
Martwe ławice
WWW - Alchemiku, czemu błyszczą ci usta?
WWW - Bo pocałowałem złoto.
***
WWW Wszedł przez okno, razem z wiatrem skandynawskich klifów. Przysiadł przy wspólnym stole, między bazaltowymi posągami aniołów i Gargulcem, który skrzywił nos, rażony wonią kociego futra.
WWW - Wypuść go, bo się udusi – powiedziała Ran, wstając z przeciwległego krzesła.
WWW Rozpiął kurtkę, pozwalając rudemu dachowcowi odbyć wędrówkę po stole, między płonącymi szafirowo kandelabrami i pustymi miskami, po czym wskoczyć na nisko wiszący żyrandol.
WWW - Mały, ty myślisz, że jak wlecisz przez okno, to zgubisz pogoń? - zaśmiała się, zamykając morzu dostęp do wnętrza. Gargulec zawtórował rechotem gromkim jak lawina kamieni. Ukruszył przy tym jeden z szablastych zębów, na który spojrzał smutnym, granitowym okiem.
WWW Miała na sobie perliście białą suknię, kolorystycznie złamaną zielonymi, cyrkulującymi w górę pasmami, spiralnie, jak wyciągane z dna wodorosty. Jaśniała niczym gwiazda, była nią, tutaj, wśród dziesiątek wyciosanych w drewnie i kruszcu figur, wśród czerni zaciemnionej izby.
WWW - Skąd wiesz, że mnie ścigają?
WWW - Wiesz, jak ma na imię? - zmieniła temat, głaszcząc przy tym dłoń prawie dwumetrowego minotaura. Zastukała w onyksowe pazury bestii, która mocniej zacisnęła drugą dłoń na toporze.
WWW - Kto?
WWW - Kot, którego uratowałeś.
WWW Spojrzał na nią zdziwiony. Zaraz potem na rudzielca wystającego spod sukni, co chwilę w innym miejscu. Mruczał i drapał srebrzystą posadzkę.
WWW - Nie, nie wiem.
WWW - Młody, głupiutki Eryk. Czemu ratujesz istoty, których imienia nie znasz? Nie wiesz, że to niebezpieczne?
WWW - Wiem, że zrobisz to samo. Uratujesz mnie – odparł radośnie. Położył nogi na stole, pozwalając śniegowi kapać na świerkowe drewno.
WWW - Przespałeś się z Lokim, czy tak? Od kiedy w Wiedźmiej Twierdzy rodzą tak zuchwałe dzieci? Ty mnie nie próbuj – pogroziła wyciągniętym z czarnego pudełka dłutem. Nanosiła konieczne na racicach poprawki, nie w takt humorowi byka, który krzywił się przy każdym uderzeniu. - Bo tobie też wykuję lepszą formę.
WWW Na stole, tuż obok butów Eryka przycupnęła szklana sowa. Stanowiła miniaturowe odbicie pomieszczenia, globus mogący oprowadzić po galerii dziwacznych kształtów i niedokończonych rzeźb, wystających kończyn i dynamicznych kształtów. Dostrzegł w niej samego siebie, zaróżowione od mrozu, piegowate policzki, przysłonięte pojedynczymi kosmkami rudych włosów, skręcających w kierunku podbródka. Rozdmuchnął je na boki i poprawił dłońmi, wciąż niezadowolony z efektu.
WWW - To nie lusterko – zwróciła uwagę. Minotaur ryknął raniony zbyt silnym pociągnięciem. Raciczka dorobiła się zgrabnego wcięcia.
WWW - A całkiem wygląda. Trochę strasznie, ale przecież z moją twarzą. Nie mogę bać się własnej twarzy.
WWW - No widzisz, a jednak większość ludzi ucieka w przerażeniu. Czasem mi przykro, że zrobiłam jej krzywdę.
WWW - Marna cena za wyjątkowość.
WWW - Była wyjątkowa i przedtem. Miała piękne, granatowe pióra, przy lotkach przechodzące w czystą biel. Zawsze zadzierała dziób, jak orzeł znad ameryki. Miała nawet tą samą wolność w dużych, brązowych oczach.
WWW - Więc dlaczego?
WWW - Bo mogłam.
WWW Zza okien dobiegło wycie gońców lodowej pustyni. Psy były już blisko, ciągnąc na grzbietach ludzi z doliny, razem z ich bronią i rządzą mordu. Gargulec spojrzał nieprzyjemnie w śnieżny bezkres. Obnażył kły, jak nietoperz pikujący na ofiarę.
WWW - Dużo ich. Co się stało?
WWW - Obwiniają koty, banda zawszonych kundli.
WWW - O co takiego? W wiosce zaśmierdziało rybami, czy kocią sierścią?
WWW Gargulec kichnął na samo wspomnienie, pozbawiając się kolejnego zęba. Niedługo będzie musiał zostać przekuty ponownie, jak co kilkadziesiąt lat. Będzie stał nad łupinami własnego ciała, obrany z wierzchniej warstwy jak cebula, tęskniąc za potęgą dawnego majestatu, kiedy jeszcze z morza sięgał najwyższych klifów Norwegii. Granitowe oczy nie mogły uronić łzy. Być może potrafił płakać, ale nie powiedziano mu jak.
WWW - Blisko. Coś spłoszyło ryby na całym wybrzeżu. Znaczy się, zniknęły po tym jak znaleziono martwą ławicę, przy brzegu.
WWW - I wszystko poszło na koty?
WWW - Uznano, że koty nie lubią ryb, a ludzie kotów.
WWW - Koty w ogóle niewiele lubią – powiedziała w kierunku rudzielca śpiącego na centaurzym grzbiecie. - Analogia rzeczywiście błyskotliwa.
WWW - Na tyle, żeby wybić wszystkie dachowce. Nie do pomyślenia w tych czasach. Zabobony i ciemnota pędzą właśnie coby mnie rozstrzelać.
WWW - No bo przecież mity i magia nie istnieją, prawda? - mrugnęła porozumiewawczo. - Tutaj jest prawdziwy dziki wschód. Nie natrafisz na ekologa, bo oni boją się niedźwiedzi. Nie odwiedzi nas nikt z daleka, bo ciężki klimat, a cywilizacja raczkuje jak maszyny parowe. Raz tylko był u mnie francuz, ale jemu zimno było i nie podobały się rzeźby.
WWW - I pojechał?
WWW Nie przerywając pracy przy minotaurze, wskazała na jednego z kamiennych aniołów.
WWW - Został na dłużej.
WWW Przez okno wpadł odbezpieczony granat, ciągnąc za sobą sznur pylistego szkła. Zagrzmiał huragan dzwonów. Z ciemności wychynął stalowy wąż. Rozciągał się i kurczył jak akordeon, setkami wąskich segmentów. Każda z obręczy iskrzyła w kontakcie z posadzką, każda dźwięczała kościelnym wezwaniem, przy wszelkim ruchu.
WWW Był nienaturalnie szybki. Z każdym metrem przeczył własnemu ciężarowi. Przezroczyste ślepia prowadziły w ciemną otchłań wnętrzności, czasem tylko błysnąwszy stalą, przy gwałtowniejszym zakręcie. Otworzył uzbrojoną w dziesiątki drobnych igieł paszczę i złapał granat jeszcze nim ten zdążył dotknąć posadzki. Huk eksplozji wystrzelił ponad dzwonowe rejestry. Jedna z obręczy odkształciła się delikatnie.
WWW Nie czekał na więcej. Począł wypełzać przez rozbite okno, omal nie łamiąc framugi. Zdawał się nie kończyć, z ciemności wciąż nie wychynął kraniec ogona. Z zewnątrz dobiegły krzyki. Otworzyli ogień, kilka pocisków rozszarpało strzęchę chałupy, do której wraz z drobnymi słupami światła wpadły targane wiatrem płatki śniegu.
WWW Ran łupała przy kolejnym, niewielkim zwierzątku, którego kontury wyglądały znajomo. Nie przejmowała się dochodzącym z zewnątrz chaosem, nawet gdy osiągał apogeum. Wrzeszczeli coraz głośniej, chrupały łamane kręgosłupy i czaszki. Powietrze zapachniało wymieszaną z jodyną krwią.
WWW - Znajdziesz sprawców zamieszania, Eryku – powiedziała gdy rzeczywistość nieco ostygła, a bestia poczęła zwijać się na powrót. Kolejne segmenty wracały do środka, coraz silniej zroszone posoką, coraz bardziej amarantowe, z przebijającą przez morze krwi szarością.
WWW - Znajdziesz ich, bo tak trzeba, bo zamordowali koty i ryby...
WWW - … i ludzi – wtrącił.
WWW - Nie, ludzie zginęli przez ciebie, Eryku.
WWW Uśmiechnął się gorzko. Piegi znikły pod bladą skórą.
WWW - Zabierzesz ze sobą Gargulca, dasz mu posmakować słonych klifów. Odnajdziesz Nurznika, a on wskaże ci drogę.
WWW Wąż zniknął w skrytych przed światłem kątach izby. Eryk wciąż jednak słyszał dzwony, odbijały się echem między granicami jego czaszki. Cicha symfonia śmierci, po której została wyłącznie prowadząca do okna, czerwona struga.
WWW - Nurznik wie dużo, bardzo dużo. Musi wiedzieć, inaczej przegapi moment, w którym winien zagrać dla Jormunganda.
WWW - To chyba niedobrze, jeśli zagra?
WWW - Nie wiem. Nurznik będzie wiedział.
WWW Cholerny paradoks – pomyślał Eryk. Miał silne przeczucie, że nie przyjdzie mu więcej spotkać Ran, że gdy wyjdzie z izby i dotknie trzeszczącego pod stopami śniegu, za plecami nie będzie miał już nic poza prowadzącym w morze urwiskiem. Chciał zadać pytanie ułożone specjalnie na pożegnanie. Dobrze jest powiedzieć „pa” w taki właśnie sposób.
WWW Nie wiedział, czy zmyślała mówiąc kim jest. Nie wiedział, czy nie była zwykłą wiedźmą w chatce nad klifem, której kurza nóżka zniknęła pod warstwą skał i lodu. W trakcie tych wszystkich spotkań nauczył się przede wszystkim wierzyć. Wierzył, że kiedy zamknie drzwi, Gargulec szturchnie go w ramię, a gdzieś między morskimi turniami odnajdzie Nurznika, że na świecie jest więcej dziwów niż mógł sobie wyobrazić, że trzeba podejść do nich zuchwale i chwycić za poły niewidzialnego płaszcza, pod którym się kryją.
WWW Z całej wiary w nią, wynikało pytanie, które chciał uczynić pożegnalnym.
WWW - Czemu akurat rzeźbienie?
WWW - Mity nie mogą rozkazywać.
WWW Wychodząc, dostrzegł jak spod dłoni Ran wyślizguje się znajomy kot. Oczy płonęły mu szafirem, a skóra błyszczała kryształkami piasku opadającymi pojedynczo na ziemię, jak liniejąca sierść. Ziarnko po ziarnku, przesypująca się klepsydra.
WWW - Miała na imię Bastet i przybyła z południa – powiedziała Ran za chłopcem, który stał już po kolana w czerwonym śniegu.
WWW Po piegowatym policzku spłynęła samotna łza, której Gargulec pozazdrościł.