16

Latest post of the previous page:

Aq, kolejny rozdział wklej w "Tu wrzuć..." jako nowy post. Te zostały połączone po przenosinach, ale w spisie treści są linki do każdego osobno:

Aq - Wieś Rozdział 1
Aq - Wieś Rozdział 2
Aq - Wieś Rozdział 3
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

Wieś

17
Wieś – Rozdziały 1-3

Rozdział 4

WWWMarcin zaprzęgał konia do fury. Zwierzę stało spokojnie, wypuszczając obłoki pary z dużych nozdrzy. Chłopak jeszcze raz obejrzał pęciny i poklepał go po zadzie. Nakrył grzbiet kocem a lejce rzucił na przód furmanki, który wyłożył ciepłą niedźwiedzią skórą.
WWW- Żebym wilka nie złapała! – dziewczyna podeszła do wozu, rzucając dwa koce na tył. – Jeju, jak tu śmierdzi!.
WWW- Nie przesadzaj – wychylił głowę zza konia – Aż tak bardzo nie czuć. Będę jechał z wiatrem, żeby zostawić dla wilków dobry ślad – zaśmiał się szczerząc zęby.
WWW- Bardzo śmieszne! – Magda zmarszczyła brwi – Jedzenia na pewno tu nie zostawię.
WWW- Przecież właśnie wieziemy jedzenie! – chłopak roześmiał się głośno, na co dziewczyna wystawiła język.
WWWNa furze leżały dwa duże toboły owinięte płótnem. Marcin poszedł na tył wozu. Uniósł oparte koło i położył je na kocach, tuż obok brudnych narzędzi i dużego dzbana wypełnionego po brzegi wodą. Wskoczył na furę i zamkną szczelnie wieko.
WWWPopatrzył na dwa kształty otulone jasnym materiałem. Dziewczyna miała racje, zapach był coraz mocniejszy i teraz świdrował chłopakowi głęboko w nozdrzach, przywołując wspomnienie z dzieciństwa.
WWWUciekł wtedy rodzicom, podczas niedzielnego spaceru, kryjąc się przed nimi w gęstwinie lasu. Nawoływali go głośno a on chichotał chowając się za grubymi pniami drzew. Nasłuchiwał odgłosów łamanych gałęzi pod ich stopami i wiedział, w którym kierunku zmierzają. Maaaarcin, Maaaarcinku wołała czystym altem jego matka. Wracaj do mnie mój mały urwisku. Jej melodyjny głos był niczym śpiew, rozchodzący się z szumem drzew. Zerkał na nich z za grubych pni, pokrytych wysoko zielonym mchem i zasłaniał dłonią usta ukrywając swój śmiech.
WWWOjciec dostrzegł go przypadkiem. Chłopiec stał odwrócony zupełnie bez ruchu jak tysiące drzew pokrytych zielonym dywanem. Wskazał palcem na usta, dając niemy znak żonie. Powoli zakradał się do syna, ostrożnie krocząc wśród zielonego runa a gdy był już blisko, zdał sobie sprawę, że chłopak w ogóle się nie porusza i chyba, dlatego nic nie powiedział, tylko staną tuż za nim.
WWWW zielonej trawie leżał cielak. Ciepłe promienie słońca nakłuwały jego rozpruty brzuch, przy którym zalegały gęste wnętrzności. Obaj czuli zapach śmierci. Ciepłe powietrze gotowało się w ich nozdrzach a mocny napar wydzielin mieszał im w głowach.
WWWKlękną przy synu zasłaniając dłońmi jego uszy. I on to zapamiętał, bo wtedy zakończył się odgłos latających wokół much. Chociaż wiele razy budził się później zlany potem, gdy sen zamieniał się w owady trawiące ciało, to w uldze wspominał jak ojciec podnosi go na ręce zabierając daleko od dziecinnego koszmaru.
WWWDlaczego już cię nie ma ojcze, tak bardzo mi cię brak.
WWWOtarł oczy z napływających łez.
WWWPopatrzył na dzban, który wręczył mu stary i zeskoczył na mroźną ziemię oddychając głęboko.
WWW- Marcin? – zapytała dziewczyna, jednak dalsze słowa uwięzły w jej gardle widząc jego oczy.
WWW- Ruszajmy w drogę – rzekł.
WWW- Tak – uśmiechnęła się niepewnie – To chyba będzie droga wspomnień.
WWWSpojrzał na nią i zobaczył blask słońca wychylający się na niebie zza białej firany. To będzie piękna droga pomyślał i odwzajemnił jej uśmiech.
WWWPomógł jej wejść na furę, podtrzymując za zmarzniętą dłoń a ona zakryła głowę ciepłą chustą i także podała mu rękę, aby mógł do niej dołączyć.
WWW- Popatrz – dotknęła jego ramienia, gdy on spoglądał w jej niebieskie oczy.
WWWDo wozu podchodziło trzech mężczyzn.
WWWŚmiali się głośno, wymieniając między sobą dzban wina.
WWW- O proszę – z oddali zachichotał jeden z nich – Marcin jedzie na przejażdżkę, chędożyć wójtową córę.
WWWChłopak mocniej ścisną dłoń dziewczyny, zamykając cisnące się na jej usta przekleństwa.
WWW- I ja ciebie pozdrawiam Marku – odpowiedział ze stoickim spokojem, spoglądając na nich z wozu – Jedziemy w las z dziewczyną, ale pamiętaj, twoja matka i tak jest w tym najlepsza – skwitował sztucznym uśmiechając od ucha do ucha.
WWWMarek otworzył gębę jakby ktoś tam wsadził rozżarzone dłuto a jego kompani zanieśli się głośnym śmiechem.
WWW- Psia jucha! – warknął Marek czując na ramieniu ciężką dłoń Jacka, górującego nad nim z tyłu.
WWW- Każden powiedział swoje – rzekła basowo wielkolud - Jedziesz do babki Marcinie?
WWW- Tak – chłopak skinął głową.
WWW- Nie zapomnij po powrocie wypić ze mną wina – uśmiechną się ciepło spoglądając to na niego to na dziewczynę – I weźmij to drewienko, co by nam umilało grając.
WWW- A jakże – odparł Marcin – pokazując mu dudkę, którą wyciągnął z kieszeni kubraka.
WWW- Równej drogi – rzekła Jacek, klepiąc przy tym Marka po ramieniu.
WWW- Bywaj.
WWWKoń ruszył spokojnie a wóz w rytm kopyt zaciągnął równo za nim.
WWWChłopak obiją jedną ręką dziewczynę a ta czując jego ciepło wtuliła się w jego ramię.
WWWJacek odprowadzał ich wzrokiem, machając do nich, bo kochał tego woźnice jak brata, którego kiedyś stracił w ciężkiej chorobie i zastanawiał się, dlaczego tak oddalili się z Marcinem, bo przecież dawniej ta przyjaźń była taka bliska.
WWWSkarcił jeszcze Marka mocnym uderzeniem w ucho spoglądając na chyboczący się na boki wóz.
WWWRównej drogi druhu, pomyślał pociągając łyk wina.
WWWPsy szczekały głośno obiegając furę w około a z ich pysków buchała biała para.
WWWZima tego dnia objawiała się w zmarzniętej ziemi i kominach zaciągających ciepłem domów.
WWWBezlistne drzewa we wsi kołysały się leciutko, obsadzone czarnymi wronami, które krzyczały na krzątających się w pobliżu ludzi.
WWWA może rozmawiają ze sobą, Marcin spojrzał na nie, trzymając w jednym ręku lejce.
WWW- Dokąd teraz panie woźnico? – zapytała Magda.
WWW- Do Babki, panienko. Do Babki.
WWWNie rozmawiali już w ogóle jadąc przez wieś. Wtuleni w siebie, oglądali życie rozgrywające się pomiędzy drewnianym domostwem.
WWWSłyszeli krzyki bawiących się dzieci i młot kowalski bijący podkowy dla dorastających źrebaków. Mijali stragan, gdzie pomocnik piekarza rozdawał ciepły chleb, przyjmując w zamian rozmaite dobra, a zapach świeżego pieczywa uderzył w nich przyjemnie i oboje zaciągnęli się nim mocno.
WWWTen zapach przypomniał dziewczynie matkę, krzątającą się po domu, gdy ojciec puszczał dym ze swojej fajki, a ona podawała mu krojone kromki nasączone słodkim miodem, które jedli we troje śmiejąc się i popijając ciepłym mlekiem.
WWWWestchnęła głęboko a chłopak pocałował ją mocno i namiętnie, przytulając mocno.
WWWCzuli ciepło ognia i zapach mięsiwa, słuchali rozmów przekup i targi chłopstwa, wychwalających swe produkty.
WWWWieś tętniła życiem a oni opuszczali ją w uścisku, rozmarzeni ulatującą wonią przyjemnej codzienności.
WWWChłopak ruszył mocniej lejcami a koń pociągną szybciej rozgrzewając swe ciało.
WWWWóz kołysał się przyjemnie, połykając drogę aż mijając ostatnią zagrodę, przeciął granicę wsi i wjechał wprost w gęstniejący las.
WWWWiejski gwar umilkł na dobre a uszy podróżnych wypełnił subtelny i przyjemny szum, rozchodzący się od koron drzew po poszarzałe runo.
WWWJechali teraz zmarzniętą drogą, którą jeszcze wczoraj Marcin podążał z Wójtem i Pawłem. I jak wczoraj spoglądał na to wszystko a serce ściskała mu tęsknota wspomnień z dzieciństwa, gdy spędzał tu tak wiele czasu. Znał te drzewa, znał ich sekrety, ich zapach i smak tego lasu. Nawet zimą, gdy wszystko majaczyło uśpione marzeniami o gorącym lecie, potrafił wyczuć i usłyszeć tętniące tu życie. To był jego dom i cieszyła go każda chwila, spędzona właśnie tu.
WWW- Poczekaj – powiedziała dziewczyna i Marcin wstrzymał konia.
WWWByli na drodze, przed głównym traktem, który kierował ich do rozwidlenia a tam już krętymi drogami mieli zmierzać do celu.
WWWMagda patrzyła na wiejski cmentarz mrużąc oczy i poprawiała ciepłą chustę okrywającą jej głowę.
WWWPomiędzy drzewami i nagimi gałązkami niskich krzewów, drewniany płotek oddzielał sacrum od pospolitej drogi, przeznaczonej dla wszystkich żyjących. Ziemne groby wśród wykarczowanego lasu przypominały o bliskich a proste krzyże oznaczały nad nimi ich miejsca.
WWWMłoda kobieta pośród świętych znaków starała się odnaleźć wzrokiem grób swojej matki i przeklinała się w duchu, że tak dawno jej nie odwiedzała.
WWW- Chcesz do niej iść?
WWWNie odpowiedziała od razu, tylko dalej spoglądała przed siebie.
WWWKoń pochylił łeb parskając cicho.
WWW- Nie – powiedziała prawie niesłyszalnym głosem. Odwróciła się w stronę chłopaka i westchnęła – Gdy wrócimy, pójdziemy tam oboje. Jedźmy już.
WWWJednak po chwili Magda rozpłakała się na dobre. Gęste łzy spływały po jej policzkach, zatrzymując się na chwilę na zmarzniętych ustach, a dalej jak krople rosy kapały na ubranie. Chłopak patrzył na jej łkanie nie dotykając jej w ogóle, chciał, aby to wszystko wyszło z niej, ulatując gdzieś daleko wraz ze wspomnieniami.
WWWA ty – spojrzała załzawionymi oczami na Marcina – Nie zostawisz mnie nigdy, prawda?
WWW- Przecież wiesz – odpowiedział cicho patrząc na nią – Przecież wiesz, że jestem zawsze przy tobie, bo cię kocham.
WWWPrzytulił ją mocno a ona płakała dalej, aż do momentu, gdy zasnęła w jego objęciach.
WWWŚpij, pomyślał chłopak, bo sen jest ukojeniem na wszystkie żale.
WWWObudził ją dopiero, gdy dojeżdżali do głównego traktu a ona spojrzała na ich podróż zupełnie inaczej, tak jakby zły sen odszedł daleko w nieznane, tam, gdzie nic złego nie może ich spotkać.
WWWJechali rozmawiając głośno a ptaki wraz z powiewami wiatru szybowały gdzieś wysoko nad ich głowami. Zielone sosny i świerki, kołysały się na boki przy koronach, jakby pozdrawiały podróżnych, szumiąc wysoko nad nimi. Koń szedł stępem, pogryzając lekko wędzidło a chłopak go prowadził delikatnie.
WWWWiatr ustał, ale zimne powietrze i tak dawało się we znaki osiadając na podróżnych swoim chłodem.
WWWDziewczyna z niewielkiego zawiniątka wyjęła kromki chleba wypełnione bladym mięsem i jedli je w ciszy oglądając świat roztaczający się w około. Po namowach Marcina położyła cały prowiant za nimi na wozie, aby mogli oboje wygodnie siedzieć z przodu fury.
WWWZamglone słońce osiadało już za drzewami, przebijając się pomiędzy nimi bladymi promieniami. Dotykały ich twarzy głaskając zmarznięte policzki. Chociaż nie przynosiły ciepła i tak cieszyły podróżnych, bo dla nich ten mroźny dzień był piękny.
WWWChłopak napoił konia i dał mu kilka jabłek, które zawsze przechowywał, co roku na zimę. Zwierzę zjadło siano łypiąc okiem na Marcina i parsknęło głośno widząc Magdę wybiegającą z lasu po spełnieniu potrzeby.
WWWTrakt był długi a ziemia dobrze ubita przez maszerujące tu niegdyś wojska.
WWWDobrze, że nie ma śniegu pomyślał chłopak spoglądając przed siebie w dal.
WWWDrewniane koła kręciły się sennie, pomrukując od czasu do czasu głosem drzewa.
WWW- Spójrz – dziewczyna kiwnęła głową w stronę lasu a chłopak podążył wzrokiem w ślad za nią.
WWWPomiędzy zmarzniętymi i nagimi drzewami żerowała rodzina smukłych saren. Gładkie szyje poruszały się lekko w rytm wyszukiwanych liści i dopiero po chwili wszystkie łby podniosły się zbudzone odgłosem wozu.
WWWCiemne oczy jak okrągłe węgielki wpatrywały się nieprzerwanie w jadącą z wolna furę. Chociaż odległość była znaczna to młode koźlęta schowały się szybko za bezpieczną matką, spoglądając niepewnie z za jej ciała.
WWWChłopak pozdrowił je skinieniem głowy, patrząc na nie ciekawie a czarny kruk przeleciał nisko wyznaczając kierunek podróżnym.
WWW- A może byś zagrał? – zapytała dziewczyna, rozcierając zmarznięte ręce.
WWWNie musiała go prosić. Chłopak sięgną głęboko do kieszeni kubraka.
WWWDudka miała kolor dębu. Starannie wykonane otwory i delikatny ustnik dopełniał wypolerowany kształt całego instrumentu. Chociaż służyła jedynie do grania, to Marcin chciał żeby wyglądała dobrze, gdy będzie z niej wypuszczał dźwięki.
WWW- Miała być wesoła – Magda zmarszczyła lekko brwi.
WWW- A nie jest? – chłopak przestał grać.
WWW- Nie – pokręciła lekko głową i zaczęła się wpatrywać w poszarzałe niebo.
WWW- Może coś zanucisz? – dołączył do niej opierając się o tył siedliska i także spojrzał w bezkres.
WWW- Graj – położyła zimną dłoń na jego policzku.
WWWMarcin lekko dmuchną w ustnik a palcami pozakrywał nagie otwory.
WWWZ instrumentu wydobył się cichy dźwięk przypominający szum, kołyszących się w około drzew. Muzyka płynęła wolno, unosząc się nad wozem aż doleciała do konia, który strzygnął uszami. Magda wstrzymała się przez chwile nabierając powietrza w płuca. Dołączyła do melodii swoją barwę, nucąc w takt ulatujących znaków. Oba dźwięki zmieszały się w jedność i poszybowały ponad lasem, wysoko, ku szarej zasłonie otulającej całe niebo.
WWWUnosząc się po horyzont, widziały prosty trakt, otoczony ścianą nagiego drzewostanu. Dostrzegały biegnące sarny, wzdłuż jadącej z wolna fury. Spoglądały na leniwego łosia, kroczącego dostojnie pośród drzew. Potrafiły wypatrzeć szare zające i żerujące dziki. Borsuki i lisy, jenoty a nawet bobry w krętej rzece, ale najbliżej im było do szybującego sokoła, który zataczał coraz mniejsze kręgi wypatrując kolorowej zięby.
WWWWidziały tętniące życie i podróżnych zatraconych w muzyce, którzy powoli zbliżali się do rozwidlenia na końcu traktu.
