Zanim wrzucę tu fragment czegokolwiek własnego, spróbuję nieśmiało wybadać temat za pomocą fanfiction (yup). Fandom: Gotham, a więc Batman. Krótkie.
*
po raz pierwszy.
- Węgiel – odpowiedziała, a Edward Nygma poczuł, że właśnie się zakochał.
Zagadka brzmiała: Najpierw czarny, potem żółty i czerwony, wreszcie siwy i na koncu rozbielony. Nikt do tej pory na nią nie odpowiedział poprawnie – zazwyczaj w takich przypadkach mówiono mu, żeby dał spokój (Gordon), że jest dziwny i żeby dał spokój (Kirsten) lub, co go najbardziej niepokoiło, nie mówiono mu niczego. Otrzymanie sensownej odpowiedzi tak go zaskoczyło, że przez chwilę nie wiedział, jak zareagować, po czym poprawił okulary, uśmiechnął się szeroko i niepokojąco i odparł:
- Dokładnie.
Sprawa dotyczyła kobiety znalezionej z kilogramem antracytu w żołądku. Nygma zatrzymał kilka co ciekawszych próbek. Teraz, czując, że ręce drżą mu niepokojąco, rzucił się w stronę pulpitu, aby pochwalić się znaleziskiem.
Było późno. Bullock jak zawsze zwiał przed końcem zmiany, zwalając wszelką dokumentację na Gordona, Gordon natomiast był... gdzieś. Zdecydowanie nie w tym miejscu. W wyniku tego zbiegu okoliczności siostra najnowszej ofiary jako pierwszego spotkała Nygmę, który może wyglądał nieco dziwnie, ale miał krawat i trzymał jakieś papiery, więc powinien znać się na rzeczy.
Irene Patinsky była kobietą zjawiskową – miała oczy czarne jak, nomen omen, antracyt, włosy w kolorze starego złota, wyszczuplający talię żakiet i brzoskwiniową szminkę na ustach. Nygma zauważył też, że miała piersi, co w sumie nie powinno go dziwić, w końcu większość znanych mu kobiet miała piersi i...
- Mam! - ucieszył się, gdy odnalazł odpowiedni słoik. Oczywiście, było to podbieranie dowodów, ale w końcu mieli tego dużo. Zawartość słoika zagrzechotała, gdy potrząsnął nią entuzjastycznie przed twarzą kobiety. Nie płakała, ale oczy miała ciemne, błyszczące i ciężkie. Przyglądała mu się, przechylając nieco głowę, jak człowiek, który ma nadzieję, że jeśli wystarczająco długo będzie się wpatrywać, to w końcu zrozumie, na co patrzy.
- Antracyt – wytłumaczył. - Silnie zanieczyszczony węglowodorem i kwarcem. I, jak pani zauważyła słusznie, jest to węgiel. Może kawy? Kolegów nie ma, ale jak wrócą... Do tej pory jednak spróbuję wytłumaczyć pani sprawę...
Irene spojrzała na niego, na rozbiegany wzrok, na biurko, na stos krzyżówek na podłodze, na kubek, w końcu na ten uśmiech i drgnęła, w sposób doskonale znany Nygmie – reakcja człowieka, który właśnie rozszyfrował zagadkę i teraz tylko zastanawia się, do czego może wykorzystać odpowiedź.
- Chętnie. Pan pozwoli, że usiądę przy biurku? Mam za sobą ciężki dzień. To kostka Rubika? Przyznaję, takiej wersji jeszcze nie widziałam...
po raz drugi.
Na pierwszej randce Irene przyznała, że to ona zabiła swoją siostrę.
- To będzie taki nasz mały sekret.
- Czemu sekret?
- Bo jeśli powiesz to reszcie tego cyrku, zamkną mnie w celi i to oni będą dochodzić, czemu ją zabiłam i czemu antracyt. Powiedz szczerze: zostawiłbyś im taką zagadkę?
po raz trzeci.
Irene mieszkała w jednym z tych wielkich, ciemnych domów, należących do ludzi, których przodkowie byli na tyle bogaci, aby pozwolić sobie na posiadanie licznej rodziny i jeszcze liczniejszej służby. Z braku i pierwszego, i drugiego, znaczna część posiadłości była martwa. Nagie stopy Nygmy pozostawiały ślady na zakurzonej podłodze.
Był środek nocy.
- Tu nic nie znajdziesz.
W półmroku widać było tylko zarys sylwetki.
- A jeśli mówisz to, aby mnie odciągnąć od rozwiązania? W ogóle, co to jest: ucieka wiecznie od jasności, chociaż wie...
- Cień. Wracaj do łóżka, Ed.
