Szafa

1
- Ojcze! Księżniczka Sara rozkazuje ci przybyć! – rozległo się w piwnicy pustego domu. Co prawda nie wolno jej było krzyczeć, ale to wszystko jedno. I tak nikt nie odpowie.
- Ojcze, wróć po swoją córkę! – tym razem słowom towarzyszył teatralny gest wyciągniętej rączki. Była chuda jak trzcina, blada skóra naciągała się na dobrze widocznych kościach. Palce przypominały odnóża pająka. Paznokcie były poobgryzane, w wielu miejscach do krwi.
Dziewczynka powoli opuściła dłoń i spojrzała w lustro znajdujące się na drzwiach szafy. Była ubrana w długą, jasnozieloną suknię z falbanami, w której niemal tonęło jej wychudzone ciało. Wyglądam jak topielica – pomyślała, przypominając sobie bajki czytane przez babcię. - Jak księżniczka topielców na dnie morza.
Wrażenie to potęgował blask stojącej na podłodze świecy. Miała tylko tą i jeszcze jedną, tyle zostało z całego pudła znalezionego w schowku. Nie wolno jej było palić światła, tak powiedział tatuś. Mówił też całe mnóstwo innych rzeczy i złożył dużo obietnic. Jednak żadnej nie wypełnił, a w ciemności ciągle nabijała sobie siniaki. Więc będzie palić świece i będzie krzyczeć, bo przecież nie ma tu nikogo, kto mógłby jej zakazać.
W dniu, gdy zaczęło się piekło, mama zniknęła. Wyszła rano do sklepu, żeby kupić pieczywo, i nie wróciła. Tata mówił, że pewnie zgubiła drogę, ale miał taką minę, jakby sam nie wierzył w te bajki. Sara też nie wierzyła, oczywiście.
- Skoro tak mówisz, to pójdziemy jej poszukać – oznajmiła, ale on zaprzeczył gwałtownie.
- Teraz nie byłoby dobrze wychodzić. Tam na zewnątrz jest dużo złych ludzi. Mama na pewno wróci jutro.
To było kolejne kłamstwo, ale jeszcze nie ostatnie. Tata powiedział, że przez parę dni będą mieszkać w piwnicy. Następnego ranka miał zaczerwienione oczy, a pod nimi ciemne sińce. Czekali, nie mówiąc wiele, próbując zachowywać się tak, jakby wszystko było normalnie, choć nie było. Z dworu dobiegały straszne odgłosy, a Sara wchodziła na stołek tam, gdzie pod sufitem było małe okienko. Wtykała nos pomiędzy żaluzje i widziała pożar, którego nikt nie gasił. Zawalił się dom państwa Migalskich. Mieli syna, bardzo głupiego, ale mimo to nie chciała, żeby coś mu się stało.
Kolejnego dnia, późnym wieczorem, tata wziął Sarę na kolana. Miał bardzo poważną minę i wyglądał, jakby próbował opanować łzy. Przez chwilę nic nie mówił, tylko głaskał córkę po włosach i patrzył w jej duże, ciemne oczy, gdzie miłość mieszała się z lękiem.
- Dziś w nocy pójdę poszukać mamy – powiedział.
- Przecież mówiłeś, że nie powinniśmy wychodzić, bo tam jest niebezpiecznie. Nie chcę, żeby coś ci się stało.
Sara myślała również, co będzie z nią samą, ale zachowała to dla siebie.
- Skarbie, ja kocham mamę bardziej, niż siebie samego. Bez niej moje życie nie ma sensu. Boję się tego, co jest tam na zewnątrz, ale będę uważał. Mama nie wiedziała, co się dzieje, a ja wiem. Będę szukać w nocy, wtedy Niemcy mnie nie zobaczą.
- A co, jeśli cię zobaczą?
W tym momencie nie miał siły na kolejne bajki, więc odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Nie wiem. Ale nic dobrego.
Sara objęła mocno jego szyję i wtuliła się, wdychając zapach wody po goleniu.
- Jeszcze wrócę na chwilę, żeby przynieść ci jedzenie i picie – zapewnił.
- A potem? Zostanę tu sama?
- Nie – zapewnił, próbując ze wszystkich sił brzmieć przekonująco. – Przyjdziemy po ciebie z mamą i uciekniemy daleko, gdzie nie ma Niemców.
- A jak jej nie znajdziesz? – wyszeptała.
Westchnął ciężko.
- Wtedy uciekniemy we dwójkę, ale zostawię list, żeby mogła nas odnaleźć.
Potem dawał jej całe mnóstwo wskazówek. Mówił, że nie ma odsłaniać okna ani palić światła. Zabronił krzyczeć, a nawet głośno mówić. Pokazał, gdzie są różne przydatne rzeczy, między innymi zielone wiaderko, gdzie ma się załatwiać.
- Fuuu – skrzywiła się dziewczynka, zatykając nos. – Będzie strasznie śmierdziało.
- To tylko kilka dni, pamiętaj. Potem wszystko wyniesiemy.
Najważniejszą rzecz powtarzał jakieś dziesięć razy – pod żadnym pozorem nie wolno jej wychodzić.
- Nawet jakby się paliło? – chciała wiedzieć.
- Wtedy wylej na ogień zielone wiaderko.
Oboje zaśmiali się cicho, po raz pierwszy od dwóch dni. Potem ojciec wyszedł, a Sara czekała, siedząc na jego fotelu z podkurczonymi kolanami. Chciało jej się spać, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Musiała jeszcze raz zobaczyć tatę… jeśli w ogóle jeszcze wróci z jedzeniem.
Jeśli nie przyjdzie, to wyjdę do Niemców – myślała. – Nie będę tu czekać głodna, obojętnie, co on sobie myśli.
Żeby zabić czas, nuciła pod nosem piosenkę, którą zawsze śpiewały z mamą, śmiejąc się do rozpuku.
Widziałem Marynę raz we młynie,
Jak lazła do góry po drabinie
I było jej widać grube nogi,
O, jakie grubaśne, Boże drogi…

