augustinech008 pisze:Zdaję sobie, że wydanie książki za granicą w większości przypadków graniczy z cudem (nawet w Polsce nie jest to łatwe), w szczególności jeżeli chodzi o rynek amerykański, dlatego wcale nie myślę (przynajmniej w najbliższej przyszłości) się tam wbijać. Chciałabym zadebiutować na innym, anglojęzycznym polu np. Anglii. Od jednej pisarki, z którą utrzymuję kontakt wiem, że najlepiej by było najpierw znaleźć sb "agenta", tylko, że w Polsce nie słyszałam, żeby ktoś się u nas takim czymś zajmował (nikogo też takiego nie znalazłam w internecie). Doradziła także, wysłać ok 3 rozdziały swojej książki i streszczenie (bo, pytałam się także jaki mniej więcej kawałek tekstu powinnam wysłać do przeczytania agentowi, który jak mu przypadnie do gusty prześle tekst do wydawnictw).
Nie wiem czy komuś udało się przetłumaczyć i wydać swoją książkę na zagranicznym rynku, ale jeżeli jakieś osobie się poszczęściło to gratuluję oraz chętnie posłucham rad co należy zrobić, jak postępuję taki proces itd. Pozdrawiam ;D
Pozwolę sobie zabrać głos w dyskusji, bo staram się śledzić rynek anglojęzyczny w kontekście wydawców, agentów i self-publishingu. Nie wydałam jeszcze książki, ale dwa moje opowiadania w języku angielskim zostały opublikowane: jedno przez magazyn sieciowy, drugie w antologii ebookowej.
1. Rynek amerykański to teoretycznie lepsza opcja, niż brytyjski, gdyż jest o wiele więcej wydawnictw i agentów.
2. W Polsce można znaleźć kilka agencji, ale zajmują się one rodzimym rynkiem. Kojarzę jedną, która oferuje reprezentowanie autora na rynku międzynarodowym, ale jest to opcja dostępna tylko dla autorów, którzy mają już jakąś pozycję w Polsce.
3. Żeby w ogóle podejść do szukania agenta lub wydawcy, powieść musi być już gotowa. Albo napisana po angielsku, albo przetłumaczona. W obu przypadkach musi być też zredagowana i to przez native speakera (wiem, co mówię, po 7 latach w kraju anglojęzycznym i posługiwania się tym językiem zarówno w pracy jak i w domu, wciąż potrzebuję oka "native'a" do wyłapania niektórych błędów). Można znaleźć tzw. "freelance editors", ale trzeba się liczyć z dużymi stawkami (minimum 700-1000$ za powieść długości 100tys. słów).
4. Niektóre wydawnictwa (orientuję się głównie w fantastyce, ale podejrzewam, że przekłada się to również na inne gatunki) przyjmują propozycje wydawnicze od pisarzy, ale większość wymaga pośrednictwa agenta. W obu przypadkach pisze się "query letter" zawierający "pitch" (polecam wygooglanie obu terminów, bo jest z tym trochę zabawy), do tego streszczenie powieści (w zależności od agenta - od strony do trzech długości) i trzy pierwsze rozdziały, albo 10 tysięcy słów (zależnie od tego, co jest krótsze). Niektórzy agenci proszą tylko o list i streszczenie na początek, więc trzeba dokładnie sprawdzić wymagania ("submission guidelines") na stronie konkretnego agenta. A wcześniej znaleźć takich, którzy zajmują się reprezentacją gatunków, w którym piszemy. I znów - wszystko musi być napisane świetnym angielskim (jedna literówka nie przekreśli listu, ale kulawa gramatyka - już tak), bo agenci często przyznają, że nie czytają dalej, jeśli list jest źle napisany.
5. Agent nie wysyła niczego do wydawnictw "jak mu się spodoba". Po przeczytaniu próbki prosi o całość i po przeczytaniu... często odmawia. Czyli etapy zainteresowania agenta to: query letter, tzw. "partial" (czyli przykładowe 3 rozdziały, czasem prosi o kilka więcej) i na koniec "full" (czyli cała powieść). Dopiero "tak" po trzecim etapie oznacza, że agent jest zainteresowany reprezentowaniem nas.
5. W gruncie rzeczy, tak jak i po polsku, lepiej zacząć od opowiadań, zwłaszcza, jeśli zamierzasz pisać po angielsku, a nie płacić tłumaczowi. Sławy i wielkich pieniędzy z tego nie będzie, ale wiele magazynów online ma mniejsze wymagania co do jakości języka, więc masz szansę się sprawdzić i przy okazji ktoś Ci za darmo zredaguje tekst (czyli możesz zorientować się, jakie są Twoje słabe strony). I próbować dalej.
6. Zastanów się, czy masz dość samozaparcia/motywacji, by się za to zabierać, bo tak jak i z pisaniem po polsku - zaczynasz od zera i wszystkiego musisz się nauczyć.
To wcale nie jest droga na skróty, a i gwarancja sukcesu taka, jak w Polsce (rynek większy, ale i większa konkurencja). Bez dobrego powodu, żeby zacząć, warto sprawę przemyśleć, bo czeka Cię dużo ciężkiej pracy, a owoce będzie można zebrać dopiero po latach.
To tyle na szybko, bo temat niezwykle obszerny (jak i tamtejszy rynek). Większość informacji, które tutaj podałam, można znaleźć w sieci. Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że czeka Cię duuuużo czytania, żeby temat ogarnąć, znaleźć agentów/wydawców i zacząć się orientować w technikaliach.