Poszukiwany [fantastyka] fragment

1
Pan Aleksy Warrior wschodząca i niedoceniana gwiazda dużego ekranu, właśnie wrócił do swojego mieszkania, małego trój pokojowego- mała ciasna, ale własna- zwykł mówić. Przyjaciele Aleksego wołali do niego Alex lub Olek. Tylko rodzina mówiła Aleksander. Za dwa dni kończy dwadzieścia pięć lat. Jest przystojnym szatynem o gęstych włosach sięgających mu do ramion lekko zakręconych. Ma trójkątną twarz, ale sam mówi, że jest kwadratowa. Niskie czoło przykrywa rzadka grzywka, która z lekka przysłania brązowe oczy. Niewielki nos uwidacznia się wtedy, gdy podniesie głowę, którą ma zwykle spuszczoną.
Ubrany w niebieskie dresy kręci się po dużym jasnym pokoju, następnie usiadł pod oknem na skórzanym fotelu, a na kasztanowym stole rozłożył zawartość swojej kieszeni. Potem popatrzył na telefon stacjonarny i na ścianę, po której wije się pnący kwiat, rosnący w doniczce na ziemi. Owija on obraz w czarnej ramie z dziwnym tytułem „Fantazja 25”. Następnie włączył telefon w celu wysłuchania nagranych wiadomości, popatrzył się na bordowy dywan, a potem na komodę, naprzeciwko, którą dostał od swoich rodziców. Westchnął.
- Tu mama. Zadzwoń, teraz nie powinieneś być sam w tym stanie. Jeszcze raz przypominam ci byś podlał u siebie kwiaty. Zadzwoń muszę z tobą porozmawiać.
Pii. Przez chwilę nie nadawało nic, aż wreszcie znajomy głos.
- Cześć kotku. Przykro mi, ale z tobą zrywam, chciałabym mieć normalną rodzinę i dzieci, a nie ciebie na jedną godzinę dziennie, ponieważ cała resztę przebywasz w pracy. Chciałabym mieć ciebie na zawsze, a nie na niecały rok. Gdybyś oprócz zdrowia miał jeszcze pieniądze i duży dom z samochodem, to na pewno bym była twoja. Nie do zobaczenia.
Wtedy wyłączył telefon i zaczął gapić się w sufit, wiedział jedno- Ja umieram- mówił sobie.
- Gdyby nie ta choroba to bym normalnie żył, ale akurat na mnie się uwzięła wyłożyła na próg. Przez nią jestem nikim.- Nagle coś błysnęło za oknem i światła w całym mieście padły.
Na zewnątrz panował harmider i wrzawa. Non stop samochody trąbiły stojące w korkach, gdzie niegdzie było słychać syk opon i stłuczki, a radiowozy i ambulansy zaczynały wyć bez ustanku. Wstał oparł się o parapet i patrzył przez okno, zauważył coś dziwnego na niebie. Palące się chmury gotowały się i zderzały tworząc, co rusz falę, która przybierała kolory od czerwieni po żółć wypluwając, co raz piorun, który rozjaśniał całe otoczenie. Niebo stawało się coraz bardziej gęste i grube, aż w jednym miejscu zauważył dziurę w niebie nad końcem miasta. A im bardziej się przyglądał tym bardziej się zdziwił tym, że tam coś leci.
Bez namysłu chwycił to, co leżało na stole, następnie pobiegł przez ciemne mieszkanie do drzwi. Po drodze wskoczył w buty i wymacał kurtkę. Zamknął drzwi i pokrętnymi schodami biegł jak wariat, z ósmego piętra w dół, po drodze potykając się kilka razy na ciemnych schodach. Jak wybiegł z klatki wśród tłumu gapiów przeciskał się do przodu, a następnie omijał samochody stojące w wielkim korku. Wielu ludzi przeklinało to, co się działo, a niektórzy obserwowali i robili zdjęcia temu dziwnemu zjawisku.
Gdy przeszedł przez ulicę to po drugiej stronie było jakoś luźniej, więc czym prędzej wbiegł w uliczkę między blokami. Gdy dotarł na sąsiednią ulicę, zauważył coś dziwnego. Nie było żywej duszy nikogo, jakby ludzie nagle wyparowali, ani samochodu ani zwierzęcia czy nawet jakiegokolwiek harmideru, nic kompletna pustka i cisza. A co ciekawsze lampy na ulicy paliły się pomimo tego, że nigdzie indziej nie było światła. Nie było nikogo, więc bez namysłu przebiegł przez jezdnią i w tym momencie, gdy na niej jeszcze był to z lewej strony zza zakrętu wyjechał zielony opel, który go potrącił, wyrzucając Olka za siebie parę metrów dalej.
Leżał na plechach i patrzył się w niebo czuł, że serce już mu staje, niepozwana mu się ruszyć, więc zamknął oczy godząc się z tym, co dostał. Lecz stało się inaczej, poczuł coś dziwnego, zapach ziół. Czuł, że odlatuje, przestało go cokolwiek boleć rozumiał, że nadal jest. Niesamowite ciepło i przebijające się światło przez powieki, jakiś głos w nieznanym języku coś do niego mówił. Poczuł dotyk dłoni na czole, wtedy otworzył oczy i zobaczył dziewczynę. Klękała lekko pochylona nad nim coś mówiła szybko, zwięźle, a każde jej słowo była jak upojna piosenka dla uszu. Ona nie mówiła, ona śpiewała. Wydawało mu się, że świeci. Piękna kobieta, o delikatnych rysach twarzy z dużymi oczami, które posiadały chyba wszystkie odcienie niebieskiego, a świeciły się niczym gwiazdy w bezksiężycową noc, hipnotyzujące, majestatyczne, można się w nie patrzeć bez końca. Lekko śniada cera z małym noskiem i różowymi ustami, o ostrych konturach, białe ładne zęby uwidaczniały się przy ruchach warg. Srebrne długie włosy, opadły wzdłuż jej twarzy. Aleks patrzył się a nią jak zahipnotyzowany. Wtedy ona dotknęła jego szyi, a następnie klatkę piersiową i powiedziała.
- Syereres`i cmrivy.
- Słucham?- Szepnął ledwie wydobywając ton głosu.
- Vipavic ci.
Wtedy położyła dłoń na jego brzuchu, a chłopak rozjaśniał i wszelkie skaleczenia spowodowane wypadkiem zagoiły się, przy okazji lekko się ożywił. Ona pomogła mu podnieść się z ulicy i przeszła z nim do chodnika. Wtedy zauważył, że wygląda jak postać wyrwana wprost ze świata książki fantastycznej. Przyodziana w szarą opończę ze złotym haftem, wyglądająca bardzo znajomo. Na głowie miała klejnoty, następnie założyła kaptur i momentalnie zniknęła. Poczuł się dziwnie, może ma majaki i jest w innym świecie, ale nie, słyszał jakiś śpiew, wydobywający się ze wsząd.
Czy deki reojlviy z`etery.
Su lub u dibeer be`oojja`ec.
Riswrirze`o deriki i jja`ea cibeer oricoseki.
Riswrirze`o anwe i jja`ea di skiwe.
Ipcoe`oojki wy rikicy,
Ojr zojkiroe`o Sy.
Be`oojja`ec Sy.
- Umarłem i spotkałem anioła- nawet taka myśl przyszła mu do głowy, ale nic z tego ktoś wrzeszczał za nim i biegł w jego kierunku. Gdy się odwrócił zobaczył znajomą twarz był to Bartek. Wielki niebieskooki blondyn, pod pakowany z uśmiechem od ucha do ucha, ubrany w czarne jeansy i marynarkę z latarką w ręce. Zatrzymał się koło Aleksandra, dysząc i świecąc mu w oczy mówił…
- Meteoryt spadł niedaleko studia w sąsiedni blok, tylko dwie ulice dalej od tego miejsca i rozerwało go doszczętnie, przy okazji podmuch uszkodził sąsiednie bloki.
- Dobra, ale zabierz tą latarkę- rzekł zasłaniając oczy ręką.
- Ok.- Wyłączył ją.- Ta asteroida jest dość dziwna. Jak dla mnie powinna zniszczyć całe miasto, ale ona rozwaliła jeden budynek i otarła się o pięć następnych.
- A więc znowu myślisz, że to obcy, bo to, co spadło nie spełniło twoich wymagań- zaczął się śmiać.
- Tak, zresztą chodź sam zobacz.
- A która godzina?
- Dochodzi jedenasta- zerknął na zegarek.
- Nadal masz tego roleksa. Mówiłeś, że się go chcesz pozbyć.
- No tak, jeszcze go mam- coś zamruczał pod nosem- chodź zobaczysz, co tam spadło, a później pójdziemy do klubu.
- Ze mną?? Ja jutro idę na szóstą do roboty i nie mogę tak się bawić jak ty.
- No wiesz, tak to jest jak się komuś powodzi w życiu, o wiele lepiej od innych. Przynajmniej nie muszę harować codziennie, a i tak mi płacą krocie.
- Bardzo zabawne, to bogaci rodzice, a nie twój jakiś interes- odwrócił głowę- cześć.
- Poczekaj, nie chciałem ciebie obrazić, jeżeli chcesz wiedzieć do idę do Elmiry, ale jeśli obawiasz się samotności- podrapał się po głowie- to załatwię ci inną dziewczynę.
- Widzę, że wieści szybko się rozchodzą- krzyknął- ja dowiedziałem się z telefonu, a ty zapewne od niej samej.
- He, He. Nie, wysłała mi wiadomość, że jej były się odezwał, więc pojechała do niego. Ech te kobiety.- Spojrzał na kolegę- Olek no.
Ale Olek już był coraz dalej i dalej. Szedł wzdłuż ulicy sam nie wiedząc gdzie idzie, pewnie nawet tego nie chciał wiedzieć. Kilka razy odwracał się, bo czuł, że ktoś za nim idzie i go obserwuje. Gdy spojrzał w końcu przed siebie stał niedaleko domu, ale było coś nie tak, nie widział ludzi ani samochodów. Wszedł do mieszkania i położył się spać.
Następnego dnia skoro świt wszedł na ulicę, a niedaleko zatrzymała się biała limuzyna. Gdy okno lekko się uchyliło zawołał go jakiś głos, wtedy Olek zatrzymał się, kawałek się cofnął, a drzwi się otworzyły i jakaś ręka wciągnęła Aleksa do środka. Siedział na pluszowej białej kanapie, chłopak po trzydziestce, przy kości, farbowany blondyn z okrągłą twarzą. W białym garniturze z muszką z drewnianą laską, obok niego siedziała kobieta ubrana w białe futro od stóp do głów widać było tylko ciemne loki i jasne szpilki- może jej zimno- pomyślał. Zaraz obok Olka siedział ochroniarz z okularami na nosie w czarnym garniturze z tępym wyrazem twarzy, trzymał go za ramię, ściskał nawet dość mocno, raczej sam koleś dość często w wolnych chwilach uczęszczał na siłownię. Aleks popatrzył się na całą trójkę, wtedy drzwi zamknęły się, a człowiek w białym gajerku zaczął mówić.
- Wiesz, że termin minął?- Dał znać dla kierowcy żeby ruszać.
- Wiem, ale…
- Wieczne, „Ale”. Zresztą inkasuję twoje mieszkanie i to wszystko, co w nim się znajduje.
- Tak niemożna.
- Można, można. Mam władze, bo mam pieniądze, a gdy jeszcze pozbędę się ciebie to, co zamierzam zrobić będzie jeszcze łatwiejsze.
- Co niby łatwiejsze, że niby, co? Zabijesz mnie, to sumienie ciebie ruszy…
- Ja nawet nie mam sumienia, jeśli ono mi ruszy to i tak sobie kupie rozgrzeszenie, mogę wszystko. A teraz zabiorę i zrobię to, co powinienem wykonać wcześniej. Myślałem, że gdy ktoś ci zrobi krzywdę, to zmusi psychicznie nawet do sprzedania wszystkiego, co masz.- Zadumał się.- Niepowodzenie w miłości, potrącenie, tylko ten Bartek chciał ciebie ratować.- Wyjął z kieszeni karty i zaczął tasować- Jak zwykle, sam muszę doprowadzić te przypadkowe zajście do końca. Popatrz na te karty, ja jestem As, obok siedzi Dama, naprzeciwko Walet, ale ciebie tutaj nie widzę.
- Bo masz tylko trzy karty, na więcej widocznie nie mogłeś się wysilić. Robercie- Odpowiedział Olek.
- Może tak, a może nie, a może jesteś czymś, czego nie ma w zwykłej talii.
- Jedynką??
- Tak jedynką…
- Wszyscy dążą do tego numeru i zwykle są szczęśliwi, ale powiedz to dzieciakom ze szkoły, one raczej nie są z tego powodu zadowolone. Ot zwykły paradoks.
- …jedynką- powtórzył- zwykłą nic niewartą jedynką. Która ma czelność wtrącać mi się w moje zdanie…
- Amen- wtrącił się ponownie.
- Tak amen…, że co- dziewczyna się aż zaśmiała. Robert zdziwił się trochę i zrobił tak dziwną minę, że nawet Olkowi pojawił się uśmiech na twarzy. Przez chwilę zapomniał, co chciał powiedzieć, aż wreszcie wydukał- Więc As potwierdzi tą tezę, że w talii kart nie ma jedynki tylko, numerem jeden jest As.- Dziewczyna wybuchła śmiechem.
- Przestań się już odzywać, tylko pozbądź się już go, bo zaczynasz sam sobie przeczyć.- Piskliwy głosik wyszedł z jej czerwonych ponętnych ust, zupełnie niepasujący do takiej kobiety możliwe, że dlatego była cała zakryta, a na twarzy widniały wielkie okulary. Raczej urodą nie grzeszyła, tylko ten głos, potrafi naprawdę rozbawić, skoro Olek już siedział czerwony ze śmiechu i nie mógł za nic przestać się trząść jak galareta.
Gdy mu już trochę przeszło jego wzrok zatrzymał się na oknie, widział jak szybko zmienia się krajobraz. Wieżowce utkwiły gdzieś daleko, już widać je za zielonymi pagórkami. Co jakiś czas widział dom jednorodzinny, coraz rzadziej i rzadziej, aż w końcu drzewa, które jak zborze zaczęło wyrastać przed nim. Wiedział jedno, mógł wybrać inną drogę pójść za Bartkiem, pojechać do matki, było by inaczej, niebyło by go teraz tutaj. Co raz zaczął dumać o sobie o swojej przeszłości. Co by było gdyby, ale właśnie te, ale, a raczej ta dziewczyna, co widział.- Chcę ją jeszcze raz zobaczyć, zanim zniknę- pomyślał i zamknął oczy. Nie mógł już inaczej myśleć jak tylko o niej, jakoś negatywne myśli nie przedzierały się do jego głowy. Tak jakby wiedział, a raczej czuł, że coś potężnego go pilnuje. Spojrzał na swoją dłoń i miał wrażenie, że ma cały świat w garści. Gdyby tylko chciał ją ruszyć.
Samochód zatrzymał się niedaleko jeziora Aranu, które wylewało się z ciemnego wschodniego lasu, a ujście miało w stronę głębokiej doliny, która rozciągała się na lewo i z wielkim łoskotem wodospadu płynęła najpierw na wschód, by potem skręcić nagle na zachód i rozedrzeć się na kilka mniejszych rzeczek przepływających przez dolinę. Aranu uwielbia las, uwielbia zieleń, tam gdzie ludzie wycinali drzewa, nagle rzeka usychała i niedopuszczana żadnej kropli wody, a jak zbudowano tamę kilka lat temu, ona po prostu wyschła. Więc by ją udobruchać obsadzono ją roślinnością i zlikwidowano wszelkie przejawy działalności ludzkiej, a Aranu niczym piękna zadbana kobieta znowu objawiła swoją potęgę, zasiliła swoje dawne koryta, żywą wodą, przez co roślinność zakochała się w niej i wyrosła w ciągu kilku lat na potężnego sprzymierzeńca. Spoglądając do tak czystej wody można rzec, że natura dba o siebie, oraz potrafi żyć własnym życiem. Jak kobieta, łagodna, nieustępliwa, może nawet gwałtowna i porywcza, ale to Aranu. Nikt nie wie, czemu tak się nazywa, a może nazywało się tak zawsze.
Olka chwyciło dwóch osiłków, gdy tylko uchyliły się drzwi, został natychmiast wywleczony, ciągnięty polną, długą, krętą jak spirala ścieżką między drzewami nad brzeg wody. Wtedy te dwa typki stanęli jak wryci, puścili Aleksa, a sami zaczęli się cofać, w przerażeniu. Olek popatrzył się na nich i odwrócił głowę, miał wrażenie, że zasnął, nie mógł odwrócić wzroku- tak to te oczy- powiedział po cichu, uśmiechnął się i poczuł znowu to dziwne uczucie, co go nawiedziło w samochodzie.- Zrób to- ktoś powiedział do niego w głowie. Wstał przed ochroniarzami Roberta. Dwa przepakowane osiłki, niewiadomo czy miało być fajnie czy chcieli tylko się lansować, marynarki leżały na nich dziwacznie, porozciągane w różne kierunki. Olek stał tak przed nimi następnie, rozłożył ręce, by zaraz z wielkim hukiem klasnąć w swoje dłonie, wypychając je lekko do przodu, wydobywając z siebie jakby z wewnątrz dziwny dudniący dźwięk. Niczym gwałtowny ruch powietrza, wypłoszyło ptaki z lasu, a dwóch osiłków wysłało w górę, przeleciawszy nad lasem, runęli zwłokami na ziemię tuż obok limuzyny.
Nie było żadnego mocnego wiatru, tylko lekki łoskot po liściach, oraz szum wody. Stał na zielonej trawie lekko pagórkowatym terenie, na około żyjący las, z lewej lejący się strumień wody, z prawej opadające górki z pięknym widokiem na całą Aranu. Słońce pięknie świeciło spoglądając w dół można było widzieć zabawę tęczy z nad wodospadu igrającą z paletą zieleni.
Aleks stał i patrzył, nie mógł oderwać od niej wzroku. Piękna, jej srebrne włosy lekko powiewały na wietrze, odbijały promienie światła, które w niektórych momentach rozszczepiały się jakby na miniaturowe tęcze, przy jej jasnej karnacji i dużych oczach dawały wrażenie drogiego klejnotu. Czas dla niego stanął, nawet ptaki przelatujące niedaleko przestały trzepotać skrzydłami, motyl lecący przed nim znieruchomiał. Dziewczyna stała na wielkich kolorowych kamieniach, które były jedyną ścieżką prowadzącą na drugi brzeg. Podszedł w jej kierunku. Z jednego kamienia na drugi, jak był tuż przed nią, nie mógł już się ruszyć, nie mógł się odezwać, nie mógł nic. Patrzył się tylko w jej oczy i miał wrażenie, że się w nich topi.
- Aleksandrze- usłyszał znajomy głos- chodźcie tutaj, trzeba stąd odejść- kontem oka zobaczył matkę, z jakimś mężczyzną. Dziewczyna stojąca przed nim odwróciła się i przeszła na drugi brzeg.- Chodźcie już.- I przeszedł na drugą stronę. Wsiedli do drewnianej dorożki. Matka z dziewczyną z jednej strony Olek z drugiej, patrzył się na nią i uśmiechał, a potem zasnął.
Gdy się ocknął zauważył duży pokój, obity listewkami w różnych kolorach, gdzie niegdzie wisiały pnące rośliny i piękne pejzaże malowane przez jego matkę. Leżał w miękkim łóżku, pod puchową pierzyną. Po lewej stronie było okno, pod którym stał stolik nocny z paterą pełną ciasta, kubek i dzbanek z sokiem. Trochę dalej na przeciwległej ścianie, stał drewniany czarno-beżowy regał z różnymi drobiazgami na półkach, obok dwoje drzwi jedne prowadzące do garderoby drugie do łazienki, po lewej drzwi wyjściowe. Przypomniał sobie o dziewczynie i wstał z łóżka dotykając nogami miękkiego pluszowego dywanu we wzorzyste kolorowe kwiaty.
- Mama i ciasta, - wziął dość spory kawałek do ust i zamruczał z zachwyt, nalał sobie szklankę soku i wypił.- Jeszcze kibel, a potem dziewczyna.- Zarumienił się i niczym prędkość światła zrobił to szybciej niż powiedział, wychodząc szybko z pokoju zakładając w pośpiechu koszulkę.
- Cześć- powiedziała mama i przytuliła się do syna- wyspałeś się, jak zasnąłeś mi w drodze do domu, to nikt nie mógł ciebie dobudzić- uśmiechnęła się- osiem godzin snu chyba wystarczy, chodź poznasz dziewczynę.
- A gdzie jest, w jadalni??
- Dokładnie, chyba ci wpadła w oko, tak na nią patrzyłeś, istotka nie z tego świata.
- Oczy ma cudowne- rozmarzył się i przytulił mocniej matkę.
Szli po czerwonym dywanie, przez dość długi korytarz obity boazerią. Na ścianach wisiały obrazy, oraz kilka par drzwi. Zeszli po krętych drewnianych schodach i weszli zaraz do pierwszego wejścia. Dziewczyna stała w oknie, w długiej koronkowej sukience, zachód słońca spowił ją, w pomarańczowym pocałunku. Cały pokój wypełniał się powoli pomarańczowym blaskiem, dziewczyna podeszła do niego, minęła i usiadła na kanapie opodal balkonu. I przyglądała się rzeźbie kobiety, co stała na rogu pomiędzy oknami. Piękne opływające kształty wynurzające się z fal oceanu, niewielka rzeźba, ale skąpana w blasku słońca tworzyła widok „łapania słońca” przez dłonie tej kobiety.
Spojrzał na nią, a potem na podłogę, następnie na przeciwny róg pokoju i udawał, że strzepał coś z koszuli, potem na swoją matkę, która siedziała na fotelu, a na stole obok miała rozłożone jakieś dokumenty. Popijała herbatę, wzięła ciastko i zaczęła czytać jakiś stary dokument. Wiedział, że ma wzrok bardzo rozbiegany, ale spojrzał na wiszący obraz tuż przed sobą, zaraz obok balkonowych drzwi, zobaczył ją i zaraz sobie przypomniał.
- Matko…
- Tak. To ona, pamiętasz jak mówiłeś jak byłeś mały. Ta dziewczyna ciebie odwiedzi, pewnego dnia jak będziesz starszy, a ty zostaniesz dla niej przyjacielem i zostanie twoją żoną.- Łyknęła herbaty- Namalowałam ten obraz tuż przed twoimi narodzinami, a ty zawsze się w niego wpatrywałeś, wyobrażałeś sobie w tej głowie wszystko, powtarzałeś „Piękna”. Jak ci było smutno coś nie wychodziło, przychodziłeś tutaj i mówiłeś, teraz mi to wyjdzie i robiłeś do skutku. Wychodziło ci. Ten obraz wisiał najpierw u ciebie, potem sam go tutaj przewiesiłeś, przestałeś wierzyć w siebie i wyjechałeś. Możesz mieć wszystko wystarczyło, że powiedziałeś nie, a twoje życie zaczęło się rozpadać. A teraz spotkałeś ją i przywędrowałeś do domu, tam gdzie to wszystko się zaczęło. Zacząłeś wierzyć??- Wstała i podeszła do niego- Czy teraz już wierzysz, wierzysz w siebie. Widziałam, co zrobiłeś w lesie, ten huk ta siła w głosie, te spojrzenia na nią, sam patrzyłeś już na siebie inaczej. Więc, czy wierzysz?
- Chyba…
- Chyba, nie wiem, prawda??
- Chyba..
- To znaczy nie, bo nie istnieje słowo chyba. Albo wierzysz, albo nie. Nie ma nic pośrodku, tam może być herbata i ciastko byś się zastanowił, co jutro masz dokonać, ty masz. Być! A nie, chyba jestem. To tak jakbyś żył, a mówisz, że umarłeś.
- Wierzę, - powiedział cicho- tak wierzę, - przytulił matkę mocno i spojrzał dla dziewczyny w oczy- ja się w tym niebieskich oczach topię- ona patrzyła na niego i coś powiedziała- co mówi.
- Ha, ha, powinieneś coś zjeść, bo strasznie ci burczy w brzuchu, ha, ha, ha.
- Zaraz coś będzie poczekaj, - przyszedł mężczyzna wysoki z bujną ciemną czupryną do ramion, matka wskazała tylko znak, on wyszedł- siadaj koło Wiasi. No siadaj- powtórzyła popychając go lekko na kanapę, na której siedziała dziewczyna.
Z ciężkim trudem usiadł, zaczerwienił się tylko i uśmiechnął się tak z niczego, poczuł się szczęśliwy. Zaraz ten sam facet w garniturze razem z innym, co miał zaczesane włosy do tyłu, przestawili stół spod okien do kanapy i rozłożyli całą zastawę stołową. Potem zniknęli, zaraz zjawiła się jakaś dziewczyna, wysoka, o bujnych kobiecych kształtach, z ciemnymi włosami zaczesanymi w kucyki, z dużym szczerym uśmiechem czerwonych ust, a jej czarne oczy zdawały się przenikać wszystko na wylot, w pięknej sukience z fartuszkiem, raczej nie wyglądała na kucharkę, a jednak gotowała najlepiej ze wszystkich w tym domu. Postawiła na stole kompot i szklanki. Zaraz tamci chłopacy poprzynosili cały obiad, zupa dyniowa, kurczaki w śliwce, ciasta oraz przystawki. Potem przestawili fotel naprzeciwko dzieciaków i na nim usiadła matka.
- Smacznego- spojrzała na obydwoje, a Olkowi ślinka zaczęła niebywale lecieć, więc zajął się jedzeniem, w końcu nic nie miał w ustach od zeszłego dnia. Potem spojrzał na dziewczynę obok i przestał jeść, odłożył kęs na talerz- czuję się jakbym, w życiu nic nie jadł.
- Jedz, jedz- odpowiedziała matka- masz się najeść, bo czekać ciebie teraz będzie ciężki los.- I się uśmiechnęła pokazując cała paletę zębów. Wtedy dokończył swój posiłek.
Rozłożył ręce na oparciu kremowej kanapy. Wyciągnął się, a potem rzekł do kucharki.
- Paulino, genialny obiad, dziękuję.- Uśmiechnął się, dziewczyna w kucykach, aż pokręciła głową z dumą niczym paw, poprawiła sukienkę, - sukienka też ładna- wtedy zaczęła się śmiać.
- Ha, sukienkę przerobiłam, bo już miałam dość tego samego w sklepach. A obiad przyszedł mi do głowy sam, bo zawsze lubiłeś zupę dyniową i śliwki. Pojedz sobie ciasta.- Zaczęła zbierać talerze- Ech ta twoja koleżanka taka troszeczkę smętna i ma mnie na jednym oku, jak tylko się pojawię, to pilnuje mnie.
- Obca jest tutaj i wszystko jest nowe, więc co się dziwisz.- Wtedy Paulina, dygnęła i z talerzami udała się do kuchni.
- Idę poszukać jednego dokumentu- powiedziała mama i wstała- porozmawiaj z nią- wskazała palcem na Wiasi- nawet jak nic nie rozumiesz, to spróbuj.- Wyszła z pokoju, a mężczyźni w czarnych garniturach zaczęli sprzątać ze stołu.
Dziewczyna, wstała i podeszła do kredensu, co stał koło ściany, przyglądała się różnym ozdobom w tym dojrzała śnieżną kulę.
- Ka a kaja to to?- Zapytała wskazując palcem.
- Śnieżna kula- odpowiedział, podszedł do kredensu i wziął zabawkę do ręki.
- Skula- próbowała powtórzyć.
- Kula, śnieżna kula..- Powtórzył i położył zabawkę na dłoni dziewczyny.
- Kula, sklulala- mówiła- snu kula- i się uśmiechnęła do niego i dotknęła kuli.
W tym samym momencie zauważył, że zmienił otoczenie, w którym się znajdował. Wszędzie było biało stał z dziewczyną w lesie na pagórku, potem zobaczył znajomą chatkę. Nie mógł w to uwierzyć, przetarł dwa razy swoje oczy i spojrzał do góry. Padał ciepły śnieg, a raczej brokat, teraz wiedział, że znajduję się w kuli. Zrobił krok do przodu i poślizgnął się, upadł, zjechał z górki i w tym samym momencie, był już z powrotem w pokoju obok kredensu. Potem wstał, zabrał kulę dla dziewczyny i postawił z powrotem, przecierając jednocześnie czoło. Następnie podał jej szkatułkę, z primabaleriną w kształcie serca, co po nakręceniu grała przepiękną melodię „Memory”.
Stał zaciekawiony, co ona zrobi, obejrzała spokojnie nabytek i powtórzyła za nim słowa, niezbyt umiejętnie - sztukę- znaleźli się tuż obok primabaleriny, raczej Olek stał zbyt, blisko, bo jak muzyka zaczęła grać, to baletnica w podskokach niemal jego goniła po swojej wyznaczonej trasie i co susz obrywało mu się po tyłku, od jej stopy. Leciał w pośpiechu przed nią, a ona w rytm muzyki goniła go, wygląda to niezwykle zabawnie, po chwili podbiegł do Wiasi i zabrał jej szkatułkę. Znowu stał w pokoju, cały zmachany i mokry. Popatrzył na drzwi, a tam stali i się śmiali ci sami dwaj kolesie, co pomagali z obiadem.
- Ha, ha, ha bardzo zabawne- powiedział ze złością Olek i odłożył szkatułkę na miejsce.
- No, co widowisko pierwsza klasa, a za to, jaka kondycja- zaśmiał się Grzegorz, mężczyzna niczym szafa, z czarnymi włosami do ramion, z zielonymi oczami, które przeskakiwały raz po raz z dziewczyny na Aleksa. Następnie gryząc wykałaczkę w ustach uśmiechnął się i pokazał swoje białe zęby z kłami, a na jego twarzy pojawił się grymas i dokończył- weź daj jej statek.
- No statek- powiedział drugi koleś, Rafał, z brązowymi włosami zaczesanymi do tyłu nieco niższy, ale równie dobrze zbudowany, też miał zielone oczy, które wskazująco na Grzegorza, oznajmiały, co będzie dalej.- Daj jej statek, no nie bądź taki.
- Nie, nie wezmę jego.- Wziął pilota i włączył nim telewizor, co wisi na ścianie, a chłopacy z sępimi minami poszli do innego pokoju. Dziewczyna wyraźnie się zaciekawiła, to Aleks zaczął przebierać w kanałach, następnie podszedł dotknął monitora i powiedział- Telewizor.
- Wy… wyzror
- Telewizor- powtórzył- te-le-wi-zor- zasylabował.
- Te je le je- pomruczała- te jezior- popatrzyła na Aleksandra i wyciągnęła rękę.
Dotknęła monitora, akurat spiker podawał wiadomości, gdy jej palce były na wysokości jego szyi, włożyła rękę. Aleksowi szczęka opadła, a w tym programie było widać, że jakaś dłoń zaczęła tą osobę dusić. Zaraz zaczął rechotać, ale opanował się i zabrał dziewczyną sprzed ekranu, podszedł z nią do kanapy, a następnie spojrzał na telewizor widniał tam napis „Przepraszamy za problemy techniczne”. Znowu zaczął rechotać. Jak się trochę opanował usiadł na kanapę, popatrzył na dziewczynę, położył rękę na kanapie i odezwał się do niej- usiądź.- Dziewczyna spojrzała na niego, a chłopak wstał i usiadł jednocześnie mówiąc- usiądź.
- A, dliojoojr- i usiadła- sie, sm, smierdź- powtórzyła.
Wtedy do pokoju weszła matka, z jakimś zawiniątkiem w dłoniach, położyła go na stole, a dziewczyna powiedziała.
- Smierdź- kierując te słowa do niej.
- Ale tutaj nie śmierdzi- zdziwiła się matka.
- W mordę- powiedział Olek- ona chce żebyś usiadła.
- Spokojnie, widzę, że komunikacja werbalna zaczyna powoli raczkować.- Usiadła z powrotem na miejsce.
Dziewczyna zerknęła na chłopaka i wzięła go delikatnie za podbródek, podnosząc jednocześnie głowę.
- Olecze Coari hłwvier`o ds`iuciełs`i.
- Nie rozumiem ciebie, ty o tym wiesz, ja ciebie, a ty mnie. Chciałbym naprawdę znać twój język.- Powiedział Aleks, patrząc się w jej niebieskie oczy, matka wzięła pilota i wyłączyła telewizor. Następnie Aleks wskazał na siebie- Aleksander- wtedy wskazał na dziewczynę.
- Alekdor- popatrzyła na niego.
- Aleksander- wskazał na siebie, potem ponownie na dziewczynę.
- Wiasi- odpowiedziała i lekko wzruszyła ramionami i wzięła kawałek sernika.
- Sernik- wskazał palcem na ciasto, co miała na talerzyku.
- Sernik- uśmiechnęła się lekko, podnosząc głowę do tyłu.
- Stół- dotknął stołu.
- Stul- powtórzyła- stół. Ojo srłuk- i dotknęła stołu.
- Nuż- i wziął go do ręki.
- Nuż- zdumiała się- ris.
- Ris?
- Ris- Potwierdziła- Ojo Ris. Ojo uki- powiedziała biorąc inny nóż- Iki ris. Ojo uki.
- Ojo uki- powtórzył Aleks.
- Uki- jakby zrozumiała.
- Przez nieznajomość obcego języka i takie pomyłki bywają- popatrzyła na Olka, mama- ciekawe, kto kogo uczy, zresztą oboje jesteście na beznadziejnej pozycji. Ale to się teraz zmieni, zobaczymy jak zareagujesz na to, co przyniosłam.- I rozwinęła zawiniątko- to należało do twojego dziadka, a on dostał to od swojego.
Wyciągnęła ze starej gazety, medalion i położyła go na stole tuż przed Aleksandrem. Srebrny, okrągły, niewiększy od pięści dorosłego człowieka. Na wierzchu jakieś znaki, zakręcały się do środka niczym skorupa ślimaka. Aleks podniósł go był grubości małego palca u ręki, z drugiej strony widniał krzyżyk z dziurą po środku. W jednym miejscu uchwyt, z cienkim, srebrnym łańcuszkiem. Aleks patrzył się na niego i poczuł się dziwnie, jakieś dudniące odgłosy niczym łupanie po skale. Coś wbijało się mu w głowę jakieś dźwięki albo słowa, wsłuchiwał się. Wtedy medalion jakby zaczął świecić na złoto, a te dudnienie, czytało znaki. Olek wyprostował się jak długi i chwycił się za serce i położył się.
Wiasi z matką od razu wstały i podeszły do niego. Porozumiewawczo spojrzały na siebie. Wiasi poparzyła się w oczy cierpiącego dotknęła delikatnie jego dłoni, zwolniła jego uścisk. Następnie coś mruczała pod nosem, tę sam piosenkę jak przy pierwszym spotkaniu. Położyła swoją dłoń na jego lewej stronie i włożyła do środka klatki piersiowej. Aleksander poczuł ścisk i ukłucie, chciał jakby wyrwać jej dłoń z siebie, ale tylko chwycił jej rękę i zemdlał.
Poczuł się dziwnie, coś go sparaliżowało, po czym dźwięk syczenia przemienił się w śpiew ptaków. Więc otworzył oczy. Czerń nic więcej nie widział, ale im bardziej się przypatrywał tym bardziej się oddalała i widział więcej. Wypełnił go niezwykły krajobraz, wirująca kula, niemal na wyciągniecie reki. Wysyłała wiązki energii, które docierały do niego oraz rozprzestrzeniały się o wiele dalej. Przybierała kolory tęczy, po czym jego ciało rozbłysło czując niesamowite doładowanie energetyczne. Wyciągnął rękę przed siebie, widział ją ale była inna, jaśniejsza, delikatna ale i silna. Usłyszał swoje imię odwrócił się i zobaczył dłoń która zaczęła go napierać. Gwałtowne uderzenie i spadanie, naokoło zawirowało.
Ostatnio zmieniony śr 03 lut 2016, 09:20 przez Słoneczko12, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Cześć. Przeczytałem kawałek i tylko kawałek. Niestety przez więcej nie udało mi się przebić. Tekst wymaga gruntownego remontu, obecnie czytanie go przypomina bieg przez płotki, w którym co rusz ktoś podkłada nogę. Może pokażę kilka bardziej rzucających się w oczy wpadek.
Pan Aleksy Warrior wschodząca i niedoceniana gwiazda dużego ekranu, właśnie wrócił do swojego mieszkania, małego trój pokojowego- mała ciasna, ale własna- zwykł mówić.
Pierwsze zdanie i kilka błędów. To co pogrubiłem kompletnie nie pasuje do reszty. Właściwie nie wiem dlaczego to jest jedno zdanie. Poza tym raczej wiadomo, że przyszedł do swojego mieszkania. Także należałoby napisać trójpokojowego ( choć właściwie ta informacja niewiele wnosi). Brakuje przecinków. Mała, ciasna, ale własna - o czym jest ta dygresja?

Zdanie napisałbym w ten sposób (choć jako piewsze zdanie i tak wypada blado):
Pan Aleksy Warrior, wschodząca i niedoceniana gwiazda dużego ekranu, wrócił do małego mieszkania.
Powiedzmy, że wzmianki o ciasnocie i prawie własności można sobie podarować.
Przyjaciele Aleksego wołali do niego Alex lub Olek. Tylko rodzina mówiła Aleksander. Za dwa dni kończy dwadzieścia pięć lat. Jest przystojnym szatynem o gęstych włosach sięgających mu do ramion lekko zakręconych.
Pomieszanie z czasami, które w tekście jest dość nagminne. Opowiadanie jest pisane w czasie przeszłym, warto się byłoby tego trzymać.
I lepiej by było: Za dwa dni skończy dwadzieścia pięć lat
Niewielki nos uwidacznia się wtedy, gdy podniesie głowę, którą ma zwykle spuszczoną.
Nie za skormny on jak na gwiazdę kina? :P


Ubrany w niebieskie dresy kręci się po dużym jasnym pokoju, następnie usiadł pod oknem na skórzanym fotelu, a na kasztanowym stole rozłożył zawartość swojej kieszeni.
Poza tym, że to zdanie jest słabe i nic nie wnosi, ciekawi mnie jedna rzecz. Co on miał w tej kieszeni? Nie ma o tym ani słowa, nawet, gdy te rzeczy zabiera z powrotem, gdzieś dalej w tekście.
Następnie włączył telefon w celu wysłuchania nagranych wiadomości,
Tak nie można pisać :( To nie jest sprawozdanie.


Cześć kotku. Przykro mi, ale z tobą zrywam, chciałabym mieć normalną rodzinę i dzieci, a nie ciebie na jedną godzinę dziennie, ponieważ cała resztę przebywasz w pracy. Chciałabym mieć ciebie na zawsze, a nie na niecały rok. Gdybyś oprócz zdrowia miał jeszcze pieniądze i duży dom z samochodem, to na pewno bym była twoja. Nie do zobaczenia.
Drętwe to. Chciałbym poczuć trochę żalu tej kobiety, a słyszę tępą smarkulę. Wydaję mi się, że dobrym pomysłem byłoby zaczęcie tego monologu od: I znowu cię nie ma, co!?
Potem może by poleciało.
Wtedy wyłączył telefon i zaczął gapić się w sufit, wiedział jedno- Ja umieram- mówił sobie.

Gapić się - nieładne. wiedział jedno- Ja umieram- mówił sobie. - nieskładne. Albo Umieram - powiedział do siebie, albo Wiedział jedno - umierał.
W tym wypadku mówił sobie znaczy tyle, że robił to przez dłuższy czas. Raczej obraz człowieka powtarzającego "ja umieram" nie powinien wyniknąć z tego opisu.
- Gdyby nie ta choroba to bym normalnie żył, ale akurat na mnie się uwzięła(przecinek) wyłożyła na próg. Przez nią jestem nikim
Non stop samochody trąbiły stojące w korkach,
Dużo jest w tekście podobnych problemów z szykiem. Powinno być np. Samochody stojące w korkach non stop trąbiły,
gdzie niegdzie
gdzieniegdzie
Wielu ludzi przeklinało to, co się działo, a niektórzy obserwowali i robili zdjęcia temu dziwnemu zjawisku.
Co się działo i czemu robili zdjęcia?
Nie było nikogo, więc bez namysłu przebiegł przez jezdnią i w tym momencie, gdy na niej jeszcze był to z lewej strony zza zakrętu wyjechał zielony opel, który go potrącił, wyrzucając Olka za siebie parę metrów dalej.
Tu przepraszam, ale nie dałem rady więcej czytać, tylko przeleciałem wzrokiem po łebkach. Za dużo informacji w jednym zdaniu przekazanych w dodatku dość nieporadnie.
Piękna kobieta, o delikatnych rysach twarzy z dużymi oczami, które posiadały chyba wszystkie odcienie niebieskiego, a świeciły się niczym gwiazdy w bezksiężycową noc, hipnotyzujące, majestatyczne, można się w nie patrzeć bez końca. Lekko śniada cera z małym noskiem i różowymi ustami, o ostrych konturach, białe ładne zęby uwidaczniały się przy ruchach warg. Srebrne długie włosy, opadły wzdłuż jej twarzy. Aleks patrzył się a nią jak zahipnotyzowany.
Gość leży na drodze potrącony przez samochód, jednak ważniejszy jest opis wyglądu twarzy dziewczyny. Mimo że dokładny, to nie wiem jak sobie wyobrazić tę kobietę o majestatycznych oczach.
ze wsząd
zewsząd
Czy deki reojlviy z`etery.
Su lub u dibeer be`oojja`ec.
Riswrirze`o deriki i jja`ea cibeer oricoseki.
Riswrirze`o anwe i jja`ea di skiwe.
Ipcoe`oojki wy rikicy,
Ojr zojkiroe`o Sy.
Be`oojja`ec Sy.
Nie mam pojęcia co to za język. Niestety, dla mnie te kilka linijek jest kompletnie pozbawionych sensu. Wydaję mi się, że dla przeciętnego czytelnika także.
Zatrzymał się koło Aleksandra, dysząc i świecąc mu w oczy mówił…
- Meteoryt spadł niedaleko studia w sąsiedni blok, tylko dwie ulice dalej od tego miejsca i rozerwało go doszczętnie, przy okazji podmuch uszkodził sąsiednie bloki.
Czy muszę przypominać, że główny bohater leży potrącony przez samochód? Przychodzi znajomy i nie, niema żadnego "czy wszystko w porządku", tylko świeci mu po oczach i zdaje mu relację z jakiegoś kataklizmu. "Meteoryt spadł niedaleko studia w sąsiedni blok" - coś się zgubiło w edycji.
Ta asteroida jest dość dziwna. Jak dla mnie powinna zniszczyć całe miasto, ale ona rozwaliła jeden budynek i otarła się o pięć następnych.
Wstrzymywałbym się od używania asteroidy jako zamiennika meteorytu. To tak jakby synonim łodzi rybackiej był bombowiec b-52.
kontem
kątem

Dalej nawet nie zaglądałem. Ciężko napisać mi coś pozytywnego o tym tekście. Polecam czytać, czytać i jeszcze raz czytać. Będzie lepiej.
Pozdrawiam i życzę powodzenia :)

zatwierdzona weryfikacja - Gorgiasz
Ostatnio zmieniony śr 03 lut 2016, 09:20 przez MTszewski, łącznie zmieniany 1 raz.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”