2
Tego ranka dym sunął tuż przy ziemi i trudno było oddychać. Powietrze było zimne i wilgotne, a dłonie marzły tak mocno, że nie sposób ich było rozgrzać w ciepłych kieszeniach kurtki. Tego dnia nic nie było tak proste jakby się mogło wydawać, i nic nie było tym, czym mogłoby się wydawać. Zdawało się, że musiało się coś stać, a jeśli nie, to się stanie. Bo miasto opustoszało, a R., odwieczny jego mieszkaniec, zabłądził. Wszedł w nie tą uliczkę co trzeba i dopiero po kwadransie zdał sobie sprawę, że pomylił drogę.
Tak będzie zaczynało się moje opowiadanie, albo powieść - pomyślał R. idąc ciemną ulicą. Ta historia mogłaby się ciągnąć i ciągnąć. Bohater mógłby się błąkać i błąkać i nigdy nie trafić do domu. Albo też miałby tysiące nieziemskich przygód, które wywoływałyby dreszcze - pomyślał R. i zatarł zmarznięte dłonie, po czym włożył je do kieszeni. - Ale przecież nie mam czasu na pisanie. A poza tym…
Rozglądam się dookoła, skręcam w prawo, potem w lewo, aż w końcu zdaje sobie sprawę, że jakbym nie poszedł to zawsze trafie w tą samą ulicę, w tę, w którą wszedłem na samym początku i której opuścić nie mogę.
Błądzę już od dłuższego czasu, dlatego próbuje zapamiętać szczegóły (fasady budynków, szyldy, wystawy), które potem i tak znikają z mojej pamięci. Aż w końcu postanawiam zapukać do pierwszych lepszych drzwi.
I kto mi otwiera?
Pan w szlafroku
patrzy przez chwilę na zmarzniętego człowieka, wysłuchuje, co ten ma do powiedzenia, przeciera okulary, ziewa, a potem zatrzaskuje mu drzwi przed nosem. Po chwili otwiera je ponownie i zaprasza gościa do środka. Częstuje go herbatą, którą ten wypija z wdzięcznością; aż w końcu przynosi ciasteczka i zaczyna opowiadać o swojej zmarłej żonie.
R. chce tylko zapytać go o drogę…
Do wszystkiego potrzeba czasu. Pan i ja jesteśmy tutaj nie przez przypadek. Ja jestem, bo pan tu jest, a pan, bo ja. Wychodzi więc na to, że jesteśmy dla siebie. Gdyby pan znikł, znikłbym i ja, wiec… więc zdani jesteśmy na siebie.
R. nic z tego nie pojmuje. Mężczyzna bredzi. I teraz R. nie wie czy to przez niego i jego filozofowanie tak się czuje, czy to sprawa tego dusznego mieszkania i półmroku tam panującego. Wszystko wydaje mu się inne. Ulice, ludzie, a nawet kurz i krople deszczu obijające się o szyby pokoju w którym się znajduje są jakieś nie tutejsze. I co dziwne, myśli R. są niespokojne. R. zamyśla się tak mocno, że nawet nie zauważa, kiedy mężczyzna wychodzi. Zostaje sam. Wstaje z kanapy, odkłada filiżankę na stolik, patrzy przez chwilę na swoje dłonie i stwierdza, że musiało się coś stać. Dłonie jego mają więcej bruzd, a skóra na nich jest szorstka i popękana. Podchodzi wiec pospiesznie do lustra i spogląda na swoje oblicze. Jestem R., tym samym R., ale zdaje mi się, że… - urywa, przejeżdża dłońmi po twarzy, a potem rozgląda się po pokoju, jakby obawiał się, że mężczyzna w szlafroku zaraz wejdzie - zdaje mi się, że… - urywa ponownie, bo oto…
Mężczyzna w szlafroku pojawia się znienacka. Wchodzi do pokoju i kłania się nisko:
Jest mi niezmiernie miło, że zaszczycił mnie pan swoją obecnością, jestem rad, że to ja zostałem wybrany.
R. patrzy na niego jak na dziwaka, przeciera okulary i spogląda ponownie. Ten nadal mu się kłania i co chwila uśmiecha, a potem zdejmuje szlafrok i… już jest eleganckim facetem ubranym w wytworny garnitur. R. myśli, że postradał zmysły, a kiedy mężczyzna kłania się ponownie i wykonuje kolejny gest mówiąc: zapraszam dalej, idzie za nim posłusznie, mimo iż mu nie wierzy i się go obawia.
Po chwili stąpają już po pustej, mglistej ulicy. Tej, na której R. się zgubił przed momentem.
Czyż nie piękny dzień - mówi tamten, a R. wkurza jego sztuczny ton głosu i ten nieokreślony akcent, który wciąż mu coś przypomina.
Nie odpowiada, patrzy tylko na niego i próbuje sobie przypomnieć, jak właściwie się tu znalazł, bo właśnie umykają mu z głowy wszystkie drogi, które kiedykolwiek przebył, a nawet te, które chciałby przebyć. Zaś ta, którą stąpa, zdaje się zaraz urwać.
Skoro już błądzimy, pozwolę sobie zaprowadzić pana do miejsca niezwykłego - mówi mężczyzna, po czym zarzuca worek na głowę R.
Tego ranka dym sunął tuż przy ziemi, a ja już wiedziałam, że wejdę w nie tą uliczkę co trzeba. Spojrzałem na zegarek - czas kłamał. Zostały mi jeszcze dwie minuty, ale czułem się jakbym stracił wszystkie. Mogłem wiec błądzić i błądzić udając, że czas nie ma znaczenia.
Spotkałem R. Myślał, że się zgubił. Oboje uznaliśmy, że to właściwe rozumowanie.
Było, było, było...Tego ranka dym sunął tuż przy ziemi i trudno było oddychać. Powietrze było zimne i wilgotne, a dłonie marzły tak mocno, że nie sposób ich było rozgrzać w ciepłych kieszeniach kurtki.
O, następne "było". I jeszcze jedno... mogło, mogłoby, wydawać, wydawać, zdawało...Tego dnia nic nie było tak proste jakby się mogło wydawać, i nic nie było tym, czym mogłoby się wydawać. Zdawało się, że musiało się coś stać, a jeśli nie, to się stanie.
Tę.odwieczny jego mieszkaniec, zabłądził. Wszedł w nie tą uliczkę co trzeba i dopiero po kwadransie
Gramy w rzutki!jakbym nie poszedł to zawsze trafie w tą samą ulicę, w tę, w którą wszedłem na samym początku
Trafię NA, i tę.
Opowiadania nie rozumiem. Co tu dużo mówić.
Dialogi zapisujemy od myślników.
Czytanie idzie powoli, jest dużo powtórzeń.
Ogólnie dziwne toto

O co chodziło...?
Ostatnio zmieniony czw 01 sty 1970, 01:00 przez Testudos, łącznie zmieniany 1 raz.
Are you man enough to hold the gun?
3
[Trzęsie głową, przeciera oczy]
Soooooo?
Pierwsze wrażenie jest następujące:
Chciałeś zrobić coś klimatycznego. Nietypowego, niejasnego, krótkiego i dającego do myślenia. Próbowałeś i... najwidoczniej nie wyszło.
Nie dziwię się Testudosowi, ja też z trudem orientuje się "so sie wochule zieje". Raz piszesz trzecią osobą, nagle przechodzisz w pierwszą, znów w trzecią, znów w pierwszą, później zostajesz przy trzeciej... motasz, gmatwasz, nie dopowiadasz. Słowem: bełkoczesz.
Granica między ciekawym, groteskowym tekstem a zwykłym bełkotem jest bardzo cienka i wg mnie ją przekroczyłeś. Z tekstu nie wynika nic. Czytasz, myślisz, wzruszasz ramionami, zapominasz. Kolejny tekst, jeden z tysiąca, nic ciekawego, był, minął. Parę dni później już go nie pamiętasz.
Pisząc nie do szuflady, nie możesz samolubnie myśleć o własnej przyjemności, tylko musisz dbać o czytelnika. Twój tekst ani nie ma jakiejś ciekawej historii (właściwie nie ma jej prawie wcale), ani fajnego, wyrazistego bohatera, ani klimatu, który próbowałeś stworzyć. Nijakie, nazbyt niejasne, bez jaja.
Co do strony technicznej: to co rzekł Testudos +
Pomysł: 2
Styl: 3-
Schematyczność: ?
Błędy: 3
Ocena ogólna: 2+
Podsumowując, wydaje mi się, że może i coś chciałeś zawrzeć w tym tekście, może prawie Ci się to udało, ale jednak - tak czy siak - generalnie tekst jest pusty jak sanki w maju (albo wróbel w garści). Przy następnym utworze radziłbym bardziej skupić się na historii i - przede wszystkim - czytelniku.
Pozdrawiam.
Dodane po 3 minutach:
Ups, bardzo przepraszam, ale dopiero teraz wyczytałem w innym temacie, żeś niewiasta.
