"Spotkanie" [fantasy]

1
Cześć.

Nie postowałem tutaj od ponad pięciu lat. Zamieszczam pierwszy tekst fabularny napisany przeze mnie od nie pamiętam kiedy. Jest to krótka wprawka stworzona celem wystawienia na krytykę internetów. Będę wdzięczny za wszelkie komentarze.

--

Koński oddech zamieniał się w parę w mroźnym powietrzu, gdy Berdo jechał stępa przez pobojowisko, w jakie zamieniło się pole bitwy. Zmrożoną, spękaną ziemię pokrywały trupy, a śnieg w wielu miejscach przybrał różową od przelanej krwi barwę. Stroje i uzbrojenie martwych żołnierzy wskazywały na to, że śmierć równo obdarowała obie strony starcia. Jeździec oderwał wzrok od ciał i spojrzał w górę. Czyste niebo zdawało się emanować chłodem. Między gałęziami rzadko rozmieszczonych potężnych świerków widać było oślepiająco białą tarczę słońca, która muskała już zachodnie szczyty. Berdo zdał sobie sprawę, ile czasu minęło od momentu, gdy o brzasku dowódcy klanów zdecydowali się na szturm na obozującą w kotlinie armię cesarza. Przewaga terenu i zaskoczenie sprawiły, że pierwsza szarża była wyjątkowo skuteczna. Potem jednak dały o sobie znać klanowe podziały. Wszelkie próby skoordynowanego dowodzenia kończyły się porażką. Na szczęście nieprzygotowanemu przeciwnikowi również nie udało się zorganizować spójnej obrony, gdyż inaczej atakujących czekałaby rzeź. W niedługim czasie bitwa przerodziła się w szereg małych pojedynków i rozlała się po całym terenie kotliny. W umyśle Berda ostatnie godziny stanowiły niekończące się pasmo nierozróżnialnych od siebie potyczek. Postacie zarówno wrogów, jak i sojuszników zlewały się jedno. Szał bitewny, a potem coraz większe zmęczenie nie pozwoliły żadnym szczegółom przebić się przez kurtynę szczęku broni, krwi i bólu.

Od pewnego czasu jechał między drzewami samotnie, nie napotykając już nikogo żywego. Dobiegające z północy - gdzie, jak sądził znajdowało się centrum rozproszonej bitwy - odgłosy walki niedawno oddaliły się, przycichły i straciły na regularności. Berdo wyjechał zza ogromnego zwalonego świerku, gdy jakiś ruch po lewej stronie przyciągnął jego uwagę. Około dwieście kroków od niego jeździec dosiadający czarnego wierzchowca walczył z dwoma uzbrojonymi w krótkie topory wojownikami. W pieszych zbrojnych Berdo rozpoznał członków klanu Borsuka, ale to na widok postaci na koniu mocniej zabiło mu serce. Burza czarnych włosów okalała wykrzywioną w grymasie furii twarz, którą rozpoznał nawet z tej odległości. Widok był tak niespodziewany, że Berdo wstrzymał konia w miejscu i zamarł na kilka oddechów.

Walczący jeszcze go nie spostrzegli. Otrząsnął się z osłupienia, poprawił tarczę umocowaną na lewym przedramieniu i ścisnął wierzchowca kolanami. Jeden z toporników odwrócił się słysząc tętent kopyt, co kosztowało go życie. Długi miecz jeźdźca rozpłatał mu głowę, gdy Berdo miał jeszcze sto pięćdziesiąt kroków do miejsca potyczki. W pełnym galopie puścił wodze i chwycił w prawą dłoń ciężki toporek do rzucania. Kilka uderzeń serca później obrona drugiego wojownika załamała się pod gradem ciosów czarnowłosego. Potężne uderzenie wbiło się w bark aż po mostek, prawie oddzielając rękę od tułowia. Dostrzegając swoją szansę, Berdo wziął szeroki zamach i rzucił. Toporek pofrunął przez powietrze ze śpiewnym świstem. Jeździec wyszarpnął miecz z padającego ciała i w ostatniej chwili zasłonił się przed nadlatującą bronią, która z brzękiem uderzyła w osłaniającą przedramię żelazną obręcz. Siła uderzenia wyrzuciła wojownika z siodła. Nie przerywając szarży, Berdo sięgnął za plecy po jednoręczny topór o krótkim stylisku i krzyknął na swojego konia, zmuszając go do jeszcze szybszego biegu. Zsunął się na prawą stronę chcąc zdruzgotać zbierającego się z ziemi przeciwnika jednym uderzeniem. Czarnowłosy zaskoczył go jednak swoją szybkością. Rzucił się w kierunku pędzącego wierzchowca celując mieczem w jego podbrzusze. Cios rozerwał bok konia, który runął do przodu. Berdo, głęboko pochylony, z ręką uniesioną do uderzenia stracił równowagę i wypadł z siodła lądując na mokrym od krwi śniegu. Zerwał się z ziemi akurat na czas, żeby zasłonić się tarczą przed nadchodzącym ciosem miecza. Okute żelazem drewno jęknęło, a odrętwienie przeszyło rękę wojownika od dłoni aż do barku. Odskoczył od przeciwnika, żeby lepiej mu się przyjrzeć.

Przewyższał Berda wzrostem przynajmniej o głowę. Nabijana ćwiekami skórzana kurta była ochlapana krwią i nie miała żadnych oznaczeń wojsk cesarskich. Jego przedramiona opasywały żelazne obręcze pokryte symbolami, których Berdo nie rozpoznawał. Przypominał raczej najemnika, niż żołnierza. Jego postawa, każdy ruch, gest, mimika twarzy - wszystko to zalewało Berda falami wspomnień i emocji. Dawno już uwolnił się od myśli, że kiedykolwiek spotkają się ponownie. Teraz jednak cały ból, żal i wściekłość, które pielęgnował przez długie lata powróciły w jednej chwili. Wiedział, że jeśli chce wyjść z tego niespodziewanego spotkania cało musi zamknąć umysł na te uczucia i skupić się na tym, co tu i teraz.

Ich spojrzenia przecięły się i Berdo zobaczył, jak oczy przeciwnika rozszerzają się w nagłym zdumieniu. Dopiero teraz?, pomyślał, czując kolejne ukucie żalu, zaskakująco silne. Dopiero teraz mnie poznałeś?

Na oblicze czarnowłosego wypełzł uśmiech. Warknął i ruszył do ataku. Uderzał szybko i celnie. Berdo przyjmował ciosy na tarczę lub odbijał je toporem, ale każdy taki blok wprawiał jego mięśnie w coraz większe odrętwienie. Zmęczenie całodzienną bitwą dawało o sobie znać, a wywołana spotkaniem adrenalina nie wystarczała żeby mu się przeciwstawić. Cofając się krok za krokiem pod naporem uderzeń miecza zdał sobie sprawę, że przeciwnik jest silniejszy i lepszy. Ze stęknięciem zablokował kolejny cios i poczuł jak jego tarcza pęka na dwoje. Z przymocowanego do przedramienia pasa zwisały jedynie kawałki drewna. Zobaczył, ze czarnowłosy wzniósł miecz do cięcia znad głowy. Berdo okręcił się na pięcie przechodząc w lewo, czując, jak ostrze przelatuje cale za jego plecami. Nie napotkawszy oporu, miecz pociągnął wytrąconego z rytmu przeciwnika za sobą. Berdo ciął krótko celując w nieosłonięty prawy nadgarstek, ale chybił celu. Topór trafił w trzymającą miecz dłoń, gładko odcinając trzy palce. Czarnowłosy zawył, gdy krew trysnęła strumieniem. Machnął ramieniem trafiając topornika żelazną obręczą w twarz. Trzasnął łamany nos. Głowa Berda odskoczyła do tyłu, a on sam runął na twardą zmrożoną ziemię wypuszczając broń z ręki. Gdy otworzył oczy plując krwią i wybitymi zębami ujrzał nad sobą dyszącego ciężko przeciwnika, który klęczał, przygniatając kolanami jego ramiona. Berdo bezskutecznie szarpnął się w próbie uwolnienia. Czarnowłosy położył okaleczoną dłoń na jego czole, przedramieniem drugiej zaś przycisnął jego szyję. Krew z odciętych palców spłynęła po twarzy leżącego mieszając się z jego własną. Walcząc o oddech, Berdo spojrzał w oczy przeciwnika i z przerażeniem ujrzał w nich coś zupełnie innego, niż spodziewał się w nich zobaczyć. Spokój, miłość i współczucie. Nacisk żelaza na jego krtań wzrósł, odcinając dopływ powietrza. Spojrzenie Berda zaszło mgłą.

- Żegnaj, bracie. - usłyszał jeszcze, zanim zapadł w ciemność.
Ostatnio zmieniony sob 27 gru 2014, 13:37 przez glizda101, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Tekst jest niezły, scena walki przedstawiona sugestywnie z dbałością o szczegóły. Mamy też opis miejsca, otoczenia, w którym przebywa bohater – pierwsze zdania dość plastycznie to oddają, dodałbym podobne również na końcu, dla spotęgowania nastroju. Potknięć niezbyt niewiele. „Siękoza” tylko w znaczącym stopniu daje znać o sobie.
Co nie zmienia faktu, że tego rodzaju teksty, zawsze tchną pewną sztucznością, bo nie brałeś udziału w takiej walce, nie wiesz co czują ludzie w takich okolicznościach, ani nie słuchałeś też relacji jej uczestnika, więc jest to tylko swego rodzaju wyobrażenie, oparte na szablonach i literaturze. Co rzecz jasna jest nie do uniknięcia w tego rodzaju opisach i w takim gatunku literackim; jest to więc uwaga o charakterze raczej ogólnym.
Stroje i uzbrojenie martwych żołnierzy wskazywały na to, że śmierć równo obdarowała obie strony starcia.
„na to” - zbędne.
I druga część zdania jest trochę nielogiczna, aczkolwiek zrozumiała, ale jakby się czepiać... Podmiotem jest śmierć, więc powstaje pytanie: czym obdarowała? Domyślnie wiadomo o co chodzi – ale może lepiej by było coś w rodzaju: ...śmierć równo obdarowała swym oddechem obie strony starcia.
dowódcy klanów zdecydowali się na szturm na obozującą w kotlinie armię cesarza.
Powtórzone „na” w bardzo bliskim sąsiedztwie. Może: dowódcy klanów podjęli decyzję o szturmie na obozującą...
W niedługim czasie bitwa przerodziła się w szereg małych pojedynków i rozlała się po całym terenie kotliny.
Powtórzone „się”. Z drugiego bym zrezygnował.
Ogólnie jest tu zbyt wiele tych „się”. Zauważ, że w pierwszym fragmencie, a zwłaszcza w ostatnich zdaniach występują one w prawie w każdym z nich.
Około dwieście kroków od niego jeździec dosiadający czarnego wierzchowca walczył z dwoma uzbrojonymi w krótkie topory wojownikami.
Około dwieście kroków od niego, jeździec dosiadający czarnego wierzchowca, walczył z dwoma uzbrojonymi w krótkie topory wojownikami.
Widok był tak niespodziewany, że Berdo wstrzymał konia w miejscu i zamarł na kilka oddechów.
Usunąłbym „Berdo”. Było przed chwilą i wiadomo o kogo chodzi.
Jeden z toporników odwrócił się słysząc tętent kopyt, co kosztowało go życie.
W ramach wyrzucania „się” /na przykład/: Jeden z toporników słysząc tętent kopyt, odwrócił twarz (zwrócił spojrzenie) w jego stronę, co kosztowało go życie.
Kilka uderzeń serca później obrona drugiego wojownika załamała się pod gradem ciosów czarnowłosego.
Przydałby się przecinek po „później”.
Toporek pofrunął przez powietrze ze śpiewnym świstem.
Nie odpowiada mi zwrot „ pofrunął przez powietrze”. Napisałbym: Toporek przeciął powietrze...
Berdo sięgnął za plecy po jednoręczny topór o krótkim stylisku i krzyknął na swojego konia, zmuszając go do jeszcze szybszego biegu.
„swojego” - zbędne.
Zsunął się na prawą stronę chcąc zdruzgotać zbierającego się z ziemi przeciwnika jednym uderzeniem.
Dwa „się” w jednym zdaniu. Może tak: Zsunął się na prawą stronę, chcąc zdruzgotać wstającego przeciwnika jednym uderzeniem. (A że z ziemi, to wiadomo)
Berdo, głęboko pochylony, z ręką uniesioną do uderzenia stracił równowagę i wypadł z siodła lądując na mokrym od krwi śniegu.
Przecinek przed „lądując” mógłby być.
Zerwał się z ziemi akurat na czas, żeby zasłonić się tarczą przed nadchodzącym ciosem miecza.
Znów dwa razy „się” w jednym zdaniu.
Dawno już uwolnił się od myśli, że kiedykolwiek spotkają się ponownie.
Jak wyżej.
Wiedział, że jeśli chce wyjść z tego niespodziewanego spotkania cało musi zamknąć umysł na te uczucia i skupić się na tym, co tu i teraz.
Przecinek po „cało”.
I zakończenie tego zdania nie najszczęśliwsze. Może: ...i skupić się na chwili obecnej (na teraźniejszości).
Ich spojrzenia przecięły się i Berdo zobaczył, jak oczy przeciwnika rozszerzają się w nagłym zdumieniu.
Dwa razy „się”. Może tak: Ich spojrzenia przecięły się i Berdo zobaczył rozszerzone w nagłym zdumieniu oczy przeciwnika.
Dopiero teraz?, pomyślał, czując kolejne ukucie żalu, zaskakująco silne.
Dopiero teraz?, pomyślał, czując kolejne, zaskakująco silne ukłucie żalu.
Czarnowłosy zawył, gdy krew trysnęła strumieniem. Machnął ramieniem trafiając topornika żelazną obręczą w twarz.
„strumieniem – ramieniem”: wytworzył się niepotrzebny, wewnętrzny rym.
Głowa Berda odskoczyła do tyłu, a on sam runął na twardą zmrożoną ziemię wypuszczając broń z ręki.
Przecinek po „twardą”.
Gdy otworzył oczy plując krwią i wybitymi zębami ujrzał nad sobą dyszącego ciężko przeciwnika, który klęczał, przygniatając kolanami jego ramiona.
Przecinek po „zębami”.
Krew z odciętych palców spłynęła po twarzy leżącego mieszając się z jego własną.
Przecinek po „leżącego” by się przydał.
Walcząc o oddech, Berdo spojrzał w oczy przeciwnika i z przerażeniem ujrzał w nich coś zupełnie innego, niż spodziewał się w nich zobaczyć.
Powtórzone „w nich”. Z drugiego można (a właściwie trzeba) zrezygnować.
„Berdo” do usunięcia. W tych ostatnich zdaniach powtarza się trzykrotnie.
Spokój, miłość i współczucie. Nacisk żelaza na jego krtań wzrósł, odcinając dopływ powietrza.
Napisałbym: Spokój, współczucie, miłość. Nacisk żelaza na krtań wzrósł, tamując (zatrzymując) oddech.
- Żegnaj, bracie. - usłyszał jeszcze, zanim zapadł w ciemność.
„Usłyszał” dużą literą.

(Ktoś słusznie zwrócił tu uwagę, że "usłyszał" jest dobrze, tylko kropki nie powinno być)

3
Około dwieście kroków od niego jeździec dosiadający czarnego wierzchowca walczył z dwoma uzbrojonymi w krótkie topory wojownikami.(... potem zabiło mu serce na widok... a potem:) Jeden z toporników odwrócił się słysząc tętent kopyt, co kosztowało go życie. Długi miecz jeźdźca rozpłatał mu głowę, gdy Berdo miał jeszcze sto pięćdziesiąt kroków do miejsca potyczki.
<liczy na palcach i skrobie się w głowę>
gość do walczących miał ze 200 metrów, po 150 miecz rozpłatał jednemu z nich łepetynę - ja niby domyślam się, ze musiał tym mieczem rzucic, ale pierwsze, co mi do głowy przyszło, to 150 metrowy miecz.

:szatan:

poza tym - konkretnym mieczem cisnąć na taką odległośc, to nie w kij dmuchał, a jeszcze trafic, to już nie lada wyczyn. chłop noża jakiegoś na podorędziu nie miał? albo toporka? przecież toporek miał, a zdecydowanie sie lepiej toporkiem rzuca niż mieczem, nie?

ale ja się nie znam, moze nożownicy jacyś się by wypowiedzieli ;>
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

4
ravva pisze:
gość do walczących miał ze 200 metrów, po 150 miecz rozpłatał jednemu z nich łepetynę - ja niby domyślam się, ze musiał tym mieczem rzucic, ale pierwsze, co mi do głowy przyszło, to 150 metrowy miecz.
To nie ten gość. :D

Najwyraźniej nie wyjaśniłem odpowiednio skutecznie, kto kogo, ponieważ tym, który zabija w przytoczonym fragmencie jest czarnowłosy jeździec. Wydawało mi się, że jest to zrozumiałe (Gorgiasz też chyba wątpliwości nie miał, gdyż o tym nie wspomniał), ale najwidoczniej nie do końca. Dobrze wiedzieć.

Dzięki za komentarz. :)
For he's a jolly good fella'!

5
Koński oddech zamieniał się w parę w mroźnym powietrzu, gdy Berdo jechał stępa przez pobojowisko, w jakie zamieniło się pole bitwy
masło maslane - pobojowisko jest to pole bitwy po boju, n'es pas?
Czyste niebo zdawało się emanować chłodem
emanowało chłodem.
Na szczęście nieprzygotowanemu przeciwnikowi również nie udało się zorganizować spójnej obrony, gdyż inaczej atakujących czekałaby rzeź.
jakoś to nieładnie brzmi.
atak zakończyłby się fiaskiem? katastrofą?
bitwa przerodziła się w szereg małych pojedynków i rozlała się po całym terenie kotliny
po całym terenie, albo po całej kotlinie.
kotlina to określone ukształtowanie terenu, więc znów masz tautologię.

1
rzadko rozmieszczonych potężnych świerków widać było oślepiająco białą tarczę słońca
2
wyjechał zza ogromnego zwalonego świerku
3
Toporek pofrunął przez powietrze ze śpiewnym świstem
(przeciął powietrze)

za dużo przymiotników dajesz - jak świerki, to od raz potezne, jak biała tarcza słońca, to oślepiająja, itd.
prościej trochę.

Berdo wstrzymał konia w miejscu i zamarł na kilka oddechów
wstrzymał konia.
zamarł samo wystarczy.
odwrócił się słysząc tętent kopyt
to się rozumie samo przez się. sam tętent wystarczy.
Berdo, głęboko pochylony, z ręką uniesioną do uderzenia stracił równowagę i wypadł z siodła lądując na mokrym od krwi śniegu. Zerwał się z ziemi akurat na czas,
pomyślmy: szarża, koń w pełnym galopie, facet z uniesionym toporem. i wylatuje z siodła jak z procy, nie łamie karku, nic sobie nie robi powaznego, a w dodatku nawet nie jest oszokołmiony upadkiem, bo zaraz podrywa się "akurat na czas", żeby odbić cios przeciwnika. i o ile upadek nic mu nie zrobił, o tyle cios czarnowłosego "odrętwieniem przeszył mu rękę".
ach, logika :szatan:

kurta była ochlapana krwią i nie miała żadnych oznaczeń wojsk cesarskich.
po "oznaczeń" kropka. reszta zbędna.
Teraz jednak cały ból, żal i wściekłość, które pielęgnował przez długie lata powróciły w jednej chwili. Wiedział, że jeśli chce wyjść z tego niespodziewanego spotkania cało musi zamknąć umysł na te uczucia i skupić się na tym, co tu i teraz.
czyli co - zalała go fala emocji, a on "wiedział", że ma się skupić? moze daj mu na te emocje chwilę, niech oberwie raz czy drugi, zeby go jakies wnioski naszły, bo sobie kolejnymi zdaniami przeczysz.
wywołana spotkaniem adrenalina nie wystarczała żeby mu się przeciwstawić.
żeby wygrać? przeżyć?
Cofając się krok za krokiem pod naporem uderzeń miecza
1)pod naporem... nawałą może?
2)nie uderzeń - ciosów.
Berdo okręcił się na pięcie przechodząc w lewo, czując, jak ostrze przelatuje cale za jego plecami.
a jak on to mógl poczuc przez ciuchy zimowe, zbroję i czort wie, co tam jeszcze nosił?

krótkie to, troche zmotane, przydałoby się uspokoić narrację i ograniczyć przymiotniki, czasem mniej znaczy więcej, szczególnie w scenach walk - im prościej je opiszesz, tym beda czytelniejsze i łatwiej je sobie wyobrazić.

krótkie to, niewiele dowiadujemy się o bohaterach, poza tym, ze zaden po tej walce nie bedzie mógł startować w konkursie mister universe :-P
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

6
Toporek pofrunął przez powietrze ze śpiewnym świstem. Jeździec wyszarpnął miecz z padającego ciała i w ostatniej chwili zasłonił się przed nadlatującą bronią, która z brzękiem uderzyła w osłaniającą przedramię żelazną obręcz.
Zasłonił i osłaniającą w jednym zdaniu trochę słabo brzmi. Można zmienić na chroniącą przedramię żelazną obręcz.
Siła uderzenia wyrzuciła wojownika z siodła.
Czy siła rzuconego toporka jest na tyle duża, by wysadzić z siodła mężczyznę? Nie wydaje mi się. Nawet przy trafieniu kopią, nie zawsze udawało się zrzucić przeciwnika z konia. :wink: Nie jestem w tej dziedzinie specjalistą, ale scena jest do przemyślenia.
„Czytelnik żyje tysiącem żyć zanim umrze. Ten zaś, kto nie czyta – tylko jednym.”
- George R. R. Martin
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”