136

Latest post of the previous page:

Rubia pisze:Bo to jest chyba najbardziej powszechny system przy zamawianych tekstach naukowych i popularnonaukowych. Nigdy mi się nie zdarzyło, żebym miała jakąś prowizję od ilości sprzedanych egzemplarzy.
No ja akurat miałem tak klasycznie - byłem współautorem (jednym z wielu, więc tak na poziomie ca 10% udziału) podręcznika akademickiego i tam najpierw mieliśmy nawet przyzwoitą zaliczkę, a sporo później, coś ze trzy lata, jeszcze dodatkową kasę za dodruk.
pozdrawiam - Bartek
Dzikopis znaleziony w sieci...

138
Wydaje mi się że osiągnąłem skromny ale budujący sukces finansowy (zatem i komercyjny) a krytykom się moja proza cholernie nie podoba - zatem dedukuję że jest wartościowa artystycznie - gdyż nasza krytyka to gildia literackich koprofagów... Róże im śmierdzą a g... roztacza niebiański zapach... :P

139
To całkiem naturalne, że inteligentni, mądrzy i obdarzeni dobrym gustem są ci, którzy nas chwalą ;D
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

141
Andrzej Pilipiuk pisze:Wydaje mi się że osiągnąłem skromny ale budujący sukces finansowy (zatem i komercyjny) a krytykom się moja proza cholernie nie podoba - zatem dedukuję że jest wartościowa artystycznie - gdyż nasza krytyka to gildia literackich koprofagów... Róże im śmierdzą a g... roztacza niebiański zapach... :P
To jest tak piękne, że chyba (jeśli Mistrz pozwoli) dam sobie w stopkę.

W zasadzie Andrzeju Drogi wyczerpałeś temat :)
Jedyna uwaga: Twój sukces jest wielki, a Ty stanowczo zbyt skromny.

142
Augusta pisze: To jest tak piękne, że chyba (jeśli Mistrz pozwoli) dam sobie w stopkę.
spox ;)
W zasadzie Andrzeju Drogi wyczerpałeś temat :)
to jest temat rzeka... zwłaszcza ze kryteria oceny są mało precyzyjne.
Dla Ukraińca sukcesem byłaby przeprowadzka do Polski.
Dla Somalijczyka - przeprowadzka na Ukrainę.

*

powiedzmy dla mnie - człowieka z bloku na warszawskiej Pradze fakt że mieszkam w centrum Krakowa - to nobilitacja.

Fakt że mam jakiś zawód i jakąkolwiek robotę - powód do dumy.

Fakt że kupiłem samochód za swoje zamiast dostać używane auto od rodziców - podobnie.
Jedyna uwaga: Twój sukces jest wielki, a Ty stanowczo zbyt skromny.
tak, tak, przesadna skromność to z pewnością najobrzydliwsza z moich wad :P
ale walczę dzielnie i pokonam ją :twisted:

*

"Był geniuszem i był gotów służyć ludzkości. W zamian oczekiwał jedynie pokrywania swoich wydatków".
(R.Rankin "Księga prawd ostatecznych")

143
Augusta pisze:Andrzej Pilipiuk napisał/a:
Wydaje mi się że osiągnąłem skromny ale budujący sukces finansowy (zatem i komercyjny) a krytykom się moja proza cholernie nie podoba - zatem dedukuję że jest wartościowa artystycznie - gdyż nasza krytyka to gildia literackich koprofagów... Róże im śmierdzą a g... roztacza niebiański zapach... :P


To jest tak piękne, że chyba (jeśli Mistrz pozwoli) dam sobie w stopkę.
Augusto, a gdyby tak któryś z tych "prawdziwych" krytyków literackich, utytułowanych i znaczących, powiedzmy, Jerzy Jarzębski czy Aleksander Fiut, przeczytał Twoją książkę i wyraził się o niej pochlebnie (na szczegółową recenzję nie ma co liczyć, ale, ot tak, że na przykład córka czytała, a on sięgnął i też go wciągnęła ta lektura) to pozostawiłabyś w stopce ten cytat z Andrzeja?
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

144
Deklaracja z przymrużeniem oka:

Jako eseista zamierzam zajmować się "wszystkim", to znaczy również krytyką literacką.
Ale skoro ktoś z góry olewa... to dobrze wiedzieć.
Będzie mniej pisarskiej roboty ze względów towarzyskich. ;)

145
Rubio, sądzisz, że autor nie ma zdolności konstruktywnego przesiewania krytyki? To jest bardzo istotne i warto w sobie to wypracować. Na swoim przykładzie: czasem uznaję, że ktoś mi schlebił i zrobił to, używając argumentów od czapy. Czasem uznaję, że ktoś mnie skrytkował używając argumentów od czapy.Tak mam niezależnie od tego, czy mam do czynienia z opinią pozytywną czy negatywną. Mojego ogólnie niezbyt dobrego zdania o krytyce literackiej nie zmieni ani zachwyt krytyka, ani jego dezaprobata. Tak samo ochy i achy blogerów albo noże wbite w moje pisarskie ego nie zmienią mojego zdania o blogosferze.
SĘK w tym, aby pisać tak, żeby odbiorca czytał trzy dni, a myślał o lekturze trzy lata.

146
Rubia pisze:a on sięgnął i też go wciągnęła ta lektura
Wówczas nie byłby krytykiem, a zwykłym-niezwykłym (bo dla mnie Czytelnicy są niezwykle ważni) Czytelnikiem.
I jak najbardziej, czemu się nie chwalić tym, że ktoś utonął w (mojej) lekturze?
A czy to Jastrzębski czy Kowalski? Czytelnik jest Czytelnikiem. Ja za cel stawiam wywołać emocje u każdego Czytelnika (nawet te negatywne są cenne, typu: nie znoszę bohatera!).

Gdy mój Czytelnik pisze:
"przeczytałam z kompa, a ja nie znoszę czytać z kompa" (bo tak wciągnęło)
albo
że ktoś na drugi dzień nie mógł patrzeć na monitor (zmęczył oczy), albo wziął wolne żeby mieć spokój i czytać...

to dla mnie bardzo cenne.

147
Rubia,
gdy Jastrzębski przeczytał... Jessssuu... gdyby chciał... Gdybym coś takiego umiała napisać, nad czym się Jastrzębski by pochylił... Ech :)

i pół żartem: Fiut nie czytał, ale Pipce się podobało ;)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

148
Natasza pisze:gdy Jastrzębski przeczytał... Jessssuu... gdyby chciał... Gdybym coś takiego umiała napisać, nad czym się Jastrzębski by pochylił... Ech
Hm...
A spytałaś?
Może chciałby przeczytać?
Przecież nie przeczyta, gdy nie poprosisz/zaproponujesz.

149
Augusto, czytałaś felieton Mariusza Sczygła nt. proponowania, proszenia o recenzję książki? Oczywiście tyczy się to już książek opublikowanych, bo w przypadku maszynopisu trudno, żeby krytyk dowiedział się istnieniu powieści, a raczej materiału. Wtedy sprawa wygląda trochę inaczej.
SĘK w tym, aby pisać tak, żeby odbiorca czytał trzy dni, a myślał o lekturze trzy lata.

150
Basiu, pewnie że się nie dowie, jeśli powieści nie ma jeszcze w księgarniach.
Ale zanim się ukaże (o ile się ukaże), chyba można spytać?
Co szkodzi?
Pytam grzecznie, zgodzi się ktoś - świetnie, nie zgodzi się - trudno.
Przynajmniej nie mam do siebie pretensji, że nie spróbowałam.

ps.nie czytałam felietonu - mogę prosić link?

ps.2. nie wiem czy dla Ciebie moja recenzja (telefoniczna) była cenna, dla mnie Twoja będzie bardzo cenna :) ale gdybym nie spytała, nie miałabym okazji jej uzyskać.

151
Wtrącę swoje trzy grosze, jako że właśnie kończę studia ze specjalnością krytyczną (wprawdzie nie literacką). Nie żebym miała zamiar się tym parać, żeby było jasne ;)
Augusto, mam wrażenie, że operujesz nieco dziwną definicją krytyka:

"Rubia napisał/a:
a on sięgnął i też go wciągnęła ta lektura

Wówczas nie byłby krytykiem, a zwykłym-niezwykłym (bo dla mnie Czytelnicy są niezwykle ważni) Czytelnikiem. "

Z tego wnioskuję, że według ciebie krytyk to ktoś, kto czyta z przymusu i absolutnie nie może mieć emocjonalnego stosunku do lektury. Jak ma, to przestaje być krytykiem. Nieprawda! Że zacytuję jednego z moich profesorów - najważniejszym narzędziem krytyka (w tym akurat wypadku teatralnego) są plecy. Jak ma dreszcze, to znaczy, że ogląda coś naprawdę niesamowitego.

Z drugiej strony, krytyk powinien dobrze znać zasady rzemiosła literackiego, aby umieć wskazać błędy. I nie, nie chodzi tu o bezrefleksyjne trzymanie się skostniałych wyznaczników "bo jak nie będzie przecinka i budowy trójaktowej, to tekst do kosza". Dobry krytyk jest trochę jak pisarz - on po prostu czuje, w którym miejscu tekst nie gra, kuleje, gdzie coś zgrzyta. I umie ten zgrzyt nazwać. Ja sama na przykład, gdy czytam swoje stare teksty, które kiedyś wydawały mi się dobre, rozumiem nagle że gdzieś wprowadziłam niepotrzebnego bohatera, który niczego nie wnosi do akcji, albo konstrukcja tekstu się sypie. Dobry krytyk potrafi wskazać takie rzeczy... Ale i opisać wrażenia, często emocjonalne, które towarzysza lekturze. Wbrew obiegowej opinii trzeba być wrażliwym i rzetelnym, żeby parać się tą robotą.

No dobrze, mógłby ktoś powiedzieć, ale to jest stan idealny. Takich krytyków nie ma. Odpowiadam: są. Może jest ich mało, ale są. Zresztą nie ma nawet czegoś takiego jak jeden właściwy wzór krytyka. Są, że tak powiem, różne szkoły. W ciągu dwóch ostatnich semestrów miałam zajęcia z dwoma kompletnie różnymi krytykami teatralnymi. Jeden obraził się na teatr współczesny i kpi ze wszystkiego, co nie przypomina teatru ubiegłego wieku, drugi we wszystkim stara się znaleźć światełko, zrozumieć autora, drąży. Obaj są profesjonalistami z ogromną wiedzą teoretyczną i znajomością zasad rzemiosła.

Czy krytykom zdarzają się pomyłki? Niesprawiedliwe oceny? Oczywiście! A komu się nie zdarzają?

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”