Drakonit - fragment I

1
Fragment napisanego i niemalże skończonego debiutanckiego dzieła.

Zapewne zawiera błędy gramatyczne.

Oprócz opinii o samym tekście, chętnie przejrzę wytknięcia, aby później wprowadzić poprawki.

Drakonit - fragment I
(...)

AAAGdy w roku 103 II ery zagospodarowano wyspę, Taurosi od samego początku stanowili pewna przeszkodę i stwarzali niezliczone problemy. Jak na złość liczono, że Verdin jest opustoszała, a tu okazało się, że zamieszkują ją te same istoty, z którymi od wieków walczymy na kontynencie. Z początku były to głównie niewielkie starcia pojawiające się co jakiś czas. Ale po wybudowaniu zamku i miasta Arges nieopodal ich terytoria w ciągu dwóch dekad mniejsze konflikty przerodziły się w regularne bitwy.

AAACzterdzieści lat żadna ze stron nie zdołała objąć dominacji. I wtedy, by przechylić szalę na swoja stronę, czterech Taureńskich znachorów z plemienia D'auragha rzuciło straszliwą klątwę na miasto. A z otchłani piekła wyszedł Demon, który pochwycił duszę wszystkich mieszkańców i skazał ich na śmierć za życia. Wojska tamtejszego władcy Realaga próbowały go powstrzymać przez wiele miesięcy - bezskutecznie.

AAAWkrótce potem złoża drakonitu wyczerpały się w okolicznej kopalni. I nie było najmniejszego sensu próbować dalej oswobodzić miasta. Władca opuścił zamek i swoją wyspę. A Demon ponoć po dziś dzień sam jest sobie panem w Agres.


(...)(60 lat później)

AAAMijamy wielką skałę, która zasłaniała wcześniej dalszy krajobraz. Spodziewałem się ujrzeć za nią wielkie i opustoszałe miasto, lecz zamiast tego na horyzoncie pojawiła się następna skalna góra, którą musimy minąć. Myślę, że jeśli mielibyśmy gdzieś napotkać Chrisa i Orka to właśnie tutaj. Lecz nigdzie ich nie widać. Czy to znaczy, że czas, który im daliśmy nie wystarczył? Albo napotkali na poważniejsze komplikacje ze strony Żelaznego? Nie zdziwiłbym się, a nawet spodziewałem się, że Darion tak łatwo nie odda swej zdobyczy. Szczególnie po tym co zrobiliśmy.

AAA- Chyba we dwójkę przyjdzie nam odwiedzić karczmy w Agres. - odrzekam, za chwilę żałując niepotrzebnego żartu.

AAASara nic nie odpowiada. Do jej umysłu jak i w mojego wdziera się niepewność, a może i nawet iskra strachu. Wcześniej byłem taki nieugięty. A teraz, gdy przychodzi czas, aby zmierzyć się z wyzwaniem czuje lęk i obawę. Nie wstydzę się wcześniejszej pewności siebie, nawet jeśli była kłamstwem i obłudą. Bo lepiej ją skrywać, aniżeli nadmiernie okazywać, powodując zmniejszenie morali u towarzyszy i szerzenia w ten sposób zamętu.

AAAIdziemy dziarsko, choć zdaję sobie sprawę, że zwyczajnie nie chcemy rozmawiać o odczuciach jakie nam towarzyszą. Mogłoby to nas jeszcze bardziej pogrążyć. Zniszczyć od środka.

AAANagle, niespodziewanie przed naszymi nogami ląduje bełt, wbijając się w twardą skorupę. Dziwne, ale zazwyczaj drewniany drzewiec jest w tym przypadku wykonany ze stali. Natychmiast odwracamy się w stronę z której przyleciał. Z boku, na skale kuca rudowłosa kobieta czy raczej nawet dziewczyna. Wpatruje się w nas. Do ramieniu dociska sobie kuszę. Ale ona także jest dziwaczna. Choć bardziej pasuje sformułowanie - niecodzienna.

AAA- Zapytałabym dokąd to się udajecie, ale ten kierunek prowadzi tylko do jednego miejsca. Do śmierci. Więc spytam: dlaczego dwojgu młodych osób tak prędko na tamten świat? - powiada nieznajoma.

AAA- Nie śpieszno nam, ale musimy się przedostać przez miasto. - odpowiadam.

AAATa wstaje i zeskakuje ze skały, elegancko przy tym lądując. Ma w sobie wdzięk i gracje, której brakuje większości mieszkańcom tej wyspy. Jej odzienie jednoznacznie mówi, że nie przyszła tutaj na spacer i podziwianie widoków.

AAAJest wyposażona w zbroję na której wszędzie przewijają się żeliwne, cienkie ozdoby przypominające pnącza. Obojczyki i piersi pokrywają jej wspaniale wykończone płyty. Spod nich wystaje kołnierz, połączony klamrą z insygniom jednolistnej koniczyny. Prawy naramiennik spływa elegancko w okolice łokcia. Zaś lewy chroni tylko bark, lecz posiada wygięte na zewnątrz uniesienie na wysokość policzka. Talia i biodra są okryte skórzanym, błyszczącym gorsetem wykończonym cieńszą warstwą stali. Niżej pleców ukazuje się zarys poziomo skierowanego ostrza. Dłuższe od sztyletu, lecz krótsze od miecza. Karwasze zajmują jej całe przedramię, a do tego rękawice. Uda są częściowo pokryte skórą i stalą. Podobnie zresztą jak buty na obcasach, niemalże pod same kolana. Pod tą całą zbroją ma jednoczęściowy, ciemno-brązowy, aksamitny kostium, zakończony kapturem. A ten jeszcze bardziej wzmocniony. Długie, proste i rude włosy zachodzą daleko na plecy. Zaś z przodu, część grzywki szpiczaście zwisa po lewej stronie. Szyja owinięta czarnym, jedwabnym szalem, który opada do tyłu.

