32
Biorąc pod uwagę jakich mamy senatorów, to raczej nie jest komplement :P
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

33
Albo natłok prac, zwyczajny przed Dniem Zmartwychwstania Pańskiego, w głowach Waszmościów mąci, albo posiłek nazbyt obfity myśl usypia. Nie napisałem ja o nikim innym, jak o Mistrzu Jakubie, ręką Pana Andrzeja Łaskiego w obraz ujętym. On to, za sprawą artysty, wzrokiem swem senatorskim spomiędzy innych ksiąg na mnie spoglądał.

Senatorów dzisiejszych, krzesła niegodnych, do porównania brać nie zamierzałem. Myśl takowa nawet w głowie mojej nie postała. Dawnych dygnitarzy, których wstręt do jakobiństwa powszechnie znany, w jednym rzędzie z Mistrzem Gorzały stawiam. Wszak cel szlachetny, a nie woń jaką skarpeta wydziela, człowieka wyżej cenić każe, a za przykład potomnym dawać.

34
szczepantrzeszc pisze: w głowach Waszmościów mąci,
oj tam zaraz maci - zobaczyłem okazję do obrzydliwej brudnej prowokacji, to jak przystało na trolla i hejtera zaraz skrzętnie skorzystałem :twisted:

[ Dodano: Nie 05 Kwi, 2015 ]
Navajero pisze:Biorąc pod uwagę jakich mamy senatorów, to raczej nie jest komplement :P
senatorów mamy cool, biją połów o kilka długości - np. taki jeden chodził w sukience całe lata nim Grodzka wpadła na ten pomysł :roll:

35
Pieniny, koniec września, późne słoneczne popołudnie. Na przełęczy Szopka rewia nieprawdopodobnych kolorów. Po prostu szczęka opada. Moja żona (jeszcze wówczas nie żona) mówi:

— Piękne, a gdyby zrobić zdjęcie...

Patrzymy w milczeniu. Czerwień buków idzie w zawody ze złotem samotnej brzozy, wszystko na tle ciemnej zieleni świerków. Niebo o głębokiej niebieskiej barwie, czyste, jak czysta może być radość świata szalonego kolorem, dostojnego zapachem jesiennego lasu. W oddali biel śniegu w tatrzańskich żlebach — marzenie dalekiej wędrówki, teraz zdawałoby się na wyciągnięcie ręki.

Aparat, niestety został w domu. Wyobraziłem sobie kadr: trochę dalej i trochę bardziej w prawo, tak żeby cała brzoza się zmieściła i żeby Tatry od góry ograniczone gałązką jedli a od lewej krzakiem jałowca... I jeszcze pstryknąć to nie na kliszy marki Orwo, tylko na zakupionym w Peweksie Kodaku. Kolory wyszłyby o wiele bardziej zbliżone do tych, które było nam dane podziwiać. "Ale kicz" pomyślałem.

— Ale byłby kicz — moja Piękna powiedziała to samo, tyle że na głos.

Do dzisiaj żałuję, że nie miałem aparatu. Kicz wisiałby na ścianie. Trzy lata później, w Bieszczadach, podchodząc na Łopiennik, oglądałem jelenia w świetle księżyca. Tym razem aparat miałem, ale przy moich ówczesnych możliwościach technicznych, na zdjęcie było zbyt ciemno. Szkoda. Na ścianie wisiałyby dwa kicze.

Sami rozumiecie, że w kwestii kiczu nie mam ani wiedzy, ani chęci, aby wnieść coś do rozważań. W kwestii grafomanii wiedzy również nie staje, jednak grafomańskie parcie na podzielenie się swymi przemyśleniami jest.

Percepcja grafomanii

"Grafomania" grecki rodowód posiada. Powstała z połączenia "gráphein" – pisać i "mania" – szaleństwo. Pragnę podkreślić ową arystokratyczną greckość pochodzenia. Miłośnicy antyku z pewnością docenią fakt, że z wulgarnym łacińskim językiem plebsu nasze, jakże pożyteczne, słówko nie ma nic wspólnego. Wszak to greka była językiem ludzi wykształconych, ludzi potrafiących docenić piękno słowa i potrafiących się owym pięknem posługiwać.

Słowa "grafomania" zaczęto używać niedawno — na początku ubiegłego stulecia. Czytając artykuł Pana Dariusza Śnieżko, byłem mocno zaskoczony. Zaraz też zajrzałem do "Końca świata szwoleżerów" próbując odnaleźć epitety, jakimi w listach określano Imć Kajetana Jaksę-Marcinkowskiego — sztandarowego grafomana Kongresówki. Nic a nic. Chyba rzeczywiście można uznać, że pierwszym, który został w ten sposób "uhonorowany", był wielki pośród wielkich — Stanisław Wyspiański.

Określenie ma wydźwięk pejoratywny. Trochę dziwne, prawda? Kiedy pisanie i szaleństwo pod rękę ze sobą chodzą, powinno zaiskrzyć. Nawet jeżeli powstanie gniot, odrobina szaleństwa pomiędzy wierszami sprawia, że czytelnik znudzony od lektury nie wstaje. No ale świat się pomylił, nazwanie kogoś grafomanem oznacza to, co oznacza i mało kto skojarzy ów akt z manifestacją przyjaznych uczuć. Mocne, bo arystokratyczne, słowo znacznie boleśniej godzi w ego, pozostawia paskudne rany, które goją się długo, a u niektórych goić się nie chcą wcale. Znacznie bezpieczniej jest zwyzywać od grafomanów kogoś, kto niczego nie napisał, ewentualnie ma głęboko gdzieś to, co napisał, ewentualnie ma dystans do tego, co napisał, ewentualnie... ma na głowie poważniejsze sprawy. Że co? Nie można nazwać grafomanem kogoś, kto niczego nie napisał? Ależ można. My nie takie rzeczy ze szwagrem po pijaku robili. Jednak w stosunku do ludzi przekonanych, że piszą Literaturę (przez wielkie "L"), trzeba uważać. W takiej sytuacji mądre słowo na literę "g" ma wydźwięk skrajnie pejoratywny. Już chyba mniej prowokujące, mniej okrutne, jest powiedzenie facetowi wprost, że nie zna się na samochodach. W euroatlantyckiej kulturze obelga równoznaczna z zakwestionowaniem pierwszorzędnych cech płciowych, innymi słowy werbalna kastracja towarzyska, ale niech tam... Lepiej powiedzieć, że gość nie zna się na samochodach, niż nazwać grafomanem.

A przecież grafomania jest jedynie kompulsywnym pragnieniem pisania czegoś, co autor uważa za utwory literackie.

Ciocia Wikipedia jątrzy, podgrzewa nastroje.
W większości wypadków pojęcie to dotyczy natręctwa pisarskiego występującego u osób, o których sądzi się, że nie mają odpowiedniego talentu. Jednak grafomania nie musi wiązać się z brakiem predyspozycji pisarskich, może wynikać z rozmijania się z percepcją sztuki i literatury właściwej dla danej epoki. Grafomania jest bardziej zauważalna u autorów, którzy łączą przymus pisania z dążeniem do upowszechniania swoich utworów, mimo negatywnej oceny ich poziomu artystycznego.
Dostrzegam wprawdzie światło w tunelu: "grafomania nie musi wiązać się z brakiem predyspozycji pisarskich", ale spróbujcie powiedzieć tak komuś, kogo nazwano grafomanem... Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to powszechność. Jeżeli zostałeś nazwany grafomanem, nie ulega najmniejszej wątpliwości, iż wszyscy twierdzą, że nie masz "odpowiedniego talentu" a "negatywna ocena poziomu artystycznego" ma zakres ogólnogalaktyczny. Jedynie ci najwytrwalsi, ci o prawdziwym charakterze, potrafią sobie powiedzieć, że "rozmijają się z percepcją sztuki i literatury właściwą dla danej epoki"... i niech się dana epoka martwi, co z tym fantem zrobić.

Po raz kolejny światło w tunelu okazuje się światłem nadjeżdżającego pociągu. Nazwijmy rzecz po imieniu: określenie jednostki mianem "grafoman" jest równoznaczne z wykluczeniem tejże jednostki ze struktur społecznych, z dyskryminacją, z segregacją jak również z masturbacją. Wnoszę, o ustanowienie (przynajmniej na terenie Wspólnoty Europejskiej) zakazu używania słowa "grafoman" w stosunku do osób fizycznych, podmiotów prawnych i... ryb lądowych. Skoro karalne jest zwrócenie się do kogoś na przykład "ty pedale" albo "ty czarnuchu", tym bardziej karalny powinien być zwrot "ty grafomanie".

Ufff!

Nie, to jeszcze nie koniec. Teraz spróbujemy po chłopsku. Pilipiuk, a podejdź do płota!

Za ocenę czegoś, na przykład dzieła literackiego, ludzie zwykli uważać ustawienie tego, co się ocenia w jakiejś hierarchii. Jak wyżej, to lepsze, jak niżej, to gorsze. Jest to dla większości równoznaczne z postawieniem sprawy nieco inaczej: jak moje wyżej, to ja jestem lepszy, jak niżej to, niestety, jestem gorszy i koniecznie trzeba ów stan rzeczy zmienić.

Czy z owej postawy coś wynika?

Jeżeli kawałek kiełbachy jest większy, to teoretycznie lepszy, bo albo będę mógł się nażreć bardziej, albo starczy na dłużej. Rozsądne są zatem usiłowania, aby zdobyć ten większy kawałek, mniejsze pozostawiając ludziom, którzy zdobyć nie potrafią — ludziom w jakiejś hierarchii gorszym. Mądrzejszy o lekturę artykułu "Dawni autorzy o grafomanii" doszedłem do wniosku, że z percepcją literatury jest podobnie.

Uzbrojony w taką metodologię, inną niestety nie dysponuję, postaram się przeanalizować przydatność grafomanii na terenie jednego z krajów Zjednoczonej Europy... konkretnie Polski (niewielki typowy kraj, dobry przykład do rozważań). Za oczywiste uważam, że materiałem mogą być wyłącznie książki Andrzeja Pilipiuka, który korzystając z faktu, że zakaz używania zwrotu "grafoman" nie został jeszcze ustanowiony, sam siebie grafomanem nazwał. Ja oczywiście jestem głęboko przekonany, że Pan Andrzej Pilipiuk świetnie zna się na samochodach i w kategoriach kultury euroatlantyckiej w żadnym wypadku... no ale nie o tym pragnę pisać.

Archaiczna wrażliwość — cecha zepchnięta w najgłębsze zakamarki umysłu — jest czymś, co dostrzegam, co sobie cenię. Stary, kupiony na dzikim wschodzie (za trzy ruble, pięćdziesiąt kopiejek), miły mojemu sercu fotograficzny statyw do nowego aparatu już nie pasuje, ale po prostu lubię, kiedy jest w plecaku. Robert Storm pracowicie odnawia znalezioną na strychu figurkę. Warto czy nie warto? Znakomita większość ludzi (wiek człowieka nie gra chyba roli) rzuciłoby ją w ogień. Rzeczy mają inną wartość niż ta, wyznaczona przez specjalistów od marketingu. Miłe uczucie, kiedy ktoś zauważy oczywistość, o której inni już dawno zapomnieli.

Dom — pojęcie "dom" w kategoriach atawizmu. Nie rezydencja, nie siedziba, ale schronienie. Miejsce, gdzie jest dobrze i bezpiecznie. Ech, zatrzymać się w bieszczadzkiej bazie namiotowej. Ech, przemokniętego, śmierdzącego NS'a przerobić na lokum dobre i bezpieczne. A jak dziewczyny się potem fajnie przytulały przy ognisku... Księżniczka Monika buduje sobie chałupkę z desek. Skromną, jednak przyjazną. Dziedziczki wznoszą okazałe dworzyszcze. Skala przedsięwzięcia inna, ale potrzeba posiadania domu w obu przypadkach wydaje się identyczna. Czy taka sama, jak potrzeba praprzodka, który ze skór i kości mamutów wznosił swój pierwszy dom? Wierzę, że taka sama. Dobrze mi z moją wiarą.

Można by pisać o przyjaźni, o poświęceniu, które z odwiecznego pragnienia, aby człowieczy gatunek przetrwał, wyrasta. Można by pisać o poczuciu sprawiedliwości, które się nijak ma do tego, o czym mówią paragrafy i regulaminy. Nie, nie zamierzam tworzyć peanów na cześć Autora wojsławickich kronik. Zakładając, że ilość idzie w parze z potrzebą, której źródła w głębi duszy szukać należy, twórczość Andrzeja spełnia rygory grafomanii. No chyba, że założymy wariant pesymistyczny, że praprzyczyny poszukamy w relacji Klient-BankKlienta-StanPosiadania. W wariancie pesymistycznym, owej twórczości grafomanią nazywać nie można. To jest po prostu codzienność — nic więcej.

W przyrodzie stany skrajne mają charakter asymptotyczny. Nawet czarną dziurę postrzegamy jedynie jako horyzont zdarzeń. Na szarą strefę kategorii estetycznych patrzę tak samo, jak na horyzont zdarzeń — wiem, że i tak nie zobaczę, co jest po drugiej stronie, ale mimo wszystko podskakuję jak mysikrólik, zaglądam tym wyższym przez ramię, zobaczyć próbuję. Czytam więc ową grafomanię i łatwo odróżniam miejsca, gdzie wewnętrzną potrzebę pisania determinował stan bankowego konta od miejsc, gdzie wewnętrzną potrzebę determinował... determinowało... Dobrze byłoby nazwać, jednak nie potrafię. Kilka książek Wielkiego Grafomana odrzuciłem po pierwszym rozdziale. Kilka przeczytałem i stwierdziłem, że kiepskie. Ale przynajmniej miałem w czym wybierać. Dobrze mi pośród Pilipiukowych okruchów normalności. Grafoman czy nie — sprawa drugorzędna, nad którą się nie zastanawiam i zastanawiać nie zamierzam.

Pomimo arystokratycznego rodowodu, określenia "grafoman", "grafomański" o wiele lepiej sprawdzają się w proletariackich przepychankach niż na literackim parnasie. Tak to już ten świat urządzony. Arystokratą się po prostu jest lub nie jest — rodowód nie zawsze ma znaczenie, a proletariusze wszystkich krajów... no i mamy to, co mamy. Jako latarnia wskazująca drogę zagubionym pośród słów i znaczeń, dźwięczą mi w uszach przytoczone w artykule słowa Pana Stasiuka: "każde pisanie jest bardziej lub mniej łagodną odmianą pierdolca". Swój grafomański ponad wszelką wątpliwość tekst zakończę pytaniem: czy pojęcie grafomanii jest na tyle jednoznaczne i precyzyjne, aby w dyskusjach o literaturze warto było się nim posługiwać?

Re: Grafomania

37
A ja, głupi, wcześniej nie przeczytałem.

Jednakowoż po przeczytaniu zaczął w mej duszy narastać niepokój. Najpierw podświadomy, ale po jakimś czasie pojąłem, o co chodzi.
Nnsensopedia pisze: Przykłady utworów grafomańskich

Eliza Orzeszkowa, Nad Niemnem;
Czuję się w obowiązku ostrzec. Nie jest bezpieczne, umieszczać na Weryf takie linki :)

39
Zagadnienie do dyskusji: czy istnieje związek pomiędzy grafomanią a niekompetencją w sprawach, o których się pisze?
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

40
Marcin Dolecki pisze:Zagadnienie do dyskusji: czy istnieje związek pomiędzy grafomanią a niekompetencją w sprawach, o których się pisze?
Czasem tak. Ktoś pisze utwór na temat muzyki, myląc terminy muzyczne. Utwór może być, a może nie być grafomański, a błędy ma.

42
Zastanawiam się, czy grafomania jest w konieczny sposób związana z nadproduktywnością pisarską.
Czy można nazwać grafomanem kogoś, kto napisze w życiu tylko kilka utworów literackich i będą one bardzo marne?
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

43
Marcin Dolecki pisze:Zastanawiam się, czy grafomania jest w konieczny sposób związana z nadproduktywnością pisarską.
Czy można nazwać grafomanem kogoś, kto napisze w życiu tylko kilka utworów literackich i będą one bardzo marne?
Tak. Ja stoję w kolejce po ten zaszczytny tytuł.
:P
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak pisać?”