Z góry dobiegł odgłos ostrożnych kroków, a potem odsuwanie komody, za którą tata ukrył wejście do piwnicy. W pierwszej chwili chciała się schować, z myślą, że to może Niemcy, ale zaraz poszła po rozum do głowy.
To na pewno tata, głupku – powiedziała do siebie. – Przecież oni nie wiedzą, gdzie mamy piwnicę.
Serce dziewczynki biło szybko z radości, kiedy biegła mu na spotkanie. Wrócił obładowany kilkoma workami, a pod pachą trzymał beczułkę. Kieszenie cienkiej kurtki miał tak wypchane, że prawie pękały w szwach.
- Zaraz, niech no to odstawię, bo mnie przewrócisz!
Córka, nie słuchając, uściskała go. Usłyszała nierówny oddech i woń potu.
- Uciekałeś przed nimi? – zapytała.
- Kiedy nabierałem wody z pompy, usłyszałem jakiś głos. Na szczęście przypomniał mi się ten murek, za który zawsze właziłaś, żeby potem mnie wystraszyć. Schowałem się tam, no i widzisz – jestem!
Sara poczuła dumę, że tata użył jej ulubionej kryjówki. Gdy w końcu się od niego odkleiła, razem przejrzeli zgromadzony prowiant. Były dwa worki ziemniaków, trzy i pół chleba (z czego jeden wyglądał nieco podejrzanie), kilka słoików z kapustą i ogórkami, pięć jabłek i trochę kaszy. Oprócz tego ojciec przyniósł talerz, sztućce oraz szklankę.
- Będziesz mogła zanurzać ją w beczce, kiedy zachce ci się pić – powiedział. – Jest jeszcze kompot na górnej półce w piwnicy, przystawisz sobie stołek i sięgniesz. Tylko mi nie zleć! I nie wypij całego od razu, bo brzuch cię rozboli.
Sara posłusznie kiwała głową.
- Oszczędzaj jedzenie i wodę. Jak przyjdziemy z mamą, też będziemy ich potrzebować.
- Jeżeli przyjdziecie.
Odpowiedział milczeniem.
- Muszę już iść. Chcę zrobić jak najwięcej, zanim wstanie świt.
Tak bardzo, strasznie nie chciała, by odchodził. Ogarnęło ją nagłe wrażenie, że już go nie zobaczy. Że to ostatnie pożegnanie i będzie tak, jak z mamą. Chwyciła obiema rękami twardą, szeroką dłoń i przyciągnęła do siebie, kiedy chciał podnieść się z klęczek.
- Muszę iść – rzekł cicho, chwycił córkę pod pachy i podniósł. – Wrócimy po ciebie. Możesz patrzeć między żaluzjami, czy nie idziemy. A kto wie, może już za kilka dni Niemcy sobie pójdą.
- Nienawidzę ich – oznajmiła dobitnie, ale drżącym głosem, a po policzkach potoczyły się dwie duże łzy. Tata pocałował ją w czubek nosa.
- Ja też.
Podczas pożegnania płakali oboje.