AAASam jej wygląd budził szacunek i nie pozwala ignorować jej umiejętności. W ręce dzierży wspomniana wcześniej kuszę. Teraz mogę przyjrzeć się jej lepiej. Jest o wiele mniejsza, aniżeli zwyczajna. Jej ramiona wygięte w litery S. Rękojeść i spust są wykończone drewnem z rzeźbieniami. Pod kolbą natomiast znajduje się niespotykany dotąd mechanizm. Stalowy, podłużny i okrągły na kołowrocie.

AAA- Kim jesteś? - pyta Sara.

AAA- I co takiego trzymasz w dłoni. - dodaję od siebie.

AAADziewczyna uśmiecha się nieznacznie, niemniej jej powaga nie znika. Jest gdzieś w podobnym wieku co ja.

AAA- Nazywam się Mew (czytaj- Miu). Stoję tu na straży, aby ostrzegać osoby waszego pokroju, które chcą się zapuścić w głąb miasta. A oto moja przyjaciółka z którą się nie rozstaję. Nie ma imienia jeśliś ciekaw i nie umawia się z byle kim. Ale dla ciebie może zrobiłaby wyjątek - żartuje rudowłosa.

AAA- Nie interesuje mnie jej wnętrze czy nawet orientacja. Lecz czymże jest ta broń? - pytam dalej ognistowłosą.

AAA- To ręczna kusza. Mała, lekka i elegancka. Nie jak te wielkie i nieporęczne monstra. W sam raz do trzymania w jednej dłoni. Na dodatek niebywale szybka. Jest to cudo, które zmontowali dla mnie Gnomy w tutejszej pracowni, podobnie jak pancerz. - wyjaśnia Mew.

AAA- Mówisz o tych pod górą? - docieka Sara.

AAA- Tak. Właśnie od nich przychodzę. Ale jak się domyślacie jestem więźniem podobnie jak wy. - tłumaczy.

AAAOd razu nachodzi mnie chęć odwiedzenia tamtejszego przytułku i pooglądania, a może nawet nabycia cudów ich techniki.

AAA- Wystarczy tych uprzejmości. Zawróćcie, bo małe macie szanse na przejście przez miasto. To nie miejsce na randki. Może jeszcze nie wiecie, ale tam grasuje... - zaczyna Mew, a jej wyraz twarzy jeszcze bardziej poważnieje.

AAA- ... Demon. Nie obchodzi nas on. Za miastem znajduje się pewien przedmiot, który... musimy zdobyć. - zawahałem się, gdyż Sara mnie szturchnęła.

AAA- Widzę, że nie chcecie o tym mówić, ale czy warto ryzykować dla jakiegoś przedmiotu? - pyta.

AAA- Tak. Jeśli przyczyni się do oswobodzenia nas z wyspy. - odrzekam, tym razem ignorując gesty Sary, mówiące abym milczał na ten temat.

AAAUważam, że nie powinna znaleźć się osoba na wyspie, która nie chciałaby wesprzeć tej sprawy, a tym bardziej powstrzymywać nas. W końcu leży to w interesie wszystkich tutaj.

AAA- Mówisz, że istnieje artefakt, który może oswobodzić nasz spod jarzma niewolnictwa? - pyta ognistowłosa, lecz chyba niedowierza tym informacją.

AAA- A nawet cztery. Dwa już posiadamy. Jeden znajduje się za miastem, a kolejny na południu. Magowie z Klasztoru wykorzystując ich energie mogą przenieść nas na kontynent. - wyjaśniam dalej.

AAA- Widzę, że nie przekonam was do zaniechania tych zamiarów. Ale mogę je wesprzeć. A zatem dobrze. Pójdę tam z wami i pomogę się wam przedrzeć. - powiada rudowłosa.

AAA- Łatwiej powiedzieć niż zrobić. - komentuje Sara.

AAA- Od dawna pilnuję tego miejsca. Robiłam do miasta już parę wypadów. Zdążyłam się w nim nieco zorientować. Z resztą, wcale nie muszę prosić was o pozwolenie. - odrzeka stanowczo Mew.

AAAJa w żadnym razie nie mam nic przeciwko. Sara zresztą również, choć zapewne nie przyzna tego na głos. Z niewiadomego powodu boczy się na nią, chociaż ta nic jej nie zrobiła. Fakt, Mew jest zupełni inna aniżeli ona. Czyżby sam sposób bycia jej przeszkadzał? A może to coś innego…

AAA- Widziałaś już kiedyś tego Demona? - pyta Sara, idąc z tyłu.

AAA- Nie. Chociaż nigdy go nie szukałam. Były to zwykłe i niedługie rekonesanse w celu poznania lepiej ułożenia miasta. Nie spodziewajcie się miłego powitania. Kręci się tam rzesza przeklętych ciał, które bez zastanowienia atakują każdego. Ale nie martw się, obronię cię jeśli będziesz w tarapatach. - powiada do mnie ostatnią część.

AAAMuszę przyznać, że oferowanie mi wsparcia przez dziewczynę podczas przeprawy jest całkiem miłe. Oby nie było potrzebne. A jeśli tak to może i ja znajdę sposobność, aby się odwdzięczyć . W ten czy inny sposób.

(Fragment pominięty)

AAA- Powiedz coś więcej o samym Agres. Co nas w nim czeka, abyśmy mogli się wcześniej nastawić psychicznie. Bo to, że będzie ciężko nie wzbudza wątpliwości. - odrzekam.

AAA- Oprócz rzeszy nieumartych i możliwości spotkania Demona, czekać nas będzie przeprawa przez część miejskich kanałów. Gdy spadła na miasto klątwa, część ludzi nie poddała się od razu. Zabarykadowali przejście go górnej części, odcinając sobie w ten sposób drogę ucieczki i przedłużając swój wyrok o kilka tygodni. Woleli umrzeć z głodu, niż podczas walki. - tłumaczy rudowłosa.

AAAMijamy wielką skałę. W niewielkiej oddali, niżej rozciąga się ogromnych rozmiarów miasto u stóp wzniesienia na którym znajdujemy się szczycie. Jest to niewiarygodny widok. Zatrzymuję się wraz z Sarą, gdyż nie możemy zignorować jego ponurego piękna. Agres leży pomiędzy dwoma skalnymi górami. Ciemne, miejskie i kamienne mury spajają się z nimi. Brama po środku - wielka, żelazna, delikatnie roztwarta - zaprasza nas. Za fortyfikacją stoi dziesięć wież strażniczych. Dalej można jeszcze dostrzec iglice cytadeli wznoszącą się od południowej strony. Wszystko stare, częściowo zżerane przez skorupę, tą samą po której stąpamy.

AAA- Robi wrażenie, prawda? - rzecze Mew.

AAA- Nie małe. - odpowiada Sara, dopiero teraz zamykając usta z wrażenia.

AAASchodzimy w dół pagórka. Przejście jest szerokie. Podobnie jak miasto znajduje się pomiędzy górami. Agres to nie taka ruina jaką Stary klasztor. Mury są grube i nadal wznoszą się dumnie. Widok, który mam przed oczyma, sprawia wrażenie wejścia do samego piekła. Stąpam po czarnym podłożu jakbym podążał do przeklętej otchłani. Taką właśnie posiadam wizję królestwa Maldazara.

AAAPrzed sama bramą spoglądam jeszcze za siebie. Za wzniesieniem widoczny jest szczyt opuszczonego zamku. Jakby był to punkt, który pozwalał obserwować miasto.

AAA- Lepiej przygotujcie broń i zbierzcie w sobie odwagę, jeśli jeszcze tego nie uczyniliście. - radzi ognistowłosa.

AAA- Valoriusie, daj nam siłę i ochroń przed plugastwem twego brata. - odrzeka Sara niby w modlitwie, kierując wzrok ku niebu.

AAA- Twój bóg opuścił to miejsce przeszło sześćdziesiąt lat temu. Niepotrzebnie wznosisz tu swoje modły. - komentuje Mew, ściągając z ramienia swą kuszę.

AAABrama i mury są jeszcze wyższe, aniżeli wydawało się to z pagórka. Rudowłosa wyrywa się przed szereg wchodząc pierwsza. Podążam za nią z już wyciągniętą klingą. Ponurość tego miejsca przyprawia mnie i dreszcz. Nawet wiatr nie ma dość odwagi, aby się tu pałętać. A mimo to nie jest cicho. Można usłyszeć z różnych, trudnych do określenia kierunków ciche jęki.

AAA- Co to za dźwięki? - pyta Sara.

AAA- To pieśń nieumarłych. Miejcie się na baczności. Wbrew pozorom nawet jeśli ich nie widzimy to oni są wszędzie. - powiada Mew.

AAA- Ilu ich już zabiłaś?

AAA- Dwa, może trzy tuziny. Ale to i tak garstka w porównaniu ze wszystkimi, którzy tu przebywają. - odrzeka ognistowłosa.

AAAZaczynamy poruszać się do przodu. Bardziej w głąb miasta. Można odnieść wrażenie, że za chwilę ludzie się zbudzą i zaczną normalnie funkcjonować. Domostwa wyglądają z zewnątrz na nienaruszone, a jedynie zżerała ich lekko skorupa. Mew prowadzi, zachowując ostrożność i rozglądając się biegle. Wszyscy jesteśmy czujni. Akustyka sprawia, że głosy nieumarłych rozbrzmiewają przed nami, za nami, wokół nas - wszędzie. Nie można przewidzieć z której strony nadejdzie jeden z nich albo i cała horda. Nawet Sara całkiem nieźle zachowuje zimną krew. Zupełnie inaczej, aniżeli przy spotkaniu z Brainerem. Nie wiem czy miała wtedy dzień zwątpienia czy nabrała odporności po tamtym zdarzeniu.

