151

Latest post of the previous page:

Navajero pisze:Ja jednak proponowałbym najpierw sprawdzić czy to nasze pisanie jest coś warte.
Jeśli nie jest warte teraz to nie jest powiedziane że to stan stały.
Uczymy się pisząc - 300-500-700 pierwszych stron to wprawki.
Czasem więcej.

Pisząc dojrzewamy intelektualnie i nabieramy wprawy...
Po czorta tracić na darmo czas?
No właśnie nie na darmo. Tworzył albo chociaż sobie poćwiczył co powinno zaprocentować...

A jeśli nawet nic z tego nie będzie to siedział koleś kilkaset godzin przy kompie zamiast palić pety w bramie, pić piwo, i stukał w klawisze zamiast oglądać gołe babki.

Gdyby jakość pisania zależała jedynie od determinacji, co drugi byłby pisarzem.
Gdy zaczynałem studiować arecheologię na roku było 300 studentów. Z mojego rocznika do magisterki dotrwało 30. Nie przetrwali najlepsi. Znałem kilkoro ludzi którzy moim zdaniem byli ode mnie bystrzejsi i lepiej przygotowani do tej pracy.

Odpadli. Jednym zabrakło pieniędzy. Inni znaleźli sobie robotę. Jeszcze inni założyli rodziny. Wielu zniechęciła atmosfera - dziwne wałki finansowe o których się słyszało.

Tolerowanie chlania na wykopaliskach i "problemów alkoholowych" części kadry. Funkcjonowanie wśród wykładowców osób o nikłym dorobku naukowym i rażąco miernych intelektualnie... etc.

Dotrwali do magisterki nie najlepsi, nie najbystrzejsi ale najbardziej uparci. Ja dotrwałem bo Mama kazała bez dyplomu nie pokazywać się Jej na oczy... :roll:

[ Dodano: Pon 30 Mar, 2015 ]
Navajero pisze:Ja jednak proponowałbym najpierw sprawdzić czy to nasze pisanie jest coś warte.
Jeśli nie jest warte teraz to nie jest powiedziane że to stan stały.
Uczymy się pisząc - 300-500-700 pierwszych stron to wprawki.
Czasem więcej.

Pisząc dojrzewamy intelektualnie i nabieramy wprawy...
Po czorta tracić na darmo czas?
No właśnie nie na darmo. Tworzył albo chociaż sobie poćwiczył co powinno zaprocentować...

A jeśli nawet nic z tego nie będzie to siedział koleś kilkaset godzin przy kompie zamiast palić pety w bramie, pić piwo, i stukał w klawisze zamiast oglądać gołe babki.

Gdyby jakość pisania zależała jedynie od determinacji, co drugi byłby pisarzem.
Gdy zaczynałem studiować arecheologię na roku było 300 studentów. Z mojego rocznika do magisterki dotrwało 30. Nie przetrwali najlepsi. Znałem kilkoro ludzi którzy moim zdaniem byli ode mnie bystrzejsi i lepiej przygotowani do tej pracy.

Odpadli. Jednym zabrakło pieniędzy. Inni znaleźli sobie robotę. Jeszcze inni założyli rodziny. Wielu zniechęciła atmosfera - dziwne wałki finansowe o których się słyszało.

Tolerowanie chlania na wykopaliskach i "problemów alkoholowych" części kadry. Funkcjonowanie wśród wykładowców osób o nikłym dorobku naukowym i rażąco miernych intelektualnie... etc.

Dotrwali do magisterki nie najlepsi, nie najbystrzejsi ale najbardziej uparci. Ja dotrwałem bo Mama kazała bez dyplomu nie pokazywać się Jej na oczy... :roll:

152
Andrzej Pilipiuk pisze: A jeśli nawet nic z tego nie będzie to siedział koleś kilkaset godzin przy kompie zamiast palić pety w bramie, pić piwo, i stukał w klawisze zamiast oglądać gołe babki.
Bo ja wiem czy garbienie się przy kompie jest zdrowsze niż oglądanie gołych babek? :P
Andrzej Pilipiuk pisze: Dotrwali do magisterki nie najlepsi, nie najbystrzejsi ale najbardziej uparci.
No tak, tylko nie ma to nic wspólnego z pisarstwem: magisterka to wiedza, do pisania potrzebny też talent. Pewna determinacja niezbędna jest we wszystkim co robimy, ale nie zawsze może zastąpić talent. IMO jeśli go brak, to pomimo największych nawet trudów, nie wyjdziemy poza publikację w jakimś niszowym wydawnictwie. Albo POD. Pisanie nie jest wartością samą w sobie, istnieje wiele innych rodzajów działalności - także i tej artystycznej - równie ciekawych czy rozwijających umysłowo.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

153
Sepryot pisze:Ale to w "Fenixie", czyli kiepskawym pisemku wydawanym na papierze toaletowym,
nie wycieraj gęby krytykując dzieło ludzi którym nie jesteś godny butów czyścić.
wypełnionym opowiadaniami z gatunku nieobecnego na rynku przez ostatnie 50 lat, którego ludzie złaknieni byli jak kania dżdżu.
jak nie masz o czymś zielonego pojęcia - wykorzystaj okazję i nie rób siebie większego idioty niż jesteś.

[ Dodano: Pon 30 Mar, 2015 ]
Navajero pisze:
Andrzej Pilipiuk pisze: Dotrwali do magisterki nie najlepsi, nie najbystrzejsi ale najbardziej uparci.
No tak, tylko nie ma to nic wspólnego z pisarstwem: magisterka to wiedza,
hmm... eee... poważnie?
a chcesz poczytać moją? :P

jesli ja jestem magistrem archeologii to 90% populacji mogłoby zostać magistrami archeologii.
do pisania potrzebny też talent. Pewna determinacja niezbędna jest we wszystkim co robimy, ale nie zawsze może zastąpić talent.
Moja córka ma w szkole przedmiot "kształcenia słuchu" - ergo: to co jest potrzebne do gry na instrumentach też wymaga pracy.

Z talentem pisarskim jak mniemam jest podobnie. Dobre zaczątki trzeba rozwijać i pielęgnować.

Mam na szczęście wypociny spłodzone w wieku lat 12-13-nastu. Widzę drogę...

istnieje wiele innych rodzajów działalności - także i tej artystycznej - równie ciekawych czy rozwijających umysłowo.
nie umiem malować.

[ Komentarz dodany przez: ithilhin: Pon 30 Mar, 2015 ]
Andrzej! Sep już dostał uwagę, nie zaogniaj!
Rozumiem, że daliście sobie po razie i już będzie spokój? :evil:

154
Navajero pisze:Ja jednak proponowałbym najpierw sprawdzić czy to nasze pisanie jest coś warte. Po czorta tracić na darmo czas? Gdyby jakość pisania zależała jedynie od determinacji, co drugi byłby pisarzem.
Otóż to! :lol: Tyle że co drugi tej determinacji mieć nie będzie. W tym sęk.

Każdy może się nauczyć rysować fotorealistycznie, natomiast nie każdy się zaprze, by się nauczyć.

Inna sprawa, czy będziesz mieć talent do czegoś. Już tu gdzieś pisałam o odróżnieniu talentu od samej umiejętności zrobienia czegoś - każdy może się nauczyć pisać symfonie, ale tylko jeden na parę wieków będzie Mozartem.

Właściwie to niczego tak nie potrzebujesz jak determinacji - do pisania, do prób i błędów, do nauki, czyli wyciągania wniosków.

Chociaż trzeba trochę poprawić zdane Navajero - to nie tyle jakość pisania zależy od determinacji, ale - w wielu przypadkach - bycie pisarzem.

Przykład - Golding, któremu wszyscy odsyłali maszynopis. Nie dziwię się. "Władca much" nie tylko odbiegał od kanonu optymistycznych powieści przygodowych, ale - moim zdaniem - jest dość słaby pod względem formy (np. łopatologiczne wyjaśnianie narratora, dlaczego bohater płacze, jakby sytuacja nie mówiła sama za siebie). Nic dziwnego, że czytają go w Stanach w czwartej klasie podstawówki - wtedy człowiek nie zwraca jeszcze zbytniej uwagi na styl i nie zdarza mu się czytać książek jedynie ze względu na styl (jak mi teraz). W każdym razie to jest właśnie przykład uporu, który prowadzi do sławy ;> Niekoniecznie do arcydzieła pod względem formy.
"Istnieje na świecie parę rzeczy ważniejszych niż pokój, a jedną z nich jest godne człowieczeństwo. Koncepcja, że ludzkość miałaby zrezygnować z wojen wyłącznie ze strachu, to poniżenie ludzkiej godności, zwłaszcza gdy w grę wchodzi strach przed czymś tak banalnym jak technika, którą ludzie sami przecież wymyślili" (Chesterton)

155
Aby tworzyć dobre teksty, trzeba trochę przeżyć, dojrzeć do tego rodzaju działalności, a ponadto opanować warsztat.
Talent jest stopniowalny, część osób posiada go w śladowej ilości, uniemożliwiającej podążanie pisarską drogą (w tym sensie, że nie mają możliwości zdobycia uznania), ale uważam, że są oni w mniejszości.
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

156
Strugaccy wymyślili maszynę do mierzenia talentu pisarskiego. Tyle, że ostatecznie mierzyła ona raczej ilość potencjalnych czytelników. Przy czym, w ZSRR talent niekoniecznie szedł w parze z nakładem...
Do rozważań dorzućmy więc jeszcze parametry socjo-historyczne :)
http://ryszardrychlicki.art.pl

157
Andrzej Pilipiuk pisze:
Gdy zaczynałem studiować arecheologię na roku było 300 studentów. Z mojego rocznika do magisterki dotrwało 30. Nie przetrwali najlepsi. Znałem kilkoro ludzi którzy moim zdaniem byli ode mnie bystrzejsi i lepiej przygotowani do tej pracy.

Odpadli. Jednym zabrakło pieniędzy. Inni znaleźli sobie robotę. Jeszcze inni założyli rodziny. Wielu zniechęciła atmosfera - dziwne wałki finansowe o których się słyszało.

Tolerowanie chlania na wykopaliskach i "problemów alkoholowych" części kadry. Funkcjonowanie wśród wykładowców osób o nikłym dorobku naukowym i rażąco miernych intelektualnie... etc.

Dotrwali do magisterki nie najlepsi, nie najbystrzejsi ale najbardziej uparci. Ja dotrwałem bo Mama kazała bez dyplomu nie pokazywać się Jej na oczy... :roll:
Ja z archeologii zrezygnowałem praktycznie po pierwszych praktykach. Gdzie niewydarzone jełopy wysługiwały się nami jako darmową siłą roboczą i kazali plantować albo gorzej- opisywać obiekty bez należytych wskazówek ani nawet bez zwyczajnego dziękuję po lepiej lub gorzej wykonanej robocie.
Czasami wydawało mi się, że podobny poziom jełopstwa przesiaduje po polskich redakcjach co poniektórych wydawnictw. Heh

158
DrVenkman pisze: Ja z archeologii zrezygnowałem praktycznie po pierwszych praktykach. Gdzie niewydarzone jełopy /.../ wydawało mi się, że podobny poziom jełopstwa przesiaduje po polskich redakcjach co poniektórych wydawnictw. Heh
he he - ja byłem ostatnim rocznikiem który dostawał jeszcze za wykopaliska kasę - 10 zł/dzień. I słyszeliśmy od starszych roczników wielki foch na nas - o kiedyś to nawet nieźle studentom płacili... do tego na wykopaliskach dwa sezony byłem u magistra A.Gołembnika - który tłumaczył i po kilka razy co i jak należy robić. Jak ktoś chciał to się w miesiąc u niego nauczył więcej niż przez 5 lat studiów.

*

zmartwię cię - niestety świat jest pełen takich jołopów jakich opisałeś...
Gdy rośnie bezrobocie na logikę jołopy powinny lecieć na bruk pierwsze. Niestety - w Polsce działa system podobny do chińskiego guansi. Skoro rośnie bezrobocie zwalnia się dobrych pracowników by na ich miejsce zatrudniać krewnych. Co z tego że wujek czy bratanek to kompletny jołop - "trzeba go ratować". A właściciel firmy i tak daleko.

Na uczelniach dzieje się nie lepiej. Znam z opowieści historię tragiczną. Była czwórka studentów 3 dziewczyny i chłopak. One piątkowe, przygotowane, on khm... odstawał trochę in minus intelektualnie. W instytucie pojawił się wakat. I co usłyszały świeżo upieczone panie magister? "Wy dziewczyny jesteście bystre, poradzicie sobie w życiu. A wasz kolega to marzyciel - jak go nie zatrudnimy to przepadnie, trzeba go ratować".

Kurrrr...

I co poradzisz? Trzeba robić swoje...

159
Navajero pisze:Pisanie nie jest wartością samą w sobie, istnieje wiele innych rodzajów działalności - także i tej artystycznej - równie ciekawych czy rozwijających umysłowo.
Jak śmiesz pisać takie herezje na forum literackim!
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

161
Cicho spamerzy! :P Jakby co, będę cierpiał za prawdę :D
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

162
Powiem tak: trzy razy wydawałem za własne pieniądze.

1) album o rodzinnej miejscowości "Wojsławice skarby naszej pamięci: wspomnienie o miasteczku"

Album format zbliżony do A4 na kredzie... Było z tym kupa roboty - zebrać fotki po ludziach i instytucjach, popisać informacje zebrać opracować... Na szczęście znajomy zrobił mi skład komputerowy. Nakład 700 egz.

Wyszło przyzwoicie - ale było to z założenia niedochodowe - głównie rozdałem ludziom od których miałem fotki duo rozesłałem po bibliotekach i muzeach w okolicy, oraz do instytutów naukowych.

Przeczyściło mi kieszeń - a kieszenie w 2012-tym miałem głębsze niż dziś...

2) "zielony wygon" - mamy w miasteczku pieśniarkę - obfotografowałem 4 skoroszyty Jej pieśni, czytelniczka za parę groszy przepisała na kompie, znajomy zrobił mi gratis skład. Koszt coś tam chyba 2 tyś zł za bodaj 500 egz. rozdajemy - ale sporo jeszcze zostało.

3) "zmęczone zegary" - to zbiór prozy i poezji z papierów po moim śp.Ojcu. Zrobiłem nakład bodaj 100 sztuk. dla rodziny i znajomych którzy Go znali. Po bibliotekach też rozesłałem.

W planach album monograficzny o kościele oraz wspomnienia i wiersze staruszki z naszych stron.

163
Ups, zły wątek, jak tu się usuwa posty teraz...
"Istnieje na świecie parę rzeczy ważniejszych niż pokój, a jedną z nich jest godne człowieczeństwo. Koncepcja, że ludzkość miałaby zrezygnować z wojen wyłącznie ze strachu, to poniżenie ludzkiej godności, zwłaszcza gdy w grę wchodzi strach przed czymś tak banalnym jak technika, którą ludzie sami przecież wymyślili" (Chesterton)

Re: Wydawanie książek za pieniądze autorów

164
Navajero pisze: To tak jakby zdobyty ciężką pracą stopień doktora, porównać z dyplomem kupionym na bazarze... Stąd nie ma i być nie może znaku równości między autorami którym płacą za pisanie i tymi którzy płacą, aby się wydać. NIE MA! [...] Więc nie oszukujmy się, każdy wydający za własną kasę, PRZYZNAJE TYM SAMYM, że jest gorszy. I nie może wydać inaczej.
Dziś znalazłem w necie przygotowaną przeze mnie recenzję książki wydanej w systemie POD, prawdopodobnie dlatego, że trudno ją zaklasyfikować do określonego gatunku. Napisałem ten tekst prawie 10 lat temu:

http://bazhum.icm.edu.pl/bazhum/element ... dd23dbd2a1

[ Dodano: Pią 01 Maj, 2015 ]
Gdy pisałem ten tekst, nie widziałem, czym jest POD, zatem nie kierowałem się uprzedzeniami wobec osób wydających w tej formie.

W Polskim środowisku literackim są dwie osoby, które szczególnie ostro wypowiadają się o płaceniu za wydawanie książek: Navajero i P. Pollak.
Regularnie czytam blog P. Pollaka. Nie oceniam jego działalności w kategoriach: słuszna/niesłuszna, dobra/zła. Książki, których dotyczą jego wpisy, odłożyłbym po przeczytaniu trzech pierwszych zdań.

Powtórzę raz jeszcze to, co napisałem wcześniej w tym wątku: uogólnienia dotyczące wartości książek wydawanych za pieniądze autorów mogą być krzywdzące. Jeśli każdy z krytyków wypowie lub napisze kilka lekceważących słów (zwykle nie znając nawet tekstu, do którego się odnosi), to autor może to odebrać tak jakby posypała się na niego lawina kamieni. Z konstruktywną krytyką, a tym bardziej z pomocą zwykle ma to niewiele wspólnego.

Usprawiedliwianie lekceważącego lub pogardliwego tonu w dyskusji troską o poziom literatury jest raczej nieporozumieniem. Zła literatura nie zepsuje dobrej, gdyż jest prawie niewidoczna dla czytelników.
Ostatnio zmieniony pt 01 maja 2015, 13:30 przez Marcin Dolecki, łącznie zmieniany 1 raz.
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

165
Marcin Dolecki pisze:W Polskim środowisku literackim są dwie osoby, które szczególnie ostro wypowiadają się o płaceniu za wydawanie książek: Navajero i P. Pollak.
a rany! ale Cię nawiedziło, Marcin :D

Nav jest wypowiada nie w POLSKIM, ale na Wery.
A Pollak na swoim blogu.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

166
Opinie wyrażane na wery mają spore oddziaływanie :)
Dlatego apeluję: pomagajmy tym autorom, którym można pomóc :)
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”