Wybacz.
Soooooo?
Pierwsze wrażenie jest następujące:
Chciałeś zrobić coś klimatycznego. Nietypowego, niejasnego, krótkiego i dającego do myślenia. Próbowałeś i... najwidoczniej nie wyszło.
Nie dziwię się Testudosowi, ja też z trudem orientuje się "so sie wochule zieje". Raz piszesz trzecią osobą, nagle przechodzisz w pierwszą, znów w trzecią, znów w pierwszą, później zostajesz przy trzeciej... motasz, gmatwasz, nie dopowiadasz. Słowem: bełkoczesz.
Granica między ciekawym, groteskowym tekstem a zwykłym bełkotem jest bardzo cienka i wg mnie ją przekroczyłeś. Z tekstu nie wynika nic. Czytasz, myślisz, wzruszasz ramionami, zapominasz. Kolejny tekst, jeden z tysiąca, nic ciekawego, był, minął. Parę dni później już go nie pamiętasz.
Pisząc nie do szuflady, nie możesz samolubnie myśleć o własnej przyjemności, tylko musisz dbać o czytelnika. Twój tekst ani nie ma jakiejś ciekawej historii (właściwie nie ma jej prawie wcale), ani fajnego, wyrazistego bohatera, ani klimatu, który próbowałeś stworzyć. Nijakie, nazbyt niejasne, bez jaja.
Co do strony technicznej: to co rzekł Testudos +
po drugim 'błąkać' przecinekBohater mógłby się błąkać i błąkać i nigdy
więcwiec… więc zdani
czy to sprawa tego dusznego mieszkania i półmroku tam panującego.
R. przecinekco dziwne, myśli R. są niespokojne.
na swoje dłonie i stwierdza, że musiało się coś stać. Dłonie jego mają
więcPodchodzi wiec
gest przecinekwykonuje kolejny gest mówiąc
No to on czy ona?a ja już wiedziałam, że wejdę w nie tą uliczkę co trzeba. Spojrzałem na zegarek
się przecinekale czułem się jakbym stracił wszystkie.
Pomysł: 2
Styl: 3-
Schematyczność: ?
Błędy: 3
Ocena ogólna: 2+
Podsumowując, wydaje mi się, że może i coś chciałeś zawrzeć w tym tekście, może prawie Ci się to udało, ale jednak - tak czy siak - generalnie tekst jest pusty jak sanki w maju (albo wróbel w garści). Przy następnym utworze radziłbym bardziej skupić się na historii i - przede wszystkim - czytelniku.
Pozdrawiam.
Dodane po 3 minutach:
Ups, bardzo przepraszam, ale dopiero teraz wyczytałem w innym temacie, żeś niewiasta.

Wybacz.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
4
Dzięki, tak to jest, jak się pisze dla siebie to nie wie się czy dobre czy złe, dopóki się nie da komuś do przeczytania. Dlatego dałam. Ogólnie to wiedziałam, że tekst nie jest dobry (ma się takie przeczucia). Czasem tak mam; piszę coś i sama się dziwie cóż to takiego. Narracja taka a nie inna ma pokazać wkraczanie w świat fikcji. Nie wiadomo co się dzieje a co nie, bo bohater - ten pierwszy R. wymyśla drugiego R. i traci orientacje – głupieje – takie szaleństwo, troszkę sen a nie sen. Zresztą nie wyszło to po co tłumaczyć.
Błądzenie wyszło. Bo to o błądzeniu, a raczej o pobłądzeniu.
Pozdrawiam.
Patron napisałeś : "Ups, bardzo przepraszam, ale dopiero teraz wyczytałem w innym temacie, żeś niewiasta.
Wybacz."
Nic nie szkodzi – nie gniewam się. To chyba nick cię zmylił.
Dodane po 17 minutach:
Patren teraz ty wybacz, bo ja twój nick przekręciłam. Sorry.
Noł problem. Przyzwyczaiłem się.
Błądzenie wyszło. Bo to o błądzeniu, a raczej o pobłądzeniu.
Pozdrawiam.
Patron napisałeś : "Ups, bardzo przepraszam, ale dopiero teraz wyczytałem w innym temacie, żeś niewiasta.
Wybacz."
Nic nie szkodzi – nie gniewam się. To chyba nick cię zmylił.
Dodane po 17 minutach:
Patren teraz ty wybacz, bo ja twój nick przekręciłam. Sorry.
Noł problem. Przyzwyczaiłem się.
