Zacznijmy od początku czy może retrospekcja?

1
Witajcie!
Niedawno rozpocząłem pisać i niemal od samego początku natrafiłem na mały problem, który sprawił, że cała koncepcja mojej powieści uległa zmianie...

Czy Waszym zdaniem lepsze z punktu widzenia czytelnika jest przedstawienie dzieciństwa głównej bohaterki w kilku pierwszych rozdziałach czy może lepiej raz co raz powracać do niego w trakcie retrospekcji? Ostatnio nieco przychylniej skłaniam się ku tej drugiej opcji, lecz mimo wszystko chciałbym zasięgnąć porady jak z tą kwestią radzą sobie inni pisarze. A więc: którą formę zazwyczaj wybieracie w tego rodzaju przypadkach?
To co jedni nazywają koszmarnym snem, dla innych jest po prostu kluczem do bram ich wyobraźni

4
Retrospekcja jest zabiegiem wygodnym, gdyż w dowolnej (ale uzasadnionej fabularnie) chwili możesz przywołać z przeszłości bohaterki tylko te wydarzenia, które w jakiś sposób wiążą się z bieżącą sytuacją - jako jej geneza albo swoisty komentarz do tego, co się właśnie dzieje. Szczegółowe relacjonowanie dzieciństwa bohaterki, tak jak ono przebiegało rok po roku, wydarzenie po wydarzeniu, to trochę inna bajka. W ten sposób pisze się powieści o dojrzewaniu, dorastaniu, młodzieńczym buncie, ewentualnie części sag rodzinnych albo historie z solidnym, rozbudowanym zapleczem obyczajowym.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

5
Szczegółowe relacjonowanie dzieciństwa bohaterki, tak jak ono przebiegało rok po roku, wydarzenie po wydarzeniu, to trochę inna bajka. W ten sposób pisze się powieści o dojrzewaniu, dorastaniu, młodzieńczym buncie, ewentualnie części sag rodzinnych albo historie z solidnym, rozbudowanym zapleczem obyczajowym
Zapewne tak, ale nie o taki rodzaj powieści mi chodzi.
To co jedni nazywają koszmarnym snem, dla innych jest po prostu kluczem do bram ich wyobraźni

6
Retrospekcja.

Chociaż mi parę osób zarzuciło, że zbyt dowolnie poczynam sobie z czasem w tekście i retrospekcji jest zbyt wiele.

8
Jak zadaję podobne takie pytania, to oczekuję konkretnej odpowiedzi, dlatego nienawidzę, gdy słyszę: "To zależy."

Ale... To zależy.

Retrospekcje są dobre. Czasami. Ale są też łatwe... Zbyt łatwe, a przez to wg mnie jest ich za dużo w literaturze, filmach, serialach, komiksach i w ogóle przy opowiadaniu historii.
Po prostu twórcy idą w ten sposób na łatwiznę. Tylko jeśli tak dalej będzie, to czytelnikom znudzi się ten zabieg.
Ja też stosuję retrospekcje, ale tylko wówczas, gdy uważam to za niezbędne.

A przecież jest mnóstwo sposobów, aby przekazać te informacje np. przez zachowanie bohaterów, podczas rozmowy. Jeśli jakieś wydarzenia z przeszłości wychodzą podczas dialogu bohaterów, czasami lepiej można zbudować napięcie. Napięcie, którego nie będzie, jeśli podamy wszystko na tacy w retrospekcji.

A teraz opcja "zacznijmy od początku" czyli coś na kształt prologu. Od razu napiszę, że nie lubię prologów, bo większość jest używana, aby zawalić czytelnika informacjami (najczęściej dotyczącymi świata). Ale prologi mogą też być dobre, gdy nie służą tylko temu, ale przede wszystkim opowiadają historię. Nie potrafię teraz przywołać dobrego przykładu z literatury, ale mam jeden z filmu - "Star Trek" z 2009 zaczyna się prologiem, ale z historią i przede wszystkim jest wciągający. Nie wyobrażam sobie tego jako retrospekcji.

Tak więc...
To zależy :P
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”