Szkic

1
W dzień siada przy ławie. Na ławie sterczy korytko z papu i termos z lurą. Nieruchomy, odrętwiały, wegetuje w ciemnej, kiszkowatej rupieciarni. Ława stoi przed oknem wybałuszonym na park. Jest zagapiony w nic. Widzi nie widząc. Patrzy, choć nie wie na co; w dal, w głąb, do wewnątrz: jak kret.

Obserwuje i czeka na ludzi, którzy przychodzą do niego, którzy odwiedzą go dla draki, by zaliczyć test z wrażliwości, poczuć się lepiej, pochylić się nad jego malowniczą niedolą. Przybywają sporadycznie, przypadkiem, wpadają jak po ogień i od wielkiego dzwonu, załażą do niego oblizując spierzchnięte wargi. Lądują za jamnikiem, wyłuszczają mu skomplikowane motywy swojego najścia.

Dyskretnie rozglądają się po kątach, by dowiedzieć się, jak mu się wiedzie, by napawać się ubóstwem wyłażącym ze szpar podłogi, rozkoszować się jego bezwładem, przekonać się, jak bardzo nie radzi sobie z żywotem.

A w nocy, zmęczony bólem ponad siły, kładzie się do wyra i szybuje po wspomnieniach. Wspomina i wraca pamięcią do chwil sprzed okresu leżenia i nie przestaje się zdumiewać. Jak to się wszystko zmienia, jak się naigrawa z niego los! Wtedy chodził jeszcze, jeszcze kuśtykał trzymając się mebli i nie wyobrażał sobie, że może być gorzej. Sądził, że osiągnął dno. I tak mu się wydawało, aż do momentu, gdy przestał pojawiać się w mieście i zadomowił się w łóżku.

Porównuje tamtejsze oceny swojej zdrowotnej sytuacji z obecną i dochodzi do wniosku, że za kolejne parę lat znowu będzie zdziwiony dzisiejszymi narzekaniami. Znowu się posunie i zapadnie w ciemność; zauważa: to, co niegdyś było dla niego dnem, teraz jest fraszką.

Co prawda leży od lat i od lat jest sam. Leży i tęskni za kimkolwiek. Ale tęskni, przeżywa, czuje, myśli, rozmawia.

Kiedyś miał rodzinę, teraz nie ma nikogo. Ale zna takich, co rodziny nie mieli wcale.

Kiedyś był duszą towarzystwa, teraz jest duchem. Ale może wędrować po minionym, wspominać, co było, bo ma jeszcze pamięć.

Wszyscy najbliżsi pouciekali, wyparli się go, spisali na straty. Ale gdzie jest powiedziane, że nie można żywić nadziei?

Więc zwykle jest pogodny. Pogodny, optymistycznie nastawiony do siebie. Optymistycznie, bo mogło być gorzej, mógł od razu postradać wszelkie zmysły. Jest pogodzony z dotychczasowymi i przyszłymi konsekwencjami choroby. Z życiem, które nadal trwa. Z ograniczeniami, które stale postępują.

A gdy już nic go nie boli, zasypia nad ranem. Rankiem w
pada do niego sąsiadka, kobiecina opiekująca się nim jak synem. Była gościem z początku, a wyręką później, przyszywaną babcią zza ściany, staruszką, bez której już nie potrafi się obejść. Na niziutkiej emeryturce, łagodna, wyrozumiała, bywała w niejednym nieszczęściu, oblatana w utrapieniach, skłonna do pomocy, to zrobi, tamtego dopatrzy, zgłasza się na każde jego pukanie, pyta, czy aby gdzie nie pójść, może do apteki, może po co chce. Lecz on mało co chce. Chce pogadać tylko, tylko się przytulić.
Marek Jastrząb (Owsianko) https://studioopinii.pl/dzia%C5%82/feli ... N9tKoJZNoo

nieważne, co mówisz. Ważne, co robisz.

2
Zacznę od tego, że masz niepełny opis wątku. Dałeś tylko tytuł. A gdzie reszta informacji? Czytam twój tekst i nie wiem czy to jest część opowiadania, czy to jest miniatura, czy to jest koniec czy początek. Nie wiem nic. Pomijając to mam kilka innych uwag.
Na ławie sterczy korytko z papu i termos z lurą.


Papu- słowo kojarzące się pozytywnie. Lura- wręcz przeciwnie. Zamieniłbym papu na coś mniej radosnego. Zresztą „korytko” też nie za bardzo gra z nastrojem tekstu.
Dyskretnie rozglądają się po kątach, by dowiedzieć się, jak mu się wiedzie, by napawać się ubóstwem wyłażącym ze szpar podłogi
Napawają się ubóstwem chorego? Odwiedzają go sami psychopaci? Ani jednej dobrej duszy? Nie wiem dlaczego, ale nie pasują mi tam te wyrazy (napawać się). Może wystarczyłoby zasugerować, że na siłę nie dostrzegają ubóstwa wyłażącego ze szpar podłogi zamiast na siłę z wszystkich robić psychopatów bez krzty współczucia. Dobrym ludziom zdarza się odwracać głowę od nieszczęścia...
Ale może wędrować po minionym, wspominać, co było, bo ma jeszcze pamięć.
Nie gra mi. Zdanie brzmi spójnie do wyrazu „bo”. Wydaje mi się, że lepiej by brzmiało:
Ale może wędrować po minionym, wspominać co było. Ma jeszcze pamięć.
A gdy już nic go nie boli, zasypia nad ranem. Rankiem w
pada do niego sąsiadka, kobi
Chyba enter się przez pomyłkę klepnął.

Podsumowując: tak naprawdę tekst jest za krótki żeby można było wywnioskować cokolwiek więcej ponad to, że coś masz. Trudno mi się przyczepić do techniki, bo moim zdaniem jest poprawna. Dzięki temu, nawet w tak małym fragmencie, czuć rosnące i przytłaczające osamotnienie bohatera.

Mimo wszystko przydałoby się trochę więcej.
Podpisano
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”