16

Latest post of the previous page:

Navajero pisze:
Aktegev pisze:Ale jeśli poszczególne książki cyklu stanowią, tak jak radził Romek, samodzielne zamknięte całości, to chyba tych problemów będzie proporcjonalnie mniej?
Mniej, ale nie znikną całkowicie, bo cykl to także pewna koncepcja, linia fabularna itp. A tego nie da się zmienić strzelając palcami.
Aktegev pisze:jeśli ktoś bierze się za bary z cyklem, to przynajmniej ma świadomość, że musi sto razy bardziej na wszystko uważać
Dobrym przykładem jak uporać się z tego rodzaju problemami jest Patrick Rothfuss i jego "Kroniki Królobójcy". W jednym z wywiadów powiedział on, że siedział nad całością (a tworzy obszerną trylogię) siedem lat i dopiero, gdy wszystko było dopracowane w szczegółach, wydał pierwszą część. Dając czytelnikom czas na zapoznanie się z pierwszym tomem, zabrał się za poprawki kosmetyczne drugiego, a teraz dopracowuje trzeci.

Dzięki zaplanowaniu wszystkiego w całości na początku uzyskał tekst spójny do tego stopnia, że po przeczytaniu drugiej części ludzie zaczęli tropić niedopowiedzenia w wątkach i na forach rozgorzały dyskusje o odniesieniach do środka fabuły znalezionych na pierwszych stronach całości. A to jeszcze zapewne nie koniec.

Moim skromnym zdaniem jest to, oprócz znakomitego pokazu pracowitości, uprzejmy ukłon w stronę czytelnika, który po poznaniu dodatkowych szczegółów w zaawansowanym stadium opowieści samodzielnie cofa się do kotwic umieszczonych w jej początkach. Dla czytelnika jest to miły bonus i dobry sposób na przyciągnięcie go do kolejnej części, zanim ona jeszcze powstanie.

I tak, koleś debiutował cyklem.

17
Jakaś się moda zrobiła ostatnio na trylogie. Co u nas tłumaczą kogoś z Zachodu, zaraz widzę w opisie książki: "Niesamowity debiut! Pierwsza część fascynującej trylogii!"

:|

Natomiast chciałabym napisać, zwłaszcza Grimzonowi, ciekawostkę o "bestsellerach". Otóż przeglądałam sobie stronę "zapowiedzi" w Empiku i rzuciła mi się w oczy powieść niejakiej pani Michalak, o której wiem tylko tyle, że napisała książkę o doświadczonej lekarce, która ma 24 czy 25 lat (!!!). Chodziło o to, że przy książce widniał napis BESTSELLER, a książka była dopiero zapowiedziana. Sprawdziłam - nie była wznowieniem ani dodrukiem - to zupełnie nowa pozycja. Zaintrygowana wpisałam tytuł w google i wyrzuciło mi blog autorki. A tam czytam coś w stylu: "Książki jeszcze nie ma, ale już jest bestsellerem w empiku, czyż to nie fajnie, moje kochane czytelniczki?" I nie - nie szło o żadną pomyłkę, to się powtórzyło przy innych książkach niejednokrotnie.

:|

Bestsellery można sztucznie generować, jeśli wydawca zechce zapłacić.
"Istnieje na świecie parę rzeczy ważniejszych niż pokój, a jedną z nich jest godne człowieczeństwo. Koncepcja, że ludzkość miałaby zrezygnować z wojen wyłącznie ze strachu, to poniżenie ludzkiej godności, zwłaszcza gdy w grę wchodzi strach przed czymś tak banalnym jak technika, którą ludzie sami przecież wymyślili" (Chesterton)

18
Kamiko pisze:
Bestsellery można sztucznie generować, jeśli wydawca zechce zapłacić.
Tu chyba nie o to chodzi: książkę można zamówić przedpremierowo, jeśli tych zamówień jest sporo, staje się bestsellerem jeszcze przed premierą.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

20
Navajero pisze:
Kamiko pisze:
Bestsellery można sztucznie generować, jeśli wydawca zechce zapłacić.
Tu chyba nie o to chodzi: książkę można zamówić przedpremierowo, jeśli tych zamówień jest sporo, staje się bestsellerem jeszcze przed premierą.
Khm... to pewnie też da się zrobić - tylko trzeba wpakować w reklamę i promocję straszliwą kasę...

Czy ta powieść nie była np. czytana w odcinkach w radio?

(tak nakręcono pierwszy polski sukces P.Coelho - "Alchemik" był czytany bodaj w lecie z radiem - efekt - sprzedało się coś ze 150 tyś egz. w ciągu roku)

21
Jak chciałem napisać powieść, to w połowie pisania się okazało, że wyjdzie mi licząca 1500 stron całość, żeby się zmieściło wszystko co chcę w niej zmieścić. Przy tym jakieś 300 to pierwsza część, mająca jako tako domkniętą fabułę, ale już cała reszta to właściwie jeden rozbudowany sequel, który sobie podzieliłem na dwie części.

Aktualnie szlifuję tę część pierwszą (już mam powoli dosyć tego tekstu, a znam go właściwie na pamięć), w międzyczasie pisząc trzecią (i ostatnią), której mam już połowę i tak się zastanawiam co z tym potem zrobić :)
Siedzący na ławeczce dziadunio spojrzał w kierunku łowców, mrużąc oczy i jednocześnie, uniósłszy dłoń w niemal czarnoksięskim geście, zaczął dłubać w nosie.

http://narreweid.blogspot.com/

22
Trochę mnie fascynuje ten temat, bo ja mam poważne problemy żeby wyskrobać 100 tysięcy znaków dobrej prozy, tak, żeby się to trzymało kupy, nie posypało się konstrukcyjnie i w dodatku trzymało ten sam poziom. Ale podobno mam za duże wymagania wobec siebie i innych. :P
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

23
Sepryot pisze:Trochę mnie fascynuje ten temat, bo ja mam poważne problemy żeby wyskrobać 100 tysięcy znaków dobrej prozy, tak, żeby się to trzymało kupy, nie posypało się konstrukcyjnie i w dodatku trzymało ten sam poziom. Ale podobno mam za duże wymagania wobec siebie i innych. :P
Rozumiem Cię bardzo mocno.


Często się szokuję, jak widzę, że ludzie narzekają, że im powieść wyszła za długa, że trzeba ją rozbić na 2-3 tomy. Często się wtedy zastanawiam, czy nie przekładają wtedy ilości nad jakość i czy gdyby nie usunąć wszystkich opisów przyrody, mebli, dylematów młodej nastolatki, to czy by się nie okazało, że znaków jest o połowę mniej.

Oczywiście mówię o debiutantach, a nie o takich cyborgach jak Andrzej, co 100k znaków to wklepują przy śniadaniu. Rzeczywiście, choć logika mówi, że amatorom pisanie pisanie powinno iść ciężej i trochę bardziej opornie, to okazuję się, że wyrabiają iście stachanowską normę. Ileż to razy widziałem na forach "wysłałam do wydawnictwa mojo pierwszo powieść, którą pisałam przez kilka miesiency, o młodej elfiej czarodziejce, ale powiedzieli mi że 1200 stron to za dóżo..."

Pamiętam jakie miałem kompleksy, jak zacząłem pracę nad "Szeptunem" a kumpel powiedział, że też napisał kiedyś książkę w 1 czy 2 gimnazjum na 900 stron, kiedy ja mam obawy, że stron u mnie będzie za mało. U szkole na polskaj mowie też zawsze srałem przy wypracowaniach, że limit słów taki i siaki, i suka blać blin nie styknie.

Ja wiem, że czasem piszę jakby ktoś mi przystawiaj nagana do głowy i krzyczał "szybciej, szybciej!", ale po prostu nie lubię lać wody, nie ma u mnie żadnych wypełniaczy, tylko sama esencja, ekstrakt wręcz. Oczywiście jestem świadom, że nie można popadać w skrajności i czasem by się przydało trochę wypełniaczy, by nie lecieć po łebkach. Pracuję i nad tym. Zabijam bobołaki (babole co straszą po nocach), nabijam expa, level up, i lecim dalej.

[ Dodano: Śro 18 Lut, 2015 ]
PS. Być może problem początkujących jest taki że mają bardzo dużo do powiedzenia i przekazania i nie wiedzą jak to zgrabnie ułożyć i uporządkować, oraz jak powiedział Sep, żeby to wszystko trzymało się kupy i poziomu.
Nie wierzę i nigdy nie uwierzę w żadne utopie, ale za to wierzę we wszelkie możliwe antyutopie.


http://edwardhorsztynski.blog.pl/

https://www.facebook.com/pages/Edward-H ... 81?fref=ts

24
Każdy, kto nie wydał kilku książek jest poczatkujący. I żywi wiele złudzeń, które prysną w zderzeniu z realem ;) A poza warsztatem jest jeszcze coś, co nazywamy lekkością pióra. Osoby dysponujące tą cechą piszą łatwo i szybko. Inne, nawet przy dobrym warsztacie, mają problemy "realizacyjne".
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

25
Jak zaczynałem zabawę w pisanie, to operowałem głównie dialogiem - wszystko było jakieś takie mizerne, przegadane i pozbawione opisów. Dialogi - w miarę, opisy - trzy wymęczone zdania, każde z błędem.

Bardzo mi pomogło pisanie krótkich tekstów - takie dojazdówki z zamkniętą fabułą. Zacząłem od 5k, miałem kilka epizodów z drabblami, potem dłuższe teksty (30-40k), a od pół roku mam problem, żeby zmieścić się w 80k. Przez cały czas skupiam się na opowiadaniach, myśl o pisaniu książki jest mi obca, a cykl powieści to już zupełna abstrakcja.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

26
Navajero pisze: A poza warsztatem jest jeszcze coś, co nazywamy lekkością pióra. Osoby dysponujące tą cechą piszą łatwo i szybko.
No tak, lekkość pióra, co to znaczy? Czy to jest wtedy, gdy komuś łatwo przychodzi pisanie (bez względu na efekty), czy wtedy, gdy efekt w odbiorze sprawia wrażenie lekkości (bez względu na krew, pot i łzy wylane w trakcie pisania)?

A jeszcze mi się przypomniało; Stefan Chwin to gdzies napisał, ale zdaje się, że to nie jego słowa: "rzeczy naprawdę dobre powstają z łatwością, w radości pisania. Jeżeli więc tej łatwości w pisaniu nie czujesz, daj sobie spokój".

Czasem się z tym zgadzam. A czasem nie.
https://soundcloud.com/para-bellum-3

27
Lekkość pióra to "łatwe" pisanie na przyzwoitym, choć niekoniecznie najwyższym poziomie. Bo grafomanom też się lekko, ale to po prostu literacka... ekhmm... biegunka :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

29
A gdy się mówi, że ktoś ma lekkie pióro, to chodzi o to, że łatwo mu się pisze, czy, że dobrze się go czyta;p

Dobra, tak naprawdę to są bzdury. Chyba każdy miewa dni, gdy muzy szepczą mu do ucha dźwięczne strofy i takie dni, gdy każda minuta nad klawiaturą potęguje frustrację do kwadratu;) Ważne, aby z tych pierwszych korzystać do cna, tymi drugimi nadto się nie przejmować.
https://soundcloud.com/para-bellum-3

30
Miałam plan: zadebiutować cyklem (trylogią), ale po podpisaniu umowy na jej I tom, postanowiłam wzmocnić efekt i zadebiutować trzema trylogiami ;)
Jak szaleć to szaleć :mrgreen:

31
Trochę mnie fascynuje ten temat, bo ja mam poważne problemy żeby wyskrobać 100 tysięcy znaków dobrej prozy, tak, żeby się to trzymało kupy, nie posypało się konstrukcyjnie i w dodatku trzymało ten sam poziom. Ale podobno mam za duże wymagania wobec siebie i innych.
I naprawdę NIGDY nie miałeś takiego okresu, w którym zamiast 100 tysięcy wychodziło ci pięć tomów? xD
Pamiętam swoją pierwszą Powieźć, która miała trzy tysiące stron i więcej wersji alternatywnych niż uniwersum Marvela. A gdy po latach zdmuchnęłam kurz, zrobiłam bardzo luźny plan i napisałam to na poziomie, na którym da się czytać, wyszło jednak, że tych stron jest niecałe trzysta.
Ale wciąż tęsknie za swoją grafomańską lekkością pióra z czasów gimbazy, bo mam wrażenie, że z każdym miesiącem pisze mi się ciężej. I wolniej. I w ogóle nope.
jestem zabawna i mam pieski
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”