AAAPrzed nami z bocznej uliczki wychodzi sztywniak. Jest ohydny. Skóra całkowicie sina. Nie posiada wielu płatów. Częściowo porozrywany. Twarz bez żadnego wyrazu czy emocji. Długie, pojedyncze siwe włosy. W ręku trzyma świecznik. Jęczy. Na sobie ma poniszczone ubranie. Musiał być to zwykły chłop. Na nasz widok bez jakiegokolwiek zastanowienia rusza na nas. Porusza się wolno, ślamazarnie. Utyka. Jego nogi są nienaturalnie wykręcone.

AAAMew w ogóle nie reaguje na jego widok. Musi być do niego przyzwyczajona. Idzie jak szła wcześniej, kierując się wprost na niego. Nie mam pojęcia na co czeka. Zatrzymuje się dopiero niedużo przed nim. Zombie zbliża się, a ona stoi spokojnie nie robiąc żadnego ruchu. Gdy ten podchodzi i próbuje wziąć zamach, rudowłosa ugina się i za pomocą naramiennika przerzuca go przez plecy za siebie. Ten upada przede mną. Gdy próbuje wstać, dziewczyna chwyta jego głowę pod ramię i jednym ruchem skręca kark. Truchło truchła nie rusza się już więcej.

AAARobi to wrażenie i jeszcze bardziej uwiarygodnia jej umiejętności bojowe. A nie sądzę, aby było ją stać tylko na tyle. Najwyraźniej nie lubi używać swojej przyjaciółki, jeśli nie jest to absolutnie konieczne.

AAAZaraz pojawia się kolejnych trzech sztywnych. Mew wyciąga rękę w ich kierunku, zapraszając mnie do tańca. Nie wypada nie skorzystać, zwłaszcza, że prośba pochodzi od tak urodziwej dziewczyny. Udaję się zwyczajnym krokiem w ich kierunku. Oni nacierają na mnie. Pierwszy, który wychodzi przed szereg obrywa podeszwą buta wywracając się. Uchylam się przed wymachem drewnianej deski od drugiego i cięciem odcinam mu głowę. Wykorzystując siłę bezwładności biorę obrót i kolejny łeb toczy się uliczką. Na koniec podchodzę do pierwszego i wbijam ostrze w czaszkę.

AAA- Imponujące. Może będziemy mieli okazje wziąć od siebie parę lekcji. - powiada rudowłosa, klaszcząc dwakroć w dłonie.

AAA- Chyba ja na tym bardziej skorzystam. - odrzekam.

AAA- To zależy jakie lekcje będziemy przerabiać. - dodaje Mew.

AAAZabrzmiało to dziwnie. A może tylko ja mam takie wrażenie. Chociaż wyraz twarzy Sary wyraźnie wskazuje, że i ona to zauważyła. Niemniej moje męskie ego zostało w znacznym stopniu pobudzone. Trzeba przyznać, że Mew to wyjątkowa... wojowniczka. Posiada także wiele innych walorów... bojowych. A także przyciągający uwagę... charakter. Ale nie mi teraz w głowie opiewanie, podziwianie i adorowanie jej. Nie jest to odpowiedni czas i miejsce. Może kiedy indziej.

AAARuszamy dalej w górę ulicy pokonując jeszcze kilku nieumarłych. W końcu docieramy do nieco większego placu. Tutaj już odchodzi wrażenie nienaruszonego miasta. Zaczyna się za to krajobraz pobojowiska. Naokoło wala się cała masa broni. Od mieczy, toporów i buław, aż po łuki, kusze i porozrzucane tarcze. Biorę do ręki jedną z obuchowych broni. Jest pordzewiała, a rękojeść wydaje dźwięk kruszenia. To nie rynsztunek, którym można byłoby walczyć. Kilka silniejszych uderzeń i głowica by pękła. Właściwie to żaden z tego walającego się sprzętu nie nadaje się w bój. Pod wpływem czasu i deszczu wszystko to pordzewiało i stało się tępe. Część z pobliskich domostw jest zwęglona. Trudno określić czy to przez wypadki, celowe podpalenia czy od uderzenia piorunów. W każdym razie pozostały jedynie zgliszcza. Idąc dalej dostrzegam całą gamę schodów, za którymi zostało zablokowane przejście mieszaniną desek, kamieni, cegieł, gliny i cementu. Typowy mur utworzony na szybko ze wszystkiego co było pod ręką.

AAA- Czy to ta barykada o której wspominałaś wcześniej? - pytam, jednakże domyślając się odpowiedzi.

AAA- Tak. To wejście na górny dziedziniec. Po drugiej stronie powinien być kolejny bastion, prowadzący w dalszą część miasta. - wyjaśnia Mew.

AAAPodchodzę do fortyfikacji. Wygląda na solidną. Raczej nie jesteśmy w stanie się przez nią przedrzeć, a przynajmniej zajęłoby to nam trochę czasu. Z uliczek za nami zaczynają wychodzić kolejni nieumarli. Nie jest to już kilka sztywniaków, lecz gromada. Chyba nadszedł czas, aby przyspieszyć kroku. Część z nich to nie chłopstwo, lecz ukuci od stóp do głów w stal żołnierze. W ich rękach nie ma już zwykłych narzędzi, a miecze i inne bronie wraz z którymi się przemienili. Ruszamy w ich kierunku nieznacznie się rozdzielając. Sara pozostaje nico z tyłu, rzucając zaklęcia i miotając świetlistymi pociskami z kostura. Ognistowłosa nadal nie ma zamiaru używać swej kuszy. Widocznie nawet chmara truposzy nie jest wystarczającym powodem do trzymania ich na dystans. Mam nadzieję, że kiedyś się to na niej nie zemści.

AAAPodbiegam w zamachu rozcinając jednego w poprzek. Od ramienia, aż po pas. Ku mojemu zdziwieniu nawet przepołowiona jego górna część stara się doczołgać do mnie. A więc dostaję kolejną lekcje. Powinienem to przewidzieć. Nie mogą umrzeć poprzez wykrwawienie czy przebicie serca, bo i tak ono nie bije. Ich mózgi reagują już tylko na podstawowe bodźcie. Pod wpływem klątwy, zostały opanowane i nadal muszą pozostać w niewielkiej aktywności. Przypuszczam, że Mew sądziła, że wiemy o tym, bo z jakiego innego powodu milczałaby w tej kwestii? Kolejny zbliża się. To dawny rycerz. Bierze zamach wielkim toporem. Unikam go bez trudu odskakując w bok. Wbijam mu miecz między roztwartą przyłbicę, a ten wychodzi drugą stroną, druzgocząc pordzewiały hełm.

AAANie są to wymagający przeciwnicy. Ich ślamazarność nie daje im większych szans. Lecz natomiast nadrabiają liczebnością. Należy mieć oczy dookoła głowy, aby nie zostać zaskoczonym niespodziewanym atakiem od tyłu.

AAAMew żwawo częstuje ich naprzemian kolbą, ramieniem kuszy czy nawet spektakularną i widowiskową walką wręcz. Dla niej to zabawa. Jej wyszkolenie jest niebywałe. Bez żadnego problemu i z gracją przeskakuje od jednego do drugiego, robiąc wykopy czy nawet stójki. Jeszcze długo albo i nigdy nie dorównam jej bojem.

AAAKolejny umarlak. I jeszcze jeden. Do następnego podbiegam przecinając go w pasie podczas sprintu. Minąwszy go wykonuję półobrót, oddzielając głowę od ciała. Unik. Jednym ruchem pozbawiam nóg następnego. Dobicie. Ostrze przedziera się przez spróchniałe pancerze jak przez masło. Kończyny, szczątki i łby masowo lądują na ziemi. Każdy następny sztywniak pada coraz szybciej. Ciała rozczłonkowują się, a krew i ograny zalewają okolice.

AAA- Jest ich zbyt wielu! - krzyczy Sara.

AAADopiero teraz zaczynam myśleć o tym co dzieje się wokół, a nie jak wykończyć kolejnego nieboszczyka. Dziewczyna ma racje. Pomimo naszych starań z bocznych uliczek napływa ich coraz więcej i coraz szybciej. Wychodzą ze wszystkich zakamarków. Nie wiem czy przyciąga ich hałas czy nasza woń. Wraz z Mew cofamy się, aby zebrać się razem. Jest ich już w polu widzenia ponad dwudziestu, a liczba ta rośnie z każdą sekundą. Nawet pomimo ich nędznej mobilności nie bylibyśmy w stanie sprostać im wszystkim. W końcu popełnilibyśmy jakiś błąd albo opadlibyśmy z sił. To tylko kwestia czasu.

AAA- Biegiem. Za mną. - odrzeka do nas rudowłosa, obierając północny kierunek.

AAARuszamy jakąś główniejszą uliczką. Jest szersza aniżeli te, które mijaliśmy w trakcie. Po bokach i przed nami wychodzą kolejne fale nieumarłych. Sieczemy po drodze wszystko co wpada nam pod zasięg ramion. Już przestałem zwracać uwagę czy upada głowa, ręka czy tułów. Im biegniemy dalej tym robi się wężej. Zombie zajmują stopniowo coraz większy obszar. Nawet Mew rozpoczęła już ostrzał, pozbywając się co niektórych przed nami, a lewą ręką macha na boki mieczem. Mijając leżące ciała dostrzegam jej geniusz w posługiwaniu się kuszą. Każdy bełt trafia precyzyjnie w czaszkę. Nie ma dla niej znaczenia odległość, to, że biegnie i ruchy przeciwników. Jeden strzał, jeden trup.

AAAZatrzymuję się na chwilę, aby Sara mogła mnie wyprzedzić. Powalam dwójkę truposzy. Wolę mieć ją na oku. Łatwo jest się wywrócić na tym podłożu, gdy pod nogami tyle ciał. Ot taka asekuracja na wszelki wypadek.

AAAKrocie przeradzają się w dziesiątki, a te w setki. Cała chmara umarlaków przedziera się, starając chwycić nas lub zranić. Co chwila trzeba robić unik, a to spowalnia. Bełt mija Sarę, muskając jej włosów. Trafia sztywnego przede mną, który przebił się właśnie przez drewnianą ściankę. Aż podziw bierze dla jej precyzji. Za nami nie ma niemalże miejsca. Cała droga zawalona nimi. A przed nami dopiero pojawiają się słysząc nasze kroki. Najbardziej charakterystyczny jest odgłos stąpania obcasów Mew. I kolejny raz chylę czoło dla jej koordynacji. Nie każda kobieta zdołałaby biegać w nich, a tym bardziej jeszcze dodatkowo walczyć. I to z taka skutecznością.

AAAWidzę, że droga zaczyna w oddali zachodzić po łuku we wschodnią część. Ognistowłosa biegnie dość daleko przed nami. Jest w zdecydowanie lepszej formie, aniżeli my. Mnie powoli zaczyna brać zadyszka, lecz adrenalina trzyma mnie w ryzach. Mew zatrzymuje się na zakręcie i zaczyna eliminować niegościnnych gospodarzy. Tym razem nie bawi się z nimi, tylko czym prędzej oczyściła najbliższe kilkadziesiąt stóp. Zanim dobiegamy do niej ona właśnie jest w trakcie roztwierania ciężkiej kraty przy murze. Zwala ją na drugą stronę, a jej pordzewiałe zawiasy wyłamują się.

AAA- Tędy! Na dół! - krzyczy rudowłosa, wskazując przejście i poganiając nas.

AAAOddaje dodatkowo strzały w naszym kierunku, pozbywając się kolejnych rzeszy. Bełty śmigają obok nas, powalając nieumarłych i torując nam lepszą drogę. Sara dobiegając do ścieku waha się, ale Mew popycha ja lekko, lecz zdecydowanie. Ta wślizguje się do przejścia. Zaraz za nią przybywam ja. Teraz rozumiem dlaczego tak niechętnie chciała tam wejść. Cuchnie gorzej, aniżeli na bagnach. Zapach rozkładu unosi się w powietrzu, chociaż jesteśmy jeszcze na zewnątrz. Nie czekam, aż Mew mnie pogoni, lecz sam wskakują do środka.

AAAJadę dosyć ciasnym tunelem pod mocnym kątem w dół. Jest brudny, a wewnątrz śmierdzi w nim jeszcze bardziej. Natychmiast przypomina mi się pułapka w Starym więzieniu, lecz tamten był znacznie szerszy. Nogi pod wpływem grawitacji i prędkości uginają mi się i ląduję na kolanach. Sara stoi nieco dalej. Nie nadążam nawet pomyśleć aby się podnieść, a Mew zwala mi się na plecy, jeszcze bardziej przytwierdzając do brudnego podłoża. Jej długie włosy przysłaniają mą twarz.

AAA- Dzięki za miękkie lądowanie. - odpiera rudowłosa, schodząc ze mnie.

AAA- Mi niestety nikt go nie zapewnił. - powiadam, uświadamiając sobie, że mogłem niechcący urazić tym Sarę.

AAAChociaż nie. Jest mądra. Potrafi rozpoznać żart i sarkazm.

AAAWstaję. Przed nami są ścieki. Wielkie i porozwidlane tunele z wąskimi chodnikami po bokach. Pomiędzy nimi stoi brudna, zielonkowato-pleśniowa woda. Cuchnie zgnilizną. Kilkadziesiąt lat nikt o to nie dbał. Wszystkie ściany tunelu są pokryte na przemian czarną skorupą i dziwną, skapującą tu i tam substancją przypominającą ciemno-złotą ropę. Kanał jest obskurny. Każdy wdech w nich powoduje we mnie niemalże odruch wymiotny. A nam przychodzi przemierzyć ten labirynt w poszukiwaniu odpowiedniego przejścia.

AAAZza nas dobiega hałas i jeden z nieumarłych ześlizguje się ściekowym przejściem, lądując nieudolnie na twarzy. Mew natychmiast przebija mu czaszkę. Lada chwila zaczną pojawiać się kolejni. Nie ma za bardzo czasu do stracenia, chociaż z pojedynczymi bez trudu byśmy sobie poradzili. Lecz nie jest to cel naszej podróży tutaj. Nie przybyliśmy w to miejsce, aby oczyścić miasto, ale aby przedrzeć się przez nie. Później będziemy zamartwiać się jak przez nie wrócić. Choć zdaję sobie sprawę, że to jeszcze trudniejsze zadanie.

AAA- Ruszamy. - powiada niemalże rozkazująco Mew, mijając nas i wysuwając się na przód.

AAA- Znasz może drogę? - pyta Sara, idąc druga.

AAA- Tak samo jak wy. Wiem, że musimy udawać się na południe i znaleźć odpowiedni właz. Ale co dalej to dopiero zobaczymy. - odpowiada jej ognistowłosa.

AAAW kanałach jest niewiele światła. Głównie przedziera się ono przez mniejsze studzienki, a także niewielkie wyłomy w suficie. Sara delikatnie rozjaśnia drogę kosturem. Idziemy poboczem w rzędzie. Żadne z nas wolałoby nie wpaść do wody. Jedna Yris wie co się w niej znajduje. Może nawet wspomniany niedawno przez dziewczynę Szambler. Nad nami wciąż słychać muzykę umarłych. Ich kroki i jęki. Znajdujemy się centralnie pod nimi. Całe legiony przewijają się uliczkami, aż sufit drży i obsuwa się z niego pył.

AAA- Powiedź nam coś więcej o Arramon i łowcach smoków. - proponuję.

AAA- Zawsze to coś na zabicie czasu. - dopowiada Sara.


AAAArramon to zwykłe miasto, lecz naznaczone wieloma cierpieniami i ranami. Część niego zawsze była spalona i wiecznie starano się ją odbudować. Od strony Smoczego szczytu wznoszą się liczne, wysokie wieże, które pozwalają dosięgnąć Golgorana ze strzał i bełtów. Lecz nie jest to takie proste.

AAACo do łowców smoków to jako jedyni mają możliwość noszenia pancerzy wykonanych ze smoczych łusek. Tylko nasi rzemieślnicy znają odpowiednią metodę łączenia ich ze sobą.

AAAPrzywódczynią jest Sophia. Najdzielniejsza ze wszystkich. Jako jedynej udało się zbliżyć dostatecznie blisko i cisnąć w smoka Drakonitową włócznią. Lecz było to wiele lat temu. Powiada się, że do dziś broń tkwi zagłębiona w smoczym podbrzuszu.

AAAPrzed wstąpieniem do łowców smoków składamy przysięgę, która nas wiąże. A Valorius dodaje nam odwagi i otuchy w chwilach najwyższej próby.

AAA"Kiedy ranne wstają zorza, składam przysięgę u stóp morza. Moje ciało jest oddane, a me ramie wyczekane. Bestii, która niesie zgubę, by rodowi oddać chlubę. Ich rodzina ma niepokój, a ja zapewnie im wnet spokój. Ma odwaga nie zna granic, gdy smok miał mych braci za nic. Ich męstwu hołd oddać pragnę, a ciebie do piekła zagnę. W imię swoje i poległych, nastanie kres twych rząd odległych".



AAAW mym odczuciu to są właśnie prawdziwi bohaterowie. Nie walczą dla sławy i bogactw, lecz w imieniu wyższej racji. Idei, która im przyświeca. Aby trzynaście pokoleń władcy Thover - Draala nie zostało potępionych i mogli zaznać spokoju.

AAAPlątamy się trochę po tym labiryncie tuneli, starając się zachować poczucie kierunku i udając się jak najbardziej na południe. W końcu docieramy w najdalszy zakamarek, który nie ma więcej rozwidleń. Są tu schody prowadzące w górę. Do wyjścia.

AAAPrzejście u końca jest zamknięte dwoma drzwiczkami. Wchodzimy po stopniach. Z zewnętrznej strony musi znajdować się kłódka, bądź zasuw, gdyż nie da się ich otworzyć. Od zewnątrz nie dochodzą żadne słyszalne dźwięki. Mew częstuje butem drzwi, a te przy szóstym uderzeniu aż wypadają z zawiasów.

AAAWreszcie możemy wyjść i rozkoszować się świeżością powietrza. Podobnie jak po opuszczeniu bagien jego zapach jest o wiele bardziej słodki, aniżeli przyzwyczajając się do niego. To niewielki plac na którym wznosi się rozpadający, kamienny pomnik żołnierza trzymającego gizarmę i dosiadającego wierzchowca podczas szarży. W okolicy nie ma żadnych sztywnych. Wokół pałęta się masa broni i tarcz. Liczne szkielety dekorują ten krajobraz. Są ich dziesiątki. Z boku wznosi się wielki gmach z wysoką iglicą. Zaś po drugiej stronie ustawione w niewielkiej odległości od siebie dwie barykady. Obok jednej z nich przechodziliśmy, druga zaś jest o wiele słabsza. To zwykłe kłody podparte palami. Niewątpliwie był to ostatni bastion obrońców miasta. Podchodzę bliżej, aby się rozejrzeć i poszukać drogi wyjścia. Na pomniku został amatorsko wyryty napis:
" Aby świat nigdy nie zapomniał o nieszczęściu, które na nas zstąpiło"
AAANiżej widnieją wyryte pionowe wgłębienia przedstawiające dni. Jest ich trzydzieści osiem. Przez trzydzieści osiem dni przedłużano swoją agonię. Przyglądając się szkieletom na dziedzińcu odnoszę wrażenie, że słusznie postąpiono nie wybierając śmierci w walce. Poniszczone odzienia na nich wskazują, że w dużej większości przebywali tutaj chłopi, kobiety i dzieci. Tylko nieliczni z nich maja na sobie rycerski pancerz. Również i tutaj jest mnóstwo śladów walki. Nieumarłym udało się tu przedrzeć. Przy wschodniej fortyfikacji leży pełno szczątków, a przy murze połamane deski i pale, które nie zdołały wytrzymać wielodniowego natarcia i musiały byś zastępowane nowymi. Muszę się absolutnie zgodzić ze słowami Mew. Bóg opuścił to miejsce, pozostawiając niewinnych na śmierć.

AAANie ma innego wyjścia stąd, aniżeli przez barykadę. Potrzebujemy chwili, aby usunąć podpory i utorować dragę. Trzeba się też liczyć z ewentualną walką. Rozpoczynam wyciąganie pali, podpierających zabarykadowane przejście. Szybko dołącza do mnie Sara i Mew. Drewniane kłody podobnie jak wszystko tutaj łamią się zamiast wyjmować. Dzięki temu dość szybko udaje nam się zrobić pierwszą wyrwę. Po drugiej stronie jest stopniowane zejście w dół na miejskie ulice. Nie pałętają się tam na razie żadne truposze.

AAAOdczuwam delikatny wstrząs. W pierwszym momencie przechodzi mi przez myśl, że to wulkan daje ponownie o sobie znać. Lecz nie. Trzęsienie ustaje, aby za chwile po raz kolejny móc je odczuć. I znowu. Z każdym kolejnym jest niewiele silniejsze. Za chwilę dołącza do niego ciągłe szuranie, przypominające odgłos ostrzenia miecza na osełce.

AAA- Co to takiego? - pyta Sara, czując to samo.

AAA- Demon! - odpowiada Mew.



aktor: Łukasz Mrozik

Poprzedni fragment - prolog.
http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=16775
Lucki

2
Na pierwszy rzut oka tekst jest usiany błędami znacznie bardziej, niż niedawno publikowany prolog. Powiedz proszę, czego oczekujesz po Weryfikatorium? Jak widzę, nie wyciągnąłeś absolutnie żadnej lekcji z poprzedniej weryfikacji, chociaż kilka osób poświęciło sporo swojego czasu na szczegółowe przeanalizowanie go - wytknięto ci masę różnorakich błędów i niestety one wszystkie występują także w tym fragmencie. Wygląda wręcz, że zamiast robić postępy, to idziesz w drugą stronę - ten tekst jest napisany znacznie gorzej od prologu. Przeczytałem kilka akapitów, żeby sprawdzić czy czegoś się nauczyłeś. Nie widzę sensu w czytaniu całości, skoro wszelkie uwagi mają po tobie zwyczajnie spłynąć. Jeśli nie chce ci się poprawiać własnego tekstu, to lepiej wcale nie bierz się za tworzenie - bo musisz pamiętać, że pisanie to nie tylko klepanie w klawiaturę i pozwalanie, by palce przelewały na ekran nieokiełznaną falę myśli. Trzeba jeszcze spróbować samemu obrobić swój tekst. A ty niestety nawet tego nie zrobiłeś, chociaż na podstawie wytkniętych w prologu błędów, mógłbyś bez problemu doprowadzić ten fragment do stanu "czytalności".

Niestety użytkownicy tego forum to nie zwykli naiwniacy, więc dopóki sam nie przejawiasz chęci do nauki, nie oczekuj, że inni będą cię głaskać po głowie i odwalać za ciebie brudną robotę.
-- Paweł K.

To nie zabawa / Stara wiara / Niewdzięczność historii / Artysta

3
Wytknięcia z prologu zostały zanotowanie i czekają do wprowadzenia. W tej chwili jestem w trakcie czytania, aby wyłapać nieścisłości i literówki. Zajmę się tym w następnej kolejności, jak również dodam wytknięcia z tego tekstu.

O błędach uprzedziłem na początku.

Wydawało mi się, że ta witryna nie ma na celu chwalenie się własnymi dziełami, ale przede wszystkim wytykaniu doskonałości / niedoskonałości autorów.
Anakolut pisze:Nie widzę sensu w czytaniu całości, skoro wszelkie uwagi mają po tobie zwyczajnie spłynąć.
Nie spływają, ale jak mam wyłapać pozostałe błędy jak ktoś pisze: "przeczytałem kilka akapitów, zobaczyłem błędy i darowałem sobie"? Ja nie potrzebuję być tu podziwiany, ale właśnie krytykowany, aby doszlifować się. Ale masz rację, było trzeba wpierw wprowadzić tamte poprawki.
Lucki

4
Lucki pisze:Wydawało mi się, że ta witryna nie ma na celu chwalenie się własnymi dziełami, ale przede wszystkim wytykaniu doskonałości / niedoskonałości autorów.
Wytknięto ci ich całkiem sporo, ale odniosłem wrażenie, jakbyś zupełnie się nimi nie przejął. Wygląda więc na to, że chcesz się raczej właśnie chwalić, niż uczyć.
Nie spływają, ale jak mam wyłapać pozostałe błędy jak ktoś pisze: "przeczytałem kilka akapitów, zobaczyłem błędy i darowałem sobie"? Ja nie potrzebuję być tu podziwiany, ale właśnie krytykowany, aby doszlifować się. Ale masz rację, było trzeba wpierw wprowadzić tamte poprawki.

Po prostu uznałem, że nagromadzenie błędów jest tak duże, że nie zniosę tego więcej. Na dodatek, powieliłeś wszystkie słabe punkty poprzedniego tekstu. Na fabule nie potrafię się skupić, jeśli ciągle coś odwraca moją uwagę - dziwaczna składnia, masa usterek itp.
Obawiam się, że mało kto będzie w stanie ocenić fabularne walory tego tekstu, bo niestety nie czyta się go łatwo. W taki sposób można pogrzebać nawet najbardziej genialne pomysły. A wystarczyło nie wyrywać się z publikacją tego fragmentu, ale najpierw wyciągnąć naukę z poprzedniej weryfikacji - w ten sposób może ktoś byłby w stanie wytknąć ci coś jeszcze i nauczyć czegoś nowego. Niestety będzie to trudne, skoro znowu trzeba przebijać się przez te same niedoskonałości.
-- Paweł K.

To nie zabawa / Stara wiara / Niewdzięczność historii / Artysta
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”