Marcin Dziękuję.
Kamiko, prawdopodobnie każdą filozofię można streścić jednym zdaniem lub przedstawić w opasłym tomiszczu. Przypuszczenie to dotyczy również Gilberta K. Chestertona. Jakkolwiek wybitnego apologetę i humorystę bardzo wiele różniło od Bertranda Russella, ich krytycyzm względem Fryderyka Nietzschego przynajmniej po części wyrastał z tego samego źródła. Obaj czerpali soki z anglosaskiej tradycji filozofii zdrowego rozsądku. Tymczasem Fryderyk Nietzsche, podobnie jak Hegel czy Kant, w o wiele większym stopniu stawiał na niezależność myśliciela względem mniemań podzielanych powszechnie i wymogów praktyki życiowej. W przypadku takiej zasadniczej różnicy wzajemnie nieporozumienia i nie całkiem sprawiedliwe odczytania są raczej nieuchronne.
Hmm, w sumie pytanie, jakiego raczej nie widzę u badaczy jego prozy (z fantazjami wiecznego powrotu), to: "Po co nam on jeszcze dzisiaj?". No, ale na to nie wymagam odpowiedzi tutaj - tak mi się pomyślało.
Spróbuję jednak na nie odpowiedzieć.
1. W Polsce bardzo wielu badaczy przesiadło się z marksizmu na nietzscheanizm. Obie te filozofie łączy szeroko rozumiany woluntaryzm, przekonanie o znaczeniu woli w procesach poznawczych i o jej decydującej roli w kształtowaniu indywidualnej egzystencji oraz ludzkiej wspólnoty. Reorientacji sprzyjało zarówno nawiązywanie do polskich tradycji intelektualnych (zwłaszcza do Stanisława Brzozowskiego), odkrywanie młodego Marksa rozprawiającego o wyobcowaniu jednostki ze świata jej tworów, jak i zauroczenie francuską, kontrkulturową lekturą autora
Kapitału.
Teraz przejdę do powodów, dla których zająłem się Fryderykiem Nietzschem.
1. Za najciekawsze teksty Nietzschego uważam Narodziny tragedii i Niewczesne rozważania. Te drugie zawierają chociażby bardzo ciekawą typologię badań historycznych oraz cenne uwagi o szkodliwości nadmiernego badania przeszłości dla życia. Gdyby nasi badacze chcieli je potraktować poważnie, musieliby zrezygnować z ciągłego rozprawiania o przeszłości i zacząć myśleć na własny rachunek.
2. Inspiruje mnie Nietzscheański perspektywizm, którego nie należy mylić z relatywizmem. Jakkolwiek rozbieżne perspektywy nie dają się uzgodnić – powiada niemiecki filozof – nie ulega wątpliwości, że ich wzajemne relacje bywają różne, mogą one być zarówno lepsze lub gorsze, jak i równowartościowe. Stanowisko to pozwala na przykład w ciekawy sposób podejść do interpretacji wyjaśniających różnicę między Mt. 4.1 -11 a Łk. 4.1-11. Zachodzi niezgodność w opisie kolejności pokus. Obaj ewangeliści chcieli przekazać podobne sensy symboliczne, ale zwracali się do odmiennego audytorium i w konsekwencji inaczej ułożyli sekwencję wydarzeń na pustyni. Trudno jednak z katolickiego punktu widzenia zakładać, że Jezusa w ogóle żadne takie kuszenie nie spotkało albo że dwukrotnie przygotowywał się do misji, przebywając na odludziu. Mamy tu więc do czynienia z niemalże doskonałą ilustracją omawianego perspektywizmu. Przeszkadza jedynie zbyt ciasne podejście do spuścizny Fryderyka Nietzschego, obstawanie przy naturalizmie nawet w komentarzach tworzonych z pozycji postmodernistycznych czy poststrukturalistycznych. Stąd też, w swojej książce w części poświęconej nietzscheanizmowi piszę to i owo, a obrazuję niejako przy okazji. Tak się szczęśliwie złożyło, że Jarosław Marek Rymkiewicz opublikował dziełko Przez zwierciadło, zawierające różne, swobodne dywagacje o diable i mesjaszu.
Odnośnie idei wiecznego powrotu można ją interpretować na różne sposoby. Niektórzy nadają jej sens egzystencjalno-etyczny. Postępuj tak – powiadają – byś chciał swoje życie i wszystkie konsekwencje swoich czynów przeżywać ponownie nieskończoną ilość razy. Imperatyw ten jest obciążony dziedzictwem kantowskim, mówi o powinności oderwanej od konkretnego rozumienia dobra i zła, bo chce dać woli możliwie dużą swobodę wyboru celu.
Pozdrawiam i życzę zdrowia. Żegnać się nie musisz.
