Głębokości, wysokości

1
Moje obsesje, depresje, sesje, dygresje. Palę papierosa, piję kawę. Jest rano, jest nad ranem i słońce jest jeszcze nisko na horyzoncie. Przecieram oczy. Jestem zmęczony, niewyspany, niewygrzany. Moje myśli mieszają się ze sobą, zacierają się pojęcia w moich ustach, język zatacza błędne koła. Efekty zmęczenia są namacalne. Uśmiecham się do kobiet w zimowych płaszczach, które obserwuję przez okno. Ich nogi ciągle się gdzieś spieszą, ich dłonie wciąż przebierają tajemnicze wnętrza ich torebek, przebierają trzewia tych skromnych przestrzeni w poszukiwaniu telefonów, kluczy, kosmetyków, szminek, spinek. Pomalowane usta, czerwienie, róże, beże. Wypuszczam dym przez nos, przez usta. Nie otwieram ust w innym celu niż tylko dla przyczyn ostatecznych. Jedzenie, spanie, ćpanie.

Pigułki, ampułki, strzykawki, proszki. Zapachy, konsystencje, efekty. Połykam, wstrzykuje, wciągam. Zaciągam się dymem. Wdech, wydech. Kontrola oddechu. Kanapka z masłem posypana solą. Sól tej ziemi. Odurzenie, odurzanie, odurzony ja z kapturem naciągniętym na głowę, z drobnymi monetami w kieszeniach, z kanapką w plecaku, przed szkołą. Liceum. Podróże w czasie. Podróżuję sam, z gumą w ustach. Żuję. Przyglądam się koleżankom. Palce poprawiające włosy, biodra zataczające kręgi. Niektóre poruszają się zgrabnie, z gracją, z klasą, inne tylko przemierzają odległości. Niezgrabnie, bezradnie. Głośne śmiechy, głośne łkanie. Moi koledzy piją wódkę za szkołą. Gwint, utrata równowagi, ocierane rękawem zmęczone wargi. Bohaterzy swoich czasów, bohaterzy moich wspomnień.

Stosunki, gumki, ampułki. Proszki. Zapachy z kuchni. Zapach smażonych jajek i bekonu. Słyszę kroki i wiem, że się zbliżasz. Śniadanie do łóżka. Poranne wiadomości. Nasze słowa nad kuchennym stołem trzydzieści minut wcześniej lub później, flirt spojrzeń, skradzione pocałunki. Wybiegasz do pracy, wybiegam w przeszłość.

Wysokości, głębokości. Zagłębiam się w sobie, w siebie, penetruję najdalsze zakamarki. To jak podróż w kosmos, jak pierwszy lot na marsa. Za długie paznokcie i strużka śliny w kąciku ust, nad ranem, nad krawędzią snu i jawy, gdy sen nie przychodzi, a jawa majaczy, gdzieś w pobliżu nieuchwytna dla zdrętwiałych palców. Poskręcany, powyłamywane kości, kręgosłup naprężony jak kot jęczący pod moim oknem w każdy wieczór. Ja w bluzie, w dresie, w szlafroku. Wędrówki nocą, donikąd i wszędzie. Muzyka zawsze w tle, zawsze w pobliżu. Zdarte wokale, brudne gitary, hałasująco-trzeszczące perkusje, bas, bas, mnóstwo basu bo lubię, bo pożądam, bo bas to jak wdech i wydech, jak kontrola oddechu.

Zimowy płaszcz, kurtka, dwururka. Jest po dwudziestej i gram w tym filmie detektywa z misją. Obsesje, depresje. Imaginacje. Fajka w kąciku ust, piersiówka w kieszeni płaszcza (prochowiec). Kapelusz na głowie, kapelusz z tasiemką. Tropię przestępców, jestem w trakcie śledztwa. Notuję zawzięcie, wypełniając drobnym maczkiem każdą wolną przestrzeń swojego dziennika. Drobny maczek, czarny atrament. Otwieram oczy i jestem w łóżku, inne sceny, inne problemy. Piżamy, reklamy. Telewizor w tle, film. Coś o detektywach.

Wędrówki nad ranem, do lodówki, do łazienki, toalety. Ablucje, polucje. Dojrzewanie. Tygiel zdarzeń, w którym miesza się czas, w którym mieszam się ja, moje obsesje, depresje, dygresje. Zapalam papierosa i siadam przed oknem. Obserwacje, wariacje.

Nowe skojarzenia, zdarzenia, pragnienia. Kręgosłup wyprężony, ja niewygrzany, niewyspany, nieukontentowany. Horror vacui. Wypełniam czas. Parapet, ja na nim, a obok mnie moje depresje, dygresje, obsesje, sesje, presje. Tygiel zdarzeń, tygiel wrażeń. I miesza się czas i mieszam się ja.

2
Pozwolisz wziąć do DNN?
Podoba mi się. Jest coś, co wciąga w czytanie, każe kolejny i kolejny raz...
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”

cron