Doskonale wiedziała, że to go dręczy i wyraźnie czerpała przyjemność z obserwowania jego wysiłków, zwodzenia Gordona, potajemnego przeszukiwania jej torebki. Nie zatajała informacji. Nie miała powiązań z żadną rodziną z Gotham. Nie była karana. Siostra nie odbiła jej mężczyzny, nie zabrała spadku. Były w dobrych relacjach. Firma Irene zajmowała się produkcją kosmetyków i, czego sprawdzenie zajęło Nygmie dwa miesiące, była tak czysta, jak tylko czystym można było być w tym mieście, nie zwracając na siebie zbytnio uwagi swoim blaskiem.
Na pytania nie odpowiadała, uśmiechała się tylko, wyraźnie bardziej zainteresowana pogłębianiem ich relacji w inny sposób. I Edward w końcu miał wrażenie, że wie o niej wszystko – jego biurko pokrywały wyciągi z jej kont, numery telefonów, pod które dzwoniła, wypowiedzi osób, które ją znały, współpracowników, a nawet faceta do towarzystwa, z którym umawiała się, gdy miała lat osiemnaście i kompleksy na punkcie swoich chudych ramion i łydek. A jednak miał wrażenie, że nie wie niczego, co frustrowało go, frustrowało do głębi.
Dłoń zacisnęła się na jego ramieniu.
- Nie możesz chodzić nago po moim domu, głupku. Nie dość, że zostawiasz wyraźne ślady, to potem jeszcze jesteś cały w kurzu.
Nygma uśmiechnął się przepraszająco, upuszczając notatnik, który znalazł na strychu. Notatnik miał co najmniej czterdzieści lat i wyglądał na bezużyteczny, ale Edward był pewien, że spędzi następne kilka dni, próbując w nim znaleźć chociaż ślad ukrytej wskazówki.
Dał się odprowadzić do łóżka, lekko nieprzytomny i sfrustrowany, tak bardzo sfrustrowany.
po raz czwarty.
Sprawę zamknęli po sześciu miesiącach i tylko dlatego tak późno, ponieważ Irene hojnie zasilała fundusze wydziału zabójstw w zamian za nieprzekonujące udawanie, że ktoś od czasu do czasu tyka patykiem to nieposprzątane, śmierdzące truchło, jakim była sprawa o morderstwo bez odnalezionego mordercy.
Tego dnia zabrała Edwarda do klubu, dała dwie łapówki za najlepszy stolik, zamówiła drogie wino.
- Opuszczam Gotham.
Słowa te przeraziły Nygmę. Nie dlatego, że od miesięcy spotykali się, pomimo komentarzy Bullocka (Myślisz, że nikt nie widzi twojej obsesji na punkcie tej kobiety? Na litość boską, masz na służbowym biurku spis nazwisk jej kolegów z liceum!), pomimo wszystkich dziwactw Edwarda, a nawet pomimo tego, że do tej pory nie rozwiązał jej zagadki. Nawet nie dlatego, że była jego pierwszą. Po prostu nie był gotowy, nie mógł teraz przerwać, ciągle miał wrażenie, że coś mu się wyślizguje...
- Nie możesz – wyjąkał. Ujęła jego twarz w dłonie.
- Co leci, nie ruszając się z miejsca?
- Czas – odpowiedział odruchowo.
- Dokładnie. Czas mija, Ed. Wszystko traci urok, gdy trwa zbyt długo, jest zbyt powtarzalne. Chyba niechcący zrobiłam ci wielką, wielką krzywdę. Przykro mi, ja będę musiała z tym żyć, ty będziesz musiał sobie z tym poradzić.
Całe kilka minut rozważał, o jakiej krzywdzie mówiła. Po powrocie do domu zagrzebał się znowu w stercie notatek, przez resztę nocy próbując jeszcze raz odgadnąć, czemu antracyt. Policzek piekł go w miejscu, które pocałowała.
po raz piąty.
Mój drogi!
Wiedziałam, że przyjdziesz do mojego domu, mam jednak nadzieję, że myliłam się i jesteś nieuzbrojony i pozbawiony złych intencji. Na tym świecie jest zdecydowanie wielu złych ludzi, a co gorsza, są też ludzie tacy jak ty i ja, niekoniecznie źli, ale od urodzenia popsuci. Mi sprawiało przyjemność psucie innych, ciebie, mojej kochanej siostry. To jak wsadzanie patyka między szprychy, wiesz, co się stanie i że nie będzie to nic miłego, ale robisz to, bo nie chcesz żyć w świecie, w którym się nie przekonałeś i nie sprawdziłeś... Chyba mnie rozumiesz.
Nie bądź na mnie zły za zagadkę bez rozwiązania. Nie ma odpowiedzi, poza tym, że chciałam to zrobić, nie ma motywu, nie ma logicznych powiązań. Po prostu w jednej chwili uznałam to za dobry pomysł. Ludzie tacy są, chaotyczni. Dlatego średnio sobie z nimi radzisz, głuptasie.