Pierwsze kilka dni minęło na trwożliwym, niecierpliwym wyczekiwaniu. Sara niemal co kwadrans wdrapywała się na taboret i patrzyła przez okienko, denerwując się, że jest takie małe i tak nisko nad ziemią. Widziała, jak kolejny dom się zawala. Nie wiedziała, kto tam mieszkał, ale życzyła mu, by uszedł z życiem. Kilka razy zobaczyła ludzi w mundurach i wiedziała, że to Niemcy. Przechodził ją wtedy dreszcz i mamrotała pod nosem różne słowa, których wstydziłaby się powiedzieć przy dorosłych. Raz z przerażeniem obserwowała, jak ciągną dokądś młodego mężczyznę. Rozpoznała w nim sprzedawcę z pobliskiego sklepu. Próbował się wyrwać, a oni wtedy bili go i kopali. Gdybym tylko miała pistolet – pomyślała – to bym im pokazała.
Nagle przypomniała sobie o broni, którą tata trzymał w szufladzie kredensu. Kiedyś odkryła ją przypadkiem i zachowała to dla siebie. Chciała w pierwszej chwili zignorować zakazy i biec na górę, ale zwyciężył strach i świadomość, że nawet nie potrafiłaby posłużyć się pistoletem. Poza tym na pewno go wziął – uznała. – Byłby durniem, gdyby tego nie zrobił.
Dziewczynka spędziła też trochę czasu na poznawaniu zakamarków piwnicy. Była ona prawie jak niewielkie mieszkanie i rodzice twierdzili, że kiedyś faktycznie ktoś tutaj rezydował. Teraz jedno pomieszczenie, długie i wąskie, z półkami na trzech ścianach, służyło jako spiżarnia. Najmniejsze zawalone było pudłami z różnymi gratami. Kiedyś znajdowała się tam łazienka, dlatego ze ścian wystawały rury. W największym (choć również małym, jak na pokój) znajdowało się okno, fotel i materace przyniesione przez tatę oraz pusty kominek, w którym dawno nie palono. No i wielka, dębowa szafa.
Sara z początku podziwiała jedynie wielkie lustro na jej drzwiach. Przed nim czesała się i przeglądała, robiąc różne miny. Parę razy próbowała otworzyć szafę, ale drzwi dawały się rozchylić jedynie na kilka centymetrów, potem zacinały się, i choć wytężała wszystkie siły, nie mogła ich ruszyć. Jednak w końcu, gdy wszystkie inne zakamarki znała już na pamięć, ciekawość była nie do zniesienia.
- Co, ja cię nie otworzę? – zapytała swoje odbicie, robiąc hardą minę. – Zrobię to, albo nie nazywam się Sara!
Tym razem już nie ciągnęła za gałkę, tylko wzięła ze schowka miotłę, włożyła kij między drzwi i zrobiła z niego dźwignię, Chwilę to trwało, aż szafa otworzyła się, skrzypiąc zawiasami. Pierwszym, co zobaczyła dziewczynka, była chmura kurzu, który wdarł się jej do oczu i spowodował kichanie. Kiedy opadł, ujrzała kilkanaście wiszących ubrań oraz dwie półki, na których leżały kolejne. Było tam też parę torebek. Sara, rozsuwając wieszaki, znów wznieciła kurz. Zasłaniając dłonią usta, oglądała stroje. W większości były to suknie i damskie tuniki, choć znalazła też dwa fraki. Niektóre z ubrań wywoływały mimowolne, ciche okrzyki zachwytu. Były tam zarówno proste, stonowane suknie odpowiednie dla starszej damy, jak i oszałamiające balowe kreacje z mnóstwem falbanek, kokard i tiulów. Sara od razu zakochała się w jednej z nich, ciemnoczerwonej, obszytej misterną koronką. Miała wrażenie, że suknia jest wprost wyjęta z jej snów. W niej będę wyglądać jak prawdziwa księżniczka – pomyślała z ekscytacją. Ściągając strój z wieszaka, przezornie zmrużyła oczy. Delikatnie otrzepała suknię, a potem założyła ją. Była oczywiście za duża, więc chwilę zajęło dziewczynce wyplątanie się ze wszystkich halek i fałd materiału. Gdy wreszcie włożyła głowę i ręce w odpowiednie otwory, zamknęła jedno skrzydło drzwi i przez chwilę z zapartym tchem podziwiała swoje odbicie. Potargana, nieco brudna dziewczynka w iście królewskiej sukni. Powoli obróciła się i niemal straciła równowagę, nadepnąwszy na krawędź spódnicy. Ciągnięty po ziemi materiał szeleścił. Sara była tak wniebowzięta, że zapomniała na chwilę o swojej samotności, o Niemcach i wszystkim, co sprawiało, że w nocy budziła się zlana zimnym potem. Teraz jej buzię rozjaśnił delikatny uśmiech – uśmiech prawdziwej damy.
- Piękna pani, Twa uroda sprawia, że najchętniej stałbym tylko i patrzył, ale czy dasz się zaprosić do tańca? – powiedziała niskim głosem i zachichotała.
- Z wielką chęcią, drogi książę – odpowiedziała sama sobie i obróciła się znowu, tym razem pewniej. Dygnęła tak, jak w jej mniemaniu dygały księżniczki.
Później, przymierzyła jeszcze kilka sukni, wyobrażając sobie różne sceny z balu. Powyjmowała też stroje leżące na półkach. Czego tam nie było! Bluzki, spódnice, gorsety, jedwabne rękawiczki, kapelusze oraz dwie pary baletek. W nich jednak nie potrafiła zrobić kroku, więc tylko wodziła palcami po misternych wzorach na skórzanej powierzchni bucików. Z czasem na dworze zapadł zmrok, a Sara prawie nic nie widziała. Schowała więc ubrania z powrotem do szafy z zamiarem wyciągnięcia ich następnego ranka. Kiedy kładła się spać, przywołała w myślach twarz ojca.
- Gdy wrócicie, powitam was w tej czerwonej sukni i białych rękawiczkach – wyszeptała w ciemność. – Ciekawe, czy mnie poznacie.
Następne dni upływały na przymierzaniu ubrań, zabawie drewnianymi figurkami znalezionymi w schowku i wymyślaniu historii. Wyobraźnia Sary stworzyła fantastyczny świat, gdzie tata był królem, a ona księżniczką. On jednak nie chciał, żeby chodziła na bale, bo tam się dzieją „różne takie rzeczy”. Dlatego musiała ciągle siedzieć w swojej komnacie i nie wolno jej było wyjść, podczas gdy piętro wyżej trwała zabawa. Ale pewnego dnia młody książę nie mógł znaleźć odpowiedniej partnerki do tańca, bo wszystkie były albo za grube, albo za chude, albo nadeptywały mu na nogi. Nagle usłyszał cichy śpiew z dołu i pobiegł tam czym prędzej. Otworzywszy drzwi, ujrzał księżniczkę siedzącą na łóżku i zakochał się od pierwszego wejrzenia. Zaprowadził ją na górę, poprosił do tańca, a potem zostali królem i królową balu.
- Muszę to zapisać – zdecydowała Sara. Już wcześniej widziała w jednym z pudeł pożółkły notes, a po chwili szukania wygrzebała również ołówek. Był tępy, a ostrząc go nożem, dziewczynka zacięła się w palec. To jednak nie przekreśliło jej zamiarów. Owinęła skaleczenie kawałkiem materiału i przystąpiła do pisania. Nie miała zbyt wiele innych zajęć, więc po trzech dniach bajka była skończona. Napisana koślawym, choć starannym pismem dziecka, z mnóstwem błędów i skreśleń, napawała autorkę dumą. Później wielokrotnie czytała ją i zamykała na chwilę oczy, by przenieść się w świat fantazji.
Z czasem coraz rzadziej stawała na taborecie, by obserwować świat na zewnątrz. Wciąż widziała to samo – coraz to nowe zniszczenia, coraz więcej ludzi w mundurach. Już dawno doszła do wniosku, że jeśli rodzice w ogóle wrócą, to przyjdą w nocy, więc nawet nie warto ich wypatrywać. Pewnego ranka Sara obudziła się w zupełnych ciemnościach, by odkryć, iż kawał blachy spadł i zasłonił jej niemal zupełnie widok. Była tylko szczelina z jednej strony, przez którą, gdy się przytuliło policzek do szyby, widać było trochę ziemi oraz gzyms. Ten dzień dziewczynka spędziła w ciemnościach i było to straszne przeżycie. Co chwila zdawało jej się, że widzi wokół dziwne cienie albo słyszy szepty. Kiedy głód zmusił ją do wyjścia spod koca, pod którym się kuliła, upadła i nabiła sobie guza. Od następnego dnia zaczęła łamać zakaz i palić świece, których całe pudełko leżało w kącie schowka.
Tymczasem jedzenia i wody było coraz mniej. Kompot został wypity w ciągu pierwszych kilku dni, jedynie co jakiś czas Sara wsadzała palec do słoika, przejeżdżała po ściankach i oblizywała go, by chociaż poczuć słodycz na języku. W końcu zostało dziesięć ziemniaków, trzy skibki chleba i tyle wody na dnie beczki, że dałoby się napełnić może trzy szklanki.
- Nie przyjdą – powiedziała, oglądając swoje wątłe zapasy. – Niemcy ich złapali.
I zabili – pomyślała, ale nie była w stanie głośno tego powiedzieć. Czując, że do oczu napływają jej łzy, podstawiła sobie szklankę pod brodę. Woda była najważniejsza.
Gdy przestała już płakać, po raz drugi już wdrapała się na schody, by spróbować otworzyć drzwi. Z takim samym, mizernym rezultatem. Ruszyły się kilka centymetrów, a potem natrafiły na komodę.
- Czemu musiałeś mnie tutaj uwięzić?! – wrzasnęła na cały głos i zaraz zatkała usta, wystraszona. Jednakże nikt nie przyszedł. Zaczęła walić w drzwi piąstkami, aż zdarła sobie skórę z kostek. Krzyczała jeszcze różne rzeczy. Wołała Niemców, żeby przyszli i zrobili z nią to samo, co z mamą i tatą. Na przemian wzywała pomocy i przeklinała ich wszystkich. W końcu, zrezygnowana, zwlokła się na dół, padła na materac i zasnęła. Znów miała koszmary. Książę mówił po niemiecku i trzymał pistolet jej ojca. Sara była sparaliżowana, a gorset sukni zaciskał się coraz bardziej. Mama przyszła jako duch i wrzeszczała „Dlaczego nie poszliście mnie szukać od razu? Wtedy jeszcze bym żyła!”
Dziewczynka codziennie jadła półtora ziemniaka, kawałek chleba i plasterek ogórka. Popijała to połową szklanki wody. Głód jakoś dawało się przetrzymać, ale najgorsze było pragnienie. Usta jej popękały i krwawiły, a język był suchy jak kawałek drewna. Do „posiłku” zasiadała codziennie o siedemnastej, przy świecy. Już godzinę wcześniej niecierpliwie wpatrywała się we wskazówki starego zegara. Gdyby nie on, z pewnością by oszalała, choć i tak była bliska szaleństwa. Kiedy wieczorem nie mogła zasnąć, obgryzała paznokcie i wielokrotnie czuła na języku metaliczny smak krwi. Zlizywała ją łapczywie, była dobra.
Smród z zielonego wiaderka ogarnął już całą piwnicę, jednak Sara nawet go nie zauważała. Pewnego dnia obudziła się ze świadomością, że wody już nie ma. Chciała płakać, ale nie było czym. Siedziała cały dzień w kącie, przykryta kocem, bo nie miała siły na nic innego. Cała się trzęsła i czuła, że ma gorączkę. Zamknąwszy oczy, powtarzała jak mantrę kilka dziecinnych modlitw.
Pod wieczór przezwyciężyła wstręt i częściowo podeszła, częściowo podczołgała się do wiaderka. Przechyliła je i wypiła kilka łyków, by po chwili zwymiotować. Nie, to nie miało sensu. Czuła się brudna, chciała opłukać usta, chciała się NAPIĆ. Tylko tego pragnęła.
Następnego dnia jakoś znalazła w sobie resztkę sił i niemal w półśnie ubrała zieloną suknię. Wyglądała w niej jak topielica, z wielkimi, rybimi oczami błyszczącymi powyżej zapadniętych policzków. Zawołała ojca, ale wiedziała, że nie dostanie odpowiedzi. Powoli usiadła, oparła się plecami o chłodną powierzchnię lustra i z namaszczeniem chwyciła w drżące ręce ostatnią połówkę ziemniaka. Żuła ją długo i połknęła z trudem.
- Odchodzę – wyszeptała wargami, które pokrywała zaschnięta krew. – Nie mam już siły.
Powoli, naprężając całe ciało, odsunęła drzwi szafy. Wpełzła tam i zwinęła się w kłębek na najniższej półce. Chciała umrzeć pośród tych rzeczy, które były jej jedynymi skarbami.
Sen, który potem przyszedł, nie był przerażający i chaotyczny jak wcześniejsze koszmary. Księżniczka Sara, najedzona i szczęśliwa, przemierzała miasto w lektyce niesionej przez dwóch służących. Lekko przymykała oczy, ponieważ wszystko wokół skrzyło się i lśniło. Fasady domów pokrywało srebro, a dachy – złoto. Przejeżdżali przez bramy i łuki zrobione z mieniących się kamieni. Księżniczkę co chwila witały radosne okrzyki poddanych, a ona kiwała im głową i uśmiechała się w odpowiedzi.
- Trochę ciężka ta lektyka – powiedział jeden służący. Księżniczka zachichotała.
- Możemy zrobić postój, jeśli chcecie.
Postawili ją na ziemi, ale, o dziwo, niezbyt delikatnie.

- Mówiłem, że coś za ciężka ta szafa – powiedział młody żołnierz, wskazując na dolną półkę. Razem ze starszym kompanem miał wynieść meble, ale teraz spoglądali z niedowierzaniem do wnętrza szafy. Wyciągnęli dziewczynkę, której ciało było całkowicie bezwładne. Starszy nosił okulary, a teraz zdjął je i przytknął do nosa leżącej.
- Jeszcze żyje – oświadczył, wyciągając broń.
- Jüdin?
- Ja.
Peter, świeżo upieczony żołnierz, już chciał zasłonić oczy dłonią, by oszczędzić sobie widoku zabójstwa. Jednak towarzysz chwycił go za rękę i włożył do niej pistolet.
- Ty to zrobisz.
Peter przyłożył lufę do skroni małej i spojrzał niepewnie na kompana. Ten pokiwał głową.
W tym momencie powieki dziewczynki uniosły się nieco i w świetle lampki jej oczy błysnęły chorobliwym blaskiem. Usta poruszyły się, ale powietrze, które przez nie przelatywało, nie było w stanie wytworzyć nawet szeptu.
W tym momencie młody żołnierz wiedział, że nie da rady tego zrobić. Do głowy wpadła mu szalona myśl, by szybkim ruchem odwrócić pistolet i strzelić w głowę towarzyszowi broni. Później schowałby zwłoki, może w tej starej szafie… a dziewczynce oddał swój prowiant… A gdyby ktoś pytał, dlaczego strzelał? „Zabiłem Żyda” – odpowiedziałby z dumą. A co stało się z Josephem? Wyszedł na świeże powietrze, bo rozbolała go głowa. Nie, to dziecinna wymówka. A może Żyd też miał broń? Wtedy nie trzeba byłoby chować ciała. Ale co z ciałem Żyda? Była tylko ta dziewczynka. Ta umierająca, najwyżej dziesięcioletnia dziewczynka ubrana jak księżniczka.
Peter wstrzymał oddech. Wytłumaczeniem będzie się martwił później. Teraz nie było innego wyboru, jak zaryzykować życie dla tej małej. Nie potrafiłby spojrzeć matce w oczy, gdyby zabił niewinne dziecko, ona zawsze skrycie była przeciwna Hitler Jugend, eksterminacji i temu wszystkiemu.
Będę twoim rycerzem na białym koniu, mała księżniczko – pomyślał i wstrzymał oddech przed wykonaniem ruchu.
Ostatnio zmieniony pn 23 lut 2015, 12:35 przez FreakyBerry, łącznie zmieniany 1 raz.
Jak chce się przyglądać pięknu
Jak chce się oglądać w dzień
Czasami trzeba pokonać sporo lęków
Czasami dostać w łeb
I to jest okej, chociaż czasem to trudne
To nas uczy pokory
Wszystko czasami i dla mnie jest szarobure
Trzeba chcieć ujrzeć kolory

Zeus - "Świt"

http://freakyberry.blogspot.com/

2
Jestem pod wrażeniem. Po raz kolejny. Uwzględniając twój wiek, to świetnie napisany tekst. Może zastanawiać, skąd taka tematyka, a jeszcze bardziej skąd płynie znajomość psychologii, wyczucie sytuacji (i to jakiej!), umiejętność obserwacji (choć rodzi się pytania – czego) oraz łatwość i dojrzałość w formułowaniu myśli i oddaniu klimatu tak ekstremalnych warunków. Błędów praktycznie nie widać, kilka mało znaczących potknięć. Styl adekwatny do sposobu dziecięcej obserwacji i percepcji otoczenia. Przejmujący opis zachowania osamotnionej dziewczynki w zamkniętej piwnicy, która usiłuje jakoś żyć. No i ciekawe zakończenie, a przedtem paralela wyimaginowanego balu z rzeczywistością, nasuwająca pewne magiczne skojarzenia.
- Ojcze! Księżniczka Sara rozkazuje ci przybyć! – rozległo się w piwnicy pustego domu.
- Ojcze, wróć po swoją córkę! – tym razem słowom towarzyszył teatralny gest wyciągniętej rączki.
„rozległo” i „tym” lepiej dużą literą.
Miała tylko tą i jeszcze jedną, tyle zostało z całego pudła znalezionego w schowku.
„tę”
Wyszła rano do sklepu, żeby kupić pieczywo, i nie wróciła.

Formalnie rzecz biorąc, przecinka przed „i” nie powinno tutaj być.
- Jeszcze wrócę na chwilę, żeby przynieść ci jedzenie i picie – zapewnił.
- A potem? Zostanę tu sama?
- Nie – zapewnił, próbując ze wszystkich sił brzmieć przekonująco.
Powtórzone „zapewnił”. Jedno z nich trzeba zastąpić innym słowem.
Mówił, że nie ma odsłaniać okna ani palić światła.

Lepiej by było: Mówił, że nie wolni jej odsłaniać okna ani palić światła.
Jeśli nie przyjdzie, to wyjdę do Niemców – myślała. – Nie będę tu czekać głodna, obojętnie, co on sobie myśli.

Powtórzenie: „myślała – myśli”. Może: ...obojętne, co on o tym sądzi.
Tak bardzo, strasznie nie chciała, by odchodził.

Trochę nieporadnie. Może lepiej : Tak bardzo, tak strasznie nie chciała, by odchodził.
Widziała, jak kolejny dom się zawala.

Napisałbym: Widziała, jak wali się kolejny dom.
Ale:
Widziała, jak kolejny dom się zawala. Nie wiedziała, kto tam mieszkał, ale życzyła mu, by uszedł z życiem.
„Widziała – wiedziała”. To wygląda jak powtórzenie, aczkolwiek są to różne słowa (tak naprawdę jednak, etymologicznie, pochodzą z jednego rdzenia) oraz wytwarza się zbędny, wewnętrzny rym. Może pierwsze zdanie zapisać w formie: „Na jej oczach zawalił się kolejny dom.” lub „Patrzyła, jak wali się kolejny dom”.
Nie wiedziała, kto tam mieszkał, ale życzyła mu, by uszedł z życiem. Kilka razy zobaczyła ludzi w mundurach i wiedziała, że to Niemcy.

Powtórzone „wiedziała”.
Sara niemal co kwadrans wdrapywała się na taboret i patrzyła przez okienko, denerwując się, że jest takie małe i tak nisko nad ziemią. Widziała, jak kolejny dom się zawala. Nie wiedziała, kto tam mieszkał, ale życzyła mu, by uszedł z życiem. Kilka razy zobaczyła ludzi w mundurach i wiedziała, że to Niemcy. Przechodził ją wtedy dreszcz i mamrotała pod nosem różne słowa, których wstydziłaby się powiedzieć przy dorosłych. Raz z przerażeniem obserwowała, jak ciągną dokądś młodego mężczyznę. Rozpoznała w nim sprzedawcę z pobliskiego sklepu. Próbował się wyrwać, a oni wtedy bili go i kopali. Gdybym tylko miała pistolet – pomyślała – to bym im pokazała.
Nagle przypomniała sobie o broni, którą tata trzymał w szufladzie kredensu. Kiedyś odkryła ją przypadkiem i zachowała to dla siebie.
W całym tym fragmencie zbyt często występuje końcówka „ła”. Należałoby to przeredagować kompleksowo.
Dziewczynka spędziła też trochę czasu na poznawaniu zakamarków piwnicy.

„Dziewczynka” - niepotrzebne. Wiadomo, o kogo chodzi.
No i wielka, dębowa szafa.
Sara z początku podziwiała jedynie wielkie lustro na jej drzwiach. Przed nim czesała się i przeglądała, robiąc różne miny. Parę razy próbowała otworzyć szafę,
Powtórzona „szafa”.
Parę razy próbowała ją otworzyć,
Sara, rozsuwając wieszaki, znów wznieciła kurz.

„Sara” - niepotrzebne.
Pewnego ranka Sara obudziła się w zupełnych ciemnościach, by odkryć, iż kawał blachy spadł i zasłonił jej niemal zupełnie widok. Była tylko szczelina z jednej strony, przez którą, gdy się przytuliło policzek do szyby, widać było trochę ziemi oraz gzyms. Ten dzień dziewczynka spędziła w ciemnościach i było to straszne przeżycie.

Powtórzone ciemności. Można je zastąpić - na przykład – mrokiem.
ona zawsze skrycie była przeciwna Hitler Jugend,
Hitlerjugend

3
Fantastyczny tekst. Doskonale, prosto i konsekwentnie nakreślona postać głównej bohaterki. Przemyślana fabuła z wręcz idealnym zakończeniem.
Podobnie jak Gorgiasz jestem pod ogromnym wrażeniem. Jeśli rzeczywiście masz 15 lat, to jesteś największym talentem literackim, jaki dane mi było spotkać w internecie.

Tworzyć, pisać, ćwiczyć, rozwijać, pisać, pisać, publikować, robić karierę, a nam się zachwycać!

4
Gorgiaszu, DrVenkman, dziękuję za opinie i pokazanie błędów. To dla mnie bardzo dużo znaczy, że się Wam podobało ^^

Cytat:
- Ojcze! Księżniczka Sara rozkazuje ci przybyć! – rozległo się w piwnicy pustego domu.
- Ojcze, wróć po swoją córkę! – tym razem słowom towarzyszył teatralny gest wyciągniętej rączki.

