18
Każdy ma inny styl pracy, ale dla mnie 12 k w jeden dzień to już naprawdę duża dniówka, zdarzało mi się tyle napisać tylko w stanach "flow", kiedy np. kończyłam rozdział albo opowiadanie i chciałam już to jak najszybciej mieć za sobą.

Mam wrażenie, że cudów nie ma - pomijając fazy natchnienia, wyrabianie "na siłę" wyższego limitu znaków kończy się tak, że później trzeba więcej kreślić, przerabiać etc. Teksty albo destylują się w głowie - wtedy się pisze mniej, ale jest też mniej poprawiania - albo na papierze, kiedy generujemy dużo półproduktu :)
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

19
Też nie chcę na siłę, denerwuje mnie raczej właśnie brakujące flow. Raz pocisnąłem 25.000 w trzy godziny. I nie wiem, czy to nie jest przypadkiem jedna z najfajniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek mi wyszły. Tęsknię za tym stanem. Pewnie jutro będę coś się mocował, bo na weekend do Olsztyna wybywam, tam będzie zabawa w tworzenie czegoś innego.

(Panika mode: twórczyni Szepczącego gada ze mną, wow. /mode off) ;)

24
Nie wiem, ile dokładnie, bo nie prowadziłem rachunków, ale tekst główny dobiega właśnie do 145 tysięcy. Zrobiłem jednak podstawowy błąd i zacząłem pisać rozdziały nie po kolei, zostawiając sobie niektóre do uzupełnienia, a to dla mnie zawsze kłopotogenne..

28
No i 10.000 i zamykam pierwszy z dwóch, przeznaczonych do zamknięcia w tym tygodniu, rozdziałów.

Kurde, taki dziennik to jednak daje kopa i pomaga :) Lepsze niż publikowanie co tydzień kawałka na blogu ;)

30
Dzisiaj na razie 7.000, mozolnie, ale wieczorem mam w planach jeszcze przynajmniej z 10.000 i zamknięcie kolejnego rozdziału.

31
Powodzenia. :)
Nigdy nikomu nie ufaj, Danielu, a tym bardziej ludziom, których podziwiasz. Bo nie kto inny, a właśnie oni zadadzą ci najboleśniejsze rany.

Wróć do „Maraton pisarski”