Wybacz mi za wszystko,
Irene.
po raz szósty.
Zwłoki mężczyzny, którego znaleziono następnego dnia, miały w żołądku antracyt i znak zapytania nabazgrany pisakiem na czole.
Nygma przeżył zerwanie dość dobrze.
W następnym tygodniu po tym incydencie dostał pocztą antracytową kostkę Rubika, o wszystkich ścianach czarnych i lśniących. Piękna i zupełnie bezużyteczna.
po raz ostatni.
Drogi E. Nygma,
Czyżbyś nie akceptował rozwiązania mojej zagadki?
Z miłością,
Irene
2
No wiesz ci, strasznie długo Ci zeszło. Coś Ty po drodze pisała-niepisała? "Nad Niemnem"?!
Ci dam fanfik, psiakostka. Miałem się nie odzywać - za karę (no właśnie chodzi o to fanfikowe nieszczęście), ale nie wytrzymałem. Prawdopodobnie dlatego, że "fanfikowość" nie ma tu najmniejszego znaczenia, a przypadkiem mniej więcej kojarzę, o co chodzi z Gotham i Batmanem. A najbardziej kojarzę "batmobil" :-P Sam takim jeżdżę. Tylko że nie jest czarny, ma jakieś czterdzieści lat, łyse opony na felgach czternastkach i brakuje mu działka, o, to by się przydało :-)
Mnie się Twój utwór bardzo podoba. Ot, błahostka, ale z tych lekkich i inteligentnie napisanych. Troszkę parodiujących jakieś (czyjeś) style, czy sposoby narracji, za to udatnie.
Nawet niespecjalnie jest co orać pod kątem błędów, rzuciły mi się w oczy:
Na ogół w trojce biegną: lekkość, inteligencja i dowcip, żeby nie wyłamywać tego ostatniego z zaprzęgu z satysfakcją odnotowuję jego obecność.
Wybacz za wszystko :-P aliści nie ma dla mnie materiału wiekopomnej, kilkustronicowej analizy, do tego nie stosujesz strumienia świadomości, który ponoć cieszy się na Wery największym poważaniem :-P zatem na tych kilku pochwałach zakończę.
Nie waż się w charakterze dania głównego zaserwować jakiejś fantasy!
Rozjadę! ;D
Ci dam fanfik, psiakostka. Miałem się nie odzywać - za karę (no właśnie chodzi o to fanfikowe nieszczęście), ale nie wytrzymałem. Prawdopodobnie dlatego, że "fanfikowość" nie ma tu najmniejszego znaczenia, a przypadkiem mniej więcej kojarzę, o co chodzi z Gotham i Batmanem. A najbardziej kojarzę "batmobil" :-P Sam takim jeżdżę. Tylko że nie jest czarny, ma jakieś czterdzieści lat, łyse opony na felgach czternastkach i brakuje mu działka, o, to by się przydało :-)
Mnie się Twój utwór bardzo podoba. Ot, błahostka, ale z tych lekkich i inteligentnie napisanych. Troszkę parodiujących jakieś (czyjeś) style, czy sposoby narracji, za to udatnie.
Nawet niespecjalnie jest co orać pod kątem błędów, rzuciły mi się w oczy:
Konsekwentnie trzymajmy się czasu przeszłego.irena adlerowa pisze:W wyniku tego zbiegu okoliczności siostra najnowszej ofiary jako pierwszego spotkała Nygmę, który może wyglądał nieco dziwnie, ale miał krawat i trzymał jakieś papiery, więc powinien (był) znać się na rzeczy.
"Przepraszam za wszystko" lub "Wybacz mi wszystko", OK?irena adlerowa pisze:Wybacz mi za wszystko,
Na ogół w trojce biegną: lekkość, inteligencja i dowcip, żeby nie wyłamywać tego ostatniego z zaprzęgu z satysfakcją odnotowuję jego obecność.
Wybacz za wszystko :-P aliści nie ma dla mnie materiału wiekopomnej, kilkustronicowej analizy, do tego nie stosujesz strumienia świadomości, który ponoć cieszy się na Wery największym poważaniem :-P zatem na tych kilku pochwałach zakończę.
Nie waż się w charakterze dania głównego zaserwować jakiejś fantasy!

Rozjadę! ;D
3
Jakieś miriady artykułów o podatkach. Wrzuciłabym, ale chyba nie jesteście na to gotowi. (i ja też)No wiesz ci, strasznie długo Ci zeszło. Coś Ty po drodze pisała-niepisała? "Nad Niemnem"?!
A czemu nie? Nie lubicie tu fantasy?Nie waż się w charakterze dania głównego zaserwować jakiejś fantasy!![]()
Rozjadę! ;D