„rozległo” i „tym” lepiej dużą literą.
Małą się pisze tylko jak jest podmiot ten sam? Np. "powiedział"?

Cytat:
Wyszła rano do sklepu, żeby kupić pieczywo, i nie wróciła.

Formalnie rzecz biorąc, przecinka przed „i” nie powinno tutaj być.
To się nie liczy jako wtrącenie?
Jak chce się przyglądać pięknu
Jak chce się oglądać w dzień
Czasami trzeba pokonać sporo lęków
Czasami dostać w łeb
I to jest okej, chociaż czasem to trudne
To nas uczy pokory
Wszystko czasami i dla mnie jest szarobure
Trzeba chcieć ujrzeć kolory

Zeus - "Świt"

http://freakyberry.blogspot.com/

5
FreakyBerry pisze: Małą się pisze tylko jak jest podmiot ten sam? Np. "powiedział"?
Niekoniecznie. Ja bym pisał małą, kiedy coś odnosi się ściśle do wypowiedzi, towarzyszy jej, charakteryzuje ją. I dlatego oba Twoje zapisy są dla mnie jak najbardziej w porządku.
To się nie liczy jako wtrącenie?
Otóż to, wtrącenie. Uważam, że to też zapisałaś poprawnie.


Przy okazji, przeczytałem też wszystkie utwory na Twoim blogu. Podtrzymuję swoją opinię o Twoim pisarstwie. "Siostry" są urzekające.

6
FreakyBerry pisze:
Cytat:
- Ojcze! Księżniczka Sara rozkazuje ci przybyć! – rozległo się w piwnicy pustego domu.
- Ojcze, wróć po swoją córkę! – tym razem słowom towarzyszył teatralny gest wyciągniętej rączki.

„rozległo” i „tym” lepiej dużą literą.
Małą się pisze tylko jak jest podmiot ten sam? Np. "powiedział"?

Generalnie małą litera piszemy bezpośrednie odniesienia do wypowiedzi (opisujące sposób w jaki wypowiada się dana osoba) - powiedział, - zauważył, - stwierdził, itp.
A dużą literą – kiedy opisywane jest tło dialogowe.
W rozważanym przypadku nie mamy do czynienia z bezpośrednia wypowiedzią, więc należałoby wstawić kropkę i dużą literę. Przynajmniej teoretycznie.
To się nie liczy jako wtrącenie?
Moim zdaniem nie, ale kopii kruszył nie będę. ;D

7
Początkowo przeszkadzało mi trochę, że nie określiłaś wieku dziecka, jednak pod koniec lektury doszedłem do wniosku, że zrobiłaś bardzo dobrze.

Cóż można jeszcze dodać do tego, o czym Szanowna Weryfikacja napisała?

Może takie zdanie:
Usta poruszyły się, ale powietrze, które przez nie przelatywało, nie było w stanie wytworzyć nawet szeptu.
Jakoś to "wytwarzanie szeptu" nie chciało mi szeptać.

Po lekturze "Odkupienia" miałem nadzieję, że przeczytam jeszcze coś dobrego i nie zawiodłem się. Tamten był świetny, ten tekst zrobił na mnie znacznie większe wrażenie. Na gorąco trudno coś napisać. Tematyka raczej do przemyśleń skłania, niż do uzewnętrzniania tego, co burzy spokój ducha.

Dziękuję.

8
Szczepantrzeszc, dziękuję za komentarz i cieszę się, że opowiadanie dało Ci okazję do przemyśleń ^^

Cytat:
Usta poruszyły się, ale powietrze, które przez nie przelatywało, nie było w stanie wytworzyć nawet szeptu.

Jakoś to "wytwarzanie szeptu" nie chciało mi szeptać.
Usta poruszyły się, ale nie dobiegł z nich nawet najcichszy szept.
Lepiej?

Co do narracji w dialogach, poszperałam w internecie i większość "cudownych poradniczków" mniej więcej zgadza się ze słowami Gorgiasza. Ale zdaję sobie sprawę, że to jeszcze na sto procent niczego nie dowodzi ;p
Jak chce się przyglądać pięknu
Jak chce się oglądać w dzień
Czasami trzeba pokonać sporo lęków
Czasami dostać w łeb
I to jest okej, chociaż czasem to trudne
To nas uczy pokory
Wszystko czasami i dla mnie jest szarobure
Trzeba chcieć ujrzeć kolory

Zeus - "Świt"

http://freakyberry.blogspot.com/
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron