Nudna pierwsza część

1
Mam nadzieję, że to ten dział. jeśli nie, proszę przeprowadzić mnie do właściwego :)

Aktualnie pracuję nad "projektem" (przez szkołę nie mam czasu dużo pisać, więc dużo planuję) książki - właściwie cyklu, nie mam pojęcia na ilu częściach sie skończy. Pierwsza część jest bardzo ogólna, gdzie główni bohaterowie się poznają, zawiązują się najważniejsze wątki, czytelnik dowiaduje się o co chodzi i czego może sie spodziewać etc. I w tym jest problem, bo szczerze mówiąc nie dzieje się nic szczególnego, tzn nie ma żadnego momentu kuluminacyjnego, żaden zły nie ginie, żaden nie zwycięża. Po prostu - bohaterowie się spotykają, poznają, dwieście stron dalej rozjeżdząją tylko po to by znów spotkać się na początku drugiej części. Ja wiem, co będzie dalej, więc nie jest to dla mnie nudne, ale dla potencjalnego czytelnika (nie wspominając nawet o wydawcy), który ma w dłoni tylko pierwszą część taka konstrukcja fabuły może być nieciekawa.

Zastanawiam się jak to naprawić. Powinnam "na siłę" wpychać jakiś dodatkowy wątek? Miałam też pomysł, by zakończyć pierwszą część w momencie, gdzie bezpośrednio zacznie się druga (tzn wyciąć prolog drugiej części i wkleić jako epilog pierwszej). Hmm.

Przepraszam za takie zagmatwane tłumaczenie, ale nie chcę opisywać całej fabuły, bo byłaby pewnie jeszcze bardziej pokręcona ;) Czekam na wasze porady co zrobić w tej sytuacji..

Pozdrawiam

2
Skoro będąc uczennicą nie masz czasu, to kiedy chcesz go mieć? Na emeryturze? ;)
A co do Twojego "projektu" (nie cierpię słowa, ale niech będzie), to trudno spekulować nie widząc go. Chciałem tylko powiedzieć, że jeśli Twoi bohaterowie są rzeczywiście ciekawi, to i poznawanie ich powinno być ciekawe. Niekoniecznie muszą do tego biegać, skakać i ginąć. Piszesz, że fabuła jest pokręcona". Czy na tych pierwszych dwustu stronach poznawania się bohaterów też taka jest? Jeśli tak, to chyba nie ma co narzekać na niedobór wrażeń?
"Naucz się, że można coś innego roznosić niż kiłę. Można roznieść światło, tak?"
Robert Brylewski

3
Jeśli się nic nie dzieje, to może zaczynasz za wcześnie? Może warto by wybrać inny punkt historii, by ją rozpocząć? Nawet, jeśli to, jak się bohaterowie spotkali, jest ważne, to przecież możesz o tym wspomnieć i później, w retrospekcjach i rozmowach.

I zgodzę się z Jimem: im dalej w las, tym czasu mniej. Nie można mieć wszystkiego i jeśli chcesz pisać, być może będziesz musiała z czegoś zrezygnować, by ten czas znaleźć.
O pisaniu i innych nałogach

4
Czytałaś pierwszy tom Harry'ego Pottera? Zobacz, jak Rowling dała tam radę zrobić trzy rzeczy na raz (zauważ, że te same trzy elementy interesują teraz Ciebie!):
- wprowadzić w swój świat oraz w wątek nadrzędny
- wprowadzić znaczną część ważnych postaci ze swojego uniwersum i zarysować ich wzajemne relacje
- wprowadzić intrygę popychającą fabułę pierwszego tomu