WWWDo chaty babki dotarli tuż przed zmrokiem. Na krętych drogach ich podróż opóźniły zwalone gałęzie, które chłopak musiał ciąć i rozrzucać na boki.
WWWDom stał pośrodku lasu. Wiodła do niego wąska ścieżka i młodzi musieli iść piechotą, prowadząc za sobą konia. Wóz został nieopodal. Marcin kilkakrotnie wracał i zabierał z niego ich rzeczy.
WWWBabki nie było.
WWWDziewczyna stała przy studni i wpatrywała się w chatę z otwartymi ustami.
WWWChłopak rozpalił pochodnię i pchnął drewniane drzwi, które zaprosiły ich do środka krótkim skrzypnięciem.
WWWZ sieni wypłyną suchy zapach. Marcin wszedł pierwszy omiatając ciemność ogniem. Magda tuż za nim, stąpała niepewnie starając się nie robić hałasu, jednak podłoga nie była przyjazna i spod jej nóg wydobywał się nieprzyjemny zgrzyt.
WWWStanęli obok siebie a Marcin powoli wodził pochodnią przed nimi.
WWWWnętrze była puste i duże.
WWWChłopak dostrzegł kilka świec i zajął je ogniem a izba oświetliła się na dobre.
WWW- Chyba długo jej nie było – stwierdziła Magda. Stała w miejscu u wejścia do pomieszczenia i rozglądała się na boki dużymi oczami.
WWWMarcin przez chwilkę rozważał to, co powiedziała dziewczyna, po czym rozejrzał się dookoła.
WWWIzba naprawdę była duża i taką właśnie ją zapamiętał, gdy wraz z ojcem i mężczyznami ze wsi budowali ten dom dla babki. Biwakowali tutaj wszyscy pracując w dzień a wieczorem pijąc wino i z każdym zachodem słońca dostrzegali, że wspólna praca i siła rąk to podstawa życia.
WWWPo spalonej wcześniej chacie, pozostał tylko popiół a babka nie chciała przenosić się do wsi.
WWWPewnego dnia wyruszyli wszyscy o poranku i zaczęli pracować a dom z dnia na dzień rósł w ich oczach.
WWW- Przyniosę nasze rzeczy – rzekł cicho – zostaniemy na noc.
WWWW głównej izbie, oprócz dużego łoża i wielu mebli był ceglany komin i solidny stół. Magda zajrzała do sąsiedniego pomieszczenia przytrzymując świecie przed sobą.
WWW- Tam pracuje – usłyszała z tyłu.
WWWMarcin układał tobołki na stole.
WWW- Wejdź, rozejrzyj się – dodał – A później przygotuj coś do jedzenia.
WWWPracownia Babki była schludna i czysta. Na rzędach półek stała niezliczona ilość słoi o zawartości, której dziewczyna nie chciała poznawać. Szczypce, pincety, noże i woreczki z proszkiem, a nawet kilka niewielkich beczułek. Wszystko było poukładane w najlepszym porządku i ładzie.
WWWMarcin przeniósł już wszystkie rzeczy. Zaprowadził konia do malutkiej stajni, którą podczas budowy domu wykorzystywali, jako skład materiałów. Nakarmił i napoił zwierzę i okrył go dobrze kocem, pozostawiając mu jeszcze wysuszonego siana.
WWWSiedział teraz na starym pniu, tuż przed chatą i wpatrywał się w pełnię. Duży księżyc, wydawał się pulsować, górując nad gołymi kikutami drzew a do jego blasku gdzieś z oddali, dochodziło zawodzenie wilczej watahy.
WWWChłopak roztarł ramiona i zmarznięte dłonie. Otworzył drzwi do domu i wszedł do środka a tam już w sieni uderzyło go ciepło wnętrza.
WWWBazylia, kminek i co jeszcze, próbował odgadnąć skład napływającej z izby woni. Jak u licha pomyślał, jak jej się to udało, tak szybko? Zapach wirował mu w głowie a on stał tak ostygając w błogiej przyjemności.
WWWMagda była tuż przy kominku, a nad ogniem wisiał duży gar. Zamieszała w nim delikatnie, po czym z innego naczynia nalała chłopakowi zupy.
WWWZ nad miski unosił się wabiący opar ciepła.
WWWNie zastanawiał się długo. Siadł do stołu i dmuchając na pełną łyżkę skosztował podanego posiłku. Gdy żołądek poczuł ciepło, chłopak uśmiechną się błogo zamykając powoli oczy.
WWWJadł powoli, rozkoszując się każdą chwilą spędzoną przy ciepłym posiłku.
WWWDziewczyna jeszcze przez moment krzątała się przy ogniu mieszając i dodając różnych przypraw.
WWW- Wiele wzięłam ze sobą – zagadnęła, odwracając głowę w stronę chłopaka a on zobaczył jej zaczerwienione policzki, które od ciepła nabrały wyrazistego koloru.
WWW- Wszystko jest pyszne – rzekł uśmiechając się szczerze.
WWWCały dom przepełniał zapach mieszających się przypraw, rozchodzących się po wszelkich zakamarkach. Na ścianach falowało światło świec a ciepło z komina ogrzewało izbę wdzierając się w deski po sam ich środek. Gdyby jakikolwiek podróżny zawitał do chaty właśnie teraz, na pewno popatrzyłby z uznaniem na gospodynię, podziwiając jej kunszt przyrządzania jadła, bo woń potraw otulała zewsząd, zapraszając do uczty.
WWWMłodzi siedzieli przy stole rozmawiając. Marcina dziwiło, ile to różnych produktów zabrała ze sobą dziewczyna i był wdzięczny losowi, że zabrał ją ze sobą, chociaż na samym początku ten pomysł nie wydawał mu się dobry. Porozmawiaj z ojcem, bo mi gnaty połamie, rzekł do niej nie bardzo wierząc, że coś wskóra. Jednak, gdy wieczorem przyszedł do Wójta i gdy ten rzucił mu już w progu, że Magda jedzie z nim, to chłopak ucieszył się w duchu. Usłyszał zaraz jeszcze, że jak dziewczynie coś się stanie, to sam mu nogi z dupy powyrywa i Marcin wyczuł, że nie są to byle przechwałki.
WWWPokroił chleb i oboje jedli rękami maczając go w tłuszczu ociekającym z kurczaka. Magda ugotowała wieprzowinę, podając ją z cebulą a na końcu skroiła kilka owoców.
WWWSiedzieli tak do późnej nocy, popijając ciepłą wodę i śmiejąc się ze snutych opowieści a gdy zrobiło się odrobinę chłodniej, chłopak dorzucił do kominka tak, aby ciepło ponownie wypełniało całą izbę.
WWW- Myślisz o zwierzętach? – zapytała Magda – O tym, co mogło się stać, że tak wszystkie na raz zdechły.
WWWMarcin zmrużył oczy spoglądając w podskakujący płomień świecy, po czym spojrzał dziewczynie prosto w jej niebieskie oczy.
WWW- Gdy jestem tu teraz z tobą, sam na sam, nie myślę o niczym.
WWWKochali się dwa razy. Pierwszy raz powoli i namiętnie, dotykając swoich ciał tak jakby byli ślepcami i każde muśnięcie pozwalało odkryć niezbadany dotąd rejon, pokazując kształt. Drugi raz był inny, bardziej szaleńczy i gwałtowny, wypełniony krzykami i głębokimi oddechami, które z biegiem czasu zmieniały się w jedno westchnięcie rozkoszy, wzbijając się w górę jak najwyższy szczyt, skąpany u wierzchołka w gorącej lawie.
WWWGdy serca powracały do właściwego rytmu, kochankowie zasypiali we wspólnych objęciach, odczuwając jeszcze żar miłosnych doznań, które powoli zamykały ich powieki utulając w spokojny sen.
WWWOgień falował powoli w kominku niczym wąż fakira. Izbę wypełniały kolory płomienia, przemieszczając się po ścianach a całe wnętrze spowijał zapach kadzidła, które dziewczyna rozpaliła tuż przed snem.
WWWPrzy łożu babki, w którym spędzali noc, ustawiła na komodach kilka świec. Tliły się teraz na wpół wypalone a wosk z nich spływał zasychając szybko u podstawy.
WWWNad chatą unosił się niemrawy obłok. Ulatywał z komina i zanikał na tle granatowego nieba, rozbudzonego białą pełnią.
WWWMłodzi spali dobrze, nakrywając się w niewiedzy ciepłymi kocami. Oddychali miarowo a czas płyną. Ogień w kominku przygasał niekarmiony szczapami a świece miały już bliżej do śmierci niż świetlistego życia.
WWWLas patrzył oczami wielu jego mieszkańców, jednak jedna para oczu była inna niż wszystkie. Te oczy, które spoglądały chciwo na chatę były złe.
WWWChłopak poczuł chłód i delikatnie podniósł powieki.
WWWDryfując na granicy jawy i rzeczywistości, dostrzegł ciemny zarys. Sen spływał na niego jak gęsta smoła i Marcin walczył z nim przegrywając tę potyczkę.
WWWZimny powiew wgryzał się w twarz chłopaka coraz bardziej a on zaczął wyswobadzać się z gęstości. Jeszcze chwilę, jeszcze zimniej i otworzył szeroko oczy wpatrując się trzeźwo w ciemny kształt.
WWWBabka stała przy łożu, tuż nad śpiącą dziewczyną.
WWWChłopak rozpoznał ją od razu, chociaż jej twarz spowijała ciemność, co jakiś czas przeganiana przez rzucane blaski świec.
WWWUjrzał wykrzywione grymasem lico i rozwarte usta, z których co chwila wynurzał się ciemny jęzor. Wyłupiaste oczy starej patrzyły łakomie na dziewczynę a jej kościste dłonie spoczęły na śpiącej.
WWWMarcin nie był w stanie odgadnąć czy Babka go widzi, bo cała jej uwaga była skupiona na czymś innym. Na życiu pulsującym w ciele, na krwi i pompującym ją sercu na dziewczynie.
WWWMagdę zbudził krzyk.
WWWGdy otworzyła oczy, Marcin tuż nad nią chwycił Babkę za rękę, która wczesnej miała się zacisnąć na gardle śpiącej dziewczyny. Krzyczał coś i rzucił się na starą, ale ona była silna jak tur i z łatwością go pchnęła tak, że chłopak zwalając świece z komody uderzył mocno o ścianę.
WWWW izbie zapanowała ciemność rozdarta przez wrzask dziewczyny.
WWWZerwała się z łoża w mrok, słysząc kaszlącego Marcina, który wołał żeby uciekała, wynosiła się jak najprędzej.
WWWZerknęła przez ramię, nieświadomie, dostrzegając tlące się światełko i odwróciła się przy sieni a za nią trupi blask księżyca wypełniał rozwarte na oścież drzwi, zaglądając niewinnie do wnętrza chaty.
WWWChłopak wskoczył na łoże mając w dłoni zapaloną świecę. Magda spostrzegła jego zarys, łapiąc łapczywie hausty zimnego powietrza. Krzyczał i wyganiał ją z domu machając dłonią a smuga ognia rozpływała się przy każdym ruchu. Zanim wybiegła, kątem oka zobaczyła jak jej kochanek rzuca się z łoża na ciemny kształt.
WWWMarcin zwalił się na Babkę przyciskając ją swoim ciężarem do ściany a ta stękając, kłapnęła szczęką tuż obok jego ucha. Uderzył czołem, wyczuwając kwaśny odór i usłyszał głośny jęk. Zaparł się na starej całym swoim ciężarem i przybliżył świecę do miejsca gdzie powinna znajdować się jej głowa.
WWWW migoczącym słabym świetle dostrzegł rozwarte usta wypełnione w części starymi zepsutymi zębami. Wybałuszone oczy były białe i wpatrywały się łapczywie w chłopaka.
WWW- Kim jesteś? – wycharczał i poczuł kościstą dłoń, która z siłą kowalskiego młota zaciska się na jego ramieniu.
WWWKrzyknął z bólu i uderzył wiedźmę świecą, zatapiając ją w jej białym oku a ta zawyła i z olbrzymią siłą odepchnęła go aż przetoczył się przez łoże upadając na zimnych deskach.
WWWIzbę wypełnił głośny wrzask, który wydawał się nie mieć końca.
WWWZerwał się szybko na równe nogi i poczuł nagły zawrót głowy. Przetoczył się przez izbę jak pijak wracający z nocnej zabawy.
WWWTrzęsącymi się rękami chwycił łuczywo i odpalił pochodnię od stojącej na kuchni ledwie migoczącej świecy. Powracające do chaty światło pomogło mu dostrzec nóż, którym Magda przygotowywała posiłek.
WWWOdwrócił się natychmiast w stronę łoża omiatając izbę pochodnią. W oczach mu się mieniło i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że panuje zupełna cisza.
WWWPowoli podszedł do posłania rozglądając się dokładnie. Babki nie było. Zobaczył jedynie otwarte okiennice.
WWWSerce zabiło mu mocno i dopiero teraz poczuł strach myśląc o dziewczynie.
WWWRzucił się w stronę sieni. Przebiegł przez izbę przewracając krzesło i wypadł w mroźną noc, którą chciał upiększyć owal olbrzymiego księżyca.
WWWDziewczyna stała jak zaklęta wpatrując się przed siebie a przed nią gotowa do ataku kroczyła bestia.
WWWMarcin zatrzymał się tuż przed drzwiami wpatrując się w wilka. Oddychał ciężko i próbował zrozumieć sytuację, w której się właśnie znalazł, jednak nie znajdował żadnej odpowiedzi.
WWWCałą okolice spowijał blask.
WWWChłopka miał wrażenie, że nie tylko jemu zatrzymało się serce. Widział dziewczynę i ona też patrzyła na niego i widział jej strach i wiedział, że w około nie ma życia, że strach ogarną całą okolice. Stał tak z pochodnią i z nożem, z poszarpaną koszulą i zobaczył też, że ona go widziała, martwa ze strachu, stojąca a księżyc na nich świecił, pytając, co zrobią.
WWWPatrzył na kochankę i dostrzegał bestie, gotową do ataku z wyszczerzonymi zębami i białymi jak księżyc ślepiami. I zdał sobie sprawę, że Babka też miała takie oczy, jak wilk, jak jeleń.
WWWMagda spojrzała na niego i zobaczył w jej oczach przerażenie a ona poruszyła się do tyłu w ucieczce a bestia to wyczuła gotowa do skoku.
WWWKrzyk chłopaka zmylił wilka a on upuszczając pochodnie uderzył bestie tocząc się z nią w gęstwinę lasu.
WWWŚpiące w domach ptaki, zerwały się do lotu, oszołomione uderzeniami o ich skryte domy, wśród drzew i krzewów.
WWWMagda słyszała walkę człowieka z naturą i klęknęła nagimi kolanami na zmarzniętej ziemi, roniąc duże łzy, które spływały po jej policzkach i usłyszała jego krzyk i przeraźliwe wilcze wycie.
WWW- Marcin – łkała cicho – Marcin.
WWWŁzy wylewały się a serce uderzało jak nigdy dotąd. Modliła się w duchu i zobaczyła załzawionymi oczami chłopaka.
WWWSzedł do niej. Piękny i silny jak książę, niczym rycerz, którego kiedyś z ojcem widziała na polowaniu.
WWWZamknęła oczy dziękując Bogu, jednak jej rycerz, jej książę się chwiał i dopiero po chwili zobaczyła, że z jego szyi wycieka krew. I to zrobiła blada poświata księżyca, że zobaczyła i klęła ten księżyc najgorszymi rzeczami, dlaczego jej pokazał właśnie to.
WWWBiegła do niego w białej halce a on upadł na kolana i zalała go krew, tak brunatna, tak ciemna, spływająca po szyi a on uśmiechną się do niej wystawiając rękę i upadł na plecy, na zimną ziemie.
WWWKlęczała nad nim podtrzymując mu głowę, wołała, krzyczała, potrząsając nim mocno, ale on nie odpowiadał. Przeklinała jego i siebie i ten dom, do którego przybyli i płakała.
WWW- Przecież mówiłeś, że zawsze będziesz przy mnie, obiecywałaś – przytuliła chłopaka do siebie.
WWWZbudzone ptaki krążyły wysoko na niebie a czarne wrony grały swą melodię śmierci. Wielki księżyc, jakby patrząc w drugą stronę nie dawał znaku dziewczynie, że Babka jest tuż za nią.
Ostatnio zmieniony wt 15 lip 2014, 09:25 przez Aq, łącznie zmieniany 1 raz.

18
Zwierzę stało spokojnie, wypuszczając obłoki pary z dużych nozdrzy.
To „dużych” jakoś mi nie brzmi. Napisałbym „rozszerzonych”. Pamiętam, taki widok.
Nakrył grzbiet kocem a lejce rzucił na przód furmanki
Przecinek przed „a”.
Będę jechał z wiatrem, żeby zostawić dla wilków dobry ślad – zaśmiał się szczerząc zęby.
Może się mylę, ale żeby zostawić dobry ślad (za sobą, zapachowy), to należałoby jechać po wiatr.
Nawoływali go głośno a on chichotał chowając się za grubymi pniami drzew.
Przecinek przed „a”.
Wracaj do mnie mój mały urwisku.
Konsekwentnie też by należało kursywą.
Zerkał na nich z za grubych pni,
„zza”
Powoli zakradał się do syna, ostrożnie krocząc wśród zielonego runa a gdy był już blisko,
Przecinek przed „a”.
tylko staną tuż za nim.
„stanął”
Ciepłe powietrze gotowało się w ich nozdrzach a mocny napar wydzielin mieszał im w głowach.
Przecinek przed „a”.
Klękną przy synu zasłaniając dłońmi jego uszy.
„Klęknął”. Chociaż lepiej by było „Ukląkł”
to w uldze wspominał jak ojciec podnosi go na ręce zabierając daleko od dziecinnego koszmaru.
„to z ulgą”
I przecinek przed „zabierając”.
Dlaczego już cię nie ma ojcze, tak bardzo mi cię brak.
Powtórzone „cię”. Może: „tak bardzo mi ciebie brak.”
- Tak – uśmiechnęła się niepewnie – To chyba będzie droga wspomnień.
Kropka po „niepewnie”, albo duże T.
odwzajemnił jej uśmiech.
Pomógł jej wejść na furę,
Powtórzone „jej”. Pierwsze można spokojnie opuścić.
podtrzymując za zmarzniętą dłoń a ona zakryła głowę ciepłą chustą i także podała mu rękę
Przecinek przed „a”. Również dalej to się nader często powtarza; nie będę już zaznaczał.
- Popatrz – dotknęła jego ramienia, gdy on spoglądał w jej niebieskie oczy.
„on” można sobie darować.
uśmiechną się ciepło spoglądając to na niego to na dziewczynę – I weźmij to drewienko, co by nam umilało grając.
„uśmiechnął”
Kropka po „dziewczynę” albo małe „i”.
- Równej drogi – rzekła Jacek, klepiąc przy tym Marka po ramieniu.
„rzekł”
Chłopak obiją jedną ręką dziewczynę a ta czując jego ciepło wtuliła się w jego ramię.
„objął”
powtórzone „jego”.
Jacek odprowadzał ich wzrokiem, machając do nich, bo kochał tego woźnice jak brata,
„do nich” - do usunięcia
„woźnicę”
Skarcił jeszcze Marka mocnym uderzeniem w ucho spoglądając na chyboczący się na boki wóz.
Przecinek przed „spoglądając”.
Równej drogi druhu, pomyślał pociągając łyk wina.
Kursywa albo cudzysłów by się przydał.
Psy szczekały głośno obiegając furę w około
„wokoło”
Wtuleni w siebie, oglądali życie rozgrywające się pomiędzy drewnianym domostwem.
Raczej liczba mnoga – drewnianymi domostwami.
Westchnęła głęboko a chłopak pocałował ją mocno i namiętnie, przytulając mocno.
Powtórzone „mocno”.
Czuli ciepło ognia i zapach mięsiwa, słuchali rozmów przekup i targi chłopstwa, wychwalających swe produkty.
„przekup” niezbyt brzmi, lepiej przekupek. I one nie rozmawiają, takim określeniem nie stwarzasz też nastroju; jazgoczą, zachwalają towar, kłócą się, itp.
Wóz kołysał się przyjemnie, połykając drogę aż mijając ostatnią zagrodę, przeciął granicę wsi i wjechał wprost w gęstniejący las.
Zdanie do przeredagowania.
Wiejski gwar umilkł na dobre a uszy podróżnych wypełnił subtelny i przyjemny szum, rozchodzący się od koron drzew po poszarzałe runo.
Zbyt napuszone i przeintelektualizowane.
Jechali teraz zmarzniętą drogą,
Powinno być „zamarzniętą”. Droga nie marznie, a zamarza.
tętniące tu życie. To był jego dom i cieszyła go każda chwila, spędzona właśnie tu.
Powtórzone „tu”.
Byli na drodze, przed głównym traktem, który kierował ich do rozwidlenia a tam już krętymi drogami mieli zmierzać do celu.
Powtórzona „droga”.
Magda patrzyła na wiejski cmentarz mrużąc oczy i poprawiała ciepłą chustę okrywającą jej głowę.
„jej” niepotrzebne
Jednak po chwili Magda rozpłakała się na dobre.
„Magda” do usunięcia. Wiadomo, o kogo chodzi.
Gęste łzy spływały po jej policzkach, zatrzymując się na chwilę na zmarzniętych ustach, a dalej jak krople rosy kapały na ubranie. Chłopak patrzył na jej łkanie nie dotykając jej w ogóle, chciał, aby to wszystko wyszło z niej, ulatując gdzieś daleko wraz ze wspomnieniami.
Trzy razy „jej”, plus rymujące się „niej”. Trzeba przeredagować.
ty – spojrzała załzawionymi oczami na Marcina – Nie zostawisz mnie nigdy, prawda?
- Przecież wiesz – odpowiedział cicho patrząc na nią – Przecież wiesz, że jestem zawsze przy tobie, bo cię kocham.
Kropki i duże/małe litery.
świat roztaczający się w około.
„wokoło”
przebijając się pomiędzy nimi bladymi promieniami. Dotykały ich twarzy głaskając zmarznięte policzki
.
przebijając się pomiędzy nimi bladymi promieniami, które dotykały ich twarzy, głaszcząc zmarznięte policzki.
Lub:
przebijając się pomiędzy nimi bladymi promieniami, dotykając i głaszcząc (pieszcząc) zmarznięte policzki.

Zbyt często używasz „chłopak”. Trzeba poszukać zamienników.
Chociaż odległość była znaczna to młode koźlęta schowały się szybko za bezpieczną matką, spoglądając niepewnie z za jej ciała.
Chociaż odległość była znaczna, młode koźlęta schowały się szybko za matką, spoglądając niepewnie zza jej ciała.
Chłopak sięgną głęboko do kieszeni kubraka.
„sięgnął”
Marcin lekko dmuchną w ustnik a palcami pozakrywał nagie otwory.
„dmuchnął”
Magda wstrzymała się przez chwile nabierając powietrza w płuca.
„chwilę”
Chłopak dostrzegł kilka świec i zajął je ogniem a izba oświetliła się na dobre.
Wyrzuć tego powtarzającego się chłopaka. W tym wypadku podmiot domyślny jest zupełnie wystarczający.
i rozglądała się na boki dużymi oczami.
Może zamiast „dużymi”, „szeroko rozwartymi”?
a on stał tak ostygając w błogiej przyjemności.
„stygnąc”
Magda była tuż przy kominku,
Lepiej „stała”.
Dziewczyna jeszcze przez moment krzątała się przy ogniu mieszając i dodając różnych przypraw.
„różne przyprawy”
Porozmawiaj z ojcem, bo mi gnaty połamie,
To trzeba jakoś wyodrębnić.
Jednak, gdy wieczorem przyszedł do Wójta i gdy ten rzucił mu już w progu, że Magda jedzie z nim, to chłopak ucieszył się w duchu.
Jednak, gdy wieczorem przyszedł do Wójta i gdy ten rzucił już w progu, że Magda z nim pojedzie, to ucieszył się w duchu.
Pokroił chleb i oboje jedli rękami maczając go w tłuszczu ociekającym z kurczaka.
Przecinek przed „maczając”.

Tak siedzą, jedzą, milutko im, a o zaginionej babce nawet nie wspominają. Naturalnym odruchem byłoby rozejrzeć się po najbliższym otoczeniu czy okolicy i poszukać.
Dziwne.
- Myślisz o zwierzętach? – zapytała Magda – O tym, co mogło się stać, że tak wszystkie na raz zdechły.
O jakich zwierzętach mowa?
po czym spojrzał dziewczynie prosto w jej niebieskie oczy.
„jej” do usunięcia.
Tliły się teraz na wpół wypalone a wosk z nich spływał zasychając szybko u podstawy.
Przecinek przed „zasychając”. I przed „a” oczywiście.
na krwi i pompującym ją sercu na dziewczynie.
Przecinek przed „na”.
która wczesnej miała się zacisnąć na gardle śpiącej dziewczyny.
„dziewczyny” do usunięcia; przed chwilą zresztą było to słowo.
Chłopak wskoczył na łoże mając w dłoni zapaloną świecę.
Skąd miał tę zapaloną świecę? Przed chwilą w izbie zapanowała ciemność, więc wszystkie zgasły.
aż przetoczył się przez łoże upadając na zimnych deskach.
Izbę wypełnił głośny wrzask, który wydawał się nie mieć końca.
Zerwał się szybko na równe nogi i poczuł nagły zawrót głowy. Przetoczył się przez izbę
Powtórzone „przetoczył się”.
że w około nie ma życia, że strach ogarną całą okolice.
„wokoło”
„ogarnął”
Patrzył na kochankę i dostrzegał bestie,
„bestię”
Magda spojrzała na niego i zobaczył w jej oczach przerażenie a ona poruszyła się do tyłu w ucieczce a bestia to wyczuła gotowa do skoku.
Krzyk chłopaka zmylił wilka a on upuszczając pochodnie uderzył bestie tocząc się z nią w gęstwinę lasu.
„bestię”
I bestia się powtarza, jak również „a”.
Magda słyszała walkę człowieka z naturą i klęknęła nagimi kolanami na zmarzniętej ziemi
„uklękła”
I to zrobiła blada poświata księżyca, że zobaczyła i klęła ten księżyc najgorszymi rzeczami, dlaczego jej pokazał właśnie to.
I zobaczyła (ujrzała) to dzięki bladej poświacie księżyca i przeklęła go najgorszymi słowami, za to co jej właśnie ukazał.
on uśmiechną się do niej wystawiając rękę i upadł na plecy, na zimną ziemie.
„uśmiechnął”
„ziemię”
Klęczała nad nim podtrzymując mu głowę, wołała, krzyczała, potrząsając nim mocno, ale on nie odpowiadał.
Klęczała nad nim podtrzymując głowę, wołała, krzyczała, potrząsając mocno, ale nie odpowiadał.
Wielki księżyc, jakby patrząc w drugą stronę nie dawał znaku dziewczynie, że Babka jest tuż za nią.
Milczący księżyc, patrząc w inną stronę, nie dał znaku dziewczynie, że Babka stoi tuż za nią.

Tekst dość przyjemny, nastrojowy przede wszystkim. Jednak wrażenie psuje nadmierna ilość błędów i potknięć, która nie pozwala skupić się na innych sprawach. Szczególnie drażni powtarzający się „chłopak”, który sam w sobie nie jest zbyt eleganckim określeniem, brak przecinków przed „a” i ogólnie zbyt wiele zaimków. Trzeba sporo poprawić i wygładzić. W niedługich, często ciekawych opisach przyrody często brak płynności, bywają jakby urwane, niedokończone, a szkoda, bo one właśnie stwarzają klimat. Rozciągnięte i powtarzające się ich frazy, pozornie zbyteczne, stwarzają nastrój rozwlekłych i kontemplacyjnych symfonii Brucknera, jednak niektóre słowa powtarzają się, w ramach danego fragmentu, nazbyt często.

19
Dzięki za przeczytanie i wiele trafnych uwag.
Jest sporo do poprawy i masz zupełną rację.
Ja mogę jedynie się cieszyć, że da się to w ogóle przeczytać i że niektórym odpowiada taki klimat.

[ Dodano: Pią 18 Lip, 2014 ]
Gorgiasz mam takie pytanie, czy poza błędami zaciekawiła cię może fabuła. Tak, rozdział 4 jest do poprawy i wiem już co mam zrobić aby był lepszy, ale czy sama fabuła i styl cię zaciekawił i na jakim poziomie i nie chodzi mi o sam rozdział 4 tylko całość?
Będę wdzięczny za odpowiedz.

20
Gorgiasz mam takie pytanie, czy poza błędami zaciekawiła cię może fabuła.
Wiesz, tak prawdę mówiąc, to błędy mnie specjalnie nie zaciekawiły. :P Ale skoro zauważyłem, to pozwoliłem sobie zwrócić na nie uwagą. :evil:

Od pewnego czasu zwracam większą uwagę na formę niż na treść. Treść u Ciebie - rustykalna taka - nie zainteresowała mnie w ogóle, ale to kwestia subiektywnych kryteriów odbioru. Natomiast forma, choć nierówna, i budowany przez nią klimat - już tak. Jest sporo elementów, o których zdaje się pisałem, które są ciekawe i przyciągają odbiorcę.

22
Gorgiasz pisze:Szczególnie drażni powtarzający się „chłopak”, który sam w sobie nie jest zbyt eleganckim określeniem
Gorgiaszu, chciałabym Cię tylko zapytać (albowiem słowo "chłopak" i w mojej pisaninie przejawia się często, a żaden z synonimów zaprezentowanych na: http://synonim.net/synonim/ch%C5%82opak nie jest dla mnie satysfakcjonujący), jaki zamiennik proponujesz zamiast tego? :wink:

23
Ależ to zależy od kontekstu, roli i znaczenia postaci w opowiadaniu, cech które autor pragnie jej przypisać i na jaki aspekt zwrócić uwagę, konkretnej sytuacji, stylu opowiadania, używanego słownictwa etc.

24
Uwielbiam takie opowiadania zawieszone w czasie i przestrzeni. Nie jest to przygodówka - gdzie bohater pędzi z miejsca na miejsce, po drodze wyczyniając takie wygibasy, że oko bieleje. A mimo to ma swój urok. Przeczytałam całośc - i = tekst wy6maga jeszcze solidnej naprawy. Jest w nim swoisty urok starych bajań w chacie podczas darcia pierza lub zimowych spotkań sąsiedzkich, jednak zaczyna się dłużyć = a to w tym miejscu jest zakazane - bo może znużyć.
Jednak ma w sobie cos, co powoduje, że można czytać dalej= trochę poprzestawiać fabułę, podkręcić ją ciekawymi wydarzeniami i może cos z tego być.
Lektura na długie, zimowe wieczory jak znalazł.
Tylko na boga zacznij jakos sensowniej nazywać bohaterów... ten stary w dłuższym fragmencie - potem Tomasz, imiona chłopaków - raczej stawiane sa w przypadkowych momentach - a to przerywa płynność czytania.
Ja bym na twoim miejscu tak łatwo się nie poddawałai nie rezygnowała z tej powieści = jednak dużo pracy przed tobą by to uczynić ciekawym. :)
A jeszcze to mieszanie rzeczywistości ze średniowiecznym obrazem (nie epoką lecz odczuciem) = zgrzyta...
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

Wieś

25
Wieś - Rozdziały 1-4

Rozdział 5

WWWSączący się do ucha głos, wyrwał go z odrętwienia. Znowu podpowiadał mu co ma zrobić. Był wszędzie. Wokół niego, w jego głowie. Ciepły i przyjemny. Ojcowski.
WWWZalewał całą jego jaźnie, nie dając mu myśleć, tylko wskazywał kierunek powtarzając jak nieustająca mantra, co ma robić.
WWWChciał z nim porozmawiać, jednak gdzieś w głębi siebie wiedział, że nie będzie potrafił.
WWWCzekał na kolejne przemówienie, na kolejne zadanie jakich wypełnił już wiele.
WWWNie śnił, może i w ogóle nie spał. Czuł, że zachodzi w nim jakaś zmiana, że kolejne stadium będzie piękne. Do tego czasu musiał słuchać głosu, wypełniając jego polecenia.
WWWStał przy uchylonej okiennicy wpatrując się w półmrok.
WWWWszystkimi zmysłami wyczuwał życie. Ziewnięcie starego psa układającego się do snu w drewnianej budzie, pomruki ludzi pochrapujących i mamroczących przez sen, a nawet bicie serca lecącego sokoła.
WWWWpatrywał się w księżyc, który zawieszony nisko nad chatami, oblewał blaskiem całą wieś. Mroźne powietrze oblepiało mu tors. Stał tak zupełnie nagi.
WWWGłos powrócił. Był łagodny i kojący. Opowiadał mu historię, w której on był bohaterem. W tej opowieści był ręką i wykonawcą, a głos jego Panem.
WWWJego Pan prowadził go słowem, pokazując mu drogę, a droga ta była kręta i niebezpieczna, dlatego Pan był z nim.
WWWTo Pan sprowadził mu jelenia, aby mógł się posilić, gdy leżał w ziemnym grobie. To Pan, wskazał mu dom i powiedział, żeby karmił się w stajniach. Pan go chronił i był z nim przez cały czas. Teraz pragną by wypełnił dla niego kolejne zadanie. Wyczekiwał momentu, aż Pan powie już czas.
WWWW izbie było zupełnie ciemno, ale on widział. Chociaż nie miał wspomnień, to czuł że dostrzega wszystko wyraźniej niż kiedykolwiek.
WWWCiało wisiało przywiązane u sufitu głową skierowaną ku podłodze. Wraz z podmuchami wiatru przekręcało się w swojej swobodzie. Chude ręce zwisały do dołu. Po twarzy i czole delikatną stróżką płynęła krew, wydostając się z tętnicy. Kapała do stojącego poniżej wiadra.
WWWCzuł intensywny zapach. Mieszanka ciała, krwi i całego domu. Wytężając zmysły, mógłby poczuć zapach całej wsi, a może i świata.
WWWIleż to razy przechodził obok wiszącego trupa. Setki a może i tysiące. Nie wiedział, bo czas dla niego nie miał znaczenia.
WWWObserwował okolicę, bo Pan powiedział, że musi być sam. Że dzieło musi pozostać nieodkryte i znane tylko im.
WWWJuż czas.
WWWJego ciało zadrżało.
WWWGłosu Pana już nie było. Milczał, ale on wiedział co ma robić.
WWWPodniósł wiadro i wyszedł z domu w mroźną noc. Popatrzył na biały księżyc. Był olbrzymi, a jego blask przyćmiewał najbliższe gwiazdy tak, że stawały się niewidoczne. Dopiero po przeciwnej stronie nieboskłonu, gromadziły się w miliardach. Spojrzał również na nie i przyspieszył kroku.
WWWPsy, które wcześniej poszczekiwały, kuliły się i uciekały na jego widok.
WWWSzedł pewnie, trzymając w dłoni wiadro wypełnione po brzegi krwią. Czuł, że Pan mu pomaga, i że jest przy nim, nawet gdy on go nie widzi.
WWWTo Pan kazał mu napełnić naczynie a on go posłuchał. Wskazał mu jego dom i nakazał zniewolić istniejące tam życie. I on to zrobił, karmiąc się nim, aż poczuł, że staje się równe jemu. Pan jednak dał mu inne zadanie. Dlatego to życie już nigdy nie powróci, ale da początek innym.
WWWKroczył nagi pomiędzy cichymi chatami. Cienie rzucane przez strzechę, malowały się czernią na bladej i świetlistej ziemi.
WWWWchodząc na główny plac przystaną.
WWWJego zmysły zagotowały się w ciele. Odwrócił głowę i spojrzał w dal, gdzie stał dom na pagórku.
WWWKażdym kawałkiem swojego ciała poczuł drżenie i usłyszał zgrzyt drewna. Nawet nie musiał patrzeć w tamtą stronę by wiedzieć, że w tym domu otwierają się okiennice.
WWWPoczuł, że znajduje się właśnie tam. Jego instynkt wykraczał poza jego ciało, nakłuwając go miliardami bodźców. Miał wrażenie, że istnieje w dwóch różnych miejscach. Odczuwał, że mógłby być wszędzie.
WWWDosięgnął go słodki aromat, który był zarówno delikatny i duszący. Usłyszał przełykanie śliny i długie ziewnięcie. Wyczuwał życie wszystkim co było w nim. Wyczuwał je sobą.
WWWDojrzał zmęczone i poczerwieniałe oczy, w których kąpał się blask księżyca. Te oczy patrzyły na niego.
WWWCisza była namacalna. Drżąca.
WWWUtrzymał ten kontakt, wpatrując się w te oczy. Nieruchomy. Stojący nagi pośrodku wsi, aż okiennice się zamknęły.
WWWPan opowiadał mu o tym życiu, które widział w domu na pagórku. Kazał je zgładzić, jednak jeszcze nie teraz.
WWWTeraz czekało go inne zadanie. Ten czas już nadszedł i nie było powrotu.
WWWRuszył przez plac z utkwionym wzrokiem w jednym punkcie.
WWWWiatr zaciągał od strony lasu, a on delektował się jego uśpionym zapachem. Wyczuwał go tak dobrze, jak tę istotę z domu na wzniesieniu i ta siła przepełniała go przyjemnym uniesieniem. Powinien wielbić swojego Pana i wielbił go, dlatego gdy wszystko się wypełni, uklęknie przed nim i odda mu cześć.
WWWKamienna studnia znajdowała się po środku placu, wyznaczając jego centralny punkt. Ciężkie drewniane wieko obite było mosiądzem i okrywało ją szczelnie. Dopiero o poranku, kilku mężczyzn przyjdzie, i w pocie czoła zdejmie ciężką pokrywę ze źródła wody. Działo się tak codziennie, gdy kogut budził śniących, swoim krzykiem. Przed laty, Wójt nakazał zamykać ją szczelnie na noc i wyznaczał warty za dnia a działo się to w czasie, gdy zaginął syn piekarza. Trzy dni wszyscy ze wsi poszukiwali chłopca, a jego matka rwała włosy z głowy. Dzień i noc zataczano coraz większe kręgi, jednak na nic się to zdało, bo chłopiec był tuż obok nich. Wyłowili go ze studni, których było wiele w okolicy, napuchniętego i sinego. Potem, przez długi czas wszyscy patrzyli na siebie z obrzydzeniem. Ówczesny Wójt zrezygnował z urzędu a nowy nakazał zasypać wszystkie źródła i wybudował właśnie tą, największą i najpiękniejszą na jaką stać było wieś.
WWWZanim podszedł do studni zaciągną się mocno kwaśnym odorem. Doleciał do niego z tyłu z za pleców. Zastygł w ciszy i nasłuchiwał. Pana nie było. Był tylko on i jeszcze ktoś, nadchodzący powoli i niepewnie.
WWWMarek zataczał się wypuszczając z ust kwaśny zapach wina. Gadał i bełkotał do siebie, wymachując bezwładnie rękami. Przeklinał całą wieś i wygrażał księżycowi. Chociaż mróz podskubywał wszystko w około, jego zalewały siódme poty. Miał umiarkowany humor, bo przegrał w kości, ale za to na koniec opróżnił cały dzban wyzywając kompanów od najgorszych.
WWWNagą postać dojrzał przypadkiem. Stała zwrócona w stronę studni. Bez ruchu.
WWWMarek uśmiechną się rozcierając ręce i zachichotał po świńsku.
WWW- A ty co bratku, z gołym tyłkiem po wsi latasz? – mrukną, szczerząc popsute zęby. Spojrzał na stojące obok wiadro, którego zawartość wydała mu się dziwna. Zamamrotał coś pod nosem, chwiejące się na zmęczonych nogach, a naga postać odwróciła się i w blasku księżyca zobaczył jej białe oczy.
WWW- Co jest przenajświętsza? – Marek otworzył gębę – Darek? – przeciągnął, wpatrując się mętnym wzrokiem – To ty?
WWWPot i kwaśny zapach mieszały mu w głowie, gdy patrzył na życie stojące tuż przed nim. Pan powiedział mu w tajemnicy, że narodził się na nowo, że nie może pamiętać o przeszłości, że to co był, odeszło już na zawsze. Czy był kiedyś kimś o tym imieniu. Darek. To już nie miało znaczenia. Teraz liczyła się tylko wola Pana i zadanie, które mu powierzył.
WWWUderzył życie w ramię a ono jak lalka, odwróciło się tyłem do niego. Chwycił je za głowę i przekręcił ją z siłą.
WWWZ wiatrem rozszedł się odgłos łamanych kości.
WWWWytężył wszystkie zmysły przenikając wieś, ale usłyszał jedynie senny pomruk znużonych strażników. Wyczuwał ich już wcześniej i Pan musiał także ich czuć. Teraz jednak nie stanowili przeszkody.
WWWGranatowa chmura płynęła powoli osłaniając księżyc i na chwilę zapanowała ciemność. Stał jeszcze nasłuchując. Chaty przeszywał wzmagający się wiatr. Trzeszczały. Gdy blady blask powrócił na zmarzniętą ziemię, był już przed studnią i z trudem podnosił jej ciężkie wieko. Wszystkie mięśnie na nagim ciele napięły się mocno i wieko ustąpiło.
WWWPrzesuwał je wkładając w to wielki wysiłek. Następnie obszedł studnie i posadowił zabezpieczenie na ziemi, opierając je o kamienny bok. Do łańcucha na kołowrocie przyczepił wiadro. Opuszczał je powoli. Poczuł i usłyszał jak się zanurza. Krew mieszała się z wodą, a on napełniał wiadro i zanurzał je ponownie. Robił to kilkukrotnie a gdy przestał, woda w wiadrze była nieskazitelnie czysta. Wylewał ją powoli przed studnią, patrząc na jej barwę i już wiedział, że Pan na pewno go pochwali. Z trudem zasuną wieko i spocony spojrzał na wieś.
WWWWiatr ustał.
WWWPuste naczynie kołysało się w rytm kroków. Podszedł do trupa i chwycił go za nadgarstek.
WWWCzas wracać.
Ostatnio zmieniony czw 31 lip 2014, 20:52 przez Aq, łącznie zmieniany 1 raz.

26
Sączący się do ucha głos, wyrwał go z odrętwienia. Znowu podpowiadał mu co ma zrobić. Był wszędzie. Wokół niego, w jego głowie. Ciepły i przyjemny. Ojcowski.
Usunął bym trochę zaimków i połączył zdania (czy równoważniki zdań):
Sączący się do ucha głos, wyrwał go z odrętwienia. Znowu podpowiadał, co ma zrobić, był wszędzie, wokół niego, w głowie, ciepły i przyjemny. Ojcowski.
albo:
Sączący się do ucha głos, wyrwał go z odrętwienia. Znów podpowiadał, co ma zrobić. Był wszędzie, zarówno wokół niego jak i w głowie, ciepły, przyjemny, ojcowski.
Zalewał całą jego jaźnie,
Zalewał całą jego jaźń,
nie dając mu myśleć,
„mu” do usunięcia.
tylko wskazywał kierunek powtarzając jak nieustająca mantra,
„nieustającą mantrę”
co ma robić.
Przed chwilą było „co ma zrobić”. Powtórzenie. Należałoby znaleźć tu inne określenie.
Nie śnił, może i w ogóle nie spał.
„i” bym usunął
Ziewnięcie starego psa układającego się do snu w drewnianej budzie, pomruki ludzi pochrapujących i mamroczących przez sen, a nawet bicie serca lecącego sokoła.
Przypadkowa kolejność: pies – ludzie – sokół. Dlaczego taka? Czymś to powinno się tłumaczyć, np. stopniem rozwoju wymienionych istot, czyli: ludzie – pies – sokół.
Mroźne powietrze oblepiało mu tors. Stał tak zupełnie nagi.
Mroźne powietrze oblepiało? Powietrze z reguły nie jest zbyt lepiące. Jakoś tak nie bardzo...
Opowiadał mu historię, w której on był bohaterem.
Opowiadał historię, w której był bohaterem.
Opowiadał mu historię, w której on był bohaterem. W tej opowieści był ręką i wykonawcą, a głos jego Panem.
Opowiadał – opowieści: powtórzenie.
Ręka przenośnie (albo i nie) oznacza wykonanie jakiejś czynności. Tak więc „ręka i wykonawca” - to tautologia.
Teraz pragną by wypełnił dla niego kolejne zadanie.
„pragnął”. I przecinek by się przydał.
aż Pan powie już czas.
Zapis. ...powie - „już czas” lub: ...powie - już czas.
Może też być kursywa, zwłaszcza, że dalej jej używasz.
Głosu Pana już nie było. Milczał, ale on wiedział co ma robić.
„Milczał” - zbędne. Zwłaszcza, że jeśli milczał, to jednak był - milczący, ale zawsze.
To Pan kazał mu napełnić naczynie a on go posłuchał.
Przecinek przed „a”.
Dopiero po przeciwnej stronie nieboskłonu, gromadziły się w miliardach.
Gwiazdy widziane z ziemi nieuzbrojonym okiem liczy się w tysiącach (przy dobrym wzroku), a nie w miliardach.
Wchodząc na główny plac przystaną.
„przystanął”
gdy kogut budził śniących, swoim krzykiem
Przecinek niepotrzebny,
wyznaczał warty za dnia a działo się to w czasie, gdy zaginął syn piekarza.
Przecinek przed „a”.
Ówczesny Wójt zrezygnował z urzędu a nowy nakazał zasypać
Przecinek przed „a”.
Zanim podszedł do studni zaciągną się mocno kwaśnym odorem.
„zaciągnął”
Doleciał do niego z tyłu z za pleców.
„zza pleców”
Chociaż mróz podskubywał wszystko w około,
„wokoło”. Może lepiej by było „wokół”.
mrukną, szczerząc popsute zęby.
„mruknął”
Zamamrotał coś pod nosem, chwiejące się na zmęczonych nogach
„chwiejąc”
Czy był kiedyś kimś o tym imieniu.
Tutaj chyba powinien być znak zapytania.

Pisałeś w imieniu „Darka”. Tutaj:
Czy był kiedyś kimś o tym imieniu.
- przechodzisz na Marka, a teraz wracasz do Darka. Te przejścia, czyli zmiana punktu widzenia, przy pierwszym czytaniu jest absolutnie niezauważalna i trudno się połapać o kogo chodzi. Tekst staje się niejasny.
Uderzył życie w ramię a ono jak lalka, odwróciło się tyłem do niego.
Przecinek przed „a”.
Następnie obszedł studnie i posadowił zabezpieczenie na ziemi,
„studnię”
Z trudem zasuną wieko i spocony spojrzał na wieś.
„zasunął”

Hm... Ma to być rozdział piąty, ale związku z rozdziałem czwartym jakoś nie dostrzegam. Zwłaszcza pod względem formy, która jest zupełnie inna. Moim zdaniem zmieniła się na gorsze. I treść nie przystaje. Skąd się wziął i Marek i Darek? Darek jest jakąś odrealnioną i odmaterializowaną formą, słuchającą bliżej nieokreślonego głosu, a Marek bierze się znikąd i w ogóle nie wiadomo kim jest. Fabuła co najmniej nieciekawa; opętany człowiek czy jakieś widmo zabija (dlaczego? za co?) innego człowieka. To się często zdarza. I wylewa na ziemię wodę pomieszaną z krwią (czyją?). Jaki w tym sens? O co chodzi? Obaj obcy czytelnikowi, nieznani, nie wiadomo kim są, brakuje charakterystyki, umiejscowienia w jakiejś rzeczywistości.

Co chciałeś przekazać? Może to wstęp do jakiegoś dalszego/przewidywanego ciągu?

Również ten poszarpany styl nie ułatwia lektury. No i są błędy, których nie powinno być.
Mam nadzieję, że dalej będzie lepiej.

27
a dostrzegasz związek pomiędzy rozdziałami 2-5? Fakt, faktem rozdział 4 skopałem troszkę, co mogę podyktować bardzo długa i rozwlekłą przerwą podczas pisania. Oba imiona występują czyt. rozdział 2 i 4, ale nie chcę zdradzać co będzie dalej. Odnośnie wody a bardziej krwi w wiadrze, ona nie jest wylewana na ziemię.
Teraz to mi zabiłeś ćwieka, bo jak patrzę i piszę rozdział 6, to, to dopiero będzie odlot.

Wieś

28
Wieś – rozdziały 1-3
Wieś – rozdział 4
Wieś – rozdział 5

Rozdział 6

WWWWójt stał na polanie zakrywając głowę ciepłą czapą, w którą uderzał zimny wiatr. Chociaż cały teren porośnięty był dookoła drzewami, to niewidzialny bat smagał chłodem, przenikając człowieka do szpiku kości. Poprawił kołnierz kubraka i opatulił się ciepłym szalem. Zima stawała się bardziej sroga, jednak do tej pory nie zanosiło się na opad białego puchu. Szarość dominowała w całym krajobrazie, przynosząc mgliste poranki i smutne wieczory, a te najlepiej było spędzać w chacie, dogrzanej mocnym ogniem.
WWWJakub patrzył w czarny dół, ziejący pustką pośród rdzawej trawy.
WWWOd wczorajszej rozmowy z Marcinem nie mógł zmrużyć oka. Chłopak przyszedł do niego po zmierzchu. Opowiadał mu o wykonanej pracy i jutrzejszym wyjeździe do Babki. W czasie relacji, nie wspomniał nic że chce by Magda jechała wraz z nim i Wójt zdał sobie sprawę, że chłopak nic nie wie o ich wspólnym wyjeździe. Przeklinał się wtedy w duchu, że tak łatwo dał się omamić własnej córce, jednak nie było odwrotu, bo przecież obiecał. Udając głupiego burknął młodemu kilka ciepłych słów o wyprawie i złożył mu kilka obietnic, których nie zamierzał pozostawiać bez pokrycia. Jednak cała ta gra nie była nic warta, bo co innego spędzało mu sen z powiek. Marcin wspomniał coś o dole. Powiedział to obojętnie, bez większego zainteresowania, tak jakby to był nic nieznaczący szczegół. Gadał dalej, że ciężko było z jeleniem, że ważył dużo i był przymarznięty, i że ośmiu chłopa aż musiało go dźwigać.
WWW- Zaczekaj – przerwał mu Wójt – Jaki dół?
WWWChłopak zrobił minę, jakby chciał odnaleźć w głowie nieistniejącą myśli.
WWW- Wspomniałeś o nim – bacznie spoglądał młodemu w jego oczy i gdy zauważył rysujące się w nich zdziwienie, nakazał mu zdjąć kubrak i usiąść.
WWWNalał do kubka podgrzanego na ogniu wina i podał je chłopakowi.
WWW- A teraz opowiedz mi wszystko po kolei. Jak na spowiedzi.
WWWI Marcin opowiedział mu wszystko.
WWWZiemia w dole była czarna. Wójt rozglądał się w około, obserwując kołyszące się miarowo drzewa. Powietrze było zimne, a z ust i nosa wydobywały się białe obłoki. Nasłuchiwał, lecz do jego uszu docierał jedynie szum.
WWWDrewnianym kijem zaczął odmierzać znalezisko. Długość, szerokość, zanurzając go, sprawdził też głębokość.
WWWKucnął i zaczął rozmyślać. Spoglądał to na kij, to na czerniejące wykopalisko. Wyobrażał sobie te rozmiary, spoglądając na nie oczami szybującego ptaka. Zataczał kręgi nad całą polaną. Wysoko na niebie przebijał się przez chmury, rozchodzące się powoli na boki. Były białymi kłębami na tle lazuru, a on powoli obniżał swój lot. Dostrzegał kołyszące się drzewa, wokół rdzawych traw. Był coraz bliżej, aż dojrzał czarną plamę, która z każdą chwilą robiła się większa. Prostokątna jak łoże. Prostokątna jak grób. Dostrzegł tam coś jeszcze, coś, co było w środku. Człowieka. Skulonego, jak dziecię w łonie matki. Śpiącego i czekającego na pokarm. Na jelenia.
WWWJakub klęczał na jednym kolanie, podpierając się kijem, o który opierał policzek. Pustym wzrokiem patrzył w przestrzeń, nie widząc niczego przed sobą. Cała ta myśl wydawała mu się złudzeniem. Przecież nie mogła być prawdziwa, a jednak była blisko niego. Rzeczywista i niedająca mu spokoju. Ten dół, mógł tu być od zawsze. Przenajświętsza Panienko dopomóż mi. Spraw, aby rozjaśnił mi się umysł, odgoń ode mnie te myśli. Jednak one wciąż paliły jego głowę, aż pomyślał o bydle i jeleniu. O tym wszystkim, co powiedział i pokazał mu Tomasz.
WWWRozejrzał się. Gdyby był ptakiem, z pewnością dostrzegłby, że rdzawe trawy dookoła grobu czernieją od rozsypanej pomiędzy nimi ziemi.
WWWRoztarł w dłoni ciemny pył. Zdjął czapę i odetchnął głęboko. Pomyślał, że Marcin i Magda szykują się do wyjazdu.
WWWRuszył w stronę wsi. Nie będzie im przeszkadzał. Przed nim cały dzień pracy, a może i część nocy.
WWWStary Tomasz stał przed rozwartymi wrotami obory. Chłopi ze wsi właśnie ładowali kolejną krowę na tył fury. Wszyscy mieli zasłonięte twarze grubymi chustami, i było im widać jedynie oczy. Trzy wozy na zmianę, podjeżdżały i odjeżdżały zabierając po jednej sztuce. Wywoziły je nieopodal wsi, gdzie kolejna grupa taszcząc je z wysiłkiem układała jedną przy drugiej.
WWWStary był rozdrażniony, ostatnie dni odcisnęły się na nim mocniej niż lata jego życia. Miał drżące ręce i rozbiegany wzrok Nie miał jednak zamiaru zakopywać głowy w piasek. Chciał pomagać i podłożyć ogień pod stos. Będzie przy nich do końca, gdy zapłoną, aż pozostanie czarny ślad.
WWWZ zadumy wyrwał go cichy głos.
WWWJakub podszedł do niego i stary zauważył jego nerwowe spojrzenie.
WWW- Musimy pogadać – syknął cicho Wójt – Ale nie tutaj.
WWWTomasz tylko kiwnął głową na znak zgody i obaj ruszyli na tył obory.
WWW- Zabrali już wszystkie? – zapytał Wójt.
WWW- Prawie.
WWW- To dobrze.
WWWWójt wychylił głowę z za budynku i popatrzył na krzątających się chłopów.
WWW- Czego chcesz? – zaczął stary wpatrując się w niego zmęczonymi oczami.
WWWWójt odwrócił się w stronę Tomasza, a z jego nosa uleciała biała para. Przetarł dłonią gęstą brodę i westchnął.
WWW- Słyszałeś co mówił młody? Marcin. O tym dole na polanie, gdzie znaleźli byka.
WWW- Ta – jęknął stary – ale gówno mnie to obchodzi.
WWW- Poczekaj! – Wójt złapał go za łokieć widząc, że ten chce odejść.
WWWStary spojrzał na niego ze złością w oczach, jednak się zatrzymał.
WWW– Pamiętasz, co powiedziałaś mi o tym jeleniu?
WWWTomasz tylko kiwną głową.
WWW- Czy nadal podtrzymujesz, coś rzekł?
WWWKolejne kiwnięcie głową nie pozostawiało żadnych wątpliwości.
WWW- Jezuś – wyszeptał Wójt i stary zauważył, że popadł w przygnębienie.
WWWOdwrócił głowę od Tomasza. Spojrzał w niebo, a oczy zaczęły wodzić bezcelowo po widnokręgu.
WWW- A co? – zapytał Tomasz.
WWWWójt go nie słyszał. Odwrócił się tyłem do niego, i zrobił kilka kroków w tę i we w tę, gładząc głowę zimną dłonią. Zatrzymał się i spojrzał staremu prosto w oczy.
WWW- Musimy tam iść. Obaj.
WWW- Gdzie?
WWW- Na polanę – Wójt wskazał ręką kierunek ich wędrówki.
WWW- Najpierw mów, coś wymyślił – rzekł spokojnie stary.
WWWWójt roztarł dłonie i ponownie wychylił głowę za ścianę obory.
WWW- Byłem tam dzisiaj z rana – zaczął – Wszystko wygląda tak jak opisał chłopak. Obejrzałem to dokładnie. Ten cholerny jeleń leżał na tym dole, tak jakby go przykrywał. Tyle, że ten dół to nie jakiś tam dołek, wykopany przez dziecko. To kawał dziury w zamarzniętej ziemi.
WWWStary wpatrywał się w Wójta nie okazując żadnych emocji. Słuchał jego opowieści nic nie mówiąc.
WWW- Tomaszu – rozpoczął ponownie Wójt – Chce, żebyś tam ze mną poszedł, bo ty jeden znasz się na tym. Wiem, że byłeś wojem. Chcę – przełknął ślinę – Proszę abyś to zobaczył. Ty jeden znasz się na tym.
WWWStali tak wpatrując się w siebie, a zimna para ulatywała nad nimi wraz z każdym oddechem. Z za obory dochodziły odgłosy pracujących chłopów i dzikie ujadanie powiązanych psów.
WWWStary popatrzył po niebie dostrzegając kilka czarnych ptaków. Zmierzały na ucztę za wieś, unosząc się swobodnie w powiewach mroźnego wiatru.
WWW- Chodźmy.
WWWWójt spojrzał Tomaszowi prosto w oczy, czując nadchodzącą ulgę.
WWW- Chce być szybko z powrotem przy moich zwierzętach.
WWWMijając oborę, Tomasz zamienił kilka słów z jednym z chłopów. Porozmawiał z nim i poklepał go mocno po ramieniu. Dołączył do Wójta, który czekał na niego nieopodal. Ruszyli przez wieś w milczeniu, okrywając twarze przed ostrym i zimnym wiatrem.

WWWJuż zmierzcha. Morderczy dzień wreszcie dobiegł końca. Nie mam już siły. Boże, jaki ja jestem zmęczony. Na szczęście to już koniec, dla mnie i dla mych starych kości. Wiem, że po tym dniu pozostanie nie tylko zmęczenie, ale też swąd palonego mięsa. Czuje, jak rozchodzi się po całej okolicy. To nie jest zapach oprawionej zwierzyny, wiszącej swobodnie nad liżącym ją ogniem. Ten zapach to śmierć, palących trzewi i zepsutej krwi. Przesiąka całą wieś jak wilgotne miesiące pocącej się jesieni. Panienko, czemuż nie odwrócisz wiatru, niech trupi odór uderza gdzie indziej, gdzie nie ma ludzi i życia.
WWWDość! Dość już użalania. To mój obowiązek, ma praca. Jestem Wójtem, i niechże me kości obrócą się w popiół jak nie wykonam swoich powinności.
WWWNiegodziwość by to była, nic nie wspominając o chłopach. Boże wybacz mi, że biorę Twe Imię nadaremne, ale jakże oni pracowali. Kiedym stracił ten moment, kiedym zapomniał te chwile. Przeklęty bądź czorcie, że siedzę ciągle w tych księgach. Urzędu mi się zachciało. Więc mam! Tracę codziennie wspólną pracę dla czegoś, dla kogoś. Wspólny pot i troskę. I znów żale. Ciągle, ty, ty i ty. Przestań już! Spójrz na Tomasza. Oj tak, obserwowałem go dzisiaj i całym swym sercem wyrażam podziw dla tego człowieka. Twardy jak skała i chłodny jak lód. Jest nieoceniony dla wsi i dobrze, że mamy go wśród nas. Ileż ten człowiek wycierpiał, co musi czuć. Podziwiam go i musze sprawić, aby wiedział ile jest wart. Oj nie głupcze, on się wyprze. Nie jest takim pyszałkiem jak ty. To człowiek cienia, drugiego planu. To tyś jest pustą gwiazdą, błyskotką próżnej baby. Działaj dyskretnie a będzie ci dane mieć go za przyjaciela.
WWWZaraz, zraz, kiedy to on do nas przybył. A tak, Hanka znalazła go w drodze do babki. Ranny i pobity jak niechciany pies. To już osiem lat.
WWWHanka …, nie, nie myśl o niej, nie teraz. Oczyść umysł, na wspomnienia będzie jeszcze czas.
WWWPo co ja to właściwie wszystko piszę? Po co marnuje papirus na historię wsi. Na Tomasza, na wszystkich innych. Czyżby Pańska ręka prowadziła me pióro. Czyżby wola Najwyższego była właśnie taka, żebym to wszystko opowiedział. A więc dobrze, niech i tak będzie.
WWWRuszyliśmy we dwóch. Tomasz nie chciał koni, mówił, że zbyt zimno. Może i miał rację, nie mnie to oceniać. Słusznie stwierdził, że nam starym przyda się spacer po świeżym powietrzu. Z początku nie odzywał się w cale. Jego poznaczona bliznami twarz, nie wyrażała żadnych emocji. Była jak kamień. Jednak z czasem, z pomocą mego niewyparzonego języka, który mielił dla zabicia czasu, jął rozmawiać ze mną. Wypytywałem go o bydło i jego przemyślenia. Z początku niechętnie, dawkując słowa, zaczął wyrażać swą opinię. Opowiadał o chorobach trawiących bydło, o przypadkach o których nigdy nie słyszałem i przyznam szczerze, że ta sytuacja zdumiewała go bardzo.
WWWTo wszystko jest jakieś dziwne, rzekł do mnie, gdy przystanęliśmy w głębi lasu. Obserwowanie tego człowieka, jest jak czytanie księgi. Wpatrujesz się i z każda chwilą widzisz coś więcej, a on nigdy nie jest bezczynny. Gdy przemawia, gładzi korę zimnego drzewa, rozgląda się uważnie dostrzegając tropy, albo patrzy w niebo, rozróżniając setki ptaków. Kim, że jest ten człowiek, i jakim dobrem obdarzyłaś nas Panienko?
WWWJego obawy są zbieżne z moimi. Powiedział, że to krew musi być zatruta i na pewno też mózg. Opowiedział mi o truciznach wyrabianych przez zabójców i niektórych łuczników, jednak one działają inaczej. Kiedy ostrze lub grot strzały zatapia się w ciele, a nawet gdy draśnie tkankę to trutka działa natychmiast! Widział jak ludzie padają w drgawkach, jak toczą z ust pianę a ich oczy wywracają się na drugą stronę. To jak opuchlizna po użądleniu. Pojawia się wraz z bólem od razu. Nie musiał mi mówić, bo sam widziałem przy miodniku, jak rudego Karola, pokuły pszczoły. Był najmądrzejszy ze wszystkich i zawsze miał dobrą radę. Nawet staremu Klemensowi prawił, żeby nie okadzał pasieki, bo pszczoły się poduszą. Idiota!, tak stary pszczelarz skwitował jego mądrości i dał mi znak, żebym odszedł na bezpieczną odległość. Wtedy właśnie Karol poszedł i wsadził łapska w ul. A nie mówiłem, krzyknął tylko i to były jego ostatnie słowa. Patrzyliśmy z Klemensem, jak rudy chłop podskoczył dwa razy, pomachał rękami i padł jakby go piorun raził. Babka mówiła, że on jakiś uczulony, na pszczoły czy na co tam. Jak wtedy do niego poszliśmy, to głowę miał trzy kroć większą niż normalnie a gardło i szyja były jak udo dorosłego chłopa.
WWWWięc trucizna?, zapytałem Tomasza. On na to, tylko nabrał powietrza i wydął policzki wypuszczając białą parę. Obaj popatrzyliśmy po drzewach jak strzelają w górę, prosto ku niebu. Zimą las jest cichy. Można stać długo i obserwować a jedyne, co się usłyszy to własny oddech. Świst powietrza, uchodzący z wnętrza człowieka. Nic więcej tylko głuchą pustkę. Nie lubię takiego lasu. Nastraja mnie smutkiem i przyprawia o strach.
WWWTomasz odrzekł, że to może być trucizna. Pomyślał, porozglądał się i westchnął. To wszystko jest dziwne. Krowy powinny zdechnąć, ale sam widziałeś, co się działo. Ta agresja tak niepodobna do tych zwierząt. Zupełnie jakby zdziczały. Sam to widziałeś Wójcie, sam się tego przestraszyłeś.
WWWOd razu wspomniałem tamten dzień. To było tak niedawno. Miał rację, ta zdziczała krowa napędziła mi stracha, jakiego nie doświadczyłem od tak dawna. Czyżby me życie było tak błogie i przyjemne. Zestarzałem się i zapuściłem. Już zapomniałem, co to strach, aż do tamtej chwili, gdy spojrzałem w to martwe i białe oko.
WWWTylko, dlaczego były tak agresywne, podjął ponownie Tomasz. To nie tylko krew. To musi być też mózg. On je zmienia w te bestie. Gdy krew zalewa głowę, wtedy to musi się dziać. Zapytał mnie czy łby wysłałem do babki. Kiedy potwierdziłem, Tomasz wydał się uspokoić, twierdził że stara powinna je obejrzeć i dokładnie przebadać. Przecież na każdą truciznę jest odtrutka.
WWWA te ugryzienia? Cóż one mogą znaczyć. Sam Tomasz powiedział, że pochodzą od człowieka. Gdy kierowaliśmy się w stronę polany, ciągle o nich rozprawialiśmy, ale nic sensownego nasze umysły nie potrafiły zobaczyć. Kto? I po co?, Dlaczego? Dziesiątki myśli kotłowało się w mojej głowie i mam wrażenie, że w głowie Tomasza także.
WWWPolana była zimna. Zresztą jak zwykle. Panienko, jak cierpią me kości od tej niewidzialnej zasłony. Jej mróz nakłuwa je, za każdym razem, gdy wychylam nos z chaty. A tam, pośród cichych drzew, ona milczy i czeka, żeby otulać wszystkich wędrowców swym lodowatym szalem.
WWWCzy Tomasz odczuwa jak ja ten chłód? Patrząc na niego, nic nie mogłem odgadnąć. Jego twarz, czerwona jak moja, ale czy w tęsknocie za ciepłem? Doprawdy nie wiem i chyba nigdy nie będzie mi dane to odkryć.
WWWMartwa cisza panowała wokół. No, może ten wiatr, dzisiaj dawał się we znaki wszystkim. Wył i skomlał od samego rana, ale tam go nie było.
WWWTomasz od razu zainteresował się dołem. Obchodził go powoli badając dokładnie każdy szczegół. Wyglądał jak wilk, doglądający swej ofiary tuż przed atakiem. Nachylał się, to klękał. Powoli gładził ręką ziemię. Gdy szedł w gęstwinę lasu, rzekł tylko zwykłe „czekaj”. Zniknął pośrodku dużych pni, zostawiając mnie samego sobie.
WWWNiebo szarzało od samego poranka. Słońce może i było, ale gdzieś niewidoczne, utulone w twoich przestworzach Panienko. I ta pustka pośrodku traw, wśród drzew otulających całą polanę. Mrożąca kości pustka.
WWWWrócił. Zamyślonymi oczami przyglądał się czerniejącej dziurze.
WWWWypytywał mnie, kiedy i z kim tu byłem. Czy ktoś łaził wśród drzew?
WWWTylko dzieciaki stwierdziłem rzeczowo. Piotr z Pawłem, to oni znaleźli byka. Nikogo więcej nie dojrzałem. Zaraz, zamyśliłem się wtedy mocno, bo Tomasz spojrzał na mnie jakoś inaczej. Wilczyca, ona tam była i gapiła się na nas, gdy tu przybyliśmy. Stała tam, wskazałem zmarznięta dłonią kierunek, ale tylko warowała.
WWWTomasz pokiwał głową, patrząc w dół. Z kubraka wyjął kawałek szmaty przytrzymując ją palcami na wysokości mych oczu.
WWWTo był człowiek, powiedział cicho, gdy obaj przyglądaliśmy się powiewającemu materiałowi. Dorosły człowiek. Jest tam tego więcej, porozrywany kubrak, zamarznięte ślady buciorów przy bagiennych oczkach. Gdybyś kogoś zauważył, na pewno byś to zapamiętał Wójcie.
WWWOpowiedziałem mu wtedy wszystko dokładnie, tak dokładnie jak tylko umysł pozwalał mi gmerać w mej pamięci. O wszystkim, o byku, chłopcach, Marcinie i wilczycy. Nie pominąłem niczego, a Tomasz długo rozmyślał obchodząc dół w około. I on jął wypytywać mnie o różne rzeczy, o obcych w we wsi, o wyprawy. Staliśmy tak rozprawiając i rozmyślając długo a wiatr przeszywał wszystko na wskroś aż do szpiku.

WWWPukanie do drzwi oderwało Wójta od księgi. Spojrzał w sień i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że zasunął zasuwę.
WWWTeraz odgłos przemienił się w głuche dudniące walenie. Wójt odłożył księgę i podszedł do drzwi. Usłyszał zgłuszoną prośbę o otwarcie. Ki czort, pomyślał, bo głos wydał mu się znajomy.
WWWU wejścia zarysował się potężny kształt.
WWWChłodny powiew zmroził rozgrzane ogniem policzki Wójta, jednak szeroko otworzył drzwi.
WWW- Tak witacie gości Wójcie? – ktoś przemówił basowo z cienia – A może, skrywacie tu po nocy jakąś młódkę? – zarechotał głośno, wchodząc do izby.
WWW- I ja witam księdza dobrodzieja – rzekł Jakub, siląc się na szczery uśmiech.
WWW- Dobrze, dobrze, nie przesadzajcie już z tym rozpromienieniem.
WWWKsiądz wyminął szybko Wójta, taszcząc przy brzuchu duży wór, od którego słychać było postukiwanie.
WWWRozsiadł się wygodnie na krześle u stołu i roztarł dłonie.
WWW- No zamykajcie szybko, bo zimno jak pierun.
WWWJakub nie czekając na nowe ponaglenie, zamknął drzwi i ruszył do kominka. Dorzucił dwie szczapy, a te sprowokowały iskierki do lotu ku górze.
WWWNa stole stały już dwie butelki, a w nich pulsował szkarłatny kolor, mieniący się od podskakujących ogników na knotach świec, poustawianych tu i ówdzie.
WWWKsiądz pogrzebał głębiej w worku i wyciągnął z niego dwa metalowe kubki. Odkorkował i rozlał równo, oblizując zmarznięte wargi.
WWW- No siadajże Jakubie – westchnął pleban, rozglądając się po izbie – Baby brak, to i pewnie zakąski nie utrafię – pokiwał głowa i zaczął znowu grzebać w worze.
WWWNim Wójt usiadł obok gościa, Ksiądz zabrał się do wyciągania jadła. Na blacie stołu wylądowały pęta kiełbasy, kawałki koziego sera, bochen chleba i słój kwaszonych ogórków. Wójt wstał i podał gliniane talerze.
WWW- Nie przystoi tak – rzekł Jakub i jął układać jedzenie na zastawie.
WWW- Teraz można zacząć biesiadę – Pleban huknął otwartą dłonią w stół podnosząc kubek na toast.
WWW- Twe zdrowie bracie – rzekł Jakub.
WWW- I twe.
WWWWypili za jednym razem, równo. Odetchnęli głęboko, robiąc z ust rybie gęby.
WWW- Co cię sprowadza Macieju?
WWW- A jak myślisz braciszku – odpowiedział pleban zagryzając pętem.
WWWWiatr ustał rozgoniwszy już wszystkie chmury gdzieś po odległych zakątkach czarnego nieba. Okres nowiu już odszedł i teraz księżyc spoglądał na ziemię swoją pełnią, oświetlając jej zimną skórę tam gdzie wcześniej panował niepodzielnie mrok. Wieś szykowała się do snu, zamykając przed mrozem domowe drzwi i drewniane okiennice. Zapalacz wędrował od chaty do chaty wpuszczając płomyk do wiszących wynędzniałych świeczników. Zasłonił szalem szczelnie twarz, chroniąc swój nos przed rozchodzącym się odorem palonego mięsa. Niedaleko wsi dogasało pogorzelisko. Czarna spalona breja naszpikowana była ciemniejącymi kośćmi, a w koło niej trzymając w garściach drewniane kije, wędrowali okutani w futra chłopi. Stary Tomasz pouczył ich, aby uważali na tlące się iskry, bo chociaż mroźno to nietrudno o pożar. Gdy wrócił z lasu, siedział z nimi aż ostatni płomyk przygasł na tej cuchnącej mogile i chciał jeszcze, ale widząc jego wycieńczenie zebrali się i kazali mu iść, bo z rana będzie musiał im pomagać. Zostało ich kilku, po kolei rozchodzili się, zmierzając w stronę wsi, a ci co pozostali jak wędrowne zjawy kroczyli przy tlącej się masie.
WWWBracia rozmawiali długo, pijąc cierpkie wino. Wójt, co jakiś czas dorzucał do ognia a jego brat gładził duży brzuch mrucząc przy tym basowo. Jakub opowiadał o bydle. Przeklinał i złościł się, lecz doskonale wiedział, że nic nie wskóra ubliżając Bogu. Maciej słuchał dumając, próbował pocieszać brata, jednak na nic się to zdało, bo obaj wiedzieli, że sytuacja jest bardzo zła. Bez bydła nie przetrwamy zimy, Jakub spojrzał na tlący się płomień i pociągnął duży łyk.
WWW- Co planujesz Wójcie?
WWW- Napiszę do władz i wyśle chłopaka, bez nich nie damy rady.
WWW- Tak, jeszcze tyle miesięcy a na samych zapasach z pola może być krucho.
WWW- Nie martw się, przyślą – rzekł spokojnie Wójt opróżniając kubek. Przecież nie może być tak, że całą wieś dadzą na śmierć głodową, nie godzi się.
WWW- Nie godzi – powtórzył pleban i ją nalewać ponownie – a młodzi razem pojechali, puściłeś ją?
WWWWójt tylko spojrzał mrużąc brwi. Chciał coś powiedzieć, jednak machnął tylko ręką.
WWW- Toś ty się na dziadka szykujesz bracie – Maciej zaczął się głośno śmiać, podnosząc naczynie w geście toastu.
WWW- A idź ty w cholerę – skwitował Jakub – do dziada to mi jeszcze daleko.
WWW- Nie przesadzaj – tym razem spokojnie powiedział brat – a ileście mieli z Hanką, gdy się ona urodziła, co?
WWW- To były inne czasy.
WWW- Inne, inne. Takie same jak teraz, i takie same będą po nas.
WWWTo były inne czasy pomyślał Jakub. Zupełnie inne. Popatrzył na strzelający płomień, roznoszący woń z kominka i upił wina. Zmierzwił ręką brodę, a Hanka przeszła obok niego. Była przy nadziei, a na dworze zalegał biały śnieg. Powiedziała, że idzie się położyć i żeby nie siedział tyle, bo sprawy z rana same się nie załatwią. Rozpalił fajkę i ucałował ją w dłoń, którą oparła na jego ramieniu. Babka spała w drugiej izbie. Pojechał po nią sam trzy dni wcześniej i pomimo jej gadania, wymusił aby została z nimi do porodu. Dziewczyna przyszła na świat, tuż przed świętami w mroźny grudniowy wieczór. Chałupa w tym czasie była rozgrzana jak piec, a on ciągle dokładał do komina, by ten grzał jeszcze mocniej.
WWWObaj bracia czuli coraz mocniejsze kołysanie w głowach, gdy opróżniali kolejne butelki. Wino chociaż cierpkie smakowało dobrze, a jadło szybko zniknęło z talerzy. Rozprawiali długo i śmiali się głośno wspominając stare czasy.
WWWJakub nabił fajkę i otworzył okiennice. Izbę wypełnił świeży powiew mroźnego powietrza.
WWW- Chyba zmienił się wiatr, bo już nie czuć – rzekł Pleban.
WWWWójt zaciągnął się powietrzem nie wyczuwając już trupiego odoru. Dziękuje ci Panienko rzekł pod nosem. Dziękuje za tę ulgę.
WWWSpojrzał na wieś. Czarny całun spowijał domostwa, pośród których majaczyły malutkie płomyki. Zajął tytoń od świecy, i odstawił ją z powrotem na stół, a jego usta wypełnił aromatyczny posmak tytoniu. Powoli podszedł ponownie do okna, słysząc za sobą świszczący oddech śpiącego brata. Pomyślał, że jest na tyle pijany, że z pewnością nie usłyszy pochrapywania Macieja. Uśmiechnął się na samą myśl i znowu zaczął spoglądać na wieś.
WWWWydawało mu się, że kogoś dostrzegł. Czyżby ktoś tam był zwrócony do niego? Ziewnął mocno, a oczy zaszły mu łzami. Poczuł nadchodzący sen i zrobiło mu się zupełnie obojętne, czy cokolwiek tam zobaczył. To pewnie Hypnos płata mu figle i mami jego oczy. Czas na sen dziadku pomyślał i zamknął szczelnie okiennice. Usiadł do stołu wychylając do końca wino prosto z butelki. Nie miał pojęcia, kiedy i gdzie zasnął.
Ostatnio zmieniony ndz 30 sie 2015, 20:10 przez Aq, łącznie zmieniany 1 raz.

29
Pisałeś kiedyś, dawno, ponad rok temu (jak ten czas leci – fuj, co za slogan, ale to prawda, a jeśli w tym jest tylko prawda, to znaczy, że to niesprawiedliwe /Dostojewski/) że rozdział szósty – to będzie odlot. Odlotu nie zauważam, ale styl i nastrój, a nawet zbliżone elementy opisu czy frazy, nawiązują tym razem do poprzedniej części. Tylko niestety drobnych potknięć sporo, nie są one poważne czy zasadnicze, na pewno do opanowania – ale są. I przeszkadzają w lekturze, trudno się skupić nad meritum. Natomiast treść nieco mniej interesująca i jakoś niezbyt przystaje do rozdziału piątego, choć oczywiście, związek istnieje.
Chociaż cały teren porośnięty był dookoła drzewami, to niewidzialny bat smagał chłodem, przenikając człowieka do szpiku kości.
Wydaje mi się, że „człowieka” jest niepotrzebne, zostało powiedziane o kogo konkretnie chodzi, a to takie uogólnienie tylko, na pograniczu kolokwializmu.
Zima stawała się bardziej sroga, jednak do tej pory nie zanosiło się na opad białego puchu.
Powtórzone „się” nie brzmi najlepiej.
W czasie relacji, nie wspomniał nic że chce by Magda jechała wraz z nim i Wójt zdał sobie sprawę, że chłopak nic nie wie o ich wspólnym wyjeździe.
Zwrot „w czasie relacji” nie wydaje się najwłaściwszym, można rozpocząć zdanie od „nie wspomniał nic” (z przecinkiem), albo połączyć go z poprzednim. I powtórzony „chłopak”; był dwa zdania wcześniej. Niedługo zresztą, ponownie będzie się powtarzał.
Przeklinał się wtedy w duchu, że tak łatwo dał się omamić własnej córce, jednak nie było odwrotu, bo przecież obiecał.
Również dwa „się.
Miał drżące ręce i rozbiegany wzrok Nie miał jednak zamiaru zakopywać głowy w piasek.
Kropka przed „Nie”. I raczej funkcjonuje zwrot” „chować głowę w piasek”.
- Musimy pogadać – syknął cicho Wójt – Ale nie tutaj.
- Musimy pogadać – syknął cicho Wójt – ale nie tutaj.
- Musimy pogadać – syknął cicho Wójt – Ale nie tutaj.
Tomasz tylko kiwnął głową na znak zgody i obaj ruszyli na tył obory.
- Zabrali już wszystkie? – zapytał Wójt.
- Prawie.
- To dobrze.
Wójt wychylił głowę z za budynku i popatrzył na krzątających się chłopów.
- Czego chcesz? – zaczął stary wpatrując się w niego zmęczonymi oczami.
Wójt odwrócił się w stronę Tomasza, a z jego nosa uleciała biała para.
„Wójt” czterokrotnie powtórzony.
– Pamiętasz, co powiedziałaś mi o tym jeleniu?
„powiedziałeś”
Spojrzał w niebo, a oczy zaczęły wodzić bezcelowo po widnokręgu.
Zmieniłbym to zdanie. I jeśli patrzył w niebo oczyma – bo czym innym – to nie mógł jednocześnie wodzić nimi po widnokręgu. Może: Spojrzał w niebo, a po chwili przeniósł wzrok na zamglony widnokrąg, wodząc nim bez wyraźnego celu.
- Byłem tam dzisiaj z rana – zaczął – Wszystko wygląda tak jak opisał chłopak.
- Byłem tam dzisiaj z rana – zaczął – wszystko wygląda tak jak opisał chłopak.
- Tomaszu – rozpoczął ponownie Wójt – Chce, żebyś tam ze mną poszedł, bo ty jeden znasz się na tym. Wiem, że byłeś wojem. Chcę – przełknął ślinę – Proszę abyś to zobaczył. Ty jeden znasz się na tym.
„Chcę”. I albo kropka po „...ponownie Wójt”, albo „chcę” mała literą. „ślinę” i „Proszę” analogicznie. Zasada taka. Dalej analogicznie.
Z za obory dochodziły odgłosy pracujących chłopów i dzikie ujadanie powiązanych psów.
„Zza”
Porozmawiał z nim i poklepał go mocno po ramieniu.
„z nim” niepotrzebne.
Czuje, jak rozchodzi się po całej okolicy.
Czuję
Ten zapach to śmierć, palących trzewi i zepsutej krwi.
Płonących trzewi (albo palących się trzewi)
Boże wybacz mi, że biorę Twe Imię nadaremne, ale jakże oni pracowali.
Tradycyjnie byłoby „wzywam”, a nie „biorę”.
Przeklęty bądź czorcie,
Czort czy czart, to tak „z urzędu” jest przeklęty. Ani to dla niego nowina, ani atrakcja.
Oj nie głupcze, on się wyprze.
Oj nie, głupcze, on się wyprze.
Działaj dyskretnie a będzie ci dane mieć go za przyjaciela.
Działaj dyskretnie, a będzie ci dane mieć go za przyjaciela.
Zaraz, zraz, kiedy to on do nas przybył.
„zaraz” - literówka.
Z początku nie odzywał się w cale.
Z początku nie odzywał się wcale.
Kim, że jest ten człowiek
Kimże jest...
jak rudego Karola, pokuły pszczoły.
jak rudego Karola pokłuły pszczoły.
to głowę miał trzy kroć większą niż normalnie a gardło i szyja były jak udo dorosłego chłopa.
to głowę miał trzykroć większą niż normalnie, a gardło i szyja były jak udo dorosłego chłopa.
Więc trucizna?, zapytałem Tomasza.
Więc trucizna? - zapytałem Tomasza.
On na to, tylko nabrał powietrza i wydął policzki wypuszczając białą parę.
Przecinek zbędny.
Można stać długo i obserwować a jedyne, co się usłyszy to własny oddech.
Można stać długo i obserwować, a jedyne co się usłyszy, to własny oddech.
Nic więcej tylko głuchą pustkę.
Nic więcej, tylko głuchą pustkę.
Nastraja mnie smutkiem i przyprawia o strach.
Napisałbym: Nastraja mnie smutkiem i budzi strach.
Kto? I po co?, Dlaczego?
Zbędny przecinek.
Zniknął pośrodku dużych pni, zostawiając mnie samego sobie.
Niebo szarzało od samego poranka.
Powtórzone „samego”.
Tylko dzieciaki stwierdziłem rzeczowo.
Tylko dzieciaki - stwierdziłem rzeczowo.
Z kubraka wyjął kawałek szmaty przytrzymując ją palcami na wysokości mych oczu.
Napisałbym: Z kieszeni kubraka wyjął kawałek szmaty, przytrzymując ją palcami na wysokości mych oczu.
To był człowiek, powiedział cicho, gdy obaj przyglądaliśmy się powiewającemu materiałowi.
Napisałbym: To był człowiek, powiedział cicho, gdy obaj przyglądaliśmy się strzępowi (kawałkowi) powiewającego (poruszanego wiatrem) materiału.
Opowiedziałem mu wtedy wszystko dokładnie, tak dokładnie jak tylko umysł pozwalał mi gmerać w mej pamięci.
Za dużo zaimków. „mej” - niepotrzebne; „mu” - właściwie też.
I on jął wypytywać mnie o różne rzeczy, o obcych w we wsi, o wyprawy.
„w” - do usunięcia
Staliśmy tak rozprawiając i rozmyślając długo a wiatr przeszywał wszystko na wskroś aż do szpiku.
Staliśmy tak rozprawiając i rozmyślając długo, a wiatr przeszywał wszystko na wskroś, aż do szpiku.
Teraz odgłos przemienił się w głuche dudniące walenie.
Teraz odgłos przemienił się w głuche, dudniące walenie.
- Tak witacie gości Wójcie? – ktoś przemówił basowo z cienia – A może,
Może tak: - Tak witacie gości, Wójcie? – Czyjś bas przemówił z cienia. – A może,...
Ksiądz wyminął szybko Wójta, taszcząc przy brzuchu duży wór, od którego słychać było postukiwanie.
Wójt już był kilka razy; może „gospodarza”?
Wiatr ustał rozgoniwszy już wszystkie chmury gdzieś po odległych zakątkach czarnego nieba. Okres nowiu już odszedł i teraz księżyc spoglądał na ziemię swoją pełnią,
Powtórzone „już”.
Zapalacz wędrował od chaty do chaty wpuszczając płomyk do wiszących wynędzniałych świeczników.
Zapalacz wędrował od chaty do chaty, wpuszczając płomyk do wiszących wynędzniałych świeczników.
Zasłonił szalem szczelnie twarz, chroniąc swój nos przed rozchodzącym się odorem palonego mięsa.
„swój” - zbędne.
a w koło niej trzymając w garściach drewniane kije,
„wkoło”
Stary Tomasz pouczył ich, aby uważali na tlące się iskry, bo chociaż mroźno to nietrudno o pożar.
Stary Tomasz pouczył ich, aby uważali na tlące się iskry, bo chociaż mroźno, to nietrudno o pożar.
Gdy wrócił z lasu, siedział z nimi aż ostatni płomyk przygasł na tej cuchnącej mogile
Gdy wrócił z lasu, siedział z nimi, aż ostatni płomyk przygasł na tej cuchnącej mogile
Wójt, co jakiś czas dorzucał do ognia a jego brat gładził duży brzuch mrucząc przy tym basowo.
Wójt, co jakiś czas dorzucał do ognia, a jego brat gładził duży brzuch mrucząc przy tym basowo.
Maciej słuchał dumając, próbował pocieszać brata, jednak na nic się to zdało, bo obaj wiedzieli, że sytuacja jest bardzo zła. Bez bydła nie przetrwamy zimy, Jakub spojrzał na tlący się płomień i pociągnął duży łyk.
Z trzeciej osoby, zjechałeś nagle na pierwszą. Chyba, że miała to być wypowiedź Jakuba, ale wtedy inny zapis.
- Tak, jeszcze tyle miesięcy a na samych zapasach z pola może być krucho.
- Tak, jeszcze tyle miesięcy, a na samych zapasach z pola może być krucho.
- Nie godzi – powtórzył pleban i ją nalewać ponownie
„jął”
To były inne czasy pomyślał Jakub.
To były inne czasy, pomyślał Jakub.
To były inne czasy - pomyślał Jakub.
Wino chociaż cierpkie smakowało dobrze, a jadło szybko zniknęło z talerzy.
Wino, chociaż cierpkie, smakowało dobrze, a jadło szybko zniknęło z talerzy.
Wójt zaciągnął się powietrzem nie wyczuwając już trupiego odoru.
Wójt zaciągnął się powietrzem, nie wyczuwając już trupiego odoru.
Dziękuje ci Panienko rzekł pod nosem. Dziękuje za tę ulgę.
Zapis (jak wyżej).
Zajął tytoń od świecy, i odstawił ją z powrotem na stół, a jego usta wypełnił aromatyczny posmak tytoniu.
Powtórzony tytoń.

Ale tutaj masz ciekawy fragment (zwłaszcza pierwszy akapit), który przeczytałem kilkakrotnie i liczyłem, że pod względem zarówno treści jak i klimatu, pójdziesz w tę stronę. Jest tu tutaj to, co zdaniem Einsteina jest najcenniejsze w życiu – poczucie tajemniczości. Ona jeszcze powraca cieniem, w zakończeniu, ale tylko słabym cieniem. Nie wiadomo, czy wójt wyszedł z ciała i w formie zwanej czasem astralna unosił się nad... no właśnie, też do końca nie wiadomo nad czym, czy to mu się wydawało, czy śnił, czy wkracza nagle inna rzeczywistość. Poetycki nastrojowy i przede wszystkim enigmatyczny opis. Takiego klimatu powinno być więcej:
Kucnął i zaczął rozmyślać. Spoglądał to na kij, to na czerniejące wykopalisko. Wyobrażał sobie te rozmiary, spoglądając na nie oczami szybującego ptaka. Zataczał kręgi nad całą polaną. Wysoko na niebie przebijał się przez chmury, rozchodzące się powoli na boki. Były białymi kłębami na tle lazuru, a on powoli obniżał swój lot. Dostrzegał kołyszące się drzewa, wokół rdzawych traw. Był coraz bliżej, aż dojrzał czarną plamę, która z każdą chwilą robiła się większa. Prostokątna jak łoże. Prostokątna jak grób. Dostrzegł tam coś jeszcze, coś, co było w środku. Człowieka. Skulonego, jak dziecię w łonie matki. Śpiącego i czekającego na pokarm. Na jelenia.
Jakub klęczał na jednym kolanie, podpierając się kijem, o który opierał policzek. Pustym wzrokiem patrzył w przestrzeń, nie widząc niczego przed sobą. Cała ta myśl wydawała mu się złudzeniem. Przecież nie mogła być prawdziwa, a jednak była blisko niego. Rzeczywista i niedająca mu spokoju. Ten dół, mógł tu być od zawsze. Przenajświętsza Panienko dopomóż mi. Spraw, aby rozjaśnił mi się umysł, odgoń ode mnie te myśli. Jednak one wciąż paliły jego głowę, aż pomyślał o bydle i jeleniu. O tym wszystkim, co powiedział i pokazał mu Tomasz.
Ogólnie nie jest źle, czytało się z pewnym zainteresowaniem, szkoda tylko, że po tak długiej przerwie; żeby uchwycić sedno, należałoby przeczytać wszystko od początku, zapomnienie, wiadomo. Styl nierówny; są zdania lepsze i gorsze, fragment pisany kursywą, jako całość chyba najlepiej wypada.

30
No tak, miał być odlot, a wyszło jak wyszło. Życie się potoczyło inaczej. Na początku miał być odlot, lecz jednak czas pokazał, że wszystko poszło w inną stronę. I muszę powiedzieć, że w trakcie pisania sam się zdziwiłem, że właśnie tak a nie inaczej.

99,9 % uwag i spostrzeżeń jest cenna i na pewno je wprowadzę przy naprawie tekstu, z tej okazji dziękuje, za przeczytanie tekstu i odniesienie się do niego w tak skrupulatny sposób.

Co do kwestii podobania się bądź nie samego opowiadania, to już każdy wie, iż jest to subiektywna ocena.

Postaram się to jednak szybko skończyć, może wstawiając po dwa rozdziały w jednym poście, bo maksymalna ilość znaków w wiadomości na pewno zmieści dwa, bądź trzy rozdziały.

Jeszcze raz wielkie dzięki za ocenę i weryfikację.

Pozdrawiam Gorgiaszu
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron