Dziennik nieco rubaszny, część 09 (przed komi

1
Pewnego ciepłego, niemalże letniego dnia znalazłem się w domu Kolejarza na ulicy Szczecińskiej, w celu stawienia się przed komisją przyznającą prawo do odbywania służby zastępczej. Wszyscy moi rówieśnicy, którzy wchodzili na salę, po spędzeniu tam kilku minut wychodzili z niej radośni, a nas nerwowo oczekujących na swoją kolej poklepywali po plecach, aby dodać trochę otuchy. Było to coś w rodzaju zaklinania rzeczywistości, przypominało też sztafetę, w której zamiast pałeczki przekazywaliśmy sobie łut szczęścia. Mniej więcej po czterdziestu minutach od rozpoczęcia wątpliwej imprezy, nadeszła moja kolej. Otworzyłem drzwi i gdy po przekroczeniu progu zorientowałem się, że w ogromnej sali panuje złowroga cisza, od razu poczułem znajome kłucie w karku. Trema wzmogła się. Ku wielkiemu stołowi posuwałem się po karminowym dywanie tłumiącym kroki, a tym samym nie pozwalającym zaistnieć mi bardziej, niż to konieczne. Z trudnością wydobyłem z siebie pozdrawiające słowa. Zza stołu stojącego na podłodze jakoś krzywo, jakby nieco w przestrzeni i wbrew grawitacji, odpowiedziało na moje lękliwe „dzień dobry” kilku mężczyzn w garniturach. Pieprzone grono decydujące o naszej przyszłości - pomyślałem.

Przystanąłem jakieś półtora metra od stołu i zaczekałem, aż najgrubszy z nich porządnie się wykicha i wysmarka. Najwyraźniej był to przewodniczący, bo kiedy wyraził prośbę o chusteczkę, wszyscy jęli jej szukać po kieszeniach. Po tym, jak ją otrzymał, okropnie zapaskudził, następnie oddał właścicielowi, spojrzał na mnie i rzekł:

- Proszę powiedzieć to samo, co napisał pan w podaniu. Odpowiedziałem, że nie bardzo rozumiem, że… wystarczy przecież je przeczytać.

I już tym pierwszym zdaniem – zdaniem pragnącym jedynie dopomóc - zdenerwowałem go.

- Proszę powiedzieć. No niech pan powie, co pan tu napisał?

Wychylił się dosyć znacznie ponad stół i przez chwilę wymachiwał mi przed oczami kartką. A ja zapomniałem co napisałem. Wszystkie argumenty zawarte w podaniu wyparowały jak zwrotki zaliczonego na pamięć wiersza. Wiedziałem tylko jedno - nie chcę być w wojsku. To „Nie chcę być w wojsku” w sposób zaskakujący stało się moim jestestwem. Argumenty były jedynie fasadą, wykrętem - temu przyporządkowane i tego pochodną, nie na odwrót. Na zadane pytanie wciąż nie odpowiadałem. Moje milczenie powodowało krępującą ciszę, a mnie oblewał zimny pot. Postanowiłem przerwać nieznośną sytuację i coś mówić. Wydanie z siebie głosu stało się teraz celem samym w sobie. Problem polegał na tym, że kompletnie nie wiedziałem co mam mówić, a totalna pustka w głowie jakoś nic nie chciała zasugerować. I nagle usłyszałem jak wydobywa się ze mnie przeraźliwy bełkot. Jąkałem się! Mój język stawał kołkiem, tak jakby co rusz wlatywała do gardła mucha z przywilejem pominięcia śmiertelnego przygryzienia. Doprawdy chwile żywcem wyjęte z jakiegoś sennego koszmaru. Nie mogłem zrozumieć, co się ze mną dzieje? Co się stało, że ja który zawsze mogłem pochwalić się swoim głębokim głosem i poprawną dykcją, w dniu, w którym tych zalet potrzebowałem najbardziej, zostałem ich pozbawiony? że wypięły się na mnie, jak obrażone psy na swojego pana? Na domiar złego, nic z tego co mówiłem, nie było na temat. A o czym ja w ogóle mówiłem? W każdym razie bzdurny słowotok przerwał facet o wyglądzie Feliksa Dzierżyńskiego,

który siedział po prawej stronie grubasa. Jego przenikliwe, pełne wrogości

spojrzenie przeszyło mnie na wylot.

- Pan tego nie napisał. Ktoś panu napisał! Proszę się przyznać.

W pierwszej chwili poczułem chęć skoczenia mu do gardła. Na szczęście, nie uczyniłem żadnego ruchu zdradzającego moje zakusy. Agresję przemieniłem w żal do losu. Pomyślałem coś w rodzaju: Boże, przecież ja co czwartemu chłopakowi napisałem! Facet tymczasem się rozgadał, plótł o obywatelskiej uczciwości i tym podobnych rzeczach, a kiedy robił przerwy dla nabrania powietrza, gruby przewodniczący dorzucał trzy grosze. Czułem się jak zwierz w matni. Gdyby nie ich gadulstwo - nie pozwalające mi się skupić - moja wyobraźnia jak nic poszybowałaby poza mury jakichś koszar, aby zobaczyć siebie w przerażającej, niedalekiej i nieodwołalnej przyszłości – już jak to robię na czyjeś widzimisię pompki, już jak sprzątam kibel szczoteczką do zębów.

Wiadomo od dawna, że tonący łapie się nawet brzytwy. I cóż to mi się objawia? Nagle na horyzoncie rozbitka jakim byłem, ujrzałem ją – moją brzytwę – którą zdawał mi się przepełniony beznadzieją krzyk. Zacząłem płynąć ku niej, to znaczy z sekundy na sekundę coraz bardziej podnosić głos. I już po chwili krzyczałem, by oni wszyscy postawili się w mojej sytuacji, w sytuacji człowieka skazanego na wolę ludzi o innym światopoglądzie. Oczywiście nie krzyczałem powyższymi słowami, a jedynie wciąż posługując się okropnym bełkotem. Po upływie kolejnych sekund, już nieco dystansując się do własnej histerii, zacząłem zauważać na ich twarzach coś w rodzaju przerażenia, iż w czyichś oczach mogą się jawić oprawcami.

Teraz, gdy od tamtej pory minęło kilka dni, widzę to jeszcze wyraźniej. Oni byli zdumieni, że wykonywaną przez nich pracę można nie kojarzyć ze spełnianiem zaszczytnego obowiązku wobec państwa, lecz z odwalaniem brudnej, a nawet hańbiącej roboty. W końcu, chyba zdenerwowani już samym swoim zdenerwowaniem, kazali mi wyjść i czekać na decyzję.

Byłem pierwszym poborowym, który w swojej sprawie nie otrzymał odpowiedzi na miejscu. Po jakichś pięciu minutach wraz z jednym z chłopaków wyszedł z sali facet, który podczas całego mojego dramatu siedział sobie na skraju stołu i najwyraźniej się nudził. Przez sekundę poszukał mnie wzrokiem, a gdy mnie dojrzał uśmiechnął się serdecznie i podszedł bliżej. Powiedział, że ma dla mnie pomyślną wiadomość. Pogratulował mi i zaczynając już śmiać się dodał, coś w tym sensie, jakoby komisja uznała, iż byłoby wysoce niepożądane, aby taki niezrównoważony osobnik miał kontakt z czymś, co wystrzeliwuje śmiercionośne pociski.

2
Wybacz Don Cornellos, ale jedyne słowo, które ciśnie mi się na usta gdy czytam Twój dziennik to - nuda.

Wcześniej miałem nadzieję, że nadasz temu trochę polotu. Jednak z każdą częścią jest co raz bardziej nudne.

W poprzednich częściach jeszcze coś zatrzymywało czytelnika przed zamknięciem okna w przeglądarce z opowiadaniem, teraz już tego brak. Tej części nie miałem ochoty czytać po kilku zdaniach. Jednak przeczytałem i stwierdzam, że z tekstu na tekst idzie Ci co raz gorzej. Zabrakło pomysłów?

Nie ocenię. Może w następnej odsłonie będzie lepiej. Oby.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

3
To nie tak, panie weber, że z tekstu na tekst idzie mi gorzej. A to z tej przyczyny, że ostatnia część jaką zechciałeś skomentować była częścią jedenastą, gdy ta, Twoim zdaniem gorsza, jest wcześniejszą bo dziewiątą.

Wrzucam tu nie bacząc na chronologię. Wiadomo, że nie wszystkie stronice nawet dobrej książki, są równie pasjonujące. Nie zawsze autor jest w tak samo dobrej kondycji. Abstrahuję tutaj od własnej osoby, której jednakże ten mechanizm również dotyczy.

Nie tyle na ocenie mi zależy, bo ta zawsze jest subiektywna, ile zależy mi na pomocy w wynajdywaniu wszelakiego typu błędów.

Byłbym wdzięczny, gdybyś nie ograniczał się w okazywaniu mi pomocy, tylko do jednego słowa "nuda".

Pozdrawiam

4
Nie zwracałem uwagi na numerki, a na kolejność w jakiej podajesz teksty do weryfikacji. To, że ta ma przypisany numer dziewiąty wcale nie znaczy, że była pisana przed częścią jedenastą. Chyba przyznasz mi rację?



Jeśli chodzi o błędy to myślę, że reszta wskaże je dokładniej niż ja. Ja pozostanę przy tym jednym słowie.



Pozdro.



P.S. Grzecznościowo mogłeś napisać mój nick z dużej litery. Może się czepiam, nie wiem.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

5
ja oceniam ten fragment, który nam wstawiłeś



jest słaby i nudny, (choć stylistycznie całkiem nieźle) - ogólnie Weber ma racje... czytałam go już dawno i nawet miałam ocenę w wordzie napisaną - ale awaria systemu sprawiła, że klecę to teraz od nowa z pamięci.

nie wiem skąd u ciebie wziął się taki sposób dzielenia zdań:
W każdym razie bzdurny słowotok przerwał facet o wyglądzie Feliksa Dzierżyńskiego,

który siedział po prawej stronie grubasa. Jego przenikliwe, pełne wrogości

spojrzenie przeszyło mnie na wylot.


Ogólnie nie podobało mi się i tyle



a jeśli chodzi o błędy - Winky, Eitai albo Testudos to zrobią, oni (chyba) mają na to czas ;)
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

6
Obiecuję, że się zajmę, jak tylko będę mieć więcej czasu. Na razie przeczytałam początek - jest z jedno dziwne zdanie i trochę interpunkcyjnych.



Pozdrawiam.

Dodane po 9 godzinach 23 minutach:

Już piszę, już piszę.


a nas, nerwowo oczekujących na swoją kolej, poklepywali po plecach, aby dodać trochę otuchy.




Przecinki.


Mniej więcej po czterdziestu minutach od rozpoczęcia wątpliwej imprezy, nadeszła moja kolej.


Przed „mniej” powinien nastąpić „enter” – zaczynasz nową myśl, co powinno zostać oznaczone kolejnym akapitem. Wydaje mi się też, że ten przecinek po „imprezy” nie jest konieczny.


Ku wielkiemu stołowi posuwałem się po karminowym dywanie tłumiącym kroki, a tym samym nie pozwalającym zaistnieć mi bardziej, niż to konieczne.


Po pierwsze, nie podoba mi się to zdanie. Lepiej już wyglądałoby to jako „Posuwałem się po karminowym dywanie, tłumiącym kroki, tym samym niepozwalającemu zaistnieć mi bardziej, niż to konieczne, ku wielkiemu stołowi.”. A, zresztą. To również podejrzanie mi zgrzyta. „Posuwałem się po karminowym dywanie, który tłumił moje kroki, a tym samym nie pozwalał mi zaistnieć bardziej, niż to konieczne. Zbliżałem się ku wielkiemu stołowi. Po drugie: pamiętaj, że jeśli używasz imiesłowów z „nie”, choć Word zaznacza to jako błąd, cząstkę i imiesłów piszemy łącznie. Ustawa Rady Języka Polskiego z początków wieku naszego dwudziestego pierwszego.


Z trudnością wydobyłem z siebie pozdrawiające słowa.




„Pozdrawiające słowa”? Chyba raczej „słowa pozdrowienia”.


Pieprzone grono decydujące o naszej przyszłości - pomyślałem.


Od „pieprzone” do „pomyślałem” mógłby być cudzysłów, tak w sumie.


A ja zapomniałem co napisałem.
wiedziałem co


W tych dwóch miejscach powinny być przecinki. Po „co”.


jakby co rusz


Chyba raczej „co i rusz”.


Doprawdy chwile żywcem wyjęte z jakiegoś sennego koszmaru.


Po „doprawdy” przecinek.


Co się stało, że ja który zawsze mogłem pochwalić się swoim głębokim głosem


Po „ja” przecinek.


Na domiar złego, nic z tego co mówiłem, nie było na temat.
Po „tego” przecinek.


Boże, przecież ja co czwartemu chłopakowi napisałem!


Ten fragment to myśli bohatera. Weź je w cudzysłów.


Facet tymczasem się rozgadał, plótł


Od „facet” też powinien zaczynać się nowy akapit.



nie pozwalające mi się



„Niepozwalające” razem. Patrz wyżej.


Nagle na horyzoncie rozbitka jakim byłem, ujrzałem ją – moją brzytwę – którą zdawał mi się przepełniony beznadzieją krzyk.


Przecinek po „rozbitka”.



Rozumiem, że to, co przeczytałam, stanowi fragment większej całości, jednak, ponieważ nie przeglądałam innych części „Dziennika...”, muszę powiedzieć, że zachwycona nie jestem. Styl zupełnie w porządku, zdania złożone, opowiadasz swoją historię całkiem nieźle, szkoda tylko, że sama opowieść nie jest zbyt wciągająca. Krótko mówiąc: był żołnierz-pacyfista i przeżywał ciężkie chwile. Nic szczególnie fascynującego, choć podobało mi się porównanie szarego urzędniczyny do F. Dzierżyńskiego. „Głowy Lenina znad pianiiinaaa!”.



Ok, na poważnie. Błędy były, choć nie przeszkadzały szczególnie w czytaniu. Nie wiem, co bym Ci postawiła, gdybym była Weryfikiem. Chyba trójkę.



Pozdrawiam.
"Tymczasem zaś trzymajcie się ciepło i bądźcie dla siebie dobrzy".

Przedmowa - list do Czytelnika z "Zielonej mili" Stephena Kinga.



"Zawsze wiedziałem, że jestem cholernie wyjątkowy".

Damon Albarn

7
Bardzo Ci dziękuję Eitai Coro, że zechciałaś wskazać mi błędy. Interpunkcja zdecydowanie jest moją najsłabszą stroną.

Wpisałem w Google wyrażenie"pozdrawiajace słowa" i bardzo się zdziwiłem, gdy zobaczyłem tylko jeden wynik - niniejszy tekst. :)

Co do „Niepozwalające”, to w internetowym korpusie pwn, zapisane jest w formie rozłącznej, więc pozwolisz, że w tym jednym przypadku nie zastosuję się do Twojej rady.

Jeszcze raz dziękuję bardzo i pozdrawiam.



P.S.

Może zajrzałabyś do części drugiej dziennika? To chyba jedyny tekst w tekstach do zweryfikowania, który nie został oceniony. Byłbym wdzięczny.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron