WWW- Freddy, mam pytanie.
WWW- Tak? - Byłem pewny, że Myra znowu coś wymyśliła.
WWW- Bo widzisz, mamy tutaj takie wysypisko... - Miałem rację... Cholera. - Mówiłeś, że pójdziesz tam z kolegami. Idę z wami. Mogę, prawda?
WWW- Po pierwsze, nie podsłuchuje się czyichś rozmów! Po drugie... nie ma mowy.
WWW- Będę grzeczna - zapewniła. Nie wierzyłem jej.
WWW- Zawsze to mówisz, a później są jakieś dziwne sytuacje. Nie, nie, nie. - Kręciłem głową i próbowałem być pewny siebie. Ale...
WWW- Ej, stary, dlaczego ona idzie z nami? - zapytał Franky. Mój dobry znajomy. Chodziliśmy razem do klasy.
WWW- Nie interesuj się, ona chciała. - Jak by nie patrzeć, to nie mijałem się z prawdą.
WWW- Dobra, nieważne - podsumował Franky.
WWW- Słyszałem, że podobno tam można znaleźć skuter. Niektórzy ludzie są takimi kretynami, że takie rzeczy wyrzucają, dacie wiarę? - odezwał się Chris.
WWWNa każdym osiedlu jest taki dzieciak, który próbuje wymyślać niesamowite historie, a później opowiada każdemu co innego. Taki właśnie jest Chris. Mieszkał przecznicę ode mnie, więc zabraliśmy go.
WWWDo nas dołączył jeszcze Joe. Jako jedyny znał drogę na wysypisko. Tak naprawdę, to jeszcze tam nie byliśmy, ale wystarczająco dużo słyszeliśmy od licealistów. Podobno często tam chodzili, ale nie mam pojęcia po co.
WWW- Roger, wiecie, ten byczek z ogólniaka, mówił, że podobno kiedyś zrobili z lodówki tratwę i pływał w niej po tej rzeczce - powiedziałem. Wszyscy znaliśmy Rogera, bo on jako jeden z niewielu zadawał się z młodszymi.
WWWNasza szkoła była dość blisko liceum, bo oba budynki były naprzeciwko siebie. Nieraz chłopacy z ogólniaka przychodzili gnębić młodszych, ale zdarzali się tacy, co przychodzili załatwiać interesy. Taki właśnie był Roger, on sprzedawał nam fajki i czasami opowiadał różne historie. Często dogadywał się z Chrisem, który wszystko łykał, przetrawiał i rozpowiadał dalej przyswajając sobie jakąś przygodę.
WWW- No generalnie... to nie jest niemożliwe - odezwał się Joe. - Ale ja bym nie próbował.
WWW- Ja chcę! - krzyknęła Myra.
WWW- O nie. Nie będziesz pływać w lodówce. - Wszyscy się zaśmiali widząc jej minę.
WWWChris rozmawiał z Frankiem na temat skarbów, jakich chcą dzisiaj szukać. Dla mnie ten wypad już był katastrofą. Głównie dlatego, że nie odmówiłem siostrzyczce. Mam miękkie serce, ale nie mówcie o tym nikomu, bo głupio byłoby jakby się Frank, czy Joe dowiedzieli. Muszę być twardy, dlatego wtrąciłem się do ich rozmowy.
WWW- To co, jaki mamy plan?
WWW- Póki co, musimy dojść na to wysypisko. Chociaż to trochę kretyńsko brzmi... może powinniśmy poszukać czegoś innego? - mruknął Joe.
WWW- Peniasz? - zapytał Chris.
WWW- Nie. Po prostu... co można znaleźć na śmietniku? Tata mówił, żebym nie łaził na wysypisko, bo na nim zostanę...
WWW- Wiesz... tam podobno jest mnóstwo skarbów... - Chris zaczął opowiadać wymyślone na poczekaniu bzdury.
WWWNatomiast ja, moi mili, założę się, że Joe nie miał na myśli zostania na wysypisku po osiemnastej, czy coś w tym stylu. Zdaje mi się, że chodziło mu o to, że zostałby pracownikiem takiej placówki. Szczerze, to sam bym nie chciał tam pracować. Na samą myśl, to aż mnie ciarki przechodzą.
WWWSzliśmy jeszcze przez dobre dziesięć minut skrajem lasu, aż doszliśmy do płotu. Na metalowej siatce była tabliczka "Wstęp surowo wzbroniony". I tyle. Około dwa metry dalej była dziura w ogrodzeniu, a chwilę później byliśmy na terenie wysypiska.
WWWPo raz pierwszy widziałem takie góry śmieci, a do tego samochody na samochodach. Pierwsze skojarzenie jakie przyszło mi do głowy to apokaliptyczny świat. Jak w tym filmie, Mad Max. Wierzcie mi, czułem się tam jak ryba w wodzie, bo uwielbiałem takie klimaty.
WWWPrzez dłuższą chwilę nikt nie powiedział ani słowa. Każdy przyglądał się jakiejś stercie. Mnie zainteresowały auta, które wyglądały na powypadkowe. Jakim cudem oni wtachali jedno auto, na drugie? - zapytałem sam siebie, a później zobaczyłem dźwig z tym wielkim magnesem. Po chwili przypomniałem sobie o czymś...
WWW- Ej, a tam nie ma jakiegoś stróża? - Chłopacy stanęli jak wryci.
WWW- Nawet o tym nie pomyślałem - odparł Franky.
WWW- Jest, ale dzisiaj pracuje krócej, bo jest niedziela. Do szesnastej - poinformował Joe.
WWW- No tak, ale jest co najwyżej dwunasta - mruknął Chris.
WWW- A czy to ważne? - spytała Myra.
WWW- Wiesz, siostra. To JEST ważne.
WWW- Oj tam - odpowiedziała i zaczęła się wspinać na pobliską stertę. - Popatrzcie. Kucyk.
WWW- Faaajnie - zawołał Chris.
WWW- To co robimy? - zapytałem.
WWW- Jak to, co? Idziemy szukać skarbów - odparł natychmiast Chris.
WWWJaaasne, uwaga bo coś znajdziemy. Ale po dłuższej chwili znaleźliśmy dwie ważne rzeczy. Może nie było żadnej lodówki, ale nieśliśmy starą, żeliwną wannę. Drugą rzeczą jaką znaleźliśmy, to były kłopoty. Nie przewidzieliśmy, że pies zaalarmuje pana Łapę, chociaż staraliśmy się być cicho to i tak nas wyczuł, skubaniec!. Tak nazwaliśmy stróża, bo miał, jak Chris opowiadał, jedną sztuczną rękę. Nawet go widzieliśmy, tego stróża, rzeczywiście jedną rękę miał taką dziwną, a w dodatku w grubej rękawicy, a druga wyglądała na normalną, bez żadnej rękawicy. Dziwnie to wyglądało.
WWWPo chwili, w piątkę wynieśliśmy wannę i tylko słyszeliśmy krzyki pana Łapy, że nasi rodzice zostaną poinformowani o tym i że nam nie odpuści. Serce mi trochę szybciej biło i, powiem szczerze, trochę się bałem, bo narobiłem mamie ostatnio całkiem sporo kłopotów. Raz, kiedy ona poszła do pracy, a ja zostałem z Myrą, to zgasł prąd. Zdarza się, no nie? Ale jak zacząłem kombinować w jaki sposób oświetlić dom, to postanowiłem do roztopionego wosku dodać parę zapałek, żeby się paliły. O dziwo bardzo długo trzymały ogień. Kiedy już mama wróciła, to postanowiłem zgasić mój wynalazek. Wziąłem szklankę wody i... ogień buchnął na ponad metr. Stałem jak wryty, a mama zaczęła działać. Gdyby jej nie było, to pewnie byśmy spłonęli. Biedna mama. Później mnie tyłek bolał chyba przez tydzień. Biedny ja.
WWWW każdym razie kiedy już uciekliśmy Łapie, to postanowiliśmy rzucić te ciężkie cholerstwo. Ciało sąsiada było znacznie łatwiejsze do przeniesienia, bo wraz z Myrą ciągnęliśmy je po podłodze, a tutaj musieliśmy nieść to nad ziemią. A wierzcie, że to było cholernie ciężkie. Nawet dla naszej piątki.
WWW- Co za gówno, po co to niesiemy? - wysapał Chris.
WWW- Ja chcę w tym popływać - odparła Myra.
WWW- No ładnie - mruknąłem. - Na cholerę mówiłeś jej o tych licealistach w lodówkach?
WWW- A bo ja wiem? Sam bym chciał popływać w czymś takim. Myślicie, że to nie zatonie?
WWW- Jak duże statki pływają, a są znacznie cięższe, to czemu nie? - odparł Franky.
WWW- No dobra, chodźmy nad tą rzekę. Już blisko - powiedziałem.
WWW- Zara - wymamrotał Joe. Jak by nie patrzeć, to on był najmniejszy z nas wszystkich. Nawet Myra była wyższa i, chyba, silniejsza od niego.
WWWPo chwili dalej nieśliśmy, byleby dojść do rzeki. Jak usłyszeliśmy szum wody, to ucieszyliśmy się i przyspieszyliśmy. Nasza radość była dość krótka, bo usłyszeliśmy też gwar. Butelki. I, w każdym razie ja, poczułem smród fajek. Cholera, pomyślałem i zwolniłem kroku. Kolejne kłopoty.
WWW- Patrzcie, dzieciaki niosą wannę - wrzasnął roześmiany licealista z papierosem w kąciku ust. - Ale beka, po kiego grzyba wam ta wanna? Chcecie się umyć? Możemy wam pomóc, no nie?
WWW- Weź, Will, może chcą popływać w tym? - odparł drugi, nieco szerszy. Ten z kolei miał butelkę piwa w ręku.
WWW- No, no. Nawet jakąś panienkę zabrali - zaśmiał się trzeci. Ten miał i fajkę i browara. Był najwyższy.
WWW- Odwalcie się od mojej siostry - wypaliłem.
WWW- Patrzcie, waleczny - powiedział ten z papierosem. - To co, myjemy ich?
WWW- Dajcie spokój, chłopaki... - zaczął Chris. - Jakoś się dogadamy, no nie?
WWW- W jaki sposób? - zainteresował się najwyższy. Zaciągnął się fajką i wypluł chmurę dymu prosto w twarz Chrisa.
WWW- Zapomnicie o nas, a my sobie pójdziemy? - Ciekawie zobaczyć chłopaka, który zawsze chodzi wyprostowany, a teraz jego głos się łamie ze strachu. Ale nieciekawa była sytuacja, która się dokoła nas tworzyła. Zaczęliśmy się cofać, ale oni nieubłaganie szli w naszą stronę.
WWW- No chyba żartujesz. George, myślę, że ten poleci jako pierwszy, co ty na to? - zapytał ten z fajką.
WWW- Jak dla mnie okej - odparł grubszy. Dopił swoje piwo i wyrzucił za siebie butelkę.
WWW- Zostawcie go - wrzasnąłem, kiedy oni chwycili go za ramiona.
WWW- Patrzcie, może Waleczny chce popływać?
WWWSzczerze, to miałem ochotę jednocześnie wziąć Myrę i uciec. A z drugiej strony skopać im dupy. Nie mogłem się zdecydować co wybrać. Ich było trzech, a nas piątka. Może...
WWW- Ej, chłopaki, zostawcie te dzieciaki. Ja im czasem fajki kupuję, nie chcę stracić klientów - zagrzmiał znajomy głos. To był Roger.
WWW- Rog, dlaczego musisz nam psuć zabawę? - zapytał Will, czyli ten z fajką.
WWW- Po prostu puśćcie ich, niech se idą - odparł. - Boże, nawet odlać się nie można, bo będziecie robić jakieś jaja. No, już, spadać.
WWWWierzcie mi, bardzo szybko posłuchaliśmy ich. Rozejrzałem się, a Myry nie było obok mnie. Cholera, cholera, cholera! Wróciłem do nich. Sam. Reszta gdzieś uciekła. Shit.
WWW- A gdzie jest moja siostra? - spytałem.
WWW- Skąd ja mogę wiedzieć? - odparł Geogre, ten gruby.
WWW- Macie gdzieś jego siostrę? - odezwał się Roger.
WWW- Nie, spadaj stąd, póki możesz - powiedział ten, którego imienia nie powiedzieli.
WWWSpojrzałem do wanny, która była bliżej rzeki (kiedy pojawili się licealiści, to się odsunęliśmy w stronę lasu i nikt z nas nie interesował się zbytnio tą cholerną wanną). Spojrzałem do środka, a tam leżała Myra. Nie mam pojęcia kiedy tam wskoczyła.
WWW- To co, będę pływać? - zapytała.
WWWOna chyba czasami rzeczywiście nie potrafi dobrze ocenić sytuacji. Wziąłem ją za rękę i uciekliśmy. Słyszałem z tyłu jak śmieją się z nas starsi.
WWWPrzyrzekłem sobie, że już więcej nie pójdę na wysypisko, choćbym dostał zaproszenie od samego Jezusa Chrystusa. A w każdym razie tak myślałem w tamtym momencie. Dwa tygodnie później znaleźliśmy tam stos gazet. Nie zwykłych. Takich z gołymi panienkami, ale to już inna historia...
Freddy i Myra - Wysypisko Skarbów
1
Ostatnio zmieniony śr 24 wrz 2014, 18:02 przez Desfaq, łącznie zmieniany 1 raz.
Siła zamknięta jest w Tobie.
Otwórz swoją głowę.
Otwórz swoją głowę.