu toksycznym. Jednocześnie postęp techniczny i dostęp do informacji wzrosły tak że nauczanie zbiorowe stało się anachronizmem.
a wobec rosnącej władzy zwiazków nauczycieli może stać sie niebezpiecznym anachronizmem.