Taka próba zarysowania bohatera, w środku jakiejś sytuacji życiowej.
Smoke nie czytaj - harlequin.
==============
wwwFiona ma rude włosy i policzki usiane słonecznymi piegami. Zafascynowany przeciągam kciukiem po jej policzku, jakby oczekując, że brązowe punkciki będą wypukłe i szorstkie w dotyku. Skórę ma gładką i ciepłą. Mruży zielone oczy i posyła mi uśmiech. Zaplątuję wokół palca poskręcany miedziany lok, przyglądam się refleksom światła na poszczególnych kosmykach. Unoszę pojedyncze pasmo i analizuję mnogość odcieni, w świetle padającym od balkonowego okna. Kremowa zasłona z bawełny o grubym splocie, miękko rozprasza silne południowe słońce.
wwwMimowolnie wspominam inne łagodne oświetlenie i inną kobietę, o bursztynowych oczach i jasnych, złotych w słońcu włosach. Melanie. Poznałem ją w trakcie pracy nad filmem, moim pierwszym po dyplomie. Na tym etapie większość ujęć realizowaliśmy we wnętrzach i moją główną bolączką było przekonywanie chłopaków od światła, że naprawdę wiem co mówię żądając konkretnych filtrów czy soczewek, i niezależnie od tego co sobie myślą, mam pojęcie jakiej kontry potrzebuję do kolejnego ujęcia. Starsi sporo ode mnie asystenci sarkali pod nosem na pomysły „młodego”. Ona była znajomą jednego z aktorów, studiowała dziennikarstwo, nosiła miękki szary sweter, ze zbyt długimi rękawami i w krótkim czasie sprawiła, że po przyjściu na plan nie sprawdzałem czy asystenci dobrze ustawili oświetlenie, tylko czy Melanie ma ochotę na kawę. Skutkowało to przestawianiem gafferowi reflektorów przed kręceniem, bo pozostawiony sam na sam z moimi notatkami zazwyczaj jechał po swojemu. Zanim przeszliśmy do plenerów Mel zamieszkała u mnie. Pamiętam spokój, jaki czułem budząc się obok niej, radość z najprostszych czynności. Jak zakochany po raz pierwszy nastolatek, ze wszystkimi przekleństwami i darami, jakie stan takiego zauroczenia niesie ze sobą. Mel mogła robić różne rzeczy – kłamać, nie dotrzymywać obietnic, a do poczucia harmonii wystarczało mi, czasem tylko to, że była obok. Nie umiałbym wytłumaczyć tego racjonalnie, nawet bym nie próbował. Znałem jej drobne przyzwyczajenia, czego się boi, wiedziałem jak uspokoić, jak rozśmieszyć – wszystko to, co stworzy codzienność i daje kobiecie poczucie bezpieczeństwa. Ze wszystkich sił pracowałem, by zapewnić to Melanie, ale w pewnym momencie przestaliśmy podążać wspólną ścieżką. Kiedy odeszła ode mnie po raz pierwszy zatrzymałem na długo swój świat, boleśnie uświadamiając sobie, że młodzieńcze zakochanie niepostrzeżenie przerodziło się w miłość.
wwwPo czasie, który mógłbym policzyć w hitach kinowych firmowanych moim nazwiskiem, albo w nagrodach na półkach, po dniach, tygodniach, miesiącach, które przeżył zupełnie ktoś inny, wróciła. Dorośliśmy, choć moja miłość trwała niezmieniona. Podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody. A jednak w mojej rzeczywistości odmienne było jedynie to, że już nie tęskniłem. Kiedy okazało się, że Mel jest w ciąży, zachwyciło mnie odkrycie, jak wiele energii i motywacji może dodać istotka, której jeszcze nawet nie widać. Zupełnie jakbym otworzył drzwi do nowego wymiaru szczęścia. Jak film z kadrami nasyconymi zmiękczającym krawędzie światłem, o nieznacznie pomarańczowej barwie. Zdjęcia zrobione w złotej godzinie.
wwwI w żaden sposób nie byłem przygotowany na wieczór, który teraz wspominam. Scena, kiedy Mel stała na tle okna, a zachodzące słońce dodawało ciepłych barw, zamykając dzień w jednym, wyraźnym ujęciu. Do teraz widzę wyraźnie drobinki kurzu zawieszone w pasach światła, przefiltrowanego przez na wpół opuszczone żaluzje. Wróciłem wtedy wcześniej niż zwykle, z nadzieją, że Mel zgodzi się wyjść razem na kolację. Ostatnio, nawet w moje wolne dni, wolała czytać w swoim pokoju. Nie niepokoiło mnie, sądziłem, że potrzebuje spokoju. Żeby zamknąć sprawy zawodowe przed narodzinami dziecka, zazwyczaj do nocy siedziałem w studio, obrabiając kolejne klatki filmu. Lubiłem to. Ale jeszcze większą przyjemność sprawiały mi powroty do domu i czas spędzany z Melanie. Odkąd zeszliśmy się, kilka miesięcy temu, ciągle było zbyt mało wspólnych chwil.
www- To nie jest twoje dziecko – powiedziała wtedy na powitanie, a ja w pół gestu zatrzymałem wyciągnięte do niej ręce. - Odebrałam wyniki badań – dodała po chwili, obejmując okrągły jak piłka ciężarny brzuch. Słońce obrysowało jej kontur, dodając aureolę wokół włosów.
wwwMilczałem. Niepotrzebnie robiła te badania. Nie było tajemnicą, że zanim wróciła do mnie spotykała się z innym mężczyzną i nie ma pewności kto tak naprawdę jest ojcem. Wtedy nawet nie zastanawiałem się czyje dziecko nosi Melanie, nie miało to znaczenia. To ona była ważna. Kochałem dziecko już teraz, nawet jeśli nie stworzyły go moje geny. Ale najwyraźniej Mel uważała inaczej i mimo moich sugestii, że badania prenatalne nie są zbyt bezpieczne, że lepiej poczekać, wykonała je. A teraz to nie miało sensu.
wwwCzekała na moją reakcję. Milczałem.
www- Wyprowadzę się – oświadczyła. - Dzwoniłam do Daniela i niedługo tu będzie. Pomoże w pakowaniu.
wwwNadal nie udawało mi się znaleźć żadnej logiki w tym co mówiła. Tkwiłem w miejscu jak dureń, który nie umie dopasować elementów prostej układanki, faktów do rzeczywistości.
www- Po co? - spytałem najgłupiej jak można. Uścisk w gardle zdławił końcówkę zdania. Co właściwie powinienem powiedzieć, co zrobić? Nie miałem pojęcia. Było już jasne, że nie widzi naszej przyszłości, choć nie nazwała tego głośno – ani wtedy, ani teraz.
wwwNie musiała odpowiadać. Poszedłem do swojego pokoju. Do pierwszego lepszego plecaka poleciało luzem kilka pierwszych przedmiotów, na których zatrzymał się mój wzrok. Szerokokątny Hasselblad i teleobiektyw portretowy do kompletu. Kupiona niedawno kolekcjonerska Leica. I chyba cośjeszcze. Nie słyszałem trzasku rozbijanego szkła, działałem mechanicznie, równie bezsensownie jak w moich oczach wyglądała sytuacja sprzed chwili. Wychodząc minąłem Daniela. Może przechodząc niegrzecznie potrąciłem go ramieniem, choć równie prawdopodobne jest, że uprzejmie odpowiedziałem na powitanie. Nie pamiętam.
wwwMinęło ponad dwanaście miesięcy a rozbite obiektywy nadal leżą w szafie w tym mieszkaniu, w którym teraz siedzimy, Fiona i ja, na dużej czarnej sofie w salonie. Fiona zauważyła moje zamyślenie. Zdjęła sandały i podkuliła nogi pod siebie. Głowę opiera na ręce wyciągniętej na oparciu i spogląda na już bez uśmiechu. Lluźna, biała sukienka lekko opada, odsłaniając kawałek ramienia. Skupiam wzrok na kontraście tkanin. Wracam do jej policzka, gładzę grzbietem dłoni piegowatą skórę.
www- Mogę... - waham się nagle i nie kończę. Światło mam idealne do portretu, ale nie jestem pewien czy chcę fotografować. Mam inny aparat, ale nie ruszałem go od czasu przeprowadzki. Przełykam ślinę. - Mogę zrobić ci zdjęcie? - mówię w końcu.
www- Przed czy po? - mruczy Fiona. W zielonych oczach migają figlarne iskierki i niemal namacalnie czuję rosnące napięcie. Jak wibrowanie gdzieś w podbrzuszu. Dłoń. która ląduje na moim karku, jest zaskakująco zimna. Pochylam się, stykając nasze czoła. Zielone oczy z drobinkami światła w tęczówkach są blisko, na odległość pocałunku.
wwwDzwonek do drzwi sprawia, że oboje podskakujemy, jak dzieci przyłapane na zakazanej zabawie. Zastanawiam się przez chwilę czy otwierać i wtedy gong rozbrzmiewa jeszcze dwa razy. Niecierpliwie.
www- Przepraszam – szepczę, wstając. - Może to coś pilnego.
wwwOtwieram drzwi. Połowa jej twarzy jest skryta w cieniu, ale i tak wyraźnie widzę łzy lśniące na policzkach. Ma dłuższe włosy niż w czasie gdy patrzyłem na nią po raz ostatni. Jest chudsza, a pod oczami ma niepokojące cienie. Wygląda na to, że jest sama. Przez chwilę brakuje mi oddechu.
www- Mel – rzucam cicho i milknę. Znowu nie wiem co powiedzieć.
www- Mogę wejść? - pyta cicho. Wyciągam ramiona i po prostu przytulam mocno. Odruchowo całuję w czubek głowy. Przez ten czas nie zapomniałem jak pachną jej włosy. Przez znaną nutę przebija coś nowego – lawendowa nuta dziecięcej oliwki. Natychmiast klasyfikuję ten zapach w kategorii „piękny”.
wwwGłaszczę uspokajająco plecy Melanie i lekko kołyszę. Kuli ramiona i chowa twarz w moim swetrze. W tej chwili rozumiem dokładnie, że nie ruszyłem się z miejsca od tamtego dnia, kiedy z plecakiem pełnym bezużytecznych drobiazgów opuściłem nasz dom. Czuję jak mocno i miarowo bije mi serce.
wwwDopiero jakiś ruch obok nas przywraca mnie do rzeczywistości.
wwwFiona. Stoi obok, w butach, żakiecie, z torebką przewieszoną przez ramię, gotowa do wyjścia. Nie kryje zdziwienia, a może nawet rozdrażnienia, doskonale odmalowanego w zielonych tęczówkach, w wyniosłym uniesieniu podbródka. Trochę nerwowym ruchem poprawia włosy. Wracam myślami do fotografii, która nie powstała.
www- Nie będę przeszkadzać – mówi tylko i zamyka drzwi za sobą. Nie protestuję, nie idę za nią. Wiem, że jutro jeśli zadzwonię nie odbierze teflonu, ale niewiele mnie to teraz obchodzi. Zostajemy sami.
www- Przepraszam – Melanie odsuwa się, ociera łzy. - Przepraszam, przyszłam bez zapowiedzi. Ale szpital jest kilka ulic stąd.
wwwPatrzę na nią, starając walcząc o zrozumienie.
www- Szpital? Jaki Szpital? Mel? - Lekko ściskam jej ramiona. - Chodź, usiądziesz, zrobię ci herbatę – plotę bezładnie. Łapię za drobną dłoń i prowadzę do pokoju.
wwwSiada na sofie, w miejscu wcześniej zajmowanym przeze mnie, intuicyjnie nie wybiera miejsca drugiej kobiety. Chcę wyjść po napoje, ale zostaję, bo Melanie coś mówi.
www- Musimy porozmawiać, proszę. - Patrzy z dołu. Z tej perspektywy sińce pod oczami wyglądają na głębsze. Rzęsy ma jeszcze mokre od łez. Klękam przed nią.
www- Co się dzieje, Melanie? - pytam najspokojniej jak umiem.
www- Mój syn, Bruno, ma białaczkę – mówi po chwili milczenia.
wwwNabieram powietrza zaskoczony. „Czyli to syn” - przemyka mi przez głowę. Przez moment czuję zupełną pustkę, tylko mocniej chwytam jej palce, jakby to ona mogła uratować mnie przed utonięciem. Na myśl przychodzą same banały w rodzaju: „będzie dobrze”. Bruno. Ładne imię.
www- Szukamy dawcy szpiku kostnego – kontynuuje cichym, zdławionym głosem. - Jak być może wiesz, w pierwszej kolejności warto sprawdzić w najbliższej rodzinie zgodność. Dla ponad trzydziestu procent pacjentów udaje się znaleźć odpowiedniego, zgodnego we wszystkich antygenach HLA, spokrewnionego dawcę szpiku.
wwwKiwam głową na znak, że rozumiem, choć nie pojmuję na razie co mogę mieć z tym wspólnego. Łatwość z jaką Melanie rzuca medycznymi terminami napawa mnie lękiem. Ile tygodni już mały jest w tym szpitalu? - zastanawiam się. Jak dużo zdążyła już przeczytać artykułów? Jak duża jest jeszcze nadzieja?
www- Ja niestety nie jestem zgodna. Ale trzeba jeszcze... - Melanie przerywa i zakrywa twarz dłońmi zaciśniętymi w pięści. Chcę znowu przytulić, ale kręci głową i zabiera ręce. - Przepraszam James – szlocha – tak strasznie cię przepraszam. Ja... ja cię wtedy okłamałam. Jesteś ojcem Brunona.
wwwMachinalnie potakuję, choć nie od razu dociera do mnie to, co właśnie powiedziała.
www - Mogę być zgodnym dawcą – chrypię po dłuższym czasie. - Mel, zrobię wszystko.
wwwNic więcej nie jestem w stanie z siebie wydobyć. Siedzę nadal na podłodze, wpatrzony w swoje dłonie. Nie mogę opanować ich drżenia. Boję się spojrzeć w górę. Na Melanie.
www- Wybacz mi – słyszę jej zdławiony szept. Znowu kiwam głową, niezdolny do niczego innego.
www- Jak długo to trwa? Kiedy określą czy będę mógł oddać szpik?
www- Powiedzieli, że zrobią od razu test.
wwwW drodze do szpitala, i potem kiedy na korytarzu czekamy aż przyjmie nas lekarz nie wymieniamy ani słowa. Notuję w pamięci nieistotne drobiazgi. Przyglądam się równoległym jasnoniebieskim liniom, zdobiącym ściany korytarza. Zauważam, że Melanie ma na sobie sweter prawie identyczny jak ten, który nosiła, gdy spotkaliśmy się na planie filmowym. Chowa dłonie w za długich rękawach. Nie patrzy na mnie. W wyobraźni ustawiam ją w kadrze wykorzystującym perspektywę zbiegających się linii. Mała, zagubiona dziewczynka.
wwwPotem, po pobraniu krwi i materiału generycznego, czekam na wyniki stojąc przy oknie i bezmyślnie obserwując przepływające kolory nieba. „To mój syn” – obracam w głowie ciągle to samo zdanie. Gdybym tylko mógł mu pomóc. Zaciskam pięści i zaklinam los. Minuty dłużą się, mam wrażenie, że duży okrągły zegar z czarnymi kreskami wskazówek jest zepsuty i wskazuje ciągle tę samą godzinę. W końcu pielęgniarz zaprasza do gabinetu, gdzie lekarz o siwych skroniach i oczach, w sinawym odcieniu błękitu, objaśnia procedurę pobierania szpiku kostnego. Mówi coś o talerzu kości biodrowej, znieczuleniu ogólnym, dokumentach potrzebnych do przyjęcia na oddział. Niewiele mnie to interesuje i ledwie go słyszę przez szum w głowie i bicie własnego serca. Najważniejsze ogłosił przecież na samym początku: „Gratuluję, pańskie antygeny HLA są zgodne i będziemy mogli przeszczepić dziecku komórki krwiotwórcze”. Najchętniej wybiegłbym teraz na korytarz, krzycząc z radości i ulgi. Słucham do końca, jego wyjaśnień, i nadal oszołomiony wychodzę.
wwwStaram się uspokoić, ale dopiero kawa kupiona w szpitalnym automacie pomaga mi zebrać myśli. Siadam na krzesełku pod oknem i powoli sączę lurę ze styropianowego kubka. Płyn jest nieco zbyt kwaśny i zbyt gorący, parzy mi wargi. Pachnie jednak całkiem przyjemnie.
www- James. - Melanie dotyka mojego ramienia. - Nawet nie wiesz... - Rzęsy ma znowu mokre, ale oczy radosne, błyszczące. Nadzieja sprawia, że nawet półkola pod oczami nie wydają się już tak głębokie. Gwałtownie wstaję, chcę ją objąć, ale nie wiem co zrobić z niedopitą kawą i w końcu rezygnuję. Uśmiecham się, choć mam obawy że wypadło to paskudnie – mam wciąż ściśnięte z emocji szczęki i oddycham z trudem. Wysączam do końca płyn z kubka.
www- Czy ty i Daniel... - zaczynam po jakimś czasie absurdalne pytanie, ale nie kończę.
www- Tak, James – odpowiada mi szybko. Opuszczam głowę, zdając sobie sprawę, że liczyłem na inną odpowiedź.
www- Będę mógł zobaczyć Brunona? - Wybieram inne pytanie z zestawu, który szaleje mi w głowie. Zgniatam styropian w dłoniach i przez chwilę jest to jedyny dźwięk pomiędzy nami.
www- Jasne – odpowiada w końcu. - Tylko... - wyraźnie ma kłopot z początkiem.
wwwZerkam i bez trudu rozpoznaję, że bardzo jej zależy na tym, co zamierza powiedzieć. Poznaję po zagryzionych wargach, po zaciśniętych, jak w bólu, powiekach. Łagodnie biorę ją za rękę i całuję wnętrze dłoni.
www- Powiedziałem, że zrobię wszystko – przypominam.
wwwNie wiem skąd znalazłem siłę na spokojny ton. Skupiam się teraz na tym by nie powróciło drżenie rąk. Melanie przysiada obok. Wzdycha.
www- To Daniel jest dla Brunona ojcem. Tworzymy rodzinę. Nie chciałabym burzyć małemu jego świata. Już wystarczająco zrobiła to choroba. Wiem, że proszę o dużo, ale wolałabym, nie dowiedział się nigdy, że ty jesteś ojcem biologicznym. - Spogląda na mnie z wyraźnym niepokojem, ale i wyczekiwaniem.
www- Nie chcesz, żeby Bruno wiedział, że jestem jego ojcem – powtarzam machinalnie, nie wierząc w to co słyszę.
wwwAle Melanie potwierdza. Przytacza kolejne argumenty, które mam wrażenie przelatują obok, bo widzę jak porusza ustami. Chowam w twarz w dłoniach, czując głuche, bolesne szarpanie w gardle. Chciałbym móc wziąć plecak, wrzucić do niego kilka obiektywów i kamerę i wyjść. To jest coś co już znam. Tym razem mógłbym, wychodząc trzasnąć Daniela w szczękę. Wyobrażam sobie swoją zaciśniętą pięść, to jak się obracam, lekko, jakby od niechcenia, krótki zamach i trafiam dokładnie w żuchwę. Czuję przeszywający ból w przedramieniu, a jego zęby obdzierają mi skórę z kostek palców. Tak, mógłbym rzucić go na ścianę. Bezsensowna złość. Żal. Nie rozumiem. Nie chcę rozumieć.
www- James, przepraszam – słyszę obok. Wracam. Patrzę na nią.
wwwWiem, że jeśli postawię teraz warunek, ona go spełni. I już sam fakt, że wpadłem na taki pomysł napawa mnie wstydem i wstrętem. Zaciskam zęby.
www- Chcę go tylko poznać, Mel. Nic więcej. - Zdaję sobie sprawę, że cedzę słowa, ale nic nie jestem w stanie na to poradzić. – Po zabiegu wrócę do domu. Potem nie będę cię nękał, nie będę nic chciał. Od ciebie. Od was.
wwwMilknę, bo głos mnie zawodzi. Wstajemy i idę za nią długim korytarzem, do jednej z wielu małych, przytulnych salek. Tam, przy oknie stoi Daniel, ze śpiącym Brunonem w ramionach. Kołyszę się z nim lekko w przód i w tył, zupełnie tak jak ja dziś, kiedy uspokajałem Melanie. Jest odwrócony bokiem do wejścia, tak, że nawet w półmroku panującym w pomieszczeniu, dość wyraźnie widzę twarz synka. Mały ma włoski jasne i lekko falowane, jak Melanie. Przyglądam się rysom jego twarzy i odnajduję podobieństwo do niej, ale też charakterystyczny niewielki garb u nasady nosa. Taki jaki mam ja, mój brat, mój ojciec i dziadek. Bezwiednie dotykam tego miejsca i lekko pocieram małą wypukłość. Od dziś uwielbiam ten szczegół.
wwwMel podchodzi do męża i syna. Całuje małego delikatnie, w czubek główki. Daniel przytula wolną ręką. Patrzę na nich, jak na klatkę zdjęcia, w myślach mierzę światło, i dobieram filtr. Próbuję zrobić krok do środka, ale nie daję rady. „Nie jesteś zaproszony” szydzi coś w mojej głowie. Czuję uścisk w gardle, który powoli i dławiącą zstępuję w dół, kłuje boleśnie w splot słoneczny. Scena traci kontury. Mrugam powiekami i ze zdziwieniem ocieram mokry ślad z policzków.
wwwOdwracam się. Przed oczami powoli jak w slow motion nadal przesuwa mi się scena spod okna – łagodny gest Daniela, jego ręka na jej ramieniu, pocałunek Melanie, westchnienie Brunona. Odchodzę. Idę tak, całkowicie odrętwiały, aż do końca korytarza.
wwwStaję pod ścianą.
wwwPrzykładam dłoń do gładkiej powierzchni. Jest chłodna, jak ręka Fiony, dziś w południe, sto lat temu, na moim karku.
2
nie harlekin.
trochę literówek i jakies przecinki.
i kobiecy bohater, nielogiczny i bez charakteru - gdzie go poślą, tam idzie, ale moze to kwestia artystycznego rysu, jakim go obdarowałaś, że kobieta kręci nim jak wrzecionem, a on nie reaguje i pozwala przestawiac się jak pufa z kąta w kąt w zależności od jej widzimisię. z drugiej strony kłoci mi się to nieco z osiągnieciami, bo te przeciez wymagają jakiejś konsekwencji w działaniu, zdecydowania, których nie widać w relacji z kobietą.
ale ładnie napisane, zgrabnie i spójnie, trzymasz się pomysłu, konsekwentnie kreślisz postać meżczyzny zagubionego w świecie.
i podobają mi się kadry malowane światłem - sprawiają, ze opowieśc zatrzymuje się chwilami, pozwala przyjrzeć sie bohaterom, scenografii.
trochę literówek i jakies przecinki.
i kobiecy bohater, nielogiczny i bez charakteru - gdzie go poślą, tam idzie, ale moze to kwestia artystycznego rysu, jakim go obdarowałaś, że kobieta kręci nim jak wrzecionem, a on nie reaguje i pozwala przestawiac się jak pufa z kąta w kąt w zależności od jej widzimisię. z drugiej strony kłoci mi się to nieco z osiągnieciami, bo te przeciez wymagają jakiejś konsekwencji w działaniu, zdecydowania, których nie widać w relacji z kobietą.
ale ładnie napisane, zgrabnie i spójnie, trzymasz się pomysłu, konsekwentnie kreślisz postać meżczyzny zagubionego w świecie.
i podobają mi się kadry malowane światłem - sprawiają, ze opowieśc zatrzymuje się chwilami, pozwala przyjrzeć sie bohaterom, scenografii.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
3
Powtórzone policzki.Fiona ma rude włosy i policzki usiane słonecznymi piegami. Zafascynowany przeciągam kciukiem po jej policzku,
Powtórzone słońce.miękko rozprasza silne południowe słońce.
Mimowolnie wspominam inne łagodne oświetlenie i inną kobietę, o bursztynowych oczach i jasnych, złotych w słońcu włosach.
Przecinek przed „żądając”.że naprawdę wiem co mówię żądając konkretnych filtrów czy soczewek
Przecinek przed Mel.Zanim przeszliśmy do plenerów Mel zamieszkała u mnie.
Sądzę, że powinno być albo „tworzy”, albo „stwarza”. Czas przyszły tu nie pasuje.jak rozśmieszyć – wszystko to, co stworzy codzienność i daje kobiecie poczucie bezpieczeństwa.
Bardziej klasycznie zabrzmiałoby: „...do tej samej rzeki”.Podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody.
Nie podoba mi się porównanie do piłki. Mało poetyckie i pozbawione nastroju. Napisałbym po prostu „obejmując okrąg ciężarnego brzucha”. Okrąg czasem – podświadomie nawet – kojarzy się ze światem, czymś, co obejmuje wszystko, a przynajmniej to, co najważniejsze.- Odebrałam wyniki badań – dodała po chwili, obejmując okrągły jak piłka ciężarny brzuch.
No nie wiem, czy w tych okolicznościach, przysługiwała jej aureola.Słońce obrysowało jej kontur, dodając aureolę wokół włosów.

Powtórzone „pierwszego”.Do pierwszego lepszego plecaka poleciało luzem kilka pierwszych przedmiotów, na których zatrzymał się mój wzrok.
coś jeszczeI chyba cośjeszcze.
Przed „jak” chyba powinien być przecinek, ale całe to ujęcie (porównanie bezsensowności) nie jest najszczęśliwsze.Nie słyszałem trzasku rozbijanego szkła, działałem mechanicznie, równie bezsensownie jak w moich oczach wyglądała sytuacja sprzed chwili.
Nie słyszałem trzasku rozbijanego szkła,
Żeby ktoś rzucał swoim kosztownym sprzętem fotograficznym i to tak, aby go zniszczyć, musiałby być bardzo, bardzo wściekły. Owszem, miał powód, ale nie opisałaś tego. Poza tym, soczewki w obiektywach są grube, są w ścisłej obudowie, mogą pęknąć od uderzenia, ale raczej wrzucane do plecaka nie rozbiłyby się na drobne części (pękłyby, ale raczej pozostały unieruchomione w plastiku lub metalu obudowy w całości) i nie wydałyby dźwięku, który kojarzymy z rozbijanym szkłem.a rozbite obiektywy nadal leżą w szafie w tym mieszkaniu
Po „na” czegoś brakuje.Głowę opiera na ręce wyciągniętej na oparciu i spogląda na już bez uśmiechu.
Z męskiego punktu widzenia, bardzo mało prawdopodobne. Ale literacko ładnie ujęte.choć równie prawdopodobne jest, że uprzejmie odpowiedziałem na powitanie. Nie pamiętam.
Luźna – literówka.Lluźna, biała sukienka lekko opada,
Kropka zamiast przecinka.Dłoń. która ląduje na moim karku, jest zaskakująco zimna.
Przecinek przed „gdy” by się przydał.Ma dłuższe włosy niż w czasie gdy patrzyłem na nią po raz ostatni.
Hm... dwanaście miesięcy to długo, bardzo długo; jest młodym, aktywnie pracującym człowiekiem, siedzi z inną dziewczyną... A ona kiedyś odeszła od niego...- Mogę wejść? - pyta cicho. Wyciągam ramiona i po prostu przytulam mocno.
Powiem tak: całość, sprawia wrażenie prawdziwe, ale poszczególne sceny – już nie bardzo. W sumie - też dziwne.
Przecinek przed „nie”.Wiem, że jutro jeśli zadzwonię nie odbierze teflonu,
Przecinek przed „co” by się przydał.Kiwam głową na znak, że rozumiem, choć nie pojmuję na razie co mogę mieć z tym wspólnego.
Środkowe tutaj zdanie lepiej by było ująć: Jak wiele zdążyła przeczytać artykułów? Uniknie się powtórzenia „już” oraz „dużo”.Ile tygodni już mały jest w tym szpitalu? - zastanawiam się. Jak dużo zdążyła już przeczytać artykułów? Jak duża jest jeszcze nadzieja?
Przecinek przed „nie”.W drodze do szpitala, i potem kiedy na korytarzu czekamy aż przyjmie nas lekarz nie wymieniamy ani słowa.
Przecinek przed „by”.Skupiam się teraz na tym by nie powróciło drżenie rąk.
Czegoś brakuje w tym zdaniu.Wiem, że proszę o dużo, ale wolałabym, nie dowiedział się nigdy,
Kołysze – literówka.Kołyszę się z nim lekko w przód i w tył
Smutna opowieść, ale brzmi dość prawdziwie, choć trudno sobie wyobrazić i trudno uwierzyć, że kobieta mogłaby tak postępować. Odnoszę wrażenie, że ona w pierwszym rzędzie myśli o sobie, a nie o dziecku. A argument „tworzymy rodzinę” w tych okolicznościach jest wyjątkowo nieprzyjemny, a dla prawdziwego ojca, od którego czegoś oczekuje, powalający.
Trochę dziwi mnie też jej odejście będąc ciąży, z treści wynika, że spędzała czas z bohaterem opowiadania, skąd nagle ten Daniel? Chyba nie jest zbyt częste, że kobieta odchodzi w takim stanie od ojca swego dziecka, który ją kocha, którego dobrze zna, z którym, niechby nawet nominalnie spędza czas (siedziała i czytała w swoim pokoju). Ale może chodzi o sytuację szczególną. Chociaż oboje stwarzają trochę nierealny obraz.
Dobrze napisane opowiadanie, ciekawe opisy, zwłaszcza te, nawiązujące do światła, wyraziste, konkretnie nakreślone sceny, a pewna niecodzienność postaci wzbudza dodatkowe zainteresowanie i skłania do refleksji. Na pewno zostanie w pamięci.
4
Ale trzask jest, no nie? Jak się tam w środku coś psuje. Zmieniłam ten opis i dodałam coś o tym, że nie zdawał sobie wtedy sprawy z siły, z jaką ciskał tym sprzętem - jakby wypełniała go nie bezradność , a rozpaczliwa wściekłość.Gorgiasz pisze:Żeby ktoś rzucał swoim kosztownym sprzętem fotograficznym i to tak, aby go zniszczyć, musiałby być bardzo, bardzo wściekły. Owszem, miał powód, ale nie opisałaś tego. Poza tym, soczewki w obiektywach są grube, są w ścisłej obudowie, mogą pęknąć od uderzenia, ale raczej wrzucane do plecaka nie rozbiłyby się na drobne części (pękłyby, ale raczej pozostały unieruchomione w plastiku lub metalu obudowy w całości) i nie wydałyby dźwięku, który kojarzymy z rozbijanym szkłem.
W sumie też mnie zastanawiało to rozbijanie. Dziękuję. Znaczy w ogóle dziękuję - za całą opinię.
5
na złość babci, odmrożę sobie uszyithilhin pisze:Smoke nie czytaj - harlequin.

naprawdę ciężko było mi przebrnąć przez tak ładny tekst, ale zmusiłem się, by coś Ci napisać, by było jeszcze lepiej

lubujesz się w nietypowych bohaterach i nietypowych sytuacjach, natomiast opisujesz wszystko typowo, tzn. tak normalnie, po kolei - a to się nie sprawdza.
walisz prosto z mostu, a powinnaś czytelnika najpierw przestawić na nietypowy tor, zobacz taką scenkę; dwóch kumpli:
- stary, kto ci tak przerysował zderzak?
- cooooooooo? kuuuuuuuuuu...a gdzie? za.........ę chu...........a!!
a u Ciebie jest tak; on i ona:
- to nie twoje dziecko
- ok, w porządku, trudno.
po czasie:
- wiesz, to jednak twoje dziecko.
- aha, no to spoko, no.
Twój bohater jest nietypowy i ok, może taki być, ale wrzucanie czytelnika w sam środek jego konfliktu tragicznego jest nie najlepszym pomysłem, bo dajesz czytelnikowi dwie ciężkie rzeczy naraz. Mogłabyś tak robić, gdyby bohater był normalny (statystyczny

Dobrym rozwiązaniem będzie przedstawienie specyficznego charakteru bohatera poprzez pokazanie go w sprawach mniejszego kalibru; takich normalnych życiowych (tekst się rozciągnie, ale to mogą być krótkie retrospekcje). Będzie od razu wiadomo z kim mamy do czynienia i nie spiętrzy się wszystko w kulminacyjnym momencie. Unikniesz dzięki temu Wenezueli w stylu:
- Rodrigo, muszę ci coś wyznać.
- Och Consuelo, czy chodzi o naszego syna?
- Tak. Nie jestem jego matką.
6
Zbyt ogólnikowo, pospiesznie i na skróty. Ludzie nie rozstają się dlatego, że "przestali podążać wspólną ścieżką", chyba że kompletnie się sobą znudzili. W takim uzasadnieniu nie ma żadnego napięcia, żadnego nerwu, a przecież piszesz potem, że Twój bohater "zatrzymał na długo swój świat". Zdecydowanie wolałabym tu jakiś konkret, choćby Melanie była jednak zbyt kapryśna i niestała, żeby pozostać ze mną na dłużej, czy coś podobnego, co charakteryzowałoby albo samą Melanie, albo ich oboje i nadało temu rozstaniu trochę kolorów.ithilhin pisze: Ze wszystkich sił pracowałem, by zapewnić to Melanie, ale w pewnym momencie przestaliśmy podążać wspólną ścieżką.
Po pierwszej części zdania spodziewałam się jednak lat. Deszcz nagród za jakiś film może być sprawą jednego sezonu, ale te hity filmowe, firmowane własnym nazwiskiem?ithilhin pisze:Po czasie, który mógłbym policzyć w hitach kinowych firmowanych moim nazwiskiem, albo w nagrodach na półkach, po dniach, tygodniach, miesiącach, które przeżył zupełnie ktoś inny, wróciła.
Rzeki. Można trawestować klasyków, ale nie zawsze warto.ithilhin pisze:Podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody.
Bardzo trudno mi w to uwierzyć. Mężczyzna, który sprowadza samego siebie - i tego drugiego też - tylko do roli jakiegoś kompletnie nic nieznaczącego dawcy nasienia? A może by coś w rodzaju: Kochałem Melanie i byłem gotów uznać dziecko za swoje, nawet jeśli w rzeczywistości to nie ja byłem jego ojcem. Przynajmniej jakaś męska decyzja, a nie "nie zastanawiałem się". Może James nie jest typem macho, ale żeby nie zastanawiał się, czy w ogóle jest ojcem tego dziecka - no nie.ithilhin pisze:Nie było tajemnicą, że zanim wróciła do mnie spotykała się z innym mężczyzną i nie ma pewności kto tak naprawdę jest ojcem. Wtedy nawet nie zastanawiałem się czyje dziecko nosi Melanie, nie miało to znaczenia. To ona była ważna.
Ależ skąd, tu akurat mówi i działa całkiem sensownie.ithilhin pisze:- Szpital? Jaki Szpital? Mel? - Lekko ściskam jej ramiona. - Chodź, usiądziesz, zrobię ci herbatę – plotę bezładnie.
Bardzo to melodramatyczne, takie "zrobię wszystko". Wystarczyłoby: Dobrze, Mel, zrobię test.ithilhin pisze:Machinalnie potakuję, choć nie od razu dociera do mnie to, co właśnie powiedziała.
www - Mogę być zgodnym dawcą – chrypię po dłuższym czasie. - Mel, zrobię wszystko.
Co to za diabeł: materiał generyczny? Z tego, co pamiętam, do badania na zgodność dawcy szpiku wystarczało samo pobranie krwi, natomiast na wyniki czekało się dość długo, przynajmniej kilka dni. Chociaż, jak rozumiem, chciałaś zachować jedność czasu i akcji, więc nie będę się bardzo czepiać.ithilhin pisze:Potem, po pobraniu krwi i materiału generycznego, czekam na wyniki stojąc przy oknie i bezmyślnie obserwując przepływające kolory nieba.
Ithi: to jest taki facet, o jakim marzy, przynajmniej w pewnym okresie życia, prawie każda kobieta. Czuły. Wrażliwy. Opiekuńczy. Zrobi wszystko i wszystko wybaczy. Można go zdradzić i sponiewierać, a potem wrócić i żądać, żeby ponosił konsekwencje nie swoich grzechów, a on zgodzi się bez cienia protestu. Bo kocha. Dlatego dywanikiem się rozpostrze pod stopami kobiety i dziecka, a przy okazji i tego drugiego, z którym ona teraz jest.ithilhin pisze:Zerkam i bez trudu rozpoznaję, że bardzo jej zależy na tym, co zamierza powiedzieć. Poznaję po zagryzionych wargach, po zaciśniętych, jak w bólu, powiekach. Łagodnie biorę ją za rękę i całuję wnętrze dłoni.
www- Powiedziałem, że zrobię wszystko – przypominam.
Tyle, że przebywamy wówczas w świecie marzeń.
Jako postać literacka taki mężczyzna jest bezkrwisty. Nic w nim nie ma, poza miłością i zdolnością do wybaczania i poświęceń, lecz w literaturze to naprawdę znaczy niewiele. Żeby nie było nieporozumień: uważam, że cała sytuacja jest prawdopodobna. Mogę sobie bez trudu wyobrazić mężczyznę, który nie robi wówczas awantury kobiecie, nie zasypuje jej wyrzutami, nie domaga się praw do dziecka. Ale: nie mogę sobie wyobrazić, żeby on nie przeżywał uczuć bardziej gwałtownych, niż zdumienie, oszołomienie i bezwarunkowa chęć pomocy. Siedzi na tym szpitalnym korytarzu kilka godzin, ma chyba czas, żeby wyjść z paraliżującego zdumienia? Gniew, żal, poczucie krzywdy - on tych uczuć nie musi ujawniać, ale dlaczego miałby ich nie przeżywać? Że kocha Melanie? Miłość nie jest środkiem znieczulającym, a u Ciebie trochę tak działa.
No więc, tak. Piszesz płynnie, więc i czyta się to opowiadanie całkiem gładko, parę razy mi coś zgrzytnęło, lecz w sumie są to drobiazgi. Ale jednak bohater - za bardzo z poświęceń utkany i wyrozumiałości. Oj, zdecydowanie za bardzo.
Ostatnio zmieniony ndz 03 sie 2014, 15:28 przez Rubia, łącznie zmieniany 1 raz.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
7
Rubio, bardzo dziękujęza poświęcenie chwili na przeczytanie i weryfikację.
W materiale "generycznym" jest oczywista literówka :oops:
Miał być oczywiście genetyczny. Z pobieraniem krwi i czekaniem na wyniki, ale rzeczywiście chciałam zamknąć scenę w jednym popołudniu, stąd ten materiał, który zakładam mógł skrócić oczekiwanie na wynik badania, zwłaszcza w prywatnej placówce. Być może to błąd merytoryczny jest - gdybym zamierzała pisać więcej to oczywiście bym sprawdziła czy taki wariant jest możliwy.
do tej samej wody - ja wiem, że jest "rzeki" w powiedzeniu. Ale to są niejako myśli Jamesa
Bo to były lata. Dni, tygodnie i miesiące składają sięna lata
Rozumiem, że nie zabrzmiało to dostatecznie wiarygodnie.
Co do bohatera - na potrzeby tej historii - a raczej tej konkretnej sceny - chciałam go utkać z poświęceń i wyrozumiałości. Ale też rozumiem, że za bardzo.
Jeszcze co do tych uczuć i siedzenia na korytarzu - do momentu jak widzi syna to o n jest otępiały i oszołomiony. Scena w pokoju jest uderzeniem obuchem. Po nim teoretycznie może nastąpić ta gama, którą sugerujesz. Gniew , żal itepe - to co się zaczęło jak usłyszał, że ma pozostać "w cieniu". To by go jeszcze dopadło.
W materiale "generycznym" jest oczywista literówka :oops:
Miał być oczywiście genetyczny. Z pobieraniem krwi i czekaniem na wyniki, ale rzeczywiście chciałam zamknąć scenę w jednym popołudniu, stąd ten materiał, który zakładam mógł skrócić oczekiwanie na wynik badania, zwłaszcza w prywatnej placówce. Być może to błąd merytoryczny jest - gdybym zamierzała pisać więcej to oczywiście bym sprawdziła czy taki wariant jest możliwy.
do tej samej wody - ja wiem, że jest "rzeki" w powiedzeniu. Ale to są niejako myśli Jamesa

Masz rację. Trafiłaś w sedno tego co próbuję poćwiczyć pisząc takie fragmenty. Niby "czuję" bohatera, a potem jakoś go odzieram z tego co o nim wiem serwując ogólnik. Może się kiedyś nauczę.Rubia pisze:Zbyt ogólnikowo, pospiesznie i na skróty
Rubia pisze:Po pierwszej części zdania spodziewałam się jednak lat
Bo to były lata. Dni, tygodnie i miesiące składają sięna lata

Co do bohatera - na potrzeby tej historii - a raczej tej konkretnej sceny - chciałam go utkać z poświęceń i wyrozumiałości. Ale też rozumiem, że za bardzo.
Jeszcze co do tych uczuć i siedzenia na korytarzu - do momentu jak widzi syna to o n jest otępiały i oszołomiony. Scena w pokoju jest uderzeniem obuchem. Po nim teoretycznie może nastąpić ta gama, którą sugerujesz. Gniew , żal itepe - to co się zaczęło jak usłyszał, że ma pozostać "w cieniu". To by go jeszcze dopadło.
8
ith, spokojnie, jest wiele miejsca tego typu bohaterów, choć wiele już zostało napisane; weźmy "pierwszą powieść świata" - jak pisał Parandowski (i nie chodzi tu o chronologię).
Karbovary - jest typem, który może stanowić niedościgniony wzór dla Twoich bohaterów i jest przykładem, jak trzeba ich prowadzić. Najpierw musisz wprowadzić czytelnika w postać bohatera, jego specyfikę, a potem już będzie z górki, bo najdziwniejsze jego zachowania będą tłumaczyć się same przez się i czytelnik zdziwiłby się, gdyby biedaczyna w końcu tupnął nóżką i się ogarnął.
Poprzeczka więc wysoko zawieszona jest i im bardziej nietypowe charaktery czy sytuacje opisujesz, tym bardziej musisz zadbać o to, by broniły się z każdej strony, bo margines błędu jest tu zerowy i każde pójście na skróty lub nieprzemyślenie czegoś, będzie natychmiast zauważane i piętnowane.
Ostrożnie też z fabułą; nie udziwniaj na siłę, bo przygnieciesz czytelnika i bohaterem i opowieścią, a wystarczy jedno tylko.
I jeszcze pytanie; czemu Drzejms itd? Pisz o Polsce i Polakach, to co bliższe bardziej trafia. Bo mam takie wrażenie, że przyszli pisarze lubują się w zagramanicznych postaciach i miejscach bez uzasadnionej przyczyny. Ciężko trafić na tekst w którym nie byłoby:
- Drzejmsa
- kaptajna Dżonsona,
- detektywa Smisa,
- hrabiego Walgodechą,
- Dżesiki z elitarnego hajskóla,
- nawet gdyby ktoś chciał napisać o kocie, który jeździł koleją, byłby pewnie skład terzewe

Karbovary - jest typem, który może stanowić niedościgniony wzór dla Twoich bohaterów i jest przykładem, jak trzeba ich prowadzić. Najpierw musisz wprowadzić czytelnika w postać bohatera, jego specyfikę, a potem już będzie z górki, bo najdziwniejsze jego zachowania będą tłumaczyć się same przez się i czytelnik zdziwiłby się, gdyby biedaczyna w końcu tupnął nóżką i się ogarnął.
Poprzeczka więc wysoko zawieszona jest i im bardziej nietypowe charaktery czy sytuacje opisujesz, tym bardziej musisz zadbać o to, by broniły się z każdej strony, bo margines błędu jest tu zerowy i każde pójście na skróty lub nieprzemyślenie czegoś, będzie natychmiast zauważane i piętnowane.
Ostrożnie też z fabułą; nie udziwniaj na siłę, bo przygnieciesz czytelnika i bohaterem i opowieścią, a wystarczy jedno tylko.
I jeszcze pytanie; czemu Drzejms itd? Pisz o Polsce i Polakach, to co bliższe bardziej trafia. Bo mam takie wrażenie, że przyszli pisarze lubują się w zagramanicznych postaciach i miejscach bez uzasadnionej przyczyny. Ciężko trafić na tekst w którym nie byłoby:
- Drzejmsa
- kaptajna Dżonsona,
- detektywa Smisa,
- hrabiego Walgodechą,
- Dżesiki z elitarnego hajskóla,
- nawet gdyby ktoś chciał napisać o kocie, który jeździł koleją, byłby pewnie skład terzewe

9
Dlaczego James? Bo tak mi było łatwiej o nim myśleć. Bo gdybym miała to rozwijać to wydarzenia fabularne pasowały mi do Londynu. Ale raczej nie będę.
Chyba powinnam w końcu odpowiedzieć sobie na pytanie o czym chcę pisać i konsekwentnie podążać za planem.
Chyba powinnam w końcu odpowiedzieć sobie na pytanie o czym chcę pisać i konsekwentnie podążać za planem.
10
każdy przyszły pisarz musi odpowiedzieć na kilka pytań, m.in:
- co poważnego chcę pisać?
- która godzina?
- mogę być ten grosik winna?
- jakiś alkohol? narkotyki?
- pisać powieść, czy opowiadania?
- ale to będzie stówka dopłaty, więc jak?
- jak zareagują czytelnicy?
i takie tam
zostaw Angolom Londyny, zajmij się Warszawą :cool:
- co poważnego chcę pisać?
- która godzina?
- mogę być ten grosik winna?
- jakiś alkohol? narkotyki?
- pisać powieść, czy opowiadania?
- ale to będzie stówka dopłaty, więc jak?
- jak zareagują czytelnicy?
i takie tam

zostaw Angolom Londyny, zajmij się Warszawą :cool:
11
Chyba jednak za bardzoithilhin pisze:Co do bohatera - na potrzeby tej historii - a raczej tej konkretnej sceny - chciałam go utkać z poświęceń i wyrozumiałości. Ale też rozumiem, że za bardzo.

Oczywiście, czas reakcji jest sprawą bardzo indywidualną. Tyle, że takie przesunięcie ich "na potem" ma swoje konsekwencje dla fabuły i oceny wiarygodności bohatera; James przyjmuje kilka ciosów i po każdym kiwa głową: tak, tak, tak. Co więcej, nie siedzi biernie, w otępieniu, tylko podejmuje decyzje: idzie do szpitala, godzi się na badanie, godzi się na pobranie szpiku, czyli cały czas, bez cienia protestu (nawet w myślach!), jest za. Swoją drogą, Melanie ma szczęście do mężczyzn: Daniel już wie, że Bruno nie jest jego synem, ale zachowuje się jak najtroskliwszy ojciec. Ech, pomarzyć...ithilhin pisze:Jeszcze co do tych uczuć i siedzenia na korytarzu - do momentu jak widzi syna to o n jest otępiały i oszołomiony. Scena w pokoju jest uderzeniem obuchem. Po nim teoretycznie może nastąpić ta gama, którą sugerujesz. Gniew , żal itepe - to co się zaczęło jak usłyszał, że ma pozostać "w cieniu". To by go jeszcze dopadło.

Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
12
Tak, ale zakładasz, że ten piszący już podjął decyzję, że oto pisarzem chce być. (Czy my nie odbiegamy od tematu? Bo zaraz sama sobie będę musiała reprymendy udzielić.)Smoke pisze:każdy przyszły pisarz musi odpowiedzieć na kilka pytań
Gdyby rozciągnąć fabułę i powiedzmy to co opisałam w scenie budowałoby ja wiem - pięć pierwszych rozdziałów powieści (Smoke, nie martw się nie będę pisać powieściRubia pisze:Swoją drogą, Melanie ma szczęście do mężczyzn: Daniel już wie, że Bruno nie jest jego synem, ale zachowuje się jak najtroskliwszy ojciec.


13
A, już rozumiem. Jako kobieta prostolinijna sądziłam, że skoro przy szukaniu dawców szpiku zaczyna się od rodziców, Daniel już się dowiedział, że ojcem nie jest. Perfidna Manipulantka tej Melanii, zwłaszcza, że to z nim chce tworzyć rodzinę dla Brunona 

Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
14

No zaczyna się od rodziców. Nie bada się przy tym czy rodzic jest rodzicem czy nie, albo niekoniecznie o tym mówi. Oboje byli niezgodni, więc powiedzmy czujność Daniela do tego momentu została uśpiona.
A co do Mel - albo manipulantka (perfidna) albo nakłamała a teraz nie umie wyjść z tego.
I nieudolnie próbuje na przykład wymuszając na Jamesie, że nie będzie domagał się praw ojcowskich.