Wszystko tam się przeplata i nie stanowi oddzielnych elementów, więc jeśli umiejętnie wpleciesz intrygę już do pierwszego tekstu, stosując ją jako narzędzie, które będzie napędzać pozostałe dwa elementy, to nie pojawi się wrażenie "na siłę". Musisz wyczuć, w którym momencie kończy się delikatność, a zaczyna deus ex machina.
"Och, jak zawiłą sieć ci tkają, którzy nowe słowo stworzyć się starają!"
J.R.R Tolkien
-
"Gdy stałem się mężczyzną, porzuciłem rzeczy dziecinne, takie jak strach przed dziecinnością i chęć bycia bardzo dorosłym."
C.S. Lewis

5
Zgodzę się z Immo. Harry Potter to dobry przykład rozwiązania, gdzie książki w cyklu są jednocześnie samodzielnymi historiami.
Lubię ten typ, bo nic się nie stanie, jeśli nie przeczytam kolejnej części. Do tego można uniknąć "syndromu drugiej/pierwszej książki cyklu fantasy", czyli jak druga (rzadko pierwsza) jest jedynie światotworzeniem i zarysowywaniem wszystkiego, a prawdziwa akcja dzieje się dopiero w kolejnych tomach.

Z drugiej strony są też cykle jak "wiedźmin" (którego aktualnie czytam) i tam jest to po prostu jedna długa historia rozbita na tomy. Ale zostało to zrobione tak, że choć nie mamy standardowego spotkania z bossem i tym podobnych wydarzeń, to czyta się z przyjemnością, bo po prostu jest to ciekawe.
Jeśli się nic nie dzieje, to może zaczynasz za wcześnie? Może warto by wybrać inny punkt historii, by ją rozpocząć? Nawet, jeśli to, jak się bohaterowie spotkali, jest ważne, to przecież możesz o tym wspomnieć i później, w retrospekcjach i rozmowach.
Z tym się absolutnie zgadzam.
paulina.itp, po przeczytaniu Twojego posta miałem identyczne wrażenie. Bo może Ty wcale nie piszesz pierwszy tom? Może Ty piszesz prolog? Ja nie lubię prologów, bo są nudne jak flaki z olejem, a te informacje równie dobrze można wpleść w akcję.
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

6
Wiesz, jeżeli między tymi bohaterami iskrzy i są emocje, to znaczy, że wcale nie jest nudno. Gorzej, jeżeli faktycznie te 200 stron służy wyłącznie ekspozycji, a bohaterowie poruszają się jak manekiny na tle dekoracji. Jeżeli masz takie odczucia, to posłuchaj Melfki, bo to dobra rada: wybierz inny punkt rozpoczęcia historii. Głowacki lub Pilch mogą pewnie zacząć gdziekolwiek (wspominając tych autorów bardziej myślę o jakości ich pisania niż rozpoznawalności marki), ale pisarczyk przed debiutem powinien się nad tym mocno zastanowić. Bo to bardzo ważne, żeby wybrać dobry moment na rozpoczęcie swojej historii - nie na poziomie pierwszego zdania, tylko fabuły i bohaterów. Wg mnie czytacz po 200 stronach powinien już wiedzieć z jakimi problemami autor chce się zmierzyć.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

7
Skoro będąc uczennicą nie masz czasu, to kiedy chcesz go mieć? Na emeryturze? ;)
Nie, chodziło mi po prostu o to, że ostatnie 4 miesiące liceum chcę jednak skupić się bardziej na maturze niż na pisaniu - w sensie samej czynności bicia w klawiaturę. Łatwiej mi znaleźć czas na pisanie konspektów, tworzenie postaci, doczytywanie informacji np. w autobusie w drodze z/do szkoły, bo wystarczy mi notes i ołówek.
jeśli Twoi bohaterowie są rzeczywiście ciekawi, to i poznawanie ich powinno być ciekawe
Trafna uwaga. Jednak uważam że w każdej książce są ciekawi jacyś bohaterowie, moga być po prostu kiepsko opisani.

Chciałabym po prostu, żeby po przeczytaniu tego tekstu czytelnik czuł, że tak naprawdę cała historia dopiero się zaczyna i żeby chciał znać ciąg dalszy.
Jeśli się nic nie dzieje, to może zaczynasz za wcześnie?
Generalnie fabuła zaczyna sie w momencie gdy jeden z głównych bohaterów odzyskuje kontakt z siostrą, która kilka lat wcześniej uciekła z domu. On również postanawia opuścić rodzinny dom (tak, wiem, urocza rodzinka) i po przeprowadzce do siostry dowiaduje się kilku zaskakującyh faktów na jej temat.
Potem pojawiają się kolejno inne ważne postaci.

Nie mam pojęcia jak ominąć ten początek, by tego nie zagmatwać, tej relacji brat-siostra, chłopak musi mieć ten moment niedowierzania, braku akceptacji etc, to czego nienawidzę pisać najbardziej.
Czytałaś pierwszy tom Harry'ego Pottera?
nie :( skandal
Bo może Ty wcale nie piszesz pierwszy tom? Może Ty piszesz prolog? Ja nie lubię prologów, bo są nudne jak flaki z olejem, a te informacje równie dobrze można wpleść w akcję.
Wiem o jakie prologi Ci chodzi i zapewniam, że też ich nie lubię. ;) A wracając do pytania: nie. Cały pomysł na tą 'powieść' opiera się na wymyślonych przeze mnie zdolnościach bohaterów. Nie mogę więc po prostu napisać, że bohaterka x jest wampirem/czarownicą/zombie/wróżką-zębuszką i bum!, problem z głowy, bo główna bohaterka sama nie do końca wie kim jest. Dlatego chciałam skupic tą pierwszą część na "odkrywaniu" bohaterów, a nie dawaniu im do wypełnienia konkretnego zadania.
Z drugiej strony są też cykle jak "wiedźmin" (którego aktualnie czytam) i tam jest to po prostu jedna długa historia rozbita na tomy.
O coś takiego wlaśnie mi chodzi :)

8
paulina.itp pisze:Dlatego chciałam skupic tą pierwszą część na "odkrywaniu" bohaterów, a nie dawaniu im do wypełnienia konkretnego zadania.
paulina.itp pisze:O coś takiego wlaśnie mi chodzi :)
Z wiedźminem było łatwiej, bo były już wcześniej dwa tomy opowiadań, które stanowiły zamknięte historie, a jednocześnie zaciekawiały i chciało się więcej.
Rozumiem, że "odkrywanie" bohaterów, ale, proszę, nie pisz tego w stylu literatury ęąbitnej, że bohater nic nie robi (ewentualnie patrzy się w padający za oknem deszczyk) i on się "odkrywa". Możesz to zrobić w sposób ciekawy - niech się "odkrywają" przez działanie, bo przecież w życiu też tak zazwyczaj bywa, że my sami siebie nie znamy (a co dopiero innych), dopóki nie staniemy w obliczu konkretnej sytuacji.

I druga sprawa, postaw też na relacje bohaterów między sobą, a nie tylko "odkrywanie".
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

9
Rozumiem, że "odkrywanie" bohaterów, ale, proszę, nie pisz tego w stylu literatury ęąbitnej, że bohater nic nie robi
I druga sprawa, postaw też na relacje bohaterów między sobą, a nie tylko "odkrywanie".
Właśnie chodzi mi o to, by bohaterowie poznawali samych siebie przez spotykanie kolejnych ludzi i łączące ich więzy.
Główna bohaterka jest jakby zawieszona w próżni. żyje swoim 'dziwnym' życiem, pogodzona z "tym wszystkim", ale dopiero gdy pojawia się obok niej brat, oboje zaczynają wszystko analizować. Wtedy pojawia się kolejna postać, która wprowadza nowe informacje. I tak po kolei wszyscy razem tworzą nawzajem swoje "portrety".
Przynajmniej takie jest moje założenie ;)

10
paulina.itp pisze:Dlatego chciałam skupic tą pierwszą część na "odkrywaniu" bohaterów, a nie dawaniu im do wypełnienia konkretnego zadania.
Jedno z drugim się nie wyklucza. Bohaterowie mogą do czegoś dążyć, a jednocześnie poznają siebie nawzajem i poznaje ich czytelnik. Wszystko zależy również od tego jak napiszesz. Jeśli styl i język porywa, to łatwiej zaakceptować pozorne "nic nie dzianie się".
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/

11
Wydaje się ciekawe, choć sam preferuje raczej poznawanie bohaterów przez całą książkę, bo to napędza akcję nie gorzej niż główny przeciwnik/problem czy co tam występuje. Jeśli w pierwszej scenie postać przechodzi przez ścianę (i jest to zamierzone, a nie wynika z faktu, że autor zapomniał, gdzie jest bohater) odbiorcy z pewnością będą chcieli dowiedzieć się dlaczego on tak może i jak żył, kiedy jeszcze nie potrafił tego dobrze wykorzystać (stopniowe retrospekcje odpowiadają na kolejne pytania i są na tyle niedługie, żeby nie odrywać od "teraźniejszej" fabuły).
Na cokolwiek się zdecydujesz, pilnuj się, żeby nie generować zupełnie niepotrzebnego tekstu. Pomyślałbym też o możliwości połączenia obu tomów w jeden :).

12
Jedno z drugim się nie wyklucza. Bohaterowie mogą do czegoś dążyć, a jednocześnie poznają siebie nawzajem i poznaje ich czytelnik.
Wiadomo. Przecież nie posadzę grupy ludzi przy stole i nie każę im przez 300 stron opowiadać o sobie ;) Nie mówię że na początku nie będzie się nic działo, brakuje mi po prostu takiego momentu "ostatecznej bitwy"- w sensie dużego, ważnego wydarzenia, tego szczuty góry, do której zmierzają bohaterowie. Nie chce by ktoś przeczytał to i stwierdził "spoko, ale nic fajnego się nie wydarzyło" bo wtedy nie będzie ciekawy dalszego ciągu. Przecież sięgamy po "tom 2" tylko dlatego, że "tom 1" sprawił, że chcemy więcej i więcej ;)

Może powinnam skupić się na zbudowaniu zaskakującego zakończenia, które "znokautuje" czytelnika?
Jeśli w pierwszej scenie postać przechodzi przez ścianę (i jest to zamierzone, a nie wynika z faktu, że autor zapomniał, gdzie jest bohater) odbiorcy z pewnością będą chcieli dowiedzieć się dlaczego on tak może i jak żył, kiedy jeszcze nie potrafił tego dobrze wykorzystać
Chyba muszę zmienić moich recenzentów ;) Mówiono mi, że nienormalnemu zachowanie musi towarzyszyć wytłumaczenie i że nie można pozwolić by postać robiła bezkarnie to, czego czytelnik nie rozumie.
Na cokolwiek się zdecydujesz, pilnuj się, żeby nie generować zupełnie niepotrzebnego tekstu.
To jest moja słabostka. Cały czas mam wrażenie, że akcja toczy się za szybko, nowe elementy pojawiają zbyt nagle, więc wrzucam sceny, które mają to trochę uspokoić, a to nie zawsze kończy się dobrze...
Pomyślałbym też o możliwości połączenia obu tomów w jeden :) .
Pomyślę, o skutkach myślenia wkrótce doniosę ;)

13
paulina.itp pisze:
Jeśli w pierwszej scenie postać przechodzi przez ścianę (i jest to zamierzone, a nie wynika z faktu, że autor zapomniał, gdzie jest bohater) odbiorcy z pewnością będą chcieli dowiedzieć się dlaczego on tak może i jak żył, kiedy jeszcze nie potrafił tego dobrze wykorzystać
Chyba muszę zmienić moich recenzentów ;) Mówiono mi, że nienormalnemu zachowanie musi towarzyszyć wytłumaczenie i że nie można pozwolić by postać robiła bezkarnie to, czego czytelnik nie rozumie.
W sytuacji, gdy dopiero szlifujesz warsztat, nie ma sensu sobie komplikować życia. Ale jak już trochę się "ograsz", rzucanie nienormalnego zachowania czy niezrozumiałej czynności jest dobrym zabiegiem. Elementy takie stają się po prostu kolejnym typem Strzelby Czechowa. Nie wiem, jak inni, ale ja zazwyczaj zapamiętuję, że stało się coś dziwnego i dość często uświadamiam sobie - "aha! to na pewno będzie miało później jakieś znaczenie!". :wink:
"Och, jak zawiłą sieć ci tkają, którzy nowe słowo stworzyć się starają!"
J.R.R Tolkien
-
"Gdy stałem się mężczyzną, porzuciłem rzeczy dziecinne, takie jak strach przed dziecinnością i chęć bycia bardzo dorosłym."
C.S. Lewis

14
paulina.itp, sposobów wprowadzania wyjaśnienia jest mnóstwo i wydaje mi się, że należy je różnicować. Oczywiście nie będziesz tworzyła retrospekcji, żeby wyjaśnić, dlaczego bohaterka lubi kawę - wystarczy jedno zdanie. Ale jeśli jedna z postaci ma okropną bliznę na ręce, to warto się zastanowić, czy napisać po prostu, że kiedyś ledwo uszła z życie z pożaru, czy "wywołać" jej wspomnienia, i to niekoniecznie przy pierwszej wzmiance o tej bliźnie (może opisać tę historię niedługo po poznaniu jakiejś nowej osoby, bo ludzie zwykle są ciekawi takich rzeczy).
Możesz też przedstawić na początku jakąś scenę (chociażby z przenikaniem ściany), a potem wrócić do czasu, kiedy Twoja bohaterka nie posiadała tej umiejętności - naturalnie zaciekawisz czytelnika, który będzie chciał wiedzieć dlaczego tak jest.
Z podobnych rozwiązania bardzo lubię to, które często stosuje King (nie znam fachowej nazwy, ktoś poratuje?). Na zakończenie sceny rzucamy coś w stylu: "umówili się na kawę. Żadne z nich nie przypuszczało, że następny raz spotkają się dopiero trzy lata później, a wtedy nie będę mieli sobie już nic do powiedzenia"

15
Ciężko się wypowiedzieć o książce, nie czytając jej. ;D Jeśli dobrze zrozumiałem, pierwszy tom nie ma wspólnej osi fabularnej z kolejnymi częściami, a jedynie opowiada kim są i skąd się wzięli główni bohaterowie. W takim wypadku, według mnie możesz sobie ją odpuścić, ew. napisać ją jedynie dla siebie. Czytelnik znudziłby się, lub nabrał błędnego przekonania o tym jak wyglądać będą następne części. Powieść nie musi się zaczynać od początku :mrgreen: tzn. nie musi pokazywać początków głównych postaci, ich szkolenia/dzieciństwa/przemiany z szarego człowieka w herosa itd.
Na przykład taki wiedźmin, poznajemy go gdy jest już doświadczonym i znanym w świecie zabójcą potworów. Sapkowski nie napisał najpierw kilku tomów opisujących szkolenie Geralta w Kaer Morhen i jego początków na szlaku. Zaczął historię w odpowiadającym mu momencie, bez szczegółowego tłumaczenia, wystarczyły jedynie krótkie retrospekcje. Mimo to żaden czytelnik nie czuł się chyba zagubiony.
Pierwszy tom, jeśli go napiszesz, wydasz sobie gdy będziesz już światowej sławy pisarką, a tłumy fanów będą się zabijać o choćby krótkie opowiadanie dziejące się w ich ulubionym uniwersum. ;D
„Czytelnik żyje tysiącem żyć zanim umrze. Ten zaś, kto nie czyta – tylko jednym.”
- George R. R. Martin
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak pisać?”