Do Random House próbowałem dobijać się tylnymi drzwiami, tzn. przez oddział nowozeladzki
[ Dodano: Wto 05 Sie, 2014 ]
Możliwości publikacji w USA tworzą już właściwie kontinuum - od umieszczenia tekstu na Amazonie do opublikowania go w jednym z wydawnictw tzw. Wielkiej Piątki (Penguin Random House, Hachette, HarperCollins, Macmillan i Simon&Schuster).
[ Dodano: Czw 07 Sie, 2014 ]
Poniższy tekst Nathaniela Hawthorna (ze zbioru:
Niesamowite opowieści. Klasyka powieści grozy cz. I, Wydawnictwo FOX, Wrocław 2003, nazwisko tłumacza nie zostało podane), mniej więcej z połowy XIX wieku, świetnie przedstawia zabiegi autorów w USA o publikację oraz ich frustrację

:
" - Oferowałem je listownie ze siedemnastu wydawcom - ciągnął Oberon czerwieniejąc z irytacji. - Zdumiałbyś się, gdybyś przeczytał, co odpowiedzieli. [...] Jeden drukuje tylko podręczniki szkolne, drugi ma już pięć powieści do oceny.
- Jaki ogromny stos papieru musi tworzyć nie ogłoszone drukiem amerykańskie piśmiennictwo! - zawołałem.
- Och, nawet aleksandryjskie rękopisy nie mogą się z nim równać - zapewnił mój przyjaciel. - No, ale jedźmy dalej: inny rezygnuje właśnie z interesu, jestem pewien, że specjalnie po to, aby uniknąć wydania mojej książki. Kilku wszakże nie odmówiłoby mi całkowicie swoich usług, o ile wpłaciłbym im z góry połowę kosztów wydania, dając gwarancję co do reszty, plus wysoki procent dla nich samych, bez względu na to, czy książka zostanie rozsprzedana, czy też nie. Jeszcze inny doradza mi subskrypcję.
- Łajdak! - wykrzyknąłem.
- To fakt! - odparł Oberon. - Krótko mówiąc, ze wszystkich siedemnastu tylko, jeden pofatygował się, żeby choć przeczytać moje opowieści. A wtedy - sam chyba po amatorsku para się pianiem [pisaniem? - M.D.] - miał czelność je skrytykować proponując, jak to nazwał, znaczne ulepszenia i konkludując, po wydaniu wyroku potępiającego, zdecydowanym oświadczeniem, że on sam w żadnym razie nie jest nimi zainteresowany.
- Nie od rzeczy byłoby pociągnąć tego typa za nos - napomknąłem.
- Gdyby cały ten "handel" miał jeden wspólny nos, pociągnąć za ten nochal byłoby pewną satysfakcją - odpowiedział pisarz. - Ale wśród tych siedemnastu niegodziwców jeden wydaje się uczciwy. Otóż ten powiada mi otwarcie, że żaden wydawca amerykański nie będzie sobie zawracał głowy dziełem amerykańskiego pióra, zwłaszcza jeśli autor jest nieznany, chyba że ów pisarza poniesie ryzyko wydania.
- Nikczemne łotry! - zawołałem. - Chcą żyć z literatury, a jednocześnie nic dla niej nie ryzykować? Ostatecznie jednak mógłbyś to opublikować własnym sumptem.
- Mógłbym, zaiste. Ale diabeł wkradł się do tego interesu [...]"
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett
Double-